- Wielkie dzięki. Jest pani wielka! - zakrzyknął Jake z szerokim uśmiechem na twarzy. Wtedy ujrzał jak wyraz twarzy Dolores zmienia się z przyjaznego usmiechu na grymas przerażenia. Jake instynktownie obrócił się.
- Co tu się kurwa wyprawia!?
Ćpun rzygał. Dosyć tradycyjne. O co się tym ludziom rozchodzi? Jake zmrużył oczy i zobaczył korzenie wyrastające z ust Brytyjczyka.
Po raz pierwszy od bardzo dawna znalazł się w sytuacji, z której nie mógł znaleźć oczywistego rozwiązania. Jake był przerażony. To co tu się działo pokonywało wszystkie dziwactwa jakie widział w swoim życiu.
- Jakie mam opcje? Ludźmi rozporządza policjant, Niemiec zajął się pomaganiem ćpunowi. Gdzie ja mogę się przydać?
Zobaczył jak azjatka z zafascynowaniem podchodzi do paranormalnych korzeni. - Tak kurwa. Stereotypy są złe w chuj.
- Niech się pani od tego odsunie! Nie wiemy czy to nie jest groźne!
Kobieta nawet go nie usłyszała. Spodziewał się tego.
Odwrócił się i szybkim ruchem wyrwał broń z rąk wciąż oszołomionej Dolores.
-Nie ma czasu na wyjaśnienia.
Szybkim krokiem podszedł do Azjatki, odepchnął ją delikatnie, lecz stanowczo z drogi i wystrzelił w korzenie ze strzelby. Następnie, użył potężnego glana, aby zdeptać dziwaczne rośliny.
- Przepraszam, pani doktor, ale wiwisekcją zajmą się Federalni. My tu musimy kurwa przeżyć.
Dotarły do niego słowa policjanta. Spojrzał się na swoją skórzaną kurtkę, nasiąkniętą śmiertelnym deszczem.
- Moja ulubiona skóra - Jęknął Jake zrywając ją z siebie i wyrzucając za obręb baru.
__________________ Zed's dead baby,
Zed's dead. |