Wchodząc do komnaty, Almena uważnie rozglądała się wokół. Jako elfka wolała jednak podziwiać wytwory przyrody niż ludzką architekturę, więc nienajlepiej czuła się nawet w murach wytwornej siedziby króla. Raav, sokół wędrowny usadowiony na jej ramieniu, również uważnie badał otoczeniu, póki co zachowując się grzecznie i cicho.
Dwaj mężczyźni siedzący przy okrągłym stole. Znów ten Merlin! Och, ci magowie, poważni starcy, uwielbiają obnosić się z długimi przemowami... Pewnie zaraz się zacznie; gadanie, gadanie, gadanie... Naprawdę, sama Almena nie rozumiała, dlaczego żywiła do magów te wszystkie uprzedzenia. Król Artur to zupełnie co innego. To bohater, wielki wojownik i sprawiedliwy władca. Elfka wyczuwszy na sobie jego wzrok, natychmiast skłoniła się nisko, na znak swej lojalności.
Następnie, zaproszona do stołu, elfka odnalazła swe miejsce i spoczęła, wypiła z kielicha łyk trunku, tylko dlatego, że królowi nie wypadało odmówić.
- Może się przedstawicie? - zaproponował Merlin - W ten sposób możemy się lepiej poznać...
Co...? – elfka prychnęła w myślach, i omal nie na głos. Doprawdy, nie miała ochoty na lepsze poznawanie się z Merlinem. Nie przybyła tu dla niego. Ani dla króla Artura, właściwie.
Reszta „drużyny” zdawała się równie speszona wizytą przed królewskim obliczem co elfka. Wszyscy milczeli i czekali który odezwie się jako pierwszy.
- Cóż, więc... – zaczęła nieśmiało elfka, rzucają ukradkiem spojrzenia po twarzach towarzyszów. – Jestem Almena, i pochodzę z...
Tu jej spojrzenie padło na jednego z towarzyszy, bardzo charakterystycznego. Bard. Ta... łysina!...
- Z... ym...
ŁYSINA!
Elfka ugryzła się w język by nie buchnąć śmiechem. Spokojnie. To na pewno tylko królewski błazen. Zachowawszy zimną krew, elfka kontynuowała.
- Specjalizuję się w strzelaniu z łuku, a moim towarzyszem jest sokół Raav – dodała na koniec jakby który miał wątpliwości po co elfce ten rzeźbiony elficki łuk i sokół wędrowny siedzący na jej ramieniu. – Będę zaszczycona mogąc podróżować z tak...
Znów rzut oka na barda. Te spodnie w kratę...
- ...tak wsławionymi wojakami... – wykrztusiła resztą powagi, przenosząc wzrok na wojownika siedzącego obok.
No, ten już wyglądał na przyzwoitego, zaprawionego w bojach jegomościa. Nie należy jednak oceniać ludzi po wyglądzie, upomniała się w myślach elfka. Kiedyś spotkała w pewnej mieścinie młodego nekromantę – dopiero co opuścił Akademię i nawet swojego szkieletu służebnego nie miał. Wyglądał jak ostatnie nieszczęście, a język miał cięty jak obusieczne ostrze. Przy pierwszym spotkaniu elfka znienawidziła go tylko za to, że był nekromantą – słowem fach miał bardzo nieciekawy. Okazał się zaś człekiem prawego serca, pogrążając przy okazji elfkę w prawdziwej głębokiej frustracji.
Nie, nigdy więcej oceniania po wyglądzie!... – z tą myślą elfka uśmiechnęła się przyjaźnie do barda.
__________________ - Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith. |