Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2014, 17:09   #92
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Wszystko, kompletnie wszystko o czym pieprzył ten... ta... to Lou Zephyr było dla Egona Olsena absolutną abstrakcją. Mówił całkiem składnie, momentami opowiadała nawet przekonująco, barwnie i sugestywnie. Tyle że to o czym opowiadał brzmiało tak fantastycznie, że nawet mocno w ostatnich dniach nadwyrężona przeżyciami wyobraźnia bankiera nie wyrabiała i z niemałą trudnością dawał radę, by pojąć abstrakcję sytuacji w jakiej by się wszyscy znaleźli, gdyby rewelacje mężczyzny-kobiety miały być prawdą.

Nie ufał mu. Jej. Przebierańcowi, uparcie tkwiącemu w kłamstwie nawet wtedy gdy zmuszona okolicznościami musiała szukać ratunku pośród tych, o których dobrze musiała wiedzieć, że są jej zaprzysięgłymi wrogami. Wróg mego wroga jest mi przyjacielem. Idąc dalej sprzymierzeniec mojego wroga staje się mi wrogi. Na głupią nie wyglądała. Na naiwną też. Mało tego. Swoją sugestywną gadką zdawała się już porwać niektórych spośród nich. A przecież plotła takie niedorzeczności, że nawet otępiałemu umysłowi bankiera ciężko było nadążyć.

Tym bardziej nie kupował jej historii. Za bardzo śmierdziało mu to kolejną zasadzką. Za bardzo cuchnęło mu to sprytnym chwytem by wkraść się między nich, rozpalić panikę, a potem korzystając z mroku rozczłonkować grupę, lub co gorsza zaprowadzić wprost pod lufy bandziorów Harpera.
Kłócić się ani apelować do rozsądku kogokolwiek nie miał ani zapału ani sił. Ani czasu. Zresztą, czegokolwiek by nie myślał o Lou Zephyr i jej rewelacjach tajemnicze latarki ślepi i jemu mrowiły skórę na plecach a odgłosy turlania napędzały wciąż na nowo stracha. Zostać tu na wszelki wypadek nie miał zamiaru. Dać się jak baran wieść na rzeź... - w tej sytuacji raczej nie miał innego wyjścia... Ale nie miał zamiaru dać się zaszlachtować bez walki. Jeśli tak ma być - trudno, jednak jednego był w tej pozbawionej jakiegokolwiek pewnika sytuacji pewien. Zabierze ze sobą do piekła tę cholerną Zephyr. Na pierwszy sygnał że to zasadzka zabije ją. Baba czy nie, strzeli jej w łeb bez mrugnięcia okiem.

Z zaciętą miną oderwał się od skały i ochrypłym głosem pierwszy raz od wielu godzin warknął.
- Z całym szacunkiem wielebny, komu wola niech tacha Shilaha na plecach. Godne to i po chrześcijańsku. Ja opiekę swą roztoczę nad damą. - Po czym demonstracyjnie odciągnął kurek rewolweru i dodał - Miss Zephyr. Pani przodem.
 
Bogdan jest offline