Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2014, 18:58   #97
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Stary Brian Wikebaw. Nie znał jego rodowodu, jednak rękę by dał sobie uciąć że był nawet starszy niż Olsen, jeżeli nie w tym samym wieku. Price też nie wyglądał mu na młodzika. Rewolwerowiec z pewnością był twardy i prawdopodobnie nie do zdarcia, jednak życia nie oszukasz. Nie zwiedziesz steranych życiem ścięgien. Prędzej czy później ono się upomni. W najmniej spodziewanym momencie da znać że młodość, to już bracie historia. I to zamierzchła. Wraz z wszystkimi jej zaletami. Siłą, sprytem i gibkością.
Nie był pewien czy zdecydowałby się na wspinaczkę po rumowisku w świetle dnia. Nawet przy asekuracji liny, którą wszak dysponował, ale teraz? Nocą? W atmosferze pogoni czegoś… diabli wiedzieli nawet przed czym uciekali. O nie. Nie miał najmniejszego zamiaru połamać sobie karku spadając na łeb, na oślep po to tylko, by udowodnić młodzieży, że jeszcze nie do końca zramolał.
I poza wszystkim jakoś nie potrafił wyobrazić sobie kobiet, w tym jednej z postrzałem, wspinających się szczęśliwie po grani po omacku. Wszak do wspinania niezbędne są wszystkie kończyny. Jak niby mieliby nieść ogień? W zębach? Udane wspinanie się wymaga przygotowania, poznania podejścia, zaplanowania drogi. Wreszcie skupienia w trakcie samej czynności….
Nic nie wskazywało na to, by dane im było spełnić choć jeden z warunków….

Młody Harris najwyraźniej tracił resztki opanowania. Olsen w zasadzie nie czuł do niego za to złości. Każdemu prędzej czy później mogły puścić nerwy. Sam nie wiedział ile jeszcze wytrzyma, nim przekroczy granicę samokontroli. Zwyczajnie zrobiło mu się chłopaka żal. Zwłaszcza po tym, jak w dojrzały i, jak by nie osądzać jego czynu - heroiczny sposób, rozwiązał ich wspólny problem zwany Shilah. Miał tylko nadzieję że niedyspozycja młodego panicza była chwilowa i prędko sobie z nią poradzi.

Nagłe strzały Price’a w ciemność otrzeźwiły go i przyśpieszyły decyzję. A także w zdecydowany sposób utwierdziły w podejrzeniach wobec tajemniczej Zephyr. Ta żmija była na najlepszej drodze by osiągnąć swój zamierzony cel. Właśnie była o krok od spowodowania, by sami wyeliminowali się z próby dorwania jej mocodawcy.
Silnym i nie obliczonym na delikatność chwytem ułapił bark Lou Zephyr celowo wybierając ten zraniony i warknął - Nie zwiedziesz mnie wężu! Ty wiesz jak się poruszać po pueblo, więc jeśli ci skóra miła, prowadź! Tymi nocnymi straszydłami się nie przejmuj. To, co grozi ci z ich strony jest niczym w porównaniu z tym, co ja ci uczynię jeśli wciąż będziesz nas zwodzić. Prowadź do diabła! – i pchnął ją energicznie w stronę wejścia do puebla.
Do pozostałych rzucił jeszcze za siebie.
- Komu wola niech się pnie po ćmoku na złamanie karku, ja jednak apeluję do rozsądku państwa. Nie dajmy się zwariować tej przecherze. W pueblo będziemy mieć choć ściany za plecami i tę odrobinę światła. Na grani tylko ciemność i… to co się w niej czai. Ja z naszą nieprzyjaciółką idziemy do pueblo. Komu życie miłe… - urwał, machnął ręką jakby się oganiał od gza i szturchnął Zephyr kolejny raz.
- Prowadź w ruiny żmijo. I żadnych sztuczek!
 
Bogdan jest offline