Aberon z milczeniem przysłuchiwał się zarówno wymianie zdań między Ameiko i woźnicą, jak i, a może przede wszystkim między Ameiko a Arabel. Jedynie na wzmiankę o próbie bycia bohaterami wyzwalającymi miasto, zakrył twarz rękoma. Potarł oczy i ułożył brodę. Zawsze układał swoją bujną brodę w chwilach zażenowania. Nie inaczej było teraz.
Następnie mężczyzna pożegnał się ze swoją pracodawczynią i wskoczył na wóz. Przez całą drogę niewiele się odzywał, o ile nie był zagadywany. W towarzystwie tak elokwentnej dwójki wolał siedzieć cicho, tym bardziej, że nie mógłby bardziej zepsuć wrażenia niż Arabel.
Podróż wozem minęła spokojnie i leniwo, mężczyzna miał czas nacieszyć się słońcem i świergotaniem ptaków, rechotem żab i koncertem pasikoników. Wszystko okraszone postękiwaniem drewnianego wozu i miarowym dźwiękiem końskich kopyt co jakiś czas urozmaicanych dźwiękami uzdy i prychaniem konia.
Gdy dotarli do celu, Aberon wyskoczył z wozu, zabrał swój pakunek i pomógł reszcie zejść na trakt. Podziękował woźnicy i rozejrzał się wokoło.
Zgodnie z tym co zostało powiedziane, wzdłuż skarpy biegła ścieżka. Mężczyzna obszedł okolicę starając się znaleźć najlepszy punkt obserwacyjny.
Tutaj na bagnach nie było już tak sielsko. Gęste drzewa zasłaniały błękitne niebo w miarę szczelnie, a pod tym liściastym dachem czuło się wilgoć. Aberon czuł to również z każdym miękkim packnięciem jakie jego buty robiły zanurzając się w podmokłej trawie. Póki co nie przemokły, mężczyzna starał się też uważać, by nie wpaść w wodę.
Przypomniał sobie dokładnie mapę, którą wczoraj pokazywał mu szeryf i wytężył wzrok. Dostrzegł pierwszy cel ich wędrówki. - Tam prawdopodobnie jest dom niziołka. Tam zaś widzę jakąś... trudno powiedzieć, czy zaporę, czy barykadę? Może po prostu są to zwalone pnie. - powiedział do reszty wskazując miejsce palcem.
Przez chwilę mignęło mu jeszcze humanoidalna postać gdzieś w tych zwalonych pniach na wysepce, ale nie był tego pewien. Gdy spojrzał tam jeszcze raz niczego nie dostrzegł.
Z takiej odległości, równie dobrze, mogło mu się przewidzieć. - Dobra, ruszajmy - rzucił do towarzyszy poprawiając plecak. - Miejmy tę wizytę za sobą. - Aberon ruszył pierwszy czujnie obserwując moczary. |