Przy życiu pozostała jeszcze trójka przyjaciół. Driada w swych objęciach trzymała Gundrama, jego próby szły na marne. Czuł jak coraz bardziej brakuje mu powietrza, ból stawał się być coraz mniej odczuwalny, a sam bohater balansował pomiędzy jawą, a snem. Wszystko teraz było jednym, śmierć czy życie, nic już nie miało znaczenia. Miecz barbarzyńcy uderzył w ostre ciernie ramiona drzewa o posturze elfki, odcinając tym samym jedną z gałęzi stanowiącą jedną z jej rąk. Jak się jednak okazało, nic to jej nie zrobiło, bowiem zaledwie po chwili z kory wyłoniła się kolejna gałąź zastępująca poprzednią, która z pełnym zamachem uderzyła w barbarzyńcę zdzierając mu część płaszcza i zaczepiając się o jego skórę. Poczuł ogromny ból, ból jakiego jeszcze nigdy nie był w stanie czuć. Ramie złapało go sztywno owinąwszy się wokół jego pleców, klatki piersiowej i go uniosło. Było tak bardzo napięte, że człowiek z norski czuł, że zaraz go połamie. Gundram w tym czasie mógł złapać trochę powietrza, ale nie na długo, bo istota szybko skupiła swoją uwagę także na nim zaciskając mocno swoje kolczaste gałęzie. Ostatnim ze stojących był Olaf. Wszyscy widzieli jak wzrok istoty przejechał po jego ciele od stóp po głowę i nastał głucha cisza. Postacie duszone nie miały jak nawet wyszeptać słowa, a Olaf stał jak kamień. Nagle z ziemi wyrosły ciernie i oplotły całą jego sylwetkę tak, że nie miał możliwości aby się ruszyć. Ciernie zaciskały się na jego skórze, a po nich zaczęła spływać krew. Jeszcze przez kilka sekund tak stał, ale po chwili całość zapadłą się pod ziemię. Olaf znikł, pozostałą po nim jedynie plam krwi i kawałki jego ubrania.
Na zawsze razem - wyrzekła istota spoglądając na zapadające się ciało Olafa.
Po twarzy pociekły czarne łzy, a gdy opadły na ziemię, na rośliny te niczym w tym samym momencie zwiędły, spaliły się jak gdyby od jakiegoś kwasu. Kobieta łkała, a dwóch pozostałych bohaterów poczuło, że była na nich skupiona jeszcze bardziej. Ściskała ich dusząc i wbijała swoje ostre ciernie.
Nagle coś zabłysło
- Haros moros,gurot norom, gerer mor tur ser tere. - dało się słyszeć w obcym języku
Bochaterowei w prawdzie mało widzieli, ale wiedzieli, że ktoś się pojawił, ktoś zaczął walczyć z istotą, która próbowała ich zabić. Poczuli, że driada ich powoli oswobadza. Gundram otworzywszy oczy zobaczył światło, było tak potężne tak mocne, że nie był wstanie powiedzieć kogo widzi. Widział sylwetkę mężczyzny, którego już kiedyś spotkał.
- Breme gurm menere vider hun med dig. - bohaterowie wraz z zakończeniem tych słów poczuli jak coś ich odciąga od kolców, poczuli się bezpieczni, lekcy.
Bjorg i Gundram obudzili, a nad sobą zauważyli lekko zamgloną postać. Ich oczy dopiero przyzwyczajały się aby widzieć. Był to Alivon.
-Czy Cię boli? - zapytał Gundrama dotykając jego szyi.
Gundram czuł, że dotyk uśmierza ból, ale i tak odczuwał dotkliwy ból, który przeszkadzał mu w poruszaniu głową.
-A Ty jesteś cały? - tym razem zwrócił się do Bjørga, który był w lepszym stanie, ale i tak bardzo poturbowany.
-Waszego przyjaciela nie udało się uratować, został pochłonięty przez las. - powiedział lekko ciszej.
- A wszystko to Twoja wina, gdybyś mi tylko wtedy oddał kamień – rzucił nerwowo do barbarzyńcy
Bohaterowie potrafili rozpoznać teren byli na skraju wsi, tuż niedaleko czerwonego domu. Byli sami z Alivonem.