Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2014, 19:27   #58
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Morgan „Morlock” Lockerby



Było ciemno jak w zadku wieloryba. I chyba śmierdziało podobnie. Smród zgnilizny wypełniał pomieszczenie rozświetlane. Zapach przegniłych glonów, butwiejącego drewna i morskiej wody, źle wróżył wędrówce. Każda z desek mogła się okazać okazać się pułapką w której utknie noga. Ale przecież były inne powody dla których ten statek nie był odwiedzany… półprzeźroczyste schody wypełniały lukę w której kiedyś pierwotnie były schody. Te jednak albo zostały zniszczone podczas rozbicia się statku na brzegu, albo zostały wchłonięte przez plan eteryczny… plan duchów. Teraz gdy bogowie milczeli, dusze pozostawały na tym planie czekając na ich powrót. Lub nawiedzały miejsca z którymi czuły się związane. Na przykład ten statek.
-To bardzo duży galeon, praprzodek okrętów liniowych.- rozgadał się półork, zapalając latarnię i używając jej do rozglądnięcia się po pomieszczeniu.-Niżej jest ładownia z żywnością i zapasami do naprawy okrętu, możliwe też że zapasowa zbrojownia. Wyżej, kajuty… na tym poziomie zapewne znajdują się przewożone towary.
-Skąd to wiesz?- wyrwało się Morganowi.
-Czytam… dużo czytam.- mruknął cicho półork rozglądając się trwożliwie.-Nigdy nie widziałem ducha. A ty? Jaki był najstraszliwszy potwór jakiego widziałeś?
Tim wyrzucał z siebie kolejne zdania nie czekając na odpowiedź Morlocka. Widocznie w ten sposób próbował opanować lęk. A to miejsce im tego nie ułatwiało.
Nagle ściany i podłoga zaczęły pokrywać się szronem, a ich ciała przeniknęło straszliwe zimno. Ziąb przechodził przez ubrania, przenikał przez ciało aż do kości. Nie mieli czasu na podejmowanie decyzji. Szybko zbiegli w dół po schodach… wybierając te bardziej realne. Patrząc za siebie Morgan i Tim, patrzyli jak ziąb ustępuje równie szybko jak się pojawił.
-Co to do siedmiu kręgów było?- zapytał zaskoczony półork. Ale Morgan nie miał odpowiedzi.
Znaleźli w ciemnym i cuchnącym pomieszczeniu, chyba spiżarni.. kiedyś musiało tu być sporo żywności. Teraz był jedynie żółta pleśń.
Całe płachty tego chorobliwie żółtawego grzyba porastały ściany przegniłe worki z zapasami.
Z deszczu pod rynnę.
Obaj przypuszczali, że to cholerstwo nie jest bezpieczne dla zdrowia. Zwłaszcza, że nad pleśnią unosiła się drobna mgiełka zarodników.
-Musimy się poruszać bardzo powoli.- mruknął półork, a Morgan się z nim zgodził. Dźwięki jakie słyszeli, świadczyły o tym że grajek jest gdzieś z przodu. Niestety w połowie drogi, coś bladoniebieskiego i półprzeźroczystego zaczęło się wyłaniać ze ściany.


Pojękujący cicho duch, obrócił białka ślepych oczu w kierunku obu intruzów. I ruszył na nich.
-Idź dalej… ja go powstrzymam.-zadecydował półork uruchamiając generator, potem włączając miecz utworzony ze świetlistej energii który wydawał dziwne dźwięki przy każdym ruchu i tak uzbrojony zaatakował widmo wrzeszcząc.- No już… uciekaj stąd. Nie masz broni przeciw duchom! Bedziesz mi przeszkadzał!
Jego atak na widmo okazał się celny… i skuteczny. Widać nieumarły nie spodziewał się, że coś może go ranić. Ale kolejnych ataków nauczył się unikać wykorzystując fakt, że mógł przechodzić przez ściany, a Tim najwyraźniej nie.
-No ruszaj... dogonię cię.- krzyknął półork. Tim miał rację, Lockerby nic tu nie mógł toteż Morgan ruszył dalej. Kolejne drzwi wymagały nieco siły przy otwieraniu, ale po sforsowaniu rewolwerowiec znalazł się w wyjątkowo ciemnym i zagraconym korytarzu, śmierdzącym wilgotnymi starymi gaciami. Nagle coś huknęło. Kapelusz Morgana zmiotła z głowy potężna siła, a on sam odruchowo kucnął tuląc się ciałem do skrzyni.
Dłonią wymacał kapelusz. A właściwie to co z niego zostało po zmasakrowaniu kulami. Próbował przebić wzrokiem ciemność, ale nie mógł. Latarnię Tim zatrzymał przy sobie. Szlag… W tych ciemnościach Morgan prawie nic nie widział, a droga do strzelca pewnie była usłana przeszkodami.
-Trzeba było posłuchać kapłanki chłopie… teraz nie byłbyś w tej chwili w tak parszywiej sytuacji.- Morgan skądś znał ten głos. Tylko skąd… aż w końcu zrozumiał.
Półorczy barman z tutejszej mordowni! Jakiś Złotyząb...hmm… Tsadock. Ta informacja komplikowała sprawę, bo zielonoskórzy zarówno czystej jak i półkrwi widzieli w ciemnościach. Nic dziwnego, że się tu zaczaił, to było idealne miejsce na pułapkę. Nie dało się do niego szybko podbiec, a on sam wszystko widział jak na dłoni. Podczas gdy jego przeciwnicy… niekoniecznie.

Suki "Opal" Yozuka


Zaczęło się...


Trójka ulicznych wojowników pod wodzą Węża, ruszyła w ciszy biegnąc w kierunku wrogów. Byli bez bezbronni, ale nie bezbronni. Każdy z nich ćwiczył się w walce wręcz wykorzystując style zapoznane w dojo lub na ulicy. Nie potrzebowali broni, by być groźnymi.
I swym bezczelnym atakiem odciągali uwagę od przemykającej w cieniu statku Suki. To ona była uzbrojona, to ona była żądłem skorpiona mającym swym jadem sparaliżować ofiarę. Bliźniacy i Kansei robili za przynętę. Niczym gesty iluzjonisty mieli odciągnąć uwagę…od “ukrytej kulki”. Na napaść grupa przeładunkowa zareagowała na dwie sposoby. Szmaciarze rzucili się do walki wyciągając miecze i chichocząc potępieńczo… ku frustracji ich fircykowatego przywódcy. Marynarze i ich kapitan, zaś ignorowali sytuację, dopóki arystokrata nie nakazał kapitanowi włączyć się do boju.



Ten jako jedyny był uzbrojony w broń palną. I użył jej próbując postrzelić jednego z braci. Nie udało mu się. Bełt z kuszy Suki trafiający pomiędzy żebra na chwilę wyeliminował go z walki. A rzucony proszek błyskowy oślepił szarżujących pomagierów fircyka. I uczynił ich łatwym celem dla trójki ulicznych wojowników. Ich pięści spadły na owych mężczyzn zasypując ich gradem ciosu i powalając na ziemię. Po czym ruszyli wprost na fircyka i marynarzy ładujących kolejne skrzynie do wozu.
Yumei obserwowała to z cieni uliczki, jako medyczka grupy nie zamierzała narażać się bez powodu, ani ujawniać swej pozycji. Uzbrojona w krótki łuk czekała na wypadek, gdyby musiała zrobić z niego użytek.
Wolała jednak działania pozostawić reszcie. Kansei i bliźniacy zaś powaliwszy szmaciarzy ruszyli wprost na fircyka i otumanionych marynarzy. Zaś Suki podbiegła jeszcze kawałeczek i cisnęła fiolkę z ogniem alchemicznym na trap. Trafiła w cel.. ogień obudził przynajmniej podstawowe instynkty ludzi morza, bo ci uwięzieni na brygu nie próbowali przekroczyć ogniowej zapory. Blask ognia niestety ujawnił obecność Suki.
Ale czy to miało znaczenie? Wszystko szło idealnie… jak dotąd.
-Ruszajcie do mego Pana!- krzyknął fircyk, wyciągając ostrze ukryte w lasce i czyniąc z niej rapier.- A wy do ataku!
Otumanieni marynarze porzucili swe pakunki i sięgnęli do kordów. Po czym ci na placu ruszyli do walki, bowiem ci na statku utknęli nie mogąc przekroczyć rozprzestrzeniającej się bariery ognia.
Suki nie wiedziała, do kogo krzyczał arystokrata, dopóki koniec nie spięły się w sobie i ruszyły rozpędzając się w cwał,



niczym jakieś demoniczne bestie. Były o wiele silniejsze od zwykłych rumaków skoro we dwójkę bez problemu uciągnęły spory wóz wypełniony w dwóch trzecich ciężkimi trumnami. Ale to w tej chwili nie było zmartwieniem “Opal”. Konie pędziły bowiem w uliczkę, którą miał odciąć Huramu. Yozuka miała własne zmartwienie. Bowiem pobici przez trójkę ulicznych wojowników szmaciarze podnosili się z ziemi i wyjąc potępieńczo rzucili się na związanych walką Bliźniaków i “Węża”. Sama “Opal” zbliżyła się do fircyka i błyskawicznie posłała w jego kierunku trzy zatrute pajęczym jadem szurikeny. Lecz on je z siebie strząsnął owym mieczem, nie przejmując się ranami czy trucizną. Wyglądało na to, że lalusiowaty arystokrata jest twardszym orzechem do zgryzienia, niżby się z pozoru wydawało.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline