Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2014, 19:38   #26
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję Lhianann za przyjemną współpracę...

Trevor nie bał się patrzeć w kierunku pozycji Jedediaha, bo było to z grubsza w tę samą stronę co postój ich towarzystwa. Wyglądało na to, że snajper zajął pozycję nieruchomiejąc. Dickson zastanawiał się krótko czy Smith zachowa zimną krew na widok zabawek jakimi dysponowali obcy. MP5SD6 z charakterystycznym karbowanym chwytem pod lufą, rozsuwaną kolbą i kolimatorem. Koszerny AK z wysłużonym drewnem i na zawieszeniu, które już niejedno widziało. M16A4 ze stałą kolbą, zestawem szyn, składanymi przyrządami celowniczymi i laserem. Wyglądali na poważnie uzbrojonych.


Przyglądając się baczniej zbieraninie można było wyciągnąć wniosek, że albo nie byli ogonem albo maskowali się lepiej jak tajniacy Drugiego Departamentu ze Zgniłego Jabłka w szeregach ludzi głowy Bastionu. Ich mundury były skompletowane byle jak. Jeden miał na nogach spodnie w pustynnym DDPM, a na korpusie czarną bluzę z kapturem, na której siedziała kamizelka w zieleni z licznymi kolorowymi ładownicami. Inny miał na sobie stary kombinezon lotników USArmy z chest rigiem w marpacie i kilkoma również nie dopasowanymi kolorystycznie kieszeniami i ładownicami. Z tego co widział rewolwerowiec tamten konwój stanowiło dwóch szczyli przed osiemnastką, jakiś skośnooki fagas, para czarnuchów, trójka kobiet - z czego jedna naprawdę niezła niunia - i mała gromadka dzieci. Nie. To nie mógł być ogon. Najemnik miał nadzieję, że nie będzie żałował, że zaufał Mildred...


Podczas dialogu, który się wywiązał Dickson widział rozluźniającą się z lekka atmosferę. Karabiny i pistolety maszynowe - mimo iż nadal były w rękach rozmówców - bardziej skierowane były w ziemię czy też niemal swobodnie wisiały na zawieszeniach. Trevor liczył na to, że nie będzie trzeba używać siły innej poza tą, którą Joe przekonuje swoich klientów do kupienia jego drogocennych towarów.

Trevor nie mógł uwierzyć kiedy zaalarmowany niepokojącymi dźwiękami spojrzał w kierunku, w którym mieli dalej jechać. Całe stado motocykli, a pod nimi gości w skórach, na których kurtkach zapewne widniało logo Hell Angels bądź też Dark Visions. Kiedy ekipa motocyklistów zatrzymała się patrząc w ich kierunku przez lornetki Dickson spojrzał w kierunku tamtego konwoju, który właśnie zbierał się do drogi. Chociaż zbierał to może źle powiedziane. Oni zamierzali spierdalać w panice! Widząc to naładowani testosteronem faceci na jednośladach zaczęli drzeć pyski, strzelać w powietrze i ruszać w kierunku panikującego konwoju - wprost przez pozycję Dicksona, medyczki i Smitha, który spanikowany zawołał:

- Potrzebuję gnata!

Trevor widząc zamieszanie nagle zrobił agresywny zwrot w tył. Hummer nie był zbyt zwrotnym pojazdem, ale odpowiedni kierowca potrafił jeszcze z niego co nieco wydusić. Dickson wiedział, że snajpera zgarną Ci, którzy mieli do niego bliżej. Najemnik zjechał z drogi i postanowił jechać przez bezdroża w kierunku drogi miejskiej. Z tego co wojownik widział w lusterkach większość ruszyła za Dziadkiem i Mildred, a nim zainteresowała się piątka na przystosowanych do wertepów maszynach. Jeden z tej grupy wywalił się malowniczo ryjąc zębami po piachu.

- Dopiero zaczynamy, a już takie przygody. - rzucił przez ramię do Smitha zlewając jego potrzebę posiadania broni. - Przykro mi Johny. Dałbyś rewolwer mi to właśnie bym Ci go oddał. Dałeś go Carverowi, który zapewne wystrzela Ci pestki w chwila moment. Dobrze, że chociaż bardzo dobrze strzela. - zaśmiał się najemnik.


- Charlie, Juliet, Mike tu Delta. - powiedział do radiostacji Trevor. - Niech ktoś z was zgarnie Sierre. Ja wraz z Kilo jedziemy na drogę miejską. Jaką trasę proponujecie?

- Zawsze te same problemy. - uśmiechnął się do medyczki Trevor po czym znowu powiedział do radiostacji. - Charlie, Juliet, Mike tu Delta. - powiedział do radiostacji Trevor. - Jaką trasę proponujecie?

- Delta, tu Charlie. Ja i Mike jedziemy 94. w kierunku Detroit. Może ściągniemy na siebie pościg. Zbiórka w Battle Creek. Potwierdź, że przyjąłeś. Odbiór.

- Tu Delta. Przyjąłem. - rzucił przez radio Dickson. - Juliet, tutaj Delta. - powiedział do radia ponownie Trevor. - Podaj mi dokładniejsze namiary trasy do Battle Creek. Wiem, że trzeba kierować się na północ, ale powiedz co tam masz na tej mapie.

- Juliet nie odpowiada, a zatem… - powiedział do radia Trevor. - Zatem widzimy się na umówionej pozycji, BC. Nie martwcie się o nic. Powodzenia. - Dickson wcisnął gaz do dechy patrząc na medyczkę. - Mówiłaś, że nieźle prowadzisz, tak? - zapytał najemnik.

- Tak, mówiłam. Więc jeśli wolisz zająć się ewentualną bronią strzelecką, to mogę zająć miejsce kierownicze, znaczy za kierownicą…

Cóż, nie spodziewała się, że ta praca będzie piknikiem na pustyni, ale spotkania z Hell Angels nigdy nie stanowią takich jakich człowiek by się spodziewał, a na pewno chciał takowe przeżyć. Albo i nie przeżyć.

- Od razu bronią strzelecką… - powiedział z uśmiechem Trevor. - Po prostu pójdę na tyły, a ty prowadź. Jak się zbliżą za bardzo to do nich ponapierdalam. Tutaj… - pokazał pewien czarny, nie rzucający się w oczy, guzik. - Naciśnij jak Ci powiem. Nie sądzę aby zaszła konieczność, ale… W razie czego wiesz już o czym będę mówił. - najemnik spojrzał przez ramię cały czas prowadząc. - Panie Smith zrobi Pan dla mnie miejsce i bez numerów poproszę. Dobra. Zatem realizujemy ten krótki plan. Przygotujcie się. 3, 2, 1. - Dickson się zatrzymał i wyrwał na tył samochodu robiąc kobiecie miejsce na fotelu kierowcy. - No… - powiedział kiedy był już na miejscu. - Ruszaj. Ten Hummer to nie automat jak coś dlatego pytałem czy naprawdę potrafisz prowadzić.

“Ten Hummer to nie automat”. Ha. Gdyby tak było to jego właściciele by sporo stracili w jej oczach. To tak jakby w czołgu dać instalację gazową. Niby można, ale po jaką cholerę? Prawdziwy samochód powinien mieć manualną skrzynię biegów i tyle. Kenya zwinnie wśliznęła się na fotel kierowcy, Trevor był od niej nieco wyższy, ale nie aż tak by musiała poprawiać cokolwiek z wyjątkiem lusterka wstecznego...

Dickson tymczasem przemieścił się na tyły pojazdu patrząc na ścigające go motocykle. W razie czego miał tuż obok karabin, z którego - na ich nieszczęście - potrafił zrobić użytek. Całe auto miał okryte siatką, przez którą nie przejdą rzucane przedmioty. Inaczej było z pociskami, które mogły go sięgnąć pomimo kilku wzmocnionych elementów. Na nieszczęście bikerów jechać i strzelać z klamek było o niebo trudniej niż klęczeć czy leżeć w przedziale desantowym i walić do nich z karabinu. Na taką odległość na jakiej byli obecnie najemnik nie musiał się jednak martwić. Trevor był niemal pewien, że wraz z kobietą i przesyłką uda im się zwiać.
 
Lechu jest offline