Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2014, 12:51   #109
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Po wymianie informacji każdy z towarzyszy rozszedł się do swoich zadań. Nie wszystkie były równie wymagające, biorąc pod uwagę, że Dotian najzwyczajniej miał zamiar odpocząć, ale ostatecznie co kto robił ze swym wolnym czasem było jego osobistą sprawą. Estel czekało sporo pisania. Na pierwszy ogień poszedł list, który pisało jej się jakoś tak nienaturalnie. Bo jak często jest się adresatem własnego listu?
Eladrinka przygotowała także całą masę notatek: rytuały, opisy jej ulubionych miejsc, parę wspomnień, które chciała dla siebie zachować za wszelką cenę. W końcu zasnęła nad blatem stołu z piórem w dłoni.

Tymczasem Garion zajmował się teoretyczne tym samym, czyli zachowywaniem swych wspomnień dla potomności w postaci swej własnej osoby, lecz w zdecydowanie mniej tradycyjny sposób. Tam, gdzie Aedd'aine zdała się na papier i atrament, czarodziej wybrał kryształ i magię. A nawet całkiem sporo magii. Jego rozwiązanie było znacznie droższe, ale nie było ograniczone do tego, co dało się zapisać w trakcie jednego wieczora. Kanciasty mógł swobodnie przelewać swe wspomnienia w wiążący je przedmiot – dźwięki, zapachy, wrażenia. Wszystko było takie, jak w jego umyśle. I dokładnie tak jak notatki eladrinki, tak i jego wspomnienia mogły zostać odczytane przez dowolną osobę. Co prawda tylko parę razy nim magia rytuału przestanie działać, lecz to mogło wystarczyć, by cena komponentów się zwróciła, jeśli właściciele Sensorium w Sigil zainteresowaliby się kryształem.



Światło wschodzącego słońca wybudziło Estel i Dotiana ze snu. Każde z nich bez zbędnej zwłoki przystąpiło do swych porannych rytuałów. Tyle tylko, że w przypadku Twinklestara były to rozgrzewka i ćwiczenia, a Aedd'aine naprawdę odprawiała modły i rytuały ku czci swej bogini. Garion jednak, jak każdy odłamek w Multiwersum, nie spał i gdy tylko nadszedł świt skierował raźno swe kroki do portu. Liczył na to, że łatwo będzie mu znaleźć miejsce na statku zmierzającym na Księżycową Wyspę (niewiele istot w Planach poza tanar'ri i baatezu wyprosiłoby anioła), choć kłopoty może sprawić samo znalezienie stosownego statku. Wszak za pierwszym razem trzeba było posiłkować się dobrą wolą przypadkowych rybaków. Jakież zatem było jego zdziwienie, kiedy odkrył jak wiele małych statków odbijało od portu Faen Verdaya ku wczorajszemu polu bitwy. Sam Kanciasty tego nie wiedział, ale nawet w miejscu takim jak Arvandor pobojowiska przyciągały szabrowników. Naturalnie ruesti i przybysze byli mniej zainteresowani materialnymi przedmiotami, a bardziej emocjonalnymi i magicznymi echami pozostałymi po walce, ale podstawy procederu były te same. Rzecz jasna wielu umarłych kierowało się ku wyspie by odnaleźć ciała poległych przyjaciół, albo by złożyć na miejscu modlitwy, ale ostatecznie nie robiło to Garionowi różnicy. Po prostu cieszył się, że znalezienie kapitana, dla którego błogosławiona obecność anioła była wystarczającą zapłatą za miejsce na pokładzie nie zajęła mu więcej niż pół godziny.
Gdy czarodziej wrócił do swych kompanów, ci byli już gotowi. Zjedli śniadanie, aby nie walczyć na głodniaka i szczerze mówiąc czuli jedynie podekscytowanie. Wpływ Arvandoru nie chciał pozwolić na żadne spokojne kontemplacje, czy logiczne planowanie, kiedy czekała kogoś walka. Instynkty po prostu podpowiadały, że wszystko będzie dobrze. A jeśli instynkty się akurat myliły, to trudno – już więcej tego nie zrobią. Garionowi pozostało jedynie przygotować skrzynię, w którą zaopatrzył się jeszcze w Księżycowych Wrotach i mogli ruszać.



Docierając na Księżycową Wyspę, trójka towarzyszy bez trudu mogła dostrzec kilka statków przycumowanych koło brzegu. Z jednej strony ruesti przybyli po ciała poległych w bitwie, inni chcieli tym samym poległym oddać cześć. Wśród fey znajdowały się jednak także istoty, które pierwszacy z miejsca nazwaliby złymi – te z pewnością też już ściągnęły na wyspę by żerować jak sępy na padlinie. Trio mogło jedynie mieć nadzieję, że nie natkną się na nocną wiedźmę, albo innego potwora. Nie, żeby się ich bali, ale po co marnować siły przed prawdziwym polowaniem? Ich statek przycumował nieopodal pozostałych. Wszystkie po tej samej stronie wyspy, z całą pewnością najbliżej pobojowiska. Aedd'aine, Twinklestar i Kanciasty musieli jednak udać się do środka lasu, do źródła strumyka, jak pamiętali ze słów Llariel, czyli z dala od gromadzących się ruesti. Może i dobrze? Towarzystwo anioła wzbudzało wśród umarłych fey spore zainteresowanie, które ani nie ułatwiało polowania, ani unikania kłopotów. Sam fakt, że anioł świecił się jak pochodnia i tak niweczył zasłonę ciemności, którą w przeciwnym wypadku zapewniłyby pozwalające widzieć w mroku magiczne (choć już trochę gnijące) oczy Gariona.



1

Na pierwszy rzut oka Księżycowa Wyspa się nie zmieniła. Dalej było to mroczne miejsce, usłane zeschłą ściółką, przepełnione smrodem gnijących na martwych drzewach liści. Ale atmosfera była jakaś inna... pogrzebowa? Przy ich pierwszej wizycie, trio szybko zostało zaatakowane przez miejscową faunę i florę. Tym razem nic się na nich nie rzucało. Może to przez obecność anioła, ale szczególnie Estel odczuwała, jakby mieszkańcy wyspy chcieli uszanować ofiarę, jaką złożył Wspaniały Gon w walce z atropalem. Jakikolwiek by nie był tego powód, przedzieranie się przez las szło sprawnie i bez komplikacji. Po około godzinie towarzyszom udało się odnaleźć strumyk, a od tego momentu było już z górki. Wszyscy w napięciu kierowali się do źródła, upewniając się, że mają mikstury ochronne pod ręką, dogadując ostatnie szczegóły przygotowanej taktyki, szykując zaklęcia, czy w przypadku Dotiana badając, czy ostrza gładko wychodzą z pochwy.

Estel ze swym niebiańskim strażnikiem szła z przodu, nie dziwne zatem, że ona pierwsza dostrzegła, że las zaczął się poruszać. Najpierw były to subtelne zmiany w szumie zeschłych liści, coś przemknęło w krzakach, lecz okoliczny ruch zaczynał się natężać. Nie było sensu się ukrywać, anioł nawet pomiędzy drzewami zdradzał ich pozycję z daleka. Kapłanka dała zatem swym trzymającym się na dystans towarzyszom znać, by byli gotowi. Chyba w końcu byli u kresu swoich poszukiwań. Mech okazał się dobrze ułożonym gospodarzem. Powitał swych gości bez opieszałości.



2

Wyglądało to, jakby nagle sama ziemia ożyła. Leżące liście uniosły się w górę, a zielona masa do której były przyklejone przyjmowała humanoidalne kształty. Mech odrywał się od pni, pełzł po kamieniach zbierając się w osobne formy. Jedna, druga, trzecia... a potem kolejne.


_____________________
1 - David Arkenstone, "In the Land Of Shadows"
2 - grafika pochodzi z podręcznika "Monster Manual 3", 4 ed.
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 16-04-2016 o 16:46.
Zapatashura jest offline