Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2014, 12:35   #65
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dzień siódmy, Dołączony złodziej

Bezimienny na razie złodziej z kolei wykorzystał wszechobecną krzątaninę, by rozejrzeć się po osadzie. Z kapturem na głowie i maską na twarzy, starając się nie rzucać w oczy, sprawdzał budynki, pomagając sobie latającym, czarnym krukiem.
Pomimo sporej krzątaniny, mieszkańcy byli dość uważni, a w niektórych domach pozostały wciąż dzieci. Te, które padły jego łupem, jak można było przewidzieć, nie posiadały nic ciekawego. Osada nie słynęła z wielkich wymagań co do dóbr własnych. Główny cel tej wyprawy został jednak wykonany. Magazyny stojące na uboczu wsi. Zawierały głównie elementy rolnicze, i żywnościowe dla hodowli. Magazyny wewnątrz, głównie większą część różnego typu zapasów i przetworów. Ostatnie były magazyny i spichlerze za osadą, w okolicach pół uprawnych, te były najobszerniejsze, choć zawierały karby matki natury. Były jeszcze pomocnicze szopy za osadą, ale w stronę rzeki. Tam trzymano inne elementy. Ochrona, a raczej obserwatorzy zajmowali się głównie magazynami spożywczymi. Choć z rzeczywistej sytuacji, po prostu w tamtych okolicach przygotowywali się na wieczór.
Złodziej nie maił wobec tego żadnych planów na teraz. Niedługo przed wieczorem udał się na drobny spacerek wokół magazynów, szukając strażników, którzy nie byliby zbyt przywiązani do swoich kluczy. Zawsze wygodniej mieć klucz niż bawić się wytrychami, mężczyzna nie planował podejmować zbyt dużego ryzyka.
Dziwny feler. Jeżeli strażników nie było dwóch, to znów nie było żadnego. Sądząc z całej miejskiej paplaniny to co miało nadejść było ważniejsze od wszelkich zabezpieczeń.
Wobec tego mężczyzna zaufał swej zdolności otwierania zamków, i spędził resztę dnia poznając dokładnie całą Osadę.


Noc Wykwitu Lycrisu

W innym punkcie Osady ktoś, po uprzednim upewnieniu się, że nie jest obserwowany, począł grzebać przy zamku jakiegoś wyjątkowo obiecującego magazynu. Jakże przydatne okazywały się czasami zdolności otwierania zamkniętych drzwi…
Gdy już dotarł do “zapasowych magazynów” nad rzeką, zabrał się do rabunku. Gdzieś po drugiej stronie osady świeciło i grzmiało. Cóż za wspaniała okazja, wszystkie niechciane oczy były bowiem skierowane w tamtym kierunku.
Gdy po dłuższej lub krótszej chwili drzwi uległy, mężczyzna stanął na przeciw sporym zapasom. Mąka, przetwory, przyprawy, wina, czy inne, najróżniejsze zapasy nie ulegające zbyt szybkiemu zepsuciu. A co najlepsze, kradzież mogli odkryć dopiero za jakiś czas; były to w końcu zapasowe magazyny, używane zapewne dopiero w razie kryzysu… Było też trochę narzędzi, lin i sprzętu typowo użytkowego. W sumie spory zysk w granicach 2-3 tysięcy, przy dobrej dyplomacji. Następnym razem, gdy ktoś otworzy taki magazyn, ujrzy jednak jedynie pustkę.


Christos, noc ⅞ i poranek dnia 8

Christos po walce zdawał się zupełnie niewzruszony. Ani kropli potu na twarzy, żadnego grymasu zmęczenia. Zapewne było kilka osób winnych mu podziękowania za działania na wszystkich frontach, miało to dla niego jednak małe znaczenie.
Udał się do jadłodajni, wraz z większością; siedział jednak tylko po turecku, kilka stóp nad ziemią, obserwując zgromadzonych. Lewitując tak zwracał na siebie sporo uwagi, choć nie był do końca tego świadomy; dodatkowo ciekawość mógł wzbudzać fakt, że jako jedyny nie wmusił w siebie ani kęsa posiłku.
- Ładny popis nam tu dałeś. - zagadnęła łuczniczka. Jej posterunek zdaje się był gdzieś w okolicach rzeki.
- Ano postarałeś się. - rzekł Syriusz. - Nagrody jednak sami rozumiecie... ale ucztujcie do woli. Tyle przynajmniej możemy wam zapewnić. - Mrugnął i odszedł w kierunku pozostałych biesiadników.
- Od tego są tacy jak ja - odparł pomarańczo włosy - szkoda jednak, że jest NAS - dziwnie zaakcentował to słowo - tak mało. -
- Ach. Popisy. Szermierze lubią się popisywać, tak jak i strzelcy. Ale twój pokaz był... wielce ciekawy. Czym się zajmujesz? Tak poza pomaganiem słabszym. - ciągnęła dialog. Widać, potrzebowała chwili rozmowy.
- Szukam informacji. I ludzi. A Ty - po raz pierwszy spojrzał ewidentnie na dziewczynę - Czym się zajmujesz? - na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.
- Wędruję. Chwytam się zajęć gdy trzea. Zwiedzam. Uciekam od wojska. - mrugnęła przyjaźnie. - Zbieram zioła, kwiatki dla siebie, a lecznicze i inne dla zielarzy. Poluję na zwierzęta. To co każda zdrowa kobieta robi na co dzień. - uśmiech rozbawienia.
- Radzisz sobie sama? Ten świat jest dość niebezpieczny, ażeby poradzić sobie na nim bez jakiejkolwiek pomocy… - spoglądając na nią, patrzył też na jej aurę, by określić czy jest przybyszem.
Była tutejszą, choć aura zdawała się być odrobinę inna niż ludzi z tego kraju.
- Prosta zasada. Trzymam się od miejsc wielce niebezpiecznych z dala. A gdy nie ma wyjść zawsze mogę kogoś poprosić o pomoc. - stuknęła w sakiewkę. - na wypadek gdyby nie był dobroduszny. - pogodny uśmiech. - Tam gdzie się urodziłam są gorsze niebezpieczeństwa.
- Skąd więc jesteś, abym wiedział jakiego miejsca się wystrzegać? - ten sam typ uśmiechu.
- Icegard. Kraj lodu na południu i ku niebu. Zapewne jeszcze nie widziałeś masywnych szczytów Pasma niebios. A właśnie u ich szczytu leży mój kraj. Mroźne równiny, lodowe pustkowia, zimno i niebezpiecznie.
- No nic. Miło było tu posiedzieć, ale na mnie już pora. Mam jeszcze sporo do zrobienia. - chwilę później Christos wyleciał z Osady. Zahaczył o karocę, na której postanowił przetestować swoją nową technikę. Po kilku minutach koncentracji, wyszła ona perfekcyjnie, a maleńkie oko wewnątrz środka transportu czujnie się rozglądało, po chwili jednak znikając.
Christos odleciał dalej na wschód, kierując się do Punktu Obserwacyjnego. Oczy Czasu powinny znać odpowiedź na pytanie “Czy Duchy dotarły tu w ciągu ostatnich kilku dni?” W końcu nawet oni nie mogli się prześlizgnąć tu niezauważeni.
Oczy czasu:
Noc. Dziwny pojazd na kołach, nie ciągnięty przez żadną silę pociągową, podjechał pod filar.

Ze środka wyszły postacie przybrane w dziwne stroje. Była noc więc nie dało się dostrzec ich twarzy.
- A więc to tutaj.
- Da. Druh gadał, że to tutaj.
- Ten inny z którym rozmawiałem, mówił że na górze jest lekarz.
- Jak na pieruna się tam wspiąć? Ma ktoś linę?
- Odpuść John. To mi wygląda na bardzo wysoki słup.
- Szefie, to emanuje polem magnetycznym.
- Aha. - stwierdził osobnik, z którym rozmawiał Nanaph. - W takim razie to nie słup a urządzenie.
Szef podszedł pod filar, a ten się przed nim otworzył.
Dał znak by towarzysze zaczekali.
- Idę pierwszy jak nie wrócę za 20 minut znikajcie.
- Roger! - odpowiedzieli razem.
Błysk i duch zniknął. Wrócił po jakimś czasie zapewne w granicach umówionego. Razem z druhem który był obecny przy spotkaniu zabrali chorego na górę.
- Czekajcie na nas. - nakazał.
Pozostała dwójka włączyła tryb maskowania i zapewne oczekiwała na ich powrót.
Co prawda parę godzin później filar znów się otworzył jednak nikogo w środku nie było. Aura jednak pozostała.
Przybyły niewidzialny osobnik podszedł do dwóch oczekujących, dało się słyszeć odgłos zatrzaśnięcia, zapewne zamykania pojazdu, warkot i aury oddaliły się w stronę Targas.
Christos podszedł gdzieś obok punktu, gdzie czatował chwilę przy kawałku ziemi. Po jakiejś minucie pojawił się na niej symbol oka, który po kolejnej chwili jakby się rozpłynął. Pomarańczo włosy, korzystając z należącego do Duchów przedmiotu, wszedł na górę platformy, i również tam zostawił gdzieś symbol, który mógłby się mu kiedyś przydać. Następnie wzleciał w górę i zaczął się rozglądać po Punkcie. Z pewnością piękny, nocny widok, choć Christos szukał głównie drugiego Ducha.
Dlaczego go nie widział? Dlaczego nie mógł go wyczuć? Z przyczyn naturalnych? Nie. Coś mu to uniemożliwiało, coś lub ktoś. Zapewne nieznanym sposobem ukrył obecność dwójki duchów w tymże miejscu. Tylko w jakim celu?
Kłopotliwe. Ukrywanie aur było nader irytujące, na szczęście jednak pomarańczo włosy miał też inne opcje szukania celu. O Czasie, powiedz, dokąd skierowały się Duchy w przeszłości? Albowiem tam gdzie poszły, tam muszą być.
Tak. To przecież oczywiste, ich cel to Lea. Tam też skierowali swe kroki.
O tej porze dom Lei jest zamknięty. Jej aura jednak wciąż pozostała widoczna. Spała w sypialni, na wyższym piętrze. Niespełna godzinę po wejściu duchów do pomieszczenia Smith opuścił go wrócił pod platformę. A co z pozostałą dwójka? Jak do tej pory jeszcze nie wyszli. To dziwne?
Jako, że noc powoli zbliżała się ku końcowi, a Christos nie miał innych zajęć, postanowił poczekać do ranka, a gdy nastała jakaś ludzka pora, zapukał do pani doktor, lewitując około dwóch metrów nad ziemią, do góry nogami
- Witam, Pani Leo… ma Pani może dwóch gości? -
Pani doktor spojrzała na jakże nietypowo przybyłego osobnika.
- Witam. - na pytanie o gości nawet nie drgnęła - Załóżmy że nie mam. - Powiedziała upijając łyk mocnej palonej kawy. - Jak mniemam o kogoś konkretnego, w jakimż to celu? - zapytała podpierając się o futrynę.
- Tacy dwaj mili Panowie, najnowsza technologia, i tym podobne. Jeden z nich był chory, a ja mam do nich interes.
- Hymm. Przekażę im ten interes gdy ich spotkam. - rzekła ospale.
Za christosem ustawiła się kolejna osoba z interesem do pani doktor. Czekała dość cierpliwie, ale christosa zrugała jednym gniewnym spojrzeniem. nie wiedzieć nawet dlaczego.

- Nadal są u Pani, nie trzeba orlego wzroku by to stwierdzić. - w jego dłoni pojawiła się rzeczona bransoleta, gdzie Christos wyszukał wskazany wcześniej Nanaphowi guzik. Nie dawał jednak jeszcze przedmiotu Lei, czekając na ewentualne tłumaczenie - wiedział w końcu co widział.
- Ciekawi mnie skąd to wiesz, skoro nikt nie powinien. Niestety nie pozwolę się z nimi spotkać. Chory musi jeszcze odpoczywać. Paskudny wirus, obaj zarażeni, choć ten drugi od niedawna. Mam przekazać im tę bransoletę czy może jakąś inną sprawę. Jak widzisz, mam jeszcze klientów.
- Ją, i jeszcze coś. - z pozawymiarowej przestrzeni pomarańczo włosy wyjął zwój - Proszę im przekazać, żeby oddali to Smithowi, jak już się z nim spotkają. -
- O! - Wydała z siebie odgłos na widok bransolety. - Wspomniano mi o tym. To drugie też przekażę. Jeszcze coś? -
- Wszystko. - chwilę później Christosa już w Punkcie nie było. Był zamiast tego pod nim. Zostawił tam dwóch, czarnoskórych, słabych dołączonych, znanych już choćby Ervenowi, by przyglądali się temu miejscu i działali, jeśli znajdzie się ktoś, kto nie może wejść do Punktu.
Christos sam natomiast postanowił polecieć w kierunku San Sarenidas, by spotkać się późnym popołudniem z Ervenem...
 
Imoshi jest offline