Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2014, 16:37   #397
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Stało się. W jednej chwili Ronagaldson był (co prawda mianowanym wyłącznie przez siebie) dowódcą oddziału, by w drugiej nie mieć oddziału, którym mógłby dowodzić. Detlef nie czerpał satysfakcji z takiego obrotu sprawy - sądził, że Roran da się przekonać i ten przestanie tworzyć wokół siebie nimb tajemniczości, który dotąd skutkował jedynie nawarstwiającymi się podejrzeniami. Stary dureń okazał się jednak bardziej uparty, niż górski kozioł. Dlatego ten przewrót okazał się konieczny - dla dobra oddział i tworzących go krasnoludów, a nawet dla dobra samego Rorana, który jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy.

"Dziel i rządź". Nie pamiętał, kiedy usłyszał tę maksymę, jednak zdawała się mieć w sobie wiele mądrości. Jak większość takich powtarzanych z pokolenia na pokolenie powiedzeń. Ronagaldson próbował jedynie rządzić uważając, że podwładnym nie należą się żadne wytłumaczenia. Cholera, nawet jeśli coś wyjaśniał, to był w tym tak tajemniczy i pozostawiał tak wiele niedopowiedzeń, że gmatwał sprawę jeszcze bardziej. To mogło jakoś działać, gdyby wciąż byli oddziałem wojskowym, czy formacją milicji. Teraz jednak prowadziło jedynie do pogłębiania sporów i rozpadu grupy. Stanowisko, że "ja jestem ten dobry i sprawiedliwy, cierpię za wasze przewiny i za to winniście mi posłuszeństwo", do tego zaraz po tym, jak błyskawicznie uwolniony z kazamatów po akcji na placu targowym biegał po Azul i nakłaniał wszystkich do pójścia za nim, mając przy tym tajemniczą moc zwalniania ze służby wobec króla - to nie mogło się udać. Sprawa była tak podejrzana, że tylko ktoś pozbawiony powonienia uznałby, że nic tu nie śmierdzi.

A zatem się stało. Niemal jednogłośnie przyjęli jego propozycję utworzenia oddziału najemnego i szukania w ten sposób zysków i chwały. Niemal, bowiem nikt nie pytał Ronagaldsona o zdanie. Była to tymczasowa sytuacja, która mogła się zmienić po opuszczeniu Azul - a miało się to stać pod przewodnictwem Rorana, któremu Detlef zaoferował usługi swej najemnej grupy. Ochrona bandy dzielnych najemnych krasnoludów w zamian za wyprowadzenie jej z oblężonej twierdzy - propozycja była uczciwa i pozwalała zachować twarz wszystkim uwikłanym w spór z byłym sierżantem, jemu także.

Kryzys został zażegnany i można było wyruszać. Tak się jednak nie stało. Podniósł w zdumieniu lewą brew, gdy wpierw Thorin, a później Roran oznajmili, że muszą jeszcze coś pilnego załatwić i wrócą za kilka godzin. Przypominało to wcześniejsze zachowania, gdyż dyscyplina była pojęciem zupełnie nieznanym w tych szeregach. Miał już coś rzec, gdy odpuścił. Nie byli oddziałem. Nie było przymusu - jeśli nawet Thorin zdecydowałby się zostać, to niech zostaje. Z Roranem sprawa się bardziej komplikowała - miał być przewodnikiem i jego obecność decydowała o drodze, jaką wybiorą.

Przez chwilę zastanawiał się co zrobić. Czy było to świadome działanie, by odegrać się na tym, który podważył rządy Ronagaldsona? Może tak, a może i nie. Co w tej sytuacji zrobiłby dowódca najemnego oddziału? Zapewne miałby to głęboko w dupie, gdyż zleceniodawca płaciłby za ich pracę. Stoją, czy idą - stawka ta sama. Zdecydował się zrobić dokładnie tak samo, czyli nic. Zachować profesjonalizm i za nic nie dać się wyprowadzić z równowagi. Ich zapłatą było wyprowadzenie z Azul. Jeśli Roran nie wróci i czmychnie gdzieś sam, to z czystym sumieniem będzie mógł uznać, że umowa nie obowiązuje. Wtedy znajdą innego przewodnika, albo ruszą sami. Zobaczy się.

- Dobra panienki. Zrobimy sobie uroczy piknik, jak dziewuszki w upalny dzień nad ruczajem. - zarządził. - Nie śpieszcie się. Mamy mnóstwo czasu... - rzucił uszczypliwie wobec opóźniających wymarsz. - Nie przesadźcie z trunkami, bo nikt nie będzie nikogo niańczył w tunelach... - poradził byłym milicjantom. Sam znalazł sobie stanowisko powyżej aktualnego obozowiska. Miał trochę spokoju i mógł przemyśleć kilka rzeczy, a przy tym pełnił przy okazji wartę. Dość było niespodzianek, którymi przywitała ich opuszczona dzielnica.

Puszczając kłęby dymu ze swej wysłużonej fajki patrzył na zbieraninę tak bardzo niepodobnych do siebie krasnoludów. Czy z nich w ogóle można stworzyć sprawny oddział, który nie spędzi reszty życia na jałowych dyskusjach, zamiast zarabianiu złota na walce? Raczej nie miał co marzyć o wojskowym drylu - każda walka będzie polegała na indywidualnych działaniach każdego z nich, zamiast na ruchach oddziału jako całości. To mogło się sprawdzić w małych potyczkach, jednak zdawał sobie sprawę, że przegrają z wojskowym przeszkoleniem i skutecznością prawdziwych bitewnych formacji. Pocieszające było to, że ani skaveny, ani zielonoskórzy nie mieli zdyscyplinowanych oddziałów.

Czekał.

Ciekawy był drogi, którą poprowadzi ich Roran. Jeśli była podobna tej, którą już raz Azul opuścili, to zwierzęta pociągowe zabrane przez niektórych co najwyżej skończą jako racje żywnościowe. Nie widział szans na przeprawę z kopytnymi przez katakumby, czy ciasne tunele - na główne szlaki nie mieli co liczyć ze względu na szczury. Sytuacja będzie ciekawa, jeśli sprawdzą się jego przewidywania - teraz jednak każdy odpowiadał za siebie - czasy oddziału z matkującym dowódcą odeszły w zapomnienie. A z pewnością nie zamierzał dyskutować o głupich zwierzętach przez pół dnia, gdy okaże się, że droga za ciasna. Ciach - i będzie z czego pieczyste zrobić.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 02-09-2014 o 16:52.
Gob1in jest offline