Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2014, 23:15   #430
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Sen bardzo szybko odnalazł Thorina i Rorana, a także Dorrina i Khaidar, czyli tych drużynników których rany były najpoważniejsze, poza Thorinem może który choć wciąż borykał się z ranami powstałymi w skutek ognia i eksplozji prochu, to jednak owe obrażenia stawały się już bliznami i ich efekt był bardziej psychologiczny pozostawiając na umyśle kronikarza najgłębszą ze szram. Thorin zasnął okryty kocem i z notatkami w dłoniach, a Dorrin Zarkan, wpółpijany, ciężko ranny, zaległ pod ścianą okryty swymi śmierdzącymi futrami i spał, w tym samym czasie chrapał straszliwie tak jakby go ktoś dusił a na domiar złego puszczał wiatry tak wstrętne że gdyby nie komin powietrzny będący w pobliżu tuneli gdzie obozowała grupa to wszyscy by chyba zmarli od siły owych gazowych erupcji. W obozie brak było ognia by się ogrzać, a pochodnie wygaszono i przy jednej latarni, oszczędzając olej, spało zgodnie rodzeństwo Ronagaldów, okryci kocami i pod płaszczami, z tak różnymi wyrazami na twarzy gdzie Khaidar nerwowo zaciskała zęby a Roran spał snem sprawiedliwego. Do owej grupy dołączył także Huran Rorinsson, cichy i bardzo stary wojownik który przez całą drogę szedł jedynie w spokoju wymieniając od czasu do czasu spojrzenia z Detlefem. Huran złożył głowę na tobołku i owinął się szczelnie opończą, w rękach trzymał stylisko swego topora gdy zamykał do snu oczy. Miejsce postoju wyciszało się z każda chwilą co raz to i bardziej.




Ergansson pracował w ciszy nad czymś przy bardzo wątłym świetle latarni, ale i jego zmógł w końcu sen po jakimś czasie, choć wcześniej Ergan czuł jak coś go za uszami swędzi, a chciał nie chciał zaraz po tym się owo swędzenie nasiliło jak go Thorin przecież przebadał. W końcu i zmęczonego Fulgirmssona dopadł sen, nim jednak się to stało to trza było pozbyć się pancerza i dać ciału odpocząć od wielkiego obciążenia, czując się też jakoś nieswojo kadrińczyk kręcił się przez klepsydrę lub troszkę dłużej wciąż leżąc pod ścianą na kocu… był pewien że widział już kiedyś symbol jakim sygnował się klan Thravarssona, ale nie pamiętał gdzie i kiedy go widział. Podobne do Grundiego myśli miał Kyan, ten znak, ten klan, Karak Kadrin - już gdzieś to tropiciel widział ale na brody swych przodków nie mógł sobie przypomnieć dokładnie ni czasu ni miejsca, po klepsydrze czy nawet dwóch kręcenia się na posłaniu zrobionego z futer i koca Kyan zasnął. Ogromne problemy ze snem miał też nowy dowódca oddziału Detlef. Wszystko sprawdził w obozie a i tak coś mu spokoju nie dawało, może był tym fakt że oddział zapuścił się dość głęboko na terytorium wroga, a może zupełnie co innego, pies to cholera wiedział. Nim usnął, widział już Detlef że poza wartownikami i nim samym reszta smacznie lub też nerwowo śpi… ale śpi, co było najważniejsze, w końcu więc i jego sen zabrał i pozwolił mu trochę odpocząć. Najgorzej miał jednak Galeb, bo leżąc, myśląc i wpatrując się w sklepienie tunelu nie mógł on spać wcale. Niby leżał, nie ruszał się, starał się zasnąć za wszelką cenę ale nic z tego, bezsenność jak się patrzy. Wartownicy którymi na pierwszej warcie byli Thorgun i Dirk, mówili coś do siebie szeptem, coś pili, coś jedli, coś się tam śmiali a później przez jakiś czas trwali w ciszy, Galvinson zaś nie spał. Klepsydry mijały a on mając oczy jak dwa wielkie półmiski był niesamowicie pobudzony niewiedzieć czemu i za cholerę nie mógł usnąć, być może było to jakieś przeczucie.

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie miedzi, droga na dno wyrobiska, północ


Minęła północ gdy Thorguna coś tknęło, jakiś szmer czy szept może, Dirk jednak niczego nie usłyszał i choć Galeb nawet podniósł głowę na chwilę by zorientować się co się dzieje to niczego nie dostrzegł czy nie usłyszał. Coś jednak musiało mieć miejsce bo oba osły poruszyły się jakby nerwowo a psy Rorana postawiły uszy na sztorc. Czas jednak płynął dalej i do zmiany warty brakowało może pół klepsydry. Zwierzęta się uspokoiły i wróciły do odpoczynku. Galeb zaś wrócił do próby zaśnięcia a wartownicy do swej pracy i choć, jak to się potocznie mawiało, oko im leciało to czuli się na siłach by dotrwać do końca warty, los jednak inaczej zaplanował dla nich tę noc.

Galeb już prawie zasnął kiedy rozpoczęło się zabójcze, ciche jak cięcie gazulowego miecza, piekło dla wartowników. Coś pierwej delikatnie szurnęło w głębi tunelu, po chwili słychać było metaliczny odgłos jakby coś upadło, bardzo drobnego, coś niczym igła spadająca na kamienną płytę, dźwięk na granicy słyszalności. W czas ten jednak cisza zaległa w tymczasowym obozie krasnoludów i nie trzeba było niczego więcej by Thorgun i Dirk od razu zorientowali się że coś się dzieje… w tunelu ktoś lub coś się czaiło, ale czymkolwiek był ów ktoś lub coś to nie było go widać. Psy zbudziły się i czujne poczęły węszyć, osły się ocknęły w jednej chwili i rżąc trzepały uszami. Galeb wciąż niczego nie widział, ale Dirk i Thorgun coś musieli zobaczyć bo skoczyli na równe nogi.

Siggurdsson faktycznie usłyszał jakiś metaliczny odgłos, syn Urgrima podobnie, nim jednak zdążyli zareagować, dostrzegli w głębi tunelu jakiś błysk, był nie mniej niż dziesięć, może nawet piętnaście kroków od pozycji krasnoludów, akurat na granicy światła lampy. Psy Rorana poczęły ujadać jak szalone i puściły się biegiem w tunel… a Thorgun i Dirk zostali zasypani ostrzami, stało się to w ułamku chwili. Bogowie jednak mieli ich w opiece bo aż uwierzyć trudno było że pierwszy pocisk trafił Dirka w bok hełmu uwieszonego u pasa, drugi zaś przeszył wizurę tegoż samego hełmu i wpadł do środka, odbił się po czym wylądował na jego dnie gdyż hełm był zawieszony przecież odwrotnie. Czy napastnik wziął tak nisko osadzony hełm za czyjąś głowę, to było raczej mało prawdopodobne. Pociski które dosięgły Siggurdssona także nie uczyniły żadnej krzywdy, jeden zrykoszetował od Miruchny i zostawił na niej paskudną rysę, oraz co dziwniejsze, jakiś mokry ślad… drugi z pocisków trafił obok głowy Tułacza, w skalną ścianę, o cal od pierwotnego celu. Wielka była łaska bogów w tejże chwili dla khazadzkich wartowników.




Szczekanie psów w ogromnym tempie zbudziło śpiących khazadów, ale pewnie nie tylko ich bo głośne ujadanie niosło się echem kilometrami po tunelach kopalni. Wciąż nie było widać napastnika lub napastników… jednak z całą pewnością był to ktoś, i był on śmiertelnie niebezpieczny.
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 19-09-2014 o 23:49.
VIX jest offline