Gdy tylko grupa aniołów uplasowała się wygodnie na siedzeniach czerwonego Dodga Chargera, jego kierowca ruszył z piskiem opon. 20-calowe felgi z polerowanego aluminium zaczęły się poruszać coraz szybciej wraz z pojazdem, który pod maską skrywał 470 konny silnik. Ryk zataczającej się V-ósemki, o pojemności 6.4 litra sprawił, że na twarzy Ammisaela pojawił się nieznaczny uśmiech. Ta wersja tego potwora była akurat napędzana na tylną oś, lecz nie przeszkadzało to w dynamicznej i agresywnej jeździe. Nie minęło pełne pięć sekund, a na liczniku prędkościomierz pokazywał setkę. Sam przód auta wygląda imponująco i groźnie. Grill wydaje się zjadać powietrze, dosłownie i w przenośni. Środek również był bogaty, a bardzo dobrej jakości czerwona skóra, idealnie współgra z kolorem lakieru. Pięciometrowy kolos, ważący prawie 1900 kg, mógł robić wrażenie, tym bardziej że ryk silnika zagłuszał puszczony, dość głośno, stary przebój “Enter Sandman”.
Korek, przeklęty korek, zepsuł całą frajdę z jazdy. Ammisael otworzył okno i zapalił papierosa. Dym wypuścił na zewnątrz, lecz gdy zobaczył we wstecznym lusterku bestię, prawie się zakrztusił wyrzucając z siebie:
-
Kurwa, co jest?
Wielkie, przypominające psy bestie zaczynały siać spustoszenie i chaos. Co najgorsze, zaczęły się zbliżać do jego pięknego, cennego i ukochanego auta. Nie wróżyło to dobrze, więc otworzył bagażnik i zaczął wysiadać z samochodu, rzucając do towarzyszy:
-
Dobra, koniec przejażdżki. Czas zagonić te pieski do budy, bo chyba pogubiły drogę - pokręcił głową i ruszył do bagażnika.
Spokojnie, aczkolwiek nie guzdrząc się zbytnio, otworzył ów bagażnik i zaczął w nim grzebać. W środku była mała walizeczka, którą otworzył. Z jej wnętrza wyjął pięcio-lufową strzelbę, którą zaczął ładować, uśmiechając się szeroko przy tym.
Ci, którzy przyjrzeli by się bliżej broni, zauważyli by skomplikowane wzory wyryte na każdej lufie. Cześć z nich, na pewno nie mogła zostać stworzona ludzką ręką, i zapewne jacyś fascynaci erpegami, nazwali by je runami. Także rękojeść, wykonana z drewna, wyglądała na zrobioną przez dłoń jakiegoś wprawnego mistrza. Po obu jej stronach wyryto postać jakiegoś anioła. Jeden jakby wznosił się ku niebu, drugi natomiast zdawał się spadać z nieba.
Opierając broń o bark, trzymając papierosa w zębach, Ammisael rzucił:
-
Ciekawe co powiedzą, obrońcy praw zwierząt jak zaczniemy strzelać do psiaczków - nie czekając na odpowiedź, anioł ruszył w kierunku watahy, strzelając do nich. Co jak co, ale zniszczyć sobie fury nie zamierzał pozwolić. Strzepnął popiół z papierosa na ziemię, by zaciągnąć się ostatni raz. Resztę wyrzucił na ziemię, przydeptując butem.