Wątek: Bar "Dolores"
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2014, 16:38   #17
Muzykantowy
 
Reputacja: 1 Muzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumnyMuzykantowy ma z czego być dumny
To z pewnością Niemiec. Pomyślał James po dokładnym przestudiowaniu twarzy młodego podróżnika. I to Niemiec, który całkowicie zignorował to, iż przygląda mu się absurdalnie wysoki, blady i ubrany w skórę Brytyjczyk. Pewnie jest z Berlina...
-Heil Hitler.-Mruknął do niego, ignorując fakt, że wstał od stołu i podszedł do Japonki i detektywa.

Motocyklista, z którym odbył wcześniej miłą pogawędkę, wspiął się prawdopodobnie na wyżyny swojej inteligencji, wprowadzając swego olbrzymiego Harleya do baru. Jamesowi nie wydawał się on groźny. Jego wielkie cielsko zapewne skutecznie ograniczało ruchy. Z pewnością błyskawicznie się męczył, a łańcuchy do najlżejszych broni nie należą. Musiał jednak przyznać, że jego postura robiła wrażenie. Z pewnością wystarczyło to, by wystraszyć niejedną pizdę, czy hipisa.
-Dzień dobry. Jestem Thorsten. Przepraszam że się wtrącam, ale usłyszałem jak rozmawiacie o zakodowanej morsem wiadomości w tym pisku. Na moim telefonie wyskoczył taki symbol, nie mogę go usunąć, może te dwie rzeczy są ze sobą powiązane?- usłyszał mimo woli. Podszedł bliżej Thorstena. I bez słowa zajrzał do jego smartphone'a. Przerażony, zrobił kilka energicznych kroków w tył.

Natychmiast rozpoznał ten symbol. Oddech mu przyśpieszył, ponownie zebrało mu się na wymioty. A potem... Zaczął się śmiać. Śmiał się długo i głośno, krążąc po całym barze, zginając się w pół i łapiąc raz za razem za głowę. Ktoś robi tu sobie niezłe jaja... Pomyślał.
Z trudem powstrzymał się od dalszego śmiechu, i stanął prosto. Trząsł się, jednak nie z powodu narkotyku. On się bał.
-Symbol na smartphonie Niemca, nie jest to ani logo, ani komórką sinicy.- zaczął wystarczająco głośno, by każdy w barze mógł go usłyszeć. Raz za razem pociągał nosem. Nadal się trząsł.
-To nic innego... Jak jeden z setek kręgów w zbożu, rzekomo pozostawionych przez kosmitów. Ktoś tu sobie, kurwa, urządza z nas niezłe jaja.- parsknął śmiechem, lecz tym razem zdołał się opanować.
-W malachitowym deszczu, dostrzegłem niewielkie żyjątka. Coś w stylu Terebellidae. I teraz najlepsza część. Połknąłem kilka kropel. Te żyjątka dostały się do mojego organizmu. Domyślam się, że każdy z was oglądał klasyk s-f Ridleya Scotta, "Obcego"? Nie chcę wydać na świat ksenomorfa. I wy raczej też tego nie chcecie.- zdawał sobie sprawę jak to absurdalnie brzmiało. Starał się jednak powiedzieć to najpoważniej jak mógł. Zabawne jakiej pewności siebie nabiera człowiek, któremu być może zostały ostatnie godziny życia. Spojrzał się kolejno na wszystkich obecnych w barze. Słuchali? Nie miał pewności. Uwierzyli? Na to nie liczył. Podszedł do Ikuyo i Williego.
-Jesteście dorosłymi, dojrzałymi ludźmi.- powiedział do nich, ciszej. - Ja natomiast jestem zwykłym ćpunem. Nie oczekuję, że mi uwierzycie, właściwie, sam sobie nie wierzę. Proszę was tylko o to, byście nie bagatelizowali sytuacji. zabunkrujmy się w tym barze. A ty detektywie, miej broń w pogotowiu. Zgodzicie się chyba, że to najlogiczniejsze wyjście? A teraz, przepraszam na chwilę. -

Gdy skończył gadać, szybko wyszedł z baru. Włożył palec do gardła, by spowodować odruch wymiotny.
 
__________________
"War. War never changes."

Ostatnio edytowane przez Muzykantowy : 17-09-2014 o 20:19.
Muzykantowy jest offline