Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2014, 18:17   #104
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Zmierzchało już, nie dyskutowali więc dłużej nad dalszymi poczynaniami. Wąska ścieżka nie była przyjemnym miejscem na nocleg, noc miała pokazać, czy okazałaby się bezpieczniejszym. Nie musieliby się zatrzymywać na szczycie, tak blisko ruin, gdyby nie zwierzęta, nie potrafiące samodzielnie pokonywać takich podejść. Musieli zdjąć z nich cały ekwipunek i ciągnąć go na górę. To samo zrobili z końmi, pomagając im za pomocą lin i popychając od tyłu, co wyglądało trochę komicznie i wywołało chichot Dii, kiedy Bayle wywrócił się i zsunął na dół, pociągając za sobą Harpagona. Trwało to prawie godzinę, zanim wszyscy i wszystko znalazło się przy ognisku, rozpalonym przez cichą Mill’yę z pozostawionych w okolicy gałązek. Nazbieranie większej ilości drewna w tych warunkach wymagałoby wejścia dalej za zniszczony mur, od którego woleli trzymać się z daleka.
Ogień był więc malutki, a kolacja prawie zimna.
Ciemność nadawała wszystkiemu nowego wymiaru.



Noc


Czerń nocy narastała, otulając ich ciała i pogłębiając uczucie znalezienia się na szczycie świata. Góry nie były tu tak wysokie jak w najwyższych partiach pasma, ciemność jednak niwelowała to zupełnie. Słaby płomień ogniska zezwalał na spoglądanie dwa metry w każdą stronę. Namioty nie chroniły przed tym niezwykłym wrażeniem, ciężkie płótno nie odgradzało od rzeczywistości pomieszanej z wrażeniem błądzenia we śnie.
Czuli to wszyscy: ci stojący na warcie i ci próbujący odpocząć przed następnym trudnym dniem wędrówki.
Każdy krok przybliżał do wpadnięcia w przepaść, przepaść czarnej duszy. Zapytani następnego ranka, prawdodpodobnie nie umieliby wyrazić tego zrozumiałymi słowami. Coś ciągnęło ich ku sobie. Wszystkich, bez wyjątku.
Niektórych być może nieco bardziej.

Maarin śniła, że się topi w czarnej, gęstej niczym smoła, gorącej wodzie.
Valerius widział piękną twarz ujeżdżającej go w łożnicy niewiasty, zamieniającą się w największy koszmar o ociekających jadem kłach.
Queintin raz za razem oblewał egzamin, nie umiejąc wyczarować najmniejszej nawet kuli światła. Wszyscy dookoła śmiali się do rozpuku.
Wreszcie Harpagon, obserwujący jak Kruczowłosa oddaje się innemu. Sparaliżowany zupełnie, mógł na patrzeć na rozkosz malująca się na twarzy dziewczyny.

To co mieszkało w ruinach nie było dobre. Nie teraz i nie wcześniej.
Obudzili się. Jak żołnierze słysząc wezwanie.
Oni też usłyszeli w swoich głowach. Poczuli obecność.

Bayle stał wtedy na warcie, wraz z Dią. Rudowłosa wydawała się całkowicie blada w świetle trzymanej przez mężczyznę pochodni. W drugiej dłoni trzymał obnażony miecz. Patrzyli się oboje w kierunku ruin. Bardzo powoli zbliżało się z tamtego kierunku niewielkie, czerwone światełko, niczym zawieszony na łańcuchu kaganek, poruszający się w rytm czyichś powolnych kroków. Zatrzymał się na granicy, w zniszczonej bramie. Płomień nie oświetlał zupełnie stojącej tam postaci. Widzieli tylko zarys przygarbionej, ubranej w długie szaty istoty. Zarys pochłaniający światło. Cienie poruszały się w tańcu.

- Czekałem na was - nieznajomy odezwał się. Było coś dziwnego w tym głosie. Elin nagle jęknęła i opadła na kolana.
- Nie, odejdź z mojej głowy! - krzyknęła, dźwięk rozwiał się w mocnym wietrze. Powietrze poruszało się gwałtownie, jakby szykowało ich na dotarcie burzy.
- Czekałem na was - powtórzyło czarne widmo. - Na krew mojego pana. Czy wróciliście tu odebrać co wam należne? Sięgnąć po jego dziedzictwo? Przywrócicie wielkość jego imieniu!
Wiatr szarpnął ich ubraniami, pochodnia zasyczała i zgasła. Na tę chwilę widzieli niemal wyłącznie płonący na czerwono kaganek.
- Lub swojemu - niosło to obietnicę, słyszeli to w tym głosie-nie głosie, bezpośrednio w swoich głowach. - Ktoś musi po to sięgnąć. Dobro i zło nie mają znaczenia. Bądźcie jak on, lub jak Kelemvor jeśli wolicie. Tu stawiacie pierwszy krok. Pan zasiał swoje nasienie w wielu, lecz cząstka jego jestestwa czeka tu na pierwszych gotowych sięgnąć po nią...
 
Lady jest offline