Krzątanina na dole przybierała na sile. Niektóre zbłąkane owieczki zdołały nawet powrócić do ich uroczego stadka. Super. Zaczynał robić się głodny, więc skojarzył tę scenę z bulgotaniem potrawki postawionej na ogniu. Najpierw cisza, potem robiło się coraz cieplej, aż wreszcie całe naczynie wrzało. Nie pozostawało nic innego, jak tylko zamieszać w tym kotle zanim się przypali. - Rad jestem, że zebraliśmy się wszyscy. - Zaczął. - Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że czeka nas trudna i niebezpieczna droga. Nie wątpię, że damy radę, jednak ja mam jeszcze jedno życzenie - chciałbym, abyśmy do Południowego Fortu dotarli w tym samym składzie, w jakim wyruszymy z Azul. Nie życzę sobie zgonów, upadków z wysokości, ani poważnych zranień w walce z naszym wrogiem - jedyne, co może wam dolegać, to odciski od twardych butów, mdłości z przejedzenia i boląca paszcza od ziewania z nudy. Zrozumiano? - Zapytał pół żartem, pół serio. - Byśmy mieli pewność, że jesteśmy dobrze przygotowani do podróży, chciałbym uzyskać od was kilka odpowiedzi. Po pierwsze - czy każdy z was ma prowiant przynajmniej na tydzień i coś, czym ugasi pragnienie powiedzmy przez dwa-trzy dni? Druga sprawa - być może czeka nas wspinaczka, zarówno w górę, jak i w dół - ile macie ze sobą liny i haków? Ja mam jakieś dwadzieścia łokci sznura i kotwiczkę. Po trzecie - ciągnął dalej - wszyscy z bronią miotaną - weźcie ze sobą tyle amunicji, ile zdołacie. Nie wiadomo kiedy, ani czy w ogóle wrócimy do Azul i na uzupełnienie zapasu przynajmniej chwilowo nie ma co liczyć. I ostatnia rzecz - zapas opatrunków i leków - sądzisz, że wystarczy, czy musimy coś jeszcze dokupić? - spytał Thorina
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |