Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2014, 08:38   #118
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
...personal responsibility…

Zadrżała mimowolnie, ale nie zdjęła nogi z gazu, jak podpowiadał jej instynkt, ani nie zawróciła z piskiem opon, by odjechać jak najdalej stąd… Gdyby miała pewność, że wróci do Nowego Orleanu i będzie mogła zapomnieć o całym tym koszmarze w ramionach Antona, zrobiłaby to. Ale wszystko wskazywało na to, że pewne jest coś zupełnie innego… albo uda jej się wyjaśnić, co się tu dzieje, albo będzie żywym trupem, którego każdy krok może przenieść do Koszmaru. A każda wizyta tam może być jej ostatnią…
Jedyną nadzieją było więc odkrycie, o co chodzi w tym szaleństwie. Czy Watersonowie rzeczywiście skazali Silver Ring na wieczne potępienie? Czy to ona była sprawczynią tego wszystkiego? Inna Emma, Emma Waterson, która tak przeraźliwie bała się starości, że dopuściła się czegoś, co z logicznego punktu widzenia wydawało się tak absurdalne?
Ale czy cokolwiek w ostatnim czasie było logiczne?
Tylko co się właściwie stało?
Rytuał…
Zbyt mgliste określenie, by dało jej jakąkolwiek wskazówkę. Czy miało związek z tą blokadą policyjną? Zbrodnią sprzed kilku lat, o której wspominała Mary?
Rozmyślania, zamiast skracać podróż, jeszcze ją wydłużały. Emmie wydawało się, że minęły wieki, od kiedy wjechała w mgłę otulającą okolice Silver Ring, a przecież minęło dopiero… kilkanaście minut. Mimowolnie zwalniała, jakby coś odpychało ją od celu jej podróży.
Na razie jednak nic niebezpiecznego się nie działo. Przemierzała mgłę, zbliżając się do swego celu… Silver Ring. Tym razem zbliżające się budynki były znajome, podobnie jak rozkład ulic. Po raz pierwszy przebywając w Koszmarze, wiedziała gdzie jest. Tym razem miasto nie było anonimowym konglomeratem ulic i stylów architektonicznych. Ale nadal wyglądało na porzucone.
Z mocno bijącym sercem Emma skierowała samochód w stronę domu, w którym dorastała, usiłując zachować irracjonalną nadzieję, że zastanie w nim rodziców… choć w głębi duszy wiedziała, że tak się nie stanie. Mimo wszystko jednak musiała to sprawdzić.
Dojechała bezpiecznie, choć mijając ulice dostrzegała ludzkie-nieludzkie kształty dwunożnych istot. Miasto jak z Koszmaru… nie dawało jednak zbyt wielkich nadziei, że to, co napotka, będzie luźmi.
Sam dom rodzinny… wspaniała posiadłość rodziny Durand… Ponoć jednej z najstarszych w Silver Ring.


Nadal piękna, choć obecnie dość zdewastowana… Różniła się jednak od tego, co Emma pamiętała. Głównie detalami, acz… to akurat dawało się łatwo wytłumaczyć. Pamięć ludzka bywa zawodna, a i rodzice mogli coś zmienić podczas remontu domu.
Długo siedziała w samochodzie, przyglądając się rezydencji, nim wreszcie wysiadła i zabierając ze sobą cały dobytek, z wahaniem ruszyła do środka. Nie miała już wątpliwości, że posiadłość jest pusta… a przynajmniej nie zamieszkana przez jej rodziców. Bo nie miała pojęcia, co może czekać na nią w środku… dlatego też nader ostrożnie najpierw zajrzała przez oszklone drzwi, nim zdecydowała się wreszcie je otworzyć.
Nie zauważyła oznak niebezpieczeństwa… choć korytarz był zdewastowany, a drzwi wydawały się zamknięte. Wydawały się też spróchniałe, więc możliwe, że dałoby się je wyłamać.
Niemniej zdecydowała się najpierw obejść budynek dookoła, uważnie nasłuchując wszelkich podejrzanych odgłosów. Być może drzwi kuchenne będą otwarte?
Dominowała jednak zwodnicza cisza. Nie gwarantowała bezpieczeństwa… wszak jeśli Emma była w Koszmarze, to wróg mógł wyskoczyć dosłownie z każdego miejsca. Drzwi kuchenne okazały się jednak otwarte… a kuchnia brudna ponad wszelką miarę. Nawet jak na zdewastowany dom, kuchnia wyjątkowo szpetnie wyglądała. A i zapachy były nieprzyjemne.
Nagły ból ścisnął jej serce. To nie było możliwe, by w ciągu zaledwie kilku lat… nie, nie lat… przecież rozmawiała z matką kilka tygodni temu… dom aż tak podupadł… To wszystko było fikcją?? Jakim diabelskim sposobem…?
Jak w transie przeszła do kolejnych pomieszczeń, brzydząc się dotknąć czegokolwiek. Rezydencja wyglądała, jakby rzeczywiście niszczała tu radośnie przez ładnych kilka lat. Z pewnością należała do tej Emmy, którą widziała w wizji. Czy wracając z Koszmaru natykała się na ślady prawdziwych historii? A może tej jednej prawdziwej, która wydarzyła się podczas gdy ona… właśnie? Odmłodniała? Rytuał się powiódł? Więc dlaczego niczego nie pamięta?!?
Czy płaci teraz za własne błędy?
Czy to wszystko to jej wina??
Łzy podstępnie wypełniły jej oczy i wartkimi strumieniami popłynęły po policzkach, gdy wokalistka drżącymi dłońmi wyciągała z torebki zdjęcie i akt ślubu. Czas się zgadzał…
- Nie! Nie wierzę!! - próbowała krzyknąć, ale ze ściśniętego gardła wydobył się rozpaczliwy szept, kartki wypadły ze zmartwiałych dłoni i z cichym szelestem opadły na podłogę, gdy Emma rozejrzała się wokół. Zdjęcia Emmy i Mary… z innej epoki, fryzura Emmy była identyczna, jak ta na zdjęciu przedstawiającym Miss Florydy… dalej plakaty Mary… w kolejnym pokoju znów plakaty Mary…
To nie był jej dom…
Nie urodziła się tu i nie mieszkała…
W irracjonalnym odruchu ruszyła na piętro, do “swojego” pokoju, ale po otworzeniu zobaczyła inny pokój… zobaczyła znajomą toaletkę, znajome łóżko, znajome plamy krwi. To właśnie tu Emma, żona Geralda Watersona, zabiła swą kochankę i powiernicę. To właśnie to miejsce wokalistka zobaczyła w swej narkotycznej wizji.
Nagły atak mdłości zmusił ją do opuszczenia nie tylko tę sypialnię, ale też całą posiadłość. Nie miała ochoty przebywać tu ani sekundy dłużej. To nie był jej dom, nie miała tu czego szukać… przynajmniej póki nie uspokoi się na tyle, by zacząć myśleć racjonalnie.
Póki co jedynym rozwiązaniem, jakie jej się nasuwało, była wycieczka do hotelu… może tam znajdzie wreszcie drzwi, które raz na zawsze pozwolą jej się wydostać z kręgu tego szaleństwa?


Samochód przejeżdżał przez kolejne uliczki Silver Ring, mijając ukryte we mgle ludzkie sylwetki. Ale czy w tym miejscu byli jeszcze jacyś ludzie? Ulice i budynki były zaniedbane, ale nie zmienił się ich układ. To nadal było Silver Ring. Mijała znajome ulice, mijała sklepy, w których robiła zakupy jako nastolatka. I dojechała do wejścia do Hotelu. Na jej drodze stała jednak brama z mosiężną tabliczką : „Heaven’s Hill Hospital for mentally unstable”.
Szpital… więc to prawda… JEJ Silver Ring nigdy nie istniało w tym świecie…
Jednak nadal tu się mogły kryć jakieś wskazówki… nie bez powodu chyba wyjście było właśnie w tym budynku?
Emma wysiadła z samochodu i zostawiła go pod bramą, a sama przecisnęła się przez nieco uchylone skrzydło i ostrożnie ruszyła przed siebie. Jednego była pewna. Musi tu coś znaleźć, bo inaczej jej życie już na zawsze zamieni się w Koszmar. Miała nadzieję, że zabicie rewersu nie jest jej jedyną drogą do wolności… zwłaszcza, że były też inne rewersy… równie potężne, niebezpieczne i bezwzględne…
Drzwi wejsciowe były zabarykadowane od wewnątrz. Tak jak w hotelu. Zresztą szpital miał taki sam kształt jak hotel.


Gdyby nie tabliczka na bramie, nie domyśliłaby się. Niemniej Emma znała przejście z boku budynku, które było zamknięte żelazną sztabą. Ale do którego klucz był ukrywany pod poluzowaną cegłą w ścianie budynku. Niewiele osób o tym wiedziało. Emma była jedną z nich i korzystała z tego sekretu, by grać w golfa po zamknięciu hotelu na noc. I wykorzystywała na potajemne randki. I klucz… był na swoim miejscu.
Drżenie dłoni utrudniało manewrowanie kluczem w zardzewiałym zamku, niemniej w końcu drzwi stanęły przed nią otworem i kobieta mogła wejść do środka. W jedną rękę wzięła latarkę, w drugą chwyciła pistolet. Nie miała pojęcia, co ją może tu czekać, kompleks był ogromny a doświadczenia z Koszmaru nie nastawiały zbyt optymistycznie… być może za każdymi drzwiami kryły się inne okropności…
Emma nie miała siły ani ochoty, by się z tym mierzyć, ale desperacja okazała się silniejsza. Nabrała w płuca głęboki haust powietrza i przekroczyła próg.
Była w kuchni, pustej, brudnej i zdewastowanej kuchni… pełnej dużych garów i z hakami zwisającymi z boku. Było tu ciemno, cicho i nieco wilgotno. Stąd jednak Emma mogła się udać do niemal każdego miejsca w hote… szpitalu. Kuchnia ta była identyczna z hotelową, więc może i inne miejsca też są? Na razie nie było zagrożeń, więc… gdzie się udać teraz?
Na poszukiwanie Drzwi… w korytarz, którego zawsze szukała i który za każdym razem okazywał się wybawieniem. Drzwi oznaczone drzeworytem Cesarzowej. Czy i tym razem znajdzie tam ratunek?
Znalezienie właściwego korytarza nie zajęło Emmie dużo czasu. Rozkład pokoi był taki sam jak w hotelu którym znała, tyle że ich zawartość była inna. Tym razem korytarz nie zawierał drewnianych drzwi, zamykanych na zamki elektroniczne. Tym razem był tam obskurny korytarz z upiornie wyglądającymi izolatkami. Emma czuła się właśnie jak szuler, któremu podczas gry zmieniono zasady. Nie było drzwi. Nie było… ucieczki?
Przełknęła ślinę i na miękkich nogach podeszła do drzwi, na których zgodnie z poprzednimi doświadczeniami powinien znajdować się symbol Cesarzowej. Z wahaniem przekroczyła próg, łudząc się jeszcze, że pomieszczenie zmieni się, gdy do niego wejdzie…
Nic takiego się nie stało. Izolatka po przekroczeniu progu... nadal była izolatką. Pokrytą napisami izolatką… bazgroły te nie układały się w żadną logiczną całość.”Byłem tu... będę tam”, “Nachodzi”, “Ty, który jesteś w naczyniu”, “Krew dla”... niedokończone urywki myśli. Obawy nie do wyartykułowania słowami, ni literami.
“Krew dla…” - to wystarczyło, by po plecach Faerith wspiął się zimny dreszcz a ona sama szybko wypadła z izolatki. Co tu się działo??
W głowie miała totalny mętlik… ale może jednak znajdzie tu coś, co jej pomoże? Mniej ostrożnie niż wcześniej ruszyła przez korytarze do hotelowej recepcji i przylegających do niej pomieszczeń kierownika, w których trzymano fiszki gości i całą dokumentację hotelu. Może znajdzie tam jakieś akta?
Hotel i szpital wydawały się swoimi lustrzanymi odbiciami. Szybko więc trafiła do dyżurki, która na szczęście była otwarta. Także znalezienie więc podstawowej dokumentacji zajęło Emmie chwilę. Papiery były nieco zniszczone, ale coś dało się z nich odczytać.
Wiele znajomych nazwisk na liście pacjentów. Laura Clark, Edgar Ricks, Andrea Gauthier, James Spade. Były tu numery ich izolatek, ale nic poza tym. Dokumentacja medyczna musiała się znajdować w gabinetach lekarzy.
W dyżurce był też spis personelu. Na pierwszym miejscu był ordynator szpitala, doktor Teodor Wuornoos, doktor Jean Pierre Savoy. Madelaine Faulcart pracowała jako sekretarka Jean Pierre’a, a Tony Di’Marco był księgowym głównym owego szpitala.
Dr Joan LaSall była zapisana jako rzecznik prasowy szpitala. Zaś Philip Gutierre jako szef Blackrose Foundation, która… Emma miała wrażenie, że zna skądś tę nazwę. Ale nie wiedziała, skąd.
Osobami powiązanymi z tą Fundacją byli Annabell Clark oraz Michael Montblanc. Ten ostatni pełnił zresztą rolę asystenta profesora. Także i Emma Waterson oraz Gerald Waterson mieli wyrobione przepustki, choć pewnie z tego powodu, że byli fundatorami szpitala i jego akcjonariuszami.
Oprócz nich było jeszcze kilkanaście nazwisk, ale tych Emma nie kojarzyła w ogóle.
Uwagę Emmy zwrócił też inny symbol, znajdujący się blisko herbu szpitala. Znajomy…


…ale skąd go znała? Z tych rozmyślań wyrwał ją odgłos kobiecych obcasów. Chybotliwy, nierówny, jakby nosząca je istota nie potrafiła w nich chodzić. Albo… nie używała ludzkich kończyn do chodzenia. Echo sprawiało, że ciężko było zlokalizować ów dźwięk.
Emma zaklęła w myślach i po zapakowaniu znalezionych dokumentów do torby, chociaż sama nie do końca wiedziała po co, przyczaiła się za kontuarem dyżurki, usiłując wypatrzeć źródło owych dźwięków.
Odgłos narastał… krok po kroku… głośny odgłos obcasów uderzających w posadzkę. Z korytarza prowadzącego do pokojów hotelowych, zapewne teraz pokojów dla pacjentów, wyszła pierwsza “żywa istota” jaką Emma dojrzała w tym miejscu… Przynajmniej pierwsza, którą wokalistka widziała z tak bliskiej odległości.


Kobieta, a właściwie trupioblade kobiece ciało obleczone w przyciasny strój pielęgniarki z twarzą oplecioną bandarzami, a może skórą... z toporkiem strażackim trzymanym w lewej dłoni. Poruszała się niezgrabnie i chaotycznie, jak marionetka z zerwanymi sznurkami. Jej kończyny wydawały się poruszać niezależnie od siebie, ciało wyginało w ekstatycznych pozach… Było coś niezwykłego w jej zachowaniu. A co gorsza, dotąd bezpieczna kryjówka jaką w teorii był ten hotel, przestawała być bezpieczna.
Niemniej makabryczna istota zdawała się nie zdawać sprawy z obecności Emmy, więc kobieta postanowiła przeczekać jej przemarsz modląc się w duchu, by jej celem nie była dyżurka… W razie czego miała kilka dróg ucieczki, ale wolała najpierw odwiedzić gabinet doktora Wuornossa, jakkolwiek bzdurnie jej to teraz brzmiało a także gabinety pozostałych lekarzy w poszukiwaniu kolejnych wskazówek… zanim opuści ten gmach… zapewne w pośpiechu.
Stwór co jakiś czas przystawał, zamierając całkowicie… niczym manekin na wystawie. Emma miała wrażenie, że wtedy właśnie się przysłuchuje. Że sprawdza otoczenie. Czasem zaś gdy ruszał, wydawał z siebie nieco… ekstatyczne jęki wyjątkowo zmysłowym kobiecym głosem. Mimo że nie miał chyba ust, z których mógł się ten dźwięk wydobywać. “Pielęgniarka” powoli przemieszczała się dalej, w końcu omijając dyżurkę. A Emma mogła w końcu wyjść, by… tylko gdzie Teodor miał gabinet?
Oczywistym rozwiązaniem wydawały się pomieszczenia właścicieli hotelu… Watersonów… lub gabinet jego dyrektora. Tak, czy inaczej, jej droga prowadziła na najwyższe piętro, które też było najbardziej luksusowo urządzone. Tam też się udała, znacznie ostrożniej i zdecydowanie ciszej, niż przed chwilą.

Drzwi do gabinetu dr Wuornossa były otwarte. Sam gabinet imponował wielkością. Na ścianach były rozwieszone różne dyplomy, jak i obrazy. Wyglądało na to, że Teodor studiował w Niemczech, bo pierwsze co się rzucało w oczy to dyplom ukończenia jakiś studiów w Universität zu Köln. Poza tym były różnego rodzaju średniowieczne ryciny pokazujące ówczesne metody leczenia. A także ów krzyż opleciony różą, tym razem otoczony łacińskimi słowami Fortitudo, Scientiæ, Fortiter, Aurum.
Uwagę Emmy przykuło też ciężkie solidne biurko, oszklona szafka z książkami z jednej strony i druga równie oszklona i zamknięta szafka z lekami w małych słoiczkach. Tam też stała oparta o ścianę broń dobrze znana Emmie. Strzelba na strzałki ze środkami usypiającymi. Tutejszych pacjentów traktowano podobnie, jak zwierzęta w Zoo. No i ostatnim, najbardziej niepokojącym elementem, była ciemna plama krwi na podłodze.
Wyglądało więc na to, że doktor rzeczywiście zginął… czy to z ręki Emmy Waterson czy też innej, nie miało znaczenia. Znaczenie miało jedynie to, że przez jakiś czas wszystko szło zgodnie z planem. Co i kiedy poszło nie tak? Bo musiało, prawda? Nie tak powinna skończyć się ta historia… czy jej rewers w Koszmarze był tą właśnie Emmą, którą widziała w wizji? Czy to dlatego miała taką obsesję na punkcie własnego wyglądu a jej domeną była krew? Wydawało się to dość logicznym uzasadnieniem…
Co jednak znaczyły dziwne słowa otaczające krzyż z różą?
Kobieta nie pierwszy raz widziała dziwne symbole, ale tamte były inne… chociaż… tamte symbole, czego nie tak trudno było się potem dowiedzieć, dotyczyły Różokrzyżowców. Czy więc to, co widziała tu, było ich herbem? Jak prosty krzyż - Templariuszy?
Jakieś popierdolone tajne bractwo, które dla własnego widzimisię zniszczyło życie innym ludziom… i sobie?
Emma westchnęła i zabrała się za penetrację biurka, jednym okiem zerkając czasem to na drzwi to na biblioteczkę. Broń położyła na blacie, skąd mogła ją w każdej chwili chwycić i użyć… jeśli będzie taka potrzeba.
Trzeba przyznać, że doktor Wournoos był oczytanym człowiekiem i władał kilkoma językami. Oprócz pozycji w języku angielskim, były tomy francuskie, łacina oraz niemieckie. Tytuły budziły jednak podejrzenia co do zainteresowań samego doktora. Historia i metody hipnozy, Farmakologiczne wpływanie na agresję (której to pozycji Teodor był autorem), Die Historie der Thule Gesellschaft, Historia Różokrzyżowców po francusku napisana, podobnie jak Rewolucja Francuska a mistyka i Goecja początki,
Clavicula Salomonis Regis w łacińskim oryginale. Heinrich Himmler biografia po angielsku. Sławne rody Siedmiogrodu. Oprócz nich były też książki po angielsku związane z psychiatrią, ale też i sporo pozycji powiązanych z parapsychologią i ezoteryką.
Potem zainteresowała się biurkiem, na którym stał monitor komputera, stary kalendarz i klawiatura. Komputera niestety uruchomić się nie dało z braku prądu, kilka szuflad było zamkniętych na klucz. Te, które były otwarte, zawierały odręczne notakti i jedynie kilka profili pacjentów z komentarzami.
Wśród nich nieduża kartka z wymalowanym symbolem i dopiskami.


A także informacją, że znak został wpasowany w salę operacyjną zgodnie zaleceniemi trójki starszych i czwartej. Kimkolwiek oni byli.
Poza tą kartką szczególną uwagę Emmy przykuły pozycje pisane po francusku - Historia Różokrzyżowców i Rewolucja Francuska a mistyka. Może znajdzie w nich jakieś odpowiedzi? O ile będzie miała czas je porządnie przejrzeć… dwa tomy wylądowały w torbie, a wokalistka po raz ostatni omiotła wzrokiem pomieszczenie.
Kim byli członkowie trójki starszych? Kim była czwarta? Razem z doktorem było już pięcioro a Emma Waterson miała w magazynku sześć kul. Jedną wpakowała między oczy Mary. Doktora Wuornossa miał zabić ktoś inny, ale kto ostatecznie zakończył jego żywot? Plama krwi na podłodze nie dawała odpowiedzi na to pytanie. Pustelnik? Mag? Kapłanka? Kolejne trzy ofiary, Gerald miał być piątą… dla kogo więc była przeznaczona szósta kula? Czy dla tego tajemniczego kogoś, kogo uwiodła, by spełniły się tylko jej pragnienia?
Niemniej dawało to co najmniej osiem osób zamieszanych w tę zbrodnię.
A także kolejny złudny trop, tym razem prowadzący do sali operacyjnej. Ale czy mogła go zlekceważyć? Czy mogła się tam nie udać…?
Z pewnością nie znajdzie tam wszystkich odpowiedzi, ale może choć kolejną wskazówkę, kolejny element układanki, który pozwoli jej zrozumieć znów odrobinę więcej… Emma zadrżała uświadomiwszy sobie, że będzie musiała wrócić do posiadłości, którą aż do tej chwili uważała za swój dom, by przeszukać ją dokładniej.
Powinna była to zrobić od razu, ale… nie potrafiła się przełamać. Z tamtym miejscem łączyło ją tak wiele wspomnień… a teraz także i makabryczna wizja. Ale skoro ostatecznie to właśnie Emma Waterson wcieliła w życie swój plan, w szufladach i szafkach mogły pozostać jakieś wskazówki…
Ale to później.
Najpierw sala operacyjna… która z pewnością mieściła się w miejscu hotelowej sali balowej, przestronnej, wygodnej i z doskonałym zapleczem…
Ruszyła więc tam czujna i skupiona. Wszak w każdej chwili mogła usłyszeć złowieszcze obcasy. A pistolet miał ograniczony zapas amunicji. Im bliżej była sali balowej, tym zapach krwi stawał się coraz bardziej natrętny. Czyżby zbliżała się do celu? Możliwie że tak, ale gdy zerknęła zza zakrętu na kolejny korytarz prowadzący do sali… zamarła.



Dziesiątki “pielęgniarek” zamarłych w powykrzywianych pozach, niczym szwadron żołnierzy pilnujących wejścia do garnizonu. Emma miała więc rację… sala operacyjna miała znaczenie. I dlatego była dobrze pilnowana.
Jeden magazynek nie wystarczy z pewnością, a zwracanie na siebie uwagi tylu pokręconych istot mogło się dla niej skończyć tragicznie… więc Emma równie cicho wycofała się na bezpieczną odległość by zastanowić się, co dalej. Nie sądziła, by w szpitalu znalazła jeszcze coś, co by jej pomogło rozprawić się z “pielęgniarkami”. Być może ogień byłby dla nich śmiertelny, ale musiałaby podpalić cały korytarz, a wtedy przez przypadek mogłaby spalić cały szpital…
Nagle poczuła się przeraźliwie samotna. Gdyby był z nią Gerald albo Sue… we dwoje pewnie coś by wykombinowali, a tak? Może w domu Mary znajdzie coś, co jej się przyda? A jeśli nie… może spróbuje poszukać pomocy u tych indian, o których mówiła ta żyjąca Mary? Bo policja z pewnością uzna ją za chorą psychicznie i skieruje na przymusowe leczenie.
Nagłe ukłucie strachu sprawiło, że zatrzymała się w pół kroku.

”...uda mi się w ogóle wyjechać z miasta…?”

Było nader prawdopodobne, że jeśli już raz wjechała do Silver Ring, to miejsce nie powoli jej opuścić swych granic… czy nie tak działała diabelska magia? To miejsce mogło być pułapką…
Zakręciło jej się w głowie i omal się nie przewróciła.
W takim stanie nie mogła przemykać korytarzami szpitala, z pewnością narobi hałasu i ściągnie na siebie zagrożenie, któremu nie sprosta. Dlatego też otworzyła pierwsze drzwi, jakie wyczuła pod dłonią i cicho zamknęła się w pokoju, by spróbować wziąć się w garść, nim podejmie próbę powrotu do miejsca, które wciąż nazywała domem…
Natrafiła na stary magazyn dla już niepotrzebnych sprzętów i mebli. Był tu stary fotel dentystyczny z ubiegłego wieku. Szafki, manekiny do wyładowywania agresji i najbardziej ponury z “eksponatów” tu zgromadzonych. Fotel do leczenia pacjentów za pomocą elektrowstrząsów… upiornie kojarzący się z krzesłem elektrycznym.
Po chwili wahania Emma wybrała fotel dentystyczny i usiadła na nim ciężko, zupełnie nie przejmując się pokrywającą mebel solidną warstwą kurzu. Niezbyt przytomnie rozglądała się po magazynie, wyławiając z półmroku kolejne sprzęty i eksponaty. Przez dłuższą chwilę zastanawiała się, co może się znajdować w szafkach, ale w tym momencie nie czuła się na siłach, by to sprawdzić. Dlatego też w końcu sięgnęła po Historię Różokrzyżowców i zaczęła powoli przerzucać kartki, szukając przede wszystkim ilustracji.
Większość obrazków była Emmie znajoma. Część podobna do tych napotkanych w muzeum. Wreszcie natrafiła na napotkany tutaj obrazek róży oplatającej krzyż i na krótki tekst na temat odłamu Różokrzyżowców o nazwie Noire Rose Grand Monde (Wielki świat czarnej róży), które było sektą powstałą w Nowym Orleanie tuż po rewolucji francuskiej. Wedle lakonicznego opisu ta loża różokrzyżowców skupiała się bardziej na rozwoju wewnętrznym członków niż na samym rozwoju świata. Wynikało to z przekonania jej członków, że ludzkość jest skażona złem i niegodna zbawiania. Co było traumą oświeconych arystokratów po tym, jak paryski motłoch zrobił rzezie w ich pałacach w imię Rewolucji.
Na tym jednak opis się kończy. Los Czarnej Róży nie został opisany, gdyż ów odłam był sektą odrzuconą przez główny nurt tej organizacji.

”Cudownie…”

Jakaś mroczna sekta, jakżeby inaczej! Emma przekartkowała jeszcze drugi tom, ten o Rewolucji Francuskiej, ale już bez większego przekonania. Uspokoiła się na tyle, by podjąć kolejne wyzwanie, jakim było niezauważone opuszczenie gmachu szpitala i powrót do posiadłości Mary Pidgeons… Sprawdzi ją dokładnie i jeśli będzie bezpiecznie, spróbuje odpocząć chwilę dłużej, niż tu.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline