Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2014, 00:37   #61
 
mlecyk's Avatar
 
Reputacja: 1 mlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłośćmlecyk ma wspaniałą przyszłość
Nazajutrz, Egipcjanin, choć mocno niechętnie i obiecywał sobie, że to ostatni raz, obwiązał sobie głowę szalem by ukryć oczywiste oznaki “wyjątkowości”. Przed kantorem stanęli na niecałą godzinę przed świtem.
Jeśli to możliwe, chciał porozmawiać ze starcem nim zjawią się pierwsi klienci. Nie było go kilka dni, czy będzie w ogóle chciał z nim rozmawiać?
Ciężka pięść zadudniła o drzwi.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem zapraszając do wnętrza. Właściciel zapewne stał już za ladą.
Zmarszczył brwi zaniepokojony otwartymi drzwiami. Dał Eldarowi do zrozumienia, że coś może być nie tak po czym ostrożnie wszedł do środka.
Eldar na ten znak złapał wygodniej włócznię aby w razie czego być w stanie szybko zareagować. Zatrzymał się i skupił aby wyczuć osoby znajdujące się w budynku.
Wewnątrz była jedna osoba i coś co znikało. Ciężko ująć. To tak jakby nagle coś co było przestawało być. Podłoga i schody usypane były piaskiem.
Pierwszy wszedł Anubis, zaraz za nim Anthrilien. Pośpiesznie ogarnęli wzrokiem niewielkie pomieszczenie próbując zrozumieć co się dzieje.
Nadal była noc. Wciąż była pora Panów, pora niebezpieczna...
Prorok podszedł szybko, ale cicho i ostrożnie, w stronę ludzkiej aury, która jak zakładał należała do starca. Znikająca istota, sugerowała dość pesymistyczny rozwój wydarzeń, liczył więc że zastanie właściciela kantoru żywego.
Kontuar był pusty. Za ladą na ziemi leżał najpewniej juz martwy właściciel. Ludzka aura wciąż była w pomieszczeniu, ale punkt jej ośrodka zniknął. Choć czuło się obecność nie można było stwierdzić gdzie się znajduje. Piasek pod nogami Eldara i anubisa wystrzelił ku sklepieniu i jak żywy owinął się wokół nich krępując ruchy.
Kolejny gejzer piasku był niższy i przyjął ludzka postać.

- Wy. - powiedział osobnik czekając na odpowiedź. Po chwili chyba domyślił się że pytania nie zadał i odchrząkując w końcu je zadał. - Kto was przysłał?
Anubis obejrzał się powoli na Eldara. Mógł on zobaczyć w jego oczach tańczące płomienie, miały czarną barwę.
- Piaskowa magia. - zaczął mówić podczas gdy jego skóra zaczynała blaknąć, wypalać się i otaczać czarnym dymem. - Starzec mówił o niej. Myślałem, że nazwał tak po prostu moją umiejętność, a jednak coś takiego istnieje. - zdawał się mówić dwoma głosami, jeden, który wypowiadał słowa, a drugi, który śmiał się gdzieś dalej, wciąż uwięziony, czekający na uwolnienie. - Musisz wiedzieć, że w tym piasku kryje się potwór...
W jednym momencie pozostałości skóry Anubisa opadły zostawiając jedynie szare kości otoczone czarnofioletowymi oparami.

W tej postaci Anubis był w stanie zobaczyć czy piaskowy mag był w ogóle żywą istotą.
W reakcji na działania towarzysza, prorok otulił się barierą kinetyczną, która następnie gwałtownie odepchnęła piasek. Przyjął pozycję bojową, ale nie reagował, czekał na rozwój wydarzeń.
W momencie, w którym nastąpiła zamiana, nim jeszcze piasek zdołał chwycić na nowo swoją ofiarę, Anubis zniknął w wybuchu czarnego dymu i pojawił się tuż obok napastnika. Nie zaatakował, nie wysilał się, po prostu go dotknął i zaśmiał się
- A kim jesteś Ty? - zapytał zupełnie innym głosem, metalicznym i pełniejszym niż kiedykolwiek wcześniej.
Osobnik z pewnością był ludzki. A to czym się posługiwał to z pewnością była tylko magia.. Nietypowa bo nietypowa ale magia.
Po do dotknięciu przez Anubisa wojownik opadał na kolana czując osłabienie. Chwilę późnej jednak rozsypał się w piasek i ponownie pojawił tuż przy ścianie. Stał tak by mieć ich obu w zasięgu wzroku.
- Pierwszy zapytałem. - odparł udając groźnego. - Czego tu szukacie? Ponownie pytam. - chwila zastanowienia - Znaczy się pierwszy raz.
Anubis miał nadzieję, że uwięzi maga swoim osłabieniem i zablokuje zamianę w piasek. Najwidoczniej jednak ten rodzaj czarów wymagał innego rodzaju paliwa niż siły życiowe organizmu.
Widział wahanie w osobniku. Nie zdawał się być bezwarunkowo wrogo nastawiony, pozostawała jednak inna kwestia do rozstrzygnięcia. Wskazał kościstą dłonią na starca za ladą. Nie widział w nim aury życia.
- Czy to Ty go zabiłeś i czy na to zasłużył? - zapytał wypluwając kłęby ciemnego dymu. - Odpowiedz.
- Nie. Ale i tak bym to zrobił. Ej! To ja pierwszy zapytałem.
Stali we troje naprzeciw sobie przed chwilę tak długa, że cisza niemal zaczynała krzyczeć.
Mag nie zdawał się być groźną osoba, ani wrogo nastawioną, ani też zbyt inteligentną, przynajmniej z pozoru, a Anubis stracił właśnie jedyny znany sobie łącznik z opozycją (poza kobietą, którą nie wiedział jak znaleźć). Postanowił więc uspokoić sytuację i dać im szansę porozmawiania.
Wyprostował się i założył ręce na piersi. Na jego kości powoli wrócił kolor, kształty zaczęły nabierać masy, aż jego ciało powróciło do normalności.
- Uspokójmy się wszyscy, dobrze? - powiedział sugestywnym niskim głosem. - Porozmawiajmy. Przyszliśmy tu z własnej woli, po informacje. - powiedział spokojnie wyczerpując pytania mężczyzny. Zagra w jego grę. - Teraz Twoja kolej.
- Emm. Chodzi ci o... - Jak nowicjusz opuścił gardę, a może tylko się tak wydawało. Podparł dłonią brodę i zapewne myślał nad zadanym pytaniem. - Ach! Zasłużył i pożałował. Hmm. Twoja kolej. - Widocznie nie miał pomysłu na pytanie.
W porządku…
- W porządku… Anubis. - powiedział pokazując dłonią na siebie. - Jestem... zielarzem i lekarzem. To… trzy pytania. Powiedz mi co Tu robisz, lub robiłeś? Czy jesteś z opozycji?
- Echeos. - odparł z drobnym ukłonem - Sprawdzałem, a jeśli trzeba by było i miałem przeprowadzić eliminację. - Odparł spokojnie. - Tak. A raczej dopiero wstąpiłem. - Chwila namysłu. - Ty? - wskazał Eldara. - Co teraz zamierzacie? i... no ten Jak trafić do czerwonego zamtuzu? - delikatny rumieniec.
Młody?
- Na ostatnie pytanie nie znam niestety odpowiedzi… co teraz zamierzamy? - popatrzył na Eldara. - Właściwie to chcieliśmy porozmawiać z kimś na temat… członkostwa… Może wskażesz nam drogę? - obejrzał się na starca leżącego na podłodze. - Czy on nie był jednym z was?
- Skoro nie wiecie nic o czerwonym zamtuzie widać nie jesteście z opozycji. A ten tutaj wygląda dodatkowo na Alfwuki. Członkostwo? Hmm akurat mam ten sam problem. Dlatego zmierzam do czerwonego zamtuzu. - Głęboki wdech opuszczenie gardy i odwrót ku wyjściu. - Był, ale zaliczył wpadkę a widać że nawet dwie. Mam jedynie nadzieję że nie trzy.
- Czerwony zamtuz? - zapytał jakby siebie. Zupełnie nie zaskoczyło go, że mężczyzna udawał półgłówka, nie wyglądał na takiego. Lekkim zaskoczeniem za to było to, że tak szybko zrezygnował z przykrywki. Poprawił okrywająca pysk szal zerkając pytająco na Eldara. Ten zamtuz był w tym momencie jedynym tropem. Jego informator leżał na ziemi martwy, czekanie w ogrodzie na Aje byłoby głupotą, a Melik zapewne był trzymany zdala od wszelkich informacji, które mogły zaszkodzić jemu bądź, co gorsza, opozycji. Pozostał jedynie piaskowy mag i ludzki dom rozkoszy… - Tak trudno go znaleźć? Masz jakieś wskazówki? Może moglibyśmy sobie nawzajem pomóc.
- Znaleźć. Phi. Jestem tu nowy a to miasto jest cholernie wielki. W tym jest problem! Miał ktoś na mnie czekać przed bramą, ale jak widać się nie pojawił. Ech. Nie wiem czyście dobrzy ci źli, tak samo czy alfwuki jest pewny czy też podstępny. Na razie nie zaszkodzi nam wspólna obecność. Kierunek bazar al’isin. Tam powinien być inny kontakt. On was oceni, a mnie, jak los dopisze, skieruje na właściwe tory.
Anubis zastanowił się chwilę, zamknął oczy i uruchomił wspomnienia. Już raz widział miasta, chciałoby się powiedzieć, że widział je z góry, ale to było coś więcej. Widział je całe, w jednym momencie, wszystkich jego mieszkańców i wszystkie jego uliczki. W tym momencie gdy Bóg Zulwan nawiedził go wizją zobaczył to wszystko. Był to jednak jedynie chwila, w której poczuł się jakby wszystkie jego zdolności wróciły. Czy gdzieś tam widział zamtuz? Być może zna drogę.
Niestety tamta wizja trwała zbyt krótko by spamiętać wszystkie elementy, wszystkie ścieżki i osoby. Jednak z pewnością był takowy budynek. Większy, w piaskowym kolorze o czerwonych firankach w oknach. Ale gdzie? W której części miasta. Centrum, środek czy może po obrzeżach ?
Spojrzenia Eldara i Anubisa znów się spotkały. Skinęli nieznacznie do siebie głową.
- Dobrze więc. prowadź Echeosie.
“Mam nadzieję, że szybko pozbędziemy się tego człowieka. Jego towarzystwo jest męczące” Przekazał telepatycznie prorok. Nawet w umyśle Anubisa, głos proroka brzmiał na nieco znużony.
“Opozycja to bardzo krótki przystanek na naszej drodze. O ile zdąrzyłem się zorientować w jej skład wchodzą ludzie, którzy zbuntowali się przeciw obecnemu porządkowi. Z mojej wiedzy wynika jednak, że wampiry były pierwszymi mieszkańcami miasta, najpierw miasto tętniło “życiem” w nocy, a potem dopiero przybyli ludzie. Ci pierwsi więc stanowią tutaj prawo. Tak powinno być.”
‘’Czy ta opozycja może stanowić dla nas jakieś zagrożenie? Liczę że ten mężczyzna nie zaprowadzi nas w pułapkę..” przypomniał sobie jakim poziomem inteligencji, wykazywał się piaskowy mag sam zwątpił w swoje słowa “chodź to mało prawdopodobne..”
“Sami w sobie nie wydają sie być wrogo nastawieni, choć spotkałem zaledwie kilku ich przedstawicieli. Nie wiem za to jak zareagują gdy zobaczą jak wyglądam… wampiry mają za sługów istoty o wilczych twarzach.”
“Gdybyś zechciał mogę utworzyć iluzję wokół twojej twarzy i nadać jej ludzki kształt. Nie będzie z tym problemu o ile nie będziemy musieli tam przebywać zbyt długo.”
“Rozumiem, że utrzymanie tej iluzji kosztuje Cię wiele sił. Wielka szkoda, byłoby to znacznie lepsze niż nieskończone noszenie tej szmaty na głowie… Ale dobrze. Poznam ich intencje, jeśli zaistnieje taka potrzeba czyń co będziesz musiał.
“Sama iluzja nie jest problemem, ten powstaje gdyby przy dużej ilości odbiorców musiałbym długo ją utrzymać. Gdyby zaszła taka potrzeba będę improwizować”.

Po dłuższej przechadzce po mieście, grupa zbliżyła się już do zielonego bazaru.
Echeos szedł dość raźnym krokiem nieraz tylko zerkając na osoby za nim. Prowadził, a czasem się gubił. Koniec końców trafili wreszcie do poszukiwanego miejsca. Teraz pozostało znaleźć sprzedawcę, co z resztą nie było trudne bo Echeos zdawał się już wiedzieć gdzie ma stawiać kroki.
Sprzedawca w zielonym turbanie zdawał się spać, jednak to był zwykły podstęp uważnie obserwował każdy rusz przed jego stoiskiem. Handlował drogimi kamieniami w odcieniach tęczy i rozmiarach pięści, mimo to sam nie był obwieszony złotem. Jego spokojne lenistwo zakończyło się wraz z pojawieniem się młodzieńca.
- Wiesz staruszku że koty widzą tylko w nocy.
- To oczywiste. - Prychną starzec. - Bo mają szmaragdowe oczy.
- Słuchaj staruszku. Dziadek z kantoru był już załatwiony jak tam poszedłem. Cos tu nie gra. A i jeszcze znalazłem kogoś kto rzekomo chce dołączyć.
- Mówisz o tej dwójce za sobą? Kto to.
- Jeden jest zamaskowany, a drugi wygląda jak Alfwuki. Zdają się mieć jakiś interes do kogoś wyższego.
- Ach. A do mnie ich sprowadziłeś bo..
- Zgubiłem się. To miasto jest zarąbiście wielkie nie mam pojęcia jak trafić do czerwonego zamtuzu.
- Acha. Matoł z ciebie wiesz.
- To co staruszku?
- Niech jeden z nich podejdzie powiem mu jak tam trafić. Ty byś się zgubił. Pamiętaj tylko że to oni mają tam wejść pierwsi. Uprzedzę górę.
- Dzięki.
Anubis podszedł bez wahania do handlarza i nadstawił uszu. Widział już całe miasta, choć nie pamiętam go dokładnie to jeśli dobrze opisze drogę na pewno nie będzie miał problemu ze skojarzeniem położenia celu.
Słuchając poleceń starca zerkał z zainteresowaniem na ich tymczasowego towarzysza. Może rzeczywiście jest głupi, albo znowu doskonale udaje. Sam czerpał siłę po części z piasku, może mag przydał by się im u boku.

Zamtuz znajdował się bardzo blisko pałacu. Można by rzec że po sąsiedzku, tyle że przy murach miasta w samym jego krańcu. Tak gdzie wciąż padało słońce jednak ruchu nie było. Piaskowy budynek z czerwonym zasłonami w oknach, czerwona dachówką i szyldem głoszącym jakiś napis w innym języku. Zapewne “czerwony zamtuz”.
Pamiętając polecenie starca i zasady dobrych manier wędrowcy pierwsi podeszli i zastukali w drewniane zbrojone drzwi. Anubis słyszał muzykę, śmiechy i… inne dźwięki dochodzące ze środka zaczynał mieć wątpliwości.
Drzwi otworzyła im urodziwa dama, pól naga, bo jakby inaczej. Ponętnym ruchem zaprosiła do środka.

Pierwsza sala była obszerna i stanowiła miejsce rozmów i rozrywki.

Ponętne tańce, falująca muzyka rezonowała we wnętrzu działając dziwnie odurzająco na wszystkich w środku. Tak jakby wszystko co widzieli zdawało się snem. Wszystkie odczucia stawały się przytępione, ale dla dwójki podróżnych wciąż tlił się ogień jaźni. Słaby ale wystarczający by podążać dalej, za kobietą. Zostali zaprowadzeni za parawany tworzące okrągłe miejsca rozrywki. Jako że to zamtuz ta dosadniejsza rozrywka odbywała się w zamkniętych salach. Oni jednak trafili do typowej wnęki.
Wnęki pilnowanej przez kolejne ponętną kobietę, która jednak nie wyglądała jak typowa nałożnica.

Na podłodze pełno poduszek, na środku szisza rozpalona i gotowa do spróbowania, w tle muzyka rezonująca od parawanu. Kobieta bez słów wskazała na sziszę.
Gdy już usiedli, Eldar pierwszy wziął sziszę. Zaciągnął się i po chwili wypuścił dym przez nos. Po chwili podał ją Anubisowi, który co ciekawe widział proroka trzymającego wąż od sziszy kawałek przy ustach. “Moje ciało, moja świątynia” usłyszał Egipcjanin “a oni, niech widzą to co chcą widzieć”
Anubis rozsiadł się wygodnie jak gdyby czuł się jak u siebie. Przyjął sziszę i pożałował, że ma zasłonięty pysk. Mimo to przesunął ustnik blisko swojego nosa w sposób nie budzący podejrzeń, przywodzący na myśl bardziej niedoczekanie posmakowania specyfiku. Jego nozdrza wciągnęły delikatnie zapach, który wydobył się na jego żądanie. Możliwe, że nie będzie wstanie określić składu substancji, ale miał nadzieję, że pozna jej główne przeznaczenie smakując jej aromat.
Substancje nie były odurzające ale miały działanie dezorientujące. Aromat swoją drogą bardzo przyjemny goździki i nuta lawendy.
Uśmiechnął się więc i zaciągnął obficie.
Wszystko zaczęło wirować, jednak nie zapowiadało się na krótka drzemkę. Raczej to było coś bez czego rozmowa obyć się nie mogła. Świat wirował i tracił kształty jednak to było tło, bo na przeciwko nich pojawiły się osoby. Ich kształty były niezmienne. to cały świat za nimi był rozmyty.


Jak długo tam siedzieli? Dlaczego dopiero po tej substancji stali się widzialni? Było jeszcze jedno pytanie. Kim jest osoba któreś wciąż nie widać. Prorok czując obecność spojrzał na Anubisa, który wpatrując się w pustą przestrzeń, zdawał się przebywać w innym świecie. “Pozwól, że zobaczę Twymi oczami” Po chwili wyłowił z natłoku myśli towarzysza sylwetki obecnych postaci.
- Czekaliśmy na was. - Odpowiedział bezceremonialnie czerwono włosy.
Anubis pociągnął jeszcze raz z sziszy wpatrując się w znajomą twarz kobiety i obcego mężczyznę. Wypuścił dym, którego część ulotniła się pod okryciem głowy, a spora ilość uniosła się niczym mgła przez niewielki otwór na oczy.
- Witaj Aye. - powiedział odruchowo wysuwając dłoń by podać sziszę dalej. - Przedstawisz nas sobie? - zapytał wskazując głową na mężczyznę.
- Jestem Battler. Wampir. - Przedstawił się samodzielnie. - Nie musicie się więcej zaciągać. Jeden dech wystarczy by przejrzeć ten trik.
- Powiedźcie co was do nas sprowadza. - zapytała spokojnie Aje.
- Wampir? - powiedział pociągając kolejny raz z sziszy. - Dlaczego mnie to nie dziwi, że jakiś wampir jest w opozycji? Nim przejdziemy do meritum sprawy, która nas tu przywiodła, z czystej ciekawości, dlaczego jesteś przeciw swoim… pobratymcom?
- Wygnany, zdetronizowany, zdradzony. Ale i tak wszystko sprowadza się do władzy. Chcę by oddano mi ją, oddano mi należyty pokłon. Nie zawaham się nawet zniszczyć ich wszystkich.- w jego oczach płoną ogień. - Mam sobie z nic cele opozycji, ale dopóki się pokrywają nie widzę problemu. - wyraz powagi.
Oczy Anubisa powiodły po osobach, Aye, kobieta, która wskazała im miejsce i piaskowy mag. Byli tu… zbędni.
Spojrzał na Eldara (który zobaczył w tym momencie własne odbicie w wizji) i przekazał myślami.
“Ten wampir jest wszystkim co potrzebujemy od tych ludzi. Myślę, że odpowie nam na nasze wszystkie pytania.”
- Czy możemy porozmawiać? W cztery oczy. - zwrócił się do wampira.
- Wciąż czekam na swoja odpowiedź. - stwierdził poważnym i spokojnym tonem. - Wpierw określmy nasze pozycje inaczej mój... nasz przyjaciel przestanie być pasywny. - ostrzegł z delikatnym uśmiechem.
Anubis puścił sziszę, złożył dłonie razem i oparł na nich podbródek. Kobietę z nożami zmierzył zimnym spojrzeniem.
- Nie ma potrzeby nam grozić. Nie przyszliśmy tu odbierać życia. Myślałem, że moje pytanie odpowie jednocześnie na Twoje. Przyszliśmy tutaj po informacje, ale dopóki nie zobaczyłem Ciebie sam do końca nie wiedziałem czego oczekujemy od tego miejsca. Chcemy omówić kilka… delikatnych spraw, o których mówi się wygodniej w mniejszej liczbie osób, co Ty na to, mój przyjacielu? - ostatnie słowa celowo zaakcentowane.
- Zaiste. - odparł z uśmiechem nie wyrażającym niczego. - Dlatego nie pytałem dla siebie lecz dla Niego. A teraz pytajcie. Miejcie jednak na uwadze, że informacje to wspaniała broń. A jak każda nie jest tania. Nie martwcie się pieniędzy mi nie brak.
- Pieniądze to tylko materialny twór dłoni, przede wszystkim ludzkich. Liczy się to co się potrafi, co można DAĆ na prawdę. Choć masz rację, wszystko ma swoją cenę. - Mówiąc to Anubis rozglądał się po pomieszczeniu zastanawiając się kim i gdzie jest ten ktoś, o którym wspomina wampir. - Myślałem, że wampiry śpią w dzień. - zagadał. - Czy może to was osobisty wybór?
- Kwestia siły i... czystości. Moją rasę można podzielić na pewien rodzaj klas. Im więcej w nich czystej krwi wampirów tym szlachetniejszy, wyżej postawiony i silniejszy jest dany osobnik. Dlatego na przykład głowy starych rodów mogą wychodzić na światło dzienne bez obaw, klasa A. Klasy B i C, również choć dopadają ich objawy gorączki słonecznej.
- Powiedziałeś, że chcesz odzyskać władzę. Rozumiem, że wśród wampirów byłeś jakąś ważną osobistością? Co zrobisz z opozycją gdybyś odzyskał władzę? Działa ona wszak przeciw “Wam”.
- To zależy od ich decyzji. - spojrzał wymownie na Aje. - Bez większych problemów mógł bym ich zgładzić, przeobrazić, czy tez zniewolić. Z drugiej strony be wrogów władza była by nudna. - Drapieżny uśmiech.
- Zadam Ci pytanie, które zapewne Cię zdziwi, choć nie tak jak zdziwiła mnie pierwsza odpowiedź, którą na nie uzyskałem. Ta legenda, opowiastka, o waszym powstaniu i powstaniu miasta. Myślę, że jest w niej spora ilość prawdy. Chcemy porozmawiać z TYM Panem.
- Panem. Pf. Tym który spotkał Wiecznego Wędrowca. Rzekomego naszego przodka. Toż to...
- Nie rozumiesz wampirze. Opowieści jak ta nie biorą się znikąd. - Zamilkł na chwilę wpatrując się w podłogę. - Widziałem go. - Eldar, który wciąż widział oczami Anubisa zaczął widzieć urywki obrazów pochodzących z pamięci Egipcjanina. Czarna trumna, biały napis, wspomnienie strachu, upadek w czerń i powolne pięcie się w górę. - Wiem, że on istnieje, wiem, że wciąż żyje lub próbuje powrócić. - Spojrzał twardo na wampira jakby podkreślając powagę tych słów. - Może uznasz to za radosną nowinę, a może za groźbę. O ile mi uwierzysz…
- Wampiry się nie starzeją. Wampiry nie umierają na choroby. Wampiry żyją wiecznie. Czy wiesz co mam na myśli?
- Wieczny Wędrowiec!? - Aje wciągnęła powietrze jakby w zadumie.
- Panienka Aje się nie myli. Któż wiec inny by Go znał jak nie sam najstarszy. Wszyscy słyszeliśmy tą bajkę dawno temu i jak do tej pory nikt go nie spotkał, nikt z rodowych go nie widział, ani o nim nie słyszał. Poza bajką oczywiście.
- Może niedostatecznie go szukali...
- Jest jednak ktoś kto mógł by odpowiedzieć na to pytanie. - Odparł głos gdzieś z przestrzeni “pomieszczenia”.
Anubis zaczął rozglądać się naokoło. Szmata, która nakrywała głowę przeszkadzała, ograniczała słuch, węch i pole widzenia. Skoro jednak rozmawiał z wampirem… Ci tak zwali Lykani są po stronie wampirów, gdyby więc tak…
Podniósł się z ziemi i zdarł jednym płynnym ruchem owinięcie głowy. Zaczął węszyć i nasłuchiwać.
- Pokaż się byśmy wiedzieli z kim rozmawiamy, inaczej nie będziemy mogli okazać sobie należnego szacunku. - powiedział w przestrzeń zastanawiając się czy do kogoś dotrą te słowa.
- Szacunek... Ha! - słyszał go wyraźnie ale z wyczuciem były już problemy. Był tu z pewnością, można było go wyczuć od początku. Jednak dopiero gdy dał o sobie znać uświadomiono sobie o jego obecności, choć dla Eldara pytanie o dodatkową obecność w końcu się rozwiązało.
- Na ten moment jesteście na mojej łasce. Nie wykorzystujcie mej dobroci. Jeszcze was nie uznałem.
- Już już. Spokojnie panowie. - powiedział Battler - Nie przyszliśmy tu walczyć. Gdyby tak było już bym was wykończył. - Uśmiech pewności siebie.
- Ha! Zbyt pewny siebie jesteś, szczeniaku.
- Oh. Myślisz że dal byś mi radę. Staruszku.
- Drażnij mnie dalej, a z wielką uciechą wyrwę ci duszę.
- Ech. Faceci. - Westchnęła Aje. - A aj myślałam że wampiry nie mają hormonów.
-Wróćmy do tematu- odezwał się w końcu Eldar głosem, którego echo rozbrzmiewało w umyśle słuchaczy- Kto według Ciebie jest w stanie odpowiedzieć na nasze pytanie?
- Ten który dzierży kostur wiecznego wędrowca. Oliver Merciliush Mortes. Lord kraju wiatru. Aktualny władca. - Rzekł niewidzialny.
- Nasz główny przeciwnik. - Stwierdził obojętnie Battler. - Przynajmniej nasz. - Wskazał palcem siebie i pustą przestrzeń. - Co do opozycji, ślady zaczynają na to wskazywać. Z resztą nic się nie dzieje bez jego wiedzy. Może nawet wie o samej opozycji.
-Warto więc się z nim skontaktować- odparł prorok bardziej do samego siebie- mamy jeszcze jedną możliwość- spojrzał na Anubisa.
- Dobrze więc. Słyszeliśmy jednak kto może wiedzieć coś więcej na ten temat. Raziel. Kojarzysz to imię? Musimy go odnaleźć, myślę, że możesz wiedzieć gdzie się znajduje. - Uniósł dłoń powstrzymując wampira przed mówieniem. - Daruj sobie, wiemy, że jest niebezpieczny i że uciekł na pustynię. Sęk w tym, że jesteśmy zmobilizowani go spotkać i jesteśmy co najmniej równie niebezpieczni co on.
-Cóż nie mylicie się co do niego. - Skomentował Battler z lekkim uśmiechem..
- Skąd o nim wiecie? - Głoś niewidzialnego delikatnie się zaostrzył.
-Mamy swoich informatorów- odpowiedział spokojnym tonem prorok przyglądając się sziszy.
- A ja mogę mieć zaraz twoją duszę w mych szponach.
- Spokojnie. - Nakazała Aje.
- Właśnie staruszku. Bo się złamiesz. - Zaśmiał się Battler. - Może skoro cię szukają to zabijesz ich ciekawość? - Wzrok satysfakcji kierowany w przestrzeń.
Niewidzialne kontury zaczęły się rozmazywać ukazując niewidzialnego.

- Ja jestem Raziel. - Słowa wypowiedziane z dumą i równie złowieszczo. - A teraz słucham! - Słowa wypowiedziane z pogardą.
Spogląda na wszystko z góry. Pewny swej siły. Gotów dążyć do celu po trupach. I ta pogarda. Coś jak Eldarzy? Nieprawdaż?
Eldar nie odpowiedział wampirowi, przeklinając los, że postawił na jego drodze kolejną istotę z przerostem ego. Westchnął bezgłośnie i spojrzał na Anubisa.
- Nie możesz mieć naszych dusz wampirze… usuńmy to z drogi. Przyszliśmy tutaj porozmawiać, a nie walczyć o pozycje. - powiedział Egipcjanin uspokajającym tonem, choć wprawny słuchacz mógł wyczuć gdzieś za nim ziarko niechęci. - Skoro więc w końcu możemy zadać Ci kilka pytań… jego informatorzy twierdzą, że możesz wiedzieć coś o kluczach związanych z czarną bramą.
- Hyh. Klucze? A... - przedłużył sylabę - Klucze. Tego szukacie. Wszystko jasne.
- To chyba jasne staruszku. O to zapytali. Umysł już szwankuje? - Zakpił Battler - Wiesz coś o nich?
- Wiem. - puścił mimo uszu obrazę - Dobrze wiem. Wiem że każdy jest inny, bo widziałem klucz wiatru. Miałem go w swych szponach. - W białych źrenicach zawały się pojawić ogniki gniewu, ale mieście twarzy wskazywały na uśmiech. - Nie sądzicie chyba, że od tak oddam tą informację. - Stwierdził choć można to było uznać za pytanie.
- Oho. - Aje wydawała się zaskoczona. Battler niezwykłe zaciekawiony, aż oczy zaświeciły mu się na czerwono. Raziel pozostał poważny uważnie obserwując swych rozmówców.
-Czego oczekujesz w zamian?- spytał prorok całkowicie obojętnym tonem.
- Hmm. - Spoglądał na obojętność. - W sumie niczego. Może tylko tego by wszelkie działania nie popsuły mojej pracy i planów. W takim wiec razie Czasu. Nie będę was sprawdzać, bo to głupota. Dobra materialne? Taki sam syf jak wszystko inne. Pragnę zemsty. Nic i nikt mi nie przeszkodzi bym ją wymierzył. Własnymi rękoma wyrwę duszę Mortesa i ją pochłonę.
- Ale podniecenia. - Skomentował udając znudzonego Battler. - Skoro nie ty to my możemy sobie czegoś zażyczyć. - Uśmiech. - Prawda Aje? Panie mają pierwszeństwo.
- Nie wiem. Dla mnie liczy się tylko dobro ludu. Cokolwiek dla nich to i dla mnie.
- Nuda. - Przeciągał zgłoski. - Słyszeliście damę. To jej cena. Moja...? Pomyślimy jak coś wymyślę. - Uśmiech wielkich planów, nie do końca przyjemnych jak można przypuszczać.
- “Nie podoba mi się to.” - powiedział w myślach do Eldara. - “Przyszliśmy tutaj bo to był nasz jedyny trop, teraz jednak mam wrażenie, że jesteśmy w bardzo złym miejscu…”
“Może powinniśmy poszukać na własną rękę, współpraca z tymi istotami może nie być najlepszym rozwiązaniem.”
- Jeśli chcecie zawsze możecie działać na własna rękę. - stwierdził z uśmiechem Battler. - Pamiętajcie jednak że staruszek nie jest zbyt przyjazny dla zdrajców. - mrugniecie.
- Aby znaleźć klucz musicie się zastanowić czym może być. Jak ten świat mógł go wykreować. - Raziel powiedział do siebie po czym zniknął w zadumie.
Anubis w zdechnął ciężko obserwując znikającego wampira. Jednocześnie przez głowę przebiegła mu dziwna myśl. Czy zamieniając się w formę widma widział by wampira, jego aurę, duszę? Postanowił tego teraz nie sprawdzać.
- Zawiodłem się na was. - powiedział dziwnie smutnym głosem, choć gdzieś w nim było słychać echo wywyższania się, a może i ironii. - Myślałem, że spotkam tu ludzi wierzących, że próbują naprawić swoje życie, chcących zmiany na lepsze. A znalazłem chaos, zemstę, walkę o władzę i… naiwność. - dokończył patrząc na Aje. - Pokój… Prawo, które was chroni… Stabilność. To jest dobre dla Twojego ludu - zacisnął pięść przed sobą by po chwili rozluźnić ją i powieść naokoło - Nie to.
- Mylisz się. Spotkałeś ludzi których opisałeś. A raczej kobietę. - Uśmiech, Battlera był zabójczy. - Pragnę przypomnieć, że nasza dwójka. - Rozejrzał się po pomieszczeniu nie znajdując widocznie swojego towarzysza. - A raczej ja jestem wampirem. Mi sytuacja obojętna.
Kobieta puściła mimo uszu całą uwagę wampira.
- Masz rację. - Potwierdziła słowa Anubisa. - Niestety mój lud jest słaby, ludzie są słabi. Brak nam siły by z tym wszystkim walczyć. By przeciwstawić się Panom. No i... jest nas niewielu. Bez pomocy takich jak on. - Spojrzała z ukosa na Battlera - Niewiele możemy zdziałać. Dużo się zmieniło na przestrzeni wieków. - Powiedziała pod nosem w zamyśleniu. - Może gdyby znalazł się odpowiedni władca, dobry dla ludu.
- Jest tylko człowiekiem. - powiedział po części do Eldara, po części do kobiety. - Nie zrozumie.
-Żyjesz w świecie pełnym potężnych przybyszów. Dlaczego więc nie poprosicie żadnego o pomoc?- spytał Eldar- nie jeden dorówna mocą waszym wampirom, a z pewnością wielu ich przewyższa.
- A jeżeli sam zapragnie zostać władcą? - Zapytała pewnie. - Drugą sprawą jest ich znalezienie.
-Kuroryou- odparł Eldar z nutą sarkazmu w głosie- pewno z chęcią uwolni niewinnych i uciśnionych. Możecie znaleźć go w okolicy San Serandinas. Niemal idealnie pasuje do tej roli.
- Zapamiętam to imię. - stwierdził z uśmiechem.
- Skoro skończyliśmy omawiać już wszystkie sprawy... spotkamy się tu za jakiś czas. Zdobądźcie przychylność Aje. A później się zobaczy.
Kobieta za parawanem gotowa była by odprowadzić gości.
- Musimy już iść. - powiedział widząc, że rozmowa ma się ku końcowi. Podał rękę Anthrilienowi i pomógł mu wstać. - Jestem wdzięczny za rozmowę i za informacje, których nam udzieliliście.
- Powodzenia. - Dało się słyszeć ledwie słyszalny głos, zarówno w tej dziwnej strefie jak i poza nią. Kto to mówił. Nie wiadomo.
Towarzysze ruszyli ku wyjściu nawet nie rozglądając się. Anubis nie mógł się doczekać rozmowy z Eldarem sam na sam, gdy jednak znaleźli się przy drzwiach zastali tam czekającego Echeosa. Stał najprawdopodobniej czekając na swoją kolej.
- Możemy porozmawiać? - zapytał piaskowego maga po chwili wahania. - Na zewnątrz.
- Chodźmy. - Zaproponował. Rozmawiali już w drodze, spacerując po mieście.
- Nie jesteś stąd, prawda?
- Owszem. - Potwierdził. - Bardziej na północ. Odległe o miesiące miasto. Stolica pustyni. Z tamtąd pochodzę.
- Dlaczego wiec chcesz zaciągnąć się do opozycji?
- Po prostu. Stryj, przez wuja, znajomości. Poproszono, żebym przybył.
- Daleką drogę przebyłeś, musisz dobrze znać pustynię? - bardziej zapytał niż powiedział.
- Znam ją dobrze. A przynajmniej tą piaszczystą część. Choć przybyłem tutaj statkiem. Morzem odrobine wygodniej i bezpieczniej. Na ląd wysadzono mnie gdy uznano że teraz nie powinno to zając więcej niż tydzień.
- Mam dla Ciebie propozycję. Możliwe, że się już domyślasz bo wspominałem o tym. Mamy zamiar wyruszyć w pustynię i przetrzebić nieco pustynnych bandytów. Przydałby się nam ktoś o Twoich zdolnościach, które na domiar tego… są wyjątkowo ciekawe, bardzo moim typie. Chętnie dowiem się o nich więcej.
- Pustynni bandyci hmm... na północy mało o nich słyszałem. Jasne czemu nie. Chwila rozrywki dobrze mi zrobi. Wezmę trochę wody na drogę i możemy ruszać. - Jego zachowanie i ton, niby dziecinne, a jednocześnie tak sprytne.
Anubis zerknął pytająco na Eldara.
-Nie mam żadnych obiekcji- odparł szpiczasto uchy mierząc maga wzrokiem.
- Szybko się zdecydowałeś. Świetnie. Przydałby się nam jakiś transport, jesteś stąd, może coś zaproponujesz?
- Wielbłądy to za długo. Splinter byłby najlepszy, ale chyba jest aktualnie w stolicy. Moskit za mały dla nas 3. Łódź wolniejsza i drogawa, ale można pociągnąć za kilka znajomości. Jest jeszcze pustynny motyl. I chyba on był by w sam raz. Jak chcecie to załatwię.
- Prowadź.
- Jesteśmy gotowi do podróży. - zwrócił się do Eldara. - Czy może coś jeszcze potrzebujemy?
- 10 minut i widzimy się pod bramą. Muszę się, jak wspomniałem, przygotować. - odszedł w alejki miasta.
- Co Ty na to? - zapytał towarzysza już po drodze w stronę bramy. Starał się jednocześnie nie zwracać uwagi na zaniepokojone spojrzenia przechodniów spowodowane jego wyglądem. - Myślę, że może się przydać, a przynajmniej nie będziesz musiał posyłać po tego, ktory lubi oznaczać ludzi swoimi symbolami.
-Mam nadzieję że ten chłopak nas nie zawiedzie. Niewiele o nim wiemy. Uzupełnię tylko bukłak z wodą i możemy ruszać. Mam zapasy na jakiś czas.

Przed bramą czekał już pojazd.

Wyglądał na dość mały ale maił 3 siedzenia
.Chłopka pojawił się dopiero10 minut po czasie.
- Wybaczcie. Znów się zgubiłem. To co lecimy? - Rzekł z uśmiechem.
Na plecach i za pasem miał sporo zasobników. 4 Bukłaki z wodą, trochę “mokrego” prowiantu i płachty do owinięcia twarzy - ochrona przed piaskiem. - Wszystko już załatwiłem. Lecimy na kanion, tyle że później nie wiem zbytnio gdzie? Proponował bym wylądować u podnóża bo na szczycie kanionu są “reaktory”.
Wrzucił zapasy do środkowego siedzenia i wszedł do środka. Pozycja była pół leżąca, na tyle, na ile można była dzięki niej sterować.
Anubis spojrzał na Eldara z bardzo dziwną miną, taką, której jeszcze u niego nie widział. Uchylił pysk jakby chciał coś powiedzieć, ale głos utknął mu w gardle.
Upadłemu Bogowi brakło słów.
- … est. - wydusił. Z pozycji jaką przyjął ich nowy “towarzysz” wnioskował, słusznie zresztą, że musi to być jakiś środek transportu, najpewniej bardzo szybki. Krajobraz, który tak bardzo przypominał Egipcjanowi jego dom stawał się dziwnie obcy gdy patrzył nań przez to dziwajstwo.
Zupełnie inaczej zareagował Eldar, podszedł do statku i przejechał dłonią po jednym ze skrzydeł.
-Jest dość podobny do statków z mojego świata. Wykorzystuje technologię antygrawitacyjną?- zwrócił się do maga piasku.
- Kto wie. Nie znam się na jego konstrukcji. Ale się nad ziemią unosi. Zrobiony w stolicy pustyni. Choć żem słyszał że w punkcie obserwacyjnym inne cuda stworzyć potrafią.
Gdy już zasiedli. Transport delikatnie uniósł się nad ziemią pomknął przez pustynię. Z diabelską szybkością krajobraz zmieniał się co chwila. Przemknęli pod nogami pustynnego giganta, oraz wyprzedzili płonącą panterę. Trochę za późno Echoes wspomniał że nie zna pełne gamy sterowania tymże pojazdem. Tak też unikając dramatycznego spotkania ze ścianą kanionu trefili w wydmę. Tam tez pojazd osiadł, docierając do celu w niespełna dzień.
 
mlecyk jest offline  
Stary 23-08-2014, 12:39   #62
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Erven późną nocą wsiadł do karocy i wyruszył natychmiast w kierunku stolicy. Dołączone konie nie potrzebowały woźnicy, toteż, zmęczony walką mężczyzna prędzej lub później zapadł w sen.
- Eeeeeeeeeeerveeeeeen! - usłyszał w pewnym momencie okrzyk. Otwierając oczy, zobaczył Nanapha, który niemalże rzucał mu się w ramiona, jednak w połowie drogi do ramion Sharstha zawisł w powietrzu - Witaj! Co u Ciebie, jak życie? Mam dla Ciebie zadanie. - Erven mógł też zauważyć, że obok spokojnie siedział złodziej.|
Erven uniósł brew do góry i ze spokojem przeciągając się powiedział
- Mów, ale nie obiecuję, że je wykonam. Zależeć to będzie od jego opłacalności i możliwości jakie dostrzegę w całej sytuacji. |
- Nagroda to 500 monet na głowę, a jedyne co trzeba zrobić to pozyskać informację. Jak pewnie wiesz, niedługo odbywa się Rada Władców. Potrzeba jedynie dowiedzieć się gdzie dokładnie. - |
- 500 monet mówisz? To ciekawe, nie wiedziałem, że zależy Ci na pieniądzach. Coś się zmieniło? |
- Nawet nie masz pojęcia ile spraw się zmienia, gdy trzeba opłacić renowacje wielkich budowli! Poza tym, mam w tym jeszcze jeden interes, ale to nic istotnego. - |
- Hmm… brzmi jakbyś miał jeszcze jakiś interes nakręcony. Co z tego mam oprócz monet? |
- Monety to mało? Uh, jak wszystko się uda tak jak myślę, to przy okazji będę mógł Cię poznać z tamtejszym nekromantą. Wymiana wiedzy, i tym podobne… stoi? - |
- No - Erven uśmiechnął się nike - W końcu zaczynasz gadać z sensem mój towarzyszu. Jak będziesz mieć jakąś jeszczę przysługę do zapytania wiesz gdzie mnie znaleźć. Pewnie i tak jeszcze trochę pobędziemy razem, choć najpewniej na kilka dni zostanę w stolicy. Mam tam sprawę do załatwienia. Co z Tobą?
- Zaraz wracam do Targas. Przekażesz informacje mu, a on mi, to samo z zapłatą. Nie masz pojęcia jaki człowiek zabiegany tam na północy, tu coś zabić, tam coś wygrać… zgadnij jaka jest najwyższa nagroda za głowę? 60 tysięcy! Szkoda tylko, że trudno znaleźć tą głowę… nieważne. Jeszcze jedna sprawa. Będąc na terenach wojennych, człowiek może narobić sobie wrogów, nie? A, że ja… my bardzo byśmy nie chcieli, by nasze buźki pojawiły się na listach gończych, mógłbyś nam jeszcze kilka masek zrobić? Masz do tego świetny kunszt! - w jednej dłoni Gubernatora pojawiła się lisia maska, w drugiej sporo kości, wyglądających na psowate.|
- Nie próbuj mnie przegadać i brać na czułe słówka, wiesz że nie masz u mnie szans. - powiedział po czym się zaśmiał - Jak dobrze mi pójdzie w stolicy to będzie bardzo dobrze dla nas wszystkich, a teraz dawaj te kości. kogo chcesz? |
- Wybierz sam, wspaniały rzemieślniku - uśmiech. |
Erven prychnął. po czym zaczął pracować nad kośćmi robiąc kilka “pustych” masek
- Lisem to ty nie jesteś, ale… hmm… po chwili namysłu… hehehe… - maski zaczęły przybierać formę dobrze im znanych postaci. Eri, kapitana straży w Lofar i tego królewskiego żołnierza z tego samego miasta który piastował pieczę nad jego bezpieczeństwem. - Co powiesz na tą dywersję? |
- Wyborna! - zakrzyknął Nanaph, po czym nagle spoważniał - Swoją drogą, gdzie mój brat? Powinien być tutaj, a tak nawet nie dane mi jest z nim pomówić, no cóż… przekaż mu potem pozdrowienia. Ja powoli się zmywam, wzywają mnie sprawy na wchodzie. -
- Przekaże mu że jest leniwym bucem który nie może usiedzieć w jednym miejscu. Może być? - zapytał Erven z uśmieszkiem. |
- Jaasne - w chwilę później masek i Gubernatora nie było już w karocy. W tym momencie odezwał się złodziejaszek:
- Swoją drogą, akcja nieźle wyszła. Zyski, myślę, z dwa, trzy tysiące, a jak dobrze pójdzie to zauważą brak swoich rzeczy jakoś za miesiąc. - |
- Hmh - mruknął Erven - Teraz trzeba to sprzedać z niepoznaką co może być trudne. Mam dla ciebie robotę. Założysz maskę lisa i z towarem poczekasz na mnie przed karocą. Sprzedasz mi towar w zamian za przysługę o którą się upomnisz później i pękatą sakiewkę… powiedzmy 500 monet. To co z tego że będzie pełna kościstych żetonów, sprawdzisz zawartość ale tak bym jej nie widział. Jak by królewscy mieli wątpliwości i chcieli czegoś szukać udestępnię im to wspomnienie. |
- Myślisz, że ktoś będzie nas obserwować od początku? Poza tym, nie jestem pewien czy ciemne interesy z typem w masce lisa są do końca legalne… nie wspominając o tym, że wina, nie, nie te wina - na chwile obok złodziejaszka pojawiły się dwie butelki wina - Wina przejdzie na mnie. A raczej na lisa. - ironiczny smutek.|
- Nikt nie powiąże ciebie z lisem. - odparł Erven z wzruszeniem ramion. - Masz inny pomysł? Namiary na jakiegoś pasera? |
- Wyprzedawanie powoli, wielu różnym handlarzom. Paser, paser, paser, hmm… pomyślę po drodze, czy jest ktoś taki w San Sarandias. - |
- Myślałem o powolnym wyprzedawaniu, ale to zabawa na długi czas. chociaż… hmmm… chyba mam pomysł, ale będzie dla mnie bolesny. Nie, moje włosy mnie zdradzają, odpada. Dobra, nie musimy sprzedać wszystkiego w tydzień. Tu trochę, tam trochę. Będzie się ciągło, ale będzie bezpiecznie. |
- Zawsze można zgolić. Odrosłyby… kiedyś. Nie wiem jak Tobie, ale nam się do zysków nie spieszy, mamy czas. Ale dobra, plan jest jaki jest. Skoro będziemy sprzedawać śmieci z Twierdzy, to przy okazji można sprzedać trochę sprzętu, a jedzenie to chyba nie problem, skoro masz na nie papiery. - |
- Po kawałku, po kawałku. Poza tym zawsze możemy coś z tego zjeść i wypić. - nekromanta zaśmiał się. Widocznie powoli moc którą władał zaczęła wpływać na jego umysł - 100 monet dzisiaj, 50 jutro, 200 po jutrze, tydzień przeryw na ‘wypad’ i jechane. Nie jesteśmy samobójcami i amatorami by się pchać z całym towarem w jeden dzień, a nawet i tydzień, co nie? - w duchu natomiast był częściowo obecny gdzie indziej. W świątyni wiedzy przy Fortelii. Uśmiechnął się upiornie. Jak dobrze to rozegra może wiele zyskać.
- My? No cóż, bardziej skłaniałbym się do tego, że Ty. - złodziej odwzajemnił upiorny uśmiech - choć niewiele z zdobytego nadaje się… mamy głównie mąke, i trochę żywności długoterminowej, ale wpadło mi w ręce jeszcze sporo sprzętu, którego aż żal było nie brać… - kolejne kilka minut zeszło na wymienianiu łupów, ażeby Sharsth wiedział dokładniej na czym stoi.|
- Hmmn - mruknął Erven - W takim razie mniej więcej wiem gdzie co opchnąć. Co planujesz zatrzymać? |
- Ja nie potrzebuję niczego z tych śmieci, a Ty? - |
- Może butelkę wina zatrzymam, albo dwie. Wiesz, wino, świece i świat leci dalej. Cała reszta to monety, nic więcej. |
Na tym rozmowa skończyła się na jakiś czas, jednak już po około godzinie konie zatrzymały się bez ostrzeżenia.
- Oh, no tak, przypomniałem sobie… - stwierdził, wychodząc z karocy - Mam nieopodal przesyłkę do odebrania, zaraz tu wrócę. - wyjaśnił i po chwili był już w drodze. Choć mógł tylko iść, to miał sporo czasu.|

Miejscem oznaczymyn jako odbiór informacji był głaz narzutowy o czerwonej barwie. Ktoś namalował na nim orła, a raczej coś co miało tak wyglądać. O d jego strony przechadzał się właśnie pewien wojownik. Kierujac siew stornę stolicy.

Nie był w najlepszym humorze. Gdy spostrzegł złodzieja nie zaszycł go nawet spojrzeniem, przechodząc jednak obok niego rzekł mu cos do ucha.
- Przekaż im, że juz dość zrobilem. Chce swoją córkę!
Informacja w formei listu skryta była za iluzją. Skała miala wyżłobienei coś na wzór póki w regale. Tyle że była skryta pod iluzją. Gdyby nie widzenei aur, zapewne nie dało by sieodnaleźć tej skrytki bez wiedzy o jej polożeniu. Wewnatrz znajdowal się list z napisanym na wierzchu oznaczeniem numeracyjnym. Widać informacje przdzodziły tędy nieraz, dlatego w sumei to zadanei było najmniej płatne.
Mężczyzna zignorował zupełnie wojownika. Odebrał tylko rzeczony list, który wylądował chwilę później w pozawymiarowej przestrzeni, czytany przez któregoś z dołączonych. Nie czytał go jednak zwyczajnie, miast tego używając Oczu Czasu cofnął się do chwili pisania go - jeśli nawet byłby chroniony jakąś magią, w przeszłości magia ta nie działała.|
Zgodnei ze spojrzenim pisał go owy osobnik, który mijał go ledwie parę chwil temu.
“Spotkani władców ma się odbyć bez zniam terminowych.
Przewiduje się powrot generała Agauna do stolicy.
Są trudnosći z umocneineim naszej pozycji w tym miesjcu.
Wiele drobnych grup podziemia uneimozliwia pełna kontrole.
Jednak dzięki takeimu burdelowi, jesteśmy w stanei ukryc naszą obecnosć.
Brak informacji o wszelakich wejściach do zamku.
Król jak i królewna pozostają pod stałym nadzorem i unikajć widoku pubicznego.”
Złodziejaszek po odebraniu przesyłki i przyswojeniu informacji z niej, bezceremonialnie zniknął.|


Po jakimś czasie dalszej drogi, Erven mógł zauważyć jak na suficie karocy coś się kształtuje. To oko dołączonych, z którego chwilę później “wyszedł” sobie tylko znanym sposobem złodziej.
Po krótkich ustaleniach, dodatkowo na dachu karocy i z tyłu znalazło się: dwa worki mąki, worek przetworów, skrzynka wina, i dwa grube pęki suszonych ziół. Nawet mniejsza siekiera znalazła swoje miejsce a pasem Ervena, podobnie jak nóż.
Następnego dnia rano dotarli do stolicy przed punkt kontrolny którego pilnowało kilku strażników. Erven przedstawił ich jako przybyszów zajmujących się drobnym handlem wracających z Osady. Powiedział krótko o sukcesie jaki złączone siły odniosły w obronie Osady przed Lycrisem i popytał o drogę, żeby łatwiej nawigować po mieście.
Stolica była olbrzymim mistem podzielonym na dwa poziomy. Dolny dziedziniec zajmowało mieszczaństwo i chłopstwo. Wszystko takie swojskie choć bez większych wiejskich ekspresji. Górny dziedziniec z opisu zdawął sie byc mniejszy i zarezerwowany dla szlachty. Nie było tam też miejsc tanich i interesujących dla mieszczaństwa toteż nikt bez wiekszych powodów się tam nie zapuszczał. By dotrzeć na główny plac, dolnego poziomu nie trzeba było nawet pytać. Wystarczyło jechać drogą cały czas przed siebie. Na placu znajdował się urząd miejski, karczma “Szemrany uczek”, oraz droga prowadząca na górny dziedziniec. Pozostałe elementy gospodarcze nie tylko porozrzucane były po mieście, ale i między uliczkami domostw.
Erven nie próżnował. Pożegnał się z złodziejaszkiem i ruszył poznawać miasto. Miał towary do sprzedania. Dużo towarów do sprzedania w wielu miejscach gdzie wiedział że dostanie lepszą cenę niż na targu. Co jak co, nie miał zamiaru tracić monet na niekorzystnych warunkach jakie oferowały przekupki.
Przyrządy zostaly sprzedane w cenie 30 monet. Nawet neiźle jak siezdawało. Towary luksusowe należało zachować na górny dziedzineic, bo tutaj raczej nie wiele osób yło by w stanei je docenić. Mąka, przetwoey i zioła sprzedane na straganie po jak się okazało urziwej aukcji w cenie 24 monet. Widać i tego typu produktów było w bród. Wina zakupił karczmarz nie szcządząc zlowa i wydajać 80 monet za 6 butelek wina. Do interesu nie doszło jednak wewnątrz a na zapleczu gdzi akurat przenosił nowo zakupione zapasu do piwniczki.
Węsząc zysk w górnym dziedzińcu wybrał się tam w interesach. Czas na dokładniejsze zwiedzanie przyjdzie potem. Na teraz musiał zaopiekować się monetami, a jak to będzie miał z głowy i pozna miasto wyruszy do Świątyni Wiedzy.
Górny dziedzineić był o połowę mnijeszy od tego dolnego. Dwa najwazneisjze punkty orentacyjne światynai wiedzy i pałac znajdowały się po rpzeciwnych jego stronasz. teren pałacowo-stażnicy zajował połowę górnego dziedzinca, czy też tego co było za neigo uważane. Głowna ulca dziedzića biegła od placu aż po światyniewidzy. Gdzięś pod pasmem górkism znajdowaly siefabryki, zgodnei z informacji zapytanuch mieszkańców. To czym szcyzciło się piękno San Serandisan, to bialy marmur z ktorego budowane były wszystkie domy. Miasto skompane w bieli. towary luksusowe zostały podzielone na dwie części. Pierwsza poszła do Nimfy, eksluzywengo lokalu-noclegowni. Dróga do kawiarenki po drógiej stonie. Wsztysko sprzedane za cenę 540 monet.|
Jak już biznes był załatwiony i towary sprzedane, Erven ruszył w kierunku strażników popytać o co tak właściwie chodzi z tym całym spotkaniem władców. Przemeirzajć ulice miasta było o tym dosc głośno. W końcu nie orientował się w polityce Unii, a jego celem było uzyskać jak największą ilość informacji o nim, w tym o przybliżonym miejscu tegoż spotkania.
- Spotkanei władców, mośic panie. Zjeżdżaja się te osobistości by obradowac w wazncyh kwestiach. Głowy krajó tego kontynentu, no poza Icegardem. Tamte dzikusy raczej nie są tym zainteresowane. Jedny mz tematów ma być sojusz z nowo stworzoną ogranizacja zwaną Marines. Kuroryuu szef tej organiczaji to wielce potężna osobistość. A przy okazji ktos inny do ncih rekrutuje. Jak on miał?
- Genrou chyba.
- Jak kolwiek by miał. Omawiane maj być sprawy typowo politycznze, nie móiwąc juzże takie wydażenei jest wielce rzadkie.
Erven widząc, że nie ma co pytać bo nikt nic nie wie i sam zbytnio nie ma ochoty ani czasu szukać odpowiedzi na jakże ważne pytanie ruszył przed siebie załatwić jeszcze kilka spraw na mieście. Rozeznać się w cenach można by powiedzieć i dopiero potem ruszyć do Świątyni.*
Świątynai wyglądała imponująco. Olbrzymia, ale nie większa niz pałac, biała budowla z kopułami i wierzą. Emanowała od neij aura mocy magicznej. Zapewne tak też byął stawiana. Do wejsćia prowadziły szerokei sluge schody. Wnętrza stanowiły okrągle pomieszczenai połączone miedzy sobą. Wnętrze światyni było większe niźli pozwalała na to konstrukcja. Znajdowały się tu miejsca kontemplacji, ksiego zbiory, laboratoria magiczne i alchemiczne. Były także aule wykładowe, sypialnie, dormitoria i pomieszczenai prywatne.

/// powiedzmy ze światynia wyglaa tak: [img]http://graceleearchitecture.files.wordpress.com/2013/05/9353696-front-entrance-of-dome-church-in-paris-final-re
[img]sting-place-of-napoleon-bonaparte-including-grassy-fi.jpg?w=277&h=300
//tyle ze ma jeszcze wierzę u boku i dach cały jest kopułą. W umie jest ich kilka

Mimo iż w świątyni były aule większość dysput odbywała się zwykle w pustych salach korytarzy. Tak, jak w tej chwili...
- ... co mówił ten cały Kuroryou to może to prznieść katastrofalne skutki. - rzekł młody mag.

- Nie bój nic. Przygotowaliśmy się. - powiedział czerwonowłosy.

- Dokładnie. Katalizatory sa na miejscach potrzeba tylko polaczyć wszystko szlakiem transferowym i możemy zaczynać inkantacje. - wytłumaczył srebrnowłosy

- Nie zapominajcie że sami mamy dochodzić do wiedzy, jak to rzecze mistrz Yue.

- Spotykamy się tutaj właśnie dla takich spraw. - rzekło drobne dziewczę w wężowej skórze, niezwykle cicho i niepwnie.
- Sil ma rację. Najpierw powinniśmy to omówić wspólnie, wszystkei za i przeciw. Ostatecznie przekazać nasze intencje wyżej. Mówiliście już mistrzowi o tym planie. - zapytała dziewczyna z kościaną ozdoba.

- Mistrz jest teraz zajęty. - odparł młody mag z rogiem. - Ważne spotkanie.
- Dlatego czekamy. Nikt nie zabroni nam przygotowań.
- Chyba nie zrozumieliście celu pobytu tutaj. - do rozmowy dołączyła się elfka.

- Owszem mamy sami zdobywać wiedzę, właśnie przez wspólną wymianę doświadczeń. - tu przychyliła się na stronę opozycji - Nikt nie zabrania nam wnosić planów doświadczeń i eksperymentów magicznych. Tak jakby chociaż twoja magia Fortelio. - stanęła po przeciwnej stornie - Pamiętajmy jednak kto będzie odpowiadał za ewentualne skutki. Osobiście, korzystajać z tego zebrania ponowiła bym tą dysputę, tak by przedstawić wszystkie uzyskane wnioski.
- Więc my zaczniemy. Czarna brama, nieznany materiał, odporność na magię a jednocześnie jej przenośność, magie, energia kluczy nieznana w tym świecie jednostkowo. - skrócił wielce czerwonowłosy.
- Jak rzecze niejaki Kuroryou może to być coś z innego świata, chociażby urządzenie czy materiał będące poza naszym rozumowaniem.
- Wstępny plan. Zrezonowac barierę gromu i czarną bramę w celu. No właśnie. Pozyskania mocy?
- Skutki mogą być nieprzewidywalne - rzekła Sil.
- Dlatego właśnie przygotowaliśmy kryształy przepięciowe, nadwyżkowe i katalizacyjne.
- A jak chcecie to wszystko połączyć szlakiem transferowym. - zapytała elfka.
Chwila ciszy.
- Mamy dwie możliwości. Przekaźniki i bezpośredni tunel.
- Bezpośredni tunel sprawi że i wy będziecie podłączeni do transferu i najbardziej narażeni na konsekwencje - rzekła Fortelia - Pomijając fakt jak w ogóle uzyskać coś na taka skalę.
- Dlatego też czekamy na mistrza by może uzyskać jakiś kierunek rozumowania.
- Wasz plan jest szalony - stwierdził z tonem człowieka który zna się na rzeczy stojący z boku Erven dziwacznie ubrany jak na maga. Lekka zbroja płytowa założona na czarno-brązową skórznię i miecz u pasa. Tylko dziwaczny kostur pasowałby do magowskiego wizerunku.
- Zamierzacie zrezonawać dwie obce, całkowicie wam nieznane obiekty o potężnej mocy. To jak grupę dwulatków wpuścić do zaawansowanego laboratorium alchemicznego bez opieki. Próbowaliście chociaż przeprowadzić podobny eksperyment na o wiele mniejszą skalę w kontrolowanych warunkach? - Znał odpowiedź, ich plan jest czysto teoretyczny, nie mają nawet możliwości przeprowadzić kontrolowanego eksperymentu z racji braku substancji testowych. Rzeczywiście byli jak dzieci.
- Sęk w tym ze niema możliwości zrobić innych testów. - stwierdził czerwonowłosy.
- Gdyby nie problem z obiektami w ogóle nie było by tematu tej debaty. - odparł srebnowłosy.
Pozostali lekko przytaknęli rozumiejąc utrudnienia.
- Teoretycznie - zaczęła elfka - jest możliwość stworzenia bariery pulsacyjnej, jednak nie miała by identycznej struktury co bariera gromu. Zapominając już o czarnej bramie.
- Spokojnie, nie dywagujmy. - zaczął srebrnowłosy - Nie oddalajmy się od planu. Pytanie pozostaje jak przeprowadzić szlak i ewentualnie jak wzmocnić zabezpieczenia.
- Wciąż niebezpieczne - skomentowała drobnym głosem Sil.
- Załóżcie ze uzyskacie jednostkę olbrzymiej mocy. Gdzie moglibyście ja składować, przekazać lub uformować? - Dało się słyszeć oby głos nie należący do nikogo z obecnych. - Wszyscy chwile się rozejrzeli aż w końcu ich wzrok spoczął na posadzce, na której siedział kot, a raczej kocica.

- Pani profesor. - dało się słyszeć głos zaskoczenia Fortelii.
- W końcu głos rozsądku - mruknął Erven po czym spojrzał na kotkę, lekko się ukłonił i powiedział - Miło poznać.
- Bariera Gromu jest wysoce agresywna - powiedział do zgromadzonych - Każde z nią igranie zwiększa jej właściwości obronne, sprawia wrażenie nawet inteligentnej. Nawet rozszczepienie warstwowe nie pomogło. Gorzej, zwiększyło wielkorotnie swoje właściwości odpychające. Jak myślicie jak zareaguje na próbę poboru mocy celem utworzenia mostu Bariera-Brama?
- Hmm... zapewne ciekawie. - odparł z uśmiechem czerwonowlosy, lustrując przybysza.
- Nie chcemy pobierać mocy, chcemy je zrezonowac. A to ...
- ...jest nie przewidywalne droga młodzieży. - podkreślial kotka. - Zastanówcie się nad tym co wam powiedziałam, a póżniej ustalcie plan z mistrzem Yue. Zaraz powinien skończyć swoje spotkanie. Mozę chce się pan wypowiedzieć, przedstawić własną ideę tego eksperymentu lub przestawić jakiś nowy pomysł innego. - zapytała kotka.
Pozostała grupa skupiła swój wzrok na Ervenie.
- Tworzenie jakiegokolwiek powiązania magicznego między Barierą, a Bramą jest samobójstwem. Linia szłaby przez Osadę i Lofar, a w przypadku wymknięcia się spod kontroli zapadający się most mógłby zniszczyć obydwa ośrodki. O ile Bariera nosi znamiona tarczy ochronnej stworzonej i utrzymywanej przez potężne siły, to Brama zdaje się być jedynie odwzorowaniem tego co znajduje się w innym świecie, w innym wymiarze. Influx energetyczny powstały w wyniku połączenia tych dwóch obiektów mógłby doprowadzić do jej otwarcia, co jest nie do pomyślenia z uwagi na nasz brak wiedzy o tym co ona skrywa.. Najbezpieczniej byłoby bliżej poznać obydwa zjawiska i dopiero później się nimi zająć. Dobrym odnośnikiem w tych poczynaniach mogoby być bliższe zapoznanie się z pozostałościami Pradawnych w tym świecie celem zrozumienia wyższych arkan splatania magii. Na szczęście, akurat posiadam odpowiednią wiedzę z ich języka. Nie mniej, sam pomysł igrania z ogniem będąc obładowanym czarnym prochem jest… nielogiczny, choć podziwiam odważny pomysł.
- Wszystko jest ze sobą połączone. - stwierdziła kotka. - A w tym świecie zbieżności losu są nie zmierzone. Poszła bym za pomysłem Pana Ervena. Choć nie wiem czy akurat ruiny świątyń to jedyne źródło informacji.
- A co z wiecznymi? - Zapytała Elfka. - W naszej społeczności krąży legenda o Wiecznych, istotach długowiecznych które mogą wpływać na światy.
- Jak sama powiedziałaś, legenda czyli baja i bzdura. - stwierdził srebnowłosy. - Liczą się fakty i informacje, a nie przypowiastki chociażby o twórcy magii. Tak, słyszałem te przypowiastki, ale nie zmienia to mojej opinii. Ciekaw natomiast jestem jak Avgadro rozwiązał by nasz problem.
- Zapewne sam dokonał by takiego eksperymentu wchłaniając większość mocy nadwyżkowej. To był osobnik, który lubił się popisywać. - stwierdziła pani profesor.
- Wątpię by poradził sobie z bramą. - dodał młody mag - Jak wiemy, nieznany materiał. Jak wiemy pochłania magię i energie skierowaną. Nie jest magiczna, nie posiada cech które można złamać. I jak wiemy nie można jej otworzyć bez specjalnych jednostek mocy zawartych w kluczach.
- Pamiętajcie, że w każdym micie, w każdej legendzie, w każdej przypowieści… jest ziarno prawdy. W moim świecie zajmowałem się badaniami ruin pradawnych. Gdyby nie legendy i przypowieści nie natrafilibyśmy na Świątynię Słońca. Solidne fakty i dowody są dobre, ale najpierw trzeba je uzyskać.
- Co więc proponujesz? - zapytał czerwono włosy.
- Odsiać ziarno prawdy od plew dopowiedzeń poprzez doświadczenia z pierwszej ręki. Badania ruin pradawnych celem odnalezienia wiedzy która pomogłaby nam zrozumieć naturę bariery i samej bramy. Anomalii i mostu czasoprzestrzennego. Z moich wcześniejszych badań wynika, że pradawni mieli wiedzę i zdolności niewyobrażalnie wielkie w porównaniu z naszą posiadaną wiedzą.
- A co z naszym eksperymentem?
- Wykonacie go. - odrzekł kobiecy głos pojawiający się z innej sali.

- Pani Herbia - ucieszyła się Sil
Za kobietą do sali weszła pozostała grupa.




- Dziękuję w imieniu moim i mojego mistrza. Śpieszę go zawiadomić.- Elfi mag ukłonił się w podzięce i odszedł gdzieś w gląb sali. Widać był na tyle przejęty że nie spostrzegł Ervena.
- Mistrzu Yue. - Wszyscy poza kocicą i dopiero przybyłymi pozdrowili maga skineiniem dłowy, ewentualne i drobnymi ukłonami.
Złoto-włosy mag uniósł dłoń na znak że nie trzeba go wielbić, tak przesadnie.
- Yue rzecze... - zaczęła czarodziejka z wężami - że najłatwiej uczyć się przez doświadczenie. Aby plan zabezpieczyć użyjemy uziemienia. Dosłownie wszelkie przepięcie magiczne poślemy w grunt. Nie do końca mogę wam wytłumaczyć na jakiej zasadzie to wywnioskował, wie jednak że jest to bezpieczna metoda.
- A cóż to może być za zasada? - zapytało z uśmiechem zaciekawienia kocica.
Mag pokręcił dłonią formując z pojawiającej się wody kulę z przepływającą przez nią wstęgą w kształcie ósemki.
- Zasada świata? - zastanowił się na głos starczy elf.
Mistrz poruszył ramionami, pochłaniając wodę.
- Mówiłam że to trudne do z definiowania. Zapewne wszyscy rozumiemy, że chodzi o jakiegoś rodzaju cyrkulację mocy. Co do pomysłu Pana... - spojrzala na Ervena - Jest wielce właściwy, jednak badania takowe będą wymagały większych przygotowań.
- Tu się zgadzam. - stwierdził starszy elf - Ukryte przejścia, tajne symbole i klucze, bądź też artefakty z nimi związane.
- Nie mniej Yue nie przekreśla tego eksperymentu. Czyli zapewne pierwsza próba odbędzie się tak jak jest w tej chwili, a druga gdy zostaną zdobyte odpowiednie informacje.
Pomruk zaskoczenia, zadowolenia i... mruczenia?
Erven podobniej jak pozostali lekko skinął Yue’mu głową na przywitanie i cierpliwością wysłuchał co mają wszyscy do powiedzenia. Powstrzymał nawet zaprzeczające kręcenie głową na znak niedowierzenia pozwolenia na realizację tak niedorzecznie niebezpiecznego planu.
- Nie mniej szkoda by było marnować uzyskaną energię na zwykłe uziemnienie? Można by poeksperymentować z siecią energetyczną i kryształami konwersyjnymi celem wykorzystania tej energii do teoretycznego wzrostu plonów na eksperymentalnym polu upraw. Zajmie trochę czasu przestrajanie odpowiednich kryształów, ale przy odrobinie szczęści możemy uzyskać kilku miesięczny wzrost w zaledwie jednej próbie eksperymentu. Alternatywnie możemy użyć uziemnienie do ładowania kryształów mocy. Istnieje jednak ryzyko że kryształy mogą nie wytrzymać ładunku energetycznego i eksplodować za sprawą działania bariery i jej systemu obronnego.
Mag poruszył palcem rysując w powietrzu, za pomocą lewitujacej wody, pofalowaną linię. W jednej dłoni stworzył kulę z pierścieniem i zawiesił ja w powietrzu. Następnie utworzył jeszcze identyczne 3 obiekty z drobnymi różnicami. W pierwszym pierścień był pofalowany, w drugim kula miała górkowatą powierzchnię w trzecim oba powyższe warianty.
Wszystkim, a teraz i Ervenowi, dane było zaznać sposoby wyrażana prezentowanego przez mistrza Yue.
- Faktycznie.- potwierdziła kocica. Uczniowie, młodzi magowie spojrzeli na nią z lekkim niedowierzaniem. - Droga młodzieży. Rodzaj energii i jej stabilność. Z początku wydawało mi się że Erven ma rację, i zapewne się nie myli, tyle że jak słusznie zauważył Yue, mamy doczyneinia z nieznanym efektem ubocznym. Jedynym znanym nam objawiem, który z resztą chcemy uzyskać to odprowadzenie nadmiarowej energii. Ale młodzieży, jaka będzie ta energia?
Chwilowy pomruk zastanowienia.
- No właśnie. - rzekał Herbia - Kula ro znana nam jednostka, pierścień to stabilność. Wszystkie trzy warianty pokazują że możemy mieć do czynienia ze: znaną jednostka energii w niestabilnym stanie, stabilna nieznaną, i w najgorszym przypadku niestabilną nieznaną. Zasilanie kryształów jest dobrym pomysłem przy stabilnej energii, ale czy zachowa się tak samo przy nieznanym jej typie?
- Oczywiście możecie powiedzieć, “sprowadźmy odpowiednio wytrzymale kryształy”. Tyle że koszta takowych i odpowiednio dużych to już kwestia wydatków w granicach tysięcy monet. A i tak nie mamy pewności czy wytrzymają lub czy w ogóle pochłona nei znana jednostkę mocy.
- Problem leży w tym, że nie wiemy co uzyskamy. Leżeli przy uziemnieniu stworzymy sieć energetyzującą kryształy konwetrujące znane nam energie mocy na energię wzrostu roślinnego, lub energię świetlną… tak, energia świetlna będzie odpowiedniejsza. To w wyniku eksperymentu poznamy poprzez zaświecenie się konkretnych kryształów z jaką energią mamy w przybliżeniu do czynienia, lub z jaką ich mieszanką. - zauważył Erven jakby było to coś najnormalniejszego.
- I to jest prawdziwe naukowe podejście.- zaśmiała się kotka. - Co proponujesz mistrzu Yue?
Młodzieniec zaczął się zastanawiać spoglądając na wszystkich.
- Zapewne jest pewny swego planu. - zakomunikowała Herbia - Widocznie jednak pomysł nowo przybyłego jest równie ciekawy.
Klaśniecie. Mistrz przez chwile pokazowo stał w bezruchu trzymając dłonie złączone. Później za pomocą wody stworzył przestrzenny obraz eksperymentu. Brama , bariera długa linia łącząca oba obiekty i rozchodzącą na dwa mniejsze strumienie. Pierwszy po środku, na mapie były by to okolcie jeziora i starej fortecy, drugi dochodzący do ziemi w okolicach bariery odrobinę przed nią.
- Hmm. Czyli jedna grupa ma się zająć zbadaniem zawartości energii która wytworzy się w tunelu transportowym.
- Uziemienie blisko bariery - zakomunikowała elfka
- Owszem wiemy ze brama jest dość reaktywna wiec lepiej już ją mieć bliżej bariery. Tylko czy aby wiesz jaki będzie efekt? - zapytał się Elf. Zdawał się być kimś ważnym, choć na zupełnego maga nie wyglądał.
Yue w odpowiedzi zrobił mały gest, małą kulkę wody która się powiększyła. Nikt tego do końca nie wytłumaczył a pytając zdawał się mieć przy najmniej zarys odpowiedzi na pytanei które zadał.
Młoda kotka chwyciła za rękaw mistrza, jakby chcąc coś zakomunikować. Nic jednak nie powiedziała, a o dziwo mag zdołał to zrozumieć. Cóż ciągnie swój do swego.
Blond włosy spojrzał na czarodziejkę z wężami i wykonał kilka gestów miedzy sobą. Następnie ukłonił się do wszystkich i oddalił się. Kątem oka spoglądając na Ervena i delikatnie się uśmiechając.
Wszyscy zrozumieli i również odkłonili się młodemu mistrzowi.
- Na mnie tez pora. - Zakomunikował elf.
- Do zobaczenia Tallawen - odrzekła kocica i Herbia.
- A wiec tak... - zaczęła carodziejka. Projekt odbędzie się tak jak przedstawił Yue. Będą dwa eksperymenty w tym samym czasie. Zdaje mi się to mało stabilne, ale zapewne nasz mistrz ma asa w rękawie. Hmmm... A! Panie...?
- Erven, Erven Sharsth. - odpowiedział nekromanta na urwane pytanie czarodziejki.
- A wiec. Gratulacje Panie Sharsth. Zwrócił pan na siebie przyjazne oko naszego mistrza. Oby tak dalej.
- Zrobiłem nie mniej, nie więcej, niż to czego uczył mnie mój mistrz, Pani. - powiedział pokornym głosem Erven. To co z tego, że mistrz go praktycznie niczego nie nauczył i z chęcią by się na nim odegrał pozbawiając go życia… tego oczywiście, nikt nie musiał, ba! Nie powinien wiedzieć.
Ostatecznie Herbia zwróciła się do reszty magów. - To by było na tyle z tej debaty i decyzji mistrza. - Zakomunikowała - oczywiście dalsze badania, dociekania i rozmowy możecie dalej rozważać w większym gronie. Jeszcze jedno ogłoszenie, głownie dla ciebie Leyla - skierowała wzrok na elfkę - Pozycja Yongjaes -a zostalła uznana przez mistrza Yue. A co za tym idzie po spotkaniu władców dołączy on do grona mistrzów.
- To wielka radość dla nas. - Odparła z radością.
- Zawiadomimy go już gdy będzie to fakt oczywisty. A tymczasem bywajcie młodzieży. Felicjo czy udasz się ze mną na herbatę i filiżankę mleka.
- Czemu nie. Bywajcie młodzieży. - Kotka i wężowa dama udały się na przechadzkę.
Wszystko wskazywało na to że rzeczona grupa zbiera się do rozejścia.
Erven pobłądził leniwym spojrzeniem po grupie młodszych adeptów i w końcu się odezwał ciepłym głosem
- Może któraś z miłych pań byłaby taka łaskawa i oprowadziłaby mnie po Świątyni? Jestem nowy w tym świecie, zaledwie tydzień i prawdę mówiąc jeszcze nie orientuje się we wszystkim. O polityce, prawie i hierarchii nie wspominając! Poza tym, jeżeli mogę zapytać, jakie są wasze specjalizacje?
- Potowarzyszę Ci więc zatem. - Rzekła przyjaźnie Fortelia. - Potrzebujesz rozeznania więc Ci pomogę lecz nie licz że będę znać odpowiedzi na wszystko o co zapytasz.
Mała czarodziejka w kapturze również dołączyła się do przechadzki.
- Jestem Fortelia specjalizuje się w magi kości oraz struktur przestrzennych. To jest Sil, idzie w ślady pani profestor Herbi czyli magię węży. - malutka czarodziejka ukłoniła się grzecznie. - Oto jest biblioteka. - Zaprezentowała miejsce przez które przeszli dość szybkim tempem by znów móc kontynuować rozmowę.
- Co do magii pozostałych nie jestem pewna. Zdaje mi się że Roger zajmuje się przyzwaniami. Bracia, ci w płaszczach, wszystkim i niczym. Ciężko ocenić. Profesor Herbia wykłada dodatkowo podstawy wszystkich elementów. Pan Tallawen czasem prowadzi wykłady na temat logiki poza-ramowej, czyli trochę o tym co nie zwykłe. Nie spotyka się go tutaj zbyt często, jest zbytnio zajęty sprawami pałacowymi więc... więc nie do końca go znamy poza jego statusem i szacunkiem do jego osoby. Profesor Felicja zajmuje się magią kształtu i formy. Jedna z bardziej wymagających osób.
- Tu jest sala medytacyjna. Kryształy wspomagają skupianie myśli i służą za niezależne strefy myślowe.
- Panienkę Leylę jak i maga o którym wspominano niestety nie znam za dobrze.
- Tu są schody do wierzy. Budowana magicznie dlatego proszę się nie dziwić gdy wydaje się że drzwi prowadzą na zewnątrz budynku, a tak naprawdę to pokoje prywatne. Niżej są laboratoria typowo alchemiczne po magiczno-kryształowe i wytapialnicze.
- No i na końcu mistrz Yue. Nie prowadzi wykładów, ale podejmuje wszelkie najważniejsze decyzje związane z magią w tym kraju na wspól z królewną i Tallawenem. W pełnej mierze zajmuje się sprawami świątyni wiedzy. Jego domeną jest woda, nietypowe jak na mistrza, by posiadać tylko tejnjeden element, ale nie mnie oceniać. Jak pewnie zauważyłeś mistrz nie mówi, a porozumiewa się mową symboliczą i gestykulowaniem.
Erven cały czas szedł spokojnym miarowym krokiem wchłaniając każdą z podarowanych szczątków wiedzy. W istocie, to mogło być nietypowe dla tego świata, to by mistrz posiadał jedną tylko specjalizację, lecz w jego świecie to była rzecz najzwyklejsza. Powód był prosty, czas jaki był wymagany by opanować jedną z gałęzi sztuki był ogromny, lecz nie tutaj. Tutaj wszystko przychodziło mu łatwiej. O wiele łatwiej.
- Słyszałem, że dostałaś specjalne pozwolenie od mistrza Yue na prowadzenie swoich badań nad magią kości. - powiedział w końcu z delikatnym uśmiechem - Jest jakaś możliwość by zapisać się tutaj, by móc studiować i sypiać w murach świątyni? Ja wolny duch, i tak pewnie za parę dni pogoni mnie z wiatrem w trasę. Wiecie, mam w sobie żyłkę odkrywcy, a to nowy piękny świat do poznania.
- Owszem. Prosiłam o nie osobiście. W rozmowie wyjaśniłam moje pobudki i uzgodniliśmy pewne ograniczenia z jakich wyjsć nie mogę. Są drobne i tak naprawdę nie ściśle związane z tym czym chcę się zajmować. Mistrz okazał się być wielce przychylny i przyjazny.
- Prawda. - dodała mała Sil - Moja magia i Pani Herbi.
- Tak w tym przypadku podobnie choć słyszałam że pani Herbia miała jeszcze plecy u królewskich rycerzy. Tak na prawdę zasady ogólne zakazują bezpośrednich badań na ludziach, pewnej gamy magii uśmiercającej i niszczącej, oraz pewnych eksperymentów. Jakich dokładnie nie mam pojęcia bo takowe projekty i tak muszą przejść przez nadzorców - profesorów lub mistrza.
- Co do mieszkania. Jest drobna opłata za mieszkanie w wysokości 200 monet. Dostaje się przydizal dosc skromne mieszkanko budowane magicznie. Trzeba jednak pamiętać że to światynia wiedzy a nie motel. Nauka badania, obecosć, tak zwane relacje z badań co jakiś miesiac. Sama obecnosć jest ważna. Trzeba przesiedzieć w swiatyni tydzień, po uzyskani wstępnej zgody. Oczywisćie różnego typu wykłądy i wymiana informacji. Jednak dla osób które nie zamierzają tutaj przesiadywać zwykle udostępnia się noclegownie. Duża sala i pryczami w których zwyczajowo osobnicy magiczni mogą spędzić noc. Opłata wynosi wtedy 10 monet i nie ma żadnych wygód. Ale dla typowych wędrownych magów to wystarczający luksus.|
- Rozumiem.. hmm.. a jak wygląda sprawa z hierarchią społeczną? Jaki jest status królewskich oddziałów, zasady łowieckie, czy chociażby stosunki z innymi krajami - Przystań? Nie chciałbym przypadkiem w trasie zrobić jakiejś gafy jeżeli wiecie co mam na myśli.
- Na szczycie stoi król Artur Pendragon i królewna Yuri. Poniżej są ich najbliżsi pracownicy (?) wywiad, Królewscy rycerze. To z reszta ciekawe. Królewscy rycerze odpowiadają tylko przed królem i swoimi rówieśnikami, wolno im mieć oddział tworzony przez zaufanych sobie osobników - Królewskie Oddziały Specjalne. Każdy taki członek jest wyżej w hierarchii od rycerzy czy straży miejskiej, ale odpowiedaswojemu dowódcy. Aktualnie najwyższym królewskim rycerzem jest Biały Generał Agaun. On ma prawo dowodzić całą armia i siła zbrojna stolicy. Na wypadek wojny każdy z królewskich może posiadać własny batalion. Odchodząc jednak od samych rycerzy do królewskich należy również Mistrz Yue i Pan Tellegen. Nie słyszalam nic jednak o ich podkomendnych czy też oddzialowych.
- Smoki nie wolno. - rzekła mała Sil
- A o zasady pytasz. Sil ma trochę racji. W herbie San Serandinas i rodu królewskiego widnieje smok. Jest bity także na monetach. Są legendy i bajki o dawnych podbojach i wielkich czynach. Ogolnie jednak zakaz jest walki ze smokami wyższymi czyli rozumnymi. Takie Tabu? Zwykło się ich zwyczajowo unikać, choć trudno je teraz spotkać. Z Pozostałymi, tenże zapis został złagodzony. Te mniej inteligentne zwykły być groźne a jak trzeba walczyć o życie to trzeba. Co do podróży zwykło się mawiać, nie ingerować we władzę to żyć spokojniej. Każdy z krajów prowadzi włansą politykę, tu mamy Unię, na północy, słyszałam że władze pełni jednostka. Na południu w Przystani są Rody, zamknięta polityka dla obcych. Są wypadki że można tam jakoś zostać w to wplątanym, jedna królewna ogłosiał kiedyś że nie wolno mieszać się do polityki przystani. Sama granica jest z resztą zamknięta wiec albo się tam dostaniesz nielegalnie, albo ma się kontakty u władzy.
- Ciekawe… znacie kogoś kto by kolekcjonował antyki, pozostałości po Pradawych?
- Ja nie.
- Poszukaj w mieście. Znajdą się jacyś ambitniejsi kupcy. Ostatecznie można w takich interesach zejść do ciemnej strony stolicy. Wesoło tam. - powiedziała ambitnie - Tyle, że persony nieprzyjemne. Zachód stolicy, pod murami pałacu, mieści się szulernia. Nie zwykło się tam chadzać ale słyszy się co nie co.
- Hmm… a wiecie gdzie mógłbym dowiedzieć się czegoś więcej o piekielnikach? Mam nawet hełm jednego jako trofeum, znacie może kupca nietypowych pamiątek?
- Piekielnikach. Tych istotach, demonach, potworach? - Zapytała z niedowierzaniem Fortelia. - Tu na pewno ktoś choć nie potrafię wskazać, ale w strażnicy?
- Pan Tellegen wiedzieć powinien! - dodała maleńka - On u króla. wiedzieć musi.
- W takim razie najpierw będę musiał się podszkolić nim ruszę na szlak. Wiecie gdzie mogę znaleźć panią Herbię?
- Poszła do kawiarni. - odparła z uśmiechem - byleś przy tym. Tez powinieneś to wiedzieć.
- W takim razie muszę ją odwiedzić, choć nie chciałbym jej przeszkadzać. Mogłybyście przybliżyć mi zasady tego świata, światów, tak ogólnie, żebym nie wplątał się przypadkiem w tarapaty?
- Ach. To coś o czym raczej powinna opowiedzieć osoba doświadczona. Nie jest to coś co możan korzystać zawsze i nie zawsze jest to wskazane. Znam to ale nie potrafię wytłumaczyć tka samo. Może pan Tellegen będzie wiedział. To osoba która zna się na wszech rzeczy.
- Cóż, mam nadzieję że jeszcze się spotkamy. Fortelio, Sil, wybaczcie, ale interesy na mieście mnie gonią. - powiedział i lekko się ukłonił po czym ruszył szukać pani Herbi. Miał nadzieję, że uda mu się ją przekonać do nauki jego osoby w tym krótkim czasie.
 
Dhratlach jest offline  
Stary 26-08-2014, 18:35   #63
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
- Ciekawe, ciekawe. Wiesz jaka jest jej częstotliwość? Dało by radę ją otworzyć, rozwalić albo chociaż zrobić przejście gdyby odpowiednie wibracje w nią uderzyły? Teoretycznie sama mogła bym to sprawdzić, ale szkoda mi czasu skoro ktoś może dać tę informacje - Jenny zaczęła chodzić po pokoju w te i z powrotem - co prawda zanim bym to zrobiła przydało by mi się zdobyć trochę więcej pieniędzy… - tutaj dziewczyna posłała pytające spojrzenie do pani naukowiec.
- I tu jest problem. Częstotliwość nie jest stała. Gdyby była to tak jak każdą barierę można by rozproszyć cy też nagiąć, ale tą jest problem. Częstotliwość ciągle się zmienia potrzeba ręcznego dopasowania się od niej. Na żywca mówiąc potocznie. - rozsiadłą się wygodniej. - Ale to nie wszystko. Bariera zdaje się reagować na wszelkie elementy ją “drażniące”, wytłumacz to sobie jak chcesz. Zakładając że była byś w stanie zmieniać częstotliwości trzeba to robić jeszcze z przewidywaniem tak jak w tańcu czy też walce. - ton mowy delikatnie się zmienił tak jakby coś insynuowała. - Hmm. Mam pewien pomysł. Jest to dość nietypowe zadanie, częściowo podróżne, częściowo poznawcze. Co lub też ile byś chciała w zamian pozostawię już twojemu sumieniu. - Uśmiech. - Kto wie może podczas jego realizacji znajdziesz coś co ci pomoże w twym celu.
- Ha! I to lubię - Jenny wyszczerzyła się szeroko - gdzie i co mam zrobić?
Dziewczyna właśnie dostała informację która sprawiła, że była już niemal pewna, że poradzi sobie z barierą. Nie od parady jedną już rozwaliła. Zsynchronizowanie się z tą i dopasowanie wrzasku powinno załatwić sprawę na tyle aby udało jej się przejść. Nie musi przecież jej od razu rozwalać...
- Sprawa jest prosta znaleźć “Profesora” od Ryuu. Nightmare mu chyba było? Gdzie się oni znajdują to już niestety twoja broszka, by ich odnaleźć. Potrzebuje jeszcze poinformować Kaoru Kizaru by zawitał na platformę. Również nie wiem gdzie go znajdziesz ale stawiała bym na któryś z dywizjonów. To z mojej strony. Lea... hmm to znaczy jest coś takiego jak “Elektro Herb” roślina elektryczna po drugiej stornie bariery, ale to nie teraz. Jest jeszcze sprawa zdobycia anomalii co i jak to już u Fanga. A wspominam dla tego że musi się do mnie zgłosić z pewnymi długami. - drapieżny uśmiech. - To wszystko. - A teraz pogodny uśmiech.
- Dużo i żadnych wskazówek. A tego profesorka to gdzie ostatnio widziano? Albo czy wiadomo dokąd miał się udać? Ewentualnie kogo mogła bym zapytać? A długi mogę wyciągnąć od Fanga - Jenny odwzajemniła drapieżny uśmiech.
- To nie będzie żaden problem - zderzyła pięść z otwartą dłonią - no zawsze mogę użyć perswazji...
- Dlatego wysyłam cię do Ryuu. Z profesorek nie pozwoli się ze sobą spotkać jeżeli sam nie wyrazi zgody, ale jest Roku i z tego co mi wiadomo on może to wyperswadować. Znajdź Smoka a znajdziesz profesora. Celem jest wiec północna rubież. Co do Kaoru prawdopodobnie też gdzieś tam jest. Co do fanga spokojnie. To raczej pewnego rodzaju wzajemna pomoc, miedzy innymi o wspomnianych anomaliach.
- Smok? Zaraz, ja już go spotkałam. Widziałam go w Lofar. To on Ryuu ma na imię, ha - Jenny się zamyśliła przypominając sobie akcję z wykopaniem przez drzwi.
- A Fanga gdzie znajdę? - dziewczyna zaczęła coś wyliczać pomagając sobie wytatuowaną dłonią - jeśli też gdzieś daleko, to chyba zaliczkę będę potrzebować...
- Roku D. Ryou. Dokładniej. musisz popytać w dywizjonach ale postaraj się nie robić wokół tego dużego rabanu. Nie jest tam lubiany. Fang powinien jeszcze być na platformie. Taki brązowe włosy jakby w garniturze. Fairy Fancer to jego grupa. Zaliczka ja wiem 200 wystarczy?
- Brązowe włosy… ach ta moja pamięć. Ćwiczyłam z nim dzisiaj - Jenny plasnęła dłonią w czoło zdając sobie sprawę z własnej pamięci do imion.
- Jak najbardziej, a teraz pójdę po naszego kła… - zaśmiała się pod nosem, ale poczekała wystawiając dłoń do przodu. Po otrzymaniu zaliczki zabrała się do odnalezienia Fanga. To nie mogło być trudne…. wystarczyło sobie przypomnieć gdzie zamierzał się udać.*
A gdyby pamięć i na tym punkcie zawiodła z nieba spadła pomoc. Otóż spotkany wcześniej Gilbert przechadzał się właśnie ulicą trzymając w rękach papierową torebkę z czymś aromatycznym w środku.
Jenny uśmiechnęła się do siebie i podeszła do mężczyzny.
- Hej! Widziałeś Fanga? Potrzebuję go jeszcze na chwilę - zagadała a potem wciągnęła zapach do nosa - mmmm… ładnie pachnie.
- Daifku. - odparł prezentując parujące białe kulki. - Dla małej, by szybciej wyzdrowiała. Fang... hmm. w gildii. A raczej ich budynku. Przygotowuje się do podróży.
- Podróży? Niedobrze. Dzięki za informacje. Em, a którędy do gildii? - Jenny gdy tylko dostała informacje popędziła do budynku i wypytała tamtejszych ludzi, gdzie jest Fang.
- No… - zaczęła ciężko sapiąc - złociutki… Freya cię potrzebuje… huf…


- Hmm. Właśnie! O tym miałem pamiętać. Widzisz Karin. - spojrzał na dziewczę w stroju zdaje się pokojówki. - Nic w przyrodzie nie ginie. Nawet informacje. - Uśmiech zadowolenia. - Tiara przygotuj mi to co zapisałem na liście. Jak wrócę wrzucę to wszystko do wymiaru.

- W porządku. Gdzie nasza tatareczka?
- Poszła pograć w... no właśnie. Ona w ogóle umie grać w koszykówkę?
- Kto wie. - Odparła obojętnie dziewczyna.
- Dobra zbieram się. Dzięki Jenny. - Rzekł z przyjemnym dla oka uśmiechem. - Jestem ci winny pomoc. - Mrugnął i udał się spokojnym krokiem w stronę domu Freyi.
- Jasne - mruknęła cicho patrząc za odchodzącym Fangiem - za takie pieniądze, czemu nie…
- Hej słuchajcie - odwróciła się do dziewcząt - jak tutaj sprawy mają się z transportem? Muszę się udać poza punkt i raczej nie będzie to szybka podróż. Jest tu coś
- Każdy ma swoje sposoby. - stwierdziła Tiara - Do wynajęcia zdaje się są stroje lotnika lub, i spadochrony. Ewentualnie można poprosić Alex. Za drobną opłatą oczywiście.
- Fang-kun ma z kolei własny sposób. -dadała Karin.
- A! Jeszcze jest lotnia, ale z nią sporo zachodu. Bez transportu można po prostu wyjść z miasta przez filar a dalej... cóż... spacer jeszcze nikomu nie szkodził. Karin. Gdzie jest ten jego osprzęt? Jak zawsze gdzieś to położy a później każe szukać.
- No dobrze, a ta Alex… czy też ten, to gdzie może być? Na czasie może i nie zależy mi tak bardzo, ale obawiam się, że zwyczajnie mogę się zgubić. Nie znam się na mapach i takich tam.
- Hmm. Zdaje się że jest w pubie nad wschodnim krańcem platformy. “Płomienny zachód” tak się zwie. A co do map, dla niej są niejako zbędne. Sama z resztą zobaczysz.
- Noo dobra… Dzięki - mruknęła Jenny i wyszła. Pobłądziła po mieście chcąc go trochę bardziej poznać. Zatrzymała się przy krawędzi spoglądając przez barierkę w dół, odwiedziła kilka sklepów, dała krótki popis śpiewy na placu w parku i ostatecznie pod wieczór wstąpiła do pabu “Płomienny zachód”.

Zachód słońca, kraniec platformy i bezmiar horyzontu. Nic tylko chmury. Miasto w niebiosach. Tak podobne do rodzimego, a jednak tak odlegle.
Nawet jej specjalnie nie przeszkadzało gdyby minęła się z Alex. Mogła ją odnaleźć jutro rano. Czując ogromny głód podsunęła się do lady.
- Witaj! Co podajecie na obiad? A i szukam Alex, jest gdzieś tutaj jeszcze? - oparła się łokciami o ladę i nachyliła w kierunku barmanki.

- A na co masz ochotę śliczna. - Mrugnięcie. - Danie dnia to paszteciki z królika w sosie winnym, wino jabłkowe tego sezonu z młodą kapustą na słodko. Jeszcze jest krem cebulowy z grzankami i na deser danie eksperymentalne. Sorbet z irytu, wiśni, egzotycznych pomarańczy i jabłek. Sama przygotowywałam, choć jeszcze nie zdobyło takiego rozgłosu. Alex? Hmm. A! skoczka. Była by jeszcze chwilę temu, zapewne zaraz wróci, jej zamówienie już gotowe.
Jenny odwzajemniła uśmiech.
- A ile będzie kosztować piękna? Bo brzmi smakowicie i z chęcią spróbuje - dziewczyna usadowiła się w jakimś wygodnym miejscu i poczekała na zamówienie.
Zamówienie wyniosło 15 monet wraz z napojem. Oczywiście podane wciąż było gorące i aromatyczne. Barmanka zasygnalizowała również pojawienie się poszukiwanej osoby.

Czy to tylko przywidzenie czy może gdzieś się już spotkały?
Jenny długo myślała. Wytężała umysł podczas jedzenia i wpatrywała się w dziewczynę. W pewnym momencie trybiki zaskoczyły i Jenny krzyknęła trochę głośniej niż zamierzała.
- Ach! Widziałam cię w Lofar! - umilkła z nietęgą minął wskazując widelcem na Alex. Chyba wszyscy z pubie zwrócili na nią uwagę.
- Khym... przepraszam - odchrząknęła robiąc się odrobinę czerwoną. Głównie dlatego, że było jej wstyd za swoje zachowanie. Jednakże wpatrując się w dziewczynę coś jeszcze nie dawało jej spokoju. Nagle uświadomiła sobie co.
- To CIEBIE szukał! - ponownie krzyknęła tym razem podnosząc się jeszcze z siedzenia. Oczywiście niemal natychmiast zganiła się za swoją głupotę i brak kultury. Zaciskając pięść uderzyła o nią czołem z cichym “głupia”.
- Nie zwracajcie na mnie uwagi - powiedziała głośniej do tłumu - mnie tu tylko oświeciło.
Wyraz twarzy Alex wskazywał na olbrzymi zaskoczenie całą sytuacją. Barmanka zapewne wytłumaczyła jej że Jenny o nią pytała. Dlatego też blond włosa dosiadła się do piosenkarki.
- Lofar. - Delikatnie się zaśmiała, taktownie uchyliła głowę by ukryć rozbawienie. - A więc mnie szukałaś? I jak widzisz jestem.
- Uch tak, przepraszam. Wydawało mi się, że skądś kojarzę twoją twarz… A szukałam ciebie bo chcę się dostać do… czekaj… jak to się nazywało… jakiś punkt wojskowy chyba. Moment… zaraz sobie przypomnę - przez chwilę milczała potem spojrzała na blondynkę z dziwną miną.
- Tak w ogóle to Jenny jestem miło mi - wystawiła nad stołem dłoń w rękawiczce - dywizjon! Tak, chodziło mi o dywizjon. Któryś z dywizjonów. Yyyy... ech. Podobno możesz mnie tam dość szybko zabrać.
- Alexis Moon - uścisnęła podana dłoń. - Ale wszyscy mówią mi Alex. Owszem. Mogę cię zabrać wszędzie ale za odpowiednia opłatą. Oczywiście kwestia bezpieczeństwa również jest istotna. Z pewnych więc powodów mogę cie zabrać wszędzie poza pewnym rejonem. Dywizjon. A pamiętasz który? Nie chodziło by o cenę czy coś, tu akurat będzie identyczna, kwestia by trafić tam gdzie się chce.| (cena 70 monet)
- W porządku więc. Chcesz ruszać tu i teraz, czy musisz się przygotować?
- Jutro jeśli nie było by to problemem. Niestety nie wiem, który dywizjon. Mam znaleźć pewną osobę i nie wiem gdzie dokładnie jest… - Jenny zawiesiła głos wpatrując się w dziewczynę.
- Mam wrażenie, że ktoś cię szuka Alexis. Albo jest to osoba w cybernetycznej zbroi albo jakiś dron. Pomylił mnie z tobą i zaciągnął pod bramę. Wspominał coś o teleportacji. Zapewne chce się przedostać za barierę - muzyczka stwierdziła, że powinna przekazać tę informację blondwłosej.
- Hmm. Ja bym to nazwała egzoszkieletem, cyber zbroja była zdeczka inna. - mrugnięcie i uśmiech - Nie dziwię mu się. To najlogiczniejsze rozwiązanie. Nie znając innego sposobu szuka tego którym się z stamtąd wydostał. - Powiedziała odrobinę tajemniczo, choć części historii można się domyślić. - W każdym razie dziękuję. Będę miała się na baczności. - Uprzejmy uśmiech.
- Super. Jakoś z rana mogłybyśmy się spotkać? Tak po śniadaniu… znaczy koło dziewiątej? Mam ochotę się wyspać - Jenny dokończyła swój posiłek. Alex nie chciała jej powiedzieć, to nie będzie się nie dopytywać. Nie czuła potrzeby spieszyć się gdzieś, więc jak dziewczyna zgodziła się na układ, bardka zamierzała się jeszcze przejść po mieście w poszukiwaniu… cholera wie czego. Miała mnóstwo czasu i nikogo z kim go dzielić. Nie wiedziała czy panowie postanowili jej szukać albo ile czasu toby im zajęło.

Spotkanie

Po skończonym posiłku wyszła z pabu żegnając się z uroczą barmanką. Nucąc sobie piosenki pod nosem doczłapała do mieszkania. Po wejściu do środka zatrzymała się chwilę i rozglądała. Pomieszczenie było ciemne, bo jeszcze nie zapaliła światła. Pustka i cisza nie spodobały się dziewczynie więc złapała za gitarę, mikrofon i lirę i wyszła.
Idąc brzdękała prostą melodyjkę ma złotej lirze i mruczała jej melodię. W końcu zmęczona znalazła sobie ławeczkę na której sobie usiadła. Odkłądając lirę na bok spojrzała w rozgwieżdzone już niebo. Widok był piękny i przejmujący. Zdążyła się już do niego przyzwyczaić. Przestrzeń też nie była już tak dokuczająca. Gorzej by było gdyby nie było zabudowań.
Znudzona ciszą Jenny dobyła gitary i założyła poprawnie mikrofon. Zamykając oczy szarpnęła kilka strun a potem przeszła do porządnego grania. Mruczała, a potem zaczęła śpiewać. Pogodna melodia rozbrzmiała dookoła a sama dziewczyna zaczęła lekko świecić. Delikatna pomarańczowa łuna oplotła Jenny i rozpływała się delikatnymi falami niknąc. Czasami dobrze było posłuchać czegoś co podnosi na duchu, albo zaśpiewać.
Po dłuższej chwili grania, dziewczyna usłyszała ciche klaskanie. Otworzyła oczy i zobaczyła wysokiego mężczyznę, stojącego na samej krawędzi łuny. Jak zwykle nie było słychać kiedy podszedł.
-Witaj Panienko Jenny- zaczął Soren z miłym uśmiechem- a jednak znów się spotykamy.
Dziewczyna uniosła wysoko brwi przerywając grać. Zaraz skoczyła do przodu odrzucając gitarę za siebie.
- Soren! - przytuliła się do wielkoluda z radosnym okrzykiem.
-Hah, co za entuzjazm- odparł odwzajemniając uścisk- jeszcze pomyślę że się stęskniłaś.
- Dlaczego nie? - zdziwiła się szczerze - co ty myślisz, że zaplanowałam sobie przejażdżkę pod bramę? Jesteś sam czy Erven i bracia są razem z tobą? - zapytała dociekliwie puszczając już wysokiego mężczyznę.
-Jesteśmy tu wszyscy, ale straciłem z nimi kontakt- wzruszył ramionami- wszystko w porządku? Myślałem że Cię nie spotkam po tym jak napadł nas ten stalowy osobnik.
- Całkiem w porządku - dziewczyna zaprezentowała swój stan poprzez prosty obrót.
- Udało mi się złapać własną robotę i nawet kupić mieszkanie- wzruszyła ramionami - nie wiedziałam, czy was jeszcze spotkam - powiedziała jakby się tłumacząc.
-Jeszcze okaże się, że jesteśmy sąsiadami. Również kupiłem tu mieszkanie. Hmmm.. uważaj przebywając tutaj w najbliższych miesiącach - ściszył głos- ponoć platforma ma upaść, nie chciałbym żeby coś Ci się stało.
Jenny zrobiła jeszcze bardziej zdziwioną miną niż jak zobaczyła Sorena.
- Co?! Jak to? Dlaczego? Skąd to wiesz? - puściła wiązką pytań wpatrując się w z niedowierzaniem w mężczyznę.
-Usłyszałem..kręcąc się po mieście. Jeszcze niczego nie potwierdziłem, ale lepiej uażaj.
- Aaaha… no tak. Co jest, że wy faceci lubicie skrywać informacje? - powiedziała zanim pomyślała - Ym… a nieważne. Jutro i tak wybywam z punktu. Szukam pewnych osób i zamierzam zawitać do któregoś z dywizjonów. A ty co porabiasz?
- Szwędam się bez konkretnego celu - odparł szczerze - nie mam planów w chwili obecnej - zastanowił się chwilę - może przyda Ci się towarzystwo?
Jenny spojrzała na Sorena z dziwną miną po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Jasne! - wyszczerzyła się - co dwie głowy to nie jedna. Muszę odnaleźć smoka… znaczy tego kolesia co ma ksywkę smok. Ten co rozwalił kopniakiem drzwi w Lofar posyłając przez nie tego głupca - mruknęła ostatnie zdanie.
- On ma mi pomóc odnaleźć doktorka Nightmare. A przy okazji podobno w dywizjonach jest jeszcze jeden, którego mam znaleźć - streściła po krótce zadanie wysokiemu - będziesz chciał połowę kasy za pomoc?|
-Hmm.. nie potrzeba mi pieniędzy. Wystarczy mi nawet mniej. Co masz zrobić z tymi ludźmi gdy ich znajdziesz?
- Mam zaprowadzić ich do doktor Freyi. To od niej to wyszło. Szczęściem dostałam zaliczkę, inaczej ciężko by było. Po kupnie mieszkania zostało mi raptem naście monet… - pożaliła się odrobinę dziewczyna.
- Umówiłam się na rano w dziewczyną, która mnie zabierze na miejsce. Jeśli wszystko dobrze zrozumiałam potrafi się teleportować. O dziewiątej w pubie… płomienny zachód. Chcę się wyspać i coś zjeść… i mieć czas na poszukiwania później. Pasuje?
-Jak najbardziej. W takim razie będę czekał na miejscu- spojrzał w niebo- przydałoby się więc nieco przespać nim zastanie nas ranek.
- Ano chyba - przyznała - do zobaczenia w takim razie… hm do zobaczenia to powiem jak faktycznie nie okaże się, że jesteśmy sąsiadami - upomniała się dziewczyna.
-Jeśli nie masz nic przeciw odprowadzę Cię kawałek, a nuż się okaże że mieszkam obok- odparł żartobliwym tonem.
- To miłe, dzięki - odpowiedziała i poszli razem zgodnie z jej wskazówkami. Jak się okazało ich domy wcale nie były aż tak bardzo od siebie oddalone. Przed wejściem Jenny się zatrzymała.
- Zaprosiła bym cię do środka, ale nie miałam jeszcze czasu ani funduszy by cokolwiek dokupić do środka - westchnęła - jeśli to co mówisz jest prawdą, to chyba nie opłaca mi się inwestować za bardzo.
-Będzie dobrze, może uda się coś na to zaradzić, nie martw się- poczochrał ją po głowie.
Gdy to zrobił część farby ukruszyła się i posypała.
- O rzesz… - Jenny już chciała zakląć ale westchnęła tylko ciężko. Zamiast tego pochyliła się do przodu i zaczęła wytrzepywać czerwony pył, który zdało się nie miał końca. Gdy się podniosła jej włosy były jasne i jakoś tak… mniej puszyste.
- Chyba coś się z nimi popsuło - powiedziała niezadowolona.
Soren patrzył na nią wyraźnie zdziwiony.
-Wciąż mnie zaskakujesz. Wybacz, nie chciałem popsuć...Twoich włosów- mruknął niepewnie.
Jenny machnęła ręką.
- A tam. I tak za bardzo rzucają się w oczy - albinoska westchnęła - jakby komuś z mojego świata udało się przedostać tutaj pierwsze czego by szukali, to czerwonowłosej dziewczyny z gitarą. Powinnam już dawno zrezygnować z tej farby - Jen zrobiła skwaszona minę.|
-Ładnie Ci- odparł Castell nieco przekrzywiając głowę- Uważam że nawet lepiej niż wcześniej. No nic, zobaczymy się rano. Będę czekał tutaj, nie jestem pewien jak tam dotrzeć, a mieszkam dosłownie za rogiem. Dobrej nocy i jeszcze raz..-westchnął-..przepraszam za włosy.
- Nie szkodzi. Do widzenia - Jen pomachała ręką na do widzenia i wlazła do mieszkania.

Dywizjon

Tak jak obiecał, Castell stał przed domem Jenny w momencie gdy ta opuściła mieszkanie. Mieli jeszcze chwilę, więc nie śpiesznym krokiem udali się do wskazanego pubu, dotarli akurat na czas.
Jenny zdążyła zjeść śniadanie znów się dziwiąc, czemu Soren tego nie robi. Nie zagłębiała się jednak nad tym.
- Hej Alex! - przywitała się z dziewczyną - jeszcze jedna osoba do przewozu, będzie to problem?
- Cena od osoby i bagażu. Więc... raczej nie. Po prostu musi za siebie zapłacić. - Stwierdziła uprzejmie Alex. Castell odliczył kwotę i wręczył kobiecie.- To co ruszamy?- spytała.
Jenny również oddała swoją część i kiwnęła głową.
- Co tu czekać.
Gdy wszyscy byli już gotowi blondwłosa dotknęła ich jednocześnie i... ziu. Świat na chwilę się zatrząsł i w mgnieniu oka całe otoczenie się zmieniło. Na przeciwko nich była oberża, za nimi budynek gildyjny.
- No i jesteśmy. Drugi Dywizjon - rzekło dziewczę lekko się kołysząc. - Będę w barze przez godzinę. Skoki są męczące a nie chcę się przeciążać, gdy nie trza. - Mrugnęła i dziarsko ruszyła przed siebie. Nim weszła do baru została powitana radośnie przez kilka osób na (tym czymś drewnianym przed barem)


-Bardzo praktyczna umiejętność- mruknął Castell odprowadzając Alex wzrokiem- od czego zaczynamy poszukiwania?
- Roku D. Ryou i Kaoru Kizaru. O te osoby będziemy pytać. Tylko o tego pierwszego ostrożniej, podobno nie bardzo go tu lubią - Jenny ściszyła głos odrobinę konspiracyjnie.
- A tak to myślę, że od baru możemy zacząć.
Jenny udała się do środka za dziewczyną, która ich tutaj przyprowadziła. Podeszła do barmana.
- Szukam Karou Kizaru, słyszałeś coś może o nim?
Bez słów barman wskazał na siedzącego w rogu zakapturzonego osobnika samotnie zajadającego polewkę. Dziewczęciu od wejścia przyglądał się inny osobnik.

A Sorenowi.

Pozostała grupa zajmowała się swoimi rozmowami itp.


W śród całej gromady był ktoś jeszcze. Ktoś znajomy. Niestety tylko Soren był w stanie go wyczuć. Znajoma obecność. Mała zakapturzona postura przy samej ścianie ledwie rzucająca się w oczy.
- Lucas…?- arystokrata sam zwątpił w swoje słowa- Panienko Jenny- zwrócił się do dziewczyny przyciszonym głosem- muszę spotkać się z dawnym znajomym. Uważaj na tych ludzi, przypatrują się nam od samego wejścia, w razie co wołaj.
Dziewczyna kiwnęła tylko głową w odpowiedzi i już chciała podejść do rzeczonego Kiarou gdy przeszło ją uczucie gorąca i pieczenia na karku. Jenny momentalnie chwyciła się za bark. Pieczenie trwało dłuższą chwilę. W tym czasie kolor jej włosów na końcówkach zmienił się na niebieski. Później wszystko się unormowało pozostawiając jedynie nowy tatuaż w miejscu pieczenia.

- Co do..? - dziewczyna zbladła i stała się jeszcze bielsza niż zwykle. Czyżby przedostali się? Zaczęli ją namierzać? Masa myśli przebiegłą przez głowę Jenny sprawiając lekki zawrót. Dodatkowo z bliżej nieznanego jej powodu jej włosy drastycznie się skróciły odsłaniając kark na którym widniały teraz dwa różne tatuaże.

Jenny nie chciała jednak aby nagle cała sala uważniej na nią spoglądała, więc podeszłą do tego, który został wskazany jako Karou.
- Przepraszam, Pan Kizaru? Doktor Freya pana szuka.
- Acha - Krótka mało wymowna odpowiedź. - Markus też już pewnie kończy robotę. Więc czas ruszać. Dziękuję... panienko?
- Jenny jestem.
Podnosząc się z pod płaszcza i stroju wyskoczył naszyjnik zawieszony na szyi, na srebrnym łańcuszku.

- W takim razię jeszcze raz dziękuję panieko Jenny i do zobaczenia.
Gdy przeszedł obok niej zdołała dostrzec jego krótkie czerwone włosy i twarz pełną charyzmy ale i dziecięcej urody.
- Do zobaczenia… - Jenny popatrzyła za rozmówcą. Zobaczyła wtedy, że jej włosy wróciły do jej naturalnego koloru i długości. Nie wiedziała co ma począć, więc odnalazła wzrokiem Sorena. Podeszła do niego.
***

-Dawno Cię nie widziałem chłopcze- Wampir przysiadł się do zakapturzonej postaci i spojrzał na zacienioną twarz.
- mmmhmm mmhhhmmm - Chłopak sięgnął dłonią do ust, dłoń była bardzo staranie pokryta bandażami, nieco już zżółkniętymi, ale szczelnie się trzymały. Zaczął grzebać coś pod kapturem, po czym coś spłynęło, być może to ślina.
- Ahhh… Panicz, myślałem że się już nie spotkamy… ehhh...ehhh… Musze…. Muszę… się napić…- Chłopak nie spojrzał na rozmówce.
-Również nie sądziłem że Cię zobaczę, nie po tym co urządził Christos.
- No tak… Zabił mnie… Mógłbym… mógłbym… prosić o coś do picia? Nie stać mnie, nie mam ni monety… Nie mam nic… - Powiedział jakby z żalem chłopiec.
Soren wstał i odszedł od stołu. Wrócił kilka minut później, kładąc przed chłopcem duży kufel miodu.
-Proszę, pij- odczekał chwilę- jak to się stało, że żyjesz?
Chłopiec objął kufel, bardzo staranie.
- Pamiętałeś… To bardzo miłe! - powiedział, jakby ze smutkiem.
- żyje? Nie ująłbym tego w taki sposób… Ja…. raczej..emmm… Jestem, jestem i nie wiem, nie wiem….
Soren patrzył chwilę na chłopca.
-Co teraz? Co poczniesz sam i cały w bandażach?
- Nie mam pojęcia… Nie wiem… Nie wiem, co mam zrobić, co chcę zrobić… Ale… Pamiętam, pamiętam że coś Ci proponowałem, prawda? - Chłopiec napił się, troszkę nieudolnie, bo sporo trunku rozlało się dookoła. - Naprawdę, naprawdę dziękuje!
-Nie mam go, grupa się rozdzieliła, a mały Erven zniknął mi z oczu.
- R...r..rozdzieliła? Panienka, panienka Jenny też? - Był wyraźnie w szoku
- Mówiła, mówiła, mówiła że nigdy mnie nie opuszczą! Dlaczego, dlaczego Oni zawsze kłamią?! Dlaczego…?
-Panienka Jenny jest tutaj. Bardzo się smuciła gdy dowiedziała się że nie żyjesz.
- ufff… Jenny! TO miła osoba, nie, nie tak jak tamten podły.. podły! Podły Erven! On, on mnie pobił! Pobił, pobił, jak można tak traktować kogokolwiek! Ja… ee… Jaka, jaka kara spotkała braci? Czy, czy odpowiedzieli za swoje zachowanie? Bo, bo, mały Erven, żal mi go, jest mi smutno, zabrali go… zabili…
-Bracia żyją.. przynajmniej na razie, jak wspomniałem nie mam z nimi kontaktu. Chodź Nanaph może znajdować się gdzieś w okolicy. Nadarza Ci się szansa na pewien rewanż, nieprawdaż?-spytał zaciekawionym tonem
- Ależ nie… Nie mogę tego zrobić, muszę spotkać Panienkę Jenny…. Muszę, muszę też coś ze sobą zrobić, nie chcę ich krzywdzić, albowiem kara i tak ich dosięgnie. W końcu, tutaj jesteś, prawda. Ostatnio, cóż… Zostawiłeś mnie w ciekawej sytuacji. Może tym razem, pomożesz kalece? - Wydawało Ci się, że chłopak się uśmiechnął
-Chwilowo nie mam powodu by ich zabić. Ale gdy już do tego dojdzie, obiecuję że zrobię to w Twoim imieniu- sięgnął do sakiewki po czym wsadził chłopcu do ręki piętnaście monet - proszę, to powinno wystarczyć Ci na jedzenie przez kilka dni, niestety nie mam zbyt wielkich funduszy w chwili obecnej.
- Nie mogę przyjąć tych monet… Jestem dzieckiem, nie będę mógł się tutaj zatrzymać… Ty, ty….Chyba nie odchodzisz… prawda? Mam nadzieje, bo… Nie lubię samotności, uważam, że to złe, złe zostawić kogoś samego, zostawić w obręczy czegoś, co powinno… - Chłopak umilkł - Co się z Tobą działo?
Wtedy też do stolika podeszła Jenny. Wyglądała na lekko zmartwioną, albo zwyczajnie zamyśloną. Palcami przejeżdżała po swoich włosach, które teraz były platynowe. Albinoska spojrzała na wysokiego mężczyznę i jego rozmówcę.
- Witam, Jenny jestem - grzecznie się przestawiła a potem zwróciła się do czerwonookiego - udało mi się już znaleźć Karou… to było łatwiejsze niż sądziłam. Nie przeszkadzam prawda?
-To dobrze, jeden z głowy. Śmiało, przysiądź się- dodał robiąc miejsce na ławie, po czym zwrócił się do zakapturzonego- nie masz nic przeciw, prawda?
Chłopak wydawał się… zdenerwowany, zaczął stukać palcem o blat, nie spoglądał w jej stronę.
- N...Nie! Oczywiście że nie! Emm… Witam. - Odparł, znacznie ciszej.
- Nie denerwuj się, nie jestem taka straszna - dziewczyna wyszczerzyła się w uśmiechu dosiadając do dwójki.
Lucas zaczął coraz bardziej się denerwować, nie wiedział dlaczego, być może miał ochotę krzyknąć? Wyrzucić coś z siebie… Potrzebował tego… Jednak coś go powstrzymywało.
- Ja...Ja...Ja….Przepraszam...Nie, nie...denerw….denerwuje się! To… to znaczy, nie, nie denerwuje się! - Zaczął się plątać
- B-ardzo przepraszam…. praszam…
- Nie przejmuj się - uśmiechnęła się przyjaźnie - Długo tu jesteś? Może będziesz mógł mi pomóc? Szukam pewnej osoby.
- Ja…Postaram się… Być, być może… Jednak, kogo, kogo szukasz? - Odpowiedział niepewnie. Chwycił swój kufel, po czym zaczął go ściskać.
- Roku D. Ryou zwanego smokiem. Albo doktora Nightmare… chyba tak się zwie. Kojarzysz któregoś?- Smo…Ohhh, nie… Nie mówisz chyba o takim dużym! Smok! Ehmkm Nie, niestety… Przykro mi! Pomógłbym, naprawdę… - Odparł powoli.
- Ale… jeśli kogoś zwą smokiem, warto jest go szukać?
- Owszem. On ma informacje o tym kogo szukam.
- Aaa… kogo szukasz? Może, może tak będzie łatwiej? - Był wyraźnie zaciekawiony.
- Jak już mówiłam szukam doktora Nightmare. O jego lokacji wie Roku i tylko z nim podobno gada - powtórzyła.
- Emm...Skomplikowane… Może, może warto zostawić jakieś ogłoszenie? O… Może u Pana który nalewa piwo? Sądzę że to dobry pomysł! Taki Pan, zawsze dużo wie… no… no i rozpowiada! Lubi mówić! - Był wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu
- No… I pewnie… W... www...Gar...Gar...Garn...Garnizonie! Tam, tam gdzie żołnierze! Oni, oni też dużo wiedzą!
- Ciekawie mówisz… - zamruczała pad nosem - powiedziano mi, że nie specjalnie go tutaj lubią. Nie złapałam jak się nazywasz.
- No…Tak… Nie przedstawiłem się… Ponieważ, cóż… Właściwie, właściwie… TO, to nie wiem… Może, może, emm… yhhhh…O! Wiem, wiem! Nie...Yhhh… Bandaż? - Zasugerował, spoglądając na swoje dłonie.
- Jak chcesz mogę cię uleczyć - powiedziała odrobinę niepewnie dziewczyna - umiem muzyką sprawić, że ciało się leczy samo… o ile te bandaże nie są dla ozdoby… Bandażu - skonsternowana mina dziewczyny mówiła, że coraz ciężej jej rozmawiać z nieznajomym.
- L-leczyć?! - Wykrzyczał wyraźnie zaskoczony
- Ale… Eemmm… jak, jak poważne rany?! - Zapytał głosem pełnym nadziei.
- Nie jestem pewna ale podejrzewam, że im dłużej będę grać tym mocniej się uleczysz - powiedziała pewniej słysząc odzew ze strony rozmówcy. Przełożyła gitarę przez ramię i brzdęknęła kilkukrotnie w struny. Odrobinę nastroiła i gdy upewniła się, że wszystko jest w porządku przywołała w pamięci odpowiednie nuty. Bez wahania zaczęła grać, a każda jej nuta pobudzała ciało do regeneracji.
Energia przepływała przez ciało młodzieńca magazynując się w jednym miejscu. Twarz zaczęła się regenerować, jednak nie ważne jak silne było to leczenie efekt pozostawał nie trwały. Teraz wyglądał już normalnie, ale nie miało trwać to długo.
Castell zaciekawiony patrzył na reakcje chłopca, po czym zapytał z niemal nie słyszalną nutką złośliwości - może się nam pokażesz?
- Dobrze by było wiedzieć czy zadziałało… - dodała Jenny nieświadomie wspomagając Sorena w jego złośliwości. W przeciwieństwie do niego ona jednak miała szczere intencje.
- Emmm…. Ja… Ja…. N….N….Boje się… - Odpowiedział wyraźnie smutny - Nie, nie czuje, nie czuje nic, nie czuje dłoni… Nie-nie… Nie wiem, nie wiem… - Spoglądał na swoje dłonie.
-Cóż, nie na co dzień wstaje się z martwych…-mruknął Castell-...ups- dodał z udawanym poczuciem winy.
Jenny widocznie drgnęła. Popatrzyła nerwowo po obu.
- Ja może jednak pójdę popytać o Ryou… - wstała od stołu ciągle dziwnie się patrząc na obojga.
Gdy Jenny tylko znów znalazła się przy szynkwasie nachyliła się do barmana.
- Nie słyszeliście może czegoś ostatnio o Roku D. Ryou?
- Dawno go tu nie było. Parę dni nie licząc. Wpierw pozbył się pierwszego dywizjonu, później udał się na wschód. W pogoń za kimś. A później kto wie... - Zapukał trzy razy w blat na znak zapłaty? A może coś więcej było już płatne?
- Uch… ile? - Jenny się skrzywiła patrząc na barmana. Pieniądze może i miała, ale jak zwykle szkoda wydawać.
3 palce. Tanio. Więc i informacje raczej niewielkie ale zawsze coś.
Jenny westchnęła i wyciągnęła monety na bar. Zwyczaj przekupywania był przykry ale i użyteczny
- Zawadził o Targas, Lofar, rzekomo zawitał w stolicy. Najwidoczniej załatwił tam swojej sprawy i zniknął. Swego czasu Smok przylatywał tutaj na swoim statku. Tak wiem jak to brzmi. “Latajacy statek”. - prychnął, jednak gestem nakazał by słuchać dalej. - Zawsze gdy odlatywał zakręcał nad lasem i szybował w stronę osady. Nikt go nie śledził, ale z pewnością tamtejsze chłopstwo widziało gdzie leciał dalej. Czy ma tam kryjówkę, czy jedynie co innego go tam ciągało? Tego nie wiadomo. Nie wiadomo czy wciąż tam będzie. Jednak to jedyny ślad jaki wciąż pozostał. Cokolwiek znajdziesz i usłyszysz zatrzymaj to dla siebie. Do bitki z silnymi ciągnie sporo hołoty, a tym samym sporo problemów. W niektórych wypadkach te informacje mogą się stać wielce niebezpieczne. - skończył udawać że czyści kontuar, tym samym kończąc przesył informacji.
- Hm.. dzięki - dziewczyna się zamyśliła mocno po czym kiwnęła głową i ruszyła z powrotem do stolika z Castellem i dziwnym nieznajomym. Zamyślona wpatrywała się w podłogę rozważając zdobyte informacje.
***
-Hmm….-mruknął wampir podążając wzrokiem za odchodzącą dziewczyną, po czym ponownie spojrzał na chłopca.
- Nie codziennie też, ktoś próbuje być zabawny… co nie? - Chłopak dotknął swojej twarzy - Jednak, być może to jest okazja, co nie? Ten jeden raz… ten ostatni, ostatni raz… - Chłopak zdjął kaptur, spodniego wydostały się gęste srebrzyste włosy, wydawały się nie ucierpieć od ognia.
- Ale… Boje się, to co widziałem… to co, co… co mi zrobił! Ja, po prostu chciałem…. Chciałem dobrze! Nienawidzę ich! Nie cierpię! Nie wiem, ile czasu dam radę utrzymać się w tym… Tych… szczątkach, brakuje mi czasu, po raz pierwszy, brakuje mi czasu… - Chłopak sięgnął za głowę, po czym zaczął rozwijać bandaże.
Soren milczał śledząc wzrokiem odwijane warstwy bandaży.
-Muzyka Jenny faktycznie Ci pomogła- zauważył blizny na dłoniach i szyi- chodź zdaje się, że zadziałała jedynie na Twoją twarz. Jakim sposobem utrzymujesz to ciało? Jakim cudem zwęglone szczątki powróciły do życia?
- Może to dla mnie, naturalne? W końcu… Każdy z nas, wyróżnia się czymś szczególnym… Prawda? Niektórzy, lubują się w rozmnażaniu inni w śpiewaniu, kolejni zaś - brakiem poszanowania do zmarłych… A Ja? Ja… Cóż… Jestem, jestem pomiędzy, albo ponad? Może jestem, kimś takim jak Ty? - Dotknął swojego policzka.
-Może, nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że jesteś kimś jak ja. Chodź nie wyglądasz na kogoś takiego. Ale cóż, różne światy, różni ludzie, a i pozory mylić mogą.
- Opowiedz mi o sobie, być może będziemy mogli, pomóc sobie nawzajem. - Lucas uśmiechnął się, był to ten sam uśmiech, którym obdarzył go w lesie, podczas ich pierwszego spotkania
-Może przy następnej okazji- odparł beznamiętnie.
- uhhh… Śpieszycie się? - był wyraźnie rozczarowany
- Gdzie wam tak śpieszno? - zapytał
Wampir nie odpowiadał przez chwilę.
-Może Jenny sama Ci to wyjaśni. Właśnie tu idzie.
Chłopak złapał się za podbródek.
- Cóż… Będzie trzeba tak zrobić, nie zdążę już zawinąć tych przeklętych bandaży. Ehh…
Jenny usiadła przy stoliku i po chwili podniosła głowę. Przez chwilę nie wiedziała na kogo patrzy. Raptownie się rozejrzała i stwierdziła, że siedzi przy właściwym stoliku, bo obok niej był Soren.
- Lucas? - głos jej lekko drżał a oczy były szeroko rozwarte. Wyraźnie byłą w szoku.
- P...Panienka Jenny… B...b...b...bardzo, bardzo się cieszę! że, że mogę panią… znów… usłyszeć… - Chłopak zasłonił dłoniami twarz
- N...naprawdę!
- O ja pierdolę - wykrztusiła dziewczyna. Nie wiedziała co zrobić. Miała ochotę zarówno wstać i wyjść baru, jak i przytulić chłopca. Została. Konsternacja jednak nie pozwoliła swobodnie oddać emocji. Zamiast tego Jenny wstała i pochylając się nad stołem wyciągnęła rękę w kierunku chłopca. Położyła ja na głowie i potarmosiła włosy.
- Mi też… jest ciebie miło widzieć… i słyszeć! - dodała natychmiast. Jej głos drżał a ręka trzęsła się lekko. Dla ludzi obok zapewne nie było to aż tak widoczne ale dla kogoś o tak czułych zmysłach…
Chłopak nie ruszył się, zaczął lekko szlochać.
- Jjj..ja, ja… naprawdę się… cieszę… Nie, nie myślałem, że się jeszcze….jeszcze, jeszcze spotkamy! - Rozpłakał się, tym razem głośno, łzy ciekły mu z oczu, niczym strumienie.
Płacz chłopca i poprzednim razem był odrobinę krępujący, ale teraz jakoś… ciężej było go pocieszać.
- Ymmm… tak. - Jenny spojrzała na Sorena z błagalnym spojrzeniem. Widać było, że ostatnie co to wiedza jak się zachować.
-Powinniśmy powoli ruszać w drogę- Castell zmienił temat wciąż wpatrując się w chłopca.
- Ymmm tak, tak! Dowiedziałam się kilu rzeczy i możemy ruszać. Musimy się udać do pobliskiej osady. Prawdopodobnie stamtąd będą mogli nam powiedzieć gdzie powinniśmy iść dalej.
Jenny wstała od stołu.
- Kupiła bym coś do jedzenia na podróż. Nie wiem w sumie ile nam ona zajmie… Lucas? Ty coś jesz? - dziewczyna zmieszała się odrobinę. - Soren tobie tez kupić?|
- Em… Może… Może, jakieś ciastko? Uwielbiam ciastka! Jeśli mogę prosić! - Przetarł twarz, starał się jak najdokładniej
- Ale, ale gdzie reszta grupy?
-Dziękuję, może później- odparł wampir, odpowiadając na wcześniejsze pytanie- Rozdzieliliśmy się- przekazał ponownie chłopcu.
Jeny wstała od stołu i podeszła znów do barmana. Zamówiła ciastko dla Lucasa.
- Czy u was można się zaopatrzyć na drogę czy na targowisko trzeba pójść? O ile tu jakieś jest. Oczywiście.
- Niestety droga pani. Nie mamy targowisk. Najbliższe w Targas lub osadzie. Jednak prowiant można zakupić u mnie, nic poza tym.
- Świetnie. Zdaje się, że tylko dla siebie kupuję więc na jedną osobę proszę. A, i ciastka jeśli macie.
Po otrzymaniu zapasów i słodkości Jenny podeszła do siedzących przy stoliku.
- Będziemy mogli zaraz ruszać. Tu są ciastka dla ciebie Lucas - z głośnym uderzeniem Jenny położyła woreczek przed chłopcem. Zdało się, że wciąż nie widział, więc lepiej było ażeby usłyszał gdzie je położyła.
- Możemy? Wszystko macie czy coś wam jeszcze potrzebne? Jak nie to chodźmy.
- Boje się.. że nie dam rady… - Uśmiechnął się - Nie dam rady iść…Muszę poczekać, poczekać aż rozpadnę się, to ciało nic już nie zdziała…- Podrapał się po głowie. - Możecie mi jednak powiedzieć, gdzie macie zamiar się udać?
 
Asderuki jest offline  
Stary 17-09-2014, 09:22   #64
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Pytając o drogę w kierunku kawiarni musiał skręcić między zabudowania w stronę fabryk i pasma górskiego. Kawiarnia była malowniczym miejscem na małym niewidocznym z zewnątrz placu. Były to malutnei fontanny, kwietniki i oszklony budyneczek ze stromym dachem. W środku zasiadała śmietanka tutejszej szlachty.
Pani Herbia zasiadała w gronie długowłosej kobiery w okularach i starszego jegomościa. Osobnik wydawał się umieć rozmawiać taktownie i rozbawiać obie panie.


Po salach uslugujac szlachcicą krzatała się pokojówka.

Gosćie





Erven widząc, że to nie najlepszy moment na zaczepianie kobiety której szukał i która była mu potrzebna skierował swoje kroki w kierunku fabryki. Musiał odnaleźć “Szalonego Bo” u którego liczył na jakąś pracę. Co do pani Herbii, później, zdecydowanie później i w dogodniejszym momencie. Poza tym odnotował sobie to miejsce - miejsce spotkań wpływowych ludzi. Warto zapamiętać na potem. Choć wpadła mu w oko jedna z klientek tego przybytku… ale najpierw interesy. Na przyjemność zawsze przyjdzie się czas. W końcu San Sarandinas nie było aż takie duże.
Po drodze spotkał na swojej drodze znajomego osobnika, z kapturem na głowie, o charakterystycznej masce lisa. Ten zdawał się traktować go jak każdego innego, nie zareagował w żaden przyjazny sposób. Niby przypadkiem, patrząc w innym kierunku, wpadł na Sharstha, po czym szybko, niezauważalnie dzięki masce, szepnął mu
- Spotkanie z paserem. Dziś wieczorem. Znajdę Cię przed północą. - zaraz potem przeszedł obok, kierując się dalej w swoim kierunku.|

Tym co nazywane było fabryką stanowiły trzy ceglane budynki bez okien i drzwi. Mialy jakieś watłe otwory u szczytu pod damehc, zapewne dla przewiewu. Były nie za duże i jedyne co utożsamiało je z fabrykami to odgłosy z wnętrza, oczywiście dość dobrze tłumione, i pora liczba kominów.
Jedyne wejście znajdowała się przy ostatnim budynku licząc od strony kawiarni. Duże, stalowe, dwu-skrzydłowe drzwi. Nie były zamknięte więc nie stanowiły problemu. Wnętrze jak się okazało robiło wrażenie.
Sale były olbrzymie każda pojedyncza zajmowała powierzchnię , jak od wejścia do ostatniego z budynków. Przedzielone były mniejszymi grodziami, choć z zewnątrz budynki nie były połączone. Małe lufciki u sufitu stanowiły tutaj olbrzymie otwory. Magia. W fabryce krżątały się masy osób. Co jednak produkowano nie do końca było jasne, tu meble, tu broń, a tu znowu powozy. Odgłos wybuchu świadczył o jakimś wypadku, ale za chwilę z drogiego pomieszczenia wyszedł osobnik podnosząc pomarańczową, przy magicznym oświetleniu, flagę. I wszyscy wrócili do pracy.
Pracę w tej sali nadzorowal gremlin

- Szefie Bo znów się wysadził. - zakomunikowała pracownica

- Niech by go pie... co tym razem.
- Zdaje się że podpijał glicerynę z kotła i mu się niechcący rozlało.
- Weźcie go na płukanie żołądka. Jak po dobroci się nie nauczy to go na siłę oduczymy.
- Tak jest.
- Szefie! Jacki [dżaki] gotów do testów.
- Wrzucać go do sali i zaryglować drzwi. Ostrzeż chłopaków ze bedzie głośno.
- Głośniej niż teraz?
- Heh heh dobre. Zmykaj.
Erven z uśmiechem na twarzy podszedł do goblina, widocznie szefa tego miejsca i przedstawił się
- Witam pana, Erven Sharsth, polecili mi państwa i pomyślałem, że może potrzebowalibyście pomocy. W czym mogę pomóc?
- A kto polecał? Staruszek nici mi nie wspominał o nowym.
- Szefie golem się zbuntował! Przepięcie na produkcji poszło a teraz szaleje skrzyniami rzuca.
- Niech tam młody. Później Cię sprawdzę weź go uspokój. - Rzekł do Ervena samemu wyciągając zza pazuchy broń.

- Trzymaj jakby nic nie poskutkowało!
Nie trzeba było mu mówić dwa razy. Ruszył więc za goblinem z bronią w ręku uspokoić szalejącego golema

Istota z nieznanego materiału szalała. Skrzynie latały po drugiej sali wykończeniowej.
- Niech to pierun żeśmy to krzesło dopiero co złożyli. Co się stało?
- Na smarze się poślizgnął i wpadł na zasilanie taśmy.
- Przepiecie. Magiczny bubel. Całość chronić skrzynie. A ty nowy do roboty!
Erven zbliżył się do golema rozpływając się w mglistą postać na wypadek gdyby miało mu grozić niebezpieczeństwo i rzucił w kierunku golema, zaskakujące, w jego świecie nie miały własnej świadomości.
- Golemie! - zakrzyknął do istoty - Chodź porozmawiamy!
- Toż to czort. Rozmawiać Ci się zachciało? - zakrzyknął gremlin.
Prawie w tej samej chwili nadleciała skrzynka z, jak dało radę spojrzeć od wnetrza, paroma ładnei wykonanymi lustami.
- Rzesz, kurwa… - mruknął pod nosem Erven, przyłożył broń do ramienia, wycelował w golema i nacisnął spust. Jak to nie podziała miał jeszcze coś w zapasie.
Pocisk, a raczej ołowiany walec pieprznął w ciało golema z olbrzymia siła rozbijając jego jak się zdawało ceramiczną powlokę. Wyrwał w niej sporą dziurę, tak że od środka dało się zobaczyć wysypujące się magiczne, ogniowe iskry. Sama broń była niezwykle interesująca, gdyby tylko jeszcze jej właściciel dał dodatkowe naboje do niej. Siła wystrzału delikatnie nadkruszyła kości barkowe Ervena. Nic strasznego. Wciąż miał golema do zneutralizowania. Ciekawe jak można podziałać z jego energia wewnętrzną.
Erven myślał szybko upuszczając na podłogę trzymaną broń i już zaczął inkantować swoje czary, a raczej plecionkę kilku. Skupiał energię golema w jednym miejscu, w miejscu przecieku, a następnie wypalał ją tak jak się wypala chorobę. Nowatorskie podejście, ale powinno zdać egzamin… Może wypalanie nie poszło jakby chciał, ale skupienie energii w miejscu przecieku zrobiło swoje. Życiodajna magiczna energia która wypełniała golema wytrysła na zewnątrz niczym wodospad w krótkim czasie powalając golema na kolana, bez sił do szerzenia dalszych zniszczeń. Erven obtarł rękawem czoło. Tak, to była niezła rozgrzewka.
Sytuacja z golemem była opanowana, więc Erven przystąpił do rekonstrukcji kostnej swoich kości barku. Kości się stapiały i niedługo później nie było najmniejszego śladu po nadkruszeniu ich. Jedyne co pozostawało to ból obitych mięśni, ale nekromanta już zdążył się przyzwyczaić do nieistotnego bólu.
- No i tak powinno być. Leżeć. - Gremlin podszedł do skorupy i zasadził jej kopa tłuczas sobie palce u nóg. - Dobrze żeś się spisał. - schylił się po strzelbę i przetarł ja rękawem. - Na czym my to?
- Szefie.

- Co jest Zigi?
- Bo wypłukany. Więcej pić nie bedzie tego cholerstwa.
- Dobrze. A zabraliście mu dynamit.
- Hmm. - dziwny wyraz twarzy - Nie. Puściliśmy go, mówił że idzie zapalić na zewnątrz.
W tym właśnie momencie słychać było huk wybuchu,
- Tak myślałem... Dobrze możesz wracać do roboty. A ty nowy mów co za interesy Cię tu sprowadzają. Gdzie to palancie odkładasz! W d... se to... Mów mów. - Ponaglił nakazując iść za nim do pierwszej sali.
- Szukam jakiejś dorywczej roboty. Mam listy polecające od Macusa z Punktu Widokowego i od panienki Mariki z Lofar. Czy mogę jakoś pomóc?*
- Chemik i mechanik. - Odgłos cmokania - Z chemią to się Bo zapytaj, o ile jeszcze jest w całości. Co do mechaniki zerkniesz na wóz pancerny. Prototyp. Rzucam cie na głęboką wodę, bo nam kółka się blokują a co nieco zgrzyta. Trzecia sala. Zigiego widziałeś. On cię zaprowadzi. Prototyp ma działać. Jasne? Dobrze. Ty - wskazał palcem na jednego z zakładowców na taśmie. - W łeb się puknij! Jak nie chce wejść to źle wkładasz głąbie. Od tlub będzie na siłę jak jakiś półmózgi troll. Co ja mam z tymi idiotami. Gdzie z tym mopem!|
- W takim razie biorę ten prototyp. - zakomunikował krótko i po odnalezieniu Zigiego ruszył w tamtym kierunku. Doskonała okazja by przetestować swoje umiejętności techniczne.

W trzeciej sali były dwa pomieszczenia jeszcze większe niż poprzednie razem wzięte. Pierwsze było typowym magazynem, drugie za grubą pancerną grodzią było pomieszczeniem, jak nie terenem testowym.
Obok wskazanego przez Zigiego pancerniaka stał jeszcze jeden pojaz oznaczony czerwonym napisem Kizaru
- pancernik, trochę uzupełniany drewnem a lufa nie porusza się z nadwoziem, jest od srodka ręcznie celowana.
- podpisane kizaru
Erven wślizgnął się pod pancernik i zaczął dokonywać przeglądu który czuł zajmie mu chwilę. Na pierwszy rzut poszły wszystkie kable i rurki. Co niektóre musiał po przełączać, inne z kolei mocniej zamocować bo były luźne. Potem przyszła kolej na całą resztę, amortyzatory, pobieżna zbieżność.. i podczas całego tego sprawdzania znalazł kilka niedostatecznie skręconych śrubek, parę kolejnych luźnych elementów. Zdjął każde z opon i zaczął sprawdzać ośki, wahacze… szukał anomalii. Kilka, fakt co fakt znalazł i co znalazł to naprawił. spędził jeszcze ładną chwilę nad wozem nim założył i skręcił opony.
- Teraz nie powinno zgrzytać. - powiedział - Sprawdźmy czy jeszcze się koła blokują. Jak zobaczę które i w jaki sposób to będzie łatwiej to rozwiązać, chociaż bardziej oczywiste rzeczy już naprawiłem. Może wystarczy.
Sprawdzenie blokowania kół nakierowało także na nie dopasowany sworzeń. To niestety trzeba było wymienić, a bez zapasu nie było możliwe. Chyba wystarczyło to zgłosić. Większych problemów nie było. Fakt faktem było kilka innych nie dociągnięć ale to już raczej wina samej konstrukcji. A gdyby dodać działo podobne do tego co stało obok? Hmm w ogóle jakoś było nietypowe, lufa, choć mogla strzelać na wprost wycelowana była w sufit.
Nie trwało długo, jak Erven poprosił o pergamin, pióro, kałamarz i atrament, oraz drobny piasek. Chwilę później zdawał już gotowy raport szefowi całego przedsięwzięcia
- To jak mistrzu? Macie coś jeszcze dla mnie, bo bez dodatkowego sprzętu i części zamiennych to nie podciągnie się tego pojazdu pod użytek. Ta chemia nadal aktualna? W moim świecie byłem alchemikiem jak by nie patrzeć, a z tego co wiem to dość pokrewne dziedziny wiedzy.
- Znajdź Bo. On się chemia zajmuje i innymi wybuchowymi zabawkami. A pancernikiem się zajmę. Coś jeszcze hmm... golema trza będzie poskładać by znów zaczął działać. Jak chcesz możesz zabrać go do Światyni Wiedzy i przekazać by go naprawili, chyba że sam to potrafisz.
- Zabiorę go do świątyni wiedzy, a jak wrócę porozmawiamy o moim wynagrodzeniu. - powiedział mag po czym zabrał ze sobą golema do Świątyni Wiedzy, a gdy się tam znalazł powiedział pierwszej kompetentnie wyglądającej osobie
- Mam golema z Fabryki do naprawy. Do kogo go przekazać? Przy okazji, jeżeli nie będzie to stanowić problemu, z chęcią się przypatrzę procesowi.
Skierowali go z golemem na niższe piętra laboratoryjne gdzie Erven przyglądał się całemu zabiegowi.
Golem został położony na stole i rozbity na kawałki, podobny los spotkał gliniany garnek, uzupełnienie brakujących części. W miejsce głowy położyli mały kryształ. Następnym krokiem było formowanie za pomocą magii Ziemi tak, że golem przeszedł ze stałego w formę płynną i uformował się na nowo i został utwardzony. Zapalono wokoło kilka pochodni które posłużyły jako ogniwa energetyczne do ładowania golema mocą.
Na końcu w formie rozkazów została włożona karteczka z rozkazami w języku runicznym do jednego z otworów odprowadzających ciśnienie i temperaturę. Chwilę później kartka uległa samospaleniu, a czar, zaklęcie zostało aktywowane.
Erven odprowadził więc golema do fabryki i zaczął szukać Szalonego Bo. Miał monety do zarobienia, a potem przyjdzie czas się napić w karczmie.
Szalony bo był już dostępny. Siedział w swojej małej przybudówce. Jedną ręka mieszał w garnku z jakąś zielonkawą cieczą. Drugą palił cygaro. Momentami odkładał tytoniowy nałóg obok kociołka i przegryzał kanapkę z serem i sałatą.

Wyglądał na zadowolonego. Podobno był wesołkiem, który lubi sobie urozmaicać życie. Rozerwać się raz na jakiś czas....
- Szalony Bo? - zapytał nekromanta - Erven Sharst, mam pomóc w jakiejś sprawie czysto chemicznej.
- Ta? Szczać mi się chce ale w tym nie pomożesz. - stwierdził z szerokim uśmeichem. - Masz pałeczkę i pomieszaj w garnku. zaraz wracam - odszedł drapiąc się po kroczu.
Erven wzruszył ramionami i przejął fuchę głównego mieszacza. Nigdy nie przepadał za monotonnymi pracami, to też mieszając miarowo w lewą stronę przyglądał się pomieszczeniu. Pomieszczenia wiele mówiły o ich właścicielach.
Kilak kociołków. Masa różnych flakoników. Dynamit, bomby, granaty, kartacze. Zdechły szczur pod krzesłem. miejscówka jak w jakiejś jamie. Drobny, znośny fetor, chemikalia były silniejsze. Półmrok. Obok było pomieszczenie z większymi kadziami, zbiornikami i laborantami. Tam była pracownia a tu... kto wie.
Wrócił jakiś niedługi czas później. Odbierając pałeczkę. Krople dziwnej substancji, będącej na szklanym mieszadle zrzucił bezceremonialnie na podłogę. Trochę dymu, trochę smrodu i mała dziura w podłodze.
- Dobrza pogadał żem z tym fra... znaczy się zarządcą. - Tu fuchy... znaczy się do roboty przyszedłeś. To są trzy. Jednak krótka i nie obraź się nudna ładowanie granatów zapalnikami i innymi pierdołami. Testujemy parę modeli. Druga to raczej zabawa trza przygotować pewna substancję. Kadź jest, składniki są. Trza tylko w proporcjach zmieszać i modlić się by nie wytłukło nas wszystkich. Czyli to co zawsze. W moim wykonaniu. - dodał szeptem. - Ostatnia najlepsza. Z tych co to się zwą, bierz dupę w troki i nie wracaj póki nie zrobisz. Mój osobisty projekt. Trza mi włócznika, taka zasr... roslinka. Wyhoduje w większych ilościach i będzie zabezpieczenie jak w mordę strzelił. Tyle że 3 kwiatków potrzeba, zabezpieczonych. Bo to wredne bydle. Przy okazji jak byś trafił na płynną jagodę, pszczela orchideę, armatkę i palemke to przynieś. Zdadzą się. Nie mniej potrzebuje w komplecie, na dajmy na to bez jednego eksponatu. Wiesz kwiatki lubię hodować. - Uśmiechnął się pokracznie zabierając papierosa od kadzi z bulgoczacą już zieloną-kwaso-ciecza.
- Mogę się zająć tym drugim zadaniem. - powiedział mag - Swoją drogą, mam niewypał Nitro Lycrisu, więc nasiona powinny w nim być zdatne. Zainteresowany?
Oczy się goblinowi przeszkliły.
- Lycris!!! A co za nie chcesz. - zapytał z podejrzliwością. ewidentnie miał na nie wielką ochotę.
- Nie zależy mi na pieniądzach… co powiesz na to, że podzielisz się ze mną swoją wiedzą? Bardzo ciekawią mnie zawiłości chemii. Sam jestem alchemikiem, a to dość pokrewne kierunki. O, właśnie… - tu nekromanta wydobył kwiat Lycriusu pokazując go goblinowi - ...Lycris jak się patrzy, prawda?
- Hymm. Chemia i alchemia nie daleko od siebie padły. W sumie wszystko to ten sam szkopuł, o ile w chemii sie na samych podstawach działa, a w alchemii na gotowych substytutach. Nitro lycris na ten przykład wypełniony jest nitro-gliceryną. Chemia zdolna była by ją rozłożyć na czynniki, ale tak jest smaczniejszy. Znaczy się więcej wart. - przetarł dłonią ślinę. A wiesz dlaczego lycris jest tak wartościowy? Bo do ziele specjalnego przygotowania, jest ich tylko kilka ale właśnie ze względu na trudności są tak cenne i niezwykłe. Rzesza tutejszych ziół tez ma ciekawe właściwości które warto by zgłębić i może rozłożyć na czynniki pierwsze.
Nie odrywał wzroku od kwiata aż jego źrenice stały się tak duże jak u kota.
- Zgoda! Sprzedane.
Kiedy już załatwił wszystkie sprawy z Szalonym Bo, Erven udał się jeszcze do kierownika fabryki po zapłatę za wykonaną pracę. Znalazł go, oczywiście, na środku głównej hali wykrzykującego polecenia i groźby w kierunku szeregowych pracowników.
- Zapłatę? A hm... 45 starczy ?
- Policzmy… wyeliminowałem golema i doprowadziłem go naprawionego na miejsce… wskazałem nieprawidłowości w prototypie i usunąłem istniejące usterki… pomogłem Szalonemu Bo z jego pracami…
- Dobra dobra. 70 ?
- 75 i polecam się na przyszłość.
- Wyzysk, czysty wyzysk. - Zaśmiał się gremlin. - Stoi. - Wyciągnął zza pazuchy kartkę i wiekowy kawałek grafitu machnął krzywe cyfry i podpis i przekazał do rak własnych. - Przy wejściu ten osiwiały. Ja kasy przy sobie nie trzymam.
- W takim przypadku do zobaczenia. Miło się z panem robi interesy. - powiedział Erven i ruszył do człowieka od kasy, a kiedy już załatwił z nim sprawę ruszył na górne miasto szukać pani Herbii. Najpierw spróbował w kawiarni, ale jej tam nie zastał i przekierowano go do Nimfy. Nie zwlekając udał się tam.
Lokal usytuowany był w drogiej części górnego dziedzińca, w zaułku. Wyglądał niepozornie ale był bardzo dystyngowany. Ceny również nie były małe ale zapewne komfort właściwy. W budynku poza dwójką szlachciców, Herbią i właścicielką nie było nikogo. Właścicielka zasiadła obok czarodziejki delikatnie się śmiejąc i dywagując na różne tematy. W tym czasie czarodziejka zajadała bardzo smacznie wyglądający i aromatycznie pachnący podwieczorek.
- Artefakt dotarł do zleceniodawcy - rzekła melodyjnym głosem właścicielka.Skąd wiadomo że złocistowłosa była włascicielką zajadu. Stój, ruchy i aura jaką wokół siebie roztaczała. - Kwota zostanie wypłacona jak tylko otrzymam zapłatę.
- Jak zwykle Ar. Nigdy nie watpiłam w twoja smykałke do interesów.
- Herbio. Gdybyś wiedziała ile szczęścia mi to sprawia. Mam też haka na kola znamiennych osobistości.
- Ha ha. Jak zwykle.
W tle leciała muzyka lutni. Zapewne grajek znajdował się na wyższym pietrze.
Erven nieśmiało podszedł do obu pan przedstawiając się. Grzeczności sprawiły, ze obie panie rówenież sie przedstawiły z radosnymi uśmiechami. Czarodziejka zdawała sobie sprawę że to jej szukał.
- Herbia, Wykładowczyni w Świetyni Wiedzy i to chyba wszystkie moje tytuły. - Mrugnęła.
- Armoria ignis. Właścicielka Nimfy - przedstawiła się złotowłosa o urodzie dla której można by zabić wielu rywali.
- Cóz wiec pana sprowadza, panie Erven.|
- Proszę wybaczyć, ale dane mi było zasłyszeć część rozmowy którą panie prowadziły przed moim przybyciem i zastanawiało mnie czy znają może panie kogoś kto interesowałby się kolekcjonowaniem antycznych artefaktów Pradawnych. Tak się akurat składa, że mam przy sobie kilka monet z okresu Wczesnego Imperium w idealnym stanie.
- Armoria może ci pomóc - stwierdziła czarodziejka przegryzając marchewkę z surówki
- Jestem pośredniczką i informatorem w sprawach artefaktów, jak i handlu. Znam też pewnego numizmatyka. Nie mnie nic za darmo. Za pośrednictwo odbieram należny procent. Jeśliś zainteresowany możemy później się o tym rozmówić. A teraz wybaczcie, klient przybył. - odeszła do kontuaru witając się z kolejnym szlachcicem.
- Jednak, oj, nie o tym chciałem rozmawiać. Ja z prośbą do pani, pani Herbio. Chciałbym się poradzić i poduczyć w magii elementarnej nim mnie wiatry losu znowu pognają na szlak. Co jak przewiduje, powinno nastąpić na dniach, a nie chciałbym wyruszać bezbronny, choć przyznam szybko się uczę. Jak bardzo mogłaby mi pani pomóc?
- Mówisz że szybko się uczysz, ale czy potrafisz sam rozwiązywać nierozwiązane dylematy. Czy potrafić będziesz wyjść poza grancie własnego umysłu?
Z jej rękawa wyłonił się wąż który przejął zadanie jej dłoni i donosił jedzenie do jej ust w tym czasie krótkimi gestami dłoni wyczarowała w niej mały kawałek grafitu i kartkę. Oczywiście wyczarowała to złe słowo. Wyciągnęła z pięknych białych szat. Narysowała coś.

- Połącz wszystkie 4 liniami ale tak by linie się ze sobą łaczyły i były proste. Od tego zależy ile będziesz się w stanie nauczyć, a może raczej jak długo ci to zajmie. - wąż się schował i wróciła do konsumpcji
Erven spojrzał na kartkę i narysował: pionową linię łączącą trzy kropki po lewej zaczynającą się od pierwszej górnej a kończącą poniżej ostatniej dolnej; drugą linię łączącą pierwszą lewą górną z ostatnią po prawej wychodzącą poza kropki tak jak to było z poprzedniczką. Potem połączył te dwa końce wychodzące poza “siatkę” kropek, tak że łączyły się przecinając przez dwie kropki: środkową dolną i środkową prawą, tworząc trójkąt. Na koniec poprowadził linie od lewej górnej do prawej dolnej łączącą ostatnie z “wolnych” kropek, po czym wręczył kartkę Herbi.

- A teraz kolejne. “Nakarm mnie, a przeżyję. Napój mnie, a zginę. Czym jestem?” - po wydani drugiej wróciła do jedzenia.
Na drugie pytanie powiedział bez namysłu.
- Ogień. Pochłonie wszystko, ale umrze kiedy da mu się wody. Na razie proste, co dalej?
- Ostatnie pytanie, sądzę że więcej nie będzie potrzeba... Tam gdzie symbol nocy koczuje, i kameinna brama się znajduje, leży jaskinia przez krzewy skryta, przez jedna istotę tylko użyta. W niej pewien mędrzec urzęduje, co swe moce zwykle wykorzystuje, by zwierzęcym dzieciom nadzieję nieść i na świat wynieść. W nocy lata, a w dzień biega, pełza gdy coś go zgniata, pływa gdy coś wodzie podlega. Zobaczyć siebie nikomu nie pozwala. Co mu na to pozwala? - powróciła do jedzenia.
- Nie znam praw, obyczajów i legend tego świata, więc trudno mi odpowiedzieć na to pytanie - odparł ze szczerością nekromanta - Jednak optowałbym za Myślą. Nie widać jej, a ciągle leci marzeniem nocą, biega zabiegana za dnia, kiedy obciążona pełznie i jest niewidoczna dla nikogo.
- Ciekawa myśl. - zaśmiała się czarodziejka - Jesteś pierwszy który użył tejże odpowiedzi. Bardzo ciekawa i przypadła mi do gustu. Odpowiedziął była zdaje się zmiana formy. Nie mniej to nie do końca łatwa zagadka, ani też dobrze zbudowana. Można nawet rzec że odpowiedź nie jest znana bo nikt nie jest w stanie sprawdzić jej poprawności.
- A teraz mała dygresja. Po co były te wszystkie pytania? - Zapytała skończywszy posiłek.
- Najpewniej, aby sprawdzić zdolność abstrakcyjnego myślenia, ale nie mi to oceniać.
- Owszem. To połowa prawdy. Drugą połową jest fakt że chciałam dokończyc posiłek. - obdarzyła maga przyjemnym uśmiechem - A teraz chodźmy do Świątyni. Nauka zajmie nam kilkanaście godzin. Podstawy wszystkich elementów do najłatwiejszych nie należą. A zwykło się mawiać że opanowanie ostatniego elementu to dopiero lata pracy... No już już. Im wczesnej zaczniemy tym później skończymy.
- Niestety, jestem już umówiony na ten wieczór… możemy zacząć jutro z samego rana? Najpewniej nie opanuje wszystkiego w jeden dzień i dopiero z praktyką wyjdzie cała jutrzejsza praca, ale jestem dobrej myśli.
- W porządku. A tak z ciekawości miałeś juz stycznosć z tutejsza magią, jeśli tak to jakimi elementami?
- Samiralen, elf który był posłannikiem Lasu podał mi podstawy ognia, wiatru i gromu. Wiedza za wiedzę, że tak powiem.
- No więc od nich zaczniemy. Krótkie powtórzenie bym mogła się upewnić co rozumiesz i jakie bzdety ci wpojono. - uśmiech. - Pozostanie wiec woda, ziemia,mrok, światło i najtrudniejsza energia. Ostatni raczej omówimy, a z pozostałego czasu porozmawiamy o elementach nie-elementarnych. Oczywiście jeśli chcesz wiedzieć coś jeszcze konkretnego to omówimy już na miejscu. Jeżeli plan ci pasuje to widzimy się jutrzejszym rankiem.
- Jak najbardziej. - odpowiedział Erven po czym lekko się ukłonił - W takim przypadku będę już ruszał, z samego rana jesteśmy umówieni. Miłego wieczoru Pani Herbio. - Co powiedziawszy ruszył do kontuaru za którym stała Armoria, właścicielka tego przybytku.
- Witam ponownie, pani Armorio. Ja w sprawie tych monet które być może mogłyby kogoś zainteresować. Stan idealny. Dwa złote Sovereny, dwa srebrne Bezgłowe, jedna Wieża i dwa miedziane Knopieje. Łącznie siedem, lekko zaśniedziałe, nie czyszczone, ani polerowane, odbiło by się to na jakości jak dobrze wiemy.
- Owszem wiemy. Cena wywoławcza 50...20... 220-240 monet. Może uda mi się podbić cenę do 480, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli. Za swoje usługi liczę 2 do 4%. W tym wypadku będzie po najmniejszej stawce (2%). Co ty na to?
- Procent za każde pełne 100 monet ponad 200 które liczymy jako dwa, czyli 4% za 400 monet. Jak dojdziesz do 480+ będzie to 5% dla Pani. Kiedy się zgłosić? - Wręczając kobiecie sakiewkę z antycznymi monetami Erven liczył w duchu na to, że obietnica większego procentu dodatkowo zmotywuje handlarkę. Niewielka strata dla niego, a większa szansa na lepszą cenę. Poza tym zależało mu na dobrym wrażeniu, a biznes to biznes i o jedno, i o drugie dbać trzeba.|
- Po tym jak skontaktuje sie z klientem. Czyli dzień lub dwa. Aktualnie pod zastaw mogę wypłacić 100 monet.
- W takim przypadku będę za kilka dni. Liczę na owocną współpracę - powiedział z uśmiechem i puścił jej oczko.
- Służę również w sprawach handlu wszelakimi artefaktami, jak też zleceniami na nie.
- Oczywiście. Jakieś konkretne zlecenia na tą chwilę? Jak bym był w okolicy mógłbym rzucić okiem tu czy tam.
Właścicielka wyciągnęła z pod lady pęczek zleceń i pokazała kilka magowi.
Dragons Dogma (Smocze dogmaty) - księga 5000g. lokalizacja nieznana
Dark Soul (Mroczne Dusze) - księga 6000g lokalizacja nieznane
Gwiazdozbiór - klucz 2000g lokalizacja “zapewne pod barierą” (???)
“Miecz wielorękiego” - Miecz o zdobieniu z istoty z 6 rękami. 4500g Okolice piekielnej wyrwy w jaskini na drodze Stolica - Garnizon. Możliwe zagrożenie ze strony piekielników.
Ostrze anioła - 6000g stara stolica
Tengenwood - pierścienie (para)10000g nieznane, zdaje się że są w posiadaniu Uverworld. Zleceniodawca Diuk Edmund
- To znaczy zleceniodawca już nie żyje, ale jest ktoś jeszcze je chce więc zlecenie pozostało.
Rękawica szyfrów - 7000g klucz/rękawica nieznane.
Yamato - 10000g miecz nieznane
Lucyfer - broń nieznana 5000g zleceniodawca Dante.
- Są jeszcze takie jak pancerny pierścień, również nie wiele znane i aktualnie poszukiwane, ale gdyby się znalazł to i cena by się znalazła. Różnego rodzaju kostury, stare ale wspanialej jakości miecze. Nie jestem zaznajomiona z rynkiem zbrojeniowym ale niektóre miecze-antyki są w stanie konkurować z dziełami Samuraja.
- Brzmi obiecująco - powiedział mag odbierając zlecenia - Może na coś natrafię, a skoro już teraz wiem czego szukać, to połowa zadania zakończona sukcesem, ale dobrze. Znasz może kogoś kto byłby zainteresowany kupnem kamiennych posągów? Jak żywe! Lub trofeum z piekielnika, jego hełm? Przyniósłbym na dniach jak tylko skontaktuje się z moim towarzyszem.
- Trofeum z piekielnika? - zaskoczyła się Armoria. - przeklęte rzeczy... o dziwo wiem kto chciałby to kupic, lecz nie będę w stanie handlować. To raczej jeżeli chcesz się tej rzeczy pozbyć. Ktoś z magów zbiera takowe przedmioty jednak nie wiem ani kto ani dlaczego. Wymiana także jest dość specyficznie określona. - wyciągnęła z pod lady kartkę zapisana fioletowym tuszem.
“Skup rzeczy przeklętych... (określone miejsce gdzie zostawić obiekt handlu) zapłata w tym samym miejscu nad ranem.”
- Tyle wiem. A jeżeli posagi ładne to może się je do zamku wstawi. Trzeba porozmawiać ze staruszkiem. On się zamkowymi rzeczami zajmuje. Taki białowłosy, z laską. Na zamku urzęduje, razem z Tellegenem.
- W takim przypadku dziękuję bardzo pani Armorio, ja wszystko pójdzie po mojej myśli to procencik pani przypadnie z całego tego handlu. Na mnie jednak pora, mam wiele pracy przed kolejnym dniem.- to powiedziawszy i widząc że ma jeszcze trochę wolnego czasu ruszył do karczmy.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 21-09-2014, 12:35   #65
 
Imoshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dzień siódmy, Dołączony złodziej

Bezimienny na razie złodziej z kolei wykorzystał wszechobecną krzątaninę, by rozejrzeć się po osadzie. Z kapturem na głowie i maską na twarzy, starając się nie rzucać w oczy, sprawdzał budynki, pomagając sobie latającym, czarnym krukiem.
Pomimo sporej krzątaniny, mieszkańcy byli dość uważni, a w niektórych domach pozostały wciąż dzieci. Te, które padły jego łupem, jak można było przewidzieć, nie posiadały nic ciekawego. Osada nie słynęła z wielkich wymagań co do dóbr własnych. Główny cel tej wyprawy został jednak wykonany. Magazyny stojące na uboczu wsi. Zawierały głównie elementy rolnicze, i żywnościowe dla hodowli. Magazyny wewnątrz, głównie większą część różnego typu zapasów i przetworów. Ostatnie były magazyny i spichlerze za osadą, w okolicach pół uprawnych, te były najobszerniejsze, choć zawierały karby matki natury. Były jeszcze pomocnicze szopy za osadą, ale w stronę rzeki. Tam trzymano inne elementy. Ochrona, a raczej obserwatorzy zajmowali się głównie magazynami spożywczymi. Choć z rzeczywistej sytuacji, po prostu w tamtych okolicach przygotowywali się na wieczór.
Złodziej nie maił wobec tego żadnych planów na teraz. Niedługo przed wieczorem udał się na drobny spacerek wokół magazynów, szukając strażników, którzy nie byliby zbyt przywiązani do swoich kluczy. Zawsze wygodniej mieć klucz niż bawić się wytrychami, mężczyzna nie planował podejmować zbyt dużego ryzyka.
Dziwny feler. Jeżeli strażników nie było dwóch, to znów nie było żadnego. Sądząc z całej miejskiej paplaniny to co miało nadejść było ważniejsze od wszelkich zabezpieczeń.
Wobec tego mężczyzna zaufał swej zdolności otwierania zamków, i spędził resztę dnia poznając dokładnie całą Osadę.


Noc Wykwitu Lycrisu

W innym punkcie Osady ktoś, po uprzednim upewnieniu się, że nie jest obserwowany, począł grzebać przy zamku jakiegoś wyjątkowo obiecującego magazynu. Jakże przydatne okazywały się czasami zdolności otwierania zamkniętych drzwi…
Gdy już dotarł do “zapasowych magazynów” nad rzeką, zabrał się do rabunku. Gdzieś po drugiej stronie osady świeciło i grzmiało. Cóż za wspaniała okazja, wszystkie niechciane oczy były bowiem skierowane w tamtym kierunku.
Gdy po dłuższej lub krótszej chwili drzwi uległy, mężczyzna stanął na przeciw sporym zapasom. Mąka, przetwory, przyprawy, wina, czy inne, najróżniejsze zapasy nie ulegające zbyt szybkiemu zepsuciu. A co najlepsze, kradzież mogli odkryć dopiero za jakiś czas; były to w końcu zapasowe magazyny, używane zapewne dopiero w razie kryzysu… Było też trochę narzędzi, lin i sprzętu typowo użytkowego. W sumie spory zysk w granicach 2-3 tysięcy, przy dobrej dyplomacji. Następnym razem, gdy ktoś otworzy taki magazyn, ujrzy jednak jedynie pustkę.


Christos, noc ⅞ i poranek dnia 8

Christos po walce zdawał się zupełnie niewzruszony. Ani kropli potu na twarzy, żadnego grymasu zmęczenia. Zapewne było kilka osób winnych mu podziękowania za działania na wszystkich frontach, miało to dla niego jednak małe znaczenie.
Udał się do jadłodajni, wraz z większością; siedział jednak tylko po turecku, kilka stóp nad ziemią, obserwując zgromadzonych. Lewitując tak zwracał na siebie sporo uwagi, choć nie był do końca tego świadomy; dodatkowo ciekawość mógł wzbudzać fakt, że jako jedyny nie wmusił w siebie ani kęsa posiłku.
- Ładny popis nam tu dałeś. - zagadnęła łuczniczka. Jej posterunek zdaje się był gdzieś w okolicach rzeki.
- Ano postarałeś się. - rzekł Syriusz. - Nagrody jednak sami rozumiecie... ale ucztujcie do woli. Tyle przynajmniej możemy wam zapewnić. - Mrugnął i odszedł w kierunku pozostałych biesiadników.
- Od tego są tacy jak ja - odparł pomarańczo włosy - szkoda jednak, że jest NAS - dziwnie zaakcentował to słowo - tak mało. -
- Ach. Popisy. Szermierze lubią się popisywać, tak jak i strzelcy. Ale twój pokaz był... wielce ciekawy. Czym się zajmujesz? Tak poza pomaganiem słabszym. - ciągnęła dialog. Widać, potrzebowała chwili rozmowy.
- Szukam informacji. I ludzi. A Ty - po raz pierwszy spojrzał ewidentnie na dziewczynę - Czym się zajmujesz? - na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.
- Wędruję. Chwytam się zajęć gdy trzea. Zwiedzam. Uciekam od wojska. - mrugnęła przyjaźnie. - Zbieram zioła, kwiatki dla siebie, a lecznicze i inne dla zielarzy. Poluję na zwierzęta. To co każda zdrowa kobieta robi na co dzień. - uśmiech rozbawienia.
- Radzisz sobie sama? Ten świat jest dość niebezpieczny, ażeby poradzić sobie na nim bez jakiejkolwiek pomocy… - spoglądając na nią, patrzył też na jej aurę, by określić czy jest przybyszem.
Była tutejszą, choć aura zdawała się być odrobinę inna niż ludzi z tego kraju.
- Prosta zasada. Trzymam się od miejsc wielce niebezpiecznych z dala. A gdy nie ma wyjść zawsze mogę kogoś poprosić o pomoc. - stuknęła w sakiewkę. - na wypadek gdyby nie był dobroduszny. - pogodny uśmiech. - Tam gdzie się urodziłam są gorsze niebezpieczeństwa.
- Skąd więc jesteś, abym wiedział jakiego miejsca się wystrzegać? - ten sam typ uśmiechu.
- Icegard. Kraj lodu na południu i ku niebu. Zapewne jeszcze nie widziałeś masywnych szczytów Pasma niebios. A właśnie u ich szczytu leży mój kraj. Mroźne równiny, lodowe pustkowia, zimno i niebezpiecznie.
- No nic. Miło było tu posiedzieć, ale na mnie już pora. Mam jeszcze sporo do zrobienia. - chwilę później Christos wyleciał z Osady. Zahaczył o karocę, na której postanowił przetestować swoją nową technikę. Po kilku minutach koncentracji, wyszła ona perfekcyjnie, a maleńkie oko wewnątrz środka transportu czujnie się rozglądało, po chwili jednak znikając.
Christos odleciał dalej na wschód, kierując się do Punktu Obserwacyjnego. Oczy Czasu powinny znać odpowiedź na pytanie “Czy Duchy dotarły tu w ciągu ostatnich kilku dni?” W końcu nawet oni nie mogli się prześlizgnąć tu niezauważeni.
Oczy czasu:
Noc. Dziwny pojazd na kołach, nie ciągnięty przez żadną silę pociągową, podjechał pod filar.

Ze środka wyszły postacie przybrane w dziwne stroje. Była noc więc nie dało się dostrzec ich twarzy.
- A więc to tutaj.
- Da. Druh gadał, że to tutaj.
- Ten inny z którym rozmawiałem, mówił że na górze jest lekarz.
- Jak na pieruna się tam wspiąć? Ma ktoś linę?
- Odpuść John. To mi wygląda na bardzo wysoki słup.
- Szefie, to emanuje polem magnetycznym.
- Aha. - stwierdził osobnik, z którym rozmawiał Nanaph. - W takim razie to nie słup a urządzenie.
Szef podszedł pod filar, a ten się przed nim otworzył.
Dał znak by towarzysze zaczekali.
- Idę pierwszy jak nie wrócę za 20 minut znikajcie.
- Roger! - odpowiedzieli razem.
Błysk i duch zniknął. Wrócił po jakimś czasie zapewne w granicach umówionego. Razem z druhem który był obecny przy spotkaniu zabrali chorego na górę.
- Czekajcie na nas. - nakazał.
Pozostała dwójka włączyła tryb maskowania i zapewne oczekiwała na ich powrót.
Co prawda parę godzin później filar znów się otworzył jednak nikogo w środku nie było. Aura jednak pozostała.
Przybyły niewidzialny osobnik podszedł do dwóch oczekujących, dało się słyszeć odgłos zatrzaśnięcia, zapewne zamykania pojazdu, warkot i aury oddaliły się w stronę Targas.
Christos podszedł gdzieś obok punktu, gdzie czatował chwilę przy kawałku ziemi. Po jakiejś minucie pojawił się na niej symbol oka, który po kolejnej chwili jakby się rozpłynął. Pomarańczo włosy, korzystając z należącego do Duchów przedmiotu, wszedł na górę platformy, i również tam zostawił gdzieś symbol, który mógłby się mu kiedyś przydać. Następnie wzleciał w górę i zaczął się rozglądać po Punkcie. Z pewnością piękny, nocny widok, choć Christos szukał głównie drugiego Ducha.
Dlaczego go nie widział? Dlaczego nie mógł go wyczuć? Z przyczyn naturalnych? Nie. Coś mu to uniemożliwiało, coś lub ktoś. Zapewne nieznanym sposobem ukrył obecność dwójki duchów w tymże miejscu. Tylko w jakim celu?
Kłopotliwe. Ukrywanie aur było nader irytujące, na szczęście jednak pomarańczo włosy miał też inne opcje szukania celu. O Czasie, powiedz, dokąd skierowały się Duchy w przeszłości? Albowiem tam gdzie poszły, tam muszą być.
Tak. To przecież oczywiste, ich cel to Lea. Tam też skierowali swe kroki.
O tej porze dom Lei jest zamknięty. Jej aura jednak wciąż pozostała widoczna. Spała w sypialni, na wyższym piętrze. Niespełna godzinę po wejściu duchów do pomieszczenia Smith opuścił go wrócił pod platformę. A co z pozostałą dwójka? Jak do tej pory jeszcze nie wyszli. To dziwne?
Jako, że noc powoli zbliżała się ku końcowi, a Christos nie miał innych zajęć, postanowił poczekać do ranka, a gdy nastała jakaś ludzka pora, zapukał do pani doktor, lewitując około dwóch metrów nad ziemią, do góry nogami
- Witam, Pani Leo… ma Pani może dwóch gości? -
Pani doktor spojrzała na jakże nietypowo przybyłego osobnika.
- Witam. - na pytanie o gości nawet nie drgnęła - Załóżmy że nie mam. - Powiedziała upijając łyk mocnej palonej kawy. - Jak mniemam o kogoś konkretnego, w jakimż to celu? - zapytała podpierając się o futrynę.
- Tacy dwaj mili Panowie, najnowsza technologia, i tym podobne. Jeden z nich był chory, a ja mam do nich interes.
- Hymm. Przekażę im ten interes gdy ich spotkam. - rzekła ospale.
Za christosem ustawiła się kolejna osoba z interesem do pani doktor. Czekała dość cierpliwie, ale christosa zrugała jednym gniewnym spojrzeniem. nie wiedzieć nawet dlaczego.

- Nadal są u Pani, nie trzeba orlego wzroku by to stwierdzić. - w jego dłoni pojawiła się rzeczona bransoleta, gdzie Christos wyszukał wskazany wcześniej Nanaphowi guzik. Nie dawał jednak jeszcze przedmiotu Lei, czekając na ewentualne tłumaczenie - wiedział w końcu co widział.
- Ciekawi mnie skąd to wiesz, skoro nikt nie powinien. Niestety nie pozwolę się z nimi spotkać. Chory musi jeszcze odpoczywać. Paskudny wirus, obaj zarażeni, choć ten drugi od niedawna. Mam przekazać im tę bransoletę czy może jakąś inną sprawę. Jak widzisz, mam jeszcze klientów.
- Ją, i jeszcze coś. - z pozawymiarowej przestrzeni pomarańczo włosy wyjął zwój - Proszę im przekazać, żeby oddali to Smithowi, jak już się z nim spotkają. -
- O! - Wydała z siebie odgłos na widok bransolety. - Wspomniano mi o tym. To drugie też przekażę. Jeszcze coś? -
- Wszystko. - chwilę później Christosa już w Punkcie nie było. Był zamiast tego pod nim. Zostawił tam dwóch, czarnoskórych, słabych dołączonych, znanych już choćby Ervenowi, by przyglądali się temu miejscu i działali, jeśli znajdzie się ktoś, kto nie może wejść do Punktu.
Christos sam natomiast postanowił polecieć w kierunku San Sarenidas, by spotkać się późnym popołudniem z Ervenem...
 
Imoshi jest offline  
Stary 04-10-2014, 20:59   #66
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Wieczór dzień 8 / Stolica

Gdy tylko Erven uwolnił się od towarzystwa, chcąc spędzić wieczór spokojniej, w knajpie, na horyzoncie ujrzał znajomego pomarańczo włosego. Christos poszedł za nim do karczmy, gdzie spokojnie zaczekał aż ten zamówi sobie ewentualny posiłek
- Jakie mamy plany po opuszczeniu San Sarenidas? - |
“Jest wczesny wieczór”, pomyślał Erven patrząc przez okno po czym spojrzał na Christosa biorąc kęs strawy
- Nic nadzwyczajnego, sam pewnie zostanę tu na dłużej. Wiesz, dużo się dzieje i mam pare spraw do załatwienia, a potem? Potem się zobaczy… chyba, że… masz jakiś plan. No, to go wtedy wysłucham |
- Plany są zawsze. Po pierwsze… Klucze. Myślę że rozsądnie byłoby zdobyć choć jeden z nich, przekonać się czym są, a także je zbadać, Panie Badaczu. Jeden z nich jest na pustyni, poszukiwany przez pewnego elfa… ktoś zajmuje się już odnajdywaniem go, może wspomożemy go w walce o Klucz. Drugi jest w Kraju Ziemi, na wschodzie… można by było się tam przelecieć. Słyszałem, że jest tam też tak zwana Fabryka Amunicji. Pamiętasz broń palną? Tutaj amunicja to rarytas, pomyśl w jakich cenach mogłaby krążyć… -
Erven zaśmiał się pociągając łyk trunku i spojrzał rozbawionym wzrokiem na rudzielca
- Taaa… to dobry plan, jak będzie bitwa o klucz to czemu nie. Z chęcią rozciągnę kości. Co do fabryczki… hmm… lepiej się solidnie przygotować. To nie będzie łatwe. Przy okazji… chcesz piwo? Samo zdrowie mówi Ci.
- Z innych spraw, pozostaje stara twierdza, stara stolica i garnizon… to nam po drodze. Osobiście uważam, że na twierdzę jesteśmy już gotowi. Mogę nawet pójść przodem - potrzebuję tam Ciebie bardziej w roli maga, który upewni się, że cała energia magiczna stamtąd już zniknęła, i że piekielnicy nie wrócą. - pytanie o piwo zignorował… dziwaczny rudzielec.
Erven się zaśmiał i nalał do wolnego kufla piwo z dzbanu podsuwając go przed Christosa
- Masz, pij i nie pytaj czy możesz, wiesz że się nie obrażę. Co do Twierdzy… hmm… dobre pytanie. Najpierw musze jeszcze podszkolić kilka rzeczy i można wyruszać choć mówie, że nie jesteśmy jeszcze gotowi, tyle co zwiad, a potem się wynosimy. Pasuje?
Pomarańczo włosy nieśmiało chwycił za kufel, który zaczął powoli opróżniać. Sharsth nie mógł jednak wiedzieć, że alkohol znikał z jego organizmu wraz z wejściem do żołądka, lądując gdzieś poza wymiarem. Tak to jest, jak człowiek ma w brzuchu czarną dziurę… dosłownie.
- Może tak być. Masz jakąś kartkę, lub zwój? Przyda mi się do nowej techniki… -
Erven pokręcił głową
- Nie przy sobie. Papier jest dobry, ale nie trwały i… hmm… - zamyślił się na chwilę. Sięgnął po jeden z pamiętników z Twierdzy, obrócił na ostatnie strony i wyrwał czystą, choć starą kartkę. Poszło łatwo.
- Proszę. To powinno wystarczyć.
Christos dotknął kartki palcem wskazującym, a ona zaczęła delikatnie falować. Na pożółkłej kartce po chwili pojawił się okrągły symbol, przypominający prawe oko pomarańczo włosego.
- Trzymaj to przy sobie, póki jesteśmy… drużyną. Pozwoli mi się do Ciebie przenosić. - stwierdził, podając pieczęć biało włosemu.
- Dobra, jak moge się z Tobą inaczej skontaktować? Nie chciałbyś się pojawić w złym momencie - powiedział z uśmiechem chowając kartkę w kieszeń.
- Jest czuła na bodźce. Gdy zegniesz kartkę drugi raz na pół, będę wiedział, że to zły moment - Christos odwzajemnił uśmiech - Masz wolny wieczór? Powinniśmy w końcu pomyśleć nad nauczeniem Cię telekinezy, karoca jest strasznie wolnym środkiem transportu, a w kraju gór zapewne bezużytecznym. -
- Śmiało, możemy zacząć od ręki. - odpowiedział Erven - Jestem szybkoukiem więc nie powinno nam to zając długo.
- Nawet ja, choć magią się nie param, opanowałem to dość szybko. Podstawą jest skupienie energii, ale to masz w małym palcu. Spróbuj skoncentrować energię w dłoni i poczuj jak powoli opuszcza ona twoje ciało, nie tracąc jednak swojego kształtu, ani połączenia z nim. - dla ukazania przykładu pokazał dłoń i także się na niej skoncentrował - Skup się na tej duchowej dłoni. Postaraj się wyczuć zasadę jej działania, a następnie pokieruj, by chwyciła powiedzmy ten kufel. -
Erven nie zwlekał. położył kufel na stole i otwartą dłonią zaczął skupiać energię. Chwile później kufel zaczął drżeć i powoli się przemieszczać sunąc po stole w kierunku dłoni.
- Ciekawe, będę musiał pomyśleć nad innymi zastoaowaniami tej sztuczki.
- Wiedziałem, że szybko załapiesz. To podstawa, wszystko inne wynika z tego. Dłoń najprościej uformować w ręce, potem jednak można ją podzielić na znacznie więcej niewidocznych rąk do pracy, a te wykorzystywać na wiele różnych sposobów. - Christos w ramach pokazu podniósł się kilka centymetrów nad podłoże, trzymany przez tuzin niewidzialnych rąk - Kolejnym sposobem jest zmiana otwartej dłoni w pięść. W ten sposób, zamiast przenosić przedmioty, stworzysz impuls, który zadziała podobnie jak naturalna pięść. Wraz z praktyką, siła będzie rosła. Dziś ledwie uniesiesz kufel, a za tydzień kilkuset kilowe ciężary nie będą problemem.
Erven się zaśmiał
- No nie, no, jasne. Praktyka czyni mistrza, nie? - szeroki uśmiech, tak już widział możliwości zastosowania tej arczy jeden świadek ‘przejęcia’wiedzy w praktyce.
- Dokładnie. No nic, poćwicz i zakończ swoje sprawy. Zapewne sporo czasu spędzisz jeszcze w Świątyni Wiedzy…? Ja mogę w tym czasie zrobić mały rekonesans. Zdobędę parę zleceń i informacji, przyjrzę się paru punktom. Gdy już się nauczysz lewitować w znośnym tempie, lub będę Ci do czegoś potrzebny, wezwij mnie. Powiedzmy, że na widok słońca pieczęć się uaktywni i się pojawię. Tymczasem znikam. -
- Daj spokój, nie ma co się śpieszyć, usiądź zrelaksuj się - powiedział Erven kładąc mu dłoń na ramieniu sadzając go z powrotem na krześle - Poza tym bracki o Ciebie pytał bo dawno się nie widzieliście.
- Skoro już o nim mowa, to masz o co prosił? - Christos ani myślał dać się posadzić, a wysiłki Ervena musiały spełznąć na niczym wobec nieludzkiej siły pomarańczo włosego - A spieszyć się muszę. Tylko kwestią czasu jest, jak Ci którzy mnie, nas obserwują zaczną działać. Muszę być na to przygotowany. -
- Popadasz w paranoję, wyluzuj. Im bardziej podejrzanie będziesz się zachowywał tym szybciej dobiorą Ci się do dupska. Graj na zwłokę, taka dobra rada. - rzucił krótko Erven nadal siedząc przy stoliku.
Tego dnia i o tej porze w karczmine nie było tłoczno. Tutejsi, raczej szaraki, zasiadali po katach sącząc swoje piwa i rozmawiając znośnym tonem. W pewnym momencie zapadła jednak cisza. Bo oto do baru weszły osóbki nie przeciętnej urody.


W pierwszej chwili Erven spojrzał na Christosa jakby pytajac czy to nie jego “rodzina”. Urok obu pań był niezwykły a gdy usiadły przy kontuarze, nieopodal rozmawiającej dwójki dało się poczuć przyjemna woń lawendy, i pomarańczy. Obie panie wydawały się mieć dobre humory, o czym świadczyły ich śmiechy i przepiękne uśmiechy. Ot co, tylko brać i postawić paniom drinki.
- Poczekaj chwilę zaraz dokończymy - rzucił szybko Erven Christosowi i już był przy dziewczynach zagadując z szerokim uśmiechem - Witam miłe panie… siedziałem właśnie z kolegą i rozmawialiśmy o tym jak piękny mamy dziś dzień kiedy dwa słońca rozjaśniły to miejsce. Jak bardzo chciałyby panie spędzić chwilę czasu na relaksującej rozmowie? Może coś do picia?
Panie zaśmiały się uroczo do siebie i przytaknęły. Szczególnie ta w dłuższych rękawach (bez kucyków), zdawała się z zaciekawieniem obserwować Christosa. Doktor Lea wspominała na wykałdzie co nie co o feromonach, jednak owa sytuacja raczej nie miała z tym wykładem nic wspólnego. Ot co za dziwne myśli plączą się w umysłach mężczyzn na widok kobiet.
Panie z radością przysiadły się do stolika, szczęśliwe również dlatego że zostały ugoszczone napitkami.
- Jestem Imai. - Przedstawiła się dziewczyna w marynarskim mundurku. Mrużąc delikatnie oczy. W jej przepięknych krystalicznie szafirowych oczach zdawawało się utonąć w pustce która wypełniała umysł. Wszystkie zbędne myśli ulatywały, przy jej pięknie.
- A mnie nazywają Loren. - Druga z pań z kolei wypełniała umysł radościa. Jakim cudem? Zadawała się być jak słońce, które wypełnia serca zgromaczonych. A jej uśmeich... cudo. Erven może i chciał im zaimponować komplementami, a le tym jednym porównaniem nie pomylił się ani o cal.
- Jestem Erven - przedstawił się nekromanta - ...a to mój dobry przyjaciel Christos. Szermierz jakich mało, ale wybaczcie mu jeżeli jest spięty… to zwykłe zmęczenie. Niedawno zawitaliśmy do miasta. Powiedzcie nam prosze, co tak piękne dziewczyny robią w miejscu takim jak to? Jak nic, powinnyście być goszczone po królewsku w samym pałacu.
- Ach te pochlebstwa. - Imai rosiadła się wygodniej, nie zachowując już tak zamkniętej pozy - Nie każda dziewczyna, Ervenie, musi być damą. A przy najmniej nie po godzinach bycia nią. - Pochłonęła sowity łyk piwa. - Każdemu należy się chwila wytchnienia i odpoczynku, w tak zabieganym świecie. Prawda? - zapytała ogółu.
Druga dziewczyna zdawała się być odrobinę mniej śmiała, wciąż zerkała na Christosa, nawet lekko się rumieniąc.
Widząc że Christos zamierza opuścić stolik Erven powiedział
- Dawaj Christos, siadaj, wiem, że Ci się śpieszy, ale Twój brat by nas nie opuścił. Chyba nie chcesz być od niego gorszy, nie?
Pomarańczo włosy ostatecznie dał się namówić.
- Niech i tak będzie, nie będę łamał wam serc. - wysilił się na uśmieszek.
Skromne dziewczę ewidentnie się uśmiechnęło i rozpogodziło. Jej aura również przyjemna dla oka stała się spokojna.
- Christos, prawda? Mam pytanie - zaczęła Imai - Twoje włosy są naturalne? Ten pomarańcz?
- Jej włosy zmieniły kolor po przybyciu. - wytłumaczyła nieco bardziej otwarcie Loren. - Dopytuje o ot każdego kto ma identyczny kolor włosów. Moje są naturalne - dodała pośpiesznie.
- Loren problem leży raczej w tym, że nie sposób ich przefarbować.
- To chyba kwestia dlaczego takie są. Pewnie miałbym podobnie, gdybym spróbował. Rzeczy nadnaturalnych naturalnie się nie pokona… ale po cóż je farbować? Pasują do Ciebie. -
- Jak wiesz kobiety lubią niektóre zmiany. - mrugnęła zadziornie - Może jeszcze przez jakiś czas, o ile nie znajdę sposobu, pobędę w tym kolorze. W końcu pomarańcz to kolor ciepła, energii i zabawy.
- Znaczenia kolorów tak jak i kwiatów bywają mylne. - dodała Loren - W twoim jednak przypadku tył by to kolor szaleństwa.
- Oj Lor. Ty też powinnaś trochę się odprężyć. Zobacz mamy doborowe towarzystwo. Nie bądź taka spieta. O! A może pomożecie ją rozruszać. - Zaśmiała się Imai zerkając to na Christosa to na Ervena. - No panowie. Co proponujecie. Dziewczę takie nieśmiałe i speszone a dużo ma na głowie, oj dużo. Jak tu jej humor poprawić, jak rozweselić, jak odprężyć. - Pociągnęła duży łyk piwa.
Erven upił łyk pienistego po czym odłożył je na stół i pochylając się w kierunku dziewczyn mówił.
- Opowiem wam historię która się nam przytrafiła w drodze do Punktu Widokowego który mieliśmy okazję zwiedzić. My jak to my z Christosem mamy taką żyłkę poszukiwaczy przygód, awanturników i jak tylko dowiedzieliśmy się, że jest taka jedna opuszczona twierdza… cóż, nie mogliśmy nie sprawdzić. Więc wkraczamy w przepastne, grożące zawaleniem się mury wycinając w pień nieumarłe sługi jakiegoś szaleńca, czy innego demona, aż tu nagle słyszymy dźwięk ciągniętego po posadzce ostrza. Patrzymy na siebie, ja na Christosa, Christos na mnie. Co tu robić? Nie było co długo myśleć. Idziemy! Patrzymy… a tu nagle pojawia się przed nami ta ponad dwumetrowa bestia co to jak człowiek wygląda, ale zamiast głowy ma wielgachny, szpiczasy hełm… Rzucam więc do Christosa “Gość ma kompleksy, co nie?” Śmiejemy się obydwoje, a ten jak gdyby nigdy nic na nas. Walka była nieunikniona. Patrzymy na sie, on na nas, my na niego, a jak on nie uniesie swojego miecza i ciach w naszą stronę… to dziura w murze. No to dawaj sieczemy go. Christos mieczem, ja magią, a on nic. Cały pocięty, poharatany i mówię wam gdyby to był zwykły człowiek to po dziesięciokroć już by wyzionął ducha. Christos rzuca ktrótkie “Piekielnik”, ja w odpowiedzi “No rzesz..”. to to dalej z nim tańcujemy. Zmęczenie powoli bierze górę nad naszymi siłami, kiedy nagle do głowy wpada mi myśl. “No przecież..” zagaduje do Christosa “Powstrzymaj go” a ten bierze się do roboty. W każdym uderzeniem piekielnika czujemy jak cała forteca drży i chce nam runąć na głowę, ale nie ma takich. Trzeba iść dalej. No to wydobywam stary pożółkły pergamin co to znaleźliśmy wyżej i zaczynam z niego czytać, a piekielnik robi się czerwony, pada na kolana, paruje i znika. Niby fajnie, bo został tylko jego hełm, ale pargamin poszedł w trzy diabły bo spłoną wraz z ostatnią przebrzmiewającą nutą. Heh, fajnie, ale nie zdążyłem nauczyć się zaklęcia. No tak stoimy, dwa bohetery jak ostatnie głupki patrząc na hełm. “I co żeś zrobił? Już go miałem” mówi Christos, a ja mu na to wzruszeniem ramionami. Więc stoim tak we dwóch wyczerpani i myślimy czy nie iść niżej. Mój towarzysz, zapaleniec jeden mówi “Idziemy!” a ja mu “Daj stary odpocząć, zawitamy do stolicy, popijemy, pobawimy się, a potem możemy tu wrócić”. Bo jest coś czego wam jeszcze nie powiedziałem, tam na dole to się jakieś pradawne zło czai, bo obydwoje z Christosem mamy ten instynkt ostrzegawczy, te ciarki po plecach kiedy czeka nas coś złego. Więc takim sposobem najpierw był Punkt Widokowy, potem bitwa z innym piekielnikiem ciemną nocą, aż w końcu pomagaliśmy bronić Osady przed wykwitem Nitro Lycrisu… ale to wszystko to tematy na inne opowieści są. I tak oto po tych wszystkich przygodach znaleźliśmy się tutaj. Jak widać jeszcze żyjemy i mamy się dobrze, więc coś to musi znaczyć, a teraz… za wyborowe towarzystwo! - wzniósł toast Erven wznosząc kufel ku górze.
Panei lekko oniemiałe również uniosły kufel ku tosatu zwycieżonym.
- A więc walczył pan an równie z piekielnikiem . - Loren jak oczarowana spoglądała na Christosa. Nie słysząc rozmowy pozostałej dwójki.
- Tak. Piekielnik powiadasz. I zaklęcie na pergaminie. Aż dziwne że zadziałało za pierwszym razem i coś dziwne się nie pomyliłeś. - zaśmiała się Imai. - Opowiadanie do kufla piwa w sam raz, choć ta bajeczka o piekielniku taka aż na zaś. Gdyby to był jakiś wielki szkielet albo grobownik, czy inna bestyja co to w lochach i fortecach gustuje to łatwiej było by przełknąć. A tak piekielnika ubiliście w dójkę. Ale Loren się podoba. Mrugnęła zaznaczając dwuznaczność swej wypowiedzi.
- I jak to było co pan czuł. - dopytywała Christosa. - Nie bałeś się. Rzeką że to istoty z samego piekła i do niego zabierają swe ofiary.
- W sumie, w ciągu dwóch dni spotkaliśmy dwa piekielniki. Ten kostur, należał do jednego z nich. Fleciarza-nekromanty diabelnie przebiegłe dziadostwo. - powiedział Erven do Imai. - Choć przyznam, że najpewniej mieliśmy wiele szczęścia. Nie śpieszy mi się do kolejnego ich spotkania. Wiesz, pergamin był spisany w języku który akurat znałem, a raczej w jego młodszej pochodnej, więc nie stanowiło to większego problemu.
- Zaraz za pierwszym razem. Nie wiecie nawet ile czasu się z tym męczył, a w ostatecznym rozrachunku zmarnował cenne zaklęcie, gdy już miałem porozcinać tego piekielnika na amen. - wtrącił się w rozmowę Imai i Ervena z uśmiechem, zaraz spoglądając jednak na Loren, jakby poważniejąc - Piekielnicy… Czy to istoty z piekła? Może i tak. Strach przed nimi to dla niektórych naturalne - spojrzał na Ervena wymownie - odczucie. Atakują w końcu bez ostrzeżenia, z ogromną siłą… ale najgorsza w nich jest ich nienawiść. Cali są nią przepełnieni… dusze wypaczone negatywnymi emocjami aż do szaleństwa… Nie, nie boję się ich. Współczuję im. Ich istnienie musi wiązać się z niekończącym cierpieniem, zarówno swoim jak i innych… -
- Pan Tellegen kiedyś o nich wspominał. Choć nie pamiętam wiele. Zdaje się że mówił coś o piekle i o jakimś problemie. Ale piekło musi być strasznym miejscem.
- Niebo też nie lepsze. Słyszałaś opowieść o sprawiedliwości absolutnej i anielskiej pożodze.
- Nie.
- To najpierw łyknij na zdrowie i dla złagodzenia. Toast za bohaterów i ich boje. Rzecze się że aniołwie to dobro, jednak do szerzenia dobra też ich ciągnie, nawet jeśli siłą je zwalczają. A grzechu nie trawię, w wszelakiej nawet najmniejszej postaci. -Imai spojrzała wymownie an Ervena.- Dodać trza że keidyś spora ich grupa na ziemie zstąpiła. Koniec bajki jest jasny mam nadzieję, bo to dwa słowa. Sprawiedliwość absolutna.
- Ktoś kiedyś rzekł: “Nikt nie jest bez grzechu”. - Loren zbliżyła się do Christosa szukjąc oparcia, a może raczej pewnej dozy ochrony.
- Mało kolorowa, a może raczej monotonne kolory ma ta bajka. - rzekła Imai ponownie upijając sporą ilość alkoholu.
- Tellegen? Któż to taki? - zainteresował się Christos.
- Elf. Doradca na zamku. - Odparla Loren. - Przyjemny staruszek, choć zajęty różnymi sprawami.
- A ty skąd wiesz Lor?
- Briget znasz? Od niej słyszałam. Z resztą na zamku każdy ma coś na głowie. Ech. - westchnęła zmęczona.
Christos odczuł lekki szturchniecie ze strony Imai. Spojrzała na niego twardo, tak jakby mówiła “przyszliśmy tu odpocząć i się zabawić a nie rozmawiać o meczących sprawach”, parę dziwnych min, chyba chciała dodać “Zrób coś z nią, niech sobie głowy nie zaprząta”.
- Napijmy się jeszcze. - Zakomunikowała Imai zamawiając jeszcze trochę piwa, i kilka drinków w kolorach tęczy, mocnych drinków oraz ślimaki w maśle czosnokowych. Gdy tylko trafiły na stół dało się słyszeć aplauz od strony żołądków. Przyjemny czosnkowy zapach podrażnił nosy i zaczął zaspokajać kubki smakowe.
- Macie panowie kogoś? - zapytała bezceremonialnie dominująca panienka. Loren przez chwile walczyła z jadłem które utknęło jej gdzieś w przełyku.
- Jestem w związku z moją pracą - odpowiedział ze słabym uśmiechem Erven wyjmując przetworzony bloczek kości z torby - Christos z tego co się orientuje podobnie, ale nie jesteśmy tu by smutać. Skoro już tu jesteśmy mam coś dla was. - i tak mówiąc siłą woli obrabiał kościstą sztabkę materiału, aż powstało z niej dwa komplety kościstych kolczyków z zielonymi eterycznymi zahaczkami które wręczył Loren i Imai, a materiał który mu pozostał uformował w mniejszą sztabkę i schował do torby.


- Mam nadzieję, że wam przypadną do gustu, tak na pamiątkę naszego spotkania.
- Ależ dziękuję. - rzekła zachwycona Loren. Miała jednak drobne problemy z założeniem prezentu, nie mogła wcelować w otwór w uchu. Miała jednak blisko siebie osobę dla której alkohol nie stanowił problemu. Na otwartej dłoni położyła dwa przygotowane kolczyki, drugą ręką odsunęła włosy z jednego ramienia odkrywając swój kark i ponętna szyję i podsunęła się do Christosa. Taki gest wystarczył zamiast słów. Co więcej z tej pozycji dało się ujrzeć pięknie wyeksponowany dekolt.
Christos, nic nie mówiąc, pomógł dziewczynie założyć ozdobę. Mimo sporej ilości wypitego alkoholu, zdawał się na niego zupełnie nieczuły, całkiem trzeźwy, a jednocześnie dość… zdystansowany do kobiet.|
- Dziękuję za pomoc. - odparła i nagrodził wojownika przemiłym uśmiechem.

Imai nie miała żadnych problemów po prostu schowała prezent do kieszonki w dekolcie.
- Miły gest z twojej strony. Przymierze później - stwierdziła - W czasie wolnym nie zwykłam nosić ozdób.
- Dla tak pięknej dziewczyny, ozdoby są tylko miłym dodatkiem. - powiedział Erven uśmiechając się do Imai.
- Dziękuję za komplement.
- Wiecie, podoba mi się ten świat, jest taki spokojny, wręcz sielankowy. Nie to co u mnie! Jak wyglądały wasze światy nim tutaj przybyłyście?
- Zniszczony. - powiedziała Imai. - Walka z aniołami, które z resztą o wiele bardziej przypominały potwory. Nic ciekawego do powieści.
- U mnie spokojnie i raczej technicznie. Rozwój postępował powoli, ale do przodu. Trochę podobnie do tego trochę bardziej postępowo. Odrobinę magicznie. - Doparła Loren.|
- Ciekawe, spotkałem w Punkcie Widokowym grupę ludzi którzy w swoim świecie zajmowali się walką z aniołami, czy bogami, którym bliżej było do monstrum. Niestety nazwy ich grupy nie pamiętam… God… eater? Chyba tak, to jedni z Twojego świata Imai?
- Nie nie. U nas miano aniołów otrzymało zdaje się 12 istot. A walczono z nimi dzięki robotom. A grupa czy też organizacja się tym zajmujaca nosial miano hm... n... Nerv? A z resztą.
- Pan Tellegen kiedyś żekł że istnieje tyle światów ile wyborów istnieje w danej chwili i ile samych zostanie stworzonych. Określił to mianem wszechprzestrzeni. - pochwaliła się swoja pamiecią Loren - Mówił też że wszystkie światy nie mogą się ze sobą spotkać ze względu na odległość... nie nie... granicę odległości ich dzielących. Tak tak właśnie powiedział. Co znaczyło? Im?
- Nie pamiętam by coś takiego opowiadał. Rozumuję jednak że jeżeli pewne światy są do siebie zbliżone to mogą się ze sobą spotkać. A raczej może istnieć świat w którym się splatają.
- No właśnie. Stwierdził wiec że coś jest nie tak z granicami i dlatego dużo różnych osób trafia tutaj.
- Uverworld ot co. Stworzyli czarna bramę i sprowadzili wszystkich tutaj. Co prawda wciąż mu tu coś śmeirdzi bo stworzyli bramę zdaje się 3-4 miesiące temu a klucze do niej istnieją już od dawna w legendach. Ale... czarne charaktery zawsze coś knują wiec i na to mają pewnie plan.
- Może nie tyle co stworzyli, co wydobyli na światło dzienne? Łatwiej coś odnaleźć i umieścić gdzieś niż tworzyć od nowa. Poza tym, gdyby tworzyli od nowa to bez kluczy nie byli by w stanie dopasować już istniejących do nowej bramy. - zauważył Erven
- Kto wie, Erven. Ten świat jest dziwny. Naprawdę dziwny. Nikt chyba nigdy go nie zrozumie.
I tak jakby w tonacji głosu Erven, na chwile się zamyślił. Nikt nie jest pojąć tak świata, jak mag. Może jest ktoś kto wie o wiele więcej niż wszyscy inni. A z całą pewnością będzie to mag. Pytanie tylko kto? Ktoś z tej rzekomo zaginionej organizacji, czy może ktoś kogo wszyscy znają. Dziwne przeczucie mówiło, że oba te warianty mogą być słuszne.
Erven wiedział już gdzie pytać, kogo pytać. Usłyszał już to imię wcześniej, do niego go odsyłali. Tellegen.
- Czas pokaże, nie mniej w tej dziwności, w tym szaleństwie, jest jakaś ukryta metoda. - powiedział nekromanta zagadkowo, a uśmiech zawitał ponownie na jego twarzy.
- No nic, na nas powoli już pora. Po Ervena niedługo przyjdzie… przyjaciel, a ja mam jeszcze sprawy do załatwienia. A jakie Wy macie plany na najbliższe dni? Zostaniecie tutaj, w Stolicy? - Christos nie zdawał się jednak w żaden sposób zbierać do wyjścia.
- Mieszkamy tutaj więc zawsze nas gdzieś znajdziesz. Zansz nasze imiona więc nie powinno być problemu.
- Za dnai praca. - stweirdziął Loren - Ale dla ciebie służę pomocą o każdje porze.
- Fiu fiu...
- Pracuję w szpitalu. - Poprawiła swoją wypowiedź speszona.
Niedługo potem rozstawali się obiecując zachować kontakt i powtórzyć jeszcze spotkanie takie jak to tutaj teraz mieli. Dziewczyny rozeszły się do domów, a niedługo potem i Christos gdzieś zniknął. Erven natomiast zniknął na chwilę na piętro by zrobić sobie maskę “borsuka” na wypadek spotkania z paserem i już na nowo był na dole sącząc powoli piwko czekając, aż pojawi się jego kontakt, zapewne złodziej którego już zdążył poznać.
Ów złodziej pojawił się kilkanaście minut później, jak zwykle w masce lisa. Wszedł tylko na chwilę, rozejrzał, jakby kogoś szukając, i już odwrócił się na pięcie, jakby nie znalazł tego kogo szukał.
Erven bez pośpiechu dokańczał kufelek pienistego po czym wstał i wyszedł z knajpy by szybko skręcić w jedną z bocznych uliczek zakładając maską borsuka i naciągając na głowę kaptur.
Wkrótce potem obaj mężczyźni szli już obok siebie, niespiesznie maszerując w kierunku szulerni
-Jak Ci minął dzień? - przerwał ciszę znany już magowi złodziejaszek.
- Lisie, mów mi borsuk, zapomniałeś? - odpowiedział czarnoksiężnik
- Oczywiście, Borsuku, jak mogło mi się zapomnieć. Jakieś sukcesy? Dowiedziałeś się czegoś ciekawego? Ja sam mam Ci jeszcze parę rzeczy do pokazania, ale to za chwilkę… -
- Mam coś nagranego. Mówię Ci, ludzie tego świata to nieogarnięci debile, zbyt łatwo dzielą się tym co mają. Poza tym parę miejsc do obczajenia. Może da radę zarobić trochę grosza, ale to jutro, pod wieczór.
- Parę miejsc? A jakoś konkretniej? Mamy w końcu sporo rzeczy do sprzedania, a niektórych mogą nasi nie chcieć… z naszej strony dochodzi pewna grupa… nie słyszałeś zapewne o Duchach? -
- Dołączają do Rodziny? - zapytał mag.
- Obawiam się, że mogą nie być zainteresowani. Mieszkają sobie, w czwórkę, na uboczu, z wielce wartościowym sprzętem i pozwalają mu się tak kurzyć, w ogóle nie używając… Myślimy, że warto by było odebrać z ich ramion ten ciężar. -
- Wszystko w swoim czasie. - odpowiedział Borsuk - Na teraz zostaje załatwić sprawy tutaj.
- Obawiam się, że trzeba tu chwytać okazję. Pojutrze ich przywódca powinien otrzymać przesyłkę ode mnie, taką jak Twoja, to będzie najlepszy moment by się im pokazać… potem oczywiście możemy tu wrócić, w kilka chwil.
- Pojutrze mówisz… jutro dam Ci znać wieczorem, raczej nie powinno być problemu. Co do naszej sprawy. Musimy zadbać, by nam się nie skończyły zapasy żywności. - odpowiedział Erven w domyśle dając sygnał “Wszystkiej żywości nie sprzedajemy”
- Dla dosadniejszego przekonania dołożę jeszcze, że jednym z ich sprzętów jest bardzo ciekawy pojazd bojowy. Na pewno Ci się spodoba. Żywność na… jedną osobę - uśmiechnął się, choć pod maską nie było tego widać - to raczej nie kłopot. -
- Myślałem raczej o handlu, wiesz, będziemy ruszać na wschód, a tam krucho z żywnością jak mniemam.
- W takim razie ile zostawimy? Połowę? Jedną trzecią? -
- Połowę, powinno wystarczyć, powinny zwrócić się koszta zakupu, a jak tam nie da rady to i tak się nie zmarnuje.
- Coś w tym jest. W takim razie cały sprzęt i połowa żywności. A teraz przejdźmy do kilku innych spraw. Liczyłem, że będziesz mógł mi nieco więcej powiedzieć o tych przedmiotach. - Borsukowi ukazały się znalezione jakiś czas temu przez Rodzinę przedmioty: kilka rubinów, dwa szmaragdy, szafir, jakiś czarny proch i dziwne, matowe ostrze.

- Daj mi chwile - powiedział nekromanta po kolei sprawdzając wszystkie rzeczy czy mają jakiekolwiek zdolności magiczne, w szczególności miecz, oraz właściwości i potencjał, tu, klejnoty.
Miecz wykonany z nieaktywnego węgla wiec odporny na wszelkie substancje kwasowe. Klejnoty raczej zwyczajne, choć tutaj mogą być dość warte.
Kilka minut później po sprawdzeniu przedmiotów obaj byli już przed umówionym budynkiem. Pora na spotkanie.
Spotkanie obyło się na zapleczu szulerni w małym pokoiku z okrągłym, oświetlonym stołem i krzesłami. Wszystko tak przygotowane by nikt nie widział kto jest po drugiej stronie stołu ani po sąsiedzku. Tak też gdy złodziej i Erven zajeli miejsca już siebie nie widzieli. Otoczka cienia i ostre światło odbijące się od blatu. Co więcej ochronę mieli bardzo dobrą. Jeden mistrz miecza z nieznanej pozycji który miał poniżej pasa wszelkie niecne umowy a chciał jedynie w łatwy sposób zarobić. Jeden dryblas z bronią palną i jakiś konus. Po krótkim wprowadzeniu przez nieznaną i niewidoczna personę Erven przeszedł do przedstawienia swojej oferty.
Erven, a raczej Borsuk, przedstawił prostą ofertę. Cały sprzęt rolniczy, wliczając w to siekiery i noże etc, oraz połowę zdobycznej żywności. Oczywiście bez mówienia skąd ten towar pochodzi.
Nikt o to nie śmiał pytać. Jasnym było że w pewnych strafach po prostu nie gra to większej roli. Kontr oferty były jak wiadomo niższe niż zakładał Erven. Dyplomacja zdołała doprowadzić je do pewnego zadowalającego pułapu. Nie był on tak zachwycający jak można by chcieć a same debaty były niezwykle trudne i wymagające. Z pewnych względów obietnic dodatkowego zysku mag nie chciał wprowadzać w grę. Nie zawsze było to wskazane wśród szarych eminencji. Wszak łatwo było przejść z pasera na zwykłego chłopca na posyłki. Całość dość ciężkiej atmosfery i burzliwych zmagań zakończyła się konsumpcja krystalicznie białego wina. Klasa i jakoś sama w sobie. Niezwykle mocne ale subtelne. Znak dobitego handlu i zadowolenia. Tu nie było innych uprzejmości.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 05-10-2014, 20:56   #67
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Dzień 9 / Stolica

Erven po odespaniu wydarzeń minionej nocy w Świątyni Wiedzy za drobną opłatą ruszył szukać pani Herbi z którą to był umówiony na nauki.
Musiał w tym celu udać się do wieży. Spiralnymi schodami ku górze aż dotarł do drzwi z plakietką “Prof. Herbia”. Drzwi które jak się wydawało z architektury prowadziły na zewnatrz jakejś wierzy, jakieś 15-20 metrów nad ziemia. Gdy jednak zostały otwarte ukazał się gustowny pokój ze wszelkimi wygodami i magijnym asortymentem. Pani Herbia zasiadała w fotelu karmiąc właśnie oswojone węże białymi myszkami i upijajac drobne łyki wonnego wina z kielicha.
- Pani Herbio - powiedział Erven lekko skinając głową na przywitanie.
- Och! Witaj. Czekałam. Gotowy?
- Jak najbardziej - odpowiedział Erven.
Po krtókim omówieniu juz poznanych natur magi, jak się okazalo rozumianych i używanych z wielką poprawnością, choć jeszcze nie w pełnym potencjale; przyszedł czas na nowości. Kolejne natury omówiono już w mniej emocjonalny sposób, tam gdzie nie trza, a bardziej magiczno-naukowy.
- ... to tyle jeżeli chodzi o 7 elementów. Ostatni energia jest specjalny. Można łatwo go pomylić z czystą magią tą do telekinezy. Telekineza wykorzystuje energię magiczną - czystą magię w rozumieniu jednostek do ruchu przestrzeni. Element energii dotyczy zmian. Dotyczy czegoś związanego z przejściem. Dla przykładu starcie ognia i wody. Woda paruje a ogień gaśnie, ale miedzy nimi na granicy ich zetknięcia jest jednostka energii cyrkulujaca między nimi by wodzie zmienić stan skupienia a ogniu zabrać temperaturę. Mógłbyś oczywiście rzec że energia z ognia zmienia stan wody, ale właśnie to tak oczywiste sformułowanie wskazuje na to że energia z ognia musi przejść do “ciała” wody. I to przejście jest właśnie elementem Energi jako elementu. To tyle jeżeli chodzi o podstawy. Łączenie elementów to raczej kaszka z mleczkiem prawda? O co ja pytam, wszak to oczywiste. Jednym z przedmiotów które wykładam jest forma i jej kształtowanie struktury przestrzennej i ich budowa wewnętrzna. Ciekawi cię ten dział?
- Interesujące, mogłabyś powiedzieć mi o tym więcej? Zawsze uwielbiałem eksperymentować, więc czuję, że znajdę ten dział nader intrygującym.
- Natura przejścia wciąż pozostaje dal nas nie do końca zbadana. Rozumiemy w prawdzie gdzie występuje jednak jej zasady i użycie pozostają wciąż niezbadane. Jasynm jest że za jej pomocą można wpływać na czyjąś magię lecz nie w takim stopniu jak było by to użyteczne. Na razie powinieneś zacząć od łączenia elementów. To najbardizej rozbudowuje kreatywnosć. A z czasem mozę odkryjesz kolejne eskładowe tego elementu. Co ciekawe słyszałam że jest pewien osobnik, który potrafi kontrolować wszelką energię, ale nie jest magiem. Nie twierdzę że będzie on cokolwiek wiedział na temat tego 8 elementu, ale jego zdolnośc moze przyniesć kierunek rozumowania. Gdybyś go spotkał... - za insynuowała pewną myśl - Kiryuu się zowie.
- Znasz może kogoś kto by mógł nauczyć bardziej zaawansowanych form magii? Jeszcze przed druszeniem w dalszą drogę planuje się trochę poduczyć.
- Z tym zapewnemusial byś się zwrócić do mistrzów danego elementu. Oni najbardziej potrafia rozwinąć te zagadnienia. Zaawansowana magia zwykle wymaga głębszego zrozumeinia nie tyle samego elementu jak jego cech, zachowań i właściwości. Mawia się że podstaw każdym zę sie nauczyc, zaawansowanie trza zrozumieć, a mistrzostwo posiąść. Mistrzowie są wstanie nauczyc wyższej magi lecz mistrzostwa nie są w stane iprzekazać. Zapewnerozumiesz idee tego rozumiwania. Mistrzem wody jest Yue. Ogień to Ruby lub Ira. Obie były mianowane do tego tytułu, choć ostateczny werdykt wciąż niezdecydowany przypada na Irę. Mistrza ziemi znajdziesz w Rockviel. Z wiatrem jest problem bo zaginął. Gdzieś sie zaszył wiele lat temu. Światlo i mrok ech... Wszak avgadro był wszechmistrzem który posiadł wszytkie elementy jednak i on zniknął. Twa podróż wydaje się być większym wyzwaniem niźli by sie zdawało.
- Jacy mistrzowie znajdują się na terenie stolicy, a potem Unii? - zapytał nekromanta.
- Woda, Ogień. Ziemia w kraju ziemi, wiatr nie wiadomo. Grom zarówno w kraju lodu jak i w przystani. Światła i morku zapewne nauczyły by Cię istoty z nim zwiazane, jednak konszachty z demonami są zakazane, a aniołowie nie wiadomo co z nimi. Szczatkową wiedzę o magii światła ma zapewne Illuar, albo Yang... Iluar jest na zamku, a Yang w północnej puszczy.
- Mogę cię jednak nauczyć, szybko, “przeciw magii”. Pojęcie “przeciw elementu” czy też “elementu opozycyjnego” rozumuje się sam oprzez się. Mając 8 podstawowych jesteś w stanie uporządkować je w pary przeciwnosci. W taki sposób działa przeciw magia.
- Nie jestem pewny czy dobrze rozumuje. Pary przeciwnieństw to: ogień i woda, światło i mrok, ziemia i wiatr, oraz energia i grom?
- Dobrze rozumujesz. Aby przeciwdziałać ogniowi trza usyc wody. Ostatnia para budzi pewne sprzeczne myśli. Energia i grom. Wskazywało by to na szereg domniewań dlaczego tak jest. Nie mniej już się tak utarło. Trzeba też wspomnieć że przeciwieństwa są najlepsze, ale nie tylko one służą za ochronę. Ziemia sprawdza się dobrze praktycznie w każdych warunkach, choć nie jest idealna. To tak a propos walki z gromem.

- W swej wędrówce przydało by ci się spotkać jeszcze dwa typy osób zwiazanych z mocami. Osoby określane mianami Spell-breaker i Power-breaker. Na nieszczęscie ten drugi znany jest tylko jeden. Dan z kraju ziemi. Możesz bez wiedzy na ta chwilę wyinsynuować czemu takei spotkanei były by przydatne?
- Czym się różni spell-breaker od power-breaker?
- Spell tyczy się magii. To osoby które potrafią odczytać strumień magicznych informacji i przerwać go lub zakłucić. Naturalni, zabójczy przeciwnicy magów. Power tyczy się wszelkich zdolności. Jest zdecydowanie silniejszy, bo w pewnych warunkach magie można uznać za zdolność. Nie jest to jednak coś czego można się wyuczyć. Po prostu trzeba się z tym urodzić, lub w jakiś sposób nabyć tą że zdolność.
- Rozumiem, jest jednak coś jeszcze co nie daje mi spokoju. Znasz może Prawa Światów? Słyszałem o nich, że istnieją, ale nikt nie jest mi w stanie ich opisać.
- Ach. To bajanie. Słyszałam choć nie potrafię tego wyjaśnić naukowo. Tellegan mówi o tym w tak oczywisty sposób, że wydaje się jakby to bylo coś naturalnego. Najlepiej jeżeli on by ci to wyjaśnił. Sama mogę jedynei powiedzieć że dotyczy to światów rodzimych przybyszów i tak jakby ten świat przyjmuje w pewnych warunkach tamtejsze cechy. Nie za wiele ci się to zapewne zda, ale wiedza ta przydaje się w sytuacjach współpracy. Sami jednak, my magowie, niewiele z tego korzystamy.
- Mistrz Tellegan… jakiej dziedziny jest mistrzem?
- Właściwie nie jest magiem. To osoba o wielkiej wiedzy, Elf starego rodu. Pełni służby polityczne na dworze króla. Jest jednym z królewskich rycerzy, pełni wiele doradczych funkcji. Nigdy nie zgłębiłam wszystkich prac jakimi się zajmuje, mnei jwiecej moze to byc zarzadzanei ja ki przygotowania do proroctw. Tym się zdaje zajmowal za młodu, cokolwie kto dla elfa znaczy. Jest osobą reprezentatywną zawsze tam gdzie nie jest wymagana obecnosć rodu rządacego.
Erven pokiwał głową ze zrozumieniem, czekało go mnóstwo pracy i szukania, nie mniej czas naglił, a on już zdążył opanować podstawy wszystkich ośmiu żywiołów. Był szybkoukiem, nieoszlifowanym diamentem.
- To chyba wszystko co trzeba mi wiedzieć. Dziękuję bardzo pani Herbio, jednak czas mnie goni. Mam nadzieję, że niedługo będzie nam dane się spotkać nie mniej muszę już ruszać.
Po czym ruszył ku jednej z bocznych alejek którą wprowadził swoją karocęi przemienił ją na powóż, klasyczny, transportowy i raz zgiął kartkę którą dostał od Christosa by go przyzwać. Potrzebował czegoś od niego nim ruszy na zamek.
Jak na życzenie, obok Ervena pojawił się dołączony. Nie jednak Christos, a jakiś nieznany Ervenowi mężczyzna.
- Potrzeba czegoś? - spytał z wesołym uśmiechem.
- Załadować na powóż kamienne posągi spetryfikowanych. Jak pójdzie po myśli wpadnie grosz dla rodziny - odpowiedział Erven rzeczowo
- Tym powozem z kości? Prawie nie widać, hehe… ale da się zrobić. Zobaczmy… - w chwilę później na powozie zjawiły się ów posągi. Dzieła sztuki, jak żywe… może dlatego, że kiedyś były żywe.
- Dokładnie to co potrzebne. Możesz odejść jak chcesz. Ja ruszam do zamku. - powiedział Erven i usiadł na miejscu wożnicy.
- Będziemy w kontakcie. - odparł mężczyzna, spoglądając jeszcze kątem oka na dołączone konie. Następnie zniknął.
- Nie wątpię - odparł nekromanta po czym zwrócił się do koni - Na zamek. - Sam natomiast figurował za woźnicę choociaż mało się na powożeniu znał.
Konie wykonywały posłusznie rozkazy, jakby rozumiejąc słowa nekromanty.
Kiedy znalazł się przy strażach wyjaśnił swoje intencje
- Wiozę dzieła sztuki dla zamku. Powiedziano mi, że powinienem zgłosić się do starszego pana co to urzęduje ramię w ramię z Telleganem. Niestety imię mi umknęło. Do kogo mam się zgłosić?
Poszukiwanego osobniak wszyscy zwali po prostu staruszkiem. Niestety był on zajęty jakimiś sprawami miejskimi. Miedzy rozmowami strażników dało się zrozumieć że jest namiestnikiem króla w sprawach stolicy i społeczności. Na pomoc przybył jednak ktoś kogo Erven i tak miał w planach spotkać - Gramon “Stalowa Pięść”. Zmierzał on właśnie do zamku a widząc woźnicę przed bramą nakazał go wpuścić. Wesoły z niego człowiek. Chwilę później z pałacu przybył ich powitać nie kto inny jak sam Tellegan.
- Czołem. - Powitał go nazbyt głośno wojownik.
- Stalowy! Możesz wracać. Nie było żadnych wieści od Yue.
- Oj. Bo ja tylko po to? Ech. Papierki mi się zebrały a i księżniczka zdała się czegoś zażyczyć. Zdaje się że niedługo Agaun ma wrócić.
- Tak. Ale to zaraz omówimy. A z kim to przyjechałeś?
- Nie wiem. Ale nikt do mnie. He he. - zaśmiał się gromko. - Charpa w środku?
- Nie. Też na radzie. Ale Zero i Hiro są.
- Też dobrze.
- Akurat tak się składa, że jestem w interesach do obydwóch panów. - odezwał się białowłosy - Do Pana, Panie Gramonie “Stalowa Pięść” przysyła mnie z polecenia Filip, kapitan straży w Lofar, a do Pana Mistrzu Telleganie w sprawie piekielników i praw światów głównie. Jednak najpierw chciałbym zaprezentować te oto dzieła sztuki, jak żywe, które mogłyby znaleźć godne miejsce chociażby w pałacowym ogrodzie.
- A może wziąć by je na plac treningowy - pomyślał na głos Gramon.
- Wątpię by tam dzieła miały jakikolwiek estetyczny cel.
- W sumie... neidawno ściane od koszar naprawiliśmy. - skomentował.
- Dobrze. Proszę je zostawić tutaj zaraz przekażę Vesti by dziewczęta się tym zajęły. A pan, skoro ma do nas sprawę proszę z nami. Omówimy to w środku.

Pałac jak na tutejsze standardy był niezwykle ładnie wykonany i ozdobiony. Niestety nie dane było go pozwiedzać. Panowie zaprowadzili Ervena do wschodniego skrzydła gdzie mieściły się pewnego rodzaju biura. A przynajmniej jedno należące do Gramona. Mistrz Tellegen zostawił ich samych tłumacząc że ma coś do zrobienia, ale gdy skończą maja dać znać pokojówką.
- Jestem Gramon, choć potocznie wą mnie “Stalowym”. Mówił pan że przysyła cie Filip. Pewnie ma dużo na głowie, Agaun, zamek przybysze... W czym wiec jest rzecz. - stwierdził zniechęcony ilością papierków na biurku. Widać rozmowa wydawała się o wiele ciekawsza.
- Erven, Erven Sharst - przedstawił się ukrywający swój prawdziwy zawód mag - Skromny Adept sztuk magicznych. Pomagałem, przy ataku demonów na Lofar. Pan Filip wspomniał, że mógłby Pan rzucić na mnie okiem, czy nie okazałbym się przydatny dla Unii.
- Magia to niezbyt moja brosza. - stwierdził. - Zależy też czym chciałbyś się zająć, co potrafisz. Ewentualnie co zamierzasz. Nie pytam o cel. Spokojna głowa. Raczej elementy podróżne no... tak by po drodze coś do roboty się znalazło. Wiesz o co chodzi..
- Jest tylko kwestią czasu nim ruszę do Kraju Ziemi. Jestem alchemikiem, mechanikiem, oraz medykiem, jak i znawcą języka pradawnych. Opanowałem podstawy wszystkich ośmiu elementarnych dziedzin magii pod okiem Pani Herbi. Znam podstawy fechtunku, choć Mistrzem Miecza nie jestem. W moim świecie byłem badaczem, a dyskrecja była moim drugim imieniem. Jestem pewny, że możemy nawiązać obupólnie korzystną współpracę.
- Dyskrecja... Panie Erven miałbym dla pana dwie sprawy. “Dyskrecja” przy jednej z nich sama nawet nie mozę istnieć. Jeżeli rozumiesz co mam na myśli. Sprawa prosta i dla badacza dotyczy pewnych ruin. Jak to rzeczemy wyrosły jak grzyby po deszczu i to prawie dosłownie. Trza to zbadać, machnąć raport i tyle. Jeśli potrzeba jakiejś pomocy to konkretnie jakiej i może kogoś do pana dopisze.
- Myśle, że mam odpowiednich ludzi, ale jeszcze sprawdzę, jak coś na pewno się do Pana zgłoszę, a ta druga sprawa?
- Sprawa która nie ma miejsca... dotyczy tego czego nie ma. Garnizon, słyszaleś?
- Ponoć znikł bez śladu, tylko tyle. - odpowiedział szczerze mag.
- To wystarszająco. Nie chodzi o to by wróciły rzeczy ale ludzie. Mam tam osobiście kilku przyjaciół. Problem w tym że za zniknięcie nie odpowiada magia, ani żadan zdolność. Wiemy to stąd że pewna persona, nie wchodząc w szczegóły, neguje wszelkie takie atrakcje w miejscu w którym się znajduje. Sęk w tym że i ona tam znikła. Rzecze się, po cichu i by księżniczka tym bardziej o tym nie usłyszała, to anomalia. Zapewne się z czymś takim nie spotkałeś a i dobrze. Musimy odzyskać wszystkich którzy tam zniknęli. Problem w tym że nie wiemy jak. Jedną z możliwoście, a raczej osobą która może cokolwiek o tym wiedzieć, jest Fang z Fairy Fancer. Przyjaciel mojej bratanicy. Zdaje się że i on bada tą sprawę.
- Mi to wygląda na pzenikanie fazowe, albo przeniesienie międzywymiarow. Jeżeli t pierwsze to mamy szczęście, choć nie wiem jak ich odzyskać. Jeżeli drugie to odnalezienie i ściągnięcie ich z powrotem może być wyzwaniem jeszcze większym. - odpowiedział Erven
- Ja się nie znam. - rzekł wojownik rozkładajac ręce. - Trzeba to załatwic tak czy inaczej. Bo jak się Uri dowie to nie tylko głowę każe mi ukręcić. A lepiej by było już po fakcie niźli przed nim.

****
Gramon pociągnął za jakiś sznurek i gdzieś w oddali dało sie słyszec dzwonek. Po kilku minutach w drzwiach stanęła mała dziewczynka.

- Ach. Panienka Lumi. Proszę zaprowadzić pana Ervena do Tallawena.
- Tak jest. - lekki dziewczęcy głosik.
Tym razem Erven trafił na kraniec zachodniego skrzydła do jednego z dwóch największych tam pomieszczeń. Jak stwierdziła pokojówka Lumi. Jeden pokój należy do Tallawena, drugi do Białego Generała - Agauna.
Pomieszczenie poza typowym biurkiem zasypanym papierami i dużą ilością regałów na książki posiadało także coś na wzór teleskopu, kilka map choć nie do końca wiadomo czy aktualnych oraz stolik do różnych innych zajęć. Leżały tam aktualne i drobiny kryształów i jakieś zdobione złote pręty.
- Właśnie czekałem na pana. - stwierdził elf znad filiżanki jakiegoś aromatycznego naparu. - Panienko Lumi proszę przynieść nam dzbanek tejże herbaty.
Dziewczynka ukłoniła się grzecznie i odeszła.
- Mistrzu Tallawenie, jestem Erven Sharst, skromny Adept sztuk magicznych. - przedstawił się nekromanta po raz kolejny odbębniając formułkę - W mojej podróży po waszym świecie natknąłem się na piekielników. Okazali się oni ciężkim przeciwnikiem, ale z pomocą moich towarzyszy udało nam się ich pokonać. Nie mniej, warto by było znać swojego wroga. Dlatego też przybywam do Pana po mądrość i wiedzę. Kim są? Jak z nimi walczyć? |
- Ach piekielnicy. Nazwa mówi sama za siebie. Jak u ciebie z wiarą młodzieńcze?
- I piekło i niebo ma swoje minusy. - zauważył Erven.
- Otóż. Dobre dusze idą do nieba czy innej nazwy opisujacej raj, a złe spotyka kara. Piekło. To zdaje się byc nazwa używana wszędzie. Co jeżeli odejdziemy od wiary i przyznamy rację istnieniu piekła. Jeżeli spróbujemy powiedziec otwarcie że ono istnieje. Oboje zdaje się wiemy de facto że stamtąd sienei wraca. Otóż Ervenie w tym świecie nie ma rzeczy neimożliwych. Wszędzie istneije mniejszy lub większy chaos, nawet Tam. A co za tym idzie i ci którzy tam trafili mają możliwośc ucieczki. Mówiąc w prost to zbiegowie z piekła, złe dusze które z niego uciekły.

- Pytasz jak z nimi walczyć. Zapytam inaczej, jak zabić cos co już raz zginęlo? Jak zabic złą duszę? Jedyne co mi osobiście przyszło na myśl to światło. To jedyna natura która zdaje się mieć wplyw na nie. Nie odrzucam jednak innych możliwości, choc sam takowych jeszcze nie odkryłem.
- A co gdyby otworzyć portal, wyrwę w osnowie rzeczywistości i wessać Piekielników z powrotem do ich więzienia? - zapytał Erven wpadając na jeden ze swoich szalonych, choć na swój sposób genialnych pomysłów.
- Otworzyć własne piekielne wrota? To... mogło by się udać. Piekło jest bardzo potęzne i nie chodzi mi o utrzymanie portalu raczej o to by wrota same nie zaczeły się utrzymywać. Z drugiej strony takie wrota zwróciły by uwagę strażników... każde więzienie ma swoich nadzorców. A im na rękę by zbiegowie wrócili na swoje miejsca. Zdaje mi się jednak że w samym starciu nie udało by ci się otworzyć wrót. Wiesz... czas goni a piekielnicy raczej w spokoju nie wytrzymają.
- Rozumiem, a Prawa Światów o których słyszałem od tutejszych magów? Wiedzą, ale wyjaśnić nie potrafią, czym one są?
- To proste. Choć z natury rzeczy wydaje się niemożliwe i wręcz głupie. Czy w twoim świecie istnieje magia? A czy istnieje coś co nie istniej w tym świecie i vice versa?
-Ogólnie mamy dość podobne światy z tego co się zdążyłem zorientować. Też mamy magię i podobny poziom technologiczny, tak ogólnie.
- Wytłumaczę to na przykładzie. Choć już uprzedzę że muszę być ku temu okoliczności i odpowiednie warunki. Załóżmy że walczysz z innym magiem, co może się zdarzyć. Załóżmy że ten mag nauczył się magii w tym świecie, a we własnym był rycerzem. Oczywiście masz przewagę jako osoba doświadczona. Problem pojawi się dopiero gdy przeciwnik użyje zasad świata. Zadeklaruje, że w jego świecie magia nie istnieje, co było by prawdą. I teraz nie do końca wiadomy jest efekt czy twoja magia przestanie istnieć na czas starcia, czy zwyczajnie przestanie na niego oddziałowywać. Oczywiście podałem prosty przykład jakim jest magia. Natomiast niezwykłości pojawią się gdy inne zasady świata wejdą w grę. Trzeba też dodać że owe zasady muszą być prawdziwe nawet jeżeli osobnik nie ma o tym pojęcia. Czy przybliżyłem ci to pojęcie choć trochę?|
- Skomplikowane i niebywale niebezpieczne. - odparł młody mag - Teoretycznie rzecz ujmując przed każdym starciem będzie trzeba myśleć taktycznie i rozwijać się wszechstronnie by mieć jakiekolwiek szanse na przeżycie.|
- A historia z Czarną Bramą i Uverworld? Nie wierzę, by organizacja, nie ważne jak potężna stworzyła bramę nie mając do niej kluczy które już istniały. Podobnie jak nie wierzę w ich rozpad. Co o nich i o Bramie wiadomo?
- Tutaj sprawa wygląda gorzej. Wiadomo niewiele. Słyszałeś pewnie różne teorie o bramie i tej organizacji. Wiadome fakty to ich przybycie, pojawienie się bramy i reakcja tego świata na nią. Może istnieją nadal, może tylko chcieli by uwierzono w ich znikniecie. To jest teoria za którą się i ja opowiadam, nie mam jednak możliwości by to sprawdzić. A przynajmniej nie teraz, gdy trwa Rada Władców. Możemy jednak spróbować jakejś dygresji. Załóżmy że brama nie miała mieć kluczy, a stały się one wynikiem jakiejś Anomalii. Dlaczego wiec miała by powstać brama i dlaczego powstały klucze, klucze które występuja w legendach?|
- W takim przypadku to mi to wygląda na przenikanie międzywymiarowe alternatywnych rzeczywistości. - odpowiedział Erven. |
- Zaiste. Z moich domniemań wynika że ten świat i pamięć tutejszych może ulegać zmianie w gwoli zmian wymiarowych. Choć dla tutejszych niemożliwym jest rozpoznanie tych zmian. Wszelkiego rodzaju wstrzęsy czy elementy aktywujące bramę są w stanie to wywołać, ale i sama brama zdaje się naturalnie te zmiany wprowadzać. Może tak na prawdę ten świat dał nam odpowiedź i ścieżkę do tego co mieć jej nie miało. Stąd wynikały by klucze, ale nie tłumaczyło by to powstania bramy.|
- Jednak jest jeszcze jedna sprawa która nie daje mi spokoju. Jak wygląda w tym świecie kult bóstw? Jakie macie wierzenia, jeżeli oczywiście takie są, i czy wasi bogowie odpowiadają na modlitwy? |
- Zdarzały się w zapiskach różne przypadki. Takie w których dochodziło do spotkania z bogami, modły zostały wysłuchane i takie, w których zawierano kontrakt z nimi. Każdy z przybyszów ma własne wierzenia i własnych bogów i co najdziwniejsze nieraz ich modły mają swoje objawienie, choć nie ich bogowie. Nasze bóstwa Są, w przeciwieństwie do wiary. Wiara mówi o tym czego nie ma. Nasi istnieją jako byty widzialne, rzadko ich się widuje. Praktycznie nigdy, ale istnieją i każdy o tym wie. Nasze wierzenia to strach przed nimi, ich mocą, ich gniewem. Z drugiej jednak strony wśród ludu panuje wiara w niebyt w Panią Losu i Matkę Nature. Istnienia, byty niefizyczne. Zwykły kult, ale tak już się przyjęło. Bój sie gniewu boskiego, ale dziękuj za jego dary. To jest istota tej wiary. Z bóstw-bytów są dobre i te złe. Choć to już dłuższe bajanie. Zdarza się też tak że jacyś nowi bogowie pojawiają się w tym świecie.|
- Czy orientuje się Mistrz może, czy świątynia Magii posiada w swych zbiorach informacje o nich? Nie chciałbym uchodzić za ignoranta.|
- Sam zdaje się mam jakąś księgę o nich ale to chyba skoroszyt ze szkicami. W świątyni są jakieś materiały dywagujące o nich. Choć to nie będzie jedna książka. Gdybyś jeszcze potrzebował dodatkowych nakierowań zajrzyj do bajan i legend. Obaj zdaje się wiemy że w każdej legendzie tkwi ziarnko prawdy. Zapytaj jeszcze profesor (kocica) o pomoc, często bywa w tamtejszym miejscu.|
- Mam jeszcze sprawę do maga, co to ponoć jest na zamku. Zwą go Illuar jeżeli mnie pamięć nie zawodzi, jak i do staruszka w kwesti posągów co dostarczyłem. Jest możliwość by się z nimi spotkać?|
- Niestety staruszek jest zajęty i to potwornie. Jednak sprawę posągów możemy zalatwić od ręki. Mam takei pełnomocnictwa. Nie wiem czy będą pasować do wystroju ale w razie czego przekażemy jako prezent, dar sympatii innym władcą. Jak to wyobrażasz sobie cenowo? Widzę, że masz do tego dłonie.(? dziwny zlepek słów)
- Jak zapewne Mistrz zauważył, to niecodzienne dzieła sztuki, można by nawet pomyśleć w półmroku kiedy światło i cień tańczą w pomieszczeniu, że to ludzie żywi, a nie arcydzieła. Proponuję 400 monet od posągu. |
- 380? - zapytał mimo chodem, nie miał smykalki do interesów.|
- Eh.. niech strace, stoi. - odpowiedział Erven licząc już w głowie zyski. Kochał zyski.
- Nim ruszę do Illuar, mam jeszcze jedną sprawę. Chodzi mi o demony. W starej twierdzy znalazłem tą oto notatkę… - powiedział Erven wręczając starszemu elfowi notatki - ...czy to co tutaj napisano jest prawdą? Czy jest więcej w tej materii niż to co napisane? |
- Prawda? Fragment boga... - przeczytał w zadumie. - Przyjrzę się temu choć może to być jakieś bajanie, czy też coś dotyczącego jednego z Tych bytów. Pozostałość w mniejszym większym stopniu się zgadza. Tzn nic nam nie wiadomo by demony cokolwiek planowały. Natomiast zapiski o ich hierarchii występują i w naszych zbiorach... choć o sędzi nic tam nie ma. Ot zagadkowa wzmianka. Są korony, pod nimi wyższe demony zwane generałami, choć nie zawsze. Później demony potężne, które również wchodzą w skład plagi.Zwykło się jednak nie spotykać tych wyższych, ani królewskich (chodzi o korony). Wiemy że jeden demon siedzi w starej stolicy. Księżniczka go “dojrzała” ale ze względu na malo interesujacy charakter tamtego miejsca zostawiono to w spokoju.|
- Słyszał może Mistrz o takim zielu? Mrok się nazywa… - powiedział Erven przekazując kartkę z wiekowego zielnika - ...ma może Mistrz jakieś rady jak pozyskać to ziele? |
- Mrok powiadasz. Znam dobrze to ziele. Wiele krwi mi na psuło gdy byłem młody. Pochłania światło więc nijak nie da się go odnaleźć. Praktycznie wypadało by nawet zgasić pochodnię gdy się go szuka. Ogień wciąż płonie mimo iż niczego nie widać. - przetarł brodę - Oj można się poparzyć. Zwykło rosnąć w dziwnych miejscach ale z kilkunasto, kilkudziesiecio metrową strefą mroku, znalezienie egzemplarza bywa niemożliwe. Jeżeli miałbym coś doradzić to sposób szukania za pomocą wzroku staje się bezużyteczny. Można by rzec jak nietoperz dźwiękiem szukać, ale ta się tej rośliny nie wykryje. Wprawdzie można by ale pod warunkiem że by się kształt znało. Pozostało by więc zapytać kogoś kto miał już z tą rośliną do czynienia. Alchemik albo jakiś leśny. Choć i u nich niezbyt popularne to ziele.
- A cena pojedyńczego egzemplarza? Tak jak w starych zapiskach? |
- Dla zwykłych ludzi raczej mało wartościowe, dla znawców bardziej. Wszak obiekt pochłaniajacy światło może być użyty na wiele sposobów. Najwięcej jednak wyciągnie się u badaczy a w głównej mierze alchemików. Dokładnej ceny nie jestem w stanie podać ale nie mniej niz 500 monet raczej się uzyska|
- Jeszcze jedna sprawa Mistrzu. Interesuje mnie tytuł szlachecki, nadanie ziemi w Unii. Co musiałbym uczynić, jakie kroki podjąć, aby stało się to rzeczywistością? |
- Zdaje mi się że są 3 drogi. Kupno co się rozumie bez zbędnego tłumaczenia. Można ale to długo terminowe zajęcie, dołaczyć do królewskich oddziałów. A może dosadniej: zostać królewskim rycerzem. Mają oni kilka przywilejów ale nie zwykli nabywać ziemi. Ostatnia drogą były by jakieś wielkie zasługi. Dajmy na to Kuroryuu. Pomógł królewnie w pewnej sprawie, można rzec że odwalił za nią brudną robotę ale i bronił jej z oddaniem. Wszak w jego przypadku nic poza terenem nie było wymagane bo jak twierdził Gramon, resztą sam się zajmie. Nie mniej taka szansa jest z goła rzadka, a trza ci weidzieć że można mieć tylko jedną prośbę. Dobrze to pamiętam, po tym incydencie przed 4 miesiącami, 3 śmiałków Kuroryuu, Anthrilen i... jak mu było? Kei... zdaje się. Otrzymali takową możliwość. Jeden otrzymał ziemię, drugi informacje o kluczach do czarnej bramy a ostatni... Kei... emm... chyba coś związanego z panienką Xing. Chciał zdaje się dołączyć do królewskich ale to też nie działa tak ze Uri daje wszystko bez przeszkód. By zostać królewskim trzeba mieć szacunek i zaufanie, ziemia... owszem ale akurat ten teren był nieważny z punktu polityczno gospodarczego. Najlepiej zdaje się wyszedł Anthrilen, choć dzięki niemu zyskali także inni przybysze bo uzyskane informacje zostały rozesłane w świat tydzień później.|
- W takim przypadku dziękuję raz jeszcze Mistrzu za Twoją mądrość. Gdzie mogę znaleźć Illuar?
- Illuar jest na strzelnicy. Zawitasz do koszar a tam Gimbei powinien Cię do niej zaprowadzić, chyba że Stalowy będzie potrzebował przerwy od dokumentów.
- W takim przypadku będę ruszał, noc nastaje z wolna. Jeszcze raz dziękuję Mistrzu za Twoją mądrość. - i tak mówiąc ukłonił się z lekka i ruszył do koszar szukać człowieka znanego jako Gimbei.
Gimbei był dość młody na tutejsze standardy. Na oko 25-28 lat. Ubrany w stalową zbroje z magicznym buzdyganem przy pasie. Zdawał się tez nie należeć do wesołków. Osobnik konkretny w przeciwieństwie do Gramona. Przy spotkaniu grzeczności były tylko wystarczające. Również bez większych przeszkód zaprowadził Ervena we wskazane miejsce.
Na placu treningowym trwały akurat musztry. 30 rycerzy wykonywały zwyczajowe dla fechtunku ruchy. Dowodził nimi młody rycerz w białej zbroi z trójzębem w dłoni. Kawałek dalej kolejna grupka ćwiczyła pompki, pady i krótkie starcia pod okiem biało włosej damy. Również w białej zbroi, z mieczem za pasem i opaską na oko w kształcie kwiatu. To byli nowicjusze pod okiem twardego mentora. Po przejściu kilometra, placu treningowego dotarli do strzelnicy. Był to, podobnie jak plac treningowy, pas zielenie przy murach pałacu. Ten jednak rejon skąpany był w cieniu pałacu i był odrobinę krótszy. Do tarcz oddalonych o 200, 350 i 500 metrów strzelała dwójka łuczników. Obie kobiety i obie nie ludzkie. Kocica oraz elfka.
- Pani Illuar, ktoś do pani. - elfa wystrzeliła swoją strzałę centralnie w środek najdalszej tarczy, następnie odwróciła się do przybysza.
- To jest właśnie Illuar “Szlachetny Promień”, królewski rycerz i najlepsza łuczniczka w stolicy. - przedstawił ją Ervenowi a następnie oddalił się do drugiej łuczniczki zostawiając ich samych.
Nekromanta ukłonił się z lekka
- To przyjemność móc Panią poznać. Jestem Erven Sharst, adept magii i przybywam do Pani w potrzebie. Jako, że już nie raz dane mi było z towarzyszami stawać przeciwko piekielnikom chciałbym prosić o wiedzę, którą słyszałem Pani posiada z zakresu Magii Światła. Chciałbym być bardziej przygotowany na przyszłość, a zwalczając piekielników w mojej wędrówce niechybnie przyczyniłbym się do bezpieczeństwa wewnętrznego Unii.
Chwila ciszy.
- Isteruen... - język elficki, tutejszy. W pierwszej chwili wydawało się że będą problemy ale... znajomość języków w tym świecie zdawała się mieć jeszcze jedno pewne zastosowanie. W umyśle Ervena doszło do translacji językowej. - Magia światła jest dość skomplikowana magią. Jej natura czyli: “odrobina by roznieść ciemności” daje wielka moc. Głownie w obszarze i przestrzenie w której zostanie zastosowana, choć jako zwykła magia nie ma typowych czarów do ataku. Ale tam gdzie jest światło jest i ciemność. Zdawkowość. Nie należy jej używać ciągle... narasta ciemność wewnątrz użytkownika, nie kiedy wiec trzeba i samemu się oczyścić z niej... w przeciwieństwie do ciemności która jest wszechobecna światłość musi mieć swe źródło. Do światłości potrzebne są jakiekolwiek przewodniki magiczne w postaci bereł, rękawic czy innych.... Tera’en [to na tyle] - zakończyła swój dość długi monolog w języku elfickim i przez chwilę spoglądała na Ervena.
Dało się odczuć że nie zamierza tego powtórzyć. Tak jakby przekazywała “skoro pragniesz wiedzy, wysil się by ją zdobyć”. Ciekawe ilu adeptów już poległo?
Pierwsza osoba która postanowiła stawić jakiś opór. Erven był co najmniej niezadowolony. Oznaczało to szukanie i to długe szukanie w przepastnych biblotekach Świątyni Wiedzy, ale wiedział, że będzie to czas dobrze spożytkowany. Jak by nie patrzeć i tak się tam wybierał. Miał magię przyzwań do podszlifowania, a w zbiorach Świątyni powinny być informacje mu potrzebne. Nie mniej jednak podziękował nieprzystępnej elfce i ruszył do ratusza miejskiego.
Na odchodne otrzymał “nie ma za co” we wspólnym języku.
Miał mieszkanko do zakupienia. Liczył, że może kosztować nawet tysiąc monet. Na szczęście akurat tyle miał, ale bez przechadzki się nie dowie.
Mieszkania w górnym dziedzińcu potrafiły kosztować nawet kilka tysiecy ale zwykły tam osiadać osoby zasłużone. Zwykłe mieszkania w dolnym mieście kosztowały od 500 do 800 monet. Widać liczba ludności dała się we znaki. Była tez możliwość zakupienia domu poza murami miejskimi, a raczej działki po okazyjnej cenie 250 monet
Erven nie myśląc dłużej kupił jedno z większych mieszkań w dolnym mieście za 800 monet. Planował w przyszłości przenieść się do górnego miasta, ale to plan na przyszłość. Teraz potrzebował jakiegoś miejsca by móc w spokoju się ostać, bazę wypadową można powiedzieć. Działka brzmiała obiecująco, ale to na przyszłość. Teraz miał inne priorytety. Odebrał klucze, zapamiętał gdzie jest jego domek i ruszył do Świątyni.
Biblioteka znajdowała się na niższych poziomach pod świątynią. Tak jak i w przypadku wierzy i to pomieszczenie było budowane magicznie. Regały zawierały wiele poradników magicznych, dekretów, wywodów, sprawozdań, ksiąg z czarami z tego czy też innego świata. Było wiele baśni, opowiadań i wszelkiej makulatury. Były świeże nowo zapisane karty jak i stare podniszczone wielkie księgi. Wszystko czego tylko zapragnęła by dusza poszukiwacza wiedzy. Niestety bez pomocy przeszukiwanie tych zbiorów mogłoby zająć długie miesiące. Na szczęście jednak w pomieszczeniu była trójka osób.
Profesor kotka, chłopak i pewne dziewczę wcześniej nie spotkane, choć z pewnoościąc czarodziejka.


- I co Dan?
- Niewiele. Są zapiski ale niewiele w tym ma sens.
- Powinniście szukać konkretnej istoty. Jak wyglądał ten smok?
- Był kolorowy. - stwierdził chłopak. - Pióra i ogon. Teren niezbadanych krain. Może w tym sęk. Nie szukamy tu gdzie powinniśmy.Raporty z podróży w tamte strony.
- To będzie tamten regał.
- Dobrze. - chłopak oddalił się na stronę by zająć się inną stertą papierów.
Erven widząc sytuację jak na dłoni i spragniony wiedzy skierował się do profesor kotki.
- Witam Panią, jestem Erven, Erven Sharsth i poszukuję informacji o magii światła, mroku i energii. Pomoogłaby mi Pani zebrać odpowiednie materiały do nauki? Stopień zaawansowany, podstawy już mam opracoane.
- Mrok i światło znajdą się w składzie. Niestety energia to inna bajka. - stwierdziła kotka.
Transformacja w formę ludzką była tak płynna i praktycznie nisko energetyczna, że w pierwszej chwili wydawało się jakby kot był złudzeniem a w jego miejscu stała kobieta. Dorosła dama.

- El itereus itensimo kalteus. Światlo i Mrok. - rzekła melodyjnie wymachując swoją różdżką czy może składana pałką. - Kilka ksiąg z regałów uniosło się w powietrze i poszybowało w stronę wolnego stolika przy Ervenie. - Rozkład na poziomy nie jest jednolity dlatego trzeba przejrzeć te dwie księgi, a dla mroku jest jeszcze ta trzecia. Osobiście jednak niezbyt lubię tego autora, jego forma raportów jest uciążliwa dla czytającego. Ale trzeba mu przyznać ma smykałkę do pomysłów na czary. To ukrycie w cieniu... bardzo mu się chwali.
- To Światło i Mrok. Doskonale. Znalazły by się jakieś księgi z zakresu Energii? Transformacji? - zapytał Erven.
Czarodziejka przeglaała przestrzen za pomocą magii szukając jakichś wzmianek. Znalazła 2 książki. Pierwsza nie zawierała wiele więcej niz teorie z podstaw, druga... “dekret magiczny” zaiwierała zaawansowaną magię energi. Tyle że karty z tego działu zostały wyrwane. Po śladach... dość dawno. Ktos nie chciał by poznano tą dziedzinę.|
- Wygląda na to że będę musiał nauczyć się tego we własnym zakresie chyba że… Chyba, że Pani byłaby łaskawa mi pomóc. Zdaje się że transformacja ciała podchodzi w tą dziedzinę, mam rację? - zapytał nekromanta.|
- Raczej pod zaawansowaną ziemie - odparla... młodsza czarodziejka - Wzelkie magie przemiany czystej formy do tego się zaliczają.
- Nie mylisz się Mary, część jednak przemian nie fizycznych podlega również pod dział energii, choć jest to często wliczane w osobną dziedzinę Transmutację. Wlicza się ona do kanonu podstawowych umiejetności.
- A więc Energia jest czymś więcej? Skomplikowane. - stwierdziła. - Tu nic.
- To naprawdę trudna sztuka. Zapewne nikt nie jest w stanie zgłębić jej potencjału. Przynajmniej na razie.
- Kto by się chciał zagłębiać w coś takiego. Ktoś w ogóle się tym zajmuje ?
- Yang. - odrzekł młodzieniec wyłaniając się zza regałów. - Przynajmniej tak mówił Gimbo. Mam! Choć to tylko raport. Wspomina o identycznym stworzeniu. Doczytam do końca i sprawdzę jeszcze tamtą ksiegę.|
- W takim przypadku zamiast Energii… niech będzie Wiatr. Również zaawansowany. Tak, Wiatr może okazać się przydatny. W połączeniu z telekinezą powinien sprawować się wybornie. - powiedział Erven.|
Księga wiatru była obszerna i bardzo zadowalająca. Opisy dokładne i zrozumiałe. Magia wiatru zadwała siemiec olbrzymi potencjal skrywany pod osloną tego czego nie bylo widać. W połączeniu temperatury potrafiął tworzyc lód a nawet i piasek. A piasek i ogień dawały nam nowe możliwośic zarobkowe.
Po skończeniu zapoznawania się z przepastnymi zbiorami Świątyni Erven wyszedł z niej i skierował się najpierw do jednego z ciemnych zaułków z włączoną tarczą zza zasłony, gdzie raz zgiął kartkę daną mu przez Christosa. |
Jak na życzenie, tuż obok pojawił się znany już Sharstowi złodziej
- Dobry. Jak interesy z posągami? - uśmiechnął się dziwnie - Na dzisiaj mamy chyba sporo planów, od czego chciałbyś zacząć? - |
- Wasza połowa - stwierdził nekromanta wręczając złodziejowi sakiewkę po czym powiedział - Dawaj hełm piekielnika. |
- Interesy, tylko interesy… normalnie jak ja za starych, dobrych czasów. Trzymaj. - w dłoni dołączonego pojawił się ów hełm.|
Nieporęczne bydlę z metalu trafiło do rąk maga
- Wspomniałeś o interesach, co jest na patelni? |
- Chyba mówiłem już coś o sprawie Duchów. Czysty zysk, mówię Ci. Poza tym, jest jeszcze coś co chciałbym Ci pokazać… i ktoś. Ale to nie tutaj, jeszcze by go spalili na stosie, heh. - |
- Rano mi go pokażesz. Na mnie pora się kłaść jak załatwię sprawę z hełmem. - stwierdził krótko nekromanta.
- Ja z kolei dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, ale to nie teraz. Ide zdać hełm. |
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 11-10-2014, 13:19   #68
 
Imoshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dołączony złodziej, dzień 8

Złodziej w masce lisa tuż po opuszczeniu karocy udał się na zachodni kraniec miasta. Szulernia, tam powinien znaleźć się ktoś, kto bardzo chętnie przygarnąłby różne dobra, bez zbędnych pytań.
Szulernia od baru różniła się klimatem, i stołami do różnego rodzaju gier. Również osobistości były dość... szemrane, na swój sposób.
Przy kontuarze:

Przy stołach z grami:





Przy najbardziej znamiennym stole na uboczu, partia pokera:




Pytanie gdzie szukać pasera. Stare przyzwyczajenie z tego świata nakazywało by zapytać osobę, która może wiedzieć wszystko.
Zgodnie z tymże przyzwyczajeniem, złodziejaszek podszedł do kontuaru, zwyczajowo w masce lisa, bo czym zwrócił się do stojącej za nim dziewczyny, uprzednio w miarę dyskretnie upewniając się, że nie słyszą ich nadmiarowe uszy.
- Szukam informacji. Dobrze trafiłem? - zapytał niemal retorycznie - Chcę coś sprzedać. Bez pytań. Bez imion. Bez kłopotu. Gdzie? -
- Tu. - stwierdziła - Zastępuję barmana, poszedł na stronę. Możemy więc bez dodatkowych kosztów umówić się na spotkanie. Za szulernia, alejka, prawo, lewo, prawo, czerwone drzwi. - szybkim ruchem wyciągnęła z pod barku kufel i nalała do niego piwa o ciemnej barwie. Popukała w stół na znak zapłaty, w tym właśnie momencie wrócił barman.
Zapewne działała szybko bo właściciel naliczał sobie dodatkowe procenty do kontaktu z paserami. Skoro jednak wrócił właściciel to i właściwe źródło informacji wróciło.
- Co powiesz na spotkanie o północy? Muszę sprowadzić sprzęt… i współpracownika. -
- Wypraszam sobie! - oburzyła się scenicznie kobieta, dając potwierdzenie mrugnięciem.
- Phi. - złodziejaszek wstał z krzesła, udając się z następnym pytaniem do barmana:
- Szukam informacji. Rada Władców. Kiedy? Gdzie? -
- Niestety nawet jeżeli zapłacisz nie mam takowej informacji. Wiedzą o tym tylko osoby w kontakcie z zaproszonymi. Bliskim kontakcie. Nie mniej za opłatą mógłbym rzec kto może mieć o tym cień informacji. 50 monet. Informacja droga. -
- O ile nie jest to nic oczywistego, jak sami władcy, to chętnie ją przyjmę. -
Po otrzymaniu zapłaty barman chwilę się zastanowił.
- Ktoś kto wie wszystko. Czarny ninja. Osobiście się do niego nie trafi, ale powiedzmy, że mogę znać osobę, która zna osobę z jego otoczenia. Informacja przez kontakt. Jeżeli już to zapewne ktoś od niego powinien coś o tym wiedzieć. Mój kontakt to niejaka Chranchy.
- Gdzie go znaleźć i na kogo się powołać? -
- Ją. To dziewczyna. Taka z przepaską na twarzy. Zwykła się tu pojawiać, ale może już jest na mieście. Znana tu wiec łatwo o nią dopytać. Jednak nie pomogę. Wiem, że nić informacji u niej być powinna, ale nie rzekę, że ją udostępni. Trza samemu się o to postarać.
- Niech i tak będzie. - w chwilę później złodziej podszedł do któregoś ze stolików, bezceremonialnie pytając:
- Chranchy szukam. Pojawi się tu niedługo? A jeśli nie, to gdzie jej szukać? -
- Chranchy jest na mieście w szemranym żuczku czy też w którymś z warsztatów, może u kowala. Jak ją znajdziesz przekaż, że potrzebna jest tutaj jako krupier dziś wieczór. - odparł ciemny zbir, rzucając karty na stół. - Ha znów wygrałem.
- Załatwione. - odparł i już po chwili był przed szulernią. Za sprawą Oczu Czasu poznał aurę tejże Chranchy, a później, już w teraźniejszości odnalazł jej właścicielkę.

Dziewczę siedziało u kowala oczekując na swoje małe stalowe gwiazdki - shurikeny. W oczekiwaniu bawiła się pilnikiem i swoimi paznokciami.
- Witaj - zagadał złodziej, podchodząc do dziewczyny - Szukam informacji, powiedziano mi, że możesz ją posiadać, lub zdobyć. Trzeba mi wiedzieć gdzie odbędzie się Rada Władców. -
- A na co Ci to wiedzieć? - zapytała lustrując pytającego - Mogę się dowiedzieć, ale pewności nie daję. A powód mile widziany. Zdajesz sobie sprawę z tego że mogę kłamać, lub być okłamaną.
Zlustrowanie pytającego niewiele dało, ten bowiem ubrany był w kościaną maskę lisa.
- Reprezentuję pewną… organizację. Mamy plany wobec tutejszych władców, choć na razie szukamy sojuszników, a nie wrogów. - odparł złodziejaszek - Drugą sprawą jest kontakt z Czarnym Ninją. Zdaję sobie sprawę, że nie marnuje on czasu na byle kogo… ale jeśli byś mogła, przekaż mu… hm, pozdrowienia od Marudera, i że chcielibyśmy wspólnie wywyższyć tych, którzy upadli. Kiedy spodziewać się odpowiedzi? - spytał bardziej o Radę, choć miał cichą nadzieję zaciekawić słynnego Ninję. Słowo o Maruderze miało sugerować, że rozmówca może wiedzieć więcej niż wiedział w istocie, zwykły blef w połączeniu z iście literackim nawiązaniem do Uverworldu.
- Hmm. Nie wiem o czym mówisz, ale jeśli znała bym takową osobę, rzekłabym, że jest to indywidualista. A jeżeli miałabym z nim kontakt, dodałabym, że sam się z Tobą skontaktuje gdy tylko otrzyma te informacje, lub później. Oczywiście tak bym rzekła, gdybym cokolwiek o nim wiedziała. - odparła piłując kolejnego paznokcia. - To wszystko.
- Jasne. - odparł zamaskowany mężczyzna - Wieczorem będziesz potrzebna w szulerni jako krupier. Będę tam czekał. - dodał, po czym bezceremonialnie odszedł.
Do szulerni postanowił wrócić nieco okrężną drogą, zaczepiając po drodze Ervena. Po kilku słowach do jego kierunku oddalił się od towarzysza.

Jakiś czas później przekroczył ponownie próg szulerni. Miał sporo czasu, i zamierzał go tutaj spożytkować. Rundka, dwie, ewentualnie siedemdziesiąt w pokera powinna przyspieszyć upływ czasu, i nieco napełnić kiesę dołączonych. Porażka nie wchodziła w grę. Dlaczego? Otóż to z pomocą wchodziły Oczy Czasu, pokazujące przyszłość, w której wszyscy pokazują swe karty na stole. Dzięki temu złodziejaszek wiedział dokładnie, kiedy pasować, a kiedy nie.
Oczywiście nie wykorzystywał tej sztuczki za każdym razem, czasem przegrywając specjalnie… w końcu tutejsi na pewno mieliby kres swojej cierpliwości, a dołączonemu wcale nie zależało na robieniu sobie tutaj wrogów.


Wieczorem w szulerni pojawiła się Chraunchy. Jak tylko weszła od razu została zgarnięta przez niejakiego Ezio i dosiadła się do dwóch stołów. Dokładniej mówiąc sklonowała się i stanęła obok siebie. Ta przy znamienitym stole była niezwykle pochłonięta i bardzo skupiona. Druga miała więcej wytchnienia.
[IMGhttp://i.imgur.com/W4GLbXy.jpg[/IMG]


[IMG[http://i.imgur.com/5AdGv.jpg[/IMG]
Złodziej na spokojnie dokończył swoją partyjkę pokera. Całkiem nieźle mu szło, wzbogacił się przez te kilka godzin o 250 monet… jednak warto było tu przyjść. Po wszystkim odszedł od stolika wraz z chłodnym pożegnaniem. Zamaskowany mężczyzna bezceremonialnie podszedł do mniej zajętej wersji Chraunchy
- Można na słówko? -
- Tak. Chwilka. - Rozdała karty grającym. Złodziejowi zdawało się, że wie ona jakie są na nich figury nawet jeżeli były wierzchem do góry. Umiejętności gracza, a może coś więcej... - Teraz. W czym rzecz?
- Uzyskałaś informację, o którą prosiłem? -
- Nie ja miałam Ci ja przekazać. - odparła - lecz mój szef, który przystał na spotkanie z Tobą. A teraz zasiądź przy tamtym stołku. - wskazała puste miejsce. Zaraz się z tobą skontaktuje.
Na ukrytej za maską twarzy złodzieja pojawił się uśmiech. Mężczyzna bez słowa podszedł do wskazanego stolika.
Dosiadł się do niego młodszy osobnik, którego, zdaje się spotkała rodzina w pierwszym dniu pobytu w tym świecie.

- To ty z chraunchy rozmawiałeś? - Zapytał w niewiedzy.
- Zgadza się. - odparł beznamiętnie.
- Szefie, to on. - rzekł w przestrzeń przed nimi.
Wtedy jedno jego oko zmieniło swój kształt i kolor. Aura osobniak stała się dwu-barwna, a atmosfera się zmieniła.

Osobnik spoglądał na członka rodziny z dziwnym wyrazem, czekając na jego pierwszy ruch.
- Pośrednik…? - tak brzmiał pierwszy komentarz złodziejaszka. Właściwie, nie było w tym nic dziwnego, sam w końcu także reprezentował swojego przywódcę, osobę będącą teraz nie wiadomo gdzie.
Mężczyzna jednak zaraz się zreflektował
- Miło poznać. Niełatwo było się z Tobą skontaktować, ale jesteś chyba najlepszą osobą w tym kraju, zdolną udzielić mi kilku odpowiedzi. -
- Nie przeczę - odparł głos chłopca ale o innym natężeniu - Wiem najwięcej i widzę najwięcej, no może nie wszystko. Słyszałem jakich informacji szukasz, nie wiem jednak dlaczego lub też dla kogo. A co więcej, zdaje mi się, że nie tylko z tego powodu chciałeś się ze mną spotkać, choć pozdrowienia, przyznam, zwróciły moja uwagę… -
Mówił powoli i dobitnie. Tak by być jak najlepiej zrozumianym. Widać natężenie głosu młodzieńca niezbyt pasowało do jego tonacji. Kontrolował go za pomocą sharingana, choć to nie typowe, raczej indywidualne. Widać ta krew, ród miały więcej tajemnic niż mogło się zdawać.
- Czemu jej szukam… po pierwsze, chciałbym sam przyjrzeć się temu spotkaniu. Nie wiem, czy istotnie będzie potrzeba coś w nim mieszać, ale nie mogę mieć też pewności, że nie. Są też pewne osoby, które dobrze płacą za tę informację, jednak szczerze powiedziawszy nie muszę się łasić na te parę monet. Decyzja czy mi to powiesz należy do Ciebie, akt zaufania bądź nieufności… -
- Powiedzmy, że na krótką chwile zmienię swoją pozycję. Nie mam interesu w robieniu z tego tajemnicy, jak wszyscy, nie mniej wyjawienie pewnych rzeczy teraz wiele nie zmieni, a nawet jeśli, mam to już “wkalkulowane”. Jak to mawia ma towarzyszka... Jednak obaj jesteśmy ludźmi interesu więc... chcę co najmniej połowę.
- Niech i tak będzie. - złodziejaszek położył dłoń na stole, unosząc ją niespiesznie. Pod jego ręką pojawiały się równiutko ułożone w stosach monety. Cała zabawa trwała chwilę, ale ostatecznie ukazało się 500 monet.
- Dobrze wiec. - Młodzieniec położył dłoń na kupce monet nie zabrał ich jednak od razu. Wpierw chciał się wywiązać z umowy.
- Rada władców ma dwa prawdopodobne miejsca. W pierwszej chwili wydawało się, że będzie to “na rozstaju dróg”, ze względu, że platforma jest niedostępna dla wszystkich, a w większości tutejszych. Kolejnym punktem było Lofar, ale brama. Targas, daleko, a San Sarenidas, cóż kwestie polityczne, stronnicze i brak zaufania. Lordowi wiatru nic nie przeszkadza w dotarciu na miejsce, co więcej jest mu to obojętne. Moje źródła mówią, że przybędzie, bo być musi. Wybrano wiec miejsce blisko przystani, tamci mieli zastrzeżenia co do odległości, na terenach unii. Orientujesz się gdzie jest granica unia-przytań. NA zachód od stolicy. Tam gdzie rzeka uchodzi do morza stoi mała forteca, zakon sióstr. Wiara, mocom medyczna, niepozorne miejsce. Spotkanie ma być jutro. Alexnader, Ruperd, Lord już się tam udali. Razem z obstawą. Goście z przystani przybędą jutrzejszym rankiem. - ściągnął monety na swoja stronę. - Wiem że całemu zajściu chce się przyjrzeć Podziemie, ale nawet jeżeli by chcieli nie zdążą dotrzeć tam z Targas. Chyba że... nie ważne. Obstawa to są znamienite osobistości, więc wątpię by komuś poza moimi ludźmi dane było się temu przyjrzeć.
- Skromnosć, nie ma co - dopowiedział głos młodzieńca o jego natężeniu.
- Nie mógłbym jednak na tym stanąć, jeśli już mam okazję Cię spotkać. Jest sporo rzeczy, o których chciałbym, chcielibyśmy pomówić… na początek jednak wypadałoby powiedzieć coś o nas. Słyszałeś już o naszej grupie, czy i to ominęło Twoje spojrzenie? -
- Słuch i spojrzenie mam nie najgorsze i na was zdarzyło mi się je zawiesić. Jednak bez większego czy mniejszego zainteresowania. Nasze interesy nie zdały się pokrywać, jak na razie.
- Nie jestem w stanie stwierdzić, jakie są Twoje interesy, ale obchodzi mnie wielce organizacja, której jesteś członkiem. W co Wy gracie? -
- Nie słyszałeś? Uverworld zniknął, rozpadł się, rozpłynął. A moja organizacja jest niezależna. - odrzekł z uśmiechem. Ciężko było odgadnąć czy kłamał czy mówił prawdę, jednak coś przemawiało za pierwszą opcją
- Każda grupa ma swoje cele. Mawia się, że z jakiegoś powodu sprowadziliśmy tu wszystkich. Więc niech ci wszyscy sami domyśla się tego celu. I odradzam szukać członków tej upadłej grupy. Nie każdy z nich jest tak miły jak ja. - zaśmiał się typowo dla podkreślenia żartu.
- Mam uwierzyć, że najsilniejsi na tym świecie tak po prostu się rozpadli? Bez powodu? Zniknęliście z widoku, wyciszyliście swoje działania, ale prawdziwy upadek? Nie, to nie może być prawda. Jesteście zbyt ważni. Zechcesz ze mną porozmawiać o tym otwarcie lub chociaż powiedzieć coś o kimś, od kogo mogę tego… chcieć? -
- Słyszałeś opowieści o Uverworld? O tym że nieproszone osoby wieszają na drzewach, zdrajców obdzierają ze skóry, słyszą gdy się o nich pyta i widzą gdy coś się dzieje? Jest wiele plotek i opowieści o nich. Tak samo jak ich upadek. Co jest jednak prawdą... tego lepiej nie sprawdzać. Powiedzmy sobie otwarcie... skoro rzekomej organizacji nie przeszkadza ich “niebyt”, to znaczy jest jest im to z jakiegoś powodu na rękę i lepiej tego nie zmieniać. Załóżmy jednak, że jeżeli zadasz trzy pytania to na jedno z nich może odpowiem. Nie licz jednak na cuda i łaskę. Jestem jednym z tych, którzy nie lubią zbytniego spoufalania się. Czekam więc...
W tym momencie pojawiła się przy nich dodatkowa osoba. Nie wiadomo kiedy się pojawiła, ani czy wcześniej znajdowała się za młodzieńcem. To tak jakby nagle, ni stad ni zowąd zobaczyło się ją.
- Szefie...
- Jeszcze trochę Kasumi. Zaraz wrócę.
- Hai. - Znikła w obłoku czarnej aury.
- Jak widzisz... im bardziej jesteś ważny tym mniej czasu na przyjemności. Czekam więc na pytania.
- Pierwsze… gdzie znaleźć kogoś bardziej rozmownego i wiedzącego równie dużo na ten temat? Drugie… czego właściwie chcecie, do czego dążycie? Trzecie… jak do Was dołączyć? - ironia? Pytanie wypowiedziane całkowicie poważnie, jednak czy aby na pewno było planem Rodziny?
- Heh. Nie zaskoczyłeś mnie. - stwierdził obojętnie. - Ale niech ci będzie. Odpowiem na temat naszego planu. Zacznijmy jednak od tego co aktualne. - jego oczy zaczęły skrzyć się czerwienia a na ustach pojawił się drapieżny uśmiech.

- Wpierw porwiemy Króla, zarówno oni jak i moja organizacja mają ten sam cel. A później Zniszczymy Ten Świat…
Nim słowa zostały przetworzone przez mózg czarny ninja zniknął. Pozostał już tylko jego ludzki pojemnik, lekko otumaniony. Zapewne tak by nie słyszał ostatnich słów.
- Już koniec? - rozejrzał się zaskoczony. - Wiesz że mogłeś inaczej zapytać by dowiedzieć się tego czego najbardziej chcesz? - odpowiedziało mu tylko milczenie - Zadać trzy razy to samo pytanie. Wiem, to głupie, ale powinno podziałać. Ale teraz już za późno. Na mnie również już czas... a, kazał przekazać, że przywódca Uwerworld zwie się Vizardo. I to wszystko. To spotkanie nie miało miejsca i nie szukaj nas.
- Każda z informacji równowartościowa. Do zobaczenia w takim razie - wystawił jeszcze dłoń, by uścisnąć ją rozmówcy na pożegnanie.
Młodzieniec delikatnie się ukłonił. Widać nie zwykł do bliskich kontaktów.
Teraz pozostało iść po Ervena. Zbliżała się północ, a wraz z nią spotkanie… i zarobek.
 
Imoshi jest offline  
Stary 11-10-2014, 13:27   #69
 
Imoshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Christos, noc 8/9

Podczas gdy Erven, wraz z jakimś pomniejszym dołączonym, udali się na spotkanie z jakimś tajemniczym paserem, pomarańczo włosy był już ponad San Sarenidas. Co planował? Ależ nic wielkiego, jedynie zwiad miejsc na wschód od Stolicy i naznaczenie ich Okiem. Pierwszym przystankiem była stara kopalnia kruszców…
Kopalnia wciąż była używana. W szopach przed nią spali górnicy, a w zagrodach leżały dziwne stwory, zapewne używane tutaj do pomocy w górnictwie. Jaskinia a raczej cały kompleks nie wyróżniał się zbytnio od innych. Były przejścia normalne, pozyskujące surowce, takie naturalne, niezbadane i takie pozawalane, na pewno nie bez przyczyny. Aur w całym kompleksie było sporo, zarówno tych zwierzęcych, zwykłych i specjalnych, jak i czarnych, złych. Zdawało się też, że aury poruszały się ale niekoniecznie z natury ruchu istot. Tak jakby pewne formacje kształtowały się na nowo.
Zgodnie z planem, Christos wylądował w okolicy, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Po kilku chwilach, gdy znajoma pieczęć pojawiła się na ziemi, pomarańczo włosy odleciał dalej. Następnym punktem była Stara Stolica.
Tutaj na roiło się od aur zarówno małych jak i tych dużych. Jedna otaczała połowę miasta z centrum w pałacu.
Aury w większości nieznane choć z czarnych dało się wyróżnić tą ogromną i skupioną grupkę małych. Gdzieś w oddali coś ryczało, gdzieś indziej coś latało. Miejsce zapomniane przez świat.
Tu także, choć w pewnym oddaleniu, Christos pozostawił pieczęć. Trzecim i ostatnim punktem na dziś było więzienie.
Do więzienia, ze starej stolicy było raptem 800m pionowo w górę. Ścieżki oczywiście nie było widać, bo jakże, w tej ciemności. Tylko ktoś kto bywał tutaj miał prawo ją znać. Od skał więzienie nie wyróżniało się niczym. Jedynie jaskinia o prostokątnym wejściu świadczyła, że jest tu coś innego. Aur było 11, wliczając w to 3 strażników i jednego obserwatora. Orle gniazdo, Szaniec Roca. Dziwne... nazwa pojawiła się w umyśle jednego ze strażników Lofar, choć sam nigdy nie zdawał sobie sprawy z jego umiejscowienia.
Christos podobnie jak poprzednio, zostawił w jakimś ustronnym miejscu pieczęć. Z wielkiej wysokości spojrzał na wschód, by przyjrzeć się promieniom wschodzącego słońca. Już czas wracać do San Sarenidas. A potem na miejsce Rady Władców.
 
Imoshi jest offline  
Stary 16-10-2014, 18:48   #70
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Lucas odczuł dziwną intencję, myśl. Jego twórca go wzywał. A własne i zblizał się kres mocy leczniczej panienki Jenny. Cóż szybko i niechętnie nadchodził czas pożegnania.
-Będziemy zmierzali w kierunku osady- odparł Castell. Niedługi czas potem Jenny i Soren byli już drodze do osady. Podróż była dość spokojna. Raz tylko zaczepili ich zbóje. Poradzili sobie z nimi bez większego problemu, choć zasługą to było głównie Sorena. Dziewczyna również walczyła ale nie dościgała biegłością w zniszczeniu wrogów Castellowi.
Późnej przeszli przez rzekę i prosta droga do osady, toż obok młyna.
W pewnej jednak chwili zdarzyła się rzecz dziwna. Jenny zatrzymała się na moment patrząc w pustą przestrzeń. Coś widziała, choć nie mógł tego dotrzeć Castell. Ocknęła się w niezmienionej pozycji parę minut później.

Spojrzała na las w oddali i wtedy zobaczyła jakąś zakapturzona personę. Czerwone oczy zdawały się w nią wpatrywać i jakby wszystko wokół zatrzymało się.

- Przyszedł czas na nasze spotkanie. - rzekł do niej nieznajomy pojawiając się o wiele bliżej. - Nadszedł czas by ruszyły tryby twego przeznaczenia. Nie pozostaniesz już bierna.
- Co? Kim ty jesteś? - zapytała zdenerwowana dziewczyna.
- Zwę się Orokusaki Uchicha. Choć mogłaś słyszeć inne miano. Czarny ninja. Panienko Jenny zwróciłaś moją uwagę z nieznanych mi samemu przyczyn. Widać los jaki zgotował ci świat i ze mną miał cię połączyć. Dlatego nie omieszkam być mu dłużnym, więc i ja uszczknę co nie co z twojego życia. Wiem dokąd zmierzasz i kogo szukasz, podążaj wiec dalej w tym kierunku. Los sprawi że odnajdziesz swój cel, a gdy nadejdzie właściwa chwila znów się o ciebie upomnę.
- Nie kojarzę cię, ale robisz coś dziwnego i mnie zdenerwowałeś - dziewczyna ściągnęła brwi wbijając wzrok w czerwone oczy.
Dało się słyszeć śmeich jakby tłumiony. Taka tonacja jakby głos był w tle nagrania.
- Ten świat nie zwykł się nam podobać i dopasowywać do naszych zachcianek. Może i ja nim przesiąkłem. Panienko Jenny z tak twardym charakterem nie jedno ci się jeszcze przydarzy.Tego możesz być pewna. A teraz nie zabieram więcej czasu. Dam o sobie znać gdy nadejdzie czas... Rady Władców. Bywaj panienko.
Wizja zaczęła się rozmywać.
-Jenny…- Dotarł do niej głos Castella. Gdy się ocknęła niebiesko włosy stał przed nią z zaniepokojoną miną delikatnie potrząsając ją za ramie.- wszystko w porządku..?- zapytał gdy zauważył że dziewczyna patrzy na niego nieco bardziej przytomnym wzrokiem.
- Tak… powiedzmy - odpowiedziała z lekko bladszą twarzą niż zwykle. Ale tylko odrobinę.
Przez chwile jeszcze, choć sama nie zdawała sobie z tego sprawy w jej źrenicach była czerwień. Prze chwile jeszcze jej oczy miały identyczny wzór co osobnik z “wizji”. Efekt jednak minął wraz ocuceniem.
- Miałaś...czerwone oczy. Podobne do moich... Co się stało? Nie było Panienki dobrą chwilę.
- Jakiś dziwny koleś co się tytułuje czarnym nindżą o świecących oczach gadał do mnie. Coś wspominał o losie i tym, że mamy się spotkać czy coś. Zirytował mnie - ściągnięte brwi dziewczyny wskazywały na to, że była mocno zdenerwowana.
- Chodźmy. Powiedział też, że idziemy w dobrym kierunku - Jenny machnęła ręką i ruszyła do przodu z determinacją na twarzy.
Castell uśmiechnął się na ten widok. Ciekaw dalszego rozwoju wydarzeń długim krokiem dogonił dziewczynę.
Osada przypominała najzwyklejszą wioskę. Na obrzeżach domy drewniane i chaty ze strzechą, im bliżej środka tym więcej cegły i kamienia W ogólnym zarysie wszystko świadczyło o gospodarczym charakterze tego miejsca.

Dzisiaj, na przekór temu co sądzono o spokojnej wsi, wszyscy byli zabiegani. Coś miało nadejść coś bardzo niebezpiecznego. Szykowano sieci i zawieszano je miedzy długie drągi. Wyglądały jak siatki do siatkówki czy też tenisa. Dało się słyszeć dwa na zmienne słowa lycris i noc, albo wieczór.

- Wy też do pomocy? - Zapytał jakiś wieśniak nawet nie czekając na odpwiedzi. - Dobrze. trzeba pomóc sieci wiązać. A ty - wskazał na Castella- pomóż przy drewnie. Trza się śpieszyć póki nam niebo na głowę nie runie.
- Zbychu drewno pod pastwiska!
- Już leze. - Odszedł w wielkim pośpiechu, za chwilę sytuacja się powtórzyła tyle ze z bardziej ogarnietą personą.
- Wy do pomocy? Z Dywizjonu? Czekaliśmy o ile wogóle można to tak nazwać. Jestem Syriusz, starosta wiaoski.

-Co tu się dzieje.?- zapytał wampir z głębi kaptura z lekkim zdziwieniem przypatrując się całej sytuacji.
- Wykwit Lycrisu. Kiaty piekielne. Ledwo je musnąć a robią krater w ziemi. Ekspozja gorąca. Tragedia, a jeszcze wiatr ma nadejść to na mą głowę wiaty pospadają. Trza się bronic bo z osady nici nie zostanie!
- A nie da się ich jakoś… no nie wiem uspokoić? Sprawić by nie wybuchały? Albo zwyczajnie kontrolować aby się nie siały gdzie popadnie? - ostatnie pytanie Jenny było z nutą cynizmu.|
- Chciałoby się by tak było. Kwiatów nie można dotknąć bo Puff! I po człowieku. Eksplodują w zetknięciu z inną materia. Od dawna rosną za lasem więc w poprzednich latach sporadyczne tylko kwiaty do wioski dolatywały. Ale wiatr się zmienił dosłownie w przenośni. Wiatr będzie wiał z północy na południe wiec całą tą chmarę nam na głowy zniesie. Wykwit rzecz naturalna i tego się nie zmieni a jedyny sposób na obronę to wysadzić je nim spadną na nas. Już po posiłki posłaliśmy a i chętni się zbierają.
Gdzieś w oddali dało się dostrzec Ervena z jakąś kobietą. Wyglądali na zajętych, ale gdzieś bliżej przebiegła dziwnie znajoma dziewczynka niosąc koszyk do jakiegoś większego budynku.

- Leśnych też już uprzedziliśmy o naszej akcji, krótko po tym jak się o tym dowiedzieliśmy. To dziwne bo oni powinni nas ostrzec. Mniejsza z tym.
Informacja o “leśnych” zdawała się być interesująca w przeciwieństwie do tego co uważał starosta. Może na rzeczy było coś więcej niźli się zdawało.
- Za pomoc nie mogę zaoferować niczego materialnego w zamian. Jedynie uczta po zwycięstwie, jeżeli będzie nam pisane jeszcze coś spożyć. To co pomożecie?
- Pomożemy - odparł arystokrata- czym mam się zająć mości Syriuszu?
- Jasne, jasne pomorzemy - przytaknęła Jenny. - Zaraz będę.
Dziewczyna ruszyła do budynku gdzie zniknęła dziewczynka. Miała ochotę z nią porozmawiać.
- Pomóż zanosić drągi poza wieś. Tam już przywiązują sieci.| (będzie się tu coś większego działo czy poczekać aż Jenny załatwi sprawy i przejdziemy dalej?) (chyba tak, no jeszcze ten opad kwiatów wieczorem przy którym przydadzą się jakies opisy, poza ty mnic więcje)

Większy budynek stanowił szwalnię. Zszywano tma połacie materiały i zawiazywano sieci tak by wielkosći oczek nie były zmyt duże, a same sieci zbyt małe. Wszystkei kobiety były zabrdzo zapracowane, nie mniej gwar plotek wciąż był obecny. Małe dziewczę biekała w te i spowrotem roznosząc zakaski i kubłaki z woda.
- Hej! - Jenny zatrzymała na chwilę dziewczynkę. - Nie uciekaj mi, chciała bym później z tobą pogadać. Albo coś ci zagrać - mrugnęła okiem.
- Z przyjemnością! - Zakrzyknęła dziewczynka. - A ma panieka możę lirę? Tak lubięe odgłosy tego instrumentu. to takie... nostalgiczne. Pomogę tylko paniom i już biegnę.
- A idź dziecinko. Damy sobie radę. - odrzekał jakaś staruszka. - Powiedz tylko Syriuszowi, skarbeńko, żeby kogoś po sieci przysłał.
- Dziekuję.
Obie dziewczęta opuściły szwalnię, a po przekazaniu wiadomosć i udały się na ubocze.
Gdy już znalazły się poza uwagą większości, co ciężkie nie było bo wszyscy biegali za kwiatkami, Jenny wyciągnęła z plecaka złotą harfę.
- Tak pięknego instrumentu nigdy bym się nie pozbyła Fengrahermie - powiedziała uśmiechając się do dziewczynki. Zaraz sprawdziła czy lutnia nie rozstroiła się i zaczęła wydobywać z niej pierwsze dźwięki.
- Znalazłeś swoich braci?
- Poniekąd ludz... kobieto o imieniu Jenny. - odparła dziewczyna siadając w dogodnym miejscu i rozkoszując się muzyką. - Wszyscy jesteśmy rodziną, choć nie do końca tak bliską jak to w waszym pojmowaniu wygląda. W tym co zowiecie Północną Puszczą jest jeden z nich. Przy “naszym drogowskazie” spotkałem również nieprawdopodobną istotę. Naszego boga. A wystarczy podejść w tej postaci do jakiegokolwiek starca, a wiele bajek się o nas usłyszy. Forma niczego sobie. Choć niedługo może przyjść mi ją zmienić. A twe losy kobieto Jenny?
Dziewczyna nie przerwała grania.
- Szukam w tym momencie niejakiego Ryuu zwanego właśnie smokiem - uśmiechnęła się. - A poza tym całkiem w porządku nauczyłam się leczyć za pomocą melodii, ale nie wiem czy ci przypadnie do gustu, bo to na gitarze. Poza tym… coś dziwnego się jeszcze dzisiaj zdarzyło. Jeszcze nie wiem co to oznacza, będę musiała sprawdzić.
Jenny zamyśliła się na chwilę przerywając brzdąkanie na lirze.
- Jakiś dziwny koleś o czerwonych oczach powiedział mi, że mam z nim połączony los. Wspomniał coś o radzie władców. Nic z tego nie zrozumiałam.|
- Waszego ludzkiego pseudo intelektualnego bełkotu, i mnie trudno jest pojąć. Pojęcia losu zwykliście używać tak trywialnie, tak nierozważnie. Nawet podczas zalotów godowych. Może jak to mawiacie “wybiłaś mu oko”?
- A z tego Ruuu jak mawiacie, żaden smok. Nie potrafil przejrzeć tak prostej formy jak moja.
- Nie twierdzę, że jest - Jenny podjęła ponownie grę. - A co do wybijania oczu… cóż jego się świeciły na czerwono. Chyba też coś zrobił, bo Castell nie zauważył go w ogóle - prychnęła i zamilkła na chwilę aby pozwolić muzyce zapanowac nad rozmową.
- Nauczył byś mnie wzbudzać grozę? - zapytała nagle po dłuższej chwili.|
- Nie malujesz się więc to nie możliwe. - dziwna myśl - Starzec u których pomieszkuje rzecze tak do swej kobiety. “Chcesz lisy od kur odgonić, to idź do kurnika nieumalowana”. Macie dziwne pojęcia piękna...
- Nie wszystkiego można się nauczyć. Większosć cech przychodzi z doświadzeniem. Wiem jednak, czuję że potrafiła być z większym, mniejszym “kłopotem” opanować aurę, sferę, czy też wyciszenie. Kobieto Jenny, to trudne sztuki choc dla nas istot magicznych, tak proste jak oddychanie. Wasza rasa nie zwykła ich pojmować więc “swoich” nie odstraszysz. Zwierzęta jednak byś potrafiła. Drapieżniki trzymać na dystans a przy odrobinie praktyki i mieć je u swego boku. Lecz nie zdolnym jest przekazać ci całą swą wiedzę. Może dziecięcia lasu były by do tego zdolne, może ten cały Ryuu był by twym mentorem. Ja jedynie moge cię wprowadzic w tajniki tych mocy i przekazać tylko tylce co zgoła jesteś opanowac.
- Myślałam raczej o czymś jak straszny ryk smoka… wiesz instrumenty, które posiadam dają mi dość spore możliwości - dziewczyna się wyszczerzyła. - Umiem już wrzasnąć tak, że bębenki pękają, ale jakbym wiedziała jak zrobić, żeby poza samym krzykiem budziło to grozę, to może łatwiej by mi było.|
- Ryk smoka to słowa z naszego pierwotnego języka. To rozkaz o olbrzymiej mocy zarówno magicznej jak i mentalnej. Krzyk taki przyjmuje kilka form od prostego nakazu, poprzez falę, na zaklęciu kończąc. Potrzebne będę ci do tego mocne płuca i głos. Jeżeli chcesz zacząć kobieto Jenny, to nic nam nie stoi na przeszkodzie.
- Hmm.. mam nadzieje, że się nie zbiegną tutaj ci z wioski… a z resztą - Jenny wyjęła z plecaka mikrofon i przyczepiła do ucha. Zarzuciła również na siebie gitarę i stanęła bokiem do smoka, tak aby nie celować w żadne osiedla ani ludzi. Cicho zanuciła melodyjkę pod nosem budząc peluneum, wzięła oddech i wrzasnęła aby zaprezentować siłę swojego głosu.
- Coś z tego będzie? - zapytała.
- Wystarczające, choć obawiam się że zbyt długie korzystanie z tej mocy może doprowadzić do utraty głosu. - Smocza dziewczyna powstała i otrzepała swoja sukienkę. - Zaradzę coś na to.
Podeszła do Jenny szepcząc coś pod nosem. Gdy była już pod nią wykonała gest nakazujący schylenie się. Wtedy też ich usta złączyły się w pocałunekk. Posmak krwi zapewne wargi dziewczynki. Trwało to dłuższą chwilę a skończyło się tym że smok wdmuchnął powietrze w jenny. Skończywszy ten niecodzienny gest, szyja piosenkarki emanowała ciepłem. Przez chwilę jej głos nie był jej, był strasznie skrzeczący. Lecz gdy ciepło znikło Głos wrócił do normy.
- Smocze włókno. Teraz przy większej sile nie powinno wyrwać ci gardła a i struny wytrzymają. - wytłumaczył bez najmniejszego cienia zawstydzenia czy dziewczęcej skromności. Tak jakby ten gest nic nie znaczył.
- U-u-uprzedź mnie następnym d-dobrze? Kurde masz postać małej dziewczynki! Czuję się jak jakiś pedofil… pedofilka brrr - Jenny potrząsnęła na boki głową otrząsając się z wrażenia.
- No gdybyś chociaż był dorosła kobietą… - powiedziała ciszej.
- A teraz przechodząc do samych rozkazów. Musisz w to włożyć trchę emocji. Dumny, rozkaz, z siła taką by same góry bały się twego głosu, a wszelka zwierzyna zamierała. Pokój = Drem. Drugi rozkaz dotyczy tego gdy coś jest zbyt blisko, a pierwszy nie podziała. Chodzi bezpieczeństow, przestrzeń przed sobą. Odephnięcie = Dah. Działa najszybciej jednak niekiedy brak temu pewnej dozy siły. Zacznij jednak od niego, bo dokładając kolejne sylaby od poczatku mozę być zbyt ciężko. Na końcu powinnaś uzyskać coś takeigo. - dziewczynka odwróciła się w stronę lasu.
- Tiid Ul - Ro Gut! - Zakrzykła, wszystko wokół nich zamarło w bezruchu - To da nam chwilę. - Głęboki wdech - Fus Ro Dah!!!
Potężna fala wyleciała w stronelasu ryjac ziemię i łamiąc kilka pierwszych drzew. Odleglosć jakeis 50 metrów. Wykonał to smok w postaci dziecka.
- Odrobinę za dużo włożyłam w to siły. - odzekła z dziewczęcym uśmeichem. - Oczywiście ty nie powinnaś uzyskać aż takiej odległosć ale załużmy 2/3. To tyle z nauki. Reszta to doświadczenie. A i nie pomyl się Ro = równowaga, Ru = szybkość. Bez równowagi prawdopodobnie zadziałało by to w obie strony.
Jenny stała przez chwilę z otwartą gębą ogarniając to co zobaczyła.
- Yyyy… no dobra - odchrząknęła. - Spróbujmy…
Dziewczyna również wzięła głęboki wdech po czym krzyknęła.
- Fus Ru Dah!! - odrobinę się obawiała jak smocze działania zadziałają z peluneum, ale tym martwić się będzie później.
Tonacja zaklęcia, czy też krzyku była zbliżona do smoczej. Może nie idealna ale właściwa. Niestety za późno dziewczyna zdała sobie sprawę z drobnej pomyłki.
Fala dźwiękowa wystrzeliła przed nią ryjąc ziemię na odległości 15 metrów w czasie o wiele krótszym niż smoczej dziewczynki. Fala szybka jak pocisk, ale jednocześnie siła odrzutu była tak duża że poderwało ją z ziemi i poleciała w przeciwnym kierunku. Wylądowała, całe szczęście przed zabudowaniami. Obity tyłek, zadrapania i bardzo niemiły nacisk na żebra, w tym chyba jedno złamane. Ach strach pomyśleć jeżeli taka siął napotkała by na swej drodze ścianę domostwa.
Do wciąż leżącej na ziemi dziewczyny podeszła mniejsza.
- Ro - powiedziała zaznaczajac palcami. - Nie ru. - wyciagnęła przyjaźnie dłoń.
- Ruuuoooahaa… - jęknęła Jenny czując że chyba się na razie nie podniesie. Podniosła dłoń chcąc ja podać smokowi, ale opadła na ziemię.
- Podasz mi… gita… a - wszakże gitara wciąż była zawieszona na pasku i uciskała obolałe żebra. Jenny uniosła jeden palec w geście “momencik” i zagrała nuty na gitarze. Po kilku dźwiękach wpadła w odpowiedni ton i poczuła jak z trzaśnięciem nastawia jej się żebro i lecza powieżchowne zadrapania. Stęknęła czując jak jej ciało się leczy i podniosła się przerywając występ.
- Na razie chyba się wstrzymam… ugh… - otrzepała się z ziemi i wszystkiego innego co przyczepiło się do jej ubrań. - Ale będę już pamiętać… - uśmiechnęła się słabo.
- Dobrze. - Stwierdziła uradowana dziewczynka. - Cóż jeszcze Jenny? Przedstawić ci wyciszenia czy może skończyliśmy na dziś lekcję? Chciała bym jeszcze posłuchać jak grasz na harfie nim wrócę do obowiązków. Lycris. Przepiękny spektakl, choć dla was bywa wielce niebezpeiczny.
- Wyciszenia? Z chęcią… będę miała się czego uczyć później - Jenny uśmiechnęła się już pewniej. - Powiedz… tak a propo harfy i grania i twojego słuchania, czy jest jakiś sposób abym mogła cię hmmm… przyzwać? Albo możeee… powiadomić gdzie jestem? Wiesz… gdybym kiedyś na przykład potrzebowała pomocy? - dziewczyna się wyszczerzyła w bardzo szerokim uśmiechu zdając sobie sprawę, że Fengraherm może ja zaraz zjeść za takie gadania.
- To nie do końca tak łatwe jak ci się wydaje. Mogła byś niechcący przyzwać kogoś z mych braci. Kogoś kto gustuje w ludzkiej rasie, po prostu została byś zjedzona. Nawet jeżeli byś chciała i ja mam ograniczone możliwości ludzkie dziecię.
Dziewczynka klepła w swoj brzuch i wypluła z ust złoty pierścionek. Po chwili namyslu połknęła go z powrotem poruszajać językiem w ustach. Znów puknęła tym razem pod innym kątem a na dłoń wypluła złoty kolczyk.

Przez chwilę oceniała znalezisko w dłoni, a później rzuciła do Jenny.
- Trzymaj. Pod wpływem smoczego głosu wskaże mój kierunek. Jeżeli będziemy blisko siebie zacznie drgać, a jeżeli wcale, nie zareaguje... Dopracuj smoczy język a będziesz mogła oswajać tutejszą faunę.

- A teraz opowiem ci o wyciszeniu. Sztuka ta polega na pozbyciu się wszelkich myśli określanych przez was ludzi jako zbędne. My smoki nazwywamy to oczyszczaniem umysłu. Wszstkie emocje, intencje, plany, odczócia. Wszystko należy usunąć z umysłu. To jest wyciszenie często błędnie przez was pojmowane jako medytacja. Nie wiem czym się ludzie kierują w nazewnictwie. Panno Jenny wasza rasa jest jakaś uboga (intelektualnie czy też mentalnie).
- Zapytasz pewnei czemu ma owo wyciszenie służyć. Jest to wstęp do wielu elementów. Niezbędny wstęp. Kolejnym krokiem moze być utworzenie ścieżki. Przyzwanei tylko tych myśli które są nam potrzebne i wiążą się ze sobą. Sieć wiedzy, często używana w naszym instynkcie pokoleniowym. Można także ustawić te wybrane myśli w odpowiedniej kolejności. Zwie się to percepcją i planowaniem otoczenia. Wyobrażając siebie w danej chwili i czasie, ze wszystkim co nas nie dotyczy, co wiemy i potrafimy. Nastepnei myśl idzie w czyn. Wtedy przez chwilę nie odbieramy nic więcej ale bezbłędnei wykonujemy zaplanowany ciąg wydarzeń. Rozwijając to - utrzymójąc ten stan myśli wciągu wydarzeń. Wy nazywacie to róznei amok, instynkt, wejśc w “fazę” czy też tryb. Chodzi o przestawienei swojego umysły w ten stan. Jest się w stanei uzyskać naprawdę wiele. Mnie mniej wszystko opiera się na wyciszeniu. Dla nas smoków jest to rzecz prosta. Dla was ludzi... niezykle trudna. Mawiali znani mi że i sto lat by to pojąć nie wystarczy, inni rzekli że 20 lat kontemplaci to minimum. Ja rzeknę, że bez doświadczenia tego zajmnie ci to troche czasu Panno Jenny. Lecz wart ogo spożytkować.
- To tyle z wiedzy jakąmogłem ci przekazać. Reszta w twoich rękach Panno Jenny.
Już w połowie wypowiedzi smoka Jenny ściągnęła brwi starając się nadążyć za tym co mówi. Cieszyła się, że może w odrobinę łatwiejszy sposób odnajdować Fengraherma. Wyciszenie zaś było kolejną rzeczą jaką będzie musiał zrozumieć. Tłumaczenie, że potrzeba 20 lat na zrozumienie czegoś takiego niespecjalnie pocieszało i zachęcało do prób. Ale prosiła by jej wytłumaczył to zamierzała spróbować.
- Dzieki Fen… o ile mogę skracać twoje imię. Będę pamiętać i uczyć się tego… i mam nadzieję, że następnym razem się nie pomylę ze słowem… - uśmiechnęła się niewinnie.
- Nie wiem w czym mogła bym, ale jeśli potrzebował byś pomocy to znajdź mnie. Jestem do twoich usług - skłoniła się lekko jak za historycznych czasów okazując szacunek rozmówcy.
- Tymczasem dobrze by było wrócić do reszty, jakkolwiek piękny by to nie był spektakl to chyba zagraża wiosce… - zaproponowała oglądając się na barierę.
- Enough - Wszystk owokolo znów zaczelo się poruszać. - Nie omieszkam prosić gdy zajdzie takowa potrzeba, choć nie wiem jak miałbym się z tobą skontaktować.

- A teraz wracajmy. Czekają na moją pomoc. Te starsze panie. Panno Jenny.

Wracajać przez wieś piosenkarka usłyszała marudzenia pewnego tutejszego osobnika. Zdawał się być na coś zly. A w jego monologu było coś co w peirwszej chwili nie zwrociło uwagi.
- ...(trochę bluzgów) fircyki. Na cholerę ich tutaj ściągnęlo. Szukać im się rudej dziuni zachciało. Robota tutej a ci nawet dloni nie przyłożą. Tylko jeno szukac przyszli w wszystko w nosie mają.
Chwilę później za zakrętem miała miejsce scena rozmowy. Dwójka osobnikwo w czarnych garniturach - agenci trzymajać przed sobą jakieś zdjecie zaczepiali ttejszych. Kogos szukali.

- Łosz kurw… - Jenny zaklęła pod nosem szukając wzrokiem Sorena.
- Fern… wiesz zawsze możesz jakoś no krzyknąć czy coś. Zagadać do mnie w mojej głowie… albo dać mi coś dzięki czemu łatwiej Ci będzie mnie znaleźć. Może coś w tym stylu ale działające na odwrót? - wskazała na kolczyk, który przyczepiła sobie do ucha. - Cokolwiek co uznasz za słuszne.
Dziewczyna nie przestawała zerkać na garniaków. Chciała sobie najzwyczajmniej przejść obok nich, w końcu miała teraz platynowe włosy a nie czerwone. Zawsze istniała możliwość, że nie jej szukają. Soren wielkolud teraz bardzo by się przydał.|
Wielkolud znajdował się większy kawałek dalej. Gdy go zobaczyła był zajęty rąbaniem drewna, tak jak go proszono. Zamachnął się do uderzenia, ale zawachał się jakby coś zauważył. Odwrócił się powoli i mimo dystansu dziewczyna była pewna że patrzy wprost na nią.
Jenny miała wyjątkowo głupią minę. Wskazała na garniaków nie bardzo wiedząc dlaczego była przekonana, że mężczyzna ją widzi. Po wykonaniu kilkunastu dziwacznych gestów spojrzała za siebie w obawie, że zdradziła się.
-Co się stało?- rozbrzmiał ściszony głos Castella tuż za nią. Mężczyzna wciąż trzymający w dłoni siekierę, stał już za nią.|
- Cough Cough - zakasłała dziewczynka gdy mężczyźni w garniakach zaczęli się do nich zbliżać. - Mamusiu upuściłaś - dziewczynka podniosła dłoń na którą nakasłała. Leżał tam piękny kolczyk... zaraz czy to platyna diamenty i wręcz nie modelowane rubiny?

Gdy mężczyźni podeszli do nich nie wyglądali jakby przejrzeli całą tą szopkę. Mała schowała się wpierw za Jenny, a później znikła w momencie w którym nikt nie zwrócił na nią uwagi.
- Przepraszamy szukamy tej oto kobiety - jeden z nich pokazał zdjęcie.
Zdjęcie przedstawiało, oczywiście, nikogo innego jak Jenny w czerwonych włosach.
- Och dziękuję - dziewczyna zabrała kolczyk od razu wymieniając swoje gwiazdki na te niezwykle bogate ozdóbki.
- Nie widziałam - zaraz stwierdziła nie patrząc wprost na garniaków. Odwróciła się do Sorena z miną jakby oskarżycielską.
- Nie zachodź mnie tak… Eee powodzenia w szukaniu! Soren w czym mam ci pomóc? - pierwsze było cicho a drugie całkiem głośno.
-Chwileczkę. Widziałem gdzieś tą dziewczynę- Castell przypatrywał się chwilę fotografii z zamyślonym wyrazem twarzy- tak, ledwie dwa dni temu na rynku w stolicy. To na południowy wschód stąd.
- Acha. - odparli beznamiętnie, a gdyby nie okulary i twardy zgryz pewnie każdy mógł by dczytać ich emocje. - Prosze na nią uważać. To neibezpeiczna osobniczka. To my już pójdziemy.
Odeszli kawałek w głąb wioski a gdy tylko myśleli że nikt na nich nie patrzy rusyzli biegiem na południe.
-Taka młoda dziewczyna a już jest poszukiwana- odezwał się Castell kręcąc głową- ciekawe cóż takiego nabroiła, że ją ścigają.
- Nie mam zielonego pojęcia, chodź… - Jenny zgrzytnęła zębami mając wrażenie, że coś za łatwo poszło z tymi patafianami. Dopiero po chwili zauważyła, że Fengraherm gdzieś znikł. Westchnęła niepocieszona.
- A teraz nie wygłupiaj się złośliwa małpo i gadaj w czym mam pomóc.|
-Hmm..za miastem wiążą sieci, może tam się przydamy, wezmę ze sobą kilka drągów żeby mieli je do czego wiązać. Czy Ci ludzie mają coś wspólnego z tym co stało się pod ruinami?
- Nie. Ci są z mojego świata.
Gdzieś w oddali, gdzieś ska widać było ich rozmowę. Siedizał osobnik. Z czerwonym energetycznym ptakiem na ramieniu przyglądał się... Sorenowi.

Przez krótki moment, Castell był w stanie odczuc jego intencje. Chęć łowów. Lecz gdy się odwrócił by spojrzeć w jego strone osobnika juz nie było. Wiadć nie tylko Jenny stała się poszukiwaną. Co więcej skoro jest jeden może byc ich więcej.
Castell przeklnął w obcym języku, nawet w cieniu kaptura zdawać się mogło że pobladł jeszcze bardziej .
-Kolejne dni będą ciekawe- powiedział ni to do siebie ni do Jenny.
- Nie mów… też znajomą twarz zobaczyłeś? - odgryzła się dziewczyna. - A przytyka innym no - pokręciła głową widząc tylko reakcję mężczyzny.
- Co ty przeskrobałeś?
- To długa historia. Powiedzmy tylko, że ci ludzie zrobią wszystko żeby pozbawić mnie życia.
- Tooo ten… sojusz może? Mnie w sumie zabić nie chcą… ale nie wiem. Wiesz rozwaliłam tarczę ochronną nad naszym miastem. Tylko po to by pokazać ludziom, że słońce nie jest zabójcze i wieczne życie w ciemności nam wcale nie służy… - Jenny obejrzała się ponownie za ramię.
Soren zastanawiał się przez kilka chwil.
- Mnie zmuszono do życia w ciemności. Wynikające z tego fakty sprawiły że zabijałem ludzi. Naprawdę. Wielu ludzi. Chętnie Ci pomogę, ale ludzie, którzy mnie gonią są na prawdę niebezpieczni. Nie wiem czy Cię skrzywdzą, ale pomagając mi możesz narazić swoje życie.
- Ech… wiesz naraziłam się rządowi. Znaczy władzom mojego miasta. Jakoś przeżyję - zasępiona twarz wyszczerzyła się w parodii uśmiechu. - A więc jesteś mordercą tak? Pozwól, że przez jakiś czas będę się czuła nieswojo przy tobie.
-Przyzwyczaiłem się- odparł z lekkim uśmiechem- zajmijmy się pomocą dla tych ludzi, do tematu z pewnością wrócimy.
Jenny zrobiła jak powiedział Castell. Zatopiła się w pomaganiu do przygotowań. Ukradkiem szukała też wzrokiem Fengraherma ale niespecjalnie go zauważyła. Dodatkowo stroiła gitarę i pobudzała peluneum podśpiewując pod nosem. Dziewczyna była pogrążona w myślach zarówno nad tym, że zaczeli jej już szukać i niemal ja odnaleźli. Oswajała się również z faktem, iż Soren jest mordercą, albo kimś podobnym. Postanowiła, że nie powinna go denerwować. Dodatkowo troche siebie potrzebowali skoro każde z nich było ścigane i na tym w razie czego zamierzała opierać swoje argumenty. I tak spora część jej byłych kamratów miała szemrana przeszłość. Prawdopodobnie skończyłaby podobnie gdyby nie dostała gitary do łap i miała działać na masy.|


Nastał późny wieczór.

Wszyscy byli już na posterunkach. Wyczekiwanie zdawało się nie mieć końca. Posterunek dla Jenny i Sorena przypadał na pastwiskach miedzy osadą a północną puszczą. Do okola kręciły się zakapturzone i zamaskowane postacie. Bez większych problemów rozstawiając na pion przygotowane dla nich “sieci”. te dziwne postacie, nie wygladajace na tutejszych poruszały się zdeczka sztywno. Nie mniej byli tu by pomóc.
Nieopodal a wschód posterunek pełniła dziewczyna z wieką giwerą podobną do działka obrotowego wulkan (formalna nazwa obrotówy)

Na zachodzie stacjonowal łucznik.

Jak w zegarku wiatr zaczął się wzmagać, choć na burzę się nie zapowiadało. Mimo to panowała wręcz nienaturalna cisza. Cisza przed burzą.
Wiatr zaczął się wzmagać. Przyciągając za sobą czarne, nocne chmury. Gdzieś nad lasem pojawił się promyk białego światła. Leśni dali o sobie znać. Blady błysk miał rozświetlać przestrzeń nad lasem przez kilka chwil. Chwil na to by rozpoznać zagrożenie. Odblask. Coś przeleciało nad nim, i znowu, i znowu. Mała grupka kwiatów. Ledwie zauważalnych. Wciąż niewiadomym było jakie jest zagrożenie. Do czasu. W oddali coś zaczeło lśnić. To na polach uprawnych pewna łuczniczka kończyła swe zaklęcie. Wystrzelona przez niastrzała poleciała w niebo aktywujac ostatecznei czar. Cała przesztrzeń nad osadą skąpała się w bialym blasku.

“A światłość rozproszyła mroki
i ukazała oblicze smutku”
Całe niebo nad osadą zasnute już było powoli opadajacymi kwiatami Luycrisu. Setki, tysiące maleńkich czerwonych kwiatów, niesionych jak liście na wietrze zasnuło niebo.

Rozpoczął się spektakl. Łucznik wystrzeliwywał strzałę za strzałą a nie raz i po kilka na raz. Z drgógiej strony dzialko bez przerwy posyłało w neibo grad pocisków. Dzieś w oddali było podobnie, gdzieś indizej w ruch poszły sieci i magiczne pociski. Niebo zapłonęło ogniem wybychów. Drobne kwiaty potęznie eksplodowały w zetknięciu z jakąkolwiek inną materią. Ciśnienie i fale uderzeniowe odczuwalne były na ziemi.
Jenny wystawiła gitarę, uruchomiła mikrofon i wzięła głęboki oddech. Tego wieczora będzie dużo krzyczała.
Kurzawa zrobiła się wielce niebezpieczna. Wiatry zakręcały co chwila, tym samym detonacja kwiatów straciła na swej efektywności. Niektóre nawet felerem losu uciekały od siatek. Wtedy zrobiło się bardzo gorąco. Kwiaty zaczynały eksplodować coraz niżej. Zbliżając się do zabudowań i podłoża. Wybuch z lewej. Zabłąkany kwiat trafił trzymającą sień personę. Zamaskowany osobnik skrócił się o połowę.
Poza krzyczeniem Jenny ładowała gitarę. Świetliste chaotyczne łuki elektryczności zaczęły pływać po gryfie. Gdy mrowienie stało się nie do wytrzymania dziewczyna uderzyła zamaszyście w struny powodując wyładowanie, które rozdzierającą jasnością przedarło się po niebie. Wiele kwiatków zostało złapanych w rozczpirzone odnogi i huk był nie do pomyślenia.
- Całość padnij. - Zakrzyknął łucznik.
W tym samy momencie w oddali ta sama łuczniczka wypuściła kolejną strzałę, również magiczną co poprzednia. Tym jednak razem efekt zachwycił wszystkich. Nocne niebo rozświetlił feniks przelatujący nad głowami walczących.

Chwila zachwytu a o mały włos i Jenny nie straciła by czegoś wiecej niż uwagi. Fala uderzeniowa pchnęła ja do przodu. A w moejscu gdzie stała przed chwilą doszlo do eksplozji. Fala niosła w sobie echo... “dah”. Dosłownie moment później eksplodował dach silosu.
Jenny podniosła się z trudnością z ziemi. Zakasłała kilkukrotnie i sprawdziła stan swojego sprzętu. Potrzeba było siły dla ludzi, którzy byli wycieńczeni. Tyle, że i Jen nie miała za wiele siły aby śpiewać. Dlatego też zagrała melodię leczącą.
Niedługo później nad miejscem gdzie walczyła Jenny i Soren pojawił się Christos również niszcząc kwiaty swoją niewidzialną mocą. Nie było jednak okazji by porozmawiać.
Około godziny trzeciej nad ranem wszyscy bezceremonialnie leżeli już na ziemi w miejscach w których ledwie chwile temu walczyli. Potworne zmęczenie, wycieńczenie fizyczne jak i magiczne. Nikomu jednak ta niewygoda nie przeszkadzała. A nawet o wiele przyjemniej leżało się w uścisku matki natury. Rzekomo taki odpoczynek szybciej regeneruje siły.
Pobojowisko było niewielkie jak na tak niezwykłe i niebezpieczne zjawisko. Straty? Poza dachem spichlerza, i kilkoma poranionymi chłopami o innych nie było mowy. Dziwnym był fakt ze wraz z zakończeniem całej nocy zakapturzeni zniknęli.
To się nazywa udane zadanie. Rankiem, późnym rankiem, gdy przyszło się obudzić od promieni słońca i zdrętwiałego ciała. Dało się słyszeń poburkiwania żołądków. Gospodynie szykowały już spowite śniadanie dla wszystkich walczących. A tychże jakby zmalało, widocznie poza obowiązkiem nic więcej już ich nie trzymało w tym miejscu.
-Jak się trzymasz?- spytał Castell podchodząc do Jenny. W nocy nie widziała go pośród tłumu, może dlatego nie wyglądał na zmęczonego.
- Bleeeeeh… spać? Jeść? Jeeestem zmęczooona - wyjęczała mocno zachrypniętym głosem Jen. Ona była wykńczona i zdecydowanie musiała dać odpocząć strunom głosowym.
- Zapytasz się ode mnie czy widzieli dokąd poleciał smok? Znaczy Ryuu - wyszeptała.
Zaczynano juz zwoływac wszystkich walczących na uroczysty śniadanio-obiad, zważywszy na porę dnia. Przygotowano wiele jadła ale prostego. Były sery kiełbasy, świeże chleby i mleko, jajecznice na skwarkach i sałatki z plonów. Były ziemniaki w skórkach i to czego zabraknąć nie mogło o czyli miody pitne i wina. Całe beczólki wtachano na stoły i rozlewano sowicie.
Jenny śliniła się już na sam widok niesłychanych dóbr jedzeniowych. Zdążyła się już przywyczaić do lepszego smaku potraw niż to co dostawała w domu. To nie była papka proteinowa. Sęk w tym, że miała teraz przed sobą cały stół szybko znikającego jedzenia i nie zamierzała się ograniczać. Nakładała sobie wszystkiego po trochu chcąc spróbować wszystkiego. Specjalnie zasmakowały jej wina i mód. Po kilku kolejkach co i rusz wznosiła toasty ku uciesze gawiedzi. Co i rusz ktoś się podśmiewał z podpitej dziewczyny ale ona tego nie zauważała. W końcu sobie przypomniała po co przybyli do wioski.
- Tennn… no.. Ryku Ryuuu.... jakiś tam lata sobie nad wioską… na ssswoim ssstatku czy jakośśś takk… Szszszukamy go.
- A statku szukacie. - odparł wkońcu zaznajomiony w temacie Syriusz. Z początku wrzaski i charmider mówiących jednoczsnei zlał się w beznamietny jazgot. - Ten cały smok przelatywał na pólnoc od wsi a leciał zwykle nad lasem. Zdaje się że zaczynał ladować jak się las na zachodzie końcy. Ale tam jeno klif i morze. Choć zdawało mi się że dość często tam lądowali. Ale... cichosza. Pewnosć mam że to on cały dywizjon zmiótł gdy się co działo. To też on nam w paredę nie wchodzi i my w jego drogę nie wchodzim.
-Jak dawno to było?- spytał Castell dołączając do rozmowy.
- Zwykł zdaje się wracać na jakis czas bo satek latał w tę i z spowrotem. Najdalej jak dwa dni temu leciał nad może wiec nie wczesniej niz za dwa dni bedize wracać.|
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172