Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
3 Vharukaz, czas Lazulitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Ruiny starego dystryktu handlowego Izor
Wreszcie nadszedł dzień wymarszu. Od dłuższego czasu Dorrin nie mógł się doczekać tej chwili. Nie mógł doczekać się wędrówki. Przytłaczały go bowiem miasta takie, jak to. Nie lubił tkwić w jednym miejscu. Niewątpliwie wpływ na to miała matka, która wolała zabawiać się z kolejnymi poszukiwaczami przygód nawiedzającymi jego rodzimy gród. Podczas całego życia Zarkan miał okazję poznać wielu ludzi, kilku elfów i niezliczoną liczbę krasnoludów. Na jego nieszczęście najgorszą kurwą, która stanęła na jego drodze była jego matka. W tej chwili wszystkie problemy drużynowe schodziły na drugi plan. Nie miało znaczenia odciągnięcie od władzy Rorana. Niemal zapomniał o wszystkich ranach i strupach, które pokrywały, jego umięśnione ciało.
Niestety przez nieodpowiedzialność niektóych członków drużyny ich wymarsz miał być opóźniony. No cóż Dorrin musiał się z tym pogodzić. Tak, jak reszta zaakceptowała ślepego na jedno oko, okaleczonego khazada, który powinien raczej pozostać w tej zgubionej twierdzy; tak on powinien zrozumieć i zaakceptować sprawy, które zatrzymały resztę w tej zasranej twierdzy na kolejnych kilka godzin.
Młodzieniec niemal usypiał gdy nagle tuż obok niego pojawił się Thorin, który ze zwykłym dla siebie spokojem zapytał-
Cytat:
- Dorrinie ty się najmniej z wszystkich nadajesz teraz do walki. Byle ranka może pootwierać szwy i powalić cię na stałe. Poniesiesz lampę oświecając nam w tunelach drogę i poprowadzisz osła, tak bym mógł mieć ręce wolne i móc swobodnie strzelać w razie pojawienia się wroga?
|
Każdego innego tygodnia na takie pytanie Dorrin odpysknąłby coś, albo walnął piąchą słabego medyka. Niestety w tym czasie musiał zaakceptować pomysły podobne do tego. Nie nadawał się bowiem w tej chwili nawet do pijatyk, w których tak się lubował.
- Niech tak będzie -wymruczał przyciszonym głosem wyraźnie z siebie niezadowolony. W duchu pomyślał jeszcze kilka innych rzeczy, o których świat nie chciałby czytać.
W każdym razie Wyrwany z rzeki złapał za lejce zwierza i gotował się do marszu. Pozwolił sobie nawet na przewieszenie przez ciało osła swojego wielkiego topora, z którym do tej pory jeszcze nigdy się nie rozstawał.