Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2014, 12:58   #395
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Thogun i Khaidar stali na polance - krasiowe amory

Khaidar suszyło. Najzwyczajniej w świecie miała ochotę zachlać pałę i choć na chwilę zapomnieć o Roranie, Bongares, oraz całej reszcie syfu, wśród którego przyszło jej aktualnie brodzić. Coraz dotkliwiej odczuwała konieczność obcowania z resztą khazadów, a w szczególności bratem. Ciągłe debaty, kłótnie, próby dojścia do porozumienia spełzające na niczym - jeden wielki pierdolnik, którego nie ogarnęłaby nawet ludzka bajzel-mama z trzydziestoletnim stażem. Każda dziwka miała swoje zdanie, swoje fochy i punkt widzenia. Jakiekolwiek próby perswazji gówno dawały. Wszyscy ciągnęli w swoją stronę, nie bacząc na coraz gorszy stan znajdującego się pośrodku, przysłowiowego prześcieradła.

Gdyby jeszcze ich samozwańczy przywódca okazał odrobinę dobrej woli, wyjmując z gęby zazwyczaj tam goszczące żałosne popierdywanie i zaczął przemawiać z sensem - wtedy może khazadka dostrzegłaby choć nikły cień nadziei na lepsze czasy. Na razie jednak potrafiła dostrzec jedynie gówno, gówno czuła i gówno ją to tak na dobrą sprawę obchodziło. Gdyby tylko mogła stąd odejść bez komplikacji...
- Kurwa mać - zaklęła, jako że cenzuralne słowa pozostawały na razie poza jej zasięgiem. Oddaliwszy się od debatującej gromadki, przysiadła na kamieniu i zaczęła sztyletem wydłubywać zza paznokci przeróżne śmiecie.

Thorgun udał się niespiesznym krokiem za Khaidar, widząc jak ta zionie gniewem. Wyjął fajkę i spokojnie zaczął pykać ją sobie, obserwując z bezpiecznej odległości khazadzką kobietę. Jej przekleństwo dobiegło do uszu strzelca, i spotkało się jedynie z lekkim uśmiechem, który skwitował słowami:
-On tak na wszystkich chyba działa...ale szkoda nerwów, nie sądzisz ? - padło pytanie

Kobieta wyburczała w odpowiedzi coś niezrozumiałego, lecz ton jej głosu jasno sugerował, że nie jest to nic miłego. Z wściekłością maltretowała opuszki palców, co jakiś czas rzucając zimne spojrzenie siwobrodemu. Nie ruszała się jednak ze swojego miejsca, woląc trzymać dystans od wszystkiego, co w napadzie szału, mogłaby uszkodzić.

-Tia… - zaczął Thorgun choć właściwie nie wiedział co powiedzieć. Khaidar na swój sposób była niczym drzazga w oku, lecz też i na swój sposób wyjątkowa. Umiała dać w ryj, napić się i jak trzeba to umiała bluzgać tak, że Bogowie pewnie słysząc ją, otwierali oczy szeroko ze zdziwienia. Podszedł do niej i usiadł nie daleko niej...dalej spokojnie pykając..
-Zawsze tak na siebie działaliście ?- zapytał z ciekawości, bo różnili się i to było widać.

Kolejne burknięcie, tym razem jednak nie tak złowrogie jak poprzednie, wydobyło się z gardła khazadki, gdy chowając sztylet sięgnęła do sakwy z jedzeniem. Chwilę w niej pogrzebała, aż w końcu wyciągnęła kawałek suszonego mięsa i manierkę spirytusu. Żarcie wpakowała do ust, a alkohol podała strzelcowi, żując przy tym intensywnie.
-A jak ci się wydaje? - warknęła, gdy skończyła jeść. Otarła usta wierzchem dłoni i zapatrzona w dal kontynuowała - Jak ci się, kurwa, wydaje…

Thorgun pokręcił głową tylko głową, i wzruszył beznamiętnie ramionami. Zaczynała ukierunkowywać swój gniew w kierunku Thorguna, co średnio mu się zaczynało podobać. Gęsty dym wydobył się z ust, lecz siwobrody milczał początkowo. Ważył dokładnie słowa, by w końcu powiedzieć:
- Jak chcesz się wyżyć to idź daj mu w mordę, reszta chętnie popatrzy...jak znam życie - rzucił radośnie.

Córa Ronagalda pokręciła jedynie głową i widząc, że towarzysz nie ma zamiaru pić, sama żłopnęła porządnie.
-To nie nie da. Idiotą był, jest i idiotą umrze. Dziw że jebaniutki dycha do tej pory, pomimo tylu przeciwności losu. Coś mu tu śmierdzi...i nie rozchodzi się wcale o tą pierdoloną tonę syfu, która zalega tu dookoła. - wymamrotała cicho.

- A co ? - kolejna odpowiedź, rodziła kolejne pytanie

- Jajco, kurwa - prychnęła niezadowolona, że znów ktoś zmuszą ją do zbędnego pierdolenia - Zastanów się przez chwilę kto najlepiej na tym szajsie wyszedł.

- Twój brat i mnie wkurwia, i sądzę że tak naprawdę jest marionetką...ktoś nim zręcznie kieruje a ten, wierzy w swoje “powołanie”. Nie ma dowodów, inaczej nasze dzisiejsze spotkanie miało by wymiar żałobny...bo Rorek były...pokarmem dla psów z kulą między oczami…- spokój bił od strzelca.

Khaidar przytaknęła, ciesząc sie w duchu z opinii Tułacza. Przynajmniej on jeden wydawał się być gotowy do ewentualnego sprzątnięcia bałaganu bez bawienia się w zbędne utarczki słowne i święte oburzenie.
-A wziąć go zajebać i zakopać pod stertą kamieni - burknęła, zaciskając ze złości pięści - to by było najlepsze rozwiązanie, ale już widzę tą świętojebliwą bandę leszczy jak się burzą i gromy ciskają, na przemian z kulami, czy ciosami toporów. Ja pierdolę...ze wszystkich degeneratów mentalnych musiałam dostać za brata właśnie rorka. Bogowie mnie nienawidzą.

-Cóż...ale zgodziłaś się iść z nim… Dlaczego? - zapytał bo to go ciekawiło.

- A dlaczego ty się zgodziłeś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.

-Właściwie to się nie zgodziłem. Rozmowa z twoim bratem..skończyła się tym, że każdy z nas poszedł w swoją stronę. Rozmowa z Detlefem … zmieniła mój punkt widzenia - uśmiechnął się ponownie i wymownie - Detlef potrafi patrzeć z innego punktu widzenia...który jest bliższy mojemu...a jeśli mam do wyboru umrzeć z tymi, których cenię lub gnić i czekać na sztylet w plecy...wybór jest oczywisty.. - dokończył.

Kobieta milczała, gapiąc się gdzieś przed siebie. Przez dłuższy moment nie zwracała uwagi na towarzysza, jakby trawiąc we łbie własne myśli. Odsunęła się za to od niego, przesuwając dupsko na sam kraniec kamiennej płyty.
- Dlaczego tu jesteś? - spytała nagle, przenosząc niechętny wzrok na Thorguna. Przyglądała się mu uważnie, marszcząc czoło i zaciskając szczęki. Towarzystwo khazada wprawiało ją w zakłopotanie, a nienawidziła tego uczucia.

-Cóż...nie liczyłem że się spotkamy więcej...więc postanowiłem...postrzelać sobie...a to lepsze niż ciągłe siedzenie w operatorce dźwigu i nic nie robienie… Poza tym jeśli dzięki temu możemy się wydostać to… warto zaryzykować. Może tym razem ty mi uratujesz dupę...har..har - zażartował sobie krasnolud

-Znów zgrywasz debila - wycedziła podrywając się na równe nogi - Powtórzę kurwa ostatni raz. Dlaczego tu jesteś, po chuj za mną lazłeś? Nie mogłeś jak grzeczny wrzód zostać z resztą przy ogniu? Jestem starsza od ciebie, nie potrzebuję niańki do wycierania glutów z nosa i zdejmowania gaci za każdym razem gdy najdzie mnie ochota by się wyszczać! Czemu więc ciągle za mną łazisz?!

-A o to pytasz… - tym pytaniem Khaidar zaskoczyła Thorguna, który został lekko zbity z pantałyku -Właściwie...to stwierdziłem, że niańka Ci się przyda..bo jeszcze zrobisz coś komuś albo sobie… Zbyt łatwo popadasz w gniew..ale to nie moja sprawa… - rzekł spokojnie.. Tak, była jego totalnym przeciwieństwem, co go przerażało i pociągało w niej.. -Choć tym przewijaniem to się zagalopowałaś, bo gdybym chciał zdjąć Ci te gacie to pewnie wepchnęłabyś mi je głęboko w gardło… - kolejny drobny uszczypliwy dowcip.

Khaidar splunęła pod nogi, rozcierając plwocinę podeszwą buta.
-Thorin cię nasłał? - warknęła przez zaciśnięte zęby, mrużąc bladoniebieskie ślepia. Bezsensowna troska jak ulał pasowała do starego medyka.

Thorgun pokręcił przecząco głową.. dalej spokojnie pykając fajkę.
-Nie.. - odpowiedział…

-Więc...dlaczego? - zadała kolejne pytanie, gapiąc się na strzelca spode łba i złością próbując ukryć zakłopotanie.

-Yyy...no bo.. - słowa na chwilę ugrzęzły Thorgunowi w gardle...myśląc jak by tu wybrnąć - Lubię cię...i chyba lepiej posiedzieć we dwójkę a niżeli … kisić w sobie złość.. - rzucił spuszczając wzrok w ziemię.

- Kurwa - drgnęła, a w jej oczach zabłysła podejrzliwość. Nie miała pewności czy siwobrody mówi poważnie, czy stroi sobie z niej żarty. Bogowie...jak ktokolwiek mógł jej nie nienawidzić? To wykraczało poza pojęcie, budząc w khazadce coraz silniejszą irytację. Widocznie za mało się starała dać wszystkim w kość, skoro ktoś mimo to łaził za nią niczym przyczepiony do psiego ogona rzep. Powróciła jednak tyłkiem na kamień, sadowiąc się obok strzelca. Jeśli lżenie wszystkich i mieszanie ich z błotem przychodziło jej bez najmniejszego trudu, to wyduszenie z siebie czegoś miłego...czysta abstrakcja.
- Ja pierdolę - dodała po chwili - Ktoś ci mówił, że jesteś masochistą?

-A tobie, że tak śmiesznie się wiercisz jak się denerwujesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

- Świerzbi mnie, żeby ci przypierdolić, taki odruch - parsknęła pod nosem, rozciągając usta w coś, co przy dużej dozie dobrej woli można było uznać za przyjazny grymas - Coś jeszcze powiesz, nim dorobię ci drugi uśmiech?

-To jak już chcesz mi przypierdolić, to chociaż daj zdjąć sobie te gacie.. będę przynajmniej wiedział, że warto było, albo chociaż kisiel załatw... - dobry humor nie opuszczał Thorgun, choć liczył się z tym, że dostanie po mordzie -A choć raz, miła nie możesz być…? - zapytał.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline