Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-08-2014, 06:18   #211
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wakizashi przecinało powietrze z cichutkim zaśpiewem malutkiego dzwoneczka zdobiącego tsuka. To, oraz szum liści na drzewach i szmer trawy pod stopami, tworzyło subtelną melodię dla tańca rozgrywającego się w trakcie odpoczynku trójki łowców. Bo o tym właśnie można było określić ćwiczenia Leiko, które niewiele wspólnego miały z wysiłkowymi treningami mężczyzn o odsłoniętych, spoconych torsach, a więcej właśnie z lekkością tańca.

Nie czując się speszoną ewentualnymi spojrzeniami czarownika zbierającego siły na dalszą podróż, ani Wilczka bacznie pilnującego ich spokoju, ani ronina wypatrującego odpowiednich ścieżek, ani Tygrysa czającego się gdzieś w leśnych gęstwinach, kobieta poruszała się tak, jak gdyby w dłoni trzymała cudnej urody wachlarz zamiast krótkiego miecza pełnego tajemnic. Niewielka polanka pozwalała na wykonywanie zamaszystych ruchów, a promienie słońca załamywały się na symbolach zdobiących smukłe ostrze. Nie był to jednakże ten piękny, zniewalający blask, jakim wakizashi powitało ją wtedy w wykopaliskach, strzeżone przez zastęp widmowych strażników. Wtedy nie potrafiła oderwać od niego wzroku, wabiło ją do siebie jak kwiat motyla, jak ona tak wiele razy kusiła mężczyzn.

I w dalszym ciągu posiadało przed nią sekrety, i znów, tak jak i ona przed swymi partnerami w łowach, kochankami. Miało to wpływ na jej więź z tym swoim skarbem, objawiało się w ciągłym przerywaniu tej mozaiki eleganckich cięć i pchnięć chytrych niczym ukąszenie węża. Po każdym tak płynnym ruchu, łowczyni składała broń na obu swych dłoniach i przyglądała jej się z konsternacją widoczną w oczach. Nie było w nich niezadowolenia, jedynie nieokreślone.. niezrozumienie. Natury tego ostrza, jego historii i związku z nią samą.

Jej ruchom przyglądali się obaj mistrzowie miecza. Zarówno Nanashi jak i Yoru. I w końcu Akodo zdecydował się podejść do niej i rzec.- To bardzo piękny miecz Maruiken-san. Rodzinna pamiątka?
Właściwie nie wiedział jak zacząć tę rozmowę. Aż dziw, że próbował. Aż dziw… że Nanashiego uprzedził. Bo i w ich przewodniku oręż Leiko budził fascynację.
Wydawało się, że Wilczek nie zauważa tego, co łowczyni dostrzegła od razu. Duże podobieństwa w zdobieniach obu mieczy. Niewątpliwie mogły wyjść spod dłoni jednego płatnerza.

Uśmiechnęła się wesoło na jego pytanie i pokręciła głową, odpowiadając krótko -Iye. Podarunek.
Enigmatyczna, tak jak każdego innego dnia i nocy. Opuszkami palców jednej dłoni muskała z czułością zdobne zagłębienia na rękojeści wakizashi, przyjemnie chłodnej zamiast rozgrzanej od jej dotyku. A o to przecież nie byłoby trudno, wszak Leiko dotykała czule i pieszczotliwie. Nie jak pozornie pozbawiony duszy fragment zabójczej broni, ale jak swego kochanka ciemną nocą -Przypomina mi szkatułkę cieszącą oczy swą cudną urodą, ale prawdziwie pięknym jest dopiero to, co dla nich niedostępne. Zamknięte w środku, oczekuje na odkrycie przez kogoś jego tajemnic. To podarunek pełen sekretów, Okami-kun.
-Skoro to ów podarunek, to jego darczyńca nie zdradził ci sekretów miecza. Nie czujesz ich, gdy dzierżysz je?
- zapytał zaciekawiony Yoru, uprzejmie nie poruszając tematu, który wyraźnie bardziej ciekawił. Z jego oczu Leiko mogła wyczytać, że chciałby wiedzieć, kto podarował jej wakizashi… zapewne uznając, ze ta osoba była mentorem łowczyni.

-Darczyńca był.. również pełen tajemnic. A i zniknął z mego życia zbyt szybko, by móc wyjawić mi coś więcej o tym wakizashi. A może specjalnie mi ich nie zdradził, bym sama je mogła odkryć? - mruknęła, bardziej z tym pytaniem zwracając się do samej siebie niż młodziana. Spojrzenie oczu o tęczówkach jasnych jak piasek wędrowało za ostrożnymi palcami, przyglądając się każdemu zagłębieniu w rękojeści, każdemu zamigotaniu światła na tej misternej pracy rąk jakiegoś nieznanego jej rzemieślniczego mistrze. Westchnęła z melancholią.
-Ah.. póki co wiem tylko, że wcześniej miało już właściciela. Zaś te zdobienia wydają się być znajome..- zbliżyła się nieco do łowcy i wyciągnęła ku niemu dłonie z ułożonym na nim ostrzem w swym pełnym majestacie -Nie uważasz?
-Tak… zadziwiająco podobne do mojego miecza
.- stwierdził zamyślony łowca przesuwając palcami po rękojeści.- Ja muszę się skupić, poprzez moją broń przenieść dar błyskawic… jaki otrzymałem od Kami, po pokonaniu strasznego Oni… w nagrodę z jego ubicie.

-To brzmi...
- urwała, poszukując odpowiedniego określenia, a jednocześnie przenosząc spojrzenie na twarz łowcy i przyglądając mu się uważnie. Być może poszukiwała w jego oczach jakiś radosnych iskierek wskazujących na żartobliwą naturę jego słów. Na próżno. Uśmiechnęła się czarująco -.. niezwykle. Jesteś wyjątkowy, skoro Kami obdarzają Cię swą łaską za polowania na Oni.

I naiwny także. Ktoś mający na niego niemały wpływ, zapewne jego sensei, opowiedział mu taką bajeczkę pomijając najważniejszy fragment o przekleństwie jakie nosił w sobie. Trochę mu.. zazdrościła tej niewiedzy i beztroski. Braku obrzydzenia do samego siebie.

Koniuszek długiego palca wskazującego powiódł miękko wzdłuż jednego z ornamentów. -Być może to wakizashi także powinno trafić w ręce kogoś tak samo naznaczonego uśmiechem Kami jak Ty, Okami-kun.

-Tak myślisz, Maruiken-san?
- zapytał chwytając ostrożnie rękojeść jej wakizashi, którego ostrze nagle się wydłużyło zmieniając broń z wakizashi w katanę. Yoru zaskoczony tym nie mniej niż Leiko w przerażeniu upuścił broń łowczyni na ziemię. Oręż jednak nie zmieniał kształtu pozostając kataną.
I przyciągając nie tylko spojrzenie Nanashiego, ale i Kohena oraz dzieciaka który bawił się z psem.
-Magia! Prawdziwa magia!- krzyknął zachwycony Hiro.

Leiko nie była do końca pewna jakie emocje przeważały w niej w tym momencie.
Czy zaskoczenie, takie samo jak u reszty świadków tego niespodziewanego zdarzenia?
Czy bardziej zainteresowanie, tym jak wakizashi zareagowało na byle dotyk młodego Wilczka?
Czy może przerażenie, przemieszanie odrobinę z niezadowoleniem na niego, iż tak bez pozwolenia chwycił się za jej cenny skarb, a potem jeszcze miał czelność rzucić go na ziemię?
Czy też.. zazdrość, raz jeszcze, że ostrze mocniej odpowiedziało dla niego niż dla niej?

Cokolwiek to było zdołało sprawić, że łowczyni z szeroko otwartymi oczami spoglądała na wak.. iye, na katanę leżącą bez ruchu, bez życia pośród trawy. Milczała, tak samo zresztą jak wszyscy oprócz podekscytowanego dzieciaka. Cóż właściwie się wydarzyło? Czy przez przypadek miała rację, i rzeczywiście broń była przeznaczona komu innemu?

-Co.. co zrobiłeś, Okami-kun? - zapytała niepewnie, choć jego reakcja na całe zajście wskazywała, że znał odpowiedź na to pytanie równie dobrze co i ona. Czyli wcale.
-Ja… nie wiem. Tylko… ja… tylko chwyciłem.- wydukał przerażony sytuacją Akado Yoru. W bezruchu wpatrywał się w leżący w trawie oręż, niczym w jadowitego węża. W jego głosie strach mieszał się z winą. Bał się zapewne, że “zepsuł” ów drogi Leiko przedmiot.
-To nie wydarzyło się wcześniej – odparła w zadumie, ale też prawdą było, że odkąd odebrała tę broń widmowym strażnikom to nikt poza nią nie trzymał jej w dłoniach -Być może Kami raz jeszcze obdarzyli Cię swym uśmiechem.

Przysiadła miękko tuż obok leżącego tam długiego miecza. Nachyliła się nad nim odbijając się w prawie lustrzanej, nieskazitelnej powierzchni i ostrożnie dotknęła dłonią rękojeści.
Ta przemiana nie odebrała broni ani trochę z pociągającego piękna, teraz jednak uczyniło ją jeszcze bardziej elegancką niż w postaci wakizashi. Ale także dla niej bezużyteczną. Wprawdzie potrafiła korzystać ze wszelakich broni, nawet tych przypominających codzienne przedmioty, ale długość tego ostrza była.. nieporęczna. Maruiken nie była ani samurajem, ani roninem, by potrafić się nim zręcznie posługiwać.

Gdy jednak ujęła rękojeść broni katana okazała się bardzo lekka, a z czasem jeszcze lżejsza. Bo im dłużej trzymała rękojeść tym szybciej ostrze ulegało skróceniu wracając do swego pierwotnego stanu jakim było wakizashi… i znów czyniło to na oczach zdumionych widzów w tym i samej Maruiken.
Nie dziwiła się już, że młodzian chwilę wcześniej upuścił jej broń na ziemię. Sama teraz prawie to zrobiła, bo chociaż co dopiero widziała przemianę tego ostrza w katanę, to trzymanie go w swych dłoniach w tym momencie było całkiem innym doświadczeniem. Raz jeszcze pozostało ją z szeroko otwartymi oczami, lekko rozchylonymi wargami i echem cichego okrzyku zaskoczenia.

A teraz, przyglądając się wakizashi, po którym nie sposób było poznać jakichkolwiek zmian, jak gdyby całej ich grupce katana tylko się przywidziała, Leiko próbowała jakoś poukładać to zdarzenie w logiczną całość. Wiadomym było, dlaczego wcześniej nie odkryła ten mocy swej broni. W końcu już od samego początku miało ono kształt tego krótkiego miecza i nikt poza nią nie miał powodów do chwytania się za tę rękojeść. Czy reagowało na czyjkolwiek dotyk? Czy może dopasowywało się tylko do osób o.. szczególnych zdolnościach, jak ona czy Akado?

Podniosła się z wolna i nadal milcząca podeszła dla odmiany do Nanashiego, po czym zachęcającym gestem wyciągnęła ku niemu wakizashi. Warto było sprawdzić, skoro miała tu temu okazję.
Nanashi chwycił za rękojeść wakizashi, które w jego ręku wydawało się… martwe. Nie dopasowało się do nowego właściciela zmieniając postać. Nadal było wakizashi. Pięknym i równie śmiertelnym w dłoni Nanashiego co Leiko. Ale… martwym właśnie. Wydawało się więc, że teoria Maruiken się sprawdza. Oręż dopasowywał się tylko do wyjątkowych właścicieli.

-Jest za lekkie. Lżejsze niż zwyczajne.- ocenił Nanashi wykonując kilka pchnięć i cięć bronią łowczyni.- Ale pewnie też i ostrzejsze, ne Maruiken-san? Testowałaś już możliwości tej broni?
-Hai, jest wyjątkowo skuteczne przeciwko demonom. Przecina ich skórę i ciała z taką łatwością, jak gdyby nie tylko było zabójczo ostre, ale także rozpalone żywym ogniem
– wymruczała z ciepłym uśmiechem na swych wargach, bardziej odpowiednim do przyjemnych wspomnień nawiedzających myśli i rozgrzewających serce, niż do tych malowniczych obrazów pokracznych ciał Oni przebijanych stalą. Ale spoglądając na prężące się w promieniach słonecznych ostrze, nie mogła powstrzymać w sobie poczucia zadowolenia z posiadania takiego skarbu na własność.

-Ale czemu dopasowuje się do dłoni moich i Akado-kuna? -zawieszone w powietrzu pytanie tylko z pozoru domagało się odpowiedzi. Wszak ona dobrze dlaczego broń zareagowało na nią i na młodziana, ale zignorowało dotyk ronina. Ale czemu? Jakie było jego powiązanie z ich wspólną klątwą? Być może czarownik miałby coś do powiedzenia w tym temacie? Zerknęła w jego kierunku, nic jednak nie mówiąc. Omawianie takich kwestii w towarzystwie obcych byłoby niemądre.
Czarownik wydawał się jednak bardziej zaskoczony niż ona, czy Akado. Widać było że wiedza maga nie dotyczyły jednak magicznych broni.

Nanashi zrobił jeszcze kilka zamachów i podał Leiko jej oręż mówiąc.-Myślę, że wystarczy już ćwiczeń z bronią, ne Mauriken-san? W końcu dobrze by było, byście mogli dość z powrotem do rzeki, zanim Amaterasu zniknie na zachodzie.
-Masz rację, Nanashi-san
– odparła mu promiennie, jak gdyby wszelkie troski i natłok zagadek malujące się cieniem na jej porcelanowych licach, odegnało byle dotknięcie tsuka tego wakizashi.
Tej.. katany. Tej.. broni o tajemniczej mocy, pozwalającej jej dopasować się do dłoni właściciela. Szczególnego właściciela, jak ona, Akado, mała miko i Kohen zapewne, choć przecież ten nie korzysta z żadnej broni poza swą magią.
Czy ta wiedza cokolwiek zmieniła w myśleniu Leiko?

Niewiele. Ostrze nadal pozostawało jej rozkosznym skarbem. Odkrycie tego sekretu nie przyniosło nawet ulgi jej ciekawości. Nadal pytania zaprzątały jej myśli, być może teraz więcej niż wcześniej. Długi miecz byłby bardziej oczywistą bronią dla Wielkiego Pana, Lorda strzeżonego przez zamaskowane widma, a jednak i wtedy właśnie przykuło uwagę łowczyni jako wakizashi. Czy posiadał on niegdyś i drugą broń, katanę dopełniającą samurajskie daisho? I czy był to miecz będący w posiadaniu Wilczka, czy może gdzieś ukryte było kolejne?

I na kim jeszcze powinna wypróbować tę moc? Któż z osób poznanych w trakcie tej misji skrywało w sobie na tyle potencjału, lub na tyle parszywego przekleństwa jak ona, by móc przekształcić stal wedle swej woli?

W jaki sposób było powiązane z demonicznym okiem oraz klątwą palącą jej duszę?




***




„Uważaj Maruiken-san.
Oprócz twego wielbiciela, ktoś jeszcze podąża za wami. „




Co on.. co on powiedział?!

Musiała się przesłyszeć, nie było innego wytłumaczenia. Ronin szeptał tak niewyraźnie, że wypowiadane przez niego słowa nabrały całkiem odmiennego znaczenia pozbawionego sensu.
Nie było możliwym, aby zdołał on usłyszeć tygrysa wędrującego się za nimi w gęstwinach, a tym bardziej dostrzec jego sylwetkę. Szczególnie, że dla niej samej Kojiro poruszał się wręcz bezszelestnie. Był duchem, cichym drapieżnikiem czającym się w ciągłym ukryciu. Zawsze ją tym zadziwiał, tymi swoimi umiejętnościami godnymi ninja. Umiejętnościami.. podobnymi jej własnym. A przecież widziała więcej niż zwyczajni śmiertelnicy, którzy nie mieli przyjemności bycia dotkniętymi jej przekleństwem.

Po skromnym i odpowiednio krótkim pożegnaniu, Leiko w milczeniu spoglądała za oddalającymi się postaciami psa, małego chłopca i Nanashiego. Szczególnie za tym ostatnim w jej oczach pojawiły się emocje, które mylnie ktoś mógłby uznać za tęsknotę za jego osobą, bądź żal za tak krótkim czasem spędzonym wspólnie. Bo i jakież inne uczucia mogły poruszać niewieście serce i niewinne, kobiece myśli?

Choćby niedowierzanie. Niezrozumienie. Zaniepokojenie. I każde z nich podszyte dodatkowo niemałą ilością wątpliwości.
Dopiero co poznany ronin, w swych ostatnich słowach przeznaczonych tylko dla jej uszu, zdołał wypalić się piętnem w jej pamięci. Pozornie mało interesującemu, nawet dość nudnemu i niezbyt przydatnemu jej mężczyźnie udało się dokonać czegoś niespodziewanego w tej krótkiej chwili. Udało mu się zaskoczyć łowczynię bardziej niż niedawne przemiany wakizashi, czy tygrys z powodzeniem zakradający się do niej w trakcie snu. Jakże mógł się dowiedzieć o tym ostatnim?

Jedynie dwa wytłumaczenia były dla niej na tyle rozsądne, że dopuszczała je teraz do swych myśli.
W jakiś, niezrozumiały dla kobiety sposób, Nanashiemu udało się ostatniej nocy spostrzec ją i Kojiro w momencie rzeczywiście sugerującym jego wielbienie swej Tsuki no Musume. Gdyby to okazało się prawdą, to nawet pochwaliłaby umiejętności mężczyzny do bycia wręcz niewidzialnym i niesłyszalnym dla ich dwojga. Ale przede wszystkim uznałaby go za pospolitego zwyrodnialca podglądającego innych.

Istniała także możliwość, iż miał on za sobą treningi w wielu sztukach podobne tym, jakie przeszedł w swym życiu jej słodki yojimbo. Czas zaciera szczegóły wspomnień, zakrywa je całunem niby kurzu zapomnienia, a i twarze zmieniają się wraz z nim tak jak imiona. Istniało niewielkie prawdopodobieństwo, iż ziemie Hachisuka, choć niewątpliwie rozległe, mogły wydać na świat dwóch tak uzdolnionych bushi oraz trzymać z daleka od siebie pomimo powiązań obu z klanem.
Iye. W trakcie tych łowów nic nie było przypadkiem. Każde spotkanie miało swoje konsekwencje, było częścią tej olbrzymiej układanki, w której ciągle brakowało tak wielu fragmentów. Nawet te najdrobniejsze były na cenę złota.
Czy zatem i ten tutaj ronin był rzeczywiście kimś więcej niż tylko wędrowcem, byłym lordem i nadmiernym miłośnikiem kobiecych uroków? Nie było co do tego teraz wątpliwości. Będzie musiała przy kolejnej okazji omówić to z tygrysem. Młody Kojiro Sasaki za czasów swego życia i ucztowania na dworach musiał znać niejednego zdolnego samuraja.

Przymrużyła oczy, kocim zwyczajem zdając się spoglądać głębiej, wwiercać się wręcz złotym spojrzeniem w coraz słabiej widoczne plecy mężczyzny znikającego między drzewami.

Nie czuła, aby Nanashi był zagrożeniem. Swym zachowaniem wydawał się być równie potulny co Wilczek, Kohen, Yasuro lub Kuma, bardziej skupiony na swym własnym życiu niż na cudzych tajemnicach. Ganriki przy nim milczało, tak samo jak jej wytrenowane przez lata instynkty. Owszem, wiedział teraz zdecydowanie zbyt wiele, ale czy właściwie mógłby to jakoś wykorzystać przeciwko niej Mogłaby spróbować go.. uciszyć raz na zawsze dla pewności, by nie mógł nikomu zdradzić sekretu jej i Kojiro. Jednakże po zobaczeniu jego umiejętności we władaniu mieczem, takie działanie wymagałoby od niej większego przygotowania. Przede wszystkim zbliżenia się do ronina, oplecenia go sobie wokół paluszka, by móc wykorzystać jego zaufanie. Nie byłoby to bardzo trudne, szczególnie po jego licznych i jakże rozkosznych opowiastkach opiewających kobiece piękne. Jedynie czasochłonne, a czasu obecnie nie miała w nadmiarze. Nie wiedziała także, czy był on świadomy tożsamości jej wielbiciela. Czy w ogóle słyszał kiedykolwiek lub znał lorda Sasaki bądź krążące o nim historie. Być może w żaden sposób nie będzie potrafił nawet wykorzystać tej cennej wiedzy jaką zdobył.

Rozmyślenia, z początku tak burzliwe, ukoiły nieco nerwy łowczyni. Obawy, chociaż z całą pewnością słuszne, nie były warte podejmowania teraz drastycznych kroków, ani odwoływania tygrysa z polowania na nią dzisiejszej nocy.

Z wolna ruszyła za swymi dwoma towarzyszami, nim którykolwiek z nich ( zapewne Akado ) mógłby zacząć ją wołać, niepotrzebnie zwracając na nich czyjąś uwagę. Lub.. czegoś.
Ujmując delikatnie za ramy dekoltu swego kimona, otuliła się nim cieplej. Był to bezwolny odruch, bowiem żaden najgrubszy materiał, żaden największy płomień ani najgorętszy kochanek, nie potrafił przegonić lodowatych szpilek przeszywających jej ciało. W taki sposób zareagowało ono ponownie na istny wrzask Ganriki wypełniający jej uszy i myśli, a które teraz powróciło swym równie mocnym echem.

Wyznanie ronina sprawiło, że zapomniała o zagrożeniu, przed którym ostrzegało ją własne przekleństwo. Nie czuła tego wcześniej. Jakże mogło się tak gwałtownie pojawić? Nanashi wprawdzie wspomniał, że ktoś jeszcze podąża ich śladem, ale.. przecież powinna być w stanie wyczuć czyjeś wrogie intencje, na długo nim intruz będzie już zbyt blisko. Co mogło tak ją podejść, umknąć jej uwadze? Jej – łowczyni, ale przede wszystkim jej – kunoichi o wyczulonych zmysłach? Jakaż to sprytna bestia czaiła się na ich grupkę? Albo jeszcze gorzej, jaki człowiek mógłby iść za Maruiken w tak niezauważalny dotąd sposób? Ta druga myśl była bardziej niepokojąca od swej poprzedniczki. Ktoś o takim talencie mógł być groźniejszy od każdej, nawet najbardziej krwiożerczej bestii. Szczególnie na ziemiach, gdzie bycie jednym, wcale nie wykluczało i drugiego.

Dobrym pytaniem też było, co zaś ona teraz powinna zrobić z tą wiedzą. Podzielenie się nią z dwójką jej towarzyszy rzeczywiście tylko byłoby źródłem niepotrzebnej paniki, która jej samej była zbędna dzisiejszego wieczora i nocy. Wilczek mógłby się zrobić przesadnie ostrożny, nieświadomie stając pomiędzy tygrysem i jego rozkoszną łanią.
Być może jej porwanie sprawi, że obaj będą uważniejsi w swej dalszej podróży. Nie dadzą się zaskoczyć nieznanemu niebezpieczeństwu, jeśli ono podąży za nimi. A jeśli to ją sobie upatrzyło na ofiarę, to Leiko będzie przygotowana, czujna.
I Kojiro też nie odda swej Tsuki no Musume bez walki.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-08-2014, 20:14   #212
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Niespodzianki… Ten dzień w nie obfitował. To Leiko musiała przyznać.
Najpierw odkrycie właściwości jej skarbu. Potem ganriki… Teraz to. Kilka słów i nudny Nanashi odcisnął piętno w pamięci Leiko.
Kim był ? Co wiedział? Co ukrywał? Jaką pełnił rolę w tej całej historii, w której karma… odgrywała tak znaczącą rolę.
Maruiken mogła już tylko spekulować wędrując wraz z dwójką towarzyszy. Kohen szedł z tyłu, powoli drepcząc i wyraźnie rozmyślając na tylko sobie znane tematy. Wydawał się żywszy niż zwykle, ale… może to z powodu tych małych Oni z którymi walczyli niedawno?
Jak zauważyła łowczyni zabijanie demonów pozytywnie wpływało na kondycję youjutsusha. On się wręcz żywił nimi, niczym padlinożerny kruk.
Natomiast Akado Yoru wydawał się być skupiony i czujny.
Wszak teraz, gdy Nanashi już znikł z pola widzenia, czuł się wręcz strażnikiem pozostałej pary łowców. I to mimo, że oboje już wykazali się zarówno biegłością w walce jak i doświadczeniem.
Niemniej to on miał katanę i pod opieką niesforną i delikatną kobietę, jaką niewątpliwie była w jego mniemaniu Leiko.
Och, naiwność młodego bushi w kwestii relacji damsko-męskich była ogromna. I przez to uroczo się igrało z jego uczuciami i honorem. Niemniej paradoksalnie młodszy od niej i Kohena Yoru czuł się opiekunem grupy, co zwykle było rolą najstarszego i najbardziej doświadczonego członka drużyny.

I dlatego szedł z przodu, i dlatego szedł rozglądając się czujnie. I dlatego jego dłoń spoczywała na rękojeści katany.
I paradoksalnie… nic to mu nie pomogło.


Choć trzeba było przyznać, że wyczuł zagrożenie.. tuż przed tym jak ich drogę przecięło upadające z hukiem drzewo.
Ledwo upadło, a Yoru już stał w pozycji bojowej i z dłonią na katanie.


Spięty i gotów do walki. Nie sądził jednak, że przyjdzie mu się zmierzyć z duchem bitewnych pól. Kojiro bowiem działał szybko. Zanim drzewo upadło, znalazł się blisko blisko największego atutu i najsłabszego ogniwa zarazem.
Tuż za czarownikiem.
Takami nie zdążył zareagować, gdy rękojeść katany z olbrzymią siła uderzyła w jego potylicę. Osunął się z głuchym jękiem padając na twarz. Iście strategiczne posunięcie, wyeliminować największe zagrożenie.
Pojął to także i Akado wyciągając katanę i krzycząc.- Mauriken-san, uciekaj!
Wziął bowiem ronina za zabójcę. Perfekcyjnego w swym działaniu. A sam Sasaki przemykając tuż obok “zagubionej” Leiko zatrzymał się uśmiechając się łobuzersko.


Leiko “zamarła w przerażeniu” widząc swą uśmiechniętą “śmierć”. Moment skrzyżowania ich spojrzeniem.
Po czym pognał z rozwianymi włosami, których nie związywał odkąd Leiko zabrała jego tasiemkę.
Ronin doskoczył do szykującego się do walki młodego łowcy, odwracając broń ostrzem do tyłu i rękojeścią w kierunku Yoru. Wilczek nie spodziewał się takiej sytuacji. Uznał że przeciwnik popełnił błąd, odsłonił się na jego pchnięcie.
Błąd.
Otwarcie które dostrzegł w stylu Kojiro, było pułapką. Wychodząc naprzeciw pchnięciu ronin odbił cios Wilczka wykorzystując długość swej katany… która była dłuższa niż przeciętne ostrze. Jednocześnie wykorzystując impet ciosu Wilczka na swoją korzyść, obrócił się wokół własnej osi uderzając dłonią w kark Akado.
Ogłuszył go tym ciosem, wybił z jego rytmu i kolejnym cięciem miecza zmusił Yoru do desperackiej obrony.
Leiko widząc to zrozumiała jak bardzo się myliła. Akado nie miał żadnych szans z szermierzem tak utalentowanym jak Kojiro. Z mistrzem, który w swej sztuce potrafił zmieniać ataki i uderzać nieszablonowo. Z tego co się orientowała łowczyni, każda szkoła szermiercza miała swój rytm, swój sposób ataku i obrony… swój rytm.
Dotąd sądziła, że Sasaki Kojiro też taki miał, ale… nie… Jej tygrys improwizował, wykorzystywał skostniałe szkoły szermiercze przeciw nim. Dlatego Yoru sobie nie radził. Nie wiedział bowiem jaką szkołą walczy jego przeciwnik, nie mógł przewidzieć jego ciosów i był skupiony na katanie… zmieniającej co chwili swoje położenie i tnącej po niemożliwych z pozoru łukach.
Akodo wpatrzony w ów śmiercionośny kawałek stali, nie mógł się odsłaniać przed błyskawicznie atakującą pięścią, która uderzała go w brzuch, twarz, kark. Po piątym trafieniu, osunął się bez czucia na ziemię. Nie zdołał się zorientować, że ów atakujący go przeciwnik nigdy nie miał zamiaru go zranić mieczem. Używał jedynie jego ostrza dla odciągnięcia uwagi łowcy od ataków pięścią.
Kojiro przyglądał się przez chwilę nieprzytomnemu Wilczkowi, po czym rzekł.- Muszę przyznać Leiko-san, że twój obrońca okazał się trudniejszy do pokonania, niż się spodziewałem.
Następnie dodał z uśmiechem.- Ruszajmy stąd, póki nie odzyskali przytomności.

Przez następne pół godziny przemykali we dwoje przez leśne ostępy, oddalając się od podbitej przez Kojiro dwójki łowców.Było spokojnie. Wyglądało na to że dwójka łowców nie podążała ich śladem. Zresztą, ani Wilczek, ani youjutsusha nie byli dobrymi tropicielami. Bez Nanashiego nie mieli żadnych szans na znalezienie Leiko i jej porywacza.
A jednak … nagle ganriki znów się odezwało. Coś podążało ich tropem. Coś… wrogiego.
Coś wychodziło im naprzeciw. Jakaś wysoka postać. Chybotliwa chuda sylwetka. Oni? Także i Kojiro zauważył ruch.
Zareagowali instynktownie, przyczajając się za drzewami i obserwując intruza.


Chudego i powolnego ronin, w starym i brudnym kimonie. Wydawał się być zmizerowany i wygłodniały, jego żebra, wręcz były wystające, skóra na twarzy zapadnięta. Chód był chybotliwy. Nie wydawał się niebezpieczny, przynajmniej na razie.
A i też nie śledził ani Leiko, ani Kojiro… raczej szedł w ich kierunku jakby czegoś szukał, jakby ich drogi zeszły się przypadkiem. Ale czy łowczyni mogła wierzyć w przypadek?
-Nie masz się co kryć mniszko!- krzyknął głośno obcy ronin.- Wyczuwam zapach twej magii, ten smród maho jaki się za wami mnichami ciągnie. Nie ukryjesz się wiecznie przede mną.
Mniszko? Dlaczego brał Maruiken za mniszkę? Przecież ani strojem ani zachowaniem Leiko mniszki nie przypominała. Prędzej artystkę, albo gejszę, ostatecznie doświadczoną złodziejkę, ale nie mniszkę. I czemuż mówił o smrodzie macho? Przecież Leiko nie używała zaklęć jak czarownik, ani nie miała żadnych przedmiotów magicznych poza wakizashi i … wi.. sior… kiem. Wisiorkiem, który pożyczyła sobie od umierającego mnicha i jakoś zapomniała mu oddać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-04-2015 o 18:08.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-09-2014, 02:52   #213
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko zerknęła za siebie.

Dobrze wiedziała, że ani czarownik, ani młody Wilczek nie idą za nimi. Bowiem nawet jeśli jakimś sposobem przebudzili się tak szybko z przymusowego snu, to przecież nie wiedzieliby dokąd się udać w pogoń za porywaczem. Jej zdolny yojimbo nie pozostawiał za sobą śladów dla nikogo, szczególnie mając w posiadaniu tak cenny klejnot jakim była Córa Księżyca. A oni nie mieli już ze sobą Nanashiego. Niesforna łowczyni była zatem pozostawiona samej sobie, na łasce tak groźnego drapieżnika.

-To było bezlitosne, tak nasyłać tygrysa na mych towarzyszy. Nie mieli żadnych szans.. - wymruczała zwracając się do burzy długich włosów mężczyzny powiewających za nim, gdy razem odnajdywali własne ścieżki w gęstwinie -Skusiłeś się na bardziej bezpośrednią konfrontację niż planowaliśmy, ne?
-Uznałem, że tak będzie bezpieczniej… chciałem zostawić w ich umysłach niezatarte wrażenie. Zapewne jest znana ci opowiastka o tym, jak z każdą opowieścią myśliwego jego zdobycz rośnie.? Wojownicy też często umniejszają swoją przegraną, powiększając zagrożenie ze strony przeciwnika. Liczę że w opowieści twoich przyjaciół stanę się bestią górską niepodobną do śmiertelnika, którym byłem za życia.
- wyjaśnił swe motywy ronin, dorzucając żartobliwie.- No i… Sumimasen Leiko-san, ale moja niecierpliwość przeważyła. I zdecydowałem się porwać cię wcześniej.

Kobieta uśmiechnęła się wesoło. Niecierpliwość. Nawet jeśli jej słodki yojimbo posiadał talenty podobne niejednemu ninja, to właśnie ona, ta gwałtowna emocja odróżniała go od nich. Był zbyt dziki, zbyt nieobliczalny i jakże nieujarzmiony. Jako duch nie uznawał niczyjej władzy nad sobą. Nie miał Pana, nie miał Okasan, której jedno słowo byłoby dla niego świętością, a wykonanie zadanie sprawieniem jej radości. Wysoko cenił sobie swoją wolność, by zginać przed kimś grzbiet.

-Iye, dobrze. Przynajmniej poczekałeś, aż tamten ronin już opuści moją grupkę -odparła ze spokojem, nie będąc ani trochę zdenerwowaną jego impulsywnością. Wszak nadal pozostawał ostrożny -Wiedział o Tobie. O mym wielbicielu idącym naszymi śladami. Niespodziewane, ne?
-Chciałbym powiedzieć… tak.
- stwierdził Sasaki, ale zaprzeczył ruchem głowy wyraźnie.- Uważałem, że pilnując ciebie z dala jestem niezauważalny, ale… raz czy dwa dostrzegłem jego spojrzenie skierowane w mym kierunku. Nie sądziłem, wtedy że mnie spostrzegł, bo nie zareagował, ale... może myliłem się?
Splótł ramiona razem rozważając głośno.- Było w nim coś znajomego Leiko-san. Coś co nie pozwalało mi go lekceważyć. Może powinienem zaryzykować zbliżenie się do niego, na tyle by móc się upewnić czy go znałem w poprzednim życiu? Uznałem to jednak za zbyt niebezpieczne. Zbyt ryzykowne. Było coś w jego sylwetce, co sprawiało, że uznawałem to za zły pomysł.
-Czy za Twego życia wielu było równie młodych lordów w klanie? I wielu wyjątkowo uzdolnionych w posługiwaniu się mieczem? Bo w to, iż Nanashi-san niegdyś także prowadził inne życie, nie wątpię. Musiał mieć także niezwykłego sensei, który przekazał mu całą wiedzę..
- łowczyni podjęła jego rozmyślania. Być może teraz, po odkryciu jak bardzo ronin mógłby zagrozić ich wspólnym sekretom, łatwiej będzie poruszyć odpowiednie struny wspomnień tygrysa.
-Może nie miał wtedy tej blizny przecinającej jego oko? - pionowym ruchem przesunęła koniuszkiem palca wskazującego przez swoje własne oko, prezentując Kojiro ten charakterystyczny znak w razie gdyby sam go nie dostrzegł z daleka – A może już wtedy ją miał? Nie pamiętasz nikogo takiego?

-Iye. Nie pamiętam nikogo z blizną. Niemniej za moich czasów, była grupka uzdolnionych bushi z bratem obecnego daimyo na czele
- zamyślił się Sasaki pocierając podbródek.-To może być któryś z nich. Gdyby podszedł bliżej, może wtedy bym…- westchnął głośno wzruszając ramionami.- To może być prawie każdy z nich. Mówił coś więcej o sobie?
-Iye, nic konkretnego. A nie każdy ronin na tych ziemiach jest tak interesujący, bym pragnęła poznać każdą z jego tajemnic
– uśmiechnęła się miękko, opuszczając także lekko powieki jak w czarująco kobiecym przypływie zawstydzenia. Ze wszystkich roninów poznanych w trakcie tej misji, to właśnie Kojiro zagarnął sobie jej uwagę.
-On nie mówił wiele o sobie, ja nie pytałam – również wzruszyła ramionami otulonymi barwnym materiałem kimona, po czym dodała jeszcze, z kwaśnym posmakiem w ustach -Chyba, że wartą uwagi była jego znajomość każdej kurtyzany w Miyaushiro?
-To zmniejsza nieco liczbę samurajów, którzy mogliby być owym Nanashi.
- zamyślił się Kojiro zatrzymując się na moment.- A i jeszcze ten dzieciak. Nie przypominam sobie żadnego, który spłodziłby tak młodo syna.
-Jeśli wierzyć jego słowom, to chłopiec nie jest jego synem, a jedynym ocalałym z wioski Dwa Jeziora. Podobno przeszła przez nią bandycka grupa, której on poszukiwał
– mówiąc to Leiko przeszła jeszcze kilka kroków, nim i ją także zatrzymała w miejscu pewna myśl. Nagła, jasna iskiereczka niosąca ze sobą obraz, ale przede wszystkim echo słów.

-Ah.. - szeroko otwarte oczy zapatrzyły się w błękitne niebo, nim kobieta obróciła się do swego towarzysza -Wspomniał także raz, że niegdyś spędził rok w tych górach w głodzie i zimnie. Być może zasięgał nauk u Yamabushi?
Słysząc to Kojiro zamarł z otwartymi ustami i szeroko otworzonymi oczami. Po czym zaczął się śmiać coraz głośniej i głośniej.- Jestem głupcem Leiko-san. Że też nie przyszło mi to głowy. Przecież sam nauczyłem go tej sztuczki. Więcej, to ja ją wymyśliłem. Wiesz z kim miałaś honor podróżować? Z samym Yokimura-dono, młodszym bratem Hachisuka Sonoske-sama.

Łowczyni nie odpowiedziała mu ani śmiechem, ani choćby cichutkim chichotem skrytym skromnie za rękawem kimona. Po prostu stała nieruchoma jak niezwykłej urody statua, zastygła w zaskoczeniu z głosem Kojiro pobrzmiewającym echem w uszach.

Nie tak wyobrażała sobie osławionego młodszego brata obecnego daymio Hachisuka. Jakże wygląd i zachowanie potrafiły być mylące, wszak sama powinna o tym wiedzieć najlepiej. Tam, gdzie oczekiwała znaleźć lorda pamiętającego jeszcze czasy swej świetności, trafiła jedynie na dość mało wybrednego wędrowca z dzieciakiem i psem. Nie był jej może do niczego potrzebny, jednakże pominięcie tak ważnej osoby na ziemiach klanu, niosło za sobą posmak porażki.
Westchnęła i rozbawiona pokręciła głową z niedowierzaniem -Jakiej sztuczki? I czy tak bardzo się zmienił, że nie mogłeś go poznać?
Potem uśmiechnęła się do niego ciepło -Nie będę miała Ci za złe, jeśli zapragniesz teraz zawrócić i go odszukać.

-Akage… chyba słyszałaś jego przydomek? On rzeczywiście ma włosy koloru czerwonego jesiennego liścia. Albo płomienia.
-wyjaśnił Sasaki podchodząc bliżej do Leiko i pochwyciwszy końcówkę kosmyka jej włosów mówił dalej. -Więc żeby nie przyciągać uwagi, podczas wymykania się do miasta… Farbował swe włosy na czarny kolor za pomocą specjalnych jagód, których używają niektóre gejsze do ukrycia pasemek siwizny. Kto by pomyślał, że ta sztuczka uczyni go niewidzialnym na jego własnych ziemiach.
I wzruszył ramionami dodając.- Iye. Chyba nie powinienem. Spodziewałem się go organizującego jakiś oddział bushi, ale widać nie jest tym zainteresowany. A i nie zostawiłbym ciebie pośrodku tych ziem, bez żadnego przewodnika. Teraz… gdy znam jego przebranie, łatwiej będzie mi go później znaleźć.

-Gomen, Kojiro – w głosie kobiety przebijał się smutny zawód. Nie, nie wobec niego, że tak późno rozpoznał w tamtym mężczyźnie swego przyjaciela z dawnych lat, ale wyłącznie wobec.. siebie -Jeśli bardziej bym się nim zainteresowała, to pewnie wcześniej odkryłbyś prawdziwą tożsamość Nanashiego i może mógł zareagować nim odszedł.

Oparła swe dłonie o osłonięty odzieniem tors ronina, po czym zza opadającego na jej twarz pasma włosów, omiotła spojrzeniem poruszane wiatrem długie pukle swego yojimbo -A jeśli powiesz mi jeszcze, że barwa Twych włosów jest także wynikiem tej sztuczki, to złamiesz mi serce.
-Moje włosy nie potrzebują barwników, tym się nie martw.-odparł Kojiro czule obejmując w pasie łowczynię i tuląc do siebie.- A i twoja obecność, tak blisko, wystarczy mi za przeprosiny.

Jego usta przylgnęły w delikatnym pocałunku, potem przeniosły pieszczotę na kącik warg, szyję… niby lekko i niezauważalnie, a każde muśnięcie przeszywało łowczynię niczym rozkoszna błyskawica.
Ach, czuła się w jego objęciach niczym figurka z chińskiej porcelany. I to było przyjemne.





***





Smukła dłoń łowczyni zawędrowała w okolice piersi ukrytej pod kimonem, jak gdyby w geście przerażenia chciała uspokoić zbyt szybko i zbyt głośno bijące serce.
Tyle, że Maruiken Leiko się nie bała. Owszem, była zaniepokojona, ale było to uczucie dalekie od strachu. Ronin nie wydawał się być dużym zagrożeniem, zaledwie wychudzony włóczęga, którego każde z nich mogłoby pokonać w pojedynku. To jego słowa były tym, co nie pozwalało jej go całkiem zignorować jako potencjalnego przeciwnika. Tym bardziej, gdy Ganriki nie pozwalało zapomnieć o swych ostrzeżeniach, a wisior, ten skarbik pożyczony od nieświadomego mnicha, zaczął jej nagle ciążyć pomimo niewielkich rozmiarów.

Przez materiał odzienia wyczuwała palcami to niepozorne świecidełko. Jak to miko mówiła? Amulet służący Chińczykom do poszukiwań? Do odnajdywania, a nie do bycia odnalezionym. W jaki sposób ten mężczyzna zdołał wyśledzić ją i tygrysa? Byli uważni, nie zostawiali za sobą śladów. Nie słyszała też nigdy wcześniej o „smrodzie maho”, a jeśli nawet, to ona byłaby ostatnią osobą jaka mogłaby taki za sobą roznosić.

Zerknęła na skrytego za drzewem Kojiro, zapewne cały czas gotowego do zaatakowania intruza w razie potrzeby. Lekkim pokręceniem głowy oraz przyłożeniem palca do swych warg, dała
mu znak do dalszego ukrywania ich obecności. Może.. może ten obcy tylko blefował? Bądź rozum już dawno temu postradał i padające z jego ust słowa nie miały żadnego sensu? Może jak będą cicho, jak nie zareagują, to pójdzie dalej w poszukiwaniu swej zjawy?

-Przeklęci Chińczycy… Boicie się własnego dzieła, co?- wycharczał gniewnie ów osobnik idąc chwiejnie i co chwila się rozglądając. A może węsząc?
Otwierał usta jakby łapał powietrze. Zachowanie tego osobnika było nienaturalne.







Podobnie jak oblicze. Niby ludzkie, ale było w nic coś… nieprzyjemnego. Przypominał suchotnika, który powinien już pluć krwią leżąc w posłaniu, a nie chodzić pomiędzy żywymi.
-Chodź tu do mnie mniszko. Załatwimy to szybko i bezboleśnie… prawie bezboleśnie.- syczał nienawistnym głosem.- W innym przypadku zaboli, bardzo.
-Mylisz się, obcy!
- zawołała Leiko głosem pewnym, nie znającym ni jednego zadrżenia ze strachu. Wszak to naprawdę nie o nią chodziło, ale czy umysł targany gniewem mógł dopuścić do siebie pomyłkę? -Nie wiem jaką krzywdę wyrządzili Ci mnisi, ale ja nie jestem jedną z nich, ani z nimi nie współpracuję.
-Nie ukryjesz swej woni przede mną. Czuję że przesiąka przez ciebie ich maho. Czuję… ich zabawki.
- syknął potwór podchodząc nieco bliżej Leiko.- Pamiętam ból, pamiętam obietnice, pamiętam… ssssszzzeptyy… one wciąż są w mojej głowie…
Jedno było pewne, ten ronin nie był w pełni władz umysłowych.- Jeśli nie jesteś mniszką, to czemu czuć ich smród od ciebie.

Długie, kobiece palce zacisnęły się mocniej na materiale kimona. Po co właściwie jeszcze niosła ze sobą ten wisior? Nie był jej do niczego potrzebny, nie wykazał się żadną tajemniczą siłą, a i ona sama także nie potrafiła z niego korzystać. Mogła go zostawić u Ayame, bądź podarować choćby czarownikowi jako „ciekawostkę znalezioną na ziemi”.
Chowając na moment dłoń tam, gdzie niejeden mężczyzna zapragnąłby sięgnąć własną, łowczyni wyciągnęła błyskotkę. W promieniach słońca przebijającymi się pomiędzy liśćmi drzew, błysnęła ozdoba przypominająca kocie oko. Trąciła ją koniuszkiem palca.

-Masz rację co do zabawek. Ale nawet te należące do Chińczyków.. - skarbik zagrzechotał cichutko, kiedy Leiko postanowiła odrzucić go od siebie w stronę nieznajomego -..mogą zmieniać swego właściciela. Posiadanie jednego ich świecidełka nie czyni ze mnie mniszki!
-Ty?! Okradłaś...ich?!
- zaśmiał się ronin.- Szalona. Jeśli się dowiedzą, twoja śmierć będzie bolesna. Zabrałaś ich artefakt, wiesz ile kosztowało ich stworzenie. Wiesz, co posiadałaś? Wiesz czyje to oko jest przy wisiorku? To oko jego właściciela.
To stwierdzenie zaskoczyło Maruiken, bo oko przy wisiorku… nie było ludzkie. Nie było też żywe. Zawsze przypominało kamień. Choć to że wszystkie trzy klejnoty, były zawsze ciepłe… trochę burzyło nieco ich iluzję naturalności.

Mężczyzna z pietyzmem podniósł porzucony przez łowczynię przedmiot. Na jego wychudzonym obliczu pojawił się uśmiech.






-Taaak. Taaaak. Przynęta na mnichów…- wysyczał z satysfakcją. -Zapłacą za to, co mi zrobili.
-Możesz go sobie zatrzymać
– odparła mu wzruszając ramionami -Ale nie oczekuj, że Chińczycy nagle przybędą pragnąc odzyskać swoją własność. Żaden z nich nie próbował go odebrać, nawet sam właściciel. Być może nie jest dla nich aż tak ważny jak uważasz. Bądź ich obecna święta misja jest ważniejsza od tego świecidełka.
-Więc pewnie jesteś dla nich ważniejsza niż ta błyssskotka, neee? Pewnie posssłużą się tobą później?
- odparł z uśmiechem ronin, przechylając głowę na bok.- Pewnie… będą szukać, skoro im się zgubiłaś?
W tym czasie Kojiro powoli przemieszczał się za drzewami zachodząc tajemniczego ronina od tyłu.
-Kim jesteś złodziejko, że cenią cię bardziej niż tą błyskotkę?-zapytał ów wychudzony osobnik.

-Czy to objaw Twego nieokrzesania, obcy? Zadawać takie pytanie, gdy sam jeszcze nie wspomniałeś choćby swego imienia? -zapytała kobieta pomrukiem. Sięgnęła ku swemu wakizashi i ostrożnie dłonią ujęła za jego chłodne tsuka, będąc przygotowaną do zareagowania w razie ataku ronina. Była bowiem świadoma, iż może być on bardziej niż nieobliczalny przez ten umysł przeżarty wizją słodkiej zemsty.
-Po co? Moje imię jest martwe… ja jestem martwy. Ja… chyba go nie pamiętam.- odparł ronin zafascynowany zdobytą błyskotką - Taaak… Przynęta. To jest potrzebne… by złowić rybki.

Kobieta w namyśle przetańcowała z lekkością palcami po tsuka swego ostrza, po czym.. cofnęła dłoń. Nie było potrzeby do okazywania otwartej wrogości, nawet jeśli powodowana była słuszną ostrożnością.
-Cóż Ci uczyniły te chińskie demony, że tak pożądasz ich krwi, obcy? - z zewnątrz ronin może nie był zachęcającym kąskiem, ale próba wyjaśnienia jego słów kusiła do odkrycia. W końcu i ją samą mnisi upatrzyli sobie do wykorzystania w rytuale.
-Nie chcesz tego odkryć kobieto… wierz mi.- zaśmiał się sarkastycznie ronin nie okazując wrogości ni nawet zainteresowania jej gestem dłoni. Można było sądzić, że nie uważa jej nawet za drobne zagrożenie.

Ręce łowczyni, zamiast ponownie ku broni, powędrowały na jej piersi, gdzie zaplotły się w płynnym ruchu.
-Chcę – rzuciła krótko, ale stanowczo. Spoglądała na mężczyznę spojrzeniem nieruchomym, jakby nie wzruszał jej ani jego wyniszczony wygląd, ani wcześniejsze groźby, ani bycie wyśmianą.

Ronin ponownie się zaśmiał, głośno i szyderczo, a potem wystawił koniuszek języka wynurzający się z jego ust niczym różowy robak...








Coraz bardziej, i bardziej… wijący długi jęzor, który nie przeszkadzał mu w sarkastycznym oznajmieniu.
-Czy to zaspokaja twoją ciekawość kobieto? Jeśli nie, udaj się do klasztoru czterdziestu i czterech po dalsze wskazówki.
-Walczyłam z bardziej przerażającymi Oni, i widziałam też ludzi będących bardziej demonami niż zwykłymi śmiertelnikami. Nie jesteś wyjątkowy
– skwitowała jego pokaz tak od niechcenia, lekceważąco wręcz, chociaż poruszył ją tak samo jak spotkanie z białowłosymi bushi. Wynaturzenie w skórze człowieka. Człowiek o przywarach bestii.
-Iye. Ja jestem ten nieudany. Chcieli się mnie pozbyć. To też nie udało im się. Obiecali potęgę, ale nie powiedzieli jaka będzie cena.- zaśmiał się wychudły ronin charcząc przy okazji.- I co gorsza… nie wywiązali się z obietnicy.
Jego język już wrócił pod usta, a on sam uśmiechnął się złowieszczo.- Nie udało się im mnie zniewolić, dlatego jestem nieudany. Próbowali zabić. Okazałem się silniejszy. Może i nie jestem wyjątkowy… ale to nie ma znaczenia. Powiedz… czemu zabrałaś coś co należało do nich?

-Nie jestem przyjaciółką mnichów
– stwierdziła takim tonem, jakby tych kilka słów wystarczyło za odpowiedź -Byłam za to ciekawa, a kradzież takiego, zdawałoby się, że cennego skarbu tamtego Chińczyka, wydawało się być dobrym pomysłem. Do poznania ich sekretów, do przeszkodzenia w dalszych planach, do.. wbicia bolesnej szpileczki prosto w jednego z nich. Ale to też się nie udało..
-Tym bardziej dziwi, że żyjesz.
- zaśmiał się chrapliwie ronin, a potem jego ciałem wstrząsnął kaszel.- Jesteś dla nich ważna, więc będą chcieli mieć cię na oku, kobieto. Przyjdą po ciebie, a ja… będę czekał na nich. Będziesz moją przynętą.

-Iye, nie będę
– stwierdziła łowczyni, jak byle oczywistość, której ronin nie miał możliwości podważyć. Nie po to dała się porwać swemu własnemu yojimbo, by teraz jakiś ledwo stojący na nogach obcy miał sprowadzić na nią Chińczyków. Zaczynało jednak zastanawiać, czy rzeczywiście, pomimo tej ucieczki, mogli oni ją odnaleźć swymi sztuczkami. Czy ciągle ją kontrolowali?
-Mnie wytropiłeś myśląc, że jestem mniszką przez ten wisiorek, to zapewne wyśledzenie całego zgromadzenia mnichów nie powinno stanowić dla Ciebie problemu – przymrużyła kocio oczy i uśmiechnęła się nieprzyjemnie, kpiąco -A ile krwi do przelania, ile planów do zrujnowania.
-To prawda… tyle że nie jestem głupcem, ani oni. Chodzą z dość silną obstawą. Zbyt silną, bym mógł ich dopaść. Są sprytni.
- odparł w odpowiedzi ronin… nieco smętnym tonem głosu.- Tych na których trafiłem, nie mogłem dopaść. Sądziłem, że ty będziesz pierwsza.

-Hai, mnisi nie podróżują samotnie
-łowczyni skinęła głową dodatkowo jeszcze przyznając rację roninowi. Następnie zamilkła na dłuższy moment, opuszkami palców jednej dłoni muskając w zamyśleniu swe wargi. A gdyby go wykorzystać? Owszem, nie mogła nad nim panować jak nad innymi mężczyznami, ale tę jego nienawiść można było skierować w odpowiednim kierunku. Posłać bestię ku swym ofiarom. Czyż wróg jej wrogów, nie był jej przyjacielem?

-Ale mogę sobie wyobrazić, iż ich rytuał będzie mocno chaotyczny przy takiej ilości ludzi. Chińczycy, bushi, łowcy demonów, Oni, cienie pragnące im przeszkodzić. Tym bardziej, jak coś pójdzie nie po ich myśli... - mówiła, trochę kusząco, trochę hipnotycznie, starając się roztoczyć przed nim tak rozkosznie morderczą wizję -Jeśli chcesz mieć w końcu okazję do upuszczenia krwi mnichów, to tylko tam będzie na to szansa. Potem zapewne zamkną się w swoim klasztorze, a Twe pragnienie zemsty pozostanie niezaspokojone..
-Rytuał? Jaki rytuał? Gdzie?-
zapytał zaciekawiony ronin. Zapewne nie słyszał o planach mnichów.
-Większość, jeśli nie wszyscy mnisi goszczeni przez miłościwy klan, właśnie teraz zmierzają ku Shimodzie. Nie wiem jaki odbędą tam rytuał, ale Ty lepiej poznałeś ich mroczne sztuczki, by wiedzieć czego się tam spodziewać, ne? - jedna z brwi Leiko, czarna jak atrament i namalowana smugą niczym byle zręcznym muśnięciem pędzelka, wzniosła się elegancko ku górze -Tam powinieneś się skierować w poszukiwaniu swej zwierzyny.

Ronin zamyślił się wyraźnie na moment, po czym rzekł.- Taak… udam się tam.
I ruszył w tamtym kierunku zapominając zupełnie o Maruiken.

-Nie ma za co – rzuciła Leiko gorzko ku wychudzonym plecom mężczyzny znikającego pomiędzy drzewami. Nie oczekiwała jednak ani odpowiedzi, ani tym bardziej wyrazu wdzięczności.
Bestie nie dziękowały. Ale jeśli wszystko pójdzie po jej planie, to rozharatane ciała martwych mnichów będą dla niej wystarczającą nagrodą.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-09-2014, 03:00   #214
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Obozowisko jakie znalazł dla nich Kojiro było porzuconą górską wioską z chatami zapadniętymi w sobie pod brzemieniem czasu. Jedynie młyn zachował się w na tyle dobrym stanie, że można było w nim przenocować przy wtórze szmeru strumyka.

-Świątynie, karczma, wioska... -wyliczała szeptem Leiko, kiedy rozglądała się po wnętrzu budynku straszącego pustką i nieprzeniknionymi cieniami siedzącymi po kątach. Młyn, szczególnie taki zapomniany pośrodku niczego, krył wiele zakamarków, ale ona nie musiała ich przeszukiwać. Nie wyczuwała tutaj obecności nikogo oprócz niej i ronina, a tym bardziej nikogo mogącego zagrozić ich odpoczynkowi. To akurat była pozytywna strona posiadania tego przekleństwa, to Ganriki ostrzegające ją krzykiem w głowie o niebezpieczeństwie.

-Te góry musiały kiedyś tętnić życiem, ne? I to tutejszych mieszkańców, a nie wędrowców jak teraz.. - obróciła się zerkając na Kojiro. Wprawdzie to nie pierwszy raz, kiedy był on jej nocnym towarzyszem, ale ten różnił się od innych. Czy będzie równie dobrym partnerem, co kochankiem i źródłem wielu słodkich kąsków? -Wojna wszystko spustoszyła?
-Wojna.
- potwierdził Kojiro skinięciem głowy, po czym rozwinął temat.- Choć nie bezpośrednio. Gdy klany toczyły bitwy o ziemie, maruderzy i dezerterzy tworzyli łupieżcze bandy atakujące górskie wioski, a po wojnie…. pojawiły się Oni, które dopełniły dzieła zniszczenia. Co…- zamyślił się ronin.-... trochę mnie dziwi. Ziemie innych klanów nie przyciągnęły tak dużo demonów, jak Hachisuka.
-Hai. Można odnieść wrażenie, jak gdyby Kami całkiem odwrócili się od Twego dawnego klanu. Jeśli nie demony, to ludzie zmieniający się w bestie
– w odpowiedzi łowczyni przyznała mu rację, pomimo jakiegoś wewnętrznego, złośliwego podszeptywania, że przecież i ona w głębi swej duży, w krwi płynącej w żyłach, również była podobnym wynaturzeniem. Nie tak straszliwym jak białowłosy bushi, czy spotkany dzisiaj ronin, ale kto wie jak nieobliczalna mogła być jej osobista klątwa.

-Jednak.. co było pierwsze? Pojawienie się demonów, czy przybycie Chińczyków? - przechylenie głowy sprawiło, że spoglądała na niego parką oczu błyszczących w ciemnościach -Pamiętasz?
-Oni… pojawiały się pod koniec wojny na bitewnym polach Leiko-san. Oni i duchy ożywiające zmarłych. Ale one pojawiały się wszędzie, nie tylko tutaj. Chińczycy pojawili się nieco później i zaskakująco szybko znaleźli się blisko ucha daimyo.- zamyślił się Sasaki wspominając dawne dzieje. Wyjął nieduże zawiniątko, w którym znajdowała się upieczone ryby. Usiadł i ostrożnie podzielił posiłek między ich dwoje.- Wędrując natykałem się na Oni, także poza ziemiami Hachisuka, lecz tylko tutaj jest ich tak wiele. Coś je tu ostatnio przyciąga. Co do samych Chińczyków… nie byłem wtedy przy daimyo, tylko pod dowództwem mego pana walczyliśmy na sąsiednich ziemiach, zabezpieczając przed ewentualną agresją. Potem… mój pan został wezwany przed oblicze daimyo, a po obozie rozeszły się plotki że ciężko ranny w jeden z bitew Sonoske-sama został uratowany do życia przez mnichów chińskich właśnie. Nie byłem wtedy blisko dworu i intryg w sztabie, gdy…- wzruszył ramionami kosztując rybę.-... wszystko obróciło się w ruinę.

Podziękowała mu ciepłym uśmiechem, po czym sama przysiadła obok na podkulonych nogach. Zadźwięczał cicho jej pełen arsenał broni poukrywanej pomiędzy połami kimona i uczepionej pasa obi.
-Może w takim razie, to nie Chińczycy przyprowadzili ze sobą Oni, ale one przyciągnęły tutaj mnichów? - zapytała, zdawałoby się że ryby trzymanej w dłoniach. Opuściła wprawdzie na nią spojrzenie, ale jej myśli były gdzie indziej i nie było w nich miejsca na jedzenie -Nie wierzę, by jedno z drugim nie było powiązane. Widziałam namalowane przez jednego z nich wrota przywołujące demona, słyszałam o kontrolowanych przez nich Oni, a teraz jeszcze ten rytuał i ludzie przemieniani w białowłose potwory..
Pokręciła głową powoli i nieznacznie, wręcz w niedowierzaniu -Muszą się bardzo dobrze ukrywać ze swymi zamiarami. Lub mają na to wszystko ciche przyzwolenie. Tylko dlaczego? Bo uratowali daimyo?
-Oni na którego natknęliście się dolinie rzeki, pennagolany… te Oni nie są niczym niezwykłym.
- stwierdził Sasaki Kojiro powoli jedząc rybę i rozważając na głos.- Ten potworek, którego zabił Akage. To wszystko są rodzime Oni. Wyrastają ze świata duchów tej krainy. Chińczycy mogli przyciągnąć za sobą własne demony, tak jak te kyonshi z Nagoi. Jak je zwą na kontynencie? A tak, Jiang Shi.… skaczące wampiry.

Spojrzał na Leiko z pewnym wahaniem. Jakby się wahał powiedzieć kolejne słowa. -Może to tylko przejęzyczenie i moja nadinterpretacja, ale… pierwsze meldunki nie mówiły o uratowaniu życia daimyo, a przywróceniu go do życia. Stąd się wzięły różne plotki o tym, że ponoć daimyo nie żyje, bo przestał się publicznie pokazywać. Ale ty go widziałaś, prawda? Więc on żyje na pewno.
Po czym uśmiechnął się zmieniając temat spytał żartobliwie.- A jak ty sobie radziłaś podczas wojny Onin? Jesteś pięknym kwiatem Leiko-san, kuszącym do zerwania. Pewnie nie raz musiałaś uczyć głupców z mieczami przy obi, że i piękne kwiaty mają bolesne kolce, ne?
-To była dobra nauka dla wszystkich. I dla mnie, i dla nich
– przyznała łowczyni ze spokojem. Widać tamte czasy nie pozostawiły żadnych trwałych ran na jej duszy, bądź zepchnęły je odpowiednio głęboko w niepamięć -Byłam wtedy młodsza, wakizashi służyło mi jeszcze do obrony, nie do zarabiania na siebie. Ale miałam przyjaciół w podobnej sytuacji, i w grupie łatwiej było przetrwać uroki wojny. Dla młodej i samotnej dziewczyny, wszystkie wyrzutki z pola walki mogły być gorsze niż każdy Oni.

Kawałeczek ryby zniknął w ustach kobiety, które zaraz rozchyliły się w melancholijnym uśmiechu. Jedzenie, choć z całą pewnością zaspokajało głód, nie było żadnym luksusem mogącym wywołać aż taką reakcję po spróbowaniu. Źródłem było wspomnienie, jedno prawdziwe pomiędzy splatanymi kłamstwami jakimi karmiła swego tygrysa -Na dodatek miałam wtedy jeszcze długie włosy.

Ronin przybliżył się do niej.
-Musiałaś wyglądać olśniewająco.- palce Kojiro zanurzyły się w jej włosy wodząc po nich pieszczotliwie. Opuszkami pieścił płatek uszny łowczyni wpatrując się w jej oczy i mówiąc wesołym tonem.- Czyli zupełnie jak teraz… Czas się ciebie nie ima, ne Tsuki no musume?

Krótki, prawie bezgłośny śmiech był reakcją Leiko na te pochlebstwa kochanka. Może i mało wymyślne, ale nadal miłe, bo przecież tak szczere.
-To nic szczególnego w obecności kogoś, kto przeżył swoją własną śmierć, Kojiro-san. Nadal mógłbyś stanowić zagrożenie dla każdego kobiecego serca w Miyaushiro – wymruczała kocio i tak samo przyjemnie dla ucha mężczyzny, ale jej brew wzniosła się w nieco prowokującym wyrazie, kiedy spoglądała w jego ciemne oczy. Jak gdyby rzucała wyzwania. Ale komu? Tym kobietom do spróbowania podkradnięcia jej tygrysa, czy jemu do sprawdzenia prawdziwości tych słów.

Przechyliła głowę bardziej ku jego zręcznym palcom -Być może oboje jesteśmy nieśmiertelni, póki potrafimy się ukrywać jak duchy.
-Hai.-
odparł z uśmiechem Sasaki nachylając oblicze ku twarzy łowczyni i przybliżając się jeszcze bardziej ku niej. Dłoń jego pieściła jej włosy, druga wodziła po jej obi skrywającym wszak wiele groźnych przedmiotów.
-Acz… musisz przyznać Leiko-san. I tobie niełatwo się oprzeć. - mruczał Kojiro coraz bliżej jej ust.-Nie myśl, że nie widziałem zazdrosnych spojrzeń, gdy przechadzaliśmy ulicami Świata Wierzb i Kwiatów. I czyż mogłem się im dziwić? Byłaś tam najpiękniejszym kwiatem.

Usta Kojiro powoli przylgnęły do jej warg w delikatnym pocałunku, pieszczotliwym i długo trwającym. Rozkoszował się tą chwilą namiętności, tuląc ją do siebie i całując gorąco.
Wyjątkowo uroczy obrazek i wyjątkowo zwodniczy. Bo czyż byli dwojgiem kochanków wyjętych wprost z romantycznej opowieści? Może… jednak byli? Przynajmniej w tej chwili, Przynajmniej tego dnia mogli wszak zapomnieć o Oni, o Chińczykach, o zagrożeniach, o przekleństwie, o kłamstwach i tajemnicach. I rozkoszować się tą złudną iluzją romantycznego związku.

Potrzebowała czasem takiego odwracania uwagi, inaczej przygniotłyby ją czarne chmury ponurych myśli. Takiego rozkosznego rozkojarzenia, które tylko młody lord Sasaki mógł jej zapewnić an tych przeklętych ziemiach. Kiedy zaczynał.. roztaczać swój urok, to ciężko było się skupić na czym innym niż jego gorących ustach na swym ciele, dłoniach pieszczących jej kobiece krągłości, oczach wpatrzonych w nią rozpalonym spojrzeniem, silnych biodrach i.. ah..
Hai. Sprawiał, że za każdym razem była to przyjemność, w której mogła zatonąć na długie chwile.

Ale i ku temu musiał być odpowiedni moment, a ten jeszcze nie nadszedł. Wtulona w mężczyznę przerwała ich pocałunki, i by nie kusić go bardziej ułożyła wskazujący paluszek na jego wargach, szepcząc -Iye. Skoro mnie już porwałeś, to musimy najpierw zadecydować co zrobimy dalej z.. moim małym problemem z mnichami.
Opuszką musnęła kontur jego ust ubrudzonych teraz głębokim fioletem barwnika zdobiącego jej własne -Potem będzie czas na przyjemności. Dobrze, mój tygrysie?
-Co planujesz więc Leiko-san?
- wymruczał ronin i delikatnie ujął wargami koniuszek jej palca zamykając na moment go w tej zmysłowej pułapce. Po czym jednak obudził się w lordzie Sasaki, weteranie wojen Onin, weteran analizujący sytuację.- Wszak Shimoda wzywa… nie tylko mędrców z Chin i łowców, także Oni wszelakiego rodzaju, także białego tygrysa wraz z opiekunem i małą miko z jej opiekunem. Dużo osób, dużo zamieszania… Dużo okazji do przemknięcia chyłkiem.
-Czyżbyś proponował wykorzystać to zamieszanie do ucieczki?
- zapytała w odpowiedzi, jednakże jedyne co się w niej obudziło to wątpliwości. Tym większe, że przecież nie mogła po prostu zniknąć. Musiała pozostać przy klanie , nawet jeśli stawało się to coraz bardziej niebezpieczne -Mam obawy, Kojiro-san. Mnisi mają swoje sztuczki, które wykorzystują w poszukiwaniach, a tamten wisior był jedną z nich. A jeśli było trochę prawdy w słowach szalonego ronina? Jeśli rzeczywiście jestem dla nich ważna, i w jakiś sposób potrafią kontrolować gdzie się znajduję?
Pomimo bliskości ciepłego ciała mężczyzny, po plecach Leiko przeszedł lodowaty dreszcz.

-Iye. Można wykorzystać to zamieszanie do różnych celów. Niestety, nie wątpię że mnisi nie odpuszczą pogoni za tobą.- odparł ronin wyraźnie zamyślony.- Dlatego trzeba poznać ich plany i zamieszać w nich na tyle, by… skupili swą uwagę na ratowaniu sytuacji, niż na ściganiu księżycowej córy, ne? Nie wątpię też, że mała miko nas odnajdzie przed nimi. Ciekaw jestem co zaproponuje.
-Hai. Także w to nie wątpię
– przyznała łowczyni, choć jak zwykle miała mieszane odczucia co do osoby Ayame. Bywała przydatna, może nawet i w tej sytuacji będzie miała jakiś dobry pomysł w zanadrzu, ale wiedziała zbyt wiele i zbyt łatwo zawsze potrafiła ją odnaleźć. Na tych ziemiach Leiko nie mogła się ukryć ani przed nią, ani przed Chińczykami.

Zwinnie zaplatając długie pasmo włosów kochanka na swój palec, powiedziała po namyśle -Jednak póki nie znamy sposobu na przeszkodzenie mnichom, to chciałabym spróbować odnaleźć tamten.. orszak z palankinem. Ciekawi mnie przewożona w nim kobieta oraz jej rola w samym rytuale. Może pojawiłaby się okazja do przyjrzenia się jej z ukrycia, ne?
-Niewątpliwie musi czasem z niego wychodzić.-
uśmiechnął się Kojiro i zamyśliwszy się dodał spoglądając na trzymaną w objęciach kochankę.- Myślę, że wiem którędy się udają. Może zdołamy go dogonić… a może przy okazji napotkamy białego tygrysa i jego opiekuna. Wsparcie Daiji-san bardzo by się nam przydało. A sam Gōsuto tora nie darzy chyba Chińczyków sympatią.
-Zdecydowanie wolę mieć potęgę tygrysa po swojej stronie niż przeciwko. Ale będę musiała zaufać Twojemu przekonaniu, że Daiji-san będzie chętny do pomocy. To Ty go znasz
– odparła Leiko przyglądając się jego twarzy o tak drapieżnych rysach wyraźnych dla niej nawet w ciemnościach nocy. Potem zmysłowy uśmiech zadowolenia rozchylił jej wargi -Zatem możemy to uznać za plan, Kojiro-san.


Może nie było to wiele, na pewno za mało dokładne w szczegółach, ale na teraz musiało wystarczyć. Należało być cierpliwą i obserwować mnichów z ukrycia, aż pojawi się otwarcie idealne do działania.
Ale nie tej nocy, może kolejnej lub jeszcze następnej. W obecnej chwili siedząca łowczyni uniosła powoli rękę, z której płynnie zsunął się rękaw odsłaniając biel nadgarstka. Palcami drugiej dłoni trąciła końcówkę tasiemki zawiązanej w kokardę, mówiąc -A ja mogę Ci już oddać Twoją własność..

Zamiast zabrać swoją tasiemkę, ronin nachylił się i musnął wnętrze dłoni łowczyni, potem nadgarstek… i zaczął wędrować ustami delikatnie znacząc ów szlak pocałunkami. Trzymając w ramionach tak rozkoszną zdobycz, drapieżnik, jakim był lord Sasaki, nie był w stanie myśleć o tasiemce.- Bardziej… martwi mnie sam tygrys. Daiji-san nie miał na nim kontroli.
-Hai, nie miał. Ale wtedy, na Twoich rodzinnych ziemiach razem z nami walczył w wykopaliskach, a ostatnim razem mała miko wspomniała mi o tygrysie i jego opiekunie, którzy zaatakowali jedną grupkę łowców zabijając podróżującego z nimi mnicha. Nie wiem co kieruje Gosuto tora, ale na pewno nie jest to dobro Chińczyków..
-szeptała, nie mając ni serca, ni ochoty przerywać jego powolnych pieszczot. Były tak ulotne, każde jedno muśnięcie pozostawiało za sobą tęsknotę i pragnienie ponownego poczucia na chłodnej skórze najpierw ciepłego oddechu, a potem warg składających nań pocałunek. Kawałek po kawałeczku, po tych nieodkrytych jeszcze przez niego fragmentach ciała Tsuki no Musume. Hai, istniały takie. Wszak ronin najbardziej ulubił sobie smak jej ust, szyi oraz dekoltu. Za każdym razem zapominał się w nich żarliwie, przyprawiając samą Leiko o przyśpieszony oddech. I kolejną ledwo przespaną noc. Łobuz jeden.

Ronin doszedł do granicy jakiej nie mógł przekroczyć nie zdejmując jej kimona, rękaw nie dawał się bardziej zwinąć. Toteż wargi ronina przylgnęły do dekoltu Maruiken, wodząc językiem pomiędzy w miejscu gdzie obojczyki łączyły się z szyją, tworząc koszący obszar do zbadania. I nie zakryty strojem. Ale jedynie lekkimi muśnięciami ust, jedynie dotykiem samego koniuszka języka… Niczym malarz tworzący pejzaż na płótnie.
-Acz.. obawiam się, że będziemy musieli nakłonić Ayame-san do pomocy. Potrafi znaleźć tygrysa lepiej i szybciej niż my.- mruczał przy tym, choć… nie wydawał się tak zainteresowany rozmową o małej miko, co pokusą trzymaną w objęciach.

-Nie powinniśmy mieć z tym problemu. Dotąd Ayame-chan – wypowiedziany przez łowczynię grzecznościowy tytuł dla miko, zabrzmiał w jej głosie wyjątkowo stanowczo i twardo, jakby tym samym podkreślała młody wiek dziewczynki. Dziewczynki właśnie, a nie kobiety - sama narzucała się ze swoją pomocą. Nie zdziwię się, jeśli odnajdzie nas prowadząc już ze sobą potężnego tygrysa..

Przechylona głowa o włosach niby czarny jedwab, wyeksponowała długą szyję wraz z jej wrażliwością i bezbronnością na wilgotną obecność języka mężczyzny. Pojawiający się i równie szybko znikający dotyk przyjemnie drażnił jej zmysły, leniwie pobudzał krew do wrzenia. Był źródłem drżenia objawiającego się przy każdym spotkaniu ze skórą, tak zjawisko białą w księżycowym blasku. Łaskotał ją także lekko, wprawiając kąciki ust w rozedrganie.

-Cóż zostanie ze złodzieja, skoro już nie będzie musiał każdej nocy wykradać Tsuki no Musume, Kojiro-san? -zapytała cicho, poddając się jego działaniom i znów czując się przy nim jak figurka z porcelany. Tak delikatna, wymagająca niezwykłego pietyzmu i uwielbienia dla swej urody.
-Oczywiście koneser Leiko-san.- mruczał Kojiro wodząc ustami po szyi łowczyni i dekolcie jej szaty. Jego język i usta muskały delikatnie jej porcelanową skórę. Wręcz leniwie i niespiesznie. I przez to przyspieszał oddech w piersiach Maruiken.- Teraz gdy nie muszę wykradać chwil przemijającej nocy, teraz złodziej może się nacieszyć w pełni swą Tsuki no Musume, ne?

I swymi czynami udowadniał swe słowa. Tym razem pocałunki i pieszczoty na ciele łowczyni nie były śmiałe i drapieżne, nie były gwałtowne. Ronin pieścił jej ciało powolnymi i wyrafinowanymi pieszczotami. Delikatnymi niczym muśnięcia pędzla. Uwadze łowczyni nie umknęło, że palce ronina powoli poluzowując jej obi, ale i to czyniły niespiesznie.
Teraz gdy miał tak wiele czasu delektował się każdą chwilą, jak czarką wyjątkowo dobrej sake.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-09-2014, 03:05   #215
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację



Nagie stopy cichutko, zaledwie muśnięciem palców, dotknęły drewnianej podłogi opuszczonego młyna.

Kimono zarzucane na smukłe ciało odezwało się nieznacznym szmerem, mieszającym się z tym z pobliskiego strumyka. Jedyne odgłosy przecinające spokój tak błogiej nocy, gdy zamilkły już miłosne dźwięki splecionych ze sobą dwóch ciał.

Kobieca sylwetka pojawiła się w wejściu do budynku, a blask księżyca rozświetlającego czerń nieba podkreślił jej kuszące zaokrąglenia w idealnie ku temu odpowiednich miejscach.

Nie uciekała. Nie odwróciły się jeszcze role jej i Kojiro, by ona miała zniknąć przed wschodem słońca, a on zbudzić się rano bez niej w swoich objęciach. Kiedyś przyjdzie jednak i na to czas. Może to także będzie noc, gdy on jeszcze będzie spał zbierając siły po kolejnym namiętnym celebrowaniu ich cielesności. A może w środku dnia, tak bez choćby jednego słowa czy pocałunku na pożegnanie? Potrzeba odejścia będzie mogła się pojawić w dowolnym momencie. Ale nie w tym, nie teraz. Czekało na nich wiele wspólnych uniesień nim Leiko usłyszy matczyny zew.

Chłodne powietrze przyjemnie wypełniało płuca w głębokich tchnieniach, a jeszcze rozkoszniej muskało odsłoniętą skórę łowczyni. Zaglądało pod kimono od niechcenia zawieszone na plecach, owiewało jędrne półkule piersi i wślizgiwało się pomiędzy zgrabne uda – niewychowana natura. Ale było to także odprężające uczucie. Zimno nocy kontrastowało z jeszcze tak niedawno rozpalonym ciałem, koiło je równie rozkosznie co wody górskiego strumyka. Mimo to nie były w stanie odegnać od niej echa męskich dłoni pieszczących ją z wyrafinowaniem, tego pobudzającego dotyku jaki może podarować tylko utalentowany kochanek.
Nawet teraz, a przecież już minęło kilka sennych godzin od ich uciech, przyprawiło to ją o figlarny uśmiech. Spojrzenie rozbłysłym pragnieniem oczu powędrowała w głąb otulonego mrokiem młyna, ku tygrysowi śpiącemu pod mieszaniną ich ubrań.
Kiedy był ku temu czas i okazja, Maruiken stawała się kobietą rządzoną przez pasję.

Bycie kochanką było łatwe. Wystarczyło zaledwie dopasować taktykę do swej ofiary, tak samo jak w przypadku Oni. Obie sytuacje były polowaniami, acz każda zwierzyna wymagała innego podejścia. Dla jednego mężczyzny mogła być zmysłowa i niedostępna, dla kolejnego czarująca i zachęcająca, a jeszcze dla innego wyjątkowo zrozumiała, słuchająca go bardziej niż jego własna nadąsana żona. Ponętne ciało, odpowiednio uchylane „przypadkiem” przed męskim spojrzeniem, odgrywało ważną rolę i często czyniło słowa.. nieważnymi.

Zadziwiającym było, że nadal potrafiła odczuwać ekstatyczną przyjemność z tego ognia rozpalającego do czerwoności dwoje ludzi. Częściej zdarzało jej się, co tu kryć, zwyczajnie udawać swój niewątpliwy, czasem głośny, czasem wstydliwie cichy, podziw dla kunsztu kochanka. Zwykle tak samo prawdziwy, co i jej zainteresowanie tym osobnikiem. A jednak pomimo tak wielu doświadczeń, wynalezione pośród stagnacji perełki były jeszcze w stanie wprowadzić we wrzenie krew tej pogromczyni męskich serc. Każda spędzana z nimi chwila stawała się dla niej czymś więcej niż zaledwie częścią zadania. Wytchnieniem, zakazanym owocem o smaku wyuzdania, ku któremu sama sięgała skuszona.

W ilu była związkach, które działy się tylko w głowach drugiej strony?
Niezliczonych. I to nie tylko przez to, ze było ich tak wiele, ale zwyczajnie nigdy ich nie liczyła. Bo i po co? To przecież nie tak, że po skończonych zadaniach siostrzyczki siadały razem i rozpamiętywały swych niezmordowanych wielbicieli, chwaliły się zdolnymi kochankami, czy pokpiwały z tych najbardziej niezręcznych.
Iye. One zapominały, lub nieliczne pozostawione wspomnienia trzymały dla siebie. Ich jedyne sekreciki przed Matką. W sercach i duszach jej córek było miejsce na miłość tylko do jednej osoby - do niej. Każde odstąpienie od tej pierwszej zasady było karane milczeniem i wyraźnym zawodem dostrzegalnym w jej oczach, a przecież żadne dziecko nie chciało być rozczarowaniem dla swego rodzica.

A w ilu Leiko była związkach, które odnajdywały swe odbicie także w jej sercu i myślach?
Jednym. Krótkim i dawno temu, lecz miał on w sobie wszystko to, czego brakowało tym splecionym z jej iluzji. Prawdy.
On ją znał. Nie musiała przy nim zakładać masek i stawać się kimś innym. Nie musiała starać się o jego względy, by odkryć sekrety, więc nie była ani wyjątkowo zmysłowa, ani nadmiernie czarująca, ani nawet, co tu kryć, przesadnie miła dla niego. Bywała wtedy dość kapryśnym dziewczątkiem, oddanym swej Matce i jej zadaniom, ale krnąbrną w stosunku do swego partnera. I właśnie ta jej naturalność tak go wtedy ujęła. A i ją także dotknęła jego beztroska, ten chłopięcy urok, z którym zrywał dla niej polne kwiaty. To była.. poruszająca serce odmiana po tych wszystkich starszawych, często mało atrakcyjnych mężczyznach z jakimi musiała się otaczać. Kawałek własnego, całkiem osobistego życia, pomiędzy odgrywaniem wielu ról.

Ale to było krótko i dawno temu. Pocałunki, trzymanie za dłonie, spoglądanie w oczy i słodkie słówka – to wszystko było niewinne, lecz w jej umyśle już na zawsze wypaliło się, niczym piętno, wspomnienie tak wielkiego żalu Matki. Miała wtedy wrażenie dopuszczenia się największej zdrady wobec niej, sprawienia jej najbardziej dotkliwego bólu tak niepozorną miłostką. Od tamtego czasu jeszcze nie doświadczyła gorszego uczucia. Żadne cierpienie, rozstanie czy złamane serce nie mogły się równać z poczuciem stania się.. klęską.
Nie widziała Go od tamtego czasu. Ale to nigdy już nie było ważne.

Stara, drewniana ściana młyna zachrzęściła cicho pod opierającymi się o nią plecami kobiety. Zapatrzona w gwiazdy znajdujące swe migoczące odbicie w jej oczach, uniosła ręce i zatopiła dłonie w miękkości rozpuszczonych włosów.






Blask księżyca nadawał jej skórze tym bardziej blady odcień, gdy tak bezwstydnie stała prawie naga. Prawie, bo czyż jej ramion nie otulał miękki materiał odzienia? Wprawdzie po bliższym poznaniu okazał się należeć do jej słodkiego kochanka, ale to nie przeszkadzało mu w stanowieniu ostatniego bastionu przyzwoitości Leiko tej nocy. Jeśli tylko, naturalnie, ewentualny podglądacz gustowałby tylko w kobiecych barkach, zamiast każdej innej kuszącej krągłości wystawionej przez łowczynię na podziw światu.

Ale ostatnimi dniami łapała się na tym, że musiała sprawdzać nieskazitelność swego ciała. Nie było to dyktowane próżnością, bo i tej Leiko nie odczuwała do niego, budzącego przecież tak wiele fantazji w męskich wyobraźniach. Kobiecych czasem też.

Wewnętrzny niepokój, oślizgły i przebrzydły niczym jaka ociężała bestia goszcząca się w jej duszy, zmuszał ją do przyglądania się swym dłoniom, dotykania koniuszkami palców twarzy po przebudzeniu i uważnego oglądania swego odbicia w pobliskich rzekach i strumykach. Potrzebowała zapewnienia, że przez sen nie zaczęła się przejawiać na zewnątrz jej klątwa, że pochłaniane esencje demonów nadal pozostawały tylko jej tajemnicą. Ukrytą przed innymi spojrzeniami.
Widziała już wystarczająco dużo demonów oraz ludzi bliskich byciu Oni, by jej wyobraźnia zaczęła podsuwać wyjątkowo soczyste wizje przeobrażeń, jakie ją samą mogły dotknąć.

Czy zacznie tracić skórę niczym wąż, i będzie musiała zdzierać ją z innych kobiet do ubrania na siebie jak kimono?
Czy pokryją ją łuski, może kolce, może z wiecznie otwartych ran będzie się sączyła krew czarna jak smoła?
Czy z głowy wyrosną jej zakręcone rogi, a zwykle tak miękkie włosy staną się tylko kolejną bronią do zabijania polujących na nią łowców? Czy także nabiorą białej barwy?
Czy zęby się wyostrzą, by mogła z łatwością wpijać się nimi w jeszcze ciepłe ciała swych ofiar?
Czy język wydłuży się nienaturalnie aby z rozkoszą malującą się na twarzy mogła zlizywać nim słodką krew ze swych ust?
Czy stanie się pełną pokusy modliszką żyjącą w swej chatce głęboko na bagnach, a jedynie siły życiowe mężczyzny będą mogły zatrzymać jej młodość i piękno?

Każda kolejna myśl była gorsza od swej poprzedniczki, a w żadnej Leiko nie potrafiła odnaleźć pocieszenia. Dobrze wiedziała, jak niemądre było to straszenie samej samej siebie, jak dzięki temu tylko tonęła w coraz to mroczniejsze, przytłaczające części jej własnego umysłu. Szczególnie teraz, gdy dotąd tak pokorne przekleństwo zaczynało odzywać się wbrew jej woli. Sposób, w jaki zareagowało na odległą, wtedy jeszcze nieznaną obecność śledzącego ją ronina, był jednym ze zwiastunów tego.. tego.. cóż to właściwie było? To nagłe poczucie braku panowania nad samą sobą, nad swym wewnętrznym demonem darowanym jej przez jakiegoś niepoznanego nigdy przodka?
Bezsilność ją przerażała. Napawała obrzydzeniem do samej siebie.

Czy było możliwym, aby te zmiany były już początkiem końca jej człowieczeństwa? Czy naprawdę miała powody do strachu, a nie były to tylko jej.. wymysły?

Nasunęła na siebie poły odzienia, czując lodowaty dreszcz spływający wzdłuż pleców i przyprawiający krągłości piersi o gęsią skórkę. W takich momentach nawet i tak czarująca noc miała przekrwione oczy Oni spoglądające wszędzie z gęstych ciemności. Przełykając gorycz żółci zbierającej się w gardle, Leiko odwróciła się ku wejściu do młyna.

Ucieczka z Kojiro miało wiele zalet. Jedną z nich było wykorzystywanie go, ku jego uciesze, do przeganiania tych ciężkich chmur zbierających się w jej myślach. Swym wielbieniem Tsuki no Musume, tak mocnym, namiętnym i długim, już nie raz przyprawił ją o zapomnienie. To on ją wtedy dotykał, nie przekleństwo. W oczach nie kryła się żadna moc - pełne ognia wpatrywały się w przystojną twarz kochanka. A sposób w jaki on na nią spoglądał, potwierdzał perfekcyjność jej ciała.

Materiał ponownie zaczął się powolutku zsuwać z kobiecego ramienia, kiedy krok za krokiem niknęła w mroku budynku.

Człowieczeństwo Maruiken Leiko.
Potwierdzane czymś tak ludzkim, a zarazem zwierzęcym w swej dzikości. Jej bezwstydne wyciszenie.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 22-09-2014 o 03:22.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-10-2014, 20:41   #216
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Prawda. Komu prawda jest potrzebna. Komu szczerość przyniosła szczęście?
Nikomu. Wyjawienie prawdy było chwilą, gdy wszystko się sypało sztuce teatralnej. Gdy misterny splot spisków intryganta coraz bardziej oplatał postacie ze sceny, wtedy właśnie prawda… atakowała, pod postacią słów wypowiedzianych przez jednego z aktorów. Prawda przecinała nici spisków i niszczyła intrygantkę bądź intryganta. Prawda była niebezpieczna.



Ale nie o prawdzie myślała Leiko leżąc na posłaniu z kimon, w starym młynie gdzieś w górach.
Nie.


Jej myśli krążyły wokół obecnej chwili, tak jak usta kochanka krążyły wokół jej piersi.A dłonie jego po jej alabastrowej skórze. Jej tygrys był bowiem łapczywym drapieżnikiem i nie mógł przepuścić takiej okazji, pieszcząc i wielbiąc jej ciało o poranku. Zresztą unoszące się mgły i chłód sprawiał, że ciepło drugiej osoby było tym bardziej upragnione. Kochali się więc powoli i wyrafinowanie, bez pośpiechu i bez zbędnych słów. Rozkoszowali się swoją obecnością i chwilą w jakiej się znaleźli.
Oboje pełni tajemnic, oboje z przeszłością… oboje tacy sami. Leiko po szokującym odkryciu w Miyaushiro nie wątpiła, że jej ronin wiódł bardzo skomplikowany żywot. A dzielił się beztrosko swymi sekretami, bo… niewątpliwie miał ich wiele.
Ile tak naprawdę o nim wiedziała?
Ile on wiedział o niej ? Ile chciał wiedzieć ? Pytał czasem o jej przeszłość, ale nigdy nie bywał wścibski.
Czasami… czasami miała wrażenie, że wie o niej więcej niż sama sądzi. Czasami, gdy patrzyła w jego łobuzerskie spojrzenie podczas pocałunków, taka myśl przechodziła jej przez głowę.
A jednak… czy to miało znaczenie? Nie, gdy byli razem. Nie, gdy całowali się tuląc namiętnie i rozkoszując swymi objęciami.
Nie… gdy byli w młynie, gdzieś poza toczącymi się wydarzeniami, poza światem duchów i ludzi, poza intrygami. Gdzieś gdzie istnieli poza czasem i przestrzenią. Trwaj chwilo, jesteś piękna?

Niestety wszystko co piękne musiało się kiedyś skończyć. Nie mogli tu zostać wiecznie. Dookoła nich świat pogrążał się w mroku. A i sama Leiko nadal miała zadanie do wykonania. Obowiązki od których nie mogła uciec… nawet w ramiona Sasaki Kojiro. Choć musiała przyznać, że niełatwo jej było się z nich wyrwać.


Ruszyli późnym rankiem. Sasaki Kojiro przodem, Leiko dreptała tuż za nim. Miła wycieczka poprzez góry, które ronin znał słabo, a łowczyni wcale. Niemniej ronin od kilku lat wędrował traktami i bezdrożami Japonii, więc Maruiken czuła się przy nim bezpiecznie.No i nie raz udowodnił jej swoją zaradność. O tak, idący przed nią mężczyzna potrafił zadbać o wygody.
Sasaki wybrał na drogę ich wędrówki wąski i dość niebezpieczny górski szlak. Jednak wedle słów ronina, mogli nim doścignąć i bezpiecznie z góry obserwować grupę z palankinem. Oddalali się przy tym od Kohena i Akado Yoru. Ale to akurat nie miało znaczenia.
Droga była wąska i dość zdradziecka. Ale to nie było problemem dla dwóch zwinnych osób. Za to niebo…
Sasaki spoglądał na nie często i z wyraźnym niepokojem. Leiko to nie dziwiło. Niebo się chmurzyło coraz bardziej.
Deszcz mógł wkrótce spaść.

I jak się okazało, nie byli sami na tym szlaku. Za kolejnym zakrętem zauważyli idącą w ich stronę postać.


Luźne kimono, rozwichrzone ciemne włosy, niezbyt zadbany zarost. Furoku wyraźnie się zaniedbał, ale… zapewne po to by mniej rzucać się w oczy.
Pojawił się na ich drodze… yojimbo małej miko. To nie mógł być przypadek.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 16-10-2014, 08:06   #217
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Usta – o idealnym skrojeniu, o słodkim smaku i soczystej barwie śliwek dojrzewających w ciepłych promieniach słońca – rozchyliły się w powolnym uśmiechu, jak gdyby ich właścicielka delektowała się chwilą.
Nie było w tym szczęścia rozgrzewające serce na widok dawno niewidzianego przyjaciela, bo przecież nadchodzącego mężczyznę ciężko byłoby jej nawet nazwać znajomym. Znali się na tyle, na ile pozwalały na to ścieżki, którymi oboje kroczyli. I na ile było to wymagane do współpracy przeciwko mnichom. Nic ponadto. Zaś uczucia jakie zwykły towarzyszyć Leiko przy każdym spotkaniu małej miko i jej yojimbo, bywały dalekie od radosnych.

Ten uśmiech, z odrobiną ironii czającej się w kącikach warg, acz nadal niezwykle zmysłowy w wykonaniu łowczyni, był wyjątkowy. Był to uśmiech kobiety mającej rację.

-Szybko nas znaleźli, ne? -szepnęła z lekkim rozbawieniem, kiedy przystanęła obok Kojiro obserwując zbliżającą się postać -Jedyne czego jeszcze brakuje, to potężnego tygrysa drepczącego posłusznie u boku Ayame-chan..
- Jeśli podążali za palankinem tak jak my, nie mieli do wyboru wielu dróg.
- odparł Kojiro uśmiechając się równie ironicznie. Po czym przywitał nadchodzącego ronina głośnym.- Piękny dziś dzień mamy Furoku-san. A gdzie twoja mała towarzyszka?
- W bezpiecznym miejscu… powiedziała mi, że nasze drogi przetną się wcześniej czy później? Zapewne macie wiele pytań ? Korogi ma na niektóre odpowiedzi
.-Wskazał ręką za siebie ronin. -Tam dalej siedzą bandyci. Kilkunastu. Byli bushi i ashigaru… pochodzący z sąsiednich klanów.
-Oh. To niedobrze
-wymruczała Leiko, choć nie sprawiała wrażenia zbyt przejętej tą informacją. Wprawdzie wolałaby spokojną podróż, bez przeszkód w postaci bandytów i demonów, ale w towarzystwie swego yojimbo nie musiała się obawiać ani jednych, ani drugich. Sama też nie była bezbronna, acz samotna walka z kilkunastoma przeciwnikami już byłaby problemem.

-Przybyłeś zatem.. nam pomóc? Czy może w poszukiwaniu naszej pomocy? - uśmiech nie opuszczał jej warg. Nieprzerwanie błądził po nich z figlarnością, która swe odbicie miała także w złocistych oczach spoglądających spod rozłożonej parasolki.
-Ni jedno ni drugie. Robiłem zwiad dla małej miko i dla siebie. Przyglądałem się grupie z palankinem. Czujni i liczni. I mają jakiegoś jasnowłosego osobnika wśród swoich.- ocenił Furoku wyraźnie zamyślony. Po czym wzruszył ramionami.- Niemniej Korogi przewidziała, że się spotkamy, więc chcecie z nią pomówić, czy zamierzacie ruszać dalszą drogą, bez odpowiedzi na wasze wątpliwości?

-Zadziwiające. My też wczoraj przewidzieliśmy spotkanie z waszą dwójką
-do uśmiechu kobiety dołączył teraz także cichy, melodyjny chichot -Musi być jakiś niezwykły dar.
Parasolka zawirowała mieniąc się feerią barw jakiegoś biednego Oni, z którego skóry została zrobiona. Ostatnia noc musiała przyprawić Leiko o wyjątkowo dobry humor tego dnia. A nie było przecież o to najłatwiej, gdy było się poszukiwaną przez Chińczyków, a Oni mogły się ukrywać za każdym drzewem i kamieniem. Niebezpieczne czasy nie sprzyjały uśmiechom.

-Sądzę, że możemy skorzystać z tego.. zaproszenia. Prawda, Inusuke-san? -przybrane przez jej kochanka nowe imię, dziwnie zabrzmiało w jej ustach. Obco. Inne nocami padało spomiędzy jej warg w gorącym oddechu. Inne wypowiadała z kocim pomrukiem przyjemnym dla jego uszu. Ale ani Furoku, ani mała miko nie musieli o tym wiedzieć.

Ronin zaprowadził dwójkę potencjalnych sojuszników, wąską ścieżką ukrytą pomiędzy skałami, której ani Leiko, ani Kojiro nie zauważyli podczas swej podróży. Jak ją znalazła młoda miko? To była jej słodka tajemnica. Ukryta pomiędzy skałami ścieżka doprowadziła trójkę podróżników do niewielkiej skalnej kotliny, w której ścianie znajdowała się mała jaskinia. Przed nią płonął ogień.




A przy nim siedziała sama Korogi i gotowała. Zapach ryżu i ryby pobudzał głód Leiko i Kojiro. Posiłek który zjedli rano nie był bowiem zbyt obfity. Miko uśmiechnęła się lekko i nieco ironicznie.
-Jesteście głodni? Czy też od razu zaczniecie zadawać pytania?- zapytała żartobliwie.

Leiko pozwoliła sobie zignorować słowa dziewczynki, tak samo jak starała się uspokoić swój żołądek domagający się szybkiego nakarmienia, najlepiej czymś ciepłym i świeżym. To drugie nie było najłatwiejsze, kiedy w powietrzu unosiły się tak zachęcające zapachy, ale dzięki swej grze i samodyscyplinie zdołała się powstrzymać przed zwilżeniem warg językiem.

Złożyła cicho parasolkę, po czym zapatrzyła się w drewno pożerane przez płomienie i leniwe strużki dymu malujące się w powietrzu siwą barwą. Wzniesiona brew była owocem jej wątpliwości -Planujecie zaprosić na posiłek także i pobliskich bandytów?
-Bandytów?
- zdziwiła Korogi i spojrzała na swego yojimbo. A ten wzruszył ramionami mówiąc.- Bandytów. Całkiem spora grupka. Kręci się pomiędzy nimi taki zasuszony stary mnich w dużym słomiastym kapeluszu. Zajęli starą chatę w górach, ale chyba nie są stąd. Nie widziałem barw Hachisuka pomiędzy nimi.
-Rozumiem. A co z grupą z palankinem?-
zapytała dziewuszka.
- Podążają dalej do celu, za dzień dwa wyjdą z obszaru gór.- ocenił Furoku.- Duża grupka i czujni. Nie da się podkraść i podejrzeć.
-Ci bandyci… zauważą ogień?- zaniepokoiła się miko.
-Na mój rozum to chyba nie. Za daleko jesteśmy, a oni raczej szykują się na coś bogatszego niż przypadkowi wędrowcy.- stwierdził jej yojimbo.

Tym razem także i druga brew kobiety dołączyła do swej bliźniaczki, tworząc wyraz zaskoczenia na licu Leiko jak z porcelany.
Starych mnich w słomiastym kapeluszu? Opis mógł wprawdzie pasować do wielu staruszków, ale ona przecież nie wierzyła w zbiegi okoliczności. W czasie swej podróży po ziemiach Hachisuka poznała Daikuna, niepozornego i tajemniczego pielgrzyma. Było możliwym, że i on z tylko sobie znanych powodów zmierzał ku Shimodzie. Czy teraz i tam miał zamiar szukać duchowego oświecenia?
To była intrygująca informacja. Otwierała nową ścieżkę, jeśli staruszek ze swoją grupką okazałby się skory do pomocy. Jeśli. Nie wiedziała przecież o nim wiele, nie znała jego intencji.

W milczeniu, choć jej myśli były pełne pytań bez odpowiedzi, Leiko przytrzymując swe kimono przysiadła wdzięcznie przy ognisku. Zerknęła to na Furoku, to na małą miko -Podobno w palankinie jest kobieta, tak? Nie wiecie kim jest, lub jak wygląda? Do czego może być i ona potrzebna mnichom?
- Iye. Jest ważna… ale nie wiem kim jest. Udało mi się wywróżyć, że sypiała wśród motylich nici.
- odpowiedziała Ayame cicho.- I że… jej nić życia zostanie przerwana.
-Motylich nici… chodzi o jedwab?- zapytał Kojiro. A miko skinęła głową.- Hai. O jedwab. Ona żyła w pałacowych komnatach zamku. Tak sądzę.
-Ale nie da się podkraść blisko. Mnisi dbają o to by nie pokazać jej twarzy, nawet bushi idącym z nimi.
- dodał ponuro Furoku. -Wychodzi z palankinu nocą, z twarzą zawsze ukrytą w cieniu. Zawsze pilnowana przez mnichów. Na moje oko… czymś ją odurzają, że nie protestuje na takie traktowanie.

-Także planowaliśmy zakraść się do tej grupki, by spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o tej tajemniczej kobiecie, ale teraz zdaje się to być trudniejsze, niż z początku sądziłam -westchnęła łowczyni, bowiem czuła jak jej własna nić, ta mająca ją doprowadzić do samego serca misji z jaką została wysłana na te ziemie, wymyka się z jej palców. Była wprawdzie bliżej rozwiązania niż wcześniej, lecz.. jednocześnie było ono nadal tak daleko, poza zasięgiem Leiko.

-Musi być wyjątkowo ważna dla Chińczyków i ich rytuału, bądź dla samego klanu. Sypianie w jedwabiach czyni z niej pałacową dwórkę lub jedną z kochanek daymio, jeśli nie kogoś jeszcze bliżej związanego z Hachisuka – rzekła w zamyśleniu, pomimo swych własnych, skrywanych podejrzeń co do tożsamości kobiety -Mnie tak nie pilnują, być może nie jestem im aż tak bardzo potrzebna.
- Poślą za tobą kogoś, skoro im się wymknęłaś. Poślą mnicha, albo lojalnego bushi, albo najemnego ninja. Za mną cały czas posyłają. Od… czterech lat, od pożaru.
- rzekła wyjątkowo ponuro Ayame schylając głowę i wpatrując się ogień.-Teraz gdy wiedzą, gdy mają pewność… będą cię ścigać aż do krańców Japonii, albo i dalej. I nie zatrzymają ich ani mury zamku, ani bramy świątyni, ani drzwi najwymyślniejszych kryjówek. Mają złoto z krwi i są uparci.
W jej oczach błyszczały łzy, gdy mówiła dalej.- Nie będziesz mogła się nigdzie zatrzymać na dłużej. Zabiją każdego, kto stanie na drodze do ciebie. Nie znają litości i zmęczenia.

Czując się nieco niezręcznie w obecności prawie płaczącej dziewczynki, Leiko zerknęła w kierunku jej opiekuna w poszukiwaniu ewentualnej pomocy. Potem zwróciła twarz ku swemu własnemu yojimbo, tak przekonanego przecież o tym, że żaden z Chińczyków ani ich popleczników nie zdoła mu odebrać Tsuki no Musume. Czy po tych słowach nadal był tego taki pewny? Czy ona była?

Długie zacisnęły się na materiale kimona otulającym uda kobiety, ale wargi rozchyliły w subtelnym uśmiechu. Ponure myśli były ostatnim, czego teraz potrzebowali. Codziennie je od siebie odganiała, także i teraz -Szczęśliwie dla nas, zarówno mnisi, bushi i ninja są śmiertelni. Ranią ich ostrza, a już na samych tych ziemiach jest wiele osób, które z chęcią upuściłyby trochę krwi chińskich demonów. Nawet wielki, biały tygrys z legend wybrał ich sobie jako zwierzynę w łowach, ne?
-Tak. Dlatego myślę, że ruiny na ziemiach Sasaki, tygrys ich strzegący, klasztor i mnisi. Że to wszystko jest ze sobą powiązane. Że…
- ta zmiana tematu poprawił nastrój Ayame, podobnie jak dłoń Furoku głaszcząca ją po głowie.

Kojiro zaś objął łowczynię od tyłu w pasie i przytulił do siebie, jego uśmieszek był nieco arogancki i pełen pewności siebie. Z drugiej strony, przeżył własną śmierć. Od kilku lat był duchem i jego miecz okazywał się niezwykle zabójczym orężem. Miał prawo do wiary we własne możliwości. - że to wszystko ma korzenie w przeszłości. I żeby zrozumieć co się dzieje, musimy odkryć, co się wydarzyło. Tropię istotę… próbuję wywróżyć bardziej, istotę która taką wiedzę by posiadała. Ale to inny temat.
Otarła łzy rękawem. - Mnisi idą do Shimody by coś stamtąd zabrać lub coś obudzić. Tak sądzę. Tygrys chce temu zapobiec.

Gest kochanka, tak na oczach tej dwójki, nieco zafrapował łowczynię, ale nie wygłosiła żadnego sprzeciwu. Bo to nie było ważne, nie kiedy silniejsza była jej wdzięczność za tę pociechę i za jego pewność siebie, której starczyło dla nich obojga. Nie zareagowała wprawdzie słowami, jednak jej palce tym razem zacisnęły się lekko na jego dłoni w niemym wyrazie wdzięczności.

-Potrzebujemy odnaleźć tygrysa i jego opiekuna. Czy wiesz, gdzie teraz się znajdują? - zapytała małej miko, kiedy smutki i niepokoje zostały już przegnane.
- Mniej więcej… mogę przywołać duszka który do nich poprowadzi.- stwierdziła po chwili namysłu Ayame.- Są jednak dość daleko, bo ów tygrys porusza się znacznie zwinniej niż człowiek. Niełatwo go dogonić.

Nic nie mogło być łatwe, pomyślała Leiko cmoknęła cichutko wargami.
-Wygląda na to, że będziemy musieli wybierać. Iść dalej za grupą z palankinem, czy ruszyć w pogoń za tygrysem. Jego pomoc byłaby nam bardziej użyteczna, ne? - mruknęła do Kojiro, bo to w końcu wraz z nim planowała swe kolejne kroki. Przyznawała to sobie z niechęcią, lecz zakradnięcie się do tamtej dużej grupy mnichów i bushi mogło nie przynieść żadnych odpowiedzi. A tylko zmarnować cenny czas. Musieli działać.

-A ta..-zająknęła się na krótko, błądząc po nieznanych sobie ścieżkach -Ta istota. Naprawdę uważasz, że będzie miała ona potrzebne odpowiedzi? Odpowiedzi mogące pomóc w przeszkodzeniu mnichom?
- Ta istota jest bardzo stara i dużo wie o przeszłości.
- stwierdziła Ayame zamyślona.- I może odpowiedzieć na pytania, na które moje wróżby nie potrafią. Na przykład… co naprawdę znajduje się pod klasztorem Czterdziestu i Czterech.
-Tygrys… rzeczywiście by się przydał. Ale tu w górach ma nad nami przewagę. Gdy zejdziemy na równiny, myślę że moglibyśmy go dosięgnąć.
- rzekł ronin tuląc Leiko do siebie.
-Hai, zapewne – odparła kobieta na jego słowa -Jednak przyznasz, że bezczynność jest straszliwa, Inusuke-san.

Posłała ku niemu zaledwie cień swego uśmiechu, jak w chęci przeproszenia za taki swój brak cierpliwości. Tej wszak Leiko miała wiele, ale właśnie ta bezczynność płynąca z poczucia usuwania się gruntu spod jej stóp, była tym co najbardziej ją dotykało. Męczyła się nie mając panowania nad sytuacją.

-Wczoraj napotkaliśmy na pewnego.. osobnika -i znowu lekkie uniesienie jednej brwi, tak zamiast szpetnego grymasu. Jakże inaczej mogła go określić? Tą wyniszczoną kreaturę, ni to człowieka, ni to demona? -Ronina, będącego dawnym eksperymentem mnichów w ich klasztorze. Nieudanym i szalonym, ale kierowanym pragnieniem zemsty. Sprawiał wrażenie, jak gdyby żył jedynie nienawiścią do nich.
-Hai. To prawda… wśród szeregów Hachisuka nie wszyscy są ludźmi. Niektórzy to bestie w ludzkiej skórze nasączeni esencją siedmiookiego oni.
-odparła enigmatycznie miko.
-Ale ten potwór od wieków jest martwy. Tak mówią legendy.- stwierdził sceptycznie Kojiro.
- Jedne mówią, że martwy, inne że uwięziony, jeszcze inne że… uśpiony tylko. Opowieść o siedmiookim oni jest bardzo stara. Doczekała się wielu wersji i zatarło się już wiele szczegółów. Nie wiadomo jaka była prawda.-- zamyśliła się Korogi wpatrując intensywnie w płomienie ogniska -A wróżby ognia mówią, że owa legenda jest powiązana z mnichami.
-Będąc w Miyaushiro widziałam wielu białowłosych bushi wychodzących nocą na ulice i zachowujących się jak dzikie, wygłodniałe zwierzęta rozszarpujące wszystko, co znalazło się na ich drodze
-wspomniała łowczyni.
-Jedyny osobnik wśród wędrownej grupy z palankinem, który się wyróżnia barwą włosów, ma je koloru słońca. I to chyba nie jest oni.- rzekł Furoku w próbie rozproszenia tego minorowego nastroju.

-Hai, jego także spotkałam. Szeptem i w plotkach nazywano go złotowłosym Oni i chińskim demonem -przyznała Leiko po krótkim zastanowieniu. Nie było trudno odnaleźć w pamięci tamtego mężczyznę, za bardzo się wyróżniał wyglądem, a przede wszystkim wrażeniem jakie wywoływał, aby mogła go tak po prostu zapomnieć.
-Nie wiem na ile w tym prawdy, a na ile jedynie niepokoju jaki zasiewał w sercach. Jednak byłam świadkiem jego pojedynku z Tamura-san i nie było to podobne do żadnego innego z mnichów, których widziałam walczących. Oni najczęściej wzbraniali się od walki, a on.. atakował z taką siłą, dziką radością i furią, że Tamura-san nie miał żadnej szansy. A jest on podobno jednym ze zdolniejszych samurajów klanu – czarne i lśniące jak jedwab kosmyki włosów połaskotały ją po policzku, kiedy pokręciła lekko głową -Na pewno nie wolno nam go zlekceważyć. Wolałabym zmierzyć się z tamtymi białowłosymi zwierzętami niż z nim samym.

-Tamura-san, przy całym jego talencie dydaktycznym nie jest … nie był za moich czasów uważany za zdolnego. Co najwyżej za przeciętnego.
- odparł nieco ironicznie Kojiro, wzbudzając lekkie zdziwienie zarówno u Furoku, jak i Korogi. Niemniej nie dopytywali się o przeszłość Inusuke, choć… sądząc po ich spojrzeniach, byli ciekawi.
- Słyszałem od chińskich kupców, że daleko za Wielkim Murem, za pustynią Gobi, za mongolskimi stepami żyje lud olbrzymów o jasnych włosach. Może to jeden z nich?- zamyślił się Furoku i stwierdził z wyraźnym wahaniem.- Wygląda na dużego. Jest wyższy od większości Japończyków.
-Nawet jeśli istnieją, to co ów jasnowłosy olbrzym robił tak daleko na wschodzie?
- stwierdził Kojiro wyraźnie powątpiewając.
-Nie mam pojęcia.- zamyślił się Furoku.

-Zjednał się z Chińczykami, to pewne. Lecz w przeciwieństwie do nich, jest groźnym wojownikiem zamiast szacownym mędrcem -odparła łowczyni, a chociaż ton jej głosu był spokojny, to takie określenie Chińczyków brzmiało dość fałszywie w świetle wszystkich wydarzeń z ich winy -Być może poczuł powołanie do pozostania jednym z mnichów. Bądź to oni go potrzebowali, odnaleźli za pomocą swoich błyskotek i sprowadzili do Japonii. Nie zaprzeczę, ma on w sobie coś niezwykłego i wręcz.. nieludzkiego, a to wydaje się ich przyciągać.

Kojiro spojrzawszy na pozostałą dwójkę zapytał.- To co planujecie?
- Pokrzyżować plany mnichów i uwolnić ową kobietę. Niestety najbezpieczniej będzie chyba podczas rytuału, który przyciągnie potencjalnych sojuszników. Wygląda na to że tutejszym oni, także nie podoba się ów plan Chińczyków i spróbują mu zapobiec, albo… przyciąga ich zepsucie jakie szerzą i przez to idą do Shimody. Tak czy siak Chińczycy sprowadzili wielu łowców, by się bronić przed niechcianymi gośćmi. Wywołany tym chaos będzie najlepszym sprzymierzeńcem, choć… przyznaję rację Ishi-san. Im więcej sojuszników zgromadzimy, tym lepiej.- stwierdził miko spokojnym tonem zerkając to na Furoku to na Leiko.
-Bandyci zasadzą się na grupkę z palankinem, ale… wątpię by przeżyli to starcie. Ich poprzednicy zostali wyrżnięci w pień.- ocenił yojimbo dziewczynki, pocierając nieogolony podbródek.- Ci są byłymi bushi w większości, ale nie wierzę by im poszło lepiej.

-Moglibyśmy ruszyć za nimi w ukryciu. Zobaczyć jakie są ich zamiary wobec mnichów, i jak zakończy się to spotkanie ze złotowłosym
– mówiąc to Leiko zawiesiła wzrok na ognisku, którego płomienie odbijały się w jej złocistych oczach i nadawały dodatkowego blasku -W końcu planowaliśmy zakraść się do grupki z palankinem. Czemu zatem nie skorzystać z takiej okazji, by przekonać się z jakim niebezpieczeństwem mamy do czynienia, ne?
-Hai...to dobry plan.
- stwierdził Furoku kiwając głową.- Wkrótce zacznie padać. Na miejscu bandytów wykorzystałbym tą szarugę do własnych celów.

Łowczyni uniosła lekko głowę i tym razem w jej oczach odbiła się cała ponurość nieba wiszącego ponad nimi. Nie wydawało jej się teraz ono jakoś szczególnie wyjątkowe, choć widziała jak wcześniej ciemne chmury siały jakiś niezrozumiały niepokój w sercach Kojiro i Nan.. Akage.
-Zatem musimy się zbierać, jeśli nie chcemy ich zgubić w trakcie tego deszczu – odparła kierując te słowa do swego kochanka, po czym nie czekając na jego odpowiedź podniosła się zręcznie z ziemi.

Przed pożegnaniem uśmiechnęła się do miko i jej pieska w ludzkiej skórze. Krótko i bez specjalnego czaru, samym uniesieniem kącików warg, których pozorna wesołość nie obejmowała spojrzenia. I tak szybko jak się pojawiła, ta samo prędko ta emocja została zastąpiona posągowością twarzy, perfekcyjną w wyrażaniu niczego poza chłodem.

Leiko ludzi napotykanych w trakcie swoich podróży z łatwością dzieliła na dwie grupy – tych nie użytecznych i tych użytecznych.

Tymi pierwszymi stawały się wszystkie te osoby, które nie posiadały żadnych interesujących ją informacji, ani w żaden inny nie były dla niej przydatne. Pomimo tego, że każda jedna żyjąca osoba stara lub młoda, biedna lub bogata, mężczyzna lub kobieta, ukrywała sekrety, to większość z nich była jedynie tajemnicami własnego sumienia. Oczywiście, czasem mogła nawet wśród nich odnaleźć maleńkie fragmenty do swych układanek, ale to się zdarzało rzadziej niż częściej.
W drugiej grupie był między innymi Kojiro, Yasuro, nawet Kirisu. Każdy przydatny na swój własny sposób, a przez to wart jej uwagi. Byli także niektórzy łowcy, z którymi miała szczęście spleść swą ścieżkę, nie wspominając o co poniektórych mieszkańcach pałacu Hachisuka, nieświadomych swej cennej wartości dla niej. A pomiędzy kilkoma innymi perełkami swe niepewne miejsce miała także Ayame z Furoku, chociaż teraz kobieta zaczynała się zastanawiać.

Czyżby pożyteczność tej małej miała się ku wyczerpaniu?
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-10-2014, 12:07   #218
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pożegnali się. Leiko nie rozmyślała długo nad użytecznością małej miko. Bo wszak czas pokaże na ile mała Korogi będzie użyteczna w przyszłości. Póki co Maruiken i Kojiro podążali razem pierwotnie wybraną skalną trasą w poszukiwaniu bandytów i ich zasadzki na mnichów. To mogło wszak być interesujące, a nawet użyteczne. Wkrótce minęli starą szopę, która z pewnością była ich kryjówką. Teraz jednak była opustoszała.
Bandyci już wyruszyli. Kojiro jednak domyślił się w którym kierunku i oboje ostrożnie podążyli za nimi. Wszak nie chcieli przypadkiem wpaść na nich.
Z czasem droga robiła się wąska i niebezpieczna… a w dodatku zaczęło padać. Leiko rozłożyła parasolkę by osłonić się przed deszczem, a Sasaki przytulił się do niej.


I tak w deszczu przemierzali półkę skalną znajdującą się nad rzeczną doliną. Być może nad tą samą doliną, którą teraz szli łowcy wraz Kasanem. Osłonięci przed deszczem, przytuleni do siebie. Leiko czuła się lekko romantycznie w tej sytuacji. Bo i czyż to nie był jeden ze składników miłosnych opowieści, wspólne spacery blisko siebie? Co prawda okolica, była bardziej upiorna niż romantyczna, niemniej Maruiken nie miała na co narzekać. Zresztą… od czasu do czasu mogła poudawać przed sobą, że jest zwyczajną kobietą.
Takie miłe chwile miały jednak to do siebie, że szybko się kończyły. I za kolejnym zakrętem Leiko dostrzegła drewniany most wzniesiony w poprzek wzburzonej opadami rzeki.



Konstrukcja wydawała się niezbyt solidna. Nic więc dziwnego, że najpierw przeprowadzano zwierzęta. Padał deszcz… grupa z palankinem utknęła na przeprawie. Idealne miejsce, idealny czas, idealna okazja na pułapkę. Tamci na dole też to wiedzieli. Więc rozglądali się nerwowo. Brakowało więc tylko jednego… napastników. Tylko gdzie oni się ukryli?


Świst strzał, jęki ranionych nimi ludzi i zwierząt. Bandyci skryli się dobrze pomiędzy skałami i zaatakowali, gdy wyprawa była w połowie drogi przez most. Idealne wyczucie czasu. Teraz mnisi nie mogli się szybko wycofać, nie mogli przegrupować. Byli na łasce wroga.


Łucznicy co chwila napinali łuki i posyłali strzały w kierunku przeprawiających się ludzi. Ich śmiercionośne pociski zabiły już dwóch samurajów i raniły kilku następnych sytuacja wydawała się beznadziejna. Niemniej nie załamało to dyscypliny wśród pozostałych. Starali się jak najszybciej wycofać woły mimo gradu zabójczych strzał.
Ale przewodzący im starszy ronin nie dawał im chwili wytchnienia i pokrzykując nawoływał do dalszego ostrzału.


Blizna i strój i zachowanie mówiły Leiko kim jest ten człowiek. Czytała w nim jak w księdze. Był weteranem. Był też urodzonym przywódcą, wychowywany na dowódcę i od urodzenia przyuczany do kierowania ludźmi. Dumny, a nawet butny z natury umiał wydawać rozkazy. Ale czy umiał dowodzić? Maruiken nie wydawało się by umiał.
Ktoś inny musiał za tym stać, ktoś inny zaplanował tą napaść.
Leiko bowiem świetnie czytała z twarzy, a to oblicze do bystrych nie należało. Niemniej umiał trzymać dyscyplinę pośród swych ludzi, a w obecnej sytuacji to wystarczało. Mnisi byli przyszpileni ostrzałem z łuków. Palankin chronił kobietę przez bezpośrednim zagrożeniem. Może więc karma była po stronie Leiko? Jeśli bandytom uda się odbić kobietę, to nie tylko pokrzyżują plany mnichom, ale też ułatwią jej działanie. W końcu łatwiej wykraść zdobycz rozbójnikom niż mnichom, ne?

Deszcz padał, niczym łzy Kami nad poległymi. Deszcz i przegrana zdawały się wisieć nad mnichami.
Jednak prognozowanie ich klęski szybko okazało się ułudą. Jasnowłosy mnich, dotąd nonszalancko odbijając mieczem wystrzelone w niego strzały. Wydawał się nie przejmować atakiem. Nie okazywał ani strachu, ani gniewu. Czyżby los jego towarzyszy i sukces misji nie leżał mu na sercu?
Nagle ruszył niczym błyskawica do przodu chowając miecz do pochwy, pochwycił ciało martwego samuraja i użył jej niczym osłony przeciw strzałom. Gnał po prosto na łuczników nie przejmując się, że szarżuje sam na liczniejszego wroga. To było szalone i nieprzewidywalne zachowanie. I tu okazało się, że Leiko miała rację. Przewodzący bandytom ronin nakazał jedynie skupić ostrzał na jasnowłosym oni. Nie dało to wiele, poza większym naszpikowaniem strzałami trupa którym się osłaniał. Prawdziwy dowódca zarządziłby zmianę szyku i nowy plan działania. Podstarzały ronin, nie potrafił być jednak aż tak elastyczny, by całkowicie zmienić taktykę dostosowując ją do nowej sytuacji na polu walki.
I jego ludzie mieli zapłacić za to ostateczną cenę.

Jasnowłosy mnich dopadł do pierwszego szeregu łuczników odrzucając na bok ciało samuraja podziurawione strzałami. Zaatakowany łucznik zaś odrzucił na bok łuk i sięgnął po katanę. Mnich tego nie zrobił. Nie dlatego że nie zdążył, ale dlatego że nie chciał. Miecz jego przeciwnika więc ciął po łuku i to całkiem fachowo. Widać było, że katana w dłoni łucznika była w częstym użyciu. Cios ten byłby śmiertelny dla zwykłego bushi. Ale jasnowłosy ronin okazał się zwinniejszy.
Cofnął się nieco poza zasięg tnącej katany podczas zadawania ciosu i skrócił dystans tuż po ataku. Jedną ręką chwycił za dłoń trzymającą katanę i mocnym szarpnięciem zmusił łucznika do upuszczenia broni. Drugą uderzył w krtań biedaka otumaniając na chwilę i znalazł się tuż za nim, skręcając mu następnie jednym ruchem kark i wykorzystując jego ciało jako osłonę przed strzałami jego przerażonych kamratów.
Bowiem gdy ci zobaczyli, że mnich jest za ich towarzyszem to zorientowali się, że ich towarzysz broni został pokonany. I że jego żywot skończy się za kilka sekund.
I mieli rację. Jednak ich strzały nie zabiły mnicha wbijając się prowizoryczną tarczę jaką stało się martwe ciało ich towarzysza broni. Jasnowłosy oni jednym płynnym ruchem odrzucił bezużyteczne zwłoki


i jednocześnie sięgnął po miecz. W serca bandytów wlał się strach, obijający się grymasem przerażenia na ich obliczach. Ten mnich był bowiem nieludzki w swej skuteczności. Zupełnie jakby urodził się w jednym celu, by zabijać. I teraz oni stali się jego celem. Panika kiełkowała już w ich sercach. I cały ten napad zapewne wkrótce zamieni się ucieczkę rozbójników z pola walki. Niemniej póki co ich przywódca krzykami utrzymywał dyscyplinę… cóż, chociaż w tym był dobry.
A Leiko rozważała jak wykorzystać tą sytuację? Czy może błyskawicznie się podkraść do palankinu? Czy zaryzykować wielce i spróbować zabić owego jasnowłosego oni? Czy wspomóc jakoś bandytów w nadziei, że jednak sobie poradzą? Czy.. Coś chyba umykało uwadze łowczyni. Właśnie, czy Furoku nie wspominał o pomarszczonym jak marynowana śliwka mnichu? Nie widziała go tutaj.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-06-2017 o 20:17.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-12-2014, 05:12   #219
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ostrze długiego miecza rozcinało nie tylko skórę i mięśnie niedoszłych napastników. Nie tylko ich dowódcy odbierało resztki nadziei na zwycięstwo, na wzbudzenie podziwu pośród swoich ludzi.
Każdy ruch tej broni w strugach deszczu zmuszał łowczynię do zmiany swych planów dotyczących wykorzystania tego zamieszania. Jej przymarszczone brwi świadczyły o wysiłku, jakim były próby odnalezienia otwarcia dla siebie do działania.

Jasnowłosy Oni zajmował się masakrowaniem kolejnych łuczników, co skutecznie odwracało jego uwagę od zostawionego za plecami palankinu. Mogłaby wykorzystać tę jego „nieuwagę”, by zakraść się tam i zajrzeć do wnętrza. We dwoje poradziliby sobie z resztką strzegących go mnichów i bushi, szczególnie po zaatakowaniu ich z zaskoczenia.
Iye, źle. Nawet jeśli udałoby im się zlikwidować każdego z nich, to wątpiła, aby uszło to przed demonem. Zgrzytnięcie długiego miecza ronina, jęk bólu wydobywający się z ust padającego na ziemię ciała w chińskim odzieniu.. na pewno coś zdołałoby dotrzeć do jego uszu. Także i mając tygrysa u boku, nie mogłaby walczyć z nimi wszystkimi jednocześnie.

Być może to bezpośrednia konfrontacja była rozwiązaniem. Zaatakowanie tego demona, rzucenie mu wyzwania, aby swą żądzę krwi skierował przeciwko godnemu sobie przeciwnikowi, miast wręcz bezbronnym wobec niego bandytom. Uratowani znowu mogliby się do czegoś przysłużyć. Chwycić ponownie łuki w dłonie, napiąć cięciwy i zasypać strażników palankinu deszczem strzał. Ona wtedy, zwinnie niczym dzika kotka, mogłaby nie niepokojona zakraść się i odkryć w końcu tożsamość tajemniczej kobiety.
Iye, znów źle. Wierzyła w swego tygrysa, w jego ostre szpony, którymi przecież już wiele razy widziała jak od niechcenia powalał swych przeciwników, także i tych liczniejszych od niego. Ale krwawa scena jaka roztaczała się przed jej oczami, napawała ją zbyt dużym niepokojem i niepewnością, aby mogła z taką łatwością posłać ronina na skrzyżowanie mieczy z tym mnichem. Potrzebowała każdego sojusznika, a on był najpewniejszym.
Na domiar złego morale bandytów było.. nieistniejące. Jeśli Kojiro rzuciłby się do walki, to czy oni nie wykorzystaliby tej okazji do natychmiastowej rejterady? Już teraz walczyli nie o łupy, a życie. I przegrywali z kretesem.

Każdy kolejny pomysł kobiety kończył się jej własnym przyznaniem do jego niedoskonałości.
Źle.
To nie tak.
Nie mogą tego zrobić.
Iye. Iye. Iye. I raz jeszcze, i ponownie. Tak bez końca.

Gdy Leiko oceniała sytuację, a tygrys przyglądał się ruchom walczącego szermierza, jasnowłosy Oni pustoszył szeregi bandytów.








Szybki, nieprzewidywalny i zabójczy… był nie do pokonania. Łucznicy stawiali opór niczym ryż pod sierpem rolnika. Ich ataki jasnowłosy mnich unikał bez większych problemów, przez ich zastawy przebijał się bez większego problemu. Jęki konających mieszały się ze świstem strzał. A on był w środku tej zawieruchy. Wcielenie demona wojny.





Zostawiał za sobą kolejne trupy i rozsiewał strach. Bandyci byli przerażeni, ich dłonie drżały. Ich strzały chybiały o metr od jasnowłosego demona. Byli na skraju paniki i tylko pokrzykiwania ich dowódcy jeszcze trzymały ich na miejscu. No i może fakt, że gdyby rzucili się do ucieczki ich los byłby przypieczętowany.

Stojący tuż obok Kojiro mruknął- Liuyedao-quan z gór Wudang. Jak na takiego olbrzyma jest zadziwiająco szybki. Niebezpieczna kombinacja.
-Czyżbyś pierwszy raz dostrzegł w kimś wyzwanie dla siebie, mój tygrysie?
- odparła łowczyni w odpowiedzi, a choć w tonie jej głosu można było posłyszeć figlarną nutkę, to złociste oczy pozostawały czujne.

Czając się w bezpiecznej odległości od pola wal... iye, od pola istnej rzezi, Leiko spoglądała jak z każdą kroplą krwi bandytów ulatywały jej szanse na dotarcie do palankinu.
Nie do takich sytuacji była trenowana przez całe swoje dotychczasowe życie. Zbyt mało tu było możliwości dla niej do cichego zaatakowania lub niewidocznego podkradnięcia się, a zbyt wiele ryzyka pojedynku z samurajami przewyższającymi jej umiejętności w starciu dwóch ostrzy. Nie była przecież wojownikiem, nie dla niej były bezpośrednie potyczki, gdy nie miała w zanadrzu żadnych sztuczek mogących jej zapewnić zwycięstwo nad przeciwnikiem.
Tak jak teraz. Jasnowłosy Oni był straszliwą przeszkodą nie do zignorowania.

- Wyzwanie… Hai. To jest wyzwanie… Jest szybki i groźny. A w dodatku… on ich lekceważy.- stwierdził po chwili milczenia Kojiro.- Czasami jego ruchy stają się szybsze, gdy strzała mknie w jego kierunku. Ale poza tym… on się nie stara, Maruiken-san. On ich zabija od niechcenia.
Uśmiechnął się lekko dodając.- To jest wyzwanie dla moich umiejętności, byłbym jednak głupcem przeceniając swoje siły i twierdząc, że wygram. Szanse tutaj są pół na pół… może z lekką przewagą po mojej stronie. On jeszcze nie widział jak walczę. Gorzej jeśli kilku mnichów zdecyduje się pomóc temu wojownikowi. Wtedy… na pewno bym przegrał.
Mimo wesołego tonu w jego głosie, sylwetka ronina była spięta, a spojrzenie ponure. Rozpoznawał w złotowłosym wojowniku nie tylko godnego siebie przeciwnika, ale i prawdziwe zagrożenie.

Dobrze rozumiała niepokój ronina, nawet jeśli każde z nich postrzegało jasnowłosego jako innego rodzaju zagrożenie. Dla niego był wyzwaniem z jakim być może dotąd nigdy się jeszcze nie spotkał, sprawdzeniem jego umiejętności, którego wyniku nie mógł przewidzieć.
Dla Leiko zaś stanowił przeciwność nie do pokonania. Nie mogła stanąć z nim do walki, a zaprowadzenie go prosto w pułapkę.. właśnie miała przed swymi oczami miała skutki takiego planu. I być może ci bandyci nie byli najbardziej finezyjnymi strategami, lecz i te góry nie pozwalały na wiele. Nie mogła go owinąć sobie wokół palców, gdyż.. był mnichem, a ci których dotąd spotkała już dawno rozstali się z ludzkimi, i przede wszystkim męskimi pragnieniami.

-Przerażający... -wyszeptane przez nią słowo było proste, ale jakże idealnie opisywało tego Oni masakrującego jednego bandytę za kolejnym. Z każdym przenikliwym świstem jego miecza unoszącym się w powietrzu, ciało kobiety przeszywały zimne dreszcze. Pokręciła głową.
-Iye, to zbyt duże zagrożenie, Kojiro-san, zbyt wiele do stracenia. Potrzebujemy pewności i pomocy przeciwko tej bestii, a ci tutaj.. -następny z mężczyzn padł bezwładnie na ziemię mokrą od deszczu i własnej krwi -.. teraz nią na pewno nie są.
-Oglądamy dalej? Czy znikamy jak duchy? Noc zapowiada się pełna chmur… łatwiej będzie się podkraść pod ich obozowisko. Choć niewątpliwie będą czujni.
- ocenił sytuację ronin.

Wzrok kobiety powędrował nagle z jasnowłosego Oni na palankin, a jej oczy na ten widok wypełniły się smutkiem. Tak blisko, lecz ciągle tak daleko. Jakże mogła teraz odwrócić się plecami i odejść, gdy prawdziwy cel jej podróży mógł znajdować się tak prawie na wyciągnięcie ręki. Jakże to było bolesne uczucie, jakże targało Leiko sprzecznymi emocjami, przez które toczyła w sobie istną walkę.

-Hai... masz rację, Kojiro-san.. -przyznała z pewnym trudem, jak gdyby jakaś jej część postrzegała tę decyzję za zdradę wobec siostrzyczki. Druga, ta silniejsza, przypominała zaś, że należało być cierpliwą i wyczekiwać odpowiedniejszego momentu do uderzenia. Wszak łowczyni nikomu nie pomoże, jeśli tutaj teraz zginie -Powinniśmy spróbować odnaleźć prawdziwego przywódcę tych bandytów, a później dalej śledzić tę grupkę z palankinem. Może jak uda nam się połączyć z wielkim tygrysem, to napadnięcie na nich będzie łatwiejsze..
-Prawdziwego przywódcy, chyba tu nie ma.- zamyślił się Kojiro.- A aktualny właśnie...

Aktualnego pycha… lub duma pchała w objęcia śmierci. Jasnowłosy Oni bowiem po wyrżnięciu części jego kompanów odrzucił bowiem miecz i stanął z szeroko rozłożonymi rękami.






Wydawał się całkowicie bezbronny. Mimo to żaden z wrogich łuczników nie wystrzelił strzały. Za bardzo się bali. Już bowiem przekonali się jak zabójczy to przeciwnik. Ta “bezbronność” wszak była zwodnicza. Była wyzwaniem, kpiną… Oni wprost mówił tą postawą, że nawet dziecko mogło by ich pokonać. Że nie potrzebuje broni, by ich powybijać. Że nie są warci jego wysiłku.
Tym gestem pluł im w twarz bezczelnie i przy wszystkich. Prawdziwy samuraj nie potrafiłby zostawić takiej obelgi bez odpowiedzi.

-... pędzi ku swej zgubie.- uśmiechnął się kwaśno Kojiro. Z całej tej bandy łotrzyków, jedynie przywódca był samurajem godnym tego miana. Dezerter bez sumienia, miał jednak w sobie resztki dumy która niemal zapłonęła gniewem na obliczu.
Ryknął głośno i wyciągnąwszy katanę zbiegał z pozycji, jaką zajął na wzgórzu wyciągając po drodze katanę z saya. Ujętą oburącz wzniósł nad swą głowę.






To była dobra taktyka. Impet pędu połączony z ciosem wyprowadzonym oboma rękami powinien rozpłatać ciało jasnowłosego olbrzyma bez większych problemów. O ile dosięgnie celu.
Zarówno Kojiro jak i Leiko byli pewni, że nie dosięgnie. Choć mnich się nie ruszał, to na pewno stał w pozycji obronnej. Rozpoczynał się pojedynek, którego zwycięzca mógł być tylko jeden.

Kobieta pokręciła głową widząc absurdalność tej sytuacji.

Rzucanie się na pewną śmierć, jedynie by zachować własną dumę. W czyich oczach? Resztek żywych bandytów, którzy sami zapewne nie przetrwają tego spotkania? W swoich własnych, by móc nacieszyć się honorem uratowanym w ostatnich chwilach swojego życia? A może w oczach tego straszliwego przeciwnika, by zetrzeć tę kpinę z jego twarzy?
Ona mogła jedynie odczuwać niesmak. Nauczona przez laty, aby cierpliwie kierować się do celu, łowczyni nie wyobrażała sobie tak po prostu.. porzucić wszystko dla zaspokojenia swojego własnego poczucia godności. Jaki był sens we własnej śmierci, jeśli nie miała ona przynieść żadnego pożytku?

Nie było żadnego, ale zarówno mężczyźni jak i kobiety były skażone nieracjonalnością swych działań wynikających z różnych emocjonalnych źródeł. W przydatku samurajów tym źródłem była oczywiście… męska duma. Ta dziwaczna cecha, która była podobna do ślepego uporu i czyniła z mężczyzn jakże nieracjonalne istotki. No i była łatwa do wykorzystania przez Leiko.

Trzeba jednak było przyznać, że ów bandyta miał jednak jakieś niewielkie szanse na zwycięstwo.
Umiał władać kataną. Co jednak z tego, jeśli nie potrafił tym mieczem dosięgnąć przeciwnika, ne?
A przecież ów jasnowłosy olbrzym wydawał się łatwym do trafienia celem. A mimo to, przywódca bandytów jakoś nie mógł go dosięgnąć, mimo zmieniania taktyki i różnych podejść.





A nawet zaskakującego uchwycenia katany, by zadać znienacka zdradziecki, przynajmniej w teorii, cios.
Nic to nie dawało. Mnich ciągle schodził z linii ciosu, często w ostatniej chwili powiększając frustrację próbującego zabić podstarzałego ronina. Nagły atak z góry dał mu pewną nadzieję, bo wydawało się że jasnowłosy oni nie zdoła się uchylić. Bo i nie próbował...




Zamiast tego pochwycił miecz wzdłuż łazu głowni nie narażając się na zranienie. I wykorzystując impet ciosu ronina jak i własną sporą siłę obrócił się nagle wyrywając miecz z dłoni bandyty, a jego samego powalając na ziemię. Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Mnich podrzucił lekko miecz w górę by chwycić za rękojeść i zaatakował z półobrotu banitę sięgającego po inny ze swych mieczy. W mgnieniu oka skrócił go o głowę tak idealnie… że dopiero po kilkudziesięciu sekundach, głowa banity spadła z karku spychana przez nagły wytrysk krwi z tętnic. Ten widok był ostatnią kroplą, która przelała czarę paniki.

Łucznicy rzucili się do chaotycznej ucieczki, nie dbając o to, że stają się łatwym celem dla mnisich i samurajskich strzał… że w takiej sytuacji nie mają szans na ujście z życiem. Wszyscy chcieli znaleźć się jak najdalej od tego demona w ludzkiej skórze.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-12-2014, 05:18   #220
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko nawet nie mrugnęła, nawet nie skrzywiła się w grymasie mając przed sobą tak makabryczny widok. Nie spodziewała się przecież innego zakończenia tej sceny, choć taki popis ze strony jasnowłosego zdawał się być zbędny. Mógł to zakończyć szybko, jednym sprawnym ruchem swego miecza. Ale tak jak jedni mężczyźni do końca walczyli o swą dumę, tak samo inni czuli potrzebę wykpiwania i drażnienia ich do ostatniego oddechu. Jedyną dobrą stroną tego okropieństwa była wiedza, jaką łowczyni nabyła. Wiedza, dotycząca potęgi tego Oni, czyniącej z niego przeciwnika nie do zlekceważenia. Brak ostrza w ręce nie czynił go ani trochę mniej niebezpiecznym. To na pewno była cenna informacja.

Dłonią musnęła delikatnie ramię stojącego obok ronina, a z jej ust padł szept, niczym ciche westchnienie -Chodźmy, mój tygrysie. Nie mamy już nic więcej do oglądania.
-To prawda niestety.
- mruknął cicho Kojiro obejmując dłonią palce Leiko, jakby chciał dodać jej otuchy.

Gdy ruszali, łowczyni zauważyła nagle delikatny ruch. Trwający ledwie mgnienie oka. Ruch, który zauważyła wśród pobliskich skał i… tyle. Delikatna zmiana otoczenia była jedynym efektem tego wydarzenia. Subtelna różnica… która mogłaby łatwo przegapiona. Ot, zmienił się układ cieni w tym deszczu. Niezauważalne detale. Ale nie dla łowczyni. Maruiken zrozumiała, że w końcu odkryła kryjówkę starego mnicha, z której obserwował on przebieg bitwy. Tyle… że on najwyraźniej już opuścił ją chwilę temu.

Zapatrzyła się złocistymi oczami w tamto miejsce, jak gdyby oczekiwała dostrzec coś więcej. Kolejny ruch, mignięcie, wyraźną zmianę pomiędzy nieustannie spadającymi z nieba kroplami. Była to niemądra i wielce naiwna nadzieja, ale Leiko dobrze wiedziała, by nie ignorować takich szczegółów. Nawet kiedy oczekiwanie okazywało się być bezwartościowe.

Czy widział ją? Czy pamiętał? Zastanawiała się idąc ostrożnie pomiędzy skałami śliskimi od deszczu. Czy to był jego cudowny plan, aby rzucić tych wszystkich bandytów na rozszarpanie przez jasnowłosego demona? Być może także potrzebował poznać jego prawdziwą moc, a tylko ten sposób, choć tragiczny w skutkach, był jedyną ku temu okazją. Czy w takim razie i on się interesował kobietą ukrytą w palankinie, niczym najdroższym klejnotem w pilnie strzeżonym skarbcu?
Tyle pytań, a na żadne z nich nie posiadała odpowiedzi.

-Któryś z tych uciekających bandytów mógłby nas doprowadzić do ich obozowiska. Nie powinno być ciężko, jeśli nadal będą krzyczeć z przerażenia.. -powiedziała cicho, lecz jednocześnie na tyle głośno, by jej słowa przebiły się przez otaczający ich szum deszczu, uderzającego także o rozciągnięty ponad nimi materiał parasolki.

Nie był to jedynym problem łowczyni i jej towarzysza. Większość spanikowanych niedobitków bandytów biegła w ich kierunku właśnie. Jasnowłosy oni rzucił się za nimi jak sokół łowny za uciekającym ptakiem, ale głośny krzyk w szeleszczącym chińskim dialekcie usadził go na miejscu… wyraźnie z niezadowolonego z tego polecenia. Obrócił się i zabrawszy swój oręż powrócił do swoich.

Jeden kłopot z głowy mniej… ale nadal pozostawali bandyci. Przerażeni i zdemoralizowani, ale nadal dość liczni i biegnący w kierunku Mauriken i Kojiro, zapewne stojących na drodze do ich kryjówki. Acz jeszcze nieświadomi dwojga przypadkowych widzów.
Leiko zmarszczyła brwi na ten widok. Ciężko było jej stwierdzić, czy będący w rozsypce bandyci stanowili zagrożenie dla ich dwójki. Byli przerażeni, chcieli jak najszybciej oddalić się od straszliwej bestii jaką był jasnowłosy mnich, ale jednocześnie przez to nie myśleli racjonalnie. Mogli rzucić się na nią i Kojiro tylko przez to, że przypadkiem znaleźli się na drodze ich ucieczki. Nieważne było, czy daliby sobie z nimi radę czy nie. W obu przypadkach skończyłoby się zbędnym wykryciem przez wszystkich w okolicy. A tego łowczyni nie chciała.

Zlustrowała uważnie otaczające ich skalne ściany. Same gołe, śliskie od deszczu kamienie. Żadnych drzew ani gęstwin umożliwiających ukrycie się. Nie mogła tego nazwać idealnym dla siebie środowiskiem. Wprawdzie miejscami kamień stawał się nierówny, dawał możliwość wspięcia się po sobie ku mrocznym szczelinom, lecz.. pomimo swej zręczności, kobieta dobrze wiedziała, że nie dałaby rady się tak wysoko podciągnąć. Nie w niewygodnych geta, nie z kroplami deszczu spływającymi jej po ciele.

Zwróciła zatem swą uwagę w drugą stronę, gdzie wyzierała głęboka przepaść. Oh, nie wyglądała to wcale lepiej. Wspinaczka w dół przy takiej pogodzie mogła się okazać jeszcze tragiczniejsza w skutkach niż w górę. Wystarczyło zaledwie jedno poślizgnięcie, by już na zawsze zniknąć w toni wzburzonej rzeki. Tyle, że zdołała niżej dostrzec półkę skalną. Bardziej niewielki występ, o wiele węższy i bardziej stromy od miejsca, na którym teraz się znajdowali, ale.. bandyci uciekali szybko, więc ona i tygrys potrzebowali kryjówki jedynie na krótką chwilę. I nie mieli czasu na wybrzydzanie.

Bez słowa wręczyła kochankowi parasolkę, po czym wykonała płynny ruch dłonią, jak gdyby zaledwie poprawiała ułożenie swych włosów. Tyle, że w jej dłoni pojawiło się pojedyncze, czarne jak jedwab pasemko, które zaczęło się wydłużać pomiędzy jej tańczącymi palcami, niczym sieć pędzona przez pajęczycę. Silna jak stal, powinna wystarczyć do utrzymania ciężaru ich dwojga, kiedy będą się zsuwać ku uskokowi w skale. Powinna.

-Ufasz mi, Kojiro-san? - pomimo poważnej sytuacji na ustach Leiko wykwitł figlarny uśmiech. A czy ona ufała na tyle swemu przekleństwu, by zawierzyć życie temu niepozornemu kosmykowi własnych włosów nasyconemu jakąś demoniczną maho? Na próbę wytrzymałości, naciągnęła go mocno pomiędzy dłońmi.
Te jednak tą próbę przeszło, prowizoryczna linka była delikatna jak jedwab i mocna jak stalowa katana. Leiko nie wiedziała, czemu ostatnio jej przekleństwo nabierało siły. A choć ten fakt budził obawy, to czasami okazywał się wybawieniem.

-Hai… ufam ci.- odparł z uśmiechem ronin. Zerkał jednak na zbliżających się bandytów, gotów stanąć do walki z nimi, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Ostrze tanto błysnęło w dłoni łowczyni, która zaczęła oplatać jego niewielką rękojeść jednym końcem trzymanego kosmyka, kilkukrotnie i mocno. Następnie przykucnęła i przesuwając palcami po skale zaczęła szukać odpowiedniej szczeliny do umocowania swej konstrukcji. Znalazła idealną prawie na skraju półki, więc z całą siłą swych subtelnie zarysowanych pod skórą mięśni wbiła w nią swój sztylet. Raz za razem, by przy każdym wchodził głębiej i pewniej, czemu towarzyszył nieprzyjemny zgrzyt. Domyślała się, że może już nigdy nie odzyskać swój broni, a już na pewno nie w stanie zdatnym do dalszego używania. Ale to było teraz jej najmniejsze zmartwienie.

Pociągnięciem sprawdziła trwałość zaimprowizowanej linki. Tanto lekko drgnęło w sprzeciwie, ale dobrze zakleszczyło się w skale. A przynajmniej na tyle, na ile teraz potrzebowała. Słysząc już nadciągających bandytów, których krzyki przerażenia i uderzenia butów o ziemię przebijały się ponad szumem kropel, kobieta odebrała od ronina swoją parasolkę, by umościć ją z powrotem u swego pasa obi. I znów, kolejny raz w przeciągu zaledwie kilku dni, czuła jak jej kimono nasiąka deszczem i zaczyna się kleić do ciała.






Posłała Kojiro kolejny ze swych czarujących uśmiechów, jak gdyby sama wcale się nie obawiała zawiśnięcia nad przepaścią z zaledwie cieniutką linką utrzymującą ją przed upadkiem prosto w rzekę. Jedynie starała się o tym nie myśleć i nie patrzeć w dół, gdy trzymając się kosmyka zaczęła się zsuwać powoli wzdłuż skały.

Ronin poczekał, aż Leiko ześlizgnie się ostrożnie, a potem podążył w jej ślady… ostrożnie i powoli. Teoretycznie oboje byli w niebezpieczeństwie… wpierw wiszący na włosku nad przepaścią, a potem łatwe cele na skalnej półce. Teoretycznie. Na szczęście przerażeni bandyci mieli ważniejsze sprawy na głowie, niż rozglądanie się za innymi osobami w okolicy, a i prowizoryczna linka była zaskakująco wytrzymała. A i sztylet zaklinowany w szczelinie, utrzymywał ich ciężar ponaglając czasem jedynie do pośpiechu metalicznym zgrzytem o skały.

Drewniane zęby geta stuknęły cicho o nierówną powierzchnię skały. Te wszystkie szczeliny i uskoki nawet bez deszczu byłyby zdradliwe, a przecież teraz jego strugi wlewały się wprost za dekolt kimona i czyniły wszystko śliskim, niezwykle niebezpiecznym. Jeden niepewny krok, omsknięcie się geta, i wszystko zakończyłoby się w tym miejscu.
Dlatego Leiko nie mogła sobie pozwolić choćby na moment nieuwagi. Bardzo ostrożnie, nie tyle stawiając kolejne kroki, co przesuwając stopy prawie bez odrywania ich od skały, przylgnęła do mokrej ściany czekając na mężczyznę. Miała nadzieję, że grupa z palankinem ruszy przed siebie bez zbędnego rozglądania się na boki. A już szczególnie, że nie będą mieli potrzeby spoglądać w dół. Łowczyni bowiem nie posiadała w zanadrzu takiej sztuczki jak Daikun, nie posiadała także ubrania mogącego ją ukryć pośród szarości otaczających ją kamieni. Fiolety, choć będące tak eleganckimi barwami, nie spełniały się w roli maskowania jej obecności.

Kojiro znalazłszy się blisko łowczyni rozwiązał obi, po czym przytulił ją do siebie. Jego ciemniejsze kimono nasączone dodatkowo wodą stało się bardziej wyblakłe i mniej rzucało się w oczy. Otulona ciepłym ciałem i jego odzieniem kobieta trwała w bezruchu, podobnie jak i ronin. Maruiken czuła na karku ciepły oddech mężczyzny, jak i samo ciepło jego ciała rozgrzewające ją w ten deszczowy dzień.

Oboje słyszeli wpierw pośpiesznie uciekających bandytów, a potem odgłos skrzypiących kół wozów. I odgłosy nerwowych rozmów ocalałych bushi. Japońscy towarzysze mnichów nie byli milczkami. I nimi też wstrząsnął pokaz umiejętności tego oni. Liczyli, że jak najszybciej dowiozą do opuszczonej świątyni tajemniczą pasażerkę i tym samym będą mogli się oddalić od Chińczyków, których obecność sprawiała że czuli się nieswojo. Zwłaszcza w okolicy tego jasnowłosego olbrzyma. Świątynia w Shimodzie miała być ich celem. Tam ponoć miał się pojawić ktoś ważny. Ale Leiko nie dosłyszała kto.

To mogła być przydatna informacja. Jeśli przed dotarciem do Shimody nie uda im się zastawić kolejnej pułapki na tę grupkę, to będą już wiedzieli gdzie potem ich szukać. A ta ważna osoba? Nie miała żadnych wskazówek co do jej tożsamości. Czy to ktoś już przez nią poznany, czy jakaś twarz dopiero mająca się pojawić w układance?

Tak ponura pogoda miała swe uroki, które Leiko właśnie poznawała w milczeniu. Dłońmi schowanymi pod kimonem kochanka przesunęła leniwie po jego odsłoniętej skórze. W zmysłowej psocie muskała opuszkami palców i paznokciami jego twardy brzuch, oraz wyżej – wędrowała nimi zazdrośnie pomiędzy bliznami na torsie i kroplami spływającymi po liniach zarysowanych mięśni. Był tak ciepły, aż dziwnym było, iż jeszcze ten padający na niego deszcz nie zaczął zwyczajnie parować.

Przytulona do niego w strugach deszczu pomyślała, że jej słodki tygrys nie byłby najlepszym partnerem na misje. W szczególności na te wszystkie długie podróże, noce spędzane pod niebem pełnym gwiazd, czy choćby cierpliwe oczekiwanie na odpowiedni moment do uderzenia. Jego osoba była zbyt.. rozpraszająca, nawet jak dla niej – w końcu pogromczyni męskich serc i pragnień. Sprawiał on, że miała ochotę dotykać, smakować i tonąć w objęciach jego ciała. Zapominać się w pieszczotach, drżeć naga pod jego dłońmi, karmić się wypowiadanymi przez niego kąskami swych tajemnic.

Czy podobne reakcje ona wywoływała w mężczyznach? Przerażające.

Chowała twarz w jego szyi, aby chociaż na na nią nie padało, dzięki czemu ronin mógł wyraźnie wyczuć na skórze jej wargi rozchylające się w uśmiechu. Z różnych powodów. Zarówno tych ważnych, jak i tylko przyjemnych, na które nie było teraz ani czasu, ani miejsca.

-Opuszczona świątynia w Shimodzie.. - wymruczała, kiedy już jedynymi towarzyszącymi im odgłosami był szmer deszczu, wściekłe uderzenia rzeki o skały i bicie własnych serc -Warto będzie sprawdzić, ne?
- To interesujące…
- odparł jej do ucha ronin, po czym ustami zaczął wodzić po jej szyi. Trudno było stwierdzić, co dla Kojiro było interesujące. Informacja o Shimodzie, czy… Tsuki no musume trzymana w jego ramionach.
- Przypuszczam jednak, że niełatwo będzie się tam prześlizgnąć… choć tabuny oni zmierzające do Shimody, mogą na miejscu ułatwić nam zadanie.- uśmiechnął się ciepło.
-Hai.. lecz będziemy potrzebowali całej armii demonów, a i to tylko dla samego odwrócenia uwagi tego jasnowłosego na zaledwie chwilę. Zapewne nawet i Oni mógłby rozszarpać samymi dłońmi.. -odparła łowczyni mając ciągle przed oczami ten pokaz nieludzkich wręcz umiejętności mnicha. Nie było już zadziwiającym, że Chińczycy chcieli mieć kogoś takiego po swojej stronie.

Zadarła głowę, by spojrzeniem w stronę mostu upewnić się, że grupka oddaliła się od ich kryjówki. Odczuła dzięki temu ulgę, lecz także, a może przede wszystkim, rozżalenie podobne temu wcześniejszemu, gdy musiała zadecydować o zmianie planu i porzuceniu próby zbliżenia się do palankinu. Nie było to możliwe teraz, czy stanie się możliwe później? Musiało.

Uniesioną dłonią odgarnęła ze swej twarzy pasma włosów, które mokre poprzyklejały się do jej policzków. Następnie zrobiła to samo dla Kojiro, jego długie kosmyki zagarniając za ucho, by móc otulić je swym oddechem w szepcie -Resztka tych bandytów pobiegła pewnie prosto do swego prawdziwego przywódcy. Powinniśmy spróbować się do nich zakraść, póki są w takiej rozsypce.

Zgodził się z nią cicho.
Potrzebowali teraz każdego sojusznika, każdego choćby strzępka informacji wyrwanego spomiędzy żarliwych rozmów, przekrzykujących się w przerażeniu głosów. Potrzebowali? Iye, tylko Leiko potrzebowała. Cokolwiek kierowało młodym lordem Sasaki, uczucie do swej Tsuki no Musume i chęć pilnego strzeżenia jej przed niebezpieczeństwem czy własne, niezdradzone jej jeszcze cele, to ta bitwa nie należała do niego. Ten swoisty bój na obnażanie sekretów, zamiast na stalowe ostrza mieczy. Wędrówki po pajęczych sieciach intryg w poszukiwaniu gniazda dającego początek tym wszystkim tajemnicom oplatającym ziemie klanu. Ale pomagał jej, ukazał swą wartość już na wiele sposobów. Mógł także być tą ręką, tą dłonią o silnym uścisku, mającą ją uratować przed utonięciem w mrocznych spiskach Chińczyków.

Daikun także ją raz wspomógł. Zaledwie dobrą radą, lecz jakże cenną w świetle tamtych wydarzeń. I teraz nie wzgardziłaby jakimś dobrym, przydatnym słowem. Słabostką jasnowłosego Oni, zerwaniem woali tajemnicy okrywającej kobietę w palankinie, obnażeniem związku pomiędzy mnichami oraz demonami.. Nie wątpiła, że ten staruszek w trakcie swego.. poszukiwania duchowego oświecenia, odkrył wiele ciekawych dla niej kąsków. Spotkanie z nim nie mogło być zaledwie przypadkiem.
Zatem pozostawało jedynie pytanie, czy i tym razem będzie tak chętny do podzielenia się swą wiedzą.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172