Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2014, 20:24   #95
killinger
 
killinger's Avatar
 
Reputacja: 1 killinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputacjękillinger ma wspaniałą reputację
Abe był szybszy. Zawsze wyprzedzał go o pół kroku, o jeden skok, o ułamek sekundy. Owszem, był starszy, ale to w żaden sposób nie koiło złośliwych ukąszeń, których nie szczędziła duma Jebediahowi.
Tego dnia też był szybszy. Nieznacznie, ale jednak wyprzedził Jeba w wyścigu do urwiska. Gdy doskoczył do północnego zbocza Samotnego Mnicha, zwanego niezrozumiale podówczas dla chłopców Łysym Kapucynem, kuzyn Abram Azrael Harris wspinał się zręcznie jak małpa po osypisku. Jeb zagryzł wargi, nie bacząc na ostre krawędzie łamanych siłami natury kamieni, wbijał swe młode palce w poznaczone erozją zbocze wyniosłej góry, pozostałości po jakimś odległym fałdowaniu powierzchni północnej Georgii.
Abram był starszy o dwa lata, ale kochał go jak własnego, rodzonego brata którego nigdy się nie doczekał. Chłopcy spędzali często wspólnie wakacje i święta, czy to w Oakridge, czy Mills Meadows, posiadłości należącej do rodziców Abe'a. Tak było i w te wakacje, kiedy to wyrwali się nieszczelnej kurateli pilnującego ich służącego i wyruszyli na poszukiwanie przygód. Strome, poznaczone spękaniami i szczelinami osypisko, wabiło ich jak zapach nektaru pszczoły. Takie tez było pierwsze skojarzenie Jeba - pszczoły. Bzyczenie, z cichego narastające niepokojąco do wrednie niskich tonacji. To już nie pszczoły, to trzmiele, szerszenie, o Panie, to ryk niedźwiedzi chyba!
Hałas narastał wraz z kolejnymi głazami spływającymi rolującą kaskadą w dół stromego zbocza. Kamienna rzeka wycelowała swe chciwe palce prosto w nich. Czy to przypadkiem, czy zwyczajnym przejawem kaprysu sił natury, kamienna lawina porwała ze sobą Abrama, gniotąc go, drapiąc, a w końcu miażdżąc całkowicie.
Jeb bezsilnie wyciągał nieskutecznie swą dłoń ku najbliższemu przyjacielowi, kiedy ten, niczym zakrwawiony ochłap przesuwał się irracjonalnie wolno przy kryjówce, jaką zapewniał sterczący kawał solidnego bazaltu. Przyroda z całą stanowczością skarciła młodych chłopców, pobierając okrutną daninę w postaci życia jednego z nich.

Teraz Jebediah Malcolm Harris stał pod innym zboczem i nasłuchiwał. Wytężał całe swe siły, by usłyszeć pszczoły, trzmiele, czy cokolwiek złośliwie buczącego powyżej miejsca w którym się znajdowali. Cisza kojąco podpowiadała, że można spróbować, że trzeba podjąć ryzyko. Dziwne dźwięki płynące z pobliskich ciemności jednoznacznie mówiły, że ziarenka chwil ich życia spadały na stos beznadziejnej przyszłości w klepsydrze przeznaczenia.

- Pani, panowie. To najszybsza droga by choć na chwilę wymknąć się spoza zasięgu wężowatych, oraz tego, co ustrzelił pan Price. Wchodźmy szybko, potrzebujemy liny i czegoś do wbijania w skalne szczeliny. Liche to zabezpieczenia, ale nawet rewolwer może posłużyć jako prowizoryczny hak w ścianie. Im szybciej wzniesiemy się ponad zasięg bestii, tym lepiej dla nas. Czy czujecie się na siłach? Wchodzimy kawałek, kotwimy się w zboczu i podciągamy na linie madamme Reed i ... ehm ... miss Zephyr.

Dla pewności wbił spiczasty czubek buta pomiędzy dwa kawałki granitu i wygodnie przeniósł ciężar ciała w górę. Następnie powierzył ciężar palcom i nadgarstkom, wykonał lekki zamach drugą nogą i oparł ją wygodnie o coś w rodzaju naturalnej półeczki skalnej, podciągnął się i niepewnie balansując wyprostował się, znajdując się już ponad 4 stopy nad ziemią. Sprawa wyglądała jak na razie dość prosto.

Starał się wyrzucić z umysłu fakt, któremu zawdzięczać mogli ową prostotę. Shilah spał. Spał. Smacznie spał. Tylko spał. Sen jest dobry. Nie ma nic złego w śnie.

Stał niemal całkiem poza zasięgiem blasku pochodni. Nikt nie domyśliłby się nawet, że po twarzy Harrisa spływają grube, gorące łzy wstydu i smutku. Zabił, by zwiększyć szanse swoje i innych. Zabił, a Dobry Pasterz mówi, by nie zabijać nadaremno. Płacze, choć Shilah był tylko mieszańcem.

Był też jednym z nich do diaska.

Nie, nie pozwoli już innym umierać na próżno. Dość bezwolnego poddawania się czającej się wokół wrednej śmierci.

- Ruszajmy szybko, nie czas na wahanie. Ruszać się do licha! Jeszcze zdążymy zemrzeć, ale ze starości, a nie w brzuchach bestii. Do dzieła, przyjaciele!

Podskoczył ponownie, uczepił się skalnego nawisu i wypatrzył odpowiednią szparę, w której można zaklinczować rewolwer i przewlec przez tę prowizoryczną klamrę linę. Uratują się, zwyczajna góra nie zabierze im życia, choćby brzęczały wszystkie roje pszczół świata.
 
__________________
Pусский военный корабль, иди нахуй

Ostatnio edytowane przez killinger : 03-09-2014 o 20:36. Powód: literówki
killinger jest offline