| Królestwo Pięciu Miast Mirtul, Zielone Trawy Ciepły wiosenny deszcz uderzał w spadzisty dach futenberskiej karczmy zwiastując nadejście równie ciepłego lata. Khogir i Kelvin zajadali tłusty gulasz z jagłami i skwarkami, tak cudownie różny od monotonnej diety, którą przyszło im się żywić w ich nowym domostwie. Karczma pękała w szwach, podobnie jak wszystkie inne w mieście i tylko dzięki pokaźnemu zasobowi gotówki oraz oryginalnego alkoholu gospodarzowi udało się wygospodarować im zaciszny kąt do spania. Łysawy bard wywrzaskiwał improwizowaną balladę o Bitwie na Polach próbując przekrzyczeć tłum, który sam miał na ten temat równie dużo do powiedzenia jak śpiewak. Uciekinierzy, najemnicy, żołdacy na przepustkach, rolnicy, ciury obozowe, szlachta, handlarze, mordercy i oszuści - wojna zebrała wszystkich ich w jednym miejscu. Khogir słuchał uważnie wieści o wojnie z orkami (która, na szczęście ominęła Kaledon), ale nie bardziej niż Kelvin, który chłonął opowieści o bitewnej pożodze, smokach, wywernach, magach i olbrzymach; przyglądał się starym weteranom i młodym żołnierzom popisującym się przed dziewkami służebnymi i ladacznicami. [media]http://fc05.deviantart.net/fs70/f/2011/144/d/5/in_the_tavern_by_tamplierpainter-d3h3qfw.jpg[/media] I Pyłów Bohaterowie Łby ucięli poczwarze czwórgłowej! - zawył minstrel, po czym zaklął zrezygnowany i sięgnął po garniec z winem. Kelvin nadstawiał uszu; miejski gwar ranił jego wyczulony słuch, a przyzwyczajone do samotności ciało wzdragało się przed dotykiem przepychających się i potrącających go ludzi, lecz mimo to chłopak chłonął otaczającą go rzeczywistość - tak nową i inną od tego, co znał. Czuł, że miasto to dzicz, w której może się ukryć lepiej niż w Wilczym Lesie; ukryć i robić co chce. Opowieści o bitwach z orkami burzyły mu krew, a ponoć do wojska brali teraz każdego. Co prawda główne siły orków zostały już rozgromione, lecz królewscy nadal ścigali niedobitki, planując poświęcić całe lato tępieniu zielonej zarazy. Khogir też słuchał. Podobno w Darrow stacjonował duży oddział krasnoludów przydzielony przez Kaledon do pomocy elfom i ludziom. Przewodził mu syn wodza Stalowych Toporów i ponoć również nie przebierał w środkach. Po wieczornym niebie przetoczył się grom. Zapowiadała się na prawdę porządna burza. Zed siedział w oknie wysokiej wieży majdając nogami. Bimbrusz znów zasiadł z nosem w książkach i nie sposób było mu przetłumaczyć, że Zedowi już dawno skończył się papier do zadka zrobiony z eillifowego dziennika i potrzebuje nowych pomocy naukowych by móc przyzwoicie funkcjonować. Odkąd Alvenus przestał ich śledzić i skupił się na rozpracowywaniu medalionu gnom zupełnie już utonął w księgach, szukając między innymi sposobu na przekabacenie na ich stronę olbrzyma, którego Kelvin wytropił w jednej z nadmorskich jaskiń, oraz zapieczętowaniu groty, w której zginął Melis. Może nawet szukał sposobu by uleczyć swoją amnezję, albo przywrócić Melisa do życia; kto wie? Zeda mało to obchodziło; aktualnie był na Bimbrusza głęboko obrażony, gdyż gnom wykazywał oburzającą wręcz obojętność na skargi dziadygi dotyczące chomiczych działań pewnego małego magicznego smoka. Viseńczycy zostawili ich w spokoju, a atmosfera między Polaną a wsiami była tym, co Khogir nazywał “czujnym wyczekiwaniem”. Rafaelowi i Korennowi udało się powrócić z zapasami, toteż zima minęła spokojnie. Audrey szkoliła się w sztuce leczenia osiągając ponoć niemałe sukcesy, natomiast Yarkiss nieoczekiwanie dla wszystkich (a najbardziej dla siebie) został sołtysem po tym, jak stary karczmarz zapił się na śmierć jedną z zedowych nalewek, wywołując tym lawinę plotek. Ponieważ jednak nikomu prócz Oskara nie zaszkodziła Zed uniknął związanych z nią komplikacji, co było mu bardzo na rękę, gdyż viseńczycy dostarczali mu wiele składników do eksperymentalnych nalewek. Nagle ciszę Wilczego Lasu przerwał potężny grzmot. Nie grzmot - wybuch! Przerażony zaklinacz podbiegł do okna, z którego dziadek mało nie wypadł z zaskoczenia i obaj wlepili wzrok w słup dymu unoszący się nad Viseną. Mimo podeszłego wieku Zed miał wzrok jak jastrząb, toteż był pewny, że dostrzegł unoszącą się nad lasem demoniczną sylwetkę, która z wizgiem odleciała na północ. Bimbrownik klepnął gnoma w plecy aż zahuczało i roześmiał się wesoło.
- Chyba w Visenie będą potrzebowali nowego czaromiota - rzekł dziadyga, puszczając do Bimpa oko, po czym poszedł się wyszczać.
Ostatnio edytowane przez Sayane : 19-11-2015 o 12:10.
|