[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=TSOfXj0AxGk[/MEDIA]
A więc jednak! Historia zatoczyła koło. Zaczęło się od kościanego konia i na nim skończyło. Ostatecznie uzyskał odpowiedź w co można wsadzić kościany korkociąg?! Żal za dupę ścisnął za pięknie rzeżbionym fantem, ale widać tak już było otwieraczowi pisane, aby zmienić właściciela w zwieraczu zaplątanego w gacie Bojana.
Huan z sentymentem westchnął za cudnie zdobionym majstersztykiem. Zwędziwszy elementarz czule wytarł go z sadzy, kurzu i atramentu po czym pieczołowicie schował za pazuchę. Ruszył z gracją przestępując nad ciałem Żaka, potem Magnusa omijając kałużę wymazu z plwocin. Z łokciem wspartym na biodrze wesoło kręcił dłonią młynki wirującą kiesą zagłady pełną miedziaków i srebrników. Ruszył do wyjścia, gdy nagle zatrzymał się w pół kroku...
Wszedł za bar i znalazłszy najlepszy trunek jakim Barani Łeb dysponował, pokręcił się tam chwilkę znikając za szynkwasem a potem wrócił na galeryjkę.
W końcu ruszył do wyjścia szybciutko na paluszkach, zadowolony z łupów do których dołączył nie tylko amulet magusa ale ostatecznie i parka kolczyków wykidajły co znalazł juz sobie drogę do uszu złodziejaszka. I tylko ten konik... Eh... Koniec końców zrobił jednak na nim zasrany interes... Nie można mieć jednak wszystkiego. A jak nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Nie zapomniał o schowanej za winklem szynkwasu pamiątce, która mu łeb ocaiła przed pałą hegemony.
***
A z garlyjki ciągnął się niewinnie sznureczek. Pętelka na jednym końcu oplątana była wokół pełnej do połowy butelki gorzały stojącej na pocieszenie w zasięgu węchu chrapiącego na galeryjce Bojana. Jednak drugi koniec linki uwiązany był do zatyczki u klapy w podłodze za barem. Coby w przyrodzie nic już nie ginęło tego wieczoru... Aby wkrótce dobrodziejka Rita, uwolniona niewstrzemięźliwością Bojana, miała na kim odreagować rozpiździaj jaki spontanicznie malował się wszędzie jak okiem łypnąć w oberży.