-Panie Price! Brian! - cisza wymownym całunem pokrywała dno doliny. Po tak wielkiej lawinie jedynie cud mógłby ocalić pozostałych na dole ludzi. Jak jednak liczyć na cuda w tej opuszczonej przez Boga krainie?
Zastanawiał się czy zrobił wszystko, co się dało, by ocalić jak największą grupę. Czy dałoby się choć jednego z nich utrzymać przy życiu, gdyby przyjąć inną kolejkę wspinania? Czy to z resztą jakaś różnica, kto zginął? Zawalisko i tak zdołałoby pochłonąć życie kogoś z nich, nieważne kto by tam pozostał.
Ledwie poruszając ustami zmówił cichą modlitwę, kończąc słowami jakich nauczył go wielebny Zebulon Harris, wzięty kaznodzieja z Pennsylvanii. "Bóg widzi śmieć inaczej niż my. My widzimy ją jako ciemny mur, Bóg jako bramę" Brama zatrzasnęła się z głośnym odgłosem kamiennego szaleństwa na zboczu.
W milczeniu spoglądał na Hawkesa. Mężczyzna wydawał się być dość wyrachowanym, by składać rozsądne propozycje. Teraz jednak nie dostrzegał w nim rozsądku, a jedynie paniczną potrzebę działania. Trudno się dziwić, dwa księżyce nad głową i śmierć krążąca między nimi mogły mocno nadszarpnąć resztki pokładów zdrowego rozsądku. - Jak pan sobie życzysz, panie Morte. Ale Pueblo to forteca, to trudna do zdobycia twierdza. Atak z zaskoczenia nie wchodzi w rachubę. Diabeł wystrzela nas jak kaczki, chroniony murami i znajomością terenu. Proponuję go wykurzyć dymem. Ogień nie rozprzestrzeni się w tych kamienno-ceglanych pomieszczeniach. Dym jednak i owszem. Przy ognisku jest trochę chrustu, suszonego nawozu i jakieś derki. Podrzucajmy płonące pociski pomieszczenie, po pomieszczeniu. Gryzący dym nawozu i szmat nie tylko osłoni nas przed oczyma Harpera, ale i jego samego poddusi. Może będziemy mieli fart, zapłoną jakieś śmieci w środku i po prostu wykurzymy go jak lisa z nory. Jeśli znajdziemy jakąś naftę w jukach w obozie, przygotujmy kilka palnych gałganów i powrzucamy je zza węgła. Jak nie wypali, zawsze zdążymy się jeszcze dać zabić.
Spojrzał uważnie na Hawkesa, czekając aż jego lekceważąca mina zmieni się choć o jotę. Wiedział już, że przyjaciółmi nie będą, ale współdziałanie to jedyna droga do przetrwania i ukatrupienia Diabła.
-Pani Reed, czy ma pani nieco spirytusu na zbyciu? Przyda się do sporządzenia płonących niespodzianek - uśmiechnął się czarująco do poobijanej lekarki, obiecując sobie, że po tym wszystkim zaprosi ją na wytworną kolację, jako rekompensatę za pozostawienie jej samej sobie, kiedy to wyruszył na poszukiwanie lin.
__________________ Pусский военный корабль, иди нахуй |