Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2014, 13:45   #7
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dziewczynka o złotych włosach z rozdziawioną buzią przyglądała się rzucającemu prostą sztuczkę Filiemu. Kiedy reszta dzieci niczym stado wilków rzuciła się na zaczarowany bochenek, ona dalej wpatrywała się w krasnoluda. W końcu skosztowała chleba i uśmiechnęła się promiennie.
- Proszę, to dla pana! – na swej drobnej rączce trzymała garść leśnych owoców, chyba jagód. Część z nich była lekko zgnieciona, ale mimo to wyglądały bardzo apetycznie.
Wkrótce dołączyła do rozchichotanej grupki.

Chłopak, który zapytał o miecz, teraz słuchał słów Athlena z rosnącym przerażeniem.
- T-t-tak r-r-rozumiemy się – wybąkał, odwrócił się na pięcie i dał dyla.

Wesoły rozgardiasz zagłuszyło barytonowe szczekanie. Okazało się, że mężczyzna rąbiący drwa nie gwizdał na was, tylko na swojego włochatego towarzysza.


- Major, noga!
Pies posłusznie przykleił się do nogi pana.
- A wy bachory co? Obcych zagadujecie? Jak się wasze matki dowiedzą to tydzień nie usiądziecie! Już mi stąd! - Właściciel psa ofuknął gromadkę, która rozpierzchła się z piskiem.
- Chwała Matce, podróżni. Starszego znajdziecie w jego gospodzie, w samym środku wsi. Idźcie ścieżką, aż miniecie kaplicę – zamilkł i zmierzył was wzrokiem. Było to zdecydowanie taksujące spojrzenie. Podczas całej krótkiej rozmowy jego lewa ręka spoczywała na trzonku siekiery. W końcu i jednak uśmiechnął się krzywo i głową wskazał kierunek.

Pozostawiając mężczyznę i jego psa, ruszyliście. Mijane przez was domostwa miały zadbane obejścia i rozkwitające ogrody.


Za zagrodami krzątały się kury, gęsi i kaczki, a do palików przywiązane były tłuste kozy. Zauważyliście, że praktycznie każdego domu strzegł myśliwski pies, a ganki chałup zdobiły misternie wyrzeźbione symbole.


Po przejściu jakiś pięćdziesięciu metrów, minęliście pierwszy budynek z kamienną podmurówką. Oznaczony był szyldem przedstawiającym widły i beczkę, na którym wypisano nazwę: "Skład handlowy". Droga w tym miejscu rozwidlała się – mogliście ostro skręcić w prawo – w kierunku rzeki, albo dalej iść prosto – kierując się do centrum wsi. Pozostaliście wierni wskazówkom mężczyzny. Po minięciu kilku domostw ścieżka znów się rozgałęziała. W pobliżu skrzyżowania znajdowały się dwa godne odnotowania budynki. Pierwszy z nich był urokliwym kościółkiem lub kaplicą, nad którego portalem widniał znany wam symbol rozkwitającej róży, otoczonej kłosami zboża.


Drugi musiał być więc gospodą, do której wedle ogłoszenia mieli stawiać się poszukiwacze drogocennych koboldzich ogonów.


Z wnętrza nie dobiegały was żadne hałasy, czy dźwięki muzyki. Najwyraźniej dla Przesieki czas na zabawę przychodził wraz z końcem dnia.

Drzwi przybytku były uchylone, zaś w środku przyjemnie pachniało pieczonym mięsiwem. Nad waszymi głowami rozpościerały się girlandy czosnku, a na ścianach roiło się od głów martwych zwierząt – zwanych gdzieniegdzie trofeami myśliwskimi. W szczególności waszą uwagę przykuł olbrzymi wilczy łeb, znajdujący się nad obudowanym kamieniami paleniskiem (aktualnie wygaszonym). Zamiast stołów znajdowały się tam długie ławy, lśniące od niezliczonych warstw trunków i tłuszczu, wsiąkających w nie od lat. Gdy tylko minęliście próg, w waszą stronę zerknęła dziewka służebna – pyzata kobieta, o bujnych kształtach i ogniście rudych włosach. Obok niej, przy jednej z ław, siedział starzec, o wątrobianych plamach pokrywając jego skronie, a także tęgi mężczyzna, z ręką usztywnioną w drewnianych łubkach. Rzecz jasna ich spojrzenia również spoczęły na waszych skromnych osobach.

Dziewka służebna nie przestając zamiatać, zwróciła się do was:
- Dzień dobry! A kogoż to niesie? – uśmiechnęła się ciepło.
 
ObywatelGranit jest offline