Heinricha obudził hałas dobiegający z podwórka. Wczorajszy dzień, nerwowy, obfitujący w walkę i trudne decyzje zakończył się w chacie pustelnika, gwarantującej nieco przytulniejszy odpoczynek niż biwak pod gołym niebem na kocu, z czego szlachcic skwapliwie skorzystał. Heinrich wyjrzał przez brudne błony, rozpięte na malutkich okiennicach chatki widząc bez zaskoczenia grupę zbrojnych. Znajomych zbrojnych sądząc po temblakach. Powinni poćwiczyć jazdę konną i maniery Pomyślał Heinrich. Usłyszawszy pomysł Erika popatrzył na niziołka i cyrkowca po czym jego spojrzenie powędrowało na stojące w kącie wiadro na odpadki... Krosty już macie. Śmierdzące......jestHeinrich podał niziołkowi wiaderko z cuchnącymi, gnijącymi resztkami odsuwając nos jak najbardziej się dało.
Obracając głowę dostrzegł płaszcz pustelnika, brudny i śmierdzący leżący na ławie. Staruszek spał w najlepsze, najpewniej sprawiony zielskiem które przypalał zeszłego wieczoru.
Heinrich niewiele myśląc przykrył się płaszczem. Nie musiał udawać chorego i nieszczęśliwego, bo smród był okropny. Szlachcic współczuł staremu, że musi bytować w takich warunkach - choć z drugiej strony mógł już niewiele czuć, narkotyzując się codziennie palonym zielskiem. Błogosławieni którzy nie wiedzą..... - pomyślał po czym dodał szybko - Błogosławieni którzy cierpią - cóż, dzień rozpoczynał się równie ciekawie co poprzedni. |