Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2014, 15:35   #16
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
New... Acquaintance



Richter odłożył spokojnie widelec, i zsunął z głowy kaptur. Wtem “pufnął” i pojawił się tuz przed głupcem który rzuca mu wyzwanie.
- Zawróć tam.. skąd wylazłeś.- Poprosił “grzecznie”, czego nie miał zamiaru drugi raz robić.
Szczęka Richtera o dziwo oparła się o rękojeść broni wroga, który zdążył ją tam przenieść. - A ty co, myślisz że sobie znikniesz i mnie wystraszysz? -zakpił miecznik. - Nie jestem byle kim, widziałem już gorsze rzeczy, niż taka paskuda.
- Przepraszam najmocniej… ale… ale a-a- APSIK - Kichnął czy po prostu kpiąco udał kichnięcie a z jego paszczy wyleciał obłok żrących opar.
Mężczyzna błyskawicznie odskoczył w tył, porywając ze stołu jeden z kufli, którym cisnął w opar. Cynowe naczynie rozpuściło się, a twarz najemnika wykrzywił grymas odrazy.- Niezła z Ciebie potwora. Chcesz się pobawić tu ,czy na zewnątrz? -zarechotał, chwytając miecz w obie ręce, co spowodowało,m że sporo osób zaczęło w trybie natychmiastowym podążać do wyjścia karczmy.
- Zdałeś pierwszy test… czy jesteś warty mej uwagi. Teraz drugi. - Wyciągnął powoli Despair i wskazał czubkiem ostrza, na przybysza. - Jeżeli twe ostrze… zatrzyma moje, wtedy się bawimy. jeśli nie... zdychasz. - Tkwił w takiej pozycji dopóty nie otrzyma odpowiedzi.
- No dawaj brzydalu, zobaczymy czy jesteś równie silny co brzydki. -zarechotał najemnik, uginając lekko nogi i czekając na atak Richtera. Ostrze Despair opadło z góry z całą moca która drzemała w ramionach Calamitiego. Przeciwnik poderwał swój miecz do bloku, co sprawiło, że oba ostrza zderzyły się ze sobą. Ramiona wroga zadrżały lekko, a miecz wyszczerbił się delikatnie, jednak ten nie odpuścił Calamitiemu. Uśmiechnął się tylk ozadziornie, po czym podniósł stopę z małego krateru który powstał przy uderzeniu i kopnął w brzuch rycerza rozpaczy, posyłając go dwa kroki w tył.
- Heh… wyjdźmy na zewnątrz… to miejsce nie wytrzyma, gdy pójde na całość. - Strzelił karkiem, i przeszedł obok chojraka. Despair było oparte na barku, ale cały czas gotowe, gdyby osobnik postanowił zaatakować podczas wychodzenia.
Ten jednak przyjął zaproszenie wychodząc na ulice przed budynkiem. Obszedł Richtera by w końcu stanąć w odległości kilku kroków od niego, machając przy tym dziarsko mieczem. - Jak się zwiesz? Chce wiedzieć pokonaniem kogo będę mógł się chwalić. -stwierdził, strzelając karkiem na boki.
- Richter von… Malencroft. - Wyciągnął zza pleców także Malice, po czym zakręcił ostrzami młynki. - Twoje imię mnie nie interesuje… jeszcze. - Przyłożył miecz rozpaczy do swej twarzy, a ten zaświecił fioletową energią. Następnie obrócił się wokoło robiąc wymach, a dookoła niego pojawiło cześć replik ostrzy Despair które lewitowały wokoło, czubkami ostrza skierowane w przeciwnika. Sam Calamity, zaczął “parować” fioletowym dymem, a powietrze gęstniało z każdą chwilą. Jedyne oko błyskało wręcz. - Daj z siebie wszystko. - Z tymi słowami rzucił się do biegu, z zamiarem cięcia obiema broniami na odlew, niczym ogromny sekator.
Przeciwnik niebywale szybko jak na tak rosłego mężczyznę, zszedł z drogi ataku. Miecz przecięły pustkę, a najemnik od razu opuścił swoje ostrzę w stronę łepetyny Calamitiego. Ten jednak bez problemu, wykręcił Despair tak by rękojeść jego olbrzymiej broni zablokowała atak z góry.
Bezimienny wojownik odskoczył lekko w tył, uginając przy okazji nogi. Miecz ustawił równolegle do ciała, czekając na kolejną szarżę z zamiarem skontrowania jej przy pomocy mocnego wymachu.
- Świetnie… wybornie… powinszować. - Richter z upiornym uśmiechem gratulował przeciwnikowi że utrzymał się tak długo. Jego długi język zlizał płynącą po policzku łzę, by zaraz po tym skulić się przygotowując się do sprintu. Gnał w stronę wojownika niczym opętany, z radosnym rechotem, wziął zamach i… wyparował. Świadom czy nie, przeciwnik za moment uraczy jeden z najbardziej charakterystycznych zagrań Calamitiego. Wirujący dysk opadający z góry niczym gniew boży. Do rotacji dołączyło Malice, co oznaczało dwa cięcia na setki obrotów.
Aura Calamitiego chyba w końcu zaczęła działać, bowiem ruchy wroga widocznie spowolniły. Chciał on unieść miecz do bloku, jednak zrobił to zbyt ociężale. Oba ostrza upadły prosto na głowę przeciwnika… by przez nią przeniknąć. Calamity niczym piła tarczowa wbił się w ziemie, jak gdyby wróg był tylko zjawą. Rycerz rozpaczy przez chwilę otoczony był mglistym konturem wroga, który uskoczył w tył, zafalował i znowu stał się materialny. Uśmiechnął się zadziornie przeczesując swe krótkie włosy.
- Nie tylko ty znasz parę sztuczek. -stwierdził spluwając, by ruszyć ponownie na rycerza, biorąc szeroki zamach.
- CORAZ LEPIEJ! - Wrzasnął uradowany, szykując się do przyjęcia ciosu. Jednak po krótkiej chwili rozmyślił się by zadać najprostszy z ciosów jakie znał a jakiego mało kto kiedykolwiek się spodziewa. Frontalne kopnięcie, gdy już przeciwnik będzie w zasiegu.
Było to faktycznie zagranie którego nikt się nie spodziewał. But trafił prosto w pierś wroga z takim impetem, że ten poleciał w stronę najbliższej ściany i wbił sie w nią z głośnym hukiem. Deski ustąpiły pod ciężarem jego ciała, a kurz wzbił się do góry w akompaniamencie jęku najemnika. Na twarzy Richtera uśmiech nie mógł zagościć na długo. Poczuł bowiem uderzenia na plecach. Co prawda atak nie przebił pancerza, ale lekko zarysował tył napierśnika. Ziemia za Richterem stała się bowiem gładka niczym szkło, a miecz wroga wyskoczył z niej by uderzyć w Calamitiego. Bardzo przypominało to początki jednej z technik samego dzierżyciela rozpaczy, chociaż w jego wypadku powstawała więcej niż jedna replika.
- Masz potencjał… naprawdę, jestem zdumiony. - Oparł oba ostrza na barkach. - Jak ci na imię … wojowniku? - Zagaił Calamity nie szykując się do kolejnego ataku… jeszcze.
- Itorat. -mruknął mężczyzna powol iwstając gruzowiska i wypluwając ślinę zmieszaną z krwią na ziemię. - Ty też najgorszy nie jesteś.
- Ależ jestem… najgorszym przeciwnikiem na jakiego… możesz wpaść. Ale… - Richter poskrobał się po brodzie palcem wskazującym. - Ty możesz stać się jeszcze lepszy… Masz potencjał… lecz brak ci oszlifowania. - Dzierżyciel rozpaczy jakby zastanowił się przez chwilę. - Poddajesz się? - Następna odpowiedź Itorata, zapieczętuje jego los.
- Ta, chyba sam siebie nie słyszysz. Jestem najmenikiem a nie jakaś ciotą w wyszlifowanej zbroi i na białym koniku. My się nie poddajemy. - odpowiedział ,szczerząc zęby pokryte krwią. - Ale fakt, przy tobie muszę się wysilić. -dodał napinając mięśnie, po czym wziąwszy szeroki zamach posłał swoje ostrze niczym dysk w stronę Calamitiego.
Na paskudnej mordzie Richtera pojawił się szeroki uśmiech. - Zdałeś. - Skrzyżował ostrza by przyjąć rzut.
Rycerz rozpaczy stanął w lekim rozkroku dla lepszej równowagi, a miecz zbliżał się w jego stronę. Przed samym zderzeniem jednak zniknął, tak samo jak i jego posiadacz, zaś Richter usłyszał za sobą cichy szelest płaszcza wroga. Calamity zdołał się jeszcze odwócić by zobaczyć ostrze wroga które opadało na niego z góry, wiedzione potężnymi ramionami najmenika. Itorat celował w głowę, jednak refleks dzierżyciela rozpaczy, pozwolił mu zejść z trasy i przyjąć cios na naramiennik. Kawałek pancerza został przecięty w pół ale spełnił swoja rolę, ostrze wroga jedynie zarysowało skórę Richtera...a przy okazji utknęło dośc głęboko w metalu przeklętej zbroi.
- Nawet widząc… że masz do czynienia z czymś… przekraczającym ludzkie pojęcie… nie cofasz się… nie poddajesz się. - Richter stał w bezruchu mówiąc te słowa. - Wiesz… ciężko mi zaimponować. Nie mógłbym zgładzić… kogoś takiego. - Malice zostało wbite w ziemię, gdy Despair nadal spoczywało na barku. - Ktoś taki jak ty… mógłby mi towarzyszyć. - Łapa Richtera opadła na ostrze którego imienia nie znał, dodając po chwili. - No chyba że… bardzo chcesz teraz zginąć. To by mnie zabolało… bardziej niż ciebie. - Czekał… czekał na odpowiedź. Miał wątpliwości, czy był to osobnik który ślepo da się zabić, czy też ktoś kto wykorzysta te okazję, by sprawdzić kresy możliwości swej szermierki mierząc się z tym co będzie czekać na drodze Richtera. - Jaka jest… twoja odpowiedź? -
Najemnik chwile mierzył wzrokiem swego rozmówcę. - Ile płącisz? Jako najemnik nie podróżuje jako czyjaś ochrona za darmo. - mruknął starając się wyrwac sotrze ze zbroi Richtera.
- Tak naprawdę… nie robisz tego dla samych pięniędzy. Byłem w twoim położeniu. Dla mnie… największą nagrodą było zabicie czegoś… czego nie mógł nikt inny. Nie czułeś tego dreszczu emocji… tej… chwały gdy stawiałeś but na łbie zabitej potwory czy jakiegoś herszta? Tego że pokazałeś mu że jest dla ciebie… śmieciem? - Uśmiech Richtera poszerzał się jeszcze bardziej, a łapsko zaciskało mocniej na ostrzu.
- W sumie… -mężczyzna zamyślił się. - Coś w tym jest. Zwłaszcza, że i tak szukam jednego osobnika którego chce posłać do grobu. Równie dobrzę moge iść z tobą, przynajmniej będzie ciekawie. -stwierdził odpuszczając w końcu szarpanie swego ostrza. Kiedy w końcu rycerz wypuścił miecz ze swej przeklętej łapy, najemnik oparł ostrze o ramię. Dopiero po chwili dostrzegł bruzdy wypalone przez krew Richtera. - Kurwa…. znowu potrzebuje nowego miecza. Chciałbym już dopaść tego całego Rufusa i zabrać mu ta jego sławną blaszkę. Ponoć nie tak łatwo ją rozwalić. -mruknął, chowając zniszczone ostrze do pochwy na plecach.
Richter z jawnym niedowierzaniem wysłuchał słów Itorata.
- Rufus… Rufus… cóż za piękny zbieg okoliczności. - Schował obie bronie za plecy, po czym skrzyżował ręce na napierśniku. - Zabiłem go… a jednak doszły mnie słuchy że jest ktoś… kto mnie szuka podszywając się pod niego. - Przetarł twarz, a raczej łzę…maź.
- Chodźmy coś… zeżreć. Stawiam. - Kiwnął zapraszająco ręką kierując się do środka knajpy.
- Prawdziwy czy nie...jeżeli ma miecz to warto ciachnąć drugi raz. To ponoć jeden z siedmiu legendarnych mieczy. -stwierdził mężczyzna wzruszając ramionami. - Stawiasz i kupujesz mi nowy miecz, twoja brzydota sprawiła, że ten się rozpuścił. -zaśmiał się Itorat i klepnął Richtera mocno w plecy.
- Lust… tak się zwie to ostrze… zasmakowałem jego cięcia. Jeżeli uda się nam… je zdobyć. należy do ciebie. Niestety też… do tego czasu wątpie czy… znajdziemy odpowiednią broń dla ciebie. Miecz… topór… lanca… czy inny oręż, musi być przedłużeniem twej woli… siły… a także twym towarzyszem. - Mówił Richter, gdy tłum gapiów rozrzedzał się jak ławica ryb gdy wpływa w nią rekin. - Będzie trudno coś takiego znaleźć.. - Z tymi słowami zasiadł przy tym samym stoliku co wcześniej.
- Już nie walczycie silni młodzieńcy? -zapytał Kaiku, szczerząc się do Richtera. - W trójkę chyba nie zmieścimy się na twym motorze. -zauważył jeszcze, dopijając herbatę.
- Póki co starczy mi obojętnie jaki miecz, byle by ostry. - mruknął najemnik rozwalając się na krześle. - I jo dziadku, od dziś będę was bronił.
- Może doczepimy… wózek do boku motoru? Jeszcze nie wiem jak… - Zaczął Richter rozglądając się za kimś kto tu podaje napitek. - Panie Kaiku… to jest Itorat… będzie nam towarzyszył… a teraz. - Richter nadal się rozglądał. - Zamawiajcie co chcecie… stawiam.
- A nie możemy se koni kupić? -burknął najemnik, strzelając posługaczkę w tyłek, by potem złożyć zamówienia.
- Silny młodzieńcze, twój nowy przyjaciel ma trochę racji. Cel już blisko, konie to sprawdzony sposób. Opowiadałem Ci już jak kiedyś udało mi sie przechandlowac trzy ziarna fasoli za porządną szkapę…? - staruszek uśmiechnął się, na chwile zanurzając sękate usta w kubku.
- Chyba tak zrobimy… - Przytaknął rycerz. - Dokończmy posiłek... i ruszamy. - Zakomunikował, wgryzając się wcześniej zamówione mięso.
- A może byśmy przespali się w wygodnych łóżkach. Ostatnio dużo sypiamy na ziemi silny młodzieńcze. To źle działa na kości. -westchnął Kaiku.
W sumie racja. Dla takiego staruszka to musi być conajmniej zmaganie. - Dobrze. - Ponownie przytaknął. - Nie zaszkodzi położyć się dla… odmiany na czymś miekkim. -
- No i to ja lubie/ -rzekł dziarko nowy biesiadnik stołu. - To se możemy pochlać. -dodał chwytając trzy kufle, bowiem zamówił też piwo dla staruszka. - To kto pierwszy dojdzie do dna! -zakomunikował od razu dostawiając kufel do rozwartych ust.
- HAH! przyjmuje... wyzwanie! - Niemal ryknął zbrojny z szerokim i skrajnie upiornym uśmiechem.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline