Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2014, 10:16   #14
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Znowu ból


Odrętwienie kończyn, czy wręcz niedowład całego ciała także nie miały większego znaczenia. Fakt, że słyszał tylko basowe pomruki i bombelki powietrza unoszące się non stop w pojemniku także był do przeżycia. Fakt, że nie widział nic poza zielonkawym, z lekka bulgoczącym słonym śluzem także się ni liczył. Nawet rurki, pompujące nieznane płyny w jego ciało, będące wszędzie (w miejscach którymi żaden mężczyzna nie chciał by by cokolwiek wchodziło) były do zignorowania. Ważny był tylko spokój. Ulga. Po kilku dniach zaczął się nudzić, ale zdecydowanie nie narzekał. Ta nuda była wybawieniem.
W pewnym momencie coś zaczęło się dziać. Wypompowywano śluz. Rurki też przestały pracować.

Bohun usiadł na stołku. Był powolny. Poczekał aż płyn sam z niego ocieknie, a do kończyn wróci czucie. Długo to trwało. Ale zdecydowanie zbyt krótko. Bo z czuciem wracał ból. Nadzieja umiera ostatnia. Viktor wciąż liczył, że to się zatrzyma, że w pewnym momencie przestanie narastać. Nie przestał. Gdy przyszedł Nino Bohun cały drżał. Z bólu, od którego się odzwyczaił przez ten tydzień i z frustracji. Ze wściekłości. To miało zadziałać.
- I jak? Czujesz jakąkolwiek poprawę? – jeden z klonów, siedział naprzeciwko niego z notesem w ręku. Uśmiechał się głupkowato. Bohun rozchylił wargi, ukazując zaciśnięte zęby i już otwierał usta by odpowiedzieć, ale ubiegł go wesoły głos ślepca.
- Przecież widać, że to nic nie dało! A przynajmniej na razie. Kończ z nim i pożycz mi go wreszcie… –marudził.
- Jeszcze nie teraz… najpierw zrobi cos dla mnie. –odparł mu Nino i wrócił do obserwowania Viktora. – A więc jak… czujesz się lepiej?
Bohun wystrzelił jak rozprężający się łuk. Jednym, ‘sierpowym’ ruchem złapał klona za gardło, poderwał z ziemi i przyszpilił do ściany. Nie zmiażdżył mu krtani. Wiedział jak można to zrobić, ale to wymagało odrobiny skupienia i odpowiedniej techniki, a teraz była tylko bezmyślna wściekłość.
- Czy WYGLĄDAM jak bym czuł się lepiej! - ryknął opluwając różowowłosego kropelkami śliny i śluzu, a w jego oczach czaił się gniew i ziała dziura w miejscu gdzie powinien być ludzki rozsądek. - Wyglądam!?
Odwrócił się od klona i złapał za skronie odchodząc kilka chwiejnych kroków. Powieki miał zaciśnięte, a zęby obnażone w bezsilnej wściekłości. Paznokcie wpiły się w skórę. Odciągnął dłonie od twarzy i spojrzał na nie. Nie potrafił opanować drżenia. Najpierw samych dłoni. Potem całych ramion i reszty ciała. Na wpół bezwładnie zwalił się na ścianę. Ryknął waląc w nią pięścią. I jeszcze raz i jeszcze. Rozwalona pięść krwawiła. Po trzecim uderzeniu oparł się o ścianę oboma rękoma, zwieszając bezwładnie głowę. Wziął kilka głębokich oddechów.
- Nie, Nino. Nie czuję się ani trochę lepiej. I potrzebuję kilku godzin aby na nowo nauczyć się żyć z tym bólem który zdążyłem zapomnieć w tym cholernym słoju.
Klon kaszlnął kilka razy, łapiąc na nowo oddech. Wyprostował się w akompaniamencie chichotów ślepca. Poprawił swoje różowe włosy, oraz zacmokał cicho ustami. - To dziwne spodziewałem się poprawy… ale to nic mam jeszcze setki pomysłów. -dodał w stronę Viktora. - Przestań szaleć, bo zniszczysz mi laboratorium, a wtedy obciąże cie kolejnymi latami służby. Gamma i delta przynieście bandaże! -zwrócił się ostro do żółtych stworków, które podskakując ruszyły wykonać polecenie.
- A ty siadaj Viktorze, skoro umiałeś z tym żyć, to dalej umiesz. Przypomnij sobie po prostu jak. - prychnął naukowiec.
Bohun usiadł opierając łokcie na kolanach i chowając wykrzywiąną grymasem twarz w dłonaich.
- Żyję - opowiedział krótko starając się opanować drżenie ciała. Już lżejsze niż przed chwilą, ale wciąż niesamowicie frustrujące
- No dobrze, dobrze. A teraz powiedz mi. Słyszałeś kiedyś o Witlover? Zapewne tak, ale nigdy nie wiadomo… niektórzy żyją w niewiedzy całe życie. - zapytał mistrz wiedzy.
- Nic - stwierdził krótko Viktor. Nie zamierzał się tłumaczyć, ani brać do siebie, że należy do tych “żyjących w niewiedzy”.
- Czasem zadaje sobie pytanie po co ja cie w ogóle trzymam… potem odpowiadam że jesteś po prostu idealnym obiektem badań. -westchnął Nino. - Witlover to mekka wynalazców, miasto gdzie kultywuje się więdze i prowadzi rozwój techniki. Co prawda, ja traktuje je bardziej jako piaskownicę, ale mam do niego pewien sentyment. Sam projektowałem ich system zabezpieczeń, oraz oczyszczania wysypiska. -wyznał z pewną nostalgia w głosie. - Ostatnio pojawiły się tam pewne problemy, jakiś gang dostał się do miasta i zaczął je teroryzować. Normalnie by mnie to nie obchodziło, jednak ze względu na sympatie jaka dażę to miasto, chciałbym położyć temu kres. -wyjaśnił, patrząc znacząco na Viktora.
- Ja mam być rozwiązaniem tego problemu?
- Jaki mądry chłopczyk! - uśmiechnął się szyderczo Nino. - I w jaki sposób to rozwiążesz?
- Jeśli karzesz mi się tym zająć to wyruszę do Witlover. Odnajdę jakiś kontakt, kogoś kto coś wie, a potem zmuszę go do mówienia. Jak będę już wiedział kto tam dowodzi to go zabiję, bądź oddam straży by się nim zajęli. Zależnie od sytuacji. Może opcją będzie dołączenie do gangu i rozpracowanie go od środka. Jeśli sama straż ma jaja też można z nimi bezpośrednio współpracować. Znam za mało szczegółów by stworzyć konkretny plan.
- Nie licz na straż, będą pytali kim jesteś i skąd. -westchnął Nino. - Unicestw ten gang a potem znajdź jedno z moich laboratoriów. Jedno jest w lasku pobliżu Witlover, któryś ja, da ci tam kolejne instrukcje. Ja w tym czasie pomyślę, nad lekarstwem. - dodał, powoli tracąc zainteresowanie Bochunem.
- A ten “któryś ty” kiedy mnie zaszczyci swoją obecnością? Jestem wolny do tego czasu?
- Ty jestes głupi czy udajesz? Moje inne ja jest w laboratorium, pokonaj gang i idź do niego. Wtedy dostaniesz instrukcję. Może chcesz mapę, albo przewodnika? -zakpił geniusz.
Viktor zamknął oczy. Doszedł do wniosku, że po wyjściu ze słoja ma problemy z koncentracją.
- Udam się natychmaist - zakomunikował zlekka znudzonym głosem.
Wstał i wyszedł z pomieszczenia, z początku na tyle wolnym krokiem by Nino miał czas coś dodać, gdyby miał na to ochotę.
Gdy tylko minął ludzi i doszedł do wniosku, że nikt nie widzi jego mimiki twarz zaraz wykrzywił mu grymas bólu. Jej mięśnie miał napięte do granic ich możliwości, drżąco i powoli otworzył usta, a po chwili je zamknął uspokajając całą twarz. Miał nadzieję, że podróż do Witlover zajmie trochę czasu, bo czuł, że nie do końca jest w pełni sił po tygodniu wakacji.

Zabrał swoje rzeczy z pokoju w którym Nino kazał mu spać. Była to mała klitka bez okien, przypominająca nieco przyduży schowek na miotły. Brak mebli i wieszaki na ścianie zdawały się potwierdzać tę teorię. Bohun nie narzekał. Mógł spać na kamieniach. Bez żadnej różnicy. Decyzja o tym, że śpi na koach brała się jedynie z tego, że na gołej ziemi można się przeziębić, bla bla bla…

Rozebrał się i ubrał spowrotem. Gruba lniana koszula, na to koszulka kolcza i ruby skórzany kubrak ze wzmocnieniami z utwardzanej skóry porównywanej z tą z której robi się buty dla armii. Mało wygodna, mało elastyczna, ale lekka i potrafiła zatrzymać cięcie miecza co słabszego wojownika. Do tego długi nóż zaopatrzony w kastet, pałka teleskopowa i trzy noże do miotania. Ponadto plecak z “małym poszukiwaczem przygód”. Lina, spiwór, woda… takie tam.
Uzupełnił zapasy u kucharza, potem wypytał gdzie, do nędzy białej, jest to cholerne Witlover i wyruszył.
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 12-09-2014 o 12:00.
Arvelus jest offline