Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2014, 15:24   #18
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Furia Skał i Ognia Cz. II

Przerwana zabawa


- IWABABABABA!!! - śmiał się tymczasem Gort, wyraźnie ucieszony pojawieniem się starego znajomego. - Liczę że też jesteś silniejszy niż ostatnio, bo inaczej to byłoby nudne - stwierdził pewnie pirat, a aura dookoła niego nagle się zmieniła. Powietrze stało się nieznośnie przytłaczające, a bijąca od murzyna potęga stała się jasna dla każdego kto tylko by się do niego zbliżył. Zaś cała jego uwaga i moc była teraz skupiona wyłącznie na postaci olbrzymiego przygłupa. W jego dłoniach zaś wyrosła kolczasta kula na długim kamiennym łańcuchu. Dokładnie taka sam jakiej użył w pierwszej potyczce z Lokim podczas wizyty w Witlover. Tym razem jednak była znacznie większa niż ostatnio, jak również pokryta czarnym haki kapitana, który wyraźnie nie zamierzał dawać forów swemu przeciwnikowi. - Bari Bari no Black Rock Mega Wrecking Ball! - wrzasnął, rozkręcając powoli gigantyczną kulę, która wirując w powietrzu z coraz większą prędkością wydawała przerażające świsty, gotowa przygrzmocić w nagie cielsko olbrzyma.
Chuchro obserwował Gorta szczerząc swoje kły. Jego wielkie łapska dyndały niemal do ziemi, gdy z podziwem patrzył jak murzyn kręci kulą. Jego mały móżdżek nie był wstanie zrozumieć istoty kreacji, nie pojmował też tego czemu kamień zmienia kolor. Rozumiał jednak że jego jedyny przyjaciel, osoba która pokazała mu co to radość chce się z nim bawić. Czuć to było w powietrzu, aura którą wydzielało ciało Gorta, sprawiała że nawet drzewa zdawały się drżeć w posadach. Podobnie zachowywało się też poweitrze dookoła Chuchra, również było gęstę i napięte. Chociaż ta energia, zdawała się bardziej radosna i jeszcze nie uwolniona, jak gdyby gotowa do wybuchu.
Rozkręcona kula w końcu ruszyła w stronę barbarzyńcy. Ten wygiął swoje ciało, zaciskając olbrzymią, opatrzoną w pazury pięść. Olbrzymi głaz pokryty energią haki, oraz łapsko pierwotnego stwora, zderzyły się ze sobą. Łupnięcie było na tyle głośne, że cała wyspa zdawała się zadrżeć w posadach.
Chuchro ułożył usta w lekki dziubek zdziwienia, gdy zmuszony był pomachać lekko łapskiem, by to przestało pobolewać. Knykieć stwora był zaczerwieniony, a to nie zdarzało mu się często. Kamienna kula, została natomiast odbita wysoko w powietrze, gdzie po chwili rozpadła się na kawałeczki, zasypując walczących deszczem odłamków.
Mięśniak uśmiechnął się i ruszył sprintem w stronę Gorta, biorąc szeroki zamach druga łapą. Pirat zdążył wzmocnić swoje ramiona, nastawiając oba z nich do bloku. Kiedy atak zderzył się z defensywą, Nogi Gorta przesunęły się po ziemi, żłobiąc w niej głębokie kratery. Pirat jednak nie upadł, nawet się nie zachwiał. Ramiona w miejscu uderzenia popękały mu lekko, oraz unosił się z nich lekki dymek. Chuchro zaś szczerzył kły, niczym dziecko na wielkim placu zabaw.
- Też się stęskniłeś, co? - spytał pirat, również wyszczerzając swe zębiska, gdy z ziemi po obu stronach Chuchra wyrosły nagle dwa kamienne posągi Czarnoskórego, które po chwili ożyły i spróbowały chwycić przeciwnika w podwójny niedźwiedzi uścisk. Sam Gort tymczasem zrobił krok w tył, po czym podskoczył w górę na około metr by zrównać się z twarzą olbrzyma i spłótł palce obu rąk unosząc je nad głowę gdzie przybrały czarny kolor, a następnie zostały opuszczone prosto na łeb Chuchra z okrzykiem: - Gort's Black Rock Mega Smash!!!
Kamienne pomniki Gorta zostały rozbite przez potężne ramiona jego przeciwnika, który z wesołym ryknięciem skupił się na chwile na nich. Gdy uniósł łepetynę, dostrzegł lecącego w jego stronę Gorta, co przywitał jeszcze szerszym uśmiechem. Jedna z jego pazurzastych kończyn wystrzeliła w górę, by pochwycić ramiona pirata w nadgarstkach. Chwycił go mocno, całkowicie wyhamowując murzyna w powietrzu. Przez chwile ich oczy zrównały się, a Gort poczuł paskudny oddech wroga. Jednak ta pozycja szybko się zmieniła, bowiem Chuchro wygiął kark, by uderzyć czołem w twarz murzyna. Trzasnął kamienny nos, posypało się kilkanaście odłamków, a Wielki Czarnoskóry po raz kolejny w czasie tej walki, odleciał na spory kawałek.
Nie czekał jednak długo i postanowił od razu z powrotem przejść do ofensywy. Tym razem z ziemi pod jego stopami wyłoniła się gigantyczna kamienna dłoń, która zacisnęła się dookoła pirata, a następnie cisnęła nim przed siebie z ogromną siłą. Czarnoskóry zaś zwinięty w kulę pokrytą czarnymi jak bazalt kolcami leciał wprost na Chuchro, wirując z wielką prędkością.
- Bari Bari no Black Rock Hedgehog Cannonball!!! - zakrzyknął jeszcze w trakcie swego lotu, gotowy by przygrzmocić w olbrzyma z całą swoją mocą.
Chuchro rozstawił szeroko ramiona by pochwycić lecącą kulę. Ta uderzyła w niego z mocą przekraczającą ludzkie możliwości. Kilka kolcy przedarło się przez gruba skórę tytana, który wydał z siebie gardłowe ryknięcie. Uniósł on Gorta by cisnąć nim niczym piłką, w najbliższe drzewo. Murzyn przeleciał po raz kolejny przez plac boju, jednak tym razem defensywa z haki w końcu okazała się w stu procentach skuteczną. Pirat wstał z ziemi otrzepując się z kurzu, bez żądnych obrażeń.
Nie było jednak czasu na triumfy, od razu musiał wykonać unik, bowiem olbrzymie łapsko śmignęło w stronę jego twarzy. Jednak Gort niczym profesjonalny bokser ugiął kolana przepuszczając cios nad sobą, by od razu gruchnąć w szczękę wroga. Piącha sprawiła, że stopy Chuchra aż lekko uniosły się nad ziemię, by wreszcie to on pierwszy raz w czasie tej walki spotkał się z ziemią, opadając na plecy od siły ciosu pirata. Z jego ust popłynęły strużki krwi, kiedy wargi zostały rozcięte od środka przez rzędy ostrych kłów.
Czarnoskóry zaśmiał się wesoło, radując się z całego serca chwilą na którą czekał tak długo. Jak gdyby po wielu wysiłkach udało mu się dosięgnąć swędzącego miejsca, które dokuczało mu od dawien dawna.
- Naprawdę dawno żem nie miał takiej zabawy! - zawołał gromko i śmiejąc się rubasznie uniósł do góry pięść, a jego ramię zaczęła pokrywać rosnąca gwałtownie warstwa kamienia, którą opuścił na przewróconego olbrzyma. - Bari Bari no Black Rock Giga Punch!!
Olbrzym podnosił się z ziemi, tylko po to by dostać w łepetynę olbrzymi kamiennymi łapami i znowu upaść. Te co prawda połamały się na jego czaszce, ale strużka krwi płynąca zpomiędzy włosów, świadczyła, że wróg znowu odczuł atak. Chuchro opadł tym razem twarzą do ziemi, warcząc przy tym cicho. Chyba chciał cos zrobić, jednak silny cios w głowę jak i przytłaczająca energia Gorta, powstrzymała go póki co od działań.
Była to idealna okazja by dobić boskiego czempiona, a przynajmniej wyeliminowanie go z dalszej walki. Gort jednak nie chciał kończyć tak szybko bitwy na którą czekał od tak dawna. Jego żądza wciąż nie została zaspokojona, a swędzenie dalej nie chciało przejść.
- NIE WAŻ MI SIĘ JESZCZE PODDAWAĆ! - ryknął murzyn na całe gardło, zbliżając się ciężkimi krokami do wgniecionego w ziemię olbrzyma. - WSTAWAJ! WALCZ! POKAŻ NA CO CIĘ STAĆ, TY BOSKA KUPO ŁAJNA!
Pirat uniósł nogę i tupnął w ziemię, a Chuchro został wyrzucony w powietrze przez kolumnę skał, zaś gdy opadał pięści Gorta czekały już na niego przemienione w pokryte czarnym haki czaszkozgnioty, którymi miał zamiar uderzać w olbrzyma i żonglować nim w powietrzu dopóki ten nie odzyska woli walki.
Chuchro okręcił się delikatnie w powietrzu. Jego czarne włosy opadły mu na chwile na oczy, ale pierwszy cios Gorta sprawił że znowu zwiało je do tyłu. Kolejne uderzenia zdawały się nie mieć efektów na ciele tytana. Uderzały jednak w co innego -w jego dumę. On który dotąd nie przegrał żadnej walki, istota która traktowała innych jako posiłek, teraz nie mogła kontratakować. To było nowe uczucie, Chuchro po raz pierwszy w swym życiu doznał upokorzenia...a to wcale mu się nie podobało. Napiłą swe tytaniczne muskuły, by przerwać moc która go przytłaczała, a potężne szczęki rozwarły się w złowrogim ryku.


Oczy zaszły bielą wściekłości, a długa noga musnęła ziemi. Chwytne palce znalazły w niej podparcie, a ciało potwora wykręciło się tak, że jego prawe łapsko uderzyło prosto w pierś Gorta. Murzyn przesunął się do tyłu, żłobiąc na ziemi kolejne kratery, a kamyczki posypały się w dół. Chuchro zaś już pędził na niego biorąc szeroki zamach, którego siła zapewne sprawiłaby, że normalny człowiek eksplodowałby od uderzenia.
- I TO MI SIĘ PODOBA! IWABABABABABA!! - ryknął dziarsko murzyn, rżąc wesoło z uciechy na widok szarży swego przeciwnika. - Cho no tu do mnie! - zaklaskał zachęcająco, jednakże gdy tylko Chuchro się do niego zbliżył, ten zakrzyknął: - Bari Bari no Funeral!
W tym momencie zaś otworzyła się pod nim zapadnia w której do której wpadł w momencie gdy miał otrzymać cios, co mogło łatwo wyprowadzić olbrzyma z równowagi zarówno pod względem emocjonalnym, jak i fizycznym. Po chwili zaś pirat wyskoczył z dziury za plecami oponenta z szerokim uśmiechem na twarzy i zaciśniętą pięścią gotową do zamachu.
- Gort's Black Rock Mega Barrage! - zawołał, wyprowadzając uderzenie tak szybkie że niemalże nie sposób było go dostrzec gołym okiem. Za nim zaś poleciały następne z które z siłą kul armatnich miały zbombardować ciało czempiona.
Zagrywka faktycznie okazała się skuteczna przeciwko prymitywnemu przeciwnikowi. Chuchro zamachnął ise w pustkę, tempo rozglądając się dookoła, szukając przeciwnika który nagle zniknął. Wtedy tez Gort pojawił się za nim, zasypując muskularne plecy serią uderzeń. Jego piąchy zostawiały czerwone ślady na plecach przeciwnika, by w końcu zacząć rozrywać skórę. Ponadto ambicje pirata znowu opanowały umysł biednego prymitywa, paraliżując jego mięśnie. To dało czas Gortowi na wykonanie serii uderzeń w takiej ilości, że nawet mury foretcy ugięły by się pod nimi. Nogi wroga drżały lekko, a jego plecy krwawiły niczym po biczowaniu. Ostatnie uderzenie wysłało Chuchro na deski kilka metrów dalej.
Gort wyraźnie triumfował.
Jednak uważny obserwator mógł zauważyć pewien fakt. Pirat stosował rozmaite techniki, dziesiątki kombinacji mocy diabelskiego owocu oraz haki, by przytłoczyć swego wroga. Ten zaś korzystał jedynie ze swej brutalnej siły, oraz nadludzkiego refleksu. A mimo to był przeciwnikiem godnym walki z piratem.
Chuchro obrócił się na ziemi, tak że leżał teraz na brzuchu. Jego twarz stała się maską bólu i wściekłości, gdy nisko ułożony na ziemi wpatrywał się w pirata, warcząc cicho. Uniósł się lekko na palcach stóp, zaś dłonie ułożył płasko na podłożu. Jego muskularne plecy napięły się a tony mięśnie widoczne były teraz niczym na antomicznym modelu.


Powietrze dookoła Chuchra wyraźnie zgęstniało, a jego powarkiwanie stawało się głośniejsze z każda chwilą. Nawet Gort zdał sobię sprawę z tego co się szykuje...Chuchro postanowił walczyć na poważnie! Zrezygnował z zabawy, uznał w końcu Gorta za równego rywala, walka z nim przestała mieć formę zabawy. Teraz był to pojedynek między drapieżcą a ofiarą.
Chuchro natomiast miał zamiar pokazać pierwszą ze swoich technik, atak boskiego czempiona.
- Czyli w końcu chcesz się bawić na poważnie, co!? Bardzo dobrze! Cho no tutaj! Iwabababa! - rechotał czarnoskóry pirat, który aż promieniował radością przepełniąjącą jego serce. Tego ataku nie miał zamiaru unikać. Każdy z jego nakama powiedziałby mu że to zły pomysł, jednakże jego kompletnie to nie obchodziło. Zbyt długo czekał na ten moment. Chciał poczuć na własnej skórze moc osoby która już raz zdołała go pokonać. Powoli uniósł ramiona gotowy do przyjęcia na siebie całej boskiej potęgi jaką dysponował czempion i porównania jej ze swoją własną. - Pokaż mi ją!! POKAŻ MI CAŁĄ SWOJĄ SIŁĘ!!!
Po plecach Gorta przeszły ciarki ekscytacji. Była ona nawet większa niż podczas walki z nowonarodzonym bogiem szaleństwa. To prawda, że był wtedy dumny ze swego tryumfu, acz nie był w stanie w pełni radować się tamtym zwycięstwem. Wielki Czarnoskóry był prawdopodobnie pod tym względem jedną z najbardziej chciwych osób na świecie. Dużo bardziej niż sławy, skarbów, czy nawet zewu przygody pożądał tylko jednej rzeczy. A było nią Zwycięstwo. Bardziej niż przed innymi pragnął udowodnić przed samym sobą że naprawdę jest najsilniejszym człowiekiem na ziemi. Zwycięstwo nad bliskim śmierci bogiem z pomocą dwójki swych nakama bynajmniej go nie satysfakcjonowało.
- Wygram... tym razem... na pewno... WYGRAM!!! - pirat wydał z siebie budzący trwogę wrzask w którym zawierała się cała potęga jego marzeń i ambicji. - Bari Bari no... - zaczął, wyciągając przed siebie ręce. Zamieniły się w dwa kamienne wiertła, a następnie zlały w jedno. Zahcrupało ono lekko gdy zaczęło powoli się obracać, a gdy tylko nabrało prędkości chrupanie zamieniło się w ogłuszający świst wirującego powietrza. - Black Rock Diamond… - wiertło zaczęła pokrywać najpierw warstwa świecącego diamentu, a następnie twardsza jeszcze od niego zbroja stworzona z nieposkromionych ambicji wilka morskiego. Potem zaś wszystko na moment ucichło jak gdyby w oczekiwaniu na to co miało za chwilę nadejść, a po chwili ziemia zatrzęsła się tak mocno że wszyscy mieszkańcy latającej wyspy z łatwością by to odczuli.


Niebawem w ziemi pojawiły się długie szczeliny i pęknięcia z których wystrzeliwały w górę ogromne masy skalne. Gigantyczne głazy szybowały i wirowały w powietrzu dookoła pirat, zderzając się ze sobą raz po raz za sprawą diabelskich mocy szatańskiego owocu. W końcu zaś wszystkie się zatrzymały i... uderzyły prosto w Gorta, chrupiąc i trzeszcząc gdy ocierały się o siebie jak gdyby chciały zmielić go na miazgę. Zamiast tego jednak zaczęły formować dookoła niego olbrzymią, górującą nawet nad samym fortem sylwetkę tytana, zaś monstrualne wiertło które ani na moment nie przestało wirować nabierało masy wraz z samym Czarnoskórym.
- GIANT TERA DRILL!!! - zakrzyknął wystający z ziemi od pasa w górę olbrzym, rozwierając swe kamienne usta. Jak można się było spodziewać, nie była to bynajmniej wyrafinowana technika, czy chociażby efektywna w walce z kimkolwiek inteligentniejszym od boskiego przygłupa. W końcu wystarczyło się do niej nie zbliżać. Gort jednak był pewien że Chuchro nie odrzuci rzuconego mu wyzwania, tak jak on sam nigdy by tego nie zrobił.
Olbrzym rozwarł delikatnie paszczę, napinając łapy i nogi. Jego plecy wyprężyły się, gdy budował kolejne porcje energii, które miały pozwolić mu uzyskać jak największa siłę. Gort nie był pewny czy moc jego słów miała jakiś efekt na umysł wroga, którego ogarnęła wola walki. Pęknięcia rozchodziły się na ziemi, coraz dalej od epicentrum mocy którym był boski czempion. Wiatr wywoływany przez obroty wiertła rozwiewał włosy umięśnionego olbrzyma, oraz lekko poruszał skóra na jego twarzy. Oczy Chuchra błysnęły, a ten odbił się od ziemi, stając się niemal niewidzialnym przez prędkość. Zdawało się, że nie było odstępu czasu między startem, a zderzeniem obu wojowników.
Łupnięcie zdawało się wstrząsnąć cała wyspą. Korony drzew za plecami chuchra zafalowały, a kilka roślin zachwiało się z trudem utrzymując się w korzeniach. ZA plecami Gorta szalało tornado zniszczeń, ziemia, drzewa, rośliny i głazy leciały w tył, niemal na całej długości wyspy. Fala kurzu jaka została podniesiona, wypływała po za obrzeża latającego landu. Jeden z grubych pniaków niemal nie trafił odbijającego sie w powietrzu Desmonda.
Nawet biały rycerz i Wielka El odczuli moc tego ataku, gdy fala uderzeniowa zdmuchnęła ich na bok.
Na wyspie powstały dwa pasy gołej ziemi, jeden długi i szeroki za plecami Gorta, a drugi mniejszy- za Chuchrem.
Jednak tym co najbardziej zdziwiło był fakt… że w ogóle nie poczuł ataku. Mimo że czuł podmuchy wiatru, to miał wrażenie, że technika wroga nie dotarła do niego. Tak samo, nie wyczuwał by jego atak uczynił szkodę Chuchru. Mimo, że kamienny pancerz rozpadał się powoli, a wiertło już dawno przestało się obracać, skruszone w drobny pył.
Kurz powoli opadał, a Gort dostrzegł cos co sprawiło że żyła wściekłości wykwitła mu na czole.
Między nim a Chuchrem stał…




… nie kto inny jak Loki! Jego okryte w rękawiczki dłonie rozłożone były szeroko. Jedna zaciskała się na ogromny łapsku Chuchra, druga zaś na pięści Gorta, która pozostała po wiertle. To Bóg kłamstwa wkroczył między walczących przerywając im bitwę, oraz przyjmując na siebie moc obu technik. Zerkał on spod czarnych okularów na Gorta, mierząc go zimnym wzrokiem.
- Już chyba wystarczy tej dziecinady chłopcy… –westchnął jak gdyby mówił do dzieci. – Chcecie grac w grę, więc nie możecie wskakiwać na ostatnie pole bez przejścia planszy.
- Okularnik!? - warknął pirat, zaciskając zęby z wściekłości. - Znowu stajesz mi na drodze, eh!? - zapytał retorycznie, cofając swą pięść i szykując się do zadania następnego ciosu. - Świetnie! Zobaczysz że tym razem przefasoluję ci buźkę!
- Czy ty już do reszty skretyniałeś!? - wrzasnęła dla odmiany Wielka El, która trzymając się za głowę zbliżała się do rozmówców. Jej ubrania wciąż pokryte były świeżą krwią, jednakże większość ran odniesionych w walce zdążyła się już zagoić. - Nawet taki idiota jak ty powinien zdawać sobie sprawę z kim mamy do czynienia!
- Również bym to odradzał, Gort! - zawołał z góry Desmond, opadając delikatnie na ziemię po prawicy Czarnoskórego, zaś trzymający się go Przydupas rozluźnił wreszcie uścisk i postawił nogi na ziemi, wzdychając z wyraźną ulgą. Chyba mimo wszystko nie przypadł mu do gustu taki środek lokomocji. - Nie chcemy jeszcze wypowiadać wojny następnemu bogowi. Pamiętaj o terminie wyznaczonym przez Shibę. Jeśli stracimy tu zbyt wiele czasu, to możemy przegapić naszą jedyną okazję na odnalezienie jej - przypomniał strzelec.
Murzyn zrobił nieco kwaśną minę i pomruczał przez chwilę pod nosem kilka przekleństw, wyraźnie mocno się namyślając.
- Co to za gra o której gadasz, bożku? - zapytał w końcu, jednak nie wyglądało na to by podjął jeszcze ostateczną decyzję odnośnie walki z Lokim.
-Przedewszystkim, wiecej szacunku. - Loki wskazał palcem na Desmonda, tak że na oczach Gorta głowa nawigatora eksplodowała. - Albo to stanie się prawdą. -dodał, gdy iluzoryczne odłamki czaszki odsypały pirata, dopiero po chwili Bóg cofnął działanie mirażu.
- A ty wracasz do budy… -mruknął jeszcze w stronę Chuchra, a znany Gortowi portal otworzył się za plecami tytana. Ten warczał, wił sie i skowyczał jak zbity pies, jednak łańcuchy niezważając na to, oplotły jego szyje i ramiona. Gigant p oraz kolejny trafił do swego samotnego więzienia.
- A teraz jeżeli chodzi o naszą zabawę…- Loki przebiegł wzrokiem po zebranych. - Wy chcecie dostać się do zamku, bo tam trzymam ostateczną nagrodę. Emily...tak się nazywała prawda? - bożek uśmiechnął się pod wąsem. - Ale jak widzicie fortece broni bariera...prawda? Może spróbujesz ja przerwać? - Loki odstąpił na krok, a Gort zamrugał dwa razy. Nie wiedział kiedy, wraz ze swymi załogantami znaleźli się przed brama prowadzącą do zamku.
- Emily? - zastanowił się Gort, a gdy przypomniał sobie o swojej nakama, skrzywił się w jeszcze większym gniewie. - Więc to ty ją porwałeś, co? Jak myślisz że zatrzyma mnie jakaś twoja bariera...
Murzyn splunął w dłonie, zakasał rękawy i zaparł się mocniej nogami, szykując się do szarży z zamiarem przebicia się przez magicznę osłonę.
- Gort's Black Rock Mega Smash! - zawołał, gdy tuż przed momentem zderzenia jego ramię przybrało czarny kolor.
- Tego... panie ważny bogu - wtrącił się niepewnie Przydupas, zdejmując z głowy swoją czapeczkę którą miął nerwowo w dłoniach. - Nie chciałbym być niegrzeczny, ale ja żem sam widzioł jak Błękitka ją porwała. Czy to znaczy że pan... już się nią zajął? - zapytał z lekką nadzieją w głosie. Widać nie uśmiechało mu się ponowne spotkanie z sidhe.
Loki spojrzał na Przydupasa spod okularów. - Ona jest moją sługą. Wasza załoga zginęła ponieważ twój kapitan nie dotrzymał danego mi słowa. A Emily została porwana z mojego rozkazu. -odparł zimno.
W tym momencie ręka Gorta uderzyła w barierę, rozpadając się na kawałeczki od samego kontaktu. Największy z kłamców uśmiechnął się kącikiem ust. - Jak widzicie jest to dla was całkowicie niemożliwe. -skwitował wesoło poczynania Gorta. - Chociaż jeżeli chcesz staraj się dalej...tylko nie umrzyj, to mogłoby być kłopotliwe.
- Jakiego słowa, do czorta!? - krzyknął rozeźlony murzyn, którego zniszczone sztuczne ramię natychmiast odrosło. - Miałem nie mówić żem cię spotkał, to nie mówiłem! Nawet nie wiem coś za jeden, poza tym że jesteś najbardziej wnerwiającym bożkiem jakiego żem spotkał! Jeśli namieszałeś w głowie Błękitce jakimiś boskimi czary-mary i kazałeś jej bić się z moimi kamratami, to możesz być pewny, że prędzej czy później obiję ci mordę!
- Nie ma się co spieszyć, kapitanie… - wtrącił Przydupas, z trudem opanowując nerwy. - Przeca bogowie nigdzie nam nie uciekną... a Błękitka już tak. Może lepij chodźmy już do tej góry? - zaproponował, wyraźnie bardziej obawiając się samego Lokiego, niż ponownego spotkania z Shibą.
- Dobrze wiesz którego. Powiedziałeś najgorszej z możliwych osób, że mnie spotkałeś. - Leo tupnął lekko, co sprawiło, że z jego buta odpadł kawałek liścia, który wcześniej się tam przyczepił. - Mnie nie okłamiesz piracie. Teraz więc płać za swoja odwagę. Nie bałeś się mnie, twoi ludzie zapłacili więc cenę. - mówiąc to zbliżył się do Gorta, mocą iluzji sprawiając, że stali się sobie równie wzrostem. - Lepiej posłuchaj tego drugiego śmiertelnika. Zamek pod wodospadem to pierwsze pole gry, na pewno znajdziecie tam wskazówki co do drugiego. Wszystko to zaś prowadzi do otwarcia tego zamku. -stwierdził, wskazując na bariery. - I pamiętaj...żyjesz póki ci na to pozwalam. Jesteś niczym więcej niż zawodnikiem w grze którą ja sędziuje. Gdy uznam, że za bardzo łamiesz zasady… lub nie masz szans na wygraną, przestanę utrzymywać cie przy życiu. - mówiąc to powoli ruszył w stronę magicznej osłony.
- A wasza przyjaciółka przyjęła moją ofertę pracy, bez żadnych zaklęć. Widać zawsze uważała was za zgraję, której życie jest warte tyle co życie robaka. -mówiąc to jedna mrówka zginęła z chrzęstem pod jego butem. - Czyli dokładnie tyle, ile żywoty waszych poległych kamratów. -zaśmiał się sadystycznie.
Pięści murzyna zacisnęły się niczym imadła, a mięśnie napięły do granic wytrzymałości, zaś na jego twarzy pojawił się wyraz niewypowiedzianego gniewu.
- Ty chędożony bożku… jestem Wielki Czarnoskóry, a to byli moi nakama!! - ryknął wściekle, jednak nim zdążył rzucić się na okularnika stanęła pomiędzy nimi Elizabeth z wyciągniętym w stronę swego kapitana ostrzem miecza.
- Ani mi się waż! - krzyknęła groźnie. - Też z miłą chęcia poszatkowałabym go na kawałki, ale słabeusz ma rację. Jeśli stracimy tutaj za dużo czasu, to ta niebieska kurwa może nam spieprzyć. Poza tym nawet jeśli ty masz z nim jakiekolwiek szanse… to pomyśl kurwa o naszej załodze!! Myślisz że ten skurwiel nie rozwali nam okrętu pstryknięciem palców!?
Gort dyszał ciężko niczym nieokiełznana bestia, jednak nie ruszył się o krok.
- Skopiemy mu dupę innym razem, kapitanie… - wtrącił błagalnym głosem Przydupas.
- Ciężko przestrzegać zasad, których się nie zna, panie… - Desmond zwrócił się bezpośrednio do boga. - Obawiam się że nasz kapitan nie jest dobry w zapamiętywaniu takich rzeczy, więc jeśli to nie problem, to może wyjaśniłby je pan nam, póki tu jesteśmy? - zaproponował na tyle uprzejmie na ile było go stać.
-Loki.- stwierdził krótko, odwrócając się na chwilę by zerkająć na Desmonda. - Ale jaka będzie wtedy w tym zabawa? -zaśmiał się cicho, po czym machnął im ręką. - Niech się lepiej uczy. Inaczej znowu coś straci.
- Czyli chce pan by Gort przestrzegał pańskich zasad, jednocześnie zachęcając go do łamania ich przez swą niewiedzę? - zdziwił się nieco Salwa. - Powinien pan już na tyle dobrze znać Czarnoskórego, żeby nie oczekiwać po nim zbyt wiele pod względem intelektualnym.
- Zaczynasz mnie irytować śmiertelniku. Odzywasz się do Boga jak do równego sobie. -mruknął kłamca, a z usta Salwy wyłonił się wąż, który syknął na Desmonda głośno, by po chwile wrócić do jego gardła. - Jeżeli chcesz kogoś pouczaj, to rób to z równymi sobie.
- Jak pan sobie życzy - odparł strzelec, po głośnym odchrząknięciu i poprawieniu kołnierza. - Nie mam więcej pytań - oznajmił, a chwilę po tym Loki bez pożegnania przekroczył barierę za którą znajdował się zamek.
- Hej! Jeszcze z tobą nie skończyłem, tchórzu! - wrzasnął za nim Gort, uderzając w barierę pięściami, które raz po raz rozpadały się i odtwarzały na nowo.
- To on skończył z nami, ośle - wyjaśniła oschle rudowłosa piratka, chowając oba swoje miecze i odwracając się plecami do murzyna. - Nic więcej tu nie wskóramy. Lepiej przygotujmy się do bitki z tą niebieską dziwką.
- Skoro Shiba sprzymierzyła się z bogiem kłamstwa, to może sami również powinniśmy poszukać sobie sojuszników... - zastanowił się na głos Desmond, ruszając za Elizabeth.
- Masz kogoś konkretnego na myśli? - spytała piratka.
- Wróćmy najpierw na okręt. Będziemy potrzebować pomocy Jastrzębia - oznajmił strzelec.
 
Tropby jest offline