Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2014, 14:56   #28
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Yao klęczał tuż przed nieznajomym, próbując złapać oddech. Skóra na gardle i łydce nieznośnie szczypała, jak gdyby dotyk jeszcze jej nie opuścił. To było niespodziewane… i złe. Zimno rozlewało się niespiesznymi falami po całym ciele, a odczucie przypomniało drogą pośrednich skojarzeń Tamten Dzień przed dwunastoma latami.

Tak jak wtedy, instynkt przetrwania obudził się w podświadomości chłopca. Do głowy Yao napłynęły bodźce, źrenice rozszerzyły się, krew zaczęła szybciej krążyć. Poczuł mokrą plamę na brzuchu i wnet uświadomił sobie, że w wyniku zderzenia z podłogą kanapki rozpłaszczyły się pod tkaniną jego odzienia. Owoce żelowe - maliny, truskawki - opuściły pieczywo tostowe, barwiąc kombinezon na czerwony kolor.

- Olaboga, laboga! - wrzasnął, nasycając głos wyimaginowanym bólem i złapał się za brzuch. - Jak-boli-och-boli! - upadł na tył, by wyeksponować mokrą plamę. Liczył, że napastnik zgodnie z komunikatem zaprzestania ataku i przetransportuje go na obrzeże sali.

- Nie odbierzesz nam galaretki! - krzyknął donośnym, lecz bez wątpienia łamiącym się głosem. - Ona jest tylko nasza!

Prawdziwym adresatem tych słów była Keiko. Yao chciał, aby poczuła z nim solidarność i w jakiś sposób… unieszkodliwiła niebezpieczeństwo. Sam nie posiadał mocy psionicznej wystarczającej na cokolwiek więcej, niż zgięcie łyżeczki siłą umysłu, czy lewitacja piłeczki. Dlatego tak bardzo polegał na Hillevi, lecz tym razem… dziewczyny wokół nie było.

Liam spojrzał na leżącego przy nim azjatę. Wyraźnie “ofiara” nie miała ochoty walczyć dalej, więc czemu on miałby kontynuować atak? Szybko rozejrzał się po sali. Kawałek dalej znajdowała się jeden duet: chłopak i dziewczyna trzymający się razem. Jeszcze inne miejsce zajęte było przez dwóch walczących psioników, a właściwie wyglądało na to, iż walka zanim się rozpoczęła powoli dobiegała końca. Ten z wykręconą ręką miał zbyt małe szanse.
Liam przewrócił stół, by osłonić leżącego przed przypadkowym podeptaniem, po czym poszedł w kierunku walczących starając się zrobić to możliwie bezgłośnie, a następnie… kopnąć w kostkę mającego przewagę w starciu, chłopaka i odsunąć się. Miał nadzieję, iż ten w niekorzystnej sytuacji zdoła się jakoś wyswobodzić.

- Wytłumacz “olaboga” - poprosiła Keiko, ale wokół niej zakotłowało się. Chłopaki zaczęli się bić i to właśnie wtedy, kiedy mieli iść na testy! Ale chłopcy byli dziwni, już dawno to wiedziała.
Szybko, żeby ktoś na nią nie wpadł, przeszła do rogu pomieszczenia - poczeka tu, aż skończą. “Aż się wyszaleją” jak mawiała Ana.

Choć Keiko nie postanowiła pomóc, wyratował go sam… oprawca! Przewrócił stół, tym samym chowając go za barykadą. Yao zamknął więc oczy i padł bez życia na podłogę. Pozycja, w jakiej znalazł się, była niezwykle niewygodna, lecz taki koszt mógł zapłacić za zapewnienie sobie choć trochę wiarygodności. Dopiero po chwili powolnym ruchem wyjrzał za stołu i spod półprzymkniętych powiek obserwował scenę. Skóra na szyi i łydce wciąż szczypała.

- Poczekaj - szepnął Robin do nadal mówiącej coś bezgłośnie siostry po czym podbiegł po stojący nieopodal dzbanek z zimnym mlekiem do płatków i chlusnął nim na walczących celując najbardziej w tego nowego.
- Zgłupieliście??!! - zawołał. - Będziecie się tu bić jak łobuzy, bo jacyś “normalni” wam tak kazali?!
W słowie “normalni” nie dało się nie wychwycić jawnej pogardy, której Robin wcale nie ukrywał. I choć po chluśnięciu mlekiem nie atakował, gotów był bronić się gdyby jego koledzy okazali się niewrażliwi na głos jego rozsądku. A potem znaleźć ten guzik...

Uśmiechnął się do siebie, dyskretnie spoglądając na Robina, który postanowił włączyć się i przerwać bijatykę. Właśnie kogoś takiego potrzebował. Nie miał pojęcia, co musiałby zrobić, aby po tym spektakularnym chluśnięciu mlekiem ktokolwiek ponownie spostrzegł biednego poszkodowanego leżącego za barykadą - i nie zamierzał się nad tym zastanawiać. Był bezpieczny bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Jego myśli popłynęły w kierunku Keiko.
"Mała suka", wypowiedział w duchu. "Zupełnie się mną nie przejęła.”

- Nikt nie każe nam walczyć. - Nikolai powiedział na tyle głośno, żeby wszyscy w pomieszczeniu go usłyszeli. - Przeczytajcie komunikat jeszcze raz. Nie ma w nim ani słowa, że musimy walczyć. Nikolai stał pod ścianą. Kilka sekund wcześniej uwolnił się z uchwytu Petera po tym jak ktoś kopnął drugiego chłopaka.
Teraz Peter podnosił się powoli z podłogi.

Liam odsunął się jeszcze dalej. Chwycił krzesło i przysunął je pod ścianę tak, by było słychać stuknięcie oparcia i usiadł.
- Nie umiecie się bawić - powiedział, by wszyscy byli pewni, iż siedzi na podstawionym dla siebie krześle, po czym na wszelki wypadek wstał po cichu i korzystając z najgłębszych ciemności, jakie znalazł w sali starał się przemknąć tak bezgłośnie jak cień na drugi jej koniec i tam przystanąć.
- To nie jest zabawa - pouczyła “nowego” Keiko ze swojego kąta. - Zabawa to jest wtedy, kiedy wszyscy się cieszą.
Nie była do końca pewna - w końcu “olaboga” mogło być znakiem, że ktoś się dobrze bawi - ale słyszała też jęki bólu.
- Jak komuś robisz krzywdę, to nie jest zabawa. Jestem pewna, ze nasi opiekunowie nie będą z ciebie zadowoleni.
Pomysłała znów chwilę, miał poczucie, że o czyms zapomniała… coś jeszcze powinna.. ale co.. A!.
- Miło mi ciebie poznać, jestem Keiko, a ty?

Yao zastanawiał się przez jakiś czas, po czym wstał i lekko odchrząknął. Przeszli od rękoczynów do rozmowy i w tych okolicznościach czuł się o niebo pewniej. Zadbał o odpowiednią postawę - skulił się lekko - po czym wyszedł zza stołu, głośno postękując.

- Zawieście broń, póki jest na to czas - rzekł sztucznie ochrypłym głosem. Jedną dłoń położył na brzuch, a drugą podniósł w geście weterana wojennego. - Dla mnie może już nie ma nadziei, ale wy… wy nie musicie przechodzi przez to, co ja - jęknął, po czym podparł się o stół. Starł z czoła wyimaginowaną strużkę potu.

Nikolai pomógł wstać Peterowi. Starszy chłopak lekko utykał na lewą nogę. Widząc to Rosjanin powiedział - Przepraszam. Jeszcze nie wiem ile mam siły w tym ciele. Ale wszystko wskazuje, że niemało.

Posłuchali? No oczywiście, że posłuchali. W końcu miał rację. Jakkolwiek i słusznie zresztą Rosjanin by jej nie doprecyzowywał.
Robin po bardzo krótkiej chwili zadowolenia z siebie, kiwnął głową Keiko i chłopakom. A potem roześmiał się głośno widząc wychodzącego z ukrycia Yao.
- Bardzo śmieszne chińczyku - powiedział zupełnie szczerze po czym wchodząc w rolę dodał do niego - Trzymaj się stary… - i odwracając się do drzwi za którą zniknęła pani doktor - Wezwijcie medyka!!!
I znów zaniósł się śmiechem.
- Bardzo śmieszne chińczyku - po czym odchrząknął na znak, że żartu już koniec i spojrzał pod ścianę gdzie na krześle usiadł chyba ten nowy.
- A ty kim w ogóle jesteś, co? - spytał poważnie - Nie brzmisz jak jeden z tamtych. I już się tak nie chowaj.
- Właśnie, kim jesteś? - nieoczekiwanie zawtórowała mu siostra, zupełnie ignorując pozostałych nastolatków. Ich już przecież poznała - Mam już dość niewidzialnych nieznajomych jak na jeden dzień. Ty mógłbyś się pokazać. - w jej głosie brzmiało zmęczenie i zniecierpliwienie… a przecież od momentu rozpoczęcia śniadania nie zrobiła nic… prawda?
Westchnęła i zadała jeszcze dziwniejsze pytanie - Jesteś jednym z nich, czy jednym z nas?

Słowa Robina wyraźnie zasugerowały, że nie dał się nabrać na sprytny wybieg Yao… dlatego ucieszył się, że jego siostra włączyła się do rozmowy. Dzięki temu nie musiał nic odpowiadać. Po chwili wahania uznał, że chłopak jest telepatą… no bo tylko to tłumaczyło, jak dał radę przejrzeć świetny blef z krwią z malin, prawda? Na dodatek wiedział, że jest Chińczykiem. Yao kompletnie poświęcił się tej hipotezie i postanowił nie rezygnować z tropu. River wspominała coś o "niewidzialnych nieznajomych" i wydawała się wykończona… to musiał jej brat mieszać w głowie. Biedaczka, cały czas zmagała się z wewnętrznymi głosami i nawet nie wiedziała, że za wszystkim stoi jej brat!

"Lalalalala", pomyślał Yao. "Nie usłyszysz mnie."
Był z siebie bardzo zadowolony, że zdołał to wszystko tak szybko rozgryźć.

- Myślę... - odezwał się Liam już z drugiego końca sali.
- … że to miał być dla was taki test przygotowujący. Wydaje mi się, że poszedł… - zamilkł na chwilę, jakby szukał słowa.
- …tragicznie - zakończył radośnie.

- Jesteś jednym z nich, czy jednym z nas? - powtórzyła uparcie River, akcentując wyjątkowo mocno słowa "nich" i "nas".

- Eeee… Znaczy… Z kogo? - zapytał Liam, zaś jego głos dobiegał już z innego miejsca.

- Zachowujesz się jak jeden z nich, ale wydajesz się być jednym z nas. - cicha odpowiedź dziewczyny niczego nie wyjaśniła, ona sama wydawała się jedynie głośno myśleć. W końcu westchnęła i dodała głośniej - Naprawdę, mógłbyś skończyć już tę zabawę w chowanego. To jest dobre dla dzieci, a my już nie mamy sześciu lat. - w jej głosie przez moment pobrzmiewała duma, że jest już… dorosła. A jednak po chwili zachichotała i oznajmiła nieoczekiwanie - Zawsze byłam dobra w szukaniu, więc i Ciebie znajdę. Tylko pamiętaj, nie mamy już sześciu lat… - tym razem to stwierdzenie zabrzmiało jakby… złowieszczo.

Robin raz jeszcze przyjrzał się uważnie wszystkim swoim towarzyszom. A także ciemnościom, w których skrywał się nowy. Nie był jeszcze pewien co o nich sądzić. Znaczy, owszem, słyszał o innych psionikach. Ale nigdy wcześniej nie widział żadnego na oczy poza River. I nigdy też nie zastanawiał się nad tym jacy by oni byli. Jakby wyglądali. Czy wiedzieli, że są lepsi od zespołu badawczego? Co potrafili? Czy umieli się bawić? Wiele pytań, które teraz same się rodziły z każdym spojrzeniem, które poświęcił na przyjrzenie się towarzyszom.

I jakkolwiek jako osoby wydali mu sie, po chwili zastanowienia, na zupełnie do zaakceptowania, tam sam fakt ich poznania i to jak ono wyglądało… Cóż. Pozostawiały bardzo wiele do życzenia. I nie było w tym winy nikogo z tu obecnych. Nawet tego nowego. Personel badawczy zwyczajnie nie okazywał im należytego szacunku i nie przestrzegał zasad.

- Zostaw go River - powiedział do siostry zdeecydowanie uradowany i podbudowany faktem, że wyszła z poprzedniego stanu - Nie wiadomo, czy nie będzie chciał cię kopnąć, albo uderzyć. Lepiej pomóż mi znaleźć zielony guzik. Albo poczekaj tu na środku. Nie zamierzam siedzieć w tym mroku przez całą godzinę.

Liam uśmiechnął się szeroko i pozostając w ukryciu przemknął za plecy nieznajomej, która najwyraźniej nabrała ochoty na zabawę. Lub wyłamała się ze sprytnego planu. Albo to była jego część.

- Nie widzę guzika i stać na środku też nie będę. Jestem głodna. - oznajmiła River, w bladej poświacie wyświetlacza usiłując znaleźć drogę do przewróconego stołu. Kierowała się na poły wzrokiem, na poły węchem… Pozostawione na stole resztki śniadania kusiły ją i przyciągały z niemal magnetyczną siłą. Ostatecznie niewiele jej się udało zjeść, zanim Atol złożył najpierw niezapowiedzianą, a potem spodziewaną wizytę w jej umyśle. Za drugim razem powinna była się najeść na zapas, ale jakoś nie miała apetytu… a teraz poczuła wreszcie głód i nie widziała powodu, by go nie zaspokoić. Ostatecznie ciemności nie przeszkadzały w jedzeniu. A fakt, że bułeczki potoczyły się po podłodze? Jeśli ich nikt specjalnie nie zdeptał, spokojnie nadawały się do jedzenia. Najwięcej bakterii i tak zwykle żyło na ich własnych dłoniach...

Yao nie bardzo zważał na treść rozmowy, aż do czasu, gdy uświadomił sobie, że River spogląda na bułeczki. Prędko podniósł dwie najładniejsze, postawił na czystym talerzu, po czym wstał i podał je dziewczynie, uśmiechając się przyjaźnie. Głód rozumiał.

- Śniadanie źle się potoczyło i nie da się cofnąć czasu, ani zmienić biegu wydarzeń - zaczął ciepłym tonem. - Ale wciąż możemy usiąść, porozmawiać, poznać się - rzekł, a następnie spojrzał na River - i posilić się. Co więcej, nadeszła pora, abyśmy obmyślili strategię walki z zombiakami. Musimy obronić naszą ojczyznę - uśmiechnął się.

Każde słowo, które wypowiedział, miało odwieść "normalnych" od wymierzenia kary za zaniechanie walki. Jeżeli pozostali przystaną na jego propozycję, koordynatorzy zostaną świadkami krzepiącego zapewnienia o bojowych morale swoich psioników i gotowości do oddania życia za Eden. A to mogło zaskutkować nie tylko w uniknięciu reprymendy, ale i wartościowym, pysznym obiedzie, którego Yao już teraz wyczekiwał. Raport behawioralny Alreuny wciąż mógł ociekać miodem, wystarczyło trochę popracować.
- Okazało się, że to wcale nie rana - rzekł, usuwając malinową papkę spod koszulki. - Nie czułem bólu, ale myślałem że to dzięki beta-endorfinie - wytłumaczył, nie przestając szczerzyć się przyjaźnie.

Dziewczyna parsknęła, słysząc o niemożności “cofnięcia czasu, ani zmiany biegu wydarzeń”, ale wzięła z rąk chińczyka talerzyk i zabrała się za jedzenie, obdarzając przy tym Yao zagadkowym spojrzeniem. Nie odezwała się, dopóki pierwsza bułeczka nie znalazła się bezpiecznie w jej żołądku.
- Nie zamierzam działać pod ICH dyktando. - oznajmiła w końcu dumnie, w jej głosie dźwięczały tony pogardy - Dopóki traktują nas jak swoje zabawki, dawkując wiedzę i usiłując zrobić pranie mózgu, byśmy zamiast nich stanęli do walki, ja nie zamierzam brać w tym udziału. Nie jestem zabawką. - warknęła niemal, po czym z uśmiechem zabrała się za pałaszowanie drugiej bułeczki.

Wysłuchawszy buntowniczej odpowiedzi River, powoli skinął głową.
- Rozumiem cię - zaczął powoli. - Jednak w jaki sposób chcesz zapłacić za bułeczkę, którą teraz jesz? - dodał nieco ciszej. - Za łóżko, na którym śpisz, za ciepłą wodę, w której się wykąpałaś? Co zrobisz, jeżeli odmówisz współpracy, a oni cię wyrzucą z Edenu? Albo od razu zabiją? Dlaczego mieliby marnować żywność, której zapewne już teraz nie mają zbyt dużo?
Życie nauczyło go, że wszystko ma swoją cenę i aby coś zdobyć, trzeba coś poświęcić. Nigdy nie miał lekko, a po Tamtym Dniu wszystko toczyło się coraz gorzej. Bez grymaszenia pracował na targu, a później zamieszkał u nieznajomego pana, u którego sprzątał i pozwalał się kąpać, w zamian za co otrzymywał miskę pysznej zupy. Teraz okoliczności się zmieniły, ale Yao wciąż był gotowy kłamać, manipulować, uciekać, a nawet walczyć, jeżeli miało to uratować jego życie. Bo o przetrwanie zawsze chodziło.

- Nie wyrzucą, nie martw się. Jesteśmy ich jedyną nadzieją, tylko nie chcą się do tego przyznać. - River niezręcznie poklepała chłopaka po ramieniu w próbie pocieszenia i odwróciła się w stronę brata, który najwyraźniej znalazł poszukiwany przez siebie zielony przycisk i wcisnął go bez wahania.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 20-09-2014 o 12:31.
Ombrose jest offline