Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2014, 21:07   #18
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Oprócz napełnienia baków maszyn, śmiałków wyruszających w drogę w interesie rodzinki Szulców, każdy z uczestników owej wyprawy otrzymał również jeden talon paliwowy na 30 litrów, oraz kanister z 20 litrami zapasowej benzyny. Do tego zaś dochodziła jeszcze zwyczajowa, czarna torba z żywnością i wodą na dwa dni od łebka. Jak więc było widać, pracodawca podchodził do całej sprawy całkiem sumiennie, dając nawet to i owo na drogę poza samym zleceniem... i chyba nikt nie wspominał o fakcie przypisania tego zaliczce? Byłoby więc całkiem nieźle na sam start.

....

Po opuszczeniu hotelu Ambasador grupka udała się na krótką i szybką naradę na znaną niektórym strzelnicę, by ustalić chociażby takie "drobnostki" jaką w końcu trasą pojadą... możliwości były bowiem trzy, jak wynikało z atlasu sprezentowanego im przez Paolo. Swoją drogą, typ chyba spoko, dający im tyle bajerów, ciekawe skąd dokładnie znali się z "Doberuskiem"?

John Smith nie był wielce zadowolony z dodatkowego postoju jeszcze przed samym startem. Co prawda nie marudził, nie groził, i nie zawracał nikomu dupy, jednak po jego minie i spojrzeniu można było bezbłędnie wywnioskować, iż za cholerę nie pasuje mu taki obrót spraw. A później było jeszcze gorzej, gdy paru mocno paranoidalnym osóbkom w grupie przyszła ochota na obszukiwanie i rozbrajanie Smitha...


~


W końcu jednak ruszyli.

Opuścili Downtown, kierując się na 94-kę. Po drodze prezentowały im się różne widoki, a im dalej od centrum, tym większy, zwyczajowy syf, i codzienne przekonanie, iż świat naprawdę się kończył. Szczury przetrząsające ruiny, płotki mające nieszczęście skończyć w klatkach, uliczna ladacznica okładająca pijanego alfonsa sztachetą, psy rozszarpujące ciało martwego już nieszczęśnika...

Pozory jako takiej normalności otaczającej ich cywilizacji, traciły na blasku z każdym kilometrem oddalania się od Detroit.




Ale oni mieli to gdzieś! Jeszcze świat całkiem nie umarł, jeszcze się nie skończył. Nadal można było w miarę normalnie żyć, i co ważniejsze - było chyba po co żyć - A kto sobie nie umiał poradzić, to jego sprawa. "Dziś" należało do tych zaradnych, do tych co nie bali się nadchodzących wydarzeń, umiejących odnaleźć się w otaczających ich syfie!


....


Jakiś sukinkot miał czelność ich ostrzelać na przedmieściach Detroid.

Był jednak albo cholernie kiepskim strzelcem, albo wszystko miało być jedynie na pokaz. Jedna kula ledwie drasnęła Hummera, pozostałe zadźwięczały blisko ich konwoju po popękanym asfalcie. Nie zrobiło to na nich zbyt dużego wrażenia, poza oczywiście złorzeczeniem Trevora i Jeda.

Jechali po autostradzie międzystanowej, której blask już dawno przeminął. Jedynie może "Dziadek" miał jeszcze okazję poruszać się z zawrotną prędkością po kilku jej pasach przed wojną, mogąc nacieszyć się wszystkim tym, co dawno już się skończyło. Obecnie zaś, z całej tej dumy i wolności pozostało jedynie około półtora zaniedbanego pasa. Resztę zaś zagracały wraki, śmieci, i natura połykająca beton i stal, wdzierając się powoli, lecz systematycznie na zabudowane miejsca.


~


Chcąc, czy też nie, reszta grupy musiała dostosować prędkość do Hummera, który okazał się najwolniejszy w konwoju. Pomykali więc ledwie dziewięćdziesiąt kilometrów na godzinę zdezelowaną autostradą. Mildred na przedzie, robiąc za zwiad na motorze, Dziadek mając za kompana swego kałacha na siedzeniu pasażera, Trevor i Jed w Hummerze, Smith wraz z Joe i Kenyą w Challengerze.

Smith siedząc w wozie nie bardzo się odzywał, od czasu do czasu jedynie odpowiadając zdawkowo na zadawane pytania, a Joe i Kenya zauważyli, że garniak podpiął sobie walizkę kajdankami do... nogi. Dzięki temu wciąż znajdowała się ona bezpiecznie przy nim, a za to mężczyzna miał wolne obie ręce. Rozwiązanie sprawy nietypowe, jednak chyba i cwane?

Po dwóch przydrożnych knajpach, kilku omijanych bokiem niewielkich miasteczkach, jakieś dwie godziny od rozpoczęcia jazdy (i w okolicach Battle Creek) coś zaczęło zgrzytać w maszynie Mildred. Cholerny pech i nic więcej, akurat u niej, a do tego daleko do jakiejkolwiek cywilizacji, zaś przednie koło Yamahy wydawało z siebie coraz bardziej niepokojące odgłosy. Nie, żeby opona była przebita, to było bardziej co wspólnego z jej... mocowaniem... łożyskiem?

W końcu musieli się zatrzymać.

W grupie było kilku speców od rozwałki, był i wygadany cwaniak, było paru w miarę dobrych kierowców, obijmord, była i lekarka, ale nie było mechanika z prawdziwego zdarzenia. Ba, nie było nawet kogoś, kto choć w miarę nieźle znał się na dłubaniu w maszynach... Wspólnymi siłami logiki stwierdzili jednak, że faktycznie, mogło coś być z łożyskiem, jednak nie wiadomo jak daleko tak jeszcze motor Mild pociągnie, i czy czasem po drodze jej przypadkiem owe cholerne koło nie odpadnie, sama Mildred z kolei nie zaora ząbkami asfaltu.

Smith miał to zaś tak daleko gdzieś, że nawet nie wysiadł z auta w czasie owego postoju.




Owe dysputy przerwało pojawienie się za nimi jakiś pojazdów. Zatrzymały się one w naprawdę sporej odległości, ledwie na granicy widoczności. Jechały one od strony Detroit... choć wyglądało na to, że gdy grupka urządziła sobie przymusowy postój, tamci również się zatrzymali.

Wszystko to było dosyć podejrzane.

Zdawało się, że były tam ze dwa motory, łazik, i chyba dwie osobówki.

Czekali...

Ktoś ich śledził, ktoś miał zamiar się za nich zabrać, czy może po prostu również jechali akurat w tym samym kierunku, i ze względów bezpieczeństwa postanowili się zatrzymać i obadać, co też ci z przodu kombinują? W końcu w obecnych czasach niczego pewnym być nie można, a lepiej mieć się na baczności w każdej sytuacji, jeśli chce się przeżyć jeszcze kilka dni.

- Na mnie tak nie patrzcie, nie mam pojęcia - Powiedział w końcu człowiek Szulca, wychodząc z Challengera i zapalając papierosa.









.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline