Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2014, 02:52   #213
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko zerknęła za siebie.

Dobrze wiedziała, że ani czarownik, ani młody Wilczek nie idą za nimi. Bowiem nawet jeśli jakimś sposobem przebudzili się tak szybko z przymusowego snu, to przecież nie wiedzieliby dokąd się udać w pogoń za porywaczem. Jej zdolny yojimbo nie pozostawiał za sobą śladów dla nikogo, szczególnie mając w posiadaniu tak cenny klejnot jakim była Córa Księżyca. A oni nie mieli już ze sobą Nanashiego. Niesforna łowczyni była zatem pozostawiona samej sobie, na łasce tak groźnego drapieżnika.

-To było bezlitosne, tak nasyłać tygrysa na mych towarzyszy. Nie mieli żadnych szans.. - wymruczała zwracając się do burzy długich włosów mężczyzny powiewających za nim, gdy razem odnajdywali własne ścieżki w gęstwinie -Skusiłeś się na bardziej bezpośrednią konfrontację niż planowaliśmy, ne?
-Uznałem, że tak będzie bezpieczniej… chciałem zostawić w ich umysłach niezatarte wrażenie. Zapewne jest znana ci opowiastka o tym, jak z każdą opowieścią myśliwego jego zdobycz rośnie.? Wojownicy też często umniejszają swoją przegraną, powiększając zagrożenie ze strony przeciwnika. Liczę że w opowieści twoich przyjaciół stanę się bestią górską niepodobną do śmiertelnika, którym byłem za życia.
- wyjaśnił swe motywy ronin, dorzucając żartobliwie.- No i… Sumimasen Leiko-san, ale moja niecierpliwość przeważyła. I zdecydowałem się porwać cię wcześniej.

Kobieta uśmiechnęła się wesoło. Niecierpliwość. Nawet jeśli jej słodki yojimbo posiadał talenty podobne niejednemu ninja, to właśnie ona, ta gwałtowna emocja odróżniała go od nich. Był zbyt dziki, zbyt nieobliczalny i jakże nieujarzmiony. Jako duch nie uznawał niczyjej władzy nad sobą. Nie miał Pana, nie miał Okasan, której jedno słowo byłoby dla niego świętością, a wykonanie zadanie sprawieniem jej radości. Wysoko cenił sobie swoją wolność, by zginać przed kimś grzbiet.

-Iye, dobrze. Przynajmniej poczekałeś, aż tamten ronin już opuści moją grupkę -odparła ze spokojem, nie będąc ani trochę zdenerwowaną jego impulsywnością. Wszak nadal pozostawał ostrożny -Wiedział o Tobie. O mym wielbicielu idącym naszymi śladami. Niespodziewane, ne?
-Chciałbym powiedzieć… tak.
- stwierdził Sasaki, ale zaprzeczył ruchem głowy wyraźnie.- Uważałem, że pilnując ciebie z dala jestem niezauważalny, ale… raz czy dwa dostrzegłem jego spojrzenie skierowane w mym kierunku. Nie sądziłem, wtedy że mnie spostrzegł, bo nie zareagował, ale... może myliłem się?
Splótł ramiona razem rozważając głośno.- Było w nim coś znajomego Leiko-san. Coś co nie pozwalało mi go lekceważyć. Może powinienem zaryzykować zbliżenie się do niego, na tyle by móc się upewnić czy go znałem w poprzednim życiu? Uznałem to jednak za zbyt niebezpieczne. Zbyt ryzykowne. Było coś w jego sylwetce, co sprawiało, że uznawałem to za zły pomysł.
-Czy za Twego życia wielu było równie młodych lordów w klanie? I wielu wyjątkowo uzdolnionych w posługiwaniu się mieczem? Bo w to, iż Nanashi-san niegdyś także prowadził inne życie, nie wątpię. Musiał mieć także niezwykłego sensei, który przekazał mu całą wiedzę..
- łowczyni podjęła jego rozmyślania. Być może teraz, po odkryciu jak bardzo ronin mógłby zagrozić ich wspólnym sekretom, łatwiej będzie poruszyć odpowiednie struny wspomnień tygrysa.
-Może nie miał wtedy tej blizny przecinającej jego oko? - pionowym ruchem przesunęła koniuszkiem palca wskazującego przez swoje własne oko, prezentując Kojiro ten charakterystyczny znak w razie gdyby sam go nie dostrzegł z daleka – A może już wtedy ją miał? Nie pamiętasz nikogo takiego?

-Iye. Nie pamiętam nikogo z blizną. Niemniej za moich czasów, była grupka uzdolnionych bushi z bratem obecnego daimyo na czele
- zamyślił się Sasaki pocierając podbródek.-To może być któryś z nich. Gdyby podszedł bliżej, może wtedy bym…- westchnął głośno wzruszając ramionami.- To może być prawie każdy z nich. Mówił coś więcej o sobie?
-Iye, nic konkretnego. A nie każdy ronin na tych ziemiach jest tak interesujący, bym pragnęła poznać każdą z jego tajemnic
– uśmiechnęła się miękko, opuszczając także lekko powieki jak w czarująco kobiecym przypływie zawstydzenia. Ze wszystkich roninów poznanych w trakcie tej misji, to właśnie Kojiro zagarnął sobie jej uwagę.
-On nie mówił wiele o sobie, ja nie pytałam – również wzruszyła ramionami otulonymi barwnym materiałem kimona, po czym dodała jeszcze, z kwaśnym posmakiem w ustach -Chyba, że wartą uwagi była jego znajomość każdej kurtyzany w Miyaushiro?
-To zmniejsza nieco liczbę samurajów, którzy mogliby być owym Nanashi.
- zamyślił się Kojiro zatrzymując się na moment.- A i jeszcze ten dzieciak. Nie przypominam sobie żadnego, który spłodziłby tak młodo syna.
-Jeśli wierzyć jego słowom, to chłopiec nie jest jego synem, a jedynym ocalałym z wioski Dwa Jeziora. Podobno przeszła przez nią bandycka grupa, której on poszukiwał
– mówiąc to Leiko przeszła jeszcze kilka kroków, nim i ją także zatrzymała w miejscu pewna myśl. Nagła, jasna iskiereczka niosąca ze sobą obraz, ale przede wszystkim echo słów.

-Ah.. - szeroko otwarte oczy zapatrzyły się w błękitne niebo, nim kobieta obróciła się do swego towarzysza -Wspomniał także raz, że niegdyś spędził rok w tych górach w głodzie i zimnie. Być może zasięgał nauk u Yamabushi?
Słysząc to Kojiro zamarł z otwartymi ustami i szeroko otworzonymi oczami. Po czym zaczął się śmiać coraz głośniej i głośniej.- Jestem głupcem Leiko-san. Że też nie przyszło mi to głowy. Przecież sam nauczyłem go tej sztuczki. Więcej, to ja ją wymyśliłem. Wiesz z kim miałaś honor podróżować? Z samym Yokimura-dono, młodszym bratem Hachisuka Sonoske-sama.

Łowczyni nie odpowiedziała mu ani śmiechem, ani choćby cichutkim chichotem skrytym skromnie za rękawem kimona. Po prostu stała nieruchoma jak niezwykłej urody statua, zastygła w zaskoczeniu z głosem Kojiro pobrzmiewającym echem w uszach.

Nie tak wyobrażała sobie osławionego młodszego brata obecnego daymio Hachisuka. Jakże wygląd i zachowanie potrafiły być mylące, wszak sama powinna o tym wiedzieć najlepiej. Tam, gdzie oczekiwała znaleźć lorda pamiętającego jeszcze czasy swej świetności, trafiła jedynie na dość mało wybrednego wędrowca z dzieciakiem i psem. Nie był jej może do niczego potrzebny, jednakże pominięcie tak ważnej osoby na ziemiach klanu, niosło za sobą posmak porażki.
Westchnęła i rozbawiona pokręciła głową z niedowierzaniem -Jakiej sztuczki? I czy tak bardzo się zmienił, że nie mogłeś go poznać?
Potem uśmiechnęła się do niego ciepło -Nie będę miała Ci za złe, jeśli zapragniesz teraz zawrócić i go odszukać.

-Akage… chyba słyszałaś jego przydomek? On rzeczywiście ma włosy koloru czerwonego jesiennego liścia. Albo płomienia.
-wyjaśnił Sasaki podchodząc bliżej do Leiko i pochwyciwszy końcówkę kosmyka jej włosów mówił dalej. -Więc żeby nie przyciągać uwagi, podczas wymykania się do miasta… Farbował swe włosy na czarny kolor za pomocą specjalnych jagód, których używają niektóre gejsze do ukrycia pasemek siwizny. Kto by pomyślał, że ta sztuczka uczyni go niewidzialnym na jego własnych ziemiach.
I wzruszył ramionami dodając.- Iye. Chyba nie powinienem. Spodziewałem się go organizującego jakiś oddział bushi, ale widać nie jest tym zainteresowany. A i nie zostawiłbym ciebie pośrodku tych ziem, bez żadnego przewodnika. Teraz… gdy znam jego przebranie, łatwiej będzie mi go później znaleźć.

-Gomen, Kojiro – w głosie kobiety przebijał się smutny zawód. Nie, nie wobec niego, że tak późno rozpoznał w tamtym mężczyźnie swego przyjaciela z dawnych lat, ale wyłącznie wobec.. siebie -Jeśli bardziej bym się nim zainteresowała, to pewnie wcześniej odkryłbyś prawdziwą tożsamość Nanashiego i może mógł zareagować nim odszedł.

Oparła swe dłonie o osłonięty odzieniem tors ronina, po czym zza opadającego na jej twarz pasma włosów, omiotła spojrzeniem poruszane wiatrem długie pukle swego yojimbo -A jeśli powiesz mi jeszcze, że barwa Twych włosów jest także wynikiem tej sztuczki, to złamiesz mi serce.
-Moje włosy nie potrzebują barwników, tym się nie martw.-odparł Kojiro czule obejmując w pasie łowczynię i tuląc do siebie.- A i twoja obecność, tak blisko, wystarczy mi za przeprosiny.

Jego usta przylgnęły w delikatnym pocałunku, potem przeniosły pieszczotę na kącik warg, szyję… niby lekko i niezauważalnie, a każde muśnięcie przeszywało łowczynię niczym rozkoszna błyskawica.
Ach, czuła się w jego objęciach niczym figurka z chińskiej porcelany. I to było przyjemne.





***





Smukła dłoń łowczyni zawędrowała w okolice piersi ukrytej pod kimonem, jak gdyby w geście przerażenia chciała uspokoić zbyt szybko i zbyt głośno bijące serce.
Tyle, że Maruiken Leiko się nie bała. Owszem, była zaniepokojona, ale było to uczucie dalekie od strachu. Ronin nie wydawał się być dużym zagrożeniem, zaledwie wychudzony włóczęga, którego każde z nich mogłoby pokonać w pojedynku. To jego słowa były tym, co nie pozwalało jej go całkiem zignorować jako potencjalnego przeciwnika. Tym bardziej, gdy Ganriki nie pozwalało zapomnieć o swych ostrzeżeniach, a wisior, ten skarbik pożyczony od nieświadomego mnicha, zaczął jej nagle ciążyć pomimo niewielkich rozmiarów.

Przez materiał odzienia wyczuwała palcami to niepozorne świecidełko. Jak to miko mówiła? Amulet służący Chińczykom do poszukiwań? Do odnajdywania, a nie do bycia odnalezionym. W jaki sposób ten mężczyzna zdołał wyśledzić ją i tygrysa? Byli uważni, nie zostawiali za sobą śladów. Nie słyszała też nigdy wcześniej o „smrodzie maho”, a jeśli nawet, to ona byłaby ostatnią osobą jaka mogłaby taki za sobą roznosić.

Zerknęła na skrytego za drzewem Kojiro, zapewne cały czas gotowego do zaatakowania intruza w razie potrzeby. Lekkim pokręceniem głowy oraz przyłożeniem palca do swych warg, dała
mu znak do dalszego ukrywania ich obecności. Może.. może ten obcy tylko blefował? Bądź rozum już dawno temu postradał i padające z jego ust słowa nie miały żadnego sensu? Może jak będą cicho, jak nie zareagują, to pójdzie dalej w poszukiwaniu swej zjawy?

-Przeklęci Chińczycy… Boicie się własnego dzieła, co?- wycharczał gniewnie ów osobnik idąc chwiejnie i co chwila się rozglądając. A może węsząc?
Otwierał usta jakby łapał powietrze. Zachowanie tego osobnika było nienaturalne.







Podobnie jak oblicze. Niby ludzkie, ale było w nic coś… nieprzyjemnego. Przypominał suchotnika, który powinien już pluć krwią leżąc w posłaniu, a nie chodzić pomiędzy żywymi.
-Chodź tu do mnie mniszko. Załatwimy to szybko i bezboleśnie… prawie bezboleśnie.- syczał nienawistnym głosem.- W innym przypadku zaboli, bardzo.
-Mylisz się, obcy!
- zawołała Leiko głosem pewnym, nie znającym ni jednego zadrżenia ze strachu. Wszak to naprawdę nie o nią chodziło, ale czy umysł targany gniewem mógł dopuścić do siebie pomyłkę? -Nie wiem jaką krzywdę wyrządzili Ci mnisi, ale ja nie jestem jedną z nich, ani z nimi nie współpracuję.
-Nie ukryjesz swej woni przede mną. Czuję że przesiąka przez ciebie ich maho. Czuję… ich zabawki.
- syknął potwór podchodząc nieco bliżej Leiko.- Pamiętam ból, pamiętam obietnice, pamiętam… ssssszzzeptyy… one wciąż są w mojej głowie…
Jedno było pewne, ten ronin nie był w pełni władz umysłowych.- Jeśli nie jesteś mniszką, to czemu czuć ich smród od ciebie.

Długie, kobiece palce zacisnęły się mocniej na materiale kimona. Po co właściwie jeszcze niosła ze sobą ten wisior? Nie był jej do niczego potrzebny, nie wykazał się żadną tajemniczą siłą, a i ona sama także nie potrafiła z niego korzystać. Mogła go zostawić u Ayame, bądź podarować choćby czarownikowi jako „ciekawostkę znalezioną na ziemi”.
Chowając na moment dłoń tam, gdzie niejeden mężczyzna zapragnąłby sięgnąć własną, łowczyni wyciągnęła błyskotkę. W promieniach słońca przebijającymi się pomiędzy liśćmi drzew, błysnęła ozdoba przypominająca kocie oko. Trąciła ją koniuszkiem palca.

-Masz rację co do zabawek. Ale nawet te należące do Chińczyków.. - skarbik zagrzechotał cichutko, kiedy Leiko postanowiła odrzucić go od siebie w stronę nieznajomego -..mogą zmieniać swego właściciela. Posiadanie jednego ich świecidełka nie czyni ze mnie mniszki!
-Ty?! Okradłaś...ich?!
- zaśmiał się ronin.- Szalona. Jeśli się dowiedzą, twoja śmierć będzie bolesna. Zabrałaś ich artefakt, wiesz ile kosztowało ich stworzenie. Wiesz, co posiadałaś? Wiesz czyje to oko jest przy wisiorku? To oko jego właściciela.
To stwierdzenie zaskoczyło Maruiken, bo oko przy wisiorku… nie było ludzkie. Nie było też żywe. Zawsze przypominało kamień. Choć to że wszystkie trzy klejnoty, były zawsze ciepłe… trochę burzyło nieco ich iluzję naturalności.

Mężczyzna z pietyzmem podniósł porzucony przez łowczynię przedmiot. Na jego wychudzonym obliczu pojawił się uśmiech.






-Taaak. Taaaak. Przynęta na mnichów…- wysyczał z satysfakcją. -Zapłacą za to, co mi zrobili.
-Możesz go sobie zatrzymać
– odparła mu wzruszając ramionami -Ale nie oczekuj, że Chińczycy nagle przybędą pragnąc odzyskać swoją własność. Żaden z nich nie próbował go odebrać, nawet sam właściciel. Być może nie jest dla nich aż tak ważny jak uważasz. Bądź ich obecna święta misja jest ważniejsza od tego świecidełka.
-Więc pewnie jesteś dla nich ważniejsza niż ta błyssskotka, neee? Pewnie posssłużą się tobą później?
- odparł z uśmiechem ronin, przechylając głowę na bok.- Pewnie… będą szukać, skoro im się zgubiłaś?
W tym czasie Kojiro powoli przemieszczał się za drzewami zachodząc tajemniczego ronina od tyłu.
-Kim jesteś złodziejko, że cenią cię bardziej niż tą błyskotkę?-zapytał ów wychudzony osobnik.

-Czy to objaw Twego nieokrzesania, obcy? Zadawać takie pytanie, gdy sam jeszcze nie wspomniałeś choćby swego imienia? -zapytała kobieta pomrukiem. Sięgnęła ku swemu wakizashi i ostrożnie dłonią ujęła za jego chłodne tsuka, będąc przygotowaną do zareagowania w razie ataku ronina. Była bowiem świadoma, iż może być on bardziej niż nieobliczalny przez ten umysł przeżarty wizją słodkiej zemsty.
-Po co? Moje imię jest martwe… ja jestem martwy. Ja… chyba go nie pamiętam.- odparł ronin zafascynowany zdobytą błyskotką - Taaak… Przynęta. To jest potrzebne… by złowić rybki.

Kobieta w namyśle przetańcowała z lekkością palcami po tsuka swego ostrza, po czym.. cofnęła dłoń. Nie było potrzeby do okazywania otwartej wrogości, nawet jeśli powodowana była słuszną ostrożnością.
-Cóż Ci uczyniły te chińskie demony, że tak pożądasz ich krwi, obcy? - z zewnątrz ronin może nie był zachęcającym kąskiem, ale próba wyjaśnienia jego słów kusiła do odkrycia. W końcu i ją samą mnisi upatrzyli sobie do wykorzystania w rytuale.
-Nie chcesz tego odkryć kobieto… wierz mi.- zaśmiał się sarkastycznie ronin nie okazując wrogości ni nawet zainteresowania jej gestem dłoni. Można było sądzić, że nie uważa jej nawet za drobne zagrożenie.

Ręce łowczyni, zamiast ponownie ku broni, powędrowały na jej piersi, gdzie zaplotły się w płynnym ruchu.
-Chcę – rzuciła krótko, ale stanowczo. Spoglądała na mężczyznę spojrzeniem nieruchomym, jakby nie wzruszał jej ani jego wyniszczony wygląd, ani wcześniejsze groźby, ani bycie wyśmianą.

Ronin ponownie się zaśmiał, głośno i szyderczo, a potem wystawił koniuszek języka wynurzający się z jego ust niczym różowy robak...








Coraz bardziej, i bardziej… wijący długi jęzor, który nie przeszkadzał mu w sarkastycznym oznajmieniu.
-Czy to zaspokaja twoją ciekawość kobieto? Jeśli nie, udaj się do klasztoru czterdziestu i czterech po dalsze wskazówki.
-Walczyłam z bardziej przerażającymi Oni, i widziałam też ludzi będących bardziej demonami niż zwykłymi śmiertelnikami. Nie jesteś wyjątkowy
– skwitowała jego pokaz tak od niechcenia, lekceważąco wręcz, chociaż poruszył ją tak samo jak spotkanie z białowłosymi bushi. Wynaturzenie w skórze człowieka. Człowiek o przywarach bestii.
-Iye. Ja jestem ten nieudany. Chcieli się mnie pozbyć. To też nie udało im się. Obiecali potęgę, ale nie powiedzieli jaka będzie cena.- zaśmiał się wychudły ronin charcząc przy okazji.- I co gorsza… nie wywiązali się z obietnicy.
Jego język już wrócił pod usta, a on sam uśmiechnął się złowieszczo.- Nie udało się im mnie zniewolić, dlatego jestem nieudany. Próbowali zabić. Okazałem się silniejszy. Może i nie jestem wyjątkowy… ale to nie ma znaczenia. Powiedz… czemu zabrałaś coś co należało do nich?

-Nie jestem przyjaciółką mnichów
– stwierdziła takim tonem, jakby tych kilka słów wystarczyło za odpowiedź -Byłam za to ciekawa, a kradzież takiego, zdawałoby się, że cennego skarbu tamtego Chińczyka, wydawało się być dobrym pomysłem. Do poznania ich sekretów, do przeszkodzenia w dalszych planach, do.. wbicia bolesnej szpileczki prosto w jednego z nich. Ale to też się nie udało..
-Tym bardziej dziwi, że żyjesz.
- zaśmiał się chrapliwie ronin, a potem jego ciałem wstrząsnął kaszel.- Jesteś dla nich ważna, więc będą chcieli mieć cię na oku, kobieto. Przyjdą po ciebie, a ja… będę czekał na nich. Będziesz moją przynętą.

-Iye, nie będę
– stwierdziła łowczyni, jak byle oczywistość, której ronin nie miał możliwości podważyć. Nie po to dała się porwać swemu własnemu yojimbo, by teraz jakiś ledwo stojący na nogach obcy miał sprowadzić na nią Chińczyków. Zaczynało jednak zastanawiać, czy rzeczywiście, pomimo tej ucieczki, mogli oni ją odnaleźć swymi sztuczkami. Czy ciągle ją kontrolowali?
-Mnie wytropiłeś myśląc, że jestem mniszką przez ten wisiorek, to zapewne wyśledzenie całego zgromadzenia mnichów nie powinno stanowić dla Ciebie problemu – przymrużyła kocio oczy i uśmiechnęła się nieprzyjemnie, kpiąco -A ile krwi do przelania, ile planów do zrujnowania.
-To prawda… tyle że nie jestem głupcem, ani oni. Chodzą z dość silną obstawą. Zbyt silną, bym mógł ich dopaść. Są sprytni.
- odparł w odpowiedzi ronin… nieco smętnym tonem głosu.- Tych na których trafiłem, nie mogłem dopaść. Sądziłem, że ty będziesz pierwsza.

-Hai, mnisi nie podróżują samotnie
-łowczyni skinęła głową dodatkowo jeszcze przyznając rację roninowi. Następnie zamilkła na dłuższy moment, opuszkami palców jednej dłoni muskając w zamyśleniu swe wargi. A gdyby go wykorzystać? Owszem, nie mogła nad nim panować jak nad innymi mężczyznami, ale tę jego nienawiść można było skierować w odpowiednim kierunku. Posłać bestię ku swym ofiarom. Czyż wróg jej wrogów, nie był jej przyjacielem?

-Ale mogę sobie wyobrazić, iż ich rytuał będzie mocno chaotyczny przy takiej ilości ludzi. Chińczycy, bushi, łowcy demonów, Oni, cienie pragnące im przeszkodzić. Tym bardziej, jak coś pójdzie nie po ich myśli... - mówiła, trochę kusząco, trochę hipnotycznie, starając się roztoczyć przed nim tak rozkosznie morderczą wizję -Jeśli chcesz mieć w końcu okazję do upuszczenia krwi mnichów, to tylko tam będzie na to szansa. Potem zapewne zamkną się w swoim klasztorze, a Twe pragnienie zemsty pozostanie niezaspokojone..
-Rytuał? Jaki rytuał? Gdzie?-
zapytał zaciekawiony ronin. Zapewne nie słyszał o planach mnichów.
-Większość, jeśli nie wszyscy mnisi goszczeni przez miłościwy klan, właśnie teraz zmierzają ku Shimodzie. Nie wiem jaki odbędą tam rytuał, ale Ty lepiej poznałeś ich mroczne sztuczki, by wiedzieć czego się tam spodziewać, ne? - jedna z brwi Leiko, czarna jak atrament i namalowana smugą niczym byle zręcznym muśnięciem pędzelka, wzniosła się elegancko ku górze -Tam powinieneś się skierować w poszukiwaniu swej zwierzyny.

Ronin zamyślił się wyraźnie na moment, po czym rzekł.- Taak… udam się tam.
I ruszył w tamtym kierunku zapominając zupełnie o Maruiken.

-Nie ma za co – rzuciła Leiko gorzko ku wychudzonym plecom mężczyzny znikającego pomiędzy drzewami. Nie oczekiwała jednak ani odpowiedzi, ani tym bardziej wyrazu wdzięczności.
Bestie nie dziękowały. Ale jeśli wszystko pójdzie po jej planie, to rozharatane ciała martwych mnichów będą dla niej wystarczającą nagrodą.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem