Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2014, 13:40   #55
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
-Sssłodko...

Morgan syknął, przygryzł wystawiony język i uniósł na ramię kolbę Springa, niesionego do tej pory przezornie z pociskiem wsuniętym już do lufy.

-Priorytetem jest grajek!- oznajmił w stronę swojej grupy, unosząc karabin do strzału.- Nie chcę tutaj zbędnego bohaterstwa czy ofiar. Zgarniamy go i odwrót!

Następnie wycelował w jednego z bardziej odległych, nieprzygotowanych do walki kultystów i strzelił, mając nadzieję na metodyczne przetrzebienie szeregów wroga i spopielenie rekinołaków przez Arvenę.

-Grajek jest już na statku pewnie.- stwierdziła Gilian nie korzystając z wyciągniętego pistoletu uznając, że póki co nie ma powodu by strzelać.

Jack skinął głową zgadzając się z Morganem, po czym sięgnął po swoją gitarę, by wlać za jej pomocą otuchę w serca drużyny.

Mała gnomka i ognista genasi wydawały się jednak całkowicie zapomnieć się w tej sytuacji. Chichocząc Marge załadowała jakiś pocisk do broni i nacisnęła spust wywołując gwałtowną reakcję w postaci błysków samej broni, głośny ognistym huku który posłał eksplodującą kulę ognia w środek kultystów wywołując chaos i wyrzucając w powietrze kilka zakapturzonych postaci, a resztę raniąc.

Do tego ów chaos się pogłębił, gdy wśród samych kultystów zaczęły eksplodować petardy. Morlock znał ten trik. Amelia go stosowała dla odwracania uwagi strażników i celników.

Lecz nie miał czasu nad tym myśleć, bowiem bowiem Arwena powieliła się do pięciu sylwetek wrzeszczących i wyzywając kultystów od rybich lizodupów, sztormowych wiedźmi, wodorostowych gnojów... Kapłanka wpadła w szał, przerażający stojącego koło niej półorka. Ale nie szarżujących na nich rekinołaków.

Co prawda Lockerby wypalił ze strzelby w jednego z nich, ale... w zapadających ciemnościach nie potrafił dostrzec, czy jego pocisk dosięgnął celu.

Natomiast zauważył, że korzystając z chaos wywołanego przez petardy elfki i ognistą kulę Marge, jeden z zakapturzonych kultystów wbiegł w mgłę otaczającą statek.

-Kurwa mać!- warknął ze złością, rozejrzał się i w ostateczności spojrzał na Gilian.- Cholera, dacie radę beze mnie? Muszę iść do środka zanim zacznie się tu prawdziwe gówno...

Po chwili namysłu spojrzał oceniająco na Tima.

-Poradzimy sobie.- stwierdziła Gilian zerkając na kapłankę pana kuźni ciskającą kulę ognia w kierunku potworów nacierających wprost na nich, jak i na Marge wystrzeliwującą błyskawicę po przeładowaniu broni.

W kierunku grupy poleciały harpuny, które nie dosięgły co prawda drużyny... ale pozwalały stwierdzić, że kultyści są zdeterminowani walczyć. Ci co przeżyli. Pierwszy strzał gnomki nieco bowiem uszczuplił ich siły. Spluwa Marge potrafiła siać spustoszenie. Ale i przeciwnicy mieli spluwy... co potwierdzał świst kul.

- Poradzimy sobie i może ściągniemy nieco ich uwagi, ale...- półelfka rozejrzała się.- Sam musisz się przebić do statku, nie zdołamy dać tobie i Timmy'emu osłony.

Timmy tymczasem się skulił trzymając w dłoniach rodowy buzdygan. Czuł się pewniej z taką bronią i czekał na zbliżających się wrogów, by im przyłożyć.

Zbyt skupiony wrogach, by dosłyszeć rozmowę Gilian z Morganem.

Morgan skinął głową, rozglądając się dookoła i szukając jako tako bezpiecznej drogi dla siebie i młodego. Co prawda spodziewał się walki, ale biegnięcie na bandę uzbrojonych w harpuny kultystów nie byłoby zbyt mądrym posunięciem.

Robiąc to, klepnął Tima w ramię.

-Szykuj się, czeka nas mała przebieżka.

Półork spojrzał zaskoczony na Morlocka, ale nic nie powiedział. Nie było wszak czasu na pogaduszki. A Lockerby stwierdził, że... nie ma całkowicie bezpiecznej drogi. Mogli spróbować co prawda okrążyć statek, ale zajęłoby to zbyt wiele czasu. No i mogli nie odnaleźć dziury pozwalającej wejśc na pokład statku.

-Uważajcie... na statku plan eteryczny przenika się z materialnym. Możecie utknąć w tym drugim bez możliwości powrotu.- rzekła Arwena, a Gilian wystrzeliła ze swych pistoletów, w poranionych rekinołaków którzy docierali do ich pozycji.

Po czym półelfka krzyknęła.

- Teraz albo nigdy, ruszajcie!

-Szlag!-
syknął Lockerby, ruszając biegiem w stronę skał, wydających się drogą minimalnie mniej samobójczą od bezpośredniej szarży na linię kultystów.- Tim, za mną!

Karabin Morlocka zaś ponownie wylądował w futerale na plecach, zastąpiony przez dwa rewolwery. Jednocześnie cyngiel czekał na możliwość ciśnięcia ustrojstwem otrzymanym od gnomki.

Kolejne eksplozje zlewały się z wyzwiskami Arveny.

- Chodźcie tu skurczybyki! Chodźcie bym wymierzyła wam karę, za waszą herezję. Chyba nie boicie się jednej słabej kobiety, co?

Trzeba było przyznać, że kapłanka umiała przyciągać uwagę.

A Morgan i Timmy ruszyli w slalom pomiędzy skałami licząc na to że mrok ukryje ich małą wyprawę.

W ich cieniu dojrzeli niebyt głęboki rów, którego nie dało się łatwo z daleka. Ta idelna kryjówka kusiła bezpiecznym dotarciem do statku. Choć wymagała przeczołganiem się na czworaka, by być niezauważonym.

-Ja idę przodem, ty za mną.- rzucił krótko Lockerby, wskazując półorkowi rów głową.- Nie będzie to najczystrza droga, ale zawsze...

Następnie przebiegł ostatnich kilka metrów, ugiął kolana i ślizgiem wpadł do wyrwy w ziemi, z nadzieją że nie spotka tam niczego gorszego od kolonii rozgniewanych krabów.

Kątem oka zaś spojrzał na niewielkie pole bitwy, gotów do sięgnięcia po uktyty pod płaszczem wihajster.

Łażenie na czworaka nie było najprzyjemniejszym sposobem spędzania czasu. Odgłosy walki potwierdzały przynajmniej, że uwaga kultystów jest odciągnięta od nich... Odgłosy walki świadczyły że dziewczyny i krasnolud nadal się bronią. Nadal żyją. Jeszcze żyją.

Parszywa sytuacja.

Nagle olbrzymi trójząb omal nie przyszpil dłoni Morgana do ziemi. W cieniu jednego z głazów czaiła się przykurczona sylwetka, która okryta była jakimś mokrym płaszczem. Zrzuciła go jednak z ramion odsłaniając przed dwójką czołgających sie na czworaka mężczyzn, swą odrażającą postać.




Rybio ludzka hybryda cuchnęła morzem, szlamem i gnijącymi wodorostami. I najwyraźniej chciała ich zabić.

-Kurwa mać!- syknął Lockerby, przetaczając się na bok jednocześnie unosząc oba rewolery do strzału.

Jak tamten zakitajec nazywał te dziwne stwory?

Shajanga? Shao-juga? Shao-kan?

Nie zmieniało to faktu że te dziwne, rybowate stworzenia występowały chyba we wszystkich morzach i oceanach, a także ku pechowi Lockerby'ego na większości nabrzeży, z dziwną lubością zasiedlając okolice wraków.

Zupełnie jak ci dziwacy z północy, co wieszali na kominkami łby upolowanych zwierząt. Ot, widok na efekt swojej dobrze wykonanej roboty. Chorej, nieco sadystycznej, ale dobrze wykonanej roboty.

Uniósł oba rewolwery do strzału, ale... czy odważy się wystrzelić? Huk mógł wszystko zaprzepaścić. Kultyści mogą ich wtedy zauważyć.

Tymczasem półork sięgnął po swój buzdygan, a stwór zaatakował chcąc zatopić trójząb w klatce piersiowej Morgana.

Lockerby mógłby stworzyć niezły słownik gdyby zapisał wszystkie przekleństwa jakie przetoczyły mu się przez głowę w ciągu tych paru sekund, ale w ostateczności zaryzykował przetoczenie się na bok, pod kątem na tyle dużym żeby uchronić się przed morderczą dzidą ale nie na tyle dużym żeby stracić widok z tego nieoczekiwanego napastnika.

Póki mógł, wolał nie strzelać.

Rewolwerowiec uniknął ciosu. I dał tym czas półorkowi na atak z boku. Timmy uderzył z zamachu buzdyganem, prawie trafiając w głowę. Stwór jednak uskoczył obrywając jedynie w bark, za to wpadając w szał przy okazji. Z jego pyska wypłynęła piana, a on sam błyskawicznie zaatakował Timmy'ego trójzębem, próbując przyszpilić do skały. I omal mu się to udało. Półork zdołał jednak uniknąć tego losu.

Morgan zaklął, poderwał się na równe nogi i z mocno nieprecyzyjnym planem w głowie ruszyła na stwora, by kilka kroków przed nim, na skraju zasięgu tego pieruńskiego trójzębu, wbić stopę w wilgotny grunt i szarpnięciem czubka buta posłać w pysk ryboludzia sporą grudę mokrej ziemi.

Woda wodą, to nie byłoby zaskakujące ale nie widział jeszcze stwora odpornego na klasykę klasyk jaką było "pyłem w oczy".

Potwór oberwał i na moment oślepiony zaczął szaleńczo wymachiwać trójzębem, by ochronić się przed atakiem. Co mu nawet wychodziło. Jego broń miała większy zasięg niż buzdygan półorka.

Toteż Timmy zerkając na Lockerby'ego tylko spytał.

- Chodu do statku?

-Da...-
mruknął rewolwerowiec, używając zwrotu usłyszanego u jakiegoś wschodniego szmuglera zgięty w pół ruszając w stronę wraku, na wszelki wypadek raz jeszcze wypuszczając w stronę oślepionego stwora chmurę piachu.- Może zajmie się tymi cholernymi kultystami gdy znikniemy mu z oczu...

Nadzieja matką głupich.

Półorkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, Pierwszy pognał do przodu szybko wyprzedzając Morgana.

Niemniej nadzieja okazała się matką... głupców. Bowiem potwór ruszył z trójzębem za resztą, przy okazji wrzeszcząc głośno. Przyciągnęło to uwagę kilku kolejnych garbatych kultystów, którzy zsunąwszy kaptury okazali się... kolejnymi…




…sahuaginami, morskimi diabłami. Wyglądało, że część kultu wywodzi się właśnie z tej podmorskiej rasy. Na szczęcie dla Morlocka, Marge i Arvena robiły wystarczająco dużo chaosu, że jedynie trójka potworków odpowiedziała na wezwanie swego brata, a mgiełka była coraz bliżej. I była upiorna. Jej opary przypominały szkieletowe ręce, czaszki... twarze wyjące w rozpaczy.

Niemniej widok zbliżających się typków z trójzębami sprawił, że Timmy bez wahania wkroczył w mgłę.

Morgan zaś nie miał już wątpliwości, odczekał chwilę i sięgnął pod płaszcz, by po zniknięciu z zasięgu wzroku jaszczuroludzi, wyjąć spod niego ustrojstwo od Tinkerbell.

Po chwili wahania wcisnął guzik i rzucił przedmiotem w miejsce gdzie jeszcze dwie sekundy wcześniej znajdowali się ścigający ich shuaginami.

Granat wybuchł w oślepiającym blasku, niczym rodzące się słońce. Oślepił wszystkich na momet, zwłaszcza jaszczury... ale przede wszystkim... zniszczył fragment mgiełki... odsłaniając dziurę w burcie starego galeonu.

-Chyba tędy wejdziemy!- krzyknął Timmy, jak tylko odzyskał zdolność widzenia.

-Ja przodem.- oznajmił szybko Lockerby, ruszając w stronę wyłomu. W ostateczności to on miał swego rodzaju złodziejską przeszłość, a nie Tim. A takie miejsca zwykły roić się od pułapek i niebezpieczeństw, których do których uniknięcia potrzebny był szybki refleks.

Mgła szybko wracała do pierwotnego stanu kryjąc ich ucieczkę. A sam statek... wydawał się zmurszały i śmierdział zgniłym drewnem i rozkładającymi się glonami. Pokład na który weszli musiał być magazynem amunicji do armat, bo wszędzie walały się ołowiane kule różnej średnicy. Były też schody... te prowadzące na niższy pokład były normalne, ale te prowadzące w górę. Były niebieskawe i półprzeźroczyste.

-Eeemm.... to które teraz?- zapytał Timmy chowając się za Morganem.

Morgan westchnął i przymknął oczy.

Znając wnuka Amelii jego ewentualne gadanie ze zmarłymi nie mogło przebiegać cicho. Nie był typem cichej osoby, więc jedynym co w zaistniałej sytuacji pozostało, to liczyć właśnie na tą wrzaskliwą część natury przeklętego szarpidruta.

Pozostawało mieć też nadzieję że grajek faktycznie jest w zaistniałej sytuacji więźniem. Chociaż w sumie Morgana nie obchodziło to już za bardzo. Problemy rodzinne Amelii były problemami rodzinnymi Amelii. On chciał chwilowo nie zamierzał dopuścić do zmniejszenia ilości krewniaków przyjaciółki.

Wnuk… Cholera.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline