Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2014, 19:32   #111
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację

NIECH ROZPOCZNIE SIĘ BITWA!

Magiczna jasność, przyklejona do pocisku czarodzieja przeszyła mrok nocy, zwielokrotaniając i wypaczając cienie... ale i odsłaniając to, co było niewidoczne. Mroczna zasłona opadła niczym odcięta nożem. I pojawili się wrogowie, a Harpagon tylko na to czekał.


- Ognia! - wrzasnął do towarzyszy i sam posłał bełt z narychtowanej w ciemnościach kuszy w najdogodniejszy z celów. Rozładowana kusza była już mu zbyteczna, więc odrzucił ją i ramię w ramię z Baylem ruszył na spotkanie wrogów.
- Im mocniej ich przyciśniemy, tym mniej chętni będą na atakowanie innych - rzekł przez zęby.
Ich ściana tarcz była raczej nieduża, ale posiadanie u boku towarzysza oznaczało że o jeden bok mniej można się martwić.

Gdyby sytuacja była inna, gdyby nie było wrogów - lub byłoby dawno po sprawie, Harp myślałby o męstwie swoich towarzyszy - Quentina, który odsłonił się rzucając czar, Maarin, która bez mrugnięcia okiem rzuciła się pod ostrzał by uleczyć Bayle'a... nawet Valeriusa, który mimo swojej pseudo-egoistycznej postawy i manier szydercy walczył dzielnie jak wojownik.
Może myślałby też o idiotycznym wydźwięku sytuacji, gdy w oczach towarzyszy był paranoicznym maniakiem, a on prawie uwierzył i zapomniał o prawdzie wpajanej w koszarach - strażnik łatwowierny i nie przestrzegający rutyny to martwy strażnik.
Ale na te i inne rozmyślania przyjdzie czas później. Teraz liczyło się tylko jedno. Teraz był czas krwi, krzyków i mroku w sercu. Czas zabijania.


Wspomnienie Harpagona

Cztery lata lata temu

Mimo tego, że wraz z Harpem kandydatami do straży zostawało tylko dwóch chłopców, wydawało się, że pompa byłaby nie mniejsza niż gdyby przyjmowano setkę, a gościem była cała śmietanka arcykapłanów i okolicznych feudałów.



Broń strażników i rycerzy lśniła, stoczono kilka rytualnych pojedynków, zaś kandydaci udowodnili, że nie boją się stawić czoła przeciwnikowi w ostrej walce. No, tak ostrej, na ile pozwoliły stępione ćwiczebne miecze, zamknięte hełmy i pikowane ochraniacze. Było wspólne śpiewanie pieśni, zaproszeni ilmateranie pobłogosławili młodzików i życzyli im owocnych treningów.
Na koniec zaś Sir Castor wygłosił piękną mowę o poświęceniu dla towarzyszy broni oraz honorze, jakim jest śmierć w obronie wiary i współwiernych. Serce młodego Harpa spijało słowa z ust rycerza, czując że jego powołanie zaczyna się właśnie dziś.

Potem zaś uroczystość się skończyła, wszyscy udali się na niewielką ucztę - w końcu każda okazja jest dobra do ucztowania, zaś kandydaci zostali sam na sam z nijakim Gustavem, wyglądającym jakby urodził się na baczność, pił tylko olej do konserwacji zbroi i zagryzał kośćmi wrogów - lub rekrutów. "Żołnierz" miał wypisane na skórze, a "Śmierć" na prawicy. Nie dosłownie, ale wtedy Harp mógłby uwierzyć i w to.
- Zapomnijcie co powiedział. To nie wy macie oddać życie za Ilmatera. To te durne skurczysyny co zagrożą klasztorowi czy naszym, mają oddać swe życie za któregoś z tych piekielnych pomiotów, których w swej durnocie czczą. I nie myśleć mi kurwa inaczej!
Nie trzeba wspominać, że podniosły nastrój prysł, a piwo na uczcie smakowało zupełnie inaczej?


 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 17-09-2014 o 19:40.
TomaszJ jest offline