|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-09-2014, 19:32 | #111 |
Reputacja: 1 | NIECH ROZPOCZNIE SIĘ BITWA! Magiczna jasność, przyklejona do pocisku czarodzieja przeszyła mrok nocy, zwielokrotaniając i wypaczając cienie... ale i odsłaniając to, co było niewidoczne. Mroczna zasłona opadła niczym odcięta nożem. I pojawili się wrogowie, a Harpagon tylko na to czekał. - Ognia! - wrzasnął do towarzyszy i sam posłał bełt z narychtowanej w ciemnościach kuszy w najdogodniejszy z celów. Rozładowana kusza była już mu zbyteczna, więc odrzucił ją i ramię w ramię z Baylem ruszył na spotkanie wrogów. - Im mocniej ich przyciśniemy, tym mniej chętni będą na atakowanie innych - rzekł przez zęby. Ich ściana tarcz była raczej nieduża, ale posiadanie u boku towarzysza oznaczało że o jeden bok mniej można się martwić. Gdyby sytuacja była inna, gdyby nie było wrogów - lub byłoby dawno po sprawie, Harp myślałby o męstwie swoich towarzyszy - Quentina, który odsłonił się rzucając czar, Maarin, która bez mrugnięcia okiem rzuciła się pod ostrzał by uleczyć Bayle'a... nawet Valeriusa, który mimo swojej pseudo-egoistycznej postawy i manier szydercy walczył dzielnie jak wojownik. Może myślałby też o idiotycznym wydźwięku sytuacji, gdy w oczach towarzyszy był paranoicznym maniakiem, a on prawie uwierzył i zapomniał o prawdzie wpajanej w koszarach - strażnik łatwowierny i nie przestrzegający rutyny to martwy strażnik. Ale na te i inne rozmyślania przyjdzie czas później. Teraz liczyło się tylko jedno. Teraz był czas krwi, krzyków i mroku w sercu. Czas zabijania. Wspomnienie Harpagona
__________________ Bez podpisu. Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 17-09-2014 o 19:40. |
18-09-2014, 20:32 | #112 |
Reputacja: 1 | Światło było słabe. Nie sięgało do wychowanków klasztoru i ich kroki musiała charakteryzować ostrożność, spowodowana ilością prawie niewidocznych przeszkód. Niewielką mieli wiedzę na temat potworów, nauki rzadko wspominały o ich specyfice, aczkolwiek orki były jednym z tych najbardziej znanych szkodników w Faerunie. Nie tylko Harpagon i Bayle, ale również ci słuchający opowiadanych wieczorami historii mogli wiedzieć, że stwory te widzą w ciemności. Dawało im to dużą przewagę. I sprawiało, że skradanie się po otwartym terenie nie ma większego sensu. Przewagi na szczęście dało się zmniejszać. Przez ciemność przemknęły trzy bełty, jeden za drugim, ale tylko jeden z nich trafił - w tarczę Harpagona, który poczuł uderzenie na trzymającym ją ramieniu. Już biegli ku orkom. Drugi z nich odrzucił kuszę i zamiast tego uniósł tarczę i solidny topór, zajmując miejsce obok swojego pobratymca, w przejściu bramnym na teren starej świątyni. Marny stan sprawiał, że nie było to jedyne miejsce, którym dało przejść się dalej, ale na pewno najłatwiejsze i najszybsze. I tę możliwość blokowały potwory, porykiwaniem i uderzaniem w tarcze szykując się na przybycie wojowników. Jeden z nich oberwał magicznym pociskiem, ale tylko potrząsnął głową, nie cofając się o krok. Bayle i trafiony ork rzucili się na siebie pierwsi. Miecz paladyna wszedł głęboko poniżej tarczy, krew bryznęła. Jego przeciwnik nie pozostał dłużny i człowiek zachwiał się, cofając do tyłu. Na szczęście miał zbroję i musiała ona powstrzymać częściowo siłę uderzenia. Świątynny strażnik miał jak się okazało pecha. Tuż przed pełną szarżą potknął się o coś zupełnie niewidocznego, leżącego na ziemi. Zrobił kilka szybkich kroków, łapiąc równowagę i wyprowadził cios, bardzo nieporadny. Ostrze miecza zsunęło się po tarczy jego przeciwnika, na szczęście jego własna zatrzymała również uderzenie oponenta. Obaj odsunęli się na pół kroku, odzyskując pełnię władzy nad swoimi ciałami. Pojawił się w tym czasie drugi jaśniejący obiekt, który zaczarowała Mill’ya, rzucając za orki, pomiędzy nie a wieżę. Światło ujawniło nagle trzeciego oponenta, tego, który pragnął mocy. Z daleka i w półmroku wydawała się ludzka lub przynajmniej należąca do ras uznawanych za znacznie mniej niszczycielskich i złych od orków. Może to było nocne złudzenie. Nieznajomy właśnie ładował podwójną kuszę, kiedy wyraźny pocisk przemknął tuż obok niego. Musiała wystrzelić go Dia. Zmusiła go tym samym do ucieczki. Prosto w kierunku wieży. - Nie dostaniecie tego! Valerius i Quentin, wraz z podążającą szybciej Elin, zbliżyli się do muru. Orki po bokach chronione były przez resztki bramy, ale mury wszędzie wokół były pokruszone i przeskoczenie nad jakąś z większych wyrw nie wydawało się trudne. Niestety, uciekający obcy był już bardzo blisko wejścia. Światło w szczelinach okiennych zrujnowanej budowli znajdowało się już na wysokości drugiego piętra. |
20-09-2014, 19:25 | #113 |
Reputacja: 1 | Kapłanka zamarła na ułamek sekundy widząc jak ork rani Bayla. Musiała się zbliżyć do walczących aby móc ich uleczyć. To też zrobiła. - My tego nie chcemy! - odkrzyknęła Maarin mając w duchu nadzieję, że naprawdę tak jest. - Nie musimy walczyć! Proszę! Dziewczyna nie była by sobą gdyby nie spróbowała jakoś załagodzić sytuacji. To nie były złośliwe koboldy, ani zwierzęta. Chciała aby to podziałało i nie trzeba było dalszego rozlewu krwi. Nie łudziła się, że za każdym razem może coś takiego podziałać. Kapłani Ilmatera jako jedni z niewielu, jeśli nie jedyni, wierzyli w zmianę istoty na lepsze. Potrafili też przebaczać za krzywdy im wyrządzone. O ile były wyrządzone nieumyślnie, albo w wyniku pomyłki. Pytaniem było, czy nieznajomy zamierzał zdobyć moc Bhaala za wszelką cenę czy to było jedno wielkie nieporozumienie. Mimo chęci pierwsza opcja wydawała się bardziej prawdopodobna. |
20-09-2014, 21:23 | #114 |
Reputacja: 1 | Valerius przywołał gestem niewidoczny dysk na lewym przedramieniu. Iskrząca tarcza, którą chciał się osłaniać przed ciosami. Zaklinacz uśmiechnął się smutno słysząc nawoływania Maarin. Szlachetna próba, niemniej nie mająca szans na powodzenie. Wszak ów mężczyzna nie zaczął swych działań od prób negocjacji, czy przekradnięcia się obok nich. Nie, on od razu przeszedł do konfrontacji atakując ich zdradziecko. Ni to przepowiednia, ni groźba widma nadal brzmiała w uszach zaklinacza Valerius więc nie zdziwiłby się, gdyby ów osobnik po wyjściu z wieży postanowił ich zabić... ot, tak dla wyeliminowania potencjalnej konkurencji. Z dłoni Valeriusa wysunęły się szpony, gdy ładował kuszę. Zaklinacz nie miał złudzeń co do sytuacji. Musieli się przebić do wieży i powstrzymać lub ubiec owego osobnika. Nie mieli wyboru... Nie miał też złudzeń co do swej sytuacji, wolał nie testować swych pazurów przeciw ciężkozbrojnym orkom. Dopóki Harp i Bayle walczyli na pierwszej linii wolał się ograniczyć, do kolejnego użycia kuszy.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
20-09-2014, 22:27 | #115 |
Reputacja: 1 | POWSTRZYMAĆ OBCEGO Harp czuł na sobie napór orczych uderzeń, ale czuł się pewnie. Początkowe potknięcie wytrąciło go z rytmu, ale potem - zadawane raz za razem pchnięcia tarczą i pchnięcia zza tarczy, znajomy rytm. Bayle - szkolony wprawdzie na fechtmistrza niż nawykłego do walki w grupie żołnierza - był na tyle bystrym szermierzem, że w mig złapali wspólnie rytm i zatrzymali nacierających zielonoskórych. Harp widział, że młody paladyn krwawi, oberwał nieco od wroga nim stanęli ramię w ramię, ale trzymał się. Harp mu ufał, bo wiedział że jego ostrze go nie zawiedzie, tak długo jak paladyna nie zawiedzie serce. Tak naprawdę nie wiedział o co dokładnie chodzi, ale to było nie istotne. Miał swoje zadania - bezpieczeństwo drużyny i odzyskanie relikwii. Przepowiednie i inne rzeczy zostawiał zawsze Quentinowi i Maarin, ich bowiem interesowały te sprawy... jednak miał wrażenie, że... Pfhssssffffuuuu.... Kolejny świecący pocisk przeleciał mu nad ramieniem i oświetlił trzeciego przeciwnika - ni to kobietę, ni mężczyznę, hermafrodyczna sylwetka typowa dla niektórych elfiej krwii, najwyraźniej to on tu dowodził. I chciał dostać się na górę. Nie trzeba było taktycznego geniusza by domyślić się, że nie należy mu na to pozwolić. Łup! Kolejny cios orka sprawił, że uniesiona tarcza osłoniła mu głowę, poczuł ramię Bayla, który ścieśnił dystans osłaniając lukę, która powstała. - Cztery kroki w tył. Jak zrobią miejsce - ja atak na obu, ty wymijasz i gonisz tamtego. - powiedział paladynowi - Dam obu radę. Na trzy. - Raz...dwa...- zdawałoby się że to właśnie zielonoskórzy wybijają rytm swoimi uderzeniami... TRZY! TO KURWA ROZKAZ! Harp natarł tarczą na orka po jednej stronie, starając się nabić go na krótki i masywny kolec na umbo, lub conajmniej powalić, drugiego zaś pchnął krótkim mieczem, podstępnym ciosem w podbrzusze, a potem w nogę. Zamierzał związać walką obu, dając paladynowi okazję do oderwania się od nich i gonitwę za właściwym sprawcą całego zamieszania, a następnie cofać się w sposób kontrolowany przed ich ciosami tak, by wystawić ich plecy przyjaciołom.
__________________ Bez podpisu. Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 20-09-2014 o 22:37. |
22-09-2014, 11:06 | #116 |
Reputacja: 1 | Quentin stanął obok Valeriusa i zacisnął dłonie na kuszy, starając się jak mógł, żeby nie dać po sobie poznać, jak bardzo jest przerażony tą sytuacją. Widać to było doskonale w jego oczach, ale nie wyglądał, jakby miał zamiar się teraz wycofywać. - Mam pomysł - mruknął, po czym wychylił się, patrząc w kierunku walczących. - KOLORY! - krzyknął, a chociaż Bayle mógł nie zrozumieć, mimo wszystko Quentin znał już trochę Harpagona i ten wiedział, że to sygnał, by przygotował się do zamknięcia oczu. Mag puścił kuszę jedną dłonią i wyciągnął z sakiewki trochę kolorowego pyły, który po wykrzyczeniu słów zaklęcie wyrzucił w powietrze, a ten pomknął w kierunku orków, rozbłyskając tęczowymi barwami. |
23-09-2014, 19:47 | #117 |
Reputacja: 1 | Harpagon od razu zdał sobie sprawę, że jego przeciwnik jest nie tylko większy, ale i silniejszy. Od uderzeń i naporu na tarczę strażnikowi zdrętwiało całe ramię. Co gorsza, nie wychodziły mu wypady, krótki miecz nie sięgał przeciwnika mającego przewagę zasięgu ramion i oręża, bowiem solidny topór śmigał w powietrzu niczym dziecięca zabawka. Trwali w impasie, w przeciwieństwie do potyczki obok, gdzie to szermiercze umiejętności i pewne doświadczenie Bayla zaczęły przeważać i ork słaniał się na nogach, zahaczony jeszcze dwa razy mieczem paladyna. Ryknął wściekle, ale czerwona mgła zasnuwająca jego głęboko osadzone oczy nie pozwalała mu uciekać. Nie przeszkadzała natomiast temu, który umyślił sobie zdobyć potęgę. Biegł sprintem, nie oglądając się za siebie i ignorując, być może nawet nie słysząc słów Maarin. W powietrzu głośno świsnęła wystrzelona przez Dię strzała, nie trafiając celu, wybiegającego już blasku magicznego światła. Harp naparł na orka, zderzając się z jego tarczą i mieczem atakując drugiego potwora. Bezskutecznie. Przepchnięcie takich wielkich bestii okazało się ponad siły wojownika. Paladyn i tak nie był w stanie biegać, rana zadana przez orka, i druga od bełtu, skutecznie utrudniały mu niektóre ruchy. Valerius wystrzelił, trafiając wielką, ranioną już zieloną sylwetkę. Potwór zacharczał i opadł na kolana, szybko dobity przez Bayla. Elin zrobiła imponującego susa nad skruszonym fragmentem muru i przeturlała się, chwilę później biegnąc już w kierunku uciekiniera. Za późno. Wejście wieży błysnęło nagle krwistoczerwonym światłem, na ułamek chwili ukazując sylwetkę ich przeciwnika. I zaraz go nie było. Większości z nich nigdy nie dane było zobaczyć magicznego portalu, ale to właśnie wyglądało jak jeden z nich. Drugi ork nie namyślał się wiele, widząc padającego kompana. Rzucił się do ucieczki w stronę wieży, sadząc wielkie susy. Magiczne kolory wystrzeliły z rąk Quentina, ale stwór strząsnął z siebie ich efekt, nie zwalniając. Wystrzelona przez rudowłosą strzała utknęła w zbroi na plecach potwora, ale to także go nie spowolniło. Elin stała mu na drodze, ork wydawał się być od niej ze dwa razy większy. Po dziwnym osobniku, który do nich krzyczał obecnie nie było śladu. Za to światło było już na trzecim, przedostatnim piętrze zrujnowanej wieży. |
25-09-2014, 21:56 | #118 |
Reputacja: 1 | Valerius widząc rozwój sytuacji nie wahał się ani chwili. Nie chciał narażać Elin, więc ponownie sięgnął po magiczny pocisk. Energia zaklęcia w postaci świetlistej kuli mocy pognała w kierunku orka. Zaklinacz miał nadzieję, że to wystarczy by go dobić. Nie zamierzał jednak się zatrzymywać. Ich główny wróg podążał coraz bardziej w głąb wieży i mieli coraz mniej szans by go powstrzymać. Zaklinacz miał nadzieję, że przeciwnik zadowoli się tym co znajdzie w wieży i zniknie pozostawiając ich w spokoju. Ale niezbyt w to wierzył. Dlatego zamierzał zaryzykować i wedrzeć się do budowli wraz z kuszą i… ostatnim zaklęciem jakie mógł rzucić. Sytuacja znów była parszywa, ale na to Valerius niewiele mógł poradzić. Niestety pośpiech był ważny w tej chwili.
__________________ I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny. |
26-09-2014, 13:08 | #119 |
Reputacja: 1 | POWSTRZYMAĆ OBCEGO II - Cofać, się! Nie napierać idioto! - Harpagon wydarł się na paladyna. Przepchnięcie orków wymagało nieco więcej siły niż mieli, miał zamiar oddać im nieco pola, by walczyć na lepszym dla siebie terenie - tam gdzie Ci dwaj nie będą mieli po bokach chroniącego ich kamiennego łuku, zaś oddając pole można nieco zmniejszyć napór. Ale nie, kurwa! Dla tego nadętego bubka z boskim trzonem w dupie cofać się to nie honor, wystarczy błyszczące ostrze, wiara i nienaganna buzia, na widok której szlachetnie urodzone robią się mokre, klął w myślach żołnierz słowami jednego z wkurzonych strażników. Sam nie miał czasu wymyślać kwiecistych bluzg. "Ćwiczenie to bezkrwawa bitwa, Bitwa to krwawe ćwiczenia" Nowe siły wstąpiły w Harpa spojrzał na Bayla łaskawszym okiem - ciężko ranny, z dużo bardziej skomplikowanym brzemieniem od harpagonowego, mógł nie zauważyć lub nawet nie dosłyszeć planu. Kto wie, może nawet gdyby się udało wyciągnąć orków z ich dogodnej pozycji, paladyn mógł nie mieć siły by biegiem wyminąć wroga. Ale miał siłę, by skrwawić orka równie solidnie jak ork skrwawił jego, pomyślał żołnierz z uznaniem, mimo, że nie taką walkę preferował. Mimo to cofanie się miało sens i miał nadzieję, że paladyn w końcu to zauważy - gdy orkowie odsłonią flanki da to później pole do popisu towarzyszom. Trzeba tylko postawić Bayla na nogi i powstrzymać ich szefa. Osłonił się tarczą przed brutalnym ciosem i dźgnął odruchowo, nawet o tym nie myśląc. Następnie zaś - krzyknął krótko do towarzyszy. - Maaari do mnie!, Reszta - oświetlić tą wieżę! I rozwalić mi tego dowódcę! A potem cofać zaczęli się orkowie... czy raczej ork. I był to mało elegancki odwrót. Harp zostawił Bayla, by zajęła się nim kapłanka, a sam ruszył naprzód. Ukryty za tarczą ruszył za orkiem szybkim marszem, pewnie stawiając stopy wśród gruzu.
__________________ Bez podpisu. Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 27-09-2014 o 00:40. Powód: Gapowatość w czytaniu Posta MG, czyli grzech główny, za który oczy winno się wyłupiać. Musiałem dopisać zdanie na końcu. |
26-09-2014, 23:40 | #120 |
Reputacja: 1 | - Zejdź mu z drogi Elin! - krzyknęła widząc biegnącego Orka na dziewczynę. Undine zaraz znalazła się przy paladynie. Krzyk Harpa odrobinę przytłoczył ją jako, że była tuż obok. Maarin wzięła głęboki oddech i modląc się poprosiła o zamianę łask. Lecznicza moc spłynęła z jej dłoni na ciało Bayla, posyłając w zapomnienie ostatni czar. Zaraz zaczęła się oglądać za kolejnymi potrzebującymi jej pomocy. O dziwo Harpagon nie wyglądał na mocno poturbowanego ale i tak kapłanka wzięła w dłonie znak Ilmatera i posłała falę pozytywnej energii wokół siebie. Po tym zerwała się na nogi i pobiegła do Elin. |