Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2014, 08:39   #118
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Burro zaś usiłował opanować poddenerwowanie i krew huczącą w skroniach. Wojownika z niego nigdy nie będzie… zawsze paraliżował go strach, zawsze ręce mu się trzęsły. Nie mówić już o tym że gdyby bladziak nie miał hełmu, to przecież jedni bogowie wiedzą co by się stało. Kucharz dalej szeroko rozwartymi oczami wodził za latającym namiotem, utrzymywanym w powietrzu przez Shando. Zamrugał kilka razy, rozglądnął się trochę przytomniej.
- Ej! -krzyknął do reszty, która została poza jaskinią, a najbardziej do tej zielonej reszty. - Jest tu ranny, Kostrzewo!
Zobaczył jednak, że Tibor już ruszył w stronę rannego giganta. Przypomniał też sobie, że usłyszał kilka łamanych słów w gnomim od jednego w wielkoludów, więc zaraz zapytał.
- Nic wam nie jest? Tylko ten kolega oberwał? Reszta cała? - przyjrzał się bladziakom, którzy pokiwali głowami, uważniej i nie kryjąc ciekawości. No podobieństwa do Vara jakieś tam były, ale najważniejsze, że oni nie brali się do bitki i a nuż się uda dogadać.
- Jestem Burro Butterbur z Ybn Corbeth. - Skłonił się uprzejmie w pas. - Wędrowaliśmy Drogą Królów… eee tym tunelem prostym, przez krasnoludy wyciosanym. Wiecie może jak na niego powrócić?
Dwa garbate giganty wymieniły między sobą kilka słów, po czym jeden z nich rzekł.
- Moje imię to Gorrunt, on to Barum - wskazał towarzysza. - My wędrujemy dołem. Nie ma żadnego przejścia na powierzchnię, już od wielu, wielu lat.
Kucharz zafrasował się wyraźnie, ale zaraz przypomniał sobie że przecież minęli dziurę przed wpadnięciem w pułapkę.
- Pewni jesteście? A może takie ścieżki którymi takie wielkie pająki łażą? - Opisał maszkary z którymi walczyli. - Może takie z Drogą się łączą?

Relacja Burra z bitwy na Drodze wywołała bardzo gwałtowną reakcję rozmówców, którzy mówiąc do siebie i drużyny, zadając pytania jednocześnie i mieszając języki sprawili, że rozmowa w końcu zupełnie niezrozumiała. Nim sprawa się wyjaśniła niziołek zdążył się okropnie zdenerwować obawiając się, że olbrzymy są może jednak przyjaciółmi pajęczaków. Na szczęście okazało się, że wręcz przeciwnie.
- Wy chodźcie z nami. Wy pachnieć choldrith. My znajdziemy dziurę i znajdziemy miasto, wreszcie znajdziemy miasto! - entuzjazmował się Gorrunt, a Barum w kulawym krasnoludzkim oferował drużynie goscinę i najlepsze wygody jakie mogła zaoferować gigancia społeczność.
Czarodziej zadowolony z siebie opuścił lewitującego mrocznowłóka pod swoje nogi i pokiwał głową z uznaniem dla własnego pomysłu, zaklęcia i szczęścia. W końcu nie na co dzień można spotkać głęboko w jaskiniach kogoś przyjaznego.
- Nic z ich mowy nie rozumiem, ale przyjazne gęby rozpoznać umiem - mruknął nie wiadomo do kogo i - swoim zwyczajem - skrzyżował ręce na piersi.
- Ja też ni w ząb nie łapię - poinformowała do wtóru Mara.
Kucharz zerknął na czarodzieja i przetłumaczył szybko.
- Racja, gdzie moje maniery, przecież nie wszyscy gadają po gnomiemu i krasnoludzku.
Przedstawił na szybkości kompanów, może dlatego żeby i reszta mogła włączyć się do rozmowy. Bo coś zaniepokoiło Burra w gigantycznym entuzjaźmie.
- Eee.. a jak już znajdziecie miasto to co zrobicie? - Walnął jak zwykle bardzo dyplomatycznie. - Bo widzicie, tam są drzwi zamknięte na amen. Ale w drugą stronę da się przejść, przez Królewską drogę.
Obaj giganci wydali z siebie radosny rechot (tym szczerszy gdy zauważyli, że reanimacja rannego towarzysza w wykonaniu Tibora i ich kompana przynosi skutek), po czym zaczęli wykonywać dziwne gesty, które przeraziły Burra, Mara uznała je za obcesowe, a Shando zidentyfikował jako ruch wyrywania muchom skrzydełek (czy też pająkom nóżek), o czym nie omieszkał poinformować towarzyszy.
- Choldritch miasto bam! - Barum huknął młotem o podłoże - a droga w dziurę wolna! - oznajmił zadowolony, a niziołka ogarnęła taka ulga, że omal nie usiadł na ziemi. Garbusi wcale nie chcieli atakować krasnoludów a pajęczaki! Choć świadomość, że między nim i jego kamratami a wyjściem na powierzchnię znajduje się całe miasto czarujących i plujących siecią potworów wcale nie poprawiła mu humoru.
- Całe miasto bam? - Niziołek spojrzał niepewnie na giganta. No owszem wielki i z tłuczkiem, ale jakoś nie wyobrażał sobie że ich trójka i ten co go maltretował Tibor przed chwilą da sobie radę z tymi paskudami co ich zaatakowały, jak ich będzie całe miasto. - Emmm… jest was więcej, tak?
Burro dobrze maskował ulgę, a przynajmniej się starał że białowłosi giganci nie mają nic do khazadów. A tak sobie pomyślał że jak wyrżną ośmionogie pokraki to i khazadzi powinni im być wdzięczni. W końcu nie będą atakować tych co po Drodze będą łazić.
- Pomożecie nam wrócić na drogę, jak my pomożemy wam zrobić Choldrith miasto bam? - upewnił się jeszcze.
- Pomożecie? - wyraźnie zaskoczeni propozycją giganci uśmiechnęli się jeszcze szerzej, choć Burro nie sądził, że to możliwe. - W naszej kawernie maurów dużo, kłopot tylko znaleźć wroga. Dobra magia nie jest zła -Gorrunt spojrzał na Shando, po czym użył słowa, którego Burro nie znał - … Lolth sprawiać problem, a my mamy mało czarodziejostwa. Gdy pomożecie pokonać chityniaki i choldrithe, to my nawet wybić dla was nowy tunel do góry! - zapewnił gorąco.
Burro miał ochotę sobie napluć w brodę, jakby nauczył się od Agrada ją hodować. Już oczami wyobraźni widział jak Wiedźma ściska lagę i nią wymachuje a Tibor marudzi że nie mają czasu i misja pili.
- Eee… znaczy pomóc znaleźć miasto?.... - niziołek usiłował wyjaśnić co miał na myśli, ale czuł coś że już po ptokach. W sumie ciekawość kucharza wcale nie narzekała. Miasto pajęczaków… No no, to musiał być widok nie w kij dmuchał. Barum spojrzał na niziołka z wysoka
- No, ty możesz robić za… wąchacz - zgodził się łaskawie.
Burro odruchowo cofnął się o krok, bo jak gigant się ciutkę wyprostował i łypnął na niego okiem z wysoka, to kucharzowi od razu zaschło w ustach.
- Wąchacz? No prawda, węch mam całkiem… Aaa znaczy zwiadowca? - niziołek zrozumiał wreszcie, że już się nie wyłga z tej kabały. - A kiedy będziecie gotowi? Bo widzisz panie Barumie, nas mocno czas pogania. Musimy jak najszybciej na Drogę wrócić.
- Nie zwiad - Barum pokręcił głową, ale miał wyraźnie mniejszy zasób obcego słownictwa niż towarzysz, więc tylko spojrzał bezradnie na niego.
- Zobaczycie - rzekł Gorrunt. - Skoro wam śpieszno, to czas nam w drogę, bo koniec dnia nastanie - gigant huknął coś do pozostałych kompanów, którzy podnieśli rannego wojownika. - Idziemy!
Var skinął głową i zebrał się do drogi. Nie było na co czekać, im szybciej wrócą na Drogę i wyjdą na powierzchnię, tym lepiej. Czarodziej ruszył za nimi mając oko na Marę, by się gdzieś nie zapodziała. Szczęśliwym trafem może spotkali sojuszników, którzy pomogą im dostać się z powrotem na Drogę - albo choć zaznać snu i spokoju! Mara przywołała do nogi Strzygę i zrównała się z Shando również gotowa do drogi. Na gigantów łypała z dołu, nieco nieufnie ale na głos nijak nie komentowała.

Kucharz myślał że mu się oberwie. Że za rządzenie się i wpakowanie całej grupy w tą kabałę dostanie po łbie. Już się szykował z replikami, no że przecież dobrze chciał, i że idą we właściwym kierunku i że na drogę wrócą. Tylko trzeba zrobić bam... Niepokoił go bladziak który chciał z niego zrobić wąchacza. Coś tam mówili że są upaprani krwią pajęczaków i że po węchu ich znajdą. Może będzie robił za drogowskaz?
Kiedy ruszyli szybko wątpliwości się rozwiały. Burro wrócił do przyglądania się gigantom, szczególnie temu co rąbnął w potylicę. Wyjął nawet kawałek pancernej wołowiny i dał mu na zgodę.
- Spróbuj, dobre. - sam odkroił kawałek i zaczął rzuć. - Nie wychodzicie wiele na powierzchnię, prawda?
Zerknął na białe włosy. Coraz bardziej go ciekawili. Skąd mieli tłuczki? Handlowali tu z kimś? Ale przecież mówili że nie znają drogi na powierzchnię. Może... przełknął ślinę. Może handlują z kimś z dołu?
 
Harard jest offline