Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2014, 03:00   #214
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Obozowisko jakie znalazł dla nich Kojiro było porzuconą górską wioską z chatami zapadniętymi w sobie pod brzemieniem czasu. Jedynie młyn zachował się w na tyle dobrym stanie, że można było w nim przenocować przy wtórze szmeru strumyka.

-Świątynie, karczma, wioska... -wyliczała szeptem Leiko, kiedy rozglądała się po wnętrzu budynku straszącego pustką i nieprzeniknionymi cieniami siedzącymi po kątach. Młyn, szczególnie taki zapomniany pośrodku niczego, krył wiele zakamarków, ale ona nie musiała ich przeszukiwać. Nie wyczuwała tutaj obecności nikogo oprócz niej i ronina, a tym bardziej nikogo mogącego zagrozić ich odpoczynkowi. To akurat była pozytywna strona posiadania tego przekleństwa, to Ganriki ostrzegające ją krzykiem w głowie o niebezpieczeństwie.

-Te góry musiały kiedyś tętnić życiem, ne? I to tutejszych mieszkańców, a nie wędrowców jak teraz.. - obróciła się zerkając na Kojiro. Wprawdzie to nie pierwszy raz, kiedy był on jej nocnym towarzyszem, ale ten różnił się od innych. Czy będzie równie dobrym partnerem, co kochankiem i źródłem wielu słodkich kąsków? -Wojna wszystko spustoszyła?
-Wojna.
- potwierdził Kojiro skinięciem głowy, po czym rozwinął temat.- Choć nie bezpośrednio. Gdy klany toczyły bitwy o ziemie, maruderzy i dezerterzy tworzyli łupieżcze bandy atakujące górskie wioski, a po wojnie…. pojawiły się Oni, które dopełniły dzieła zniszczenia. Co…- zamyślił się ronin.-... trochę mnie dziwi. Ziemie innych klanów nie przyciągnęły tak dużo demonów, jak Hachisuka.
-Hai. Można odnieść wrażenie, jak gdyby Kami całkiem odwrócili się od Twego dawnego klanu. Jeśli nie demony, to ludzie zmieniający się w bestie
– w odpowiedzi łowczyni przyznała mu rację, pomimo jakiegoś wewnętrznego, złośliwego podszeptywania, że przecież i ona w głębi swej duży, w krwi płynącej w żyłach, również była podobnym wynaturzeniem. Nie tak straszliwym jak białowłosy bushi, czy spotkany dzisiaj ronin, ale kto wie jak nieobliczalna mogła być jej osobista klątwa.

-Jednak.. co było pierwsze? Pojawienie się demonów, czy przybycie Chińczyków? - przechylenie głowy sprawiło, że spoglądała na niego parką oczu błyszczących w ciemnościach -Pamiętasz?
-Oni… pojawiały się pod koniec wojny na bitewnym polach Leiko-san. Oni i duchy ożywiające zmarłych. Ale one pojawiały się wszędzie, nie tylko tutaj. Chińczycy pojawili się nieco później i zaskakująco szybko znaleźli się blisko ucha daimyo.- zamyślił się Sasaki wspominając dawne dzieje. Wyjął nieduże zawiniątko, w którym znajdowała się upieczone ryby. Usiadł i ostrożnie podzielił posiłek między ich dwoje.- Wędrując natykałem się na Oni, także poza ziemiami Hachisuka, lecz tylko tutaj jest ich tak wiele. Coś je tu ostatnio przyciąga. Co do samych Chińczyków… nie byłem wtedy przy daimyo, tylko pod dowództwem mego pana walczyliśmy na sąsiednich ziemiach, zabezpieczając przed ewentualną agresją. Potem… mój pan został wezwany przed oblicze daimyo, a po obozie rozeszły się plotki że ciężko ranny w jeden z bitew Sonoske-sama został uratowany do życia przez mnichów chińskich właśnie. Nie byłem wtedy blisko dworu i intryg w sztabie, gdy…- wzruszył ramionami kosztując rybę.-... wszystko obróciło się w ruinę.

Podziękowała mu ciepłym uśmiechem, po czym sama przysiadła obok na podkulonych nogach. Zadźwięczał cicho jej pełen arsenał broni poukrywanej pomiędzy połami kimona i uczepionej pasa obi.
-Może w takim razie, to nie Chińczycy przyprowadzili ze sobą Oni, ale one przyciągnęły tutaj mnichów? - zapytała, zdawałoby się że ryby trzymanej w dłoniach. Opuściła wprawdzie na nią spojrzenie, ale jej myśli były gdzie indziej i nie było w nich miejsca na jedzenie -Nie wierzę, by jedno z drugim nie było powiązane. Widziałam namalowane przez jednego z nich wrota przywołujące demona, słyszałam o kontrolowanych przez nich Oni, a teraz jeszcze ten rytuał i ludzie przemieniani w białowłose potwory..
Pokręciła głową powoli i nieznacznie, wręcz w niedowierzaniu -Muszą się bardzo dobrze ukrywać ze swymi zamiarami. Lub mają na to wszystko ciche przyzwolenie. Tylko dlaczego? Bo uratowali daimyo?
-Oni na którego natknęliście się dolinie rzeki, pennagolany… te Oni nie są niczym niezwykłym.
- stwierdził Sasaki Kojiro powoli jedząc rybę i rozważając na głos.- Ten potworek, którego zabił Akage. To wszystko są rodzime Oni. Wyrastają ze świata duchów tej krainy. Chińczycy mogli przyciągnąć za sobą własne demony, tak jak te kyonshi z Nagoi. Jak je zwą na kontynencie? A tak, Jiang Shi.… skaczące wampiry.

Spojrzał na Leiko z pewnym wahaniem. Jakby się wahał powiedzieć kolejne słowa. -Może to tylko przejęzyczenie i moja nadinterpretacja, ale… pierwsze meldunki nie mówiły o uratowaniu życia daimyo, a przywróceniu go do życia. Stąd się wzięły różne plotki o tym, że ponoć daimyo nie żyje, bo przestał się publicznie pokazywać. Ale ty go widziałaś, prawda? Więc on żyje na pewno.
Po czym uśmiechnął się zmieniając temat spytał żartobliwie.- A jak ty sobie radziłaś podczas wojny Onin? Jesteś pięknym kwiatem Leiko-san, kuszącym do zerwania. Pewnie nie raz musiałaś uczyć głupców z mieczami przy obi, że i piękne kwiaty mają bolesne kolce, ne?
-To była dobra nauka dla wszystkich. I dla mnie, i dla nich
– przyznała łowczyni ze spokojem. Widać tamte czasy nie pozostawiły żadnych trwałych ran na jej duszy, bądź zepchnęły je odpowiednio głęboko w niepamięć -Byłam wtedy młodsza, wakizashi służyło mi jeszcze do obrony, nie do zarabiania na siebie. Ale miałam przyjaciół w podobnej sytuacji, i w grupie łatwiej było przetrwać uroki wojny. Dla młodej i samotnej dziewczyny, wszystkie wyrzutki z pola walki mogły być gorsze niż każdy Oni.

Kawałeczek ryby zniknął w ustach kobiety, które zaraz rozchyliły się w melancholijnym uśmiechu. Jedzenie, choć z całą pewnością zaspokajało głód, nie było żadnym luksusem mogącym wywołać aż taką reakcję po spróbowaniu. Źródłem było wspomnienie, jedno prawdziwe pomiędzy splatanymi kłamstwami jakimi karmiła swego tygrysa -Na dodatek miałam wtedy jeszcze długie włosy.

Ronin przybliżył się do niej.
-Musiałaś wyglądać olśniewająco.- palce Kojiro zanurzyły się w jej włosy wodząc po nich pieszczotliwie. Opuszkami pieścił płatek uszny łowczyni wpatrując się w jej oczy i mówiąc wesołym tonem.- Czyli zupełnie jak teraz… Czas się ciebie nie ima, ne Tsuki no musume?

Krótki, prawie bezgłośny śmiech był reakcją Leiko na te pochlebstwa kochanka. Może i mało wymyślne, ale nadal miłe, bo przecież tak szczere.
-To nic szczególnego w obecności kogoś, kto przeżył swoją własną śmierć, Kojiro-san. Nadal mógłbyś stanowić zagrożenie dla każdego kobiecego serca w Miyaushiro – wymruczała kocio i tak samo przyjemnie dla ucha mężczyzny, ale jej brew wzniosła się w nieco prowokującym wyrazie, kiedy spoglądała w jego ciemne oczy. Jak gdyby rzucała wyzwania. Ale komu? Tym kobietom do spróbowania podkradnięcia jej tygrysa, czy jemu do sprawdzenia prawdziwości tych słów.

Przechyliła głowę bardziej ku jego zręcznym palcom -Być może oboje jesteśmy nieśmiertelni, póki potrafimy się ukrywać jak duchy.
-Hai.-
odparł z uśmiechem Sasaki nachylając oblicze ku twarzy łowczyni i przybliżając się jeszcze bardziej ku niej. Dłoń jego pieściła jej włosy, druga wodziła po jej obi skrywającym wszak wiele groźnych przedmiotów.
-Acz… musisz przyznać Leiko-san. I tobie niełatwo się oprzeć. - mruczał Kojiro coraz bliżej jej ust.-Nie myśl, że nie widziałem zazdrosnych spojrzeń, gdy przechadzaliśmy ulicami Świata Wierzb i Kwiatów. I czyż mogłem się im dziwić? Byłaś tam najpiękniejszym kwiatem.

Usta Kojiro powoli przylgnęły do jej warg w delikatnym pocałunku, pieszczotliwym i długo trwającym. Rozkoszował się tą chwilą namiętności, tuląc ją do siebie i całując gorąco.
Wyjątkowo uroczy obrazek i wyjątkowo zwodniczy. Bo czyż byli dwojgiem kochanków wyjętych wprost z romantycznej opowieści? Może… jednak byli? Przynajmniej w tej chwili, Przynajmniej tego dnia mogli wszak zapomnieć o Oni, o Chińczykach, o zagrożeniach, o przekleństwie, o kłamstwach i tajemnicach. I rozkoszować się tą złudną iluzją romantycznego związku.

Potrzebowała czasem takiego odwracania uwagi, inaczej przygniotłyby ją czarne chmury ponurych myśli. Takiego rozkosznego rozkojarzenia, które tylko młody lord Sasaki mógł jej zapewnić an tych przeklętych ziemiach. Kiedy zaczynał.. roztaczać swój urok, to ciężko było się skupić na czym innym niż jego gorących ustach na swym ciele, dłoniach pieszczących jej kobiece krągłości, oczach wpatrzonych w nią rozpalonym spojrzeniem, silnych biodrach i.. ah..
Hai. Sprawiał, że za każdym razem była to przyjemność, w której mogła zatonąć na długie chwile.

Ale i ku temu musiał być odpowiedni moment, a ten jeszcze nie nadszedł. Wtulona w mężczyznę przerwała ich pocałunki, i by nie kusić go bardziej ułożyła wskazujący paluszek na jego wargach, szepcząc -Iye. Skoro mnie już porwałeś, to musimy najpierw zadecydować co zrobimy dalej z.. moim małym problemem z mnichami.
Opuszką musnęła kontur jego ust ubrudzonych teraz głębokim fioletem barwnika zdobiącego jej własne -Potem będzie czas na przyjemności. Dobrze, mój tygrysie?
-Co planujesz więc Leiko-san?
- wymruczał ronin i delikatnie ujął wargami koniuszek jej palca zamykając na moment go w tej zmysłowej pułapce. Po czym jednak obudził się w lordzie Sasaki, weteranie wojen Onin, weteran analizujący sytuację.- Wszak Shimoda wzywa… nie tylko mędrców z Chin i łowców, także Oni wszelakiego rodzaju, także białego tygrysa wraz z opiekunem i małą miko z jej opiekunem. Dużo osób, dużo zamieszania… Dużo okazji do przemknięcia chyłkiem.
-Czyżbyś proponował wykorzystać to zamieszanie do ucieczki?
- zapytała w odpowiedzi, jednakże jedyne co się w niej obudziło to wątpliwości. Tym większe, że przecież nie mogła po prostu zniknąć. Musiała pozostać przy klanie , nawet jeśli stawało się to coraz bardziej niebezpieczne -Mam obawy, Kojiro-san. Mnisi mają swoje sztuczki, które wykorzystują w poszukiwaniach, a tamten wisior był jedną z nich. A jeśli było trochę prawdy w słowach szalonego ronina? Jeśli rzeczywiście jestem dla nich ważna, i w jakiś sposób potrafią kontrolować gdzie się znajduję?
Pomimo bliskości ciepłego ciała mężczyzny, po plecach Leiko przeszedł lodowaty dreszcz.

-Iye. Można wykorzystać to zamieszanie do różnych celów. Niestety, nie wątpię że mnisi nie odpuszczą pogoni za tobą.- odparł ronin wyraźnie zamyślony.- Dlatego trzeba poznać ich plany i zamieszać w nich na tyle, by… skupili swą uwagę na ratowaniu sytuacji, niż na ściganiu księżycowej córy, ne? Nie wątpię też, że mała miko nas odnajdzie przed nimi. Ciekaw jestem co zaproponuje.
-Hai. Także w to nie wątpię
– przyznała łowczyni, choć jak zwykle miała mieszane odczucia co do osoby Ayame. Bywała przydatna, może nawet i w tej sytuacji będzie miała jakiś dobry pomysł w zanadrzu, ale wiedziała zbyt wiele i zbyt łatwo zawsze potrafiła ją odnaleźć. Na tych ziemiach Leiko nie mogła się ukryć ani przed nią, ani przed Chińczykami.

Zwinnie zaplatając długie pasmo włosów kochanka na swój palec, powiedziała po namyśle -Jednak póki nie znamy sposobu na przeszkodzenie mnichom, to chciałabym spróbować odnaleźć tamten.. orszak z palankinem. Ciekawi mnie przewożona w nim kobieta oraz jej rola w samym rytuale. Może pojawiłaby się okazja do przyjrzenia się jej z ukrycia, ne?
-Niewątpliwie musi czasem z niego wychodzić.-
uśmiechnął się Kojiro i zamyśliwszy się dodał spoglądając na trzymaną w objęciach kochankę.- Myślę, że wiem którędy się udają. Może zdołamy go dogonić… a może przy okazji napotkamy białego tygrysa i jego opiekuna. Wsparcie Daiji-san bardzo by się nam przydało. A sam Gōsuto tora nie darzy chyba Chińczyków sympatią.
-Zdecydowanie wolę mieć potęgę tygrysa po swojej stronie niż przeciwko. Ale będę musiała zaufać Twojemu przekonaniu, że Daiji-san będzie chętny do pomocy. To Ty go znasz
– odparła Leiko przyglądając się jego twarzy o tak drapieżnych rysach wyraźnych dla niej nawet w ciemnościach nocy. Potem zmysłowy uśmiech zadowolenia rozchylił jej wargi -Zatem możemy to uznać za plan, Kojiro-san.


Może nie było to wiele, na pewno za mało dokładne w szczegółach, ale na teraz musiało wystarczyć. Należało być cierpliwą i obserwować mnichów z ukrycia, aż pojawi się otwarcie idealne do działania.
Ale nie tej nocy, może kolejnej lub jeszcze następnej. W obecnej chwili siedząca łowczyni uniosła powoli rękę, z której płynnie zsunął się rękaw odsłaniając biel nadgarstka. Palcami drugiej dłoni trąciła końcówkę tasiemki zawiązanej w kokardę, mówiąc -A ja mogę Ci już oddać Twoją własność..

Zamiast zabrać swoją tasiemkę, ronin nachylił się i musnął wnętrze dłoni łowczyni, potem nadgarstek… i zaczął wędrować ustami delikatnie znacząc ów szlak pocałunkami. Trzymając w ramionach tak rozkoszną zdobycz, drapieżnik, jakim był lord Sasaki, nie był w stanie myśleć o tasiemce.- Bardziej… martwi mnie sam tygrys. Daiji-san nie miał na nim kontroli.
-Hai, nie miał. Ale wtedy, na Twoich rodzinnych ziemiach razem z nami walczył w wykopaliskach, a ostatnim razem mała miko wspomniała mi o tygrysie i jego opiekunie, którzy zaatakowali jedną grupkę łowców zabijając podróżującego z nimi mnicha. Nie wiem co kieruje Gosuto tora, ale na pewno nie jest to dobro Chińczyków..
-szeptała, nie mając ni serca, ni ochoty przerywać jego powolnych pieszczot. Były tak ulotne, każde jedno muśnięcie pozostawiało za sobą tęsknotę i pragnienie ponownego poczucia na chłodnej skórze najpierw ciepłego oddechu, a potem warg składających nań pocałunek. Kawałek po kawałeczku, po tych nieodkrytych jeszcze przez niego fragmentach ciała Tsuki no Musume. Hai, istniały takie. Wszak ronin najbardziej ulubił sobie smak jej ust, szyi oraz dekoltu. Za każdym razem zapominał się w nich żarliwie, przyprawiając samą Leiko o przyśpieszony oddech. I kolejną ledwo przespaną noc. Łobuz jeden.

Ronin doszedł do granicy jakiej nie mógł przekroczyć nie zdejmując jej kimona, rękaw nie dawał się bardziej zwinąć. Toteż wargi ronina przylgnęły do dekoltu Maruiken, wodząc językiem pomiędzy w miejscu gdzie obojczyki łączyły się z szyją, tworząc koszący obszar do zbadania. I nie zakryty strojem. Ale jedynie lekkimi muśnięciami ust, jedynie dotykiem samego koniuszka języka… Niczym malarz tworzący pejzaż na płótnie.
-Acz.. obawiam się, że będziemy musieli nakłonić Ayame-san do pomocy. Potrafi znaleźć tygrysa lepiej i szybciej niż my.- mruczał przy tym, choć… nie wydawał się tak zainteresowany rozmową o małej miko, co pokusą trzymaną w objęciach.

-Nie powinniśmy mieć z tym problemu. Dotąd Ayame-chan – wypowiedziany przez łowczynię grzecznościowy tytuł dla miko, zabrzmiał w jej głosie wyjątkowo stanowczo i twardo, jakby tym samym podkreślała młody wiek dziewczynki. Dziewczynki właśnie, a nie kobiety - sama narzucała się ze swoją pomocą. Nie zdziwię się, jeśli odnajdzie nas prowadząc już ze sobą potężnego tygrysa..

Przechylona głowa o włosach niby czarny jedwab, wyeksponowała długą szyję wraz z jej wrażliwością i bezbronnością na wilgotną obecność języka mężczyzny. Pojawiający się i równie szybko znikający dotyk przyjemnie drażnił jej zmysły, leniwie pobudzał krew do wrzenia. Był źródłem drżenia objawiającego się przy każdym spotkaniu ze skórą, tak zjawisko białą w księżycowym blasku. Łaskotał ją także lekko, wprawiając kąciki ust w rozedrganie.

-Cóż zostanie ze złodzieja, skoro już nie będzie musiał każdej nocy wykradać Tsuki no Musume, Kojiro-san? -zapytała cicho, poddając się jego działaniom i znów czując się przy nim jak figurka z porcelany. Tak delikatna, wymagająca niezwykłego pietyzmu i uwielbienia dla swej urody.
-Oczywiście koneser Leiko-san.- mruczał Kojiro wodząc ustami po szyi łowczyni i dekolcie jej szaty. Jego język i usta muskały delikatnie jej porcelanową skórę. Wręcz leniwie i niespiesznie. I przez to przyspieszał oddech w piersiach Maruiken.- Teraz gdy nie muszę wykradać chwil przemijającej nocy, teraz złodziej może się nacieszyć w pełni swą Tsuki no Musume, ne?

I swymi czynami udowadniał swe słowa. Tym razem pocałunki i pieszczoty na ciele łowczyni nie były śmiałe i drapieżne, nie były gwałtowne. Ronin pieścił jej ciało powolnymi i wyrafinowanymi pieszczotami. Delikatnymi niczym muśnięcia pędzla. Uwadze łowczyni nie umknęło, że palce ronina powoli poluzowując jej obi, ale i to czyniły niespiesznie.
Teraz gdy miał tak wiele czasu delektował się każdą chwilą, jak czarką wyjątkowo dobrej sake.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem