Zatęchłe, duszne tunele stanowiły miłą odmianę po smrodzie wielkiego miasta. Z każdym krokiem odór jakby malał, aż w końcu pozostał jedynie nieprzyjemnym wspomnieniem, wypartym przez teraźniejsze bodźce. Co prawda bukiet składający się z zapachu potu, rzadko pranych onuc i przetrawionego piwska nie odstępował wojów ani na chwilę, lecz do tego akurat szło przywyknąć, ot karma. Ważne, że oddalali się od Azul, a przed nimi rysował się jakiś konkretny cel - mało optymistyczny, chujowy wręcz, ale dla Khaidar nawet tak gówniana przyszłość wydawała się być lepsza niż siedzenie na dupsku i czekanie aż któryś z bezimiennych wrogów straci cierpliwość i pogłaszcze ją po głowie styliskiem topora, bądź o wspomnianą głowę skróci. Wizje sztyletu między żebrami, trucizny w kielichu, czy też równie subtelna, zbłąka kula z muszkietu wybijająca w czaszce otwór wielkości pięści nie należały do pociągających. Córa Ronagalda wolałaby już zapić się na śmierć - koniec piękny, poetycki i co tu dużo gadać, cholernie przyjemny. Niestety w życiu nigdy nie układało się tak, jakby sobie tego życzyła. Z owych strzępów informacji, wyrwanych od Rorana, jasno wynikało, że mają przesrane po całości i nim cały ten pierdolnik się skończy, czeka ich jeszcze sporo bólu. Zdrajcy, mordercy, dezerterzy i bezbożnicy - przeciwnik był w stanie przypiąć im wszelkie możliwe łatki bez najmniejszego problemu, a lud ciemny łyknie to niczym zmęczona robotą dziwka kubeczek wody. Jedyne co pozostawało, to marsz wąskimi korytarzami przed siebie, z nadzieją, że na końcu trasy czeka coś innego niż tortury i zgon w męczarniach.
Khazadka splunęła, zielonkawym glutem flegmy ozdabiając jeden z wielu mijanym kamieni. Równie dobrze mogła zażyczyć sobie kotła spirytusu i głowy Rorana na srebrnej tacy.
-O kant dupy to wszystko - westchnęła z rezygnacją. Nawet nie czuła złości, była na to zbyt zmęczona. Z kapturem naciągniętym prawie na czubek nosa toczyła się przed siebie, unikając kontaktów z kimkolwiek, szczególnie obcymi. Zbrojna kobieta zawsze budziła niezdrowe zainteresowanie, a rozwalenie natrętowi gęby niestety nie wchodziło w rachubę. ***
Dla nieprzyzwyczajonego do znacznych głębokości powierzchniowca, takiego jak Khaidar, podróż stanowiła mordęgę. Raz po raz pociągała nosem, a od zawrotów głowy chciało się jej rzygać. Miała wrażenie, że ciśnienie rozsadza jej czaszkę, doprowadzając do szaleństwa gorszego niż zazwyczaj. Gdzieś w duchu podziwiała resztę, która mimo warunków, miała jeszcze siłę na pieprzenie trzy po trzy. Ona sama musiała porządnie się zawziąć, by nie paść plackiem na ziemię i nie zacząć bluzgać na wszystko i wszystkich w zasięgu wzroku. Siedziała skulona pod skalną półką i z zamkniętymi oczami słuchała. Pokiwała Detlefowi głową na znak, że rozumie jaką rolę jej przydzielił i nie ma co do tego zastrzeżeń. Słowa Thorina i Galeba ledwo rejestrowała, pogrążona letargu skupiała się jedynie na liczeniu oddechów z nadzieją, że bogowie w końcu się nad nią zlitują i pozwolą usnąć.
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |