Życie wśród żebraków nie było tym, o czym Max marzyłby przez całe swoje życie, miał jednak świadomość, że lepsze to, niż gnicie w więzieniu. A że w miejskich lochach nie było zbyt przyjemnie, tego się dowiedział od "współlokatorów" z tego samego zaułka.
Dopiero następnego dnia zdobył się na odwagę i kupił kawał chleba, by wzmocnić nadwątlone dobowym postem siły. Następnego dnia było jeszcze lepiej - ciepły posiłek w podłej tawernie i trochę piwa w zasadzie postawiły go na nogi.
Trzy dni później uśmiechnęło się do niego szczęście. Żaden ze strażników nie kręcił się wokół karczmy i wnet Max mógł wyprowadzić Achata ze stajni. I z pewnością wnet znalazłby się od przeklętego miasteczka, gdyby nie ogłoszenie, o którego treści na głos rozprawiali tłoczący się tam ludzie.
***
Max podszedł do drzwi pokoju, w którym przebywał Anzelm, zastukał i, nie czekając na odpowiedź, otworzył drzwi.
- Słyszałem - zwrócił się do Anzelma - że wielmożny pan poszukuje tego, hmmm - podrapał się po brodzie - zastępcy? |