-Kapitanie, w chacie są jacyś chorzy! - Zakrzyknął żołdak zerkając przez uchylone drzwi do środka. Nos zasłaniał chustką aby nie wystawić się na działanie morowego powietrza.
-No to jak bratku - zapytał kapitan podpierając rękoma swój tłusty brzuch - może i jesteście jacyś tam od zwalczania paskudztwa, ale nam za poniesione przez nas straty trzeba zapłacić. Także albo zaraz zobaczę dwadzieścia złotych koron, albo puścimy tę chałupę z dymem i zlikwidujemy siedlisko choroby. - Prychnął z obrzydzeniem żołnierz. -I puszczę w niepamięć ten wybryk na drodze, co to stratowaliście oficjalny posterunek i poturbowaliście moich ludzi. - Dodał robiąc kwaśną minę.
Wśród żołnierzy dało się słyszeć szepty zadowolenia na myśl o wspomnianej sumie.Erik dostrzegł, że z żołnierzami nie ma żartów. Każdy uzbrojony był w pistolet, a jeden na wozie miał rusznicę. Do tego miecze, skórzane zbroje i żelazne hełmy. Gdyby chcieli mogliby wprowadzić w życie swoje groźby bez przeszkód. |