-To nic innego... Jak jeden z setek kręgów w zbożu, rzekomo pozostawionych przez kosmitów. Ktoś tu sobie, kurwa, urządza z nas niezłe jaja.- Mówił zaćpany James, niezbyt poważnie ale hamowanie się z śmiechem szło mu nawet dobrze. Potem mówił coś o Obcym i ksenomorfach. A gdy spoważniał zwrócił się do Williego i jego nowej znajomej.
-Jesteście dorosłymi, dojrzałymi ludźmi.- powiedział do nich, ciszej. - Ja natomiast jestem zwykłym ćpunem. Nie oczekuję, że mi uwierzycie, właściwie, sam sobie nie wierzę. Proszę was tylko o to, byście nie bagatelizowali sytuacji. zabunkrujmy się w tym barze. A ty detektywie, miej broń w pogotowiu. Zgodzicie się chyba, że to najlogiczniejsze wyjście? A teraz, przepraszam na chwilę. - Gdy skończył gadać, szybko wyszedł z baru. Włożył palec do gardła, by spowodować odruch wymiotny. A zamiast ostatniego posiłku zaczął zwracać zielony deszcz, teraz w postaci galarety. A po nim długie i paskudnie wyglądające korzenie, coś się w nim zalęgło. I mimo że nie był to Obcy, to nie bardzo przypominało to jakiekolwiek ziemskie zjawisko.
Widząc co stało się z Jamsem, Willy stał jak osłupiały. Teraz był jeszcze bardziej skłony do uwierzenia w teorie z kręgami zboża i UFO. Nie widział nigdy nic tak paskudnego, i tak szybko rosnącego w czyimś organizmie. -Tasiemiec to przy tym pikuś. -Myślał, po kilku sekundach rozmyślania wziął się za działanie.
-Niech wszyscy zdejmą mokre koszulki, na pewno pan Thorsten poratuję nas czymś suchym ze swojego plecaka. Chociaż czas dopóki nie dostaniemy się do własnego bagażu. A przede wszystkim proponuję przejść do łazienki na dokładniejsze mycie. -Mówił szybko, jak by organizował na posterunku szybki rajd i za minutę wszyscy mieli być w gotowości bojowej. -A gdy skończymy sprawdzimy wszystkie rzeczy o których mówił pan starszy. -Kończąc to był już bez koszulki w drodze do łazienki.
__________________ It's only after we've lost everything that we're free to do anything. On a long enough time line, the survival rate for everyone drops to zero. |