Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2014, 22:42   #13
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Ogłoszenie? – rudowłosa zrobiła wielkie oczy - Aaa! W sprawie tych małych, wrednych, śmierdzących potworków? W samą porę panowie, w samą porę! – Służka nachyliła się konfidencjonalnie, wystawiając gorset swojej sukni na ciężki test wytrzymałości. - Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się, że ktokolwiek się tu zjawi. Wiecie, nasza wieś to dziura zabita dechami. Prawie nic się tu nie dzieje, może poza świętami. To znaczy do czasu, aż z Lasu zaczęły wyłazić te poczwary. Tak przy okazji... – teraz zeszła do szeptu i zasłoniła usta z jednej strony -Hogan z hojności nie słynie. – cmoknęła z niesmakiem i wyprostowała się. - Miło zobaczyć jakieś nowe twarze. W Przesiece wszyscy znamy się od podszewki. Jestem Sara i jak się domyślacie pracuję tutaj...

...usta kobiety zdawały się nie zamykać. Jakakolwiek magia z nich płynęła, musiała mieć niewyczerpywalne źródło...

-...czyli tylko pieczeń i piwo? Dorzucę wam po kawałku placka z kruszonką, bo wczoraj napiekłam, a nikt jeść go nie chce. Całkiem niezły, nawet bez zakalca! – najwyraźniej zdała sobie sprawę, że od pięciu minut mówi tylko ona, gdyż po raz pierwszy zamilkła. - Dobra, do roboty dziewczyno! – rzuciła pod nosem i powędrowała na przeciwległy koniec sali. Zniknęła za drzwiami, prowadzącymi do kuchni. Po chwili wróciła z tacą, na której spoczywał dzban i pięć kubków.
- Idę po Hogana, na jedzenie będziecie musieli jeszcze chwilę poczekać. Mięso jeszcze w brytwance – zatrzepotała rzęsami, przelotnie zerknęła na Athlena, po czym znowu zniknęła.

- Tsss, panowie – usłyszeliście za swoimi plecami. Gruby jegomość ze złamaną ręką skinął na was: - Śmiało! Mam dla was coś niezłego. Ostatnio głównie siedzę i pierdzę w stołek, a dopóki łapa mi się nie zrośnie – pomachał usztywnioną kończyną - roboty żadnej mieć nie będę. Jako, że drugą mam zdrową, a i łeb na karku, wpadłem na pomysł na interes. Wiecie, zaraz zwalą się nam na głowy wszyscy ci k o b o l d n i c y, a czego będą potrzebować, he? Map! No to nabazgrałem cosik na ten kształt i może by was to zainteresowało. Dużo nie bierę, za srebnika jest wasza! – wygrzebał jakieś zawiniątko z tylnej kieszeni spodni.

Drzwi otworzyły się i usłyszeliście kroki. Do waszego stolika szedł mężczyzna w średnim wieku.
- Dokończymy później – mruknął kartograf-amator, schował co miał do schowania i odwrócił się do was plecami.

Starszy Hogan miał na sobie białą koszulę z niezłego materiału przepasaną pasem i brązowe portki. Na wierzchu nosił kamizelę z wielkimi, metalowymi guzikami. Był to człek lichej postury – niższy o głowę od Draudgina i większości z was. Jego skóra ciasno opinała kości; do krzepkiego wyglądu brakowało mu wiele ciała. Włosy miał rzednące, acz sięgające ramion; uczesane z przedziałkiem po środku. Wiele zmarszczek żłobiło jego czoło, jednak orzechowe oczy sporo odmładzały całą twarz.
- Witajcie, jestem Hogan, starszy Przesieki i właściciel tej gospody.
Dosiadł się do ławy: - Rozumiem, że przybywacie w sprawie ogłoszenia, które posłaliśmy parę dni temu do miasta?
Przytaknęliście.
- Pijcie śmiało, jadło zaraz będzie. Miodowe piwo, według receptury mojego pradziadka. Lepszego nie znajdziecie na całej Północy.
Nie trzeba wam było dodatkowej zachęty. Kubki zostały uzupełnione, a gardła i języki zwilżone. Złocisty trunek pozytywnie was zaskoczył, chociaż ewidentnie brakowało mu mocy.
- Pieniądze jakie są, takie są. Moim zdaniem, aż za duże. Gdybym miał dwadzieścia lat mniej pewnie sam skrzyknąłbym paru chłopaków i poszlibyśmy w Las. Niestety oko nie te, ręka niepewna, a co gorsza wróg dziwaczny.
Nastawiliście ucha, wydawało się, że Hogan lubi przechodzić prędko do konkretów.
- Jak pisałem – dziesięć sztuk złota, płatne od ogona. Pozbądźcie się gadów na stałe, a dorzucę więcej. Ile konkretnie? Tyle, ile zostanie mi po opłaceniu tych wszystkich martwych koboldów.

W międzyczasie Sara obrócił dwa razy, przynosząc pięć talerzy, pajdę chleba, brytwankę z smakowicie pachnącą pieczenią i wielką deskę do krojenia.
- Wiem, że tylko jeden z was prosił o jedzenie, ale pomyślałam, że i reszta głodna. No więc, kto chce?
Kiedy służka uporała się z krojeniem plastrów pieczeni, wróciła do kuchni, pozwalając Hoganowi kontynuować.
- Wy jedzcie, ja będę mówił dalej. Od czego by tu zacząć... chyba najlepiej od koboldów. Sama Matka wie, że gdyby miesiąc temu ktoś zapytał mnie o koboldy w Przesiece, popukałbym się w czoło i machnął ręką. Nigdy nie mieliśmy z nimi problemów, ba, nigdy nie mieliśmy ż a d n y c h koboldów. Zdarzały się złowieszcze dziki, wilki, leśne skrzaty, czy inne dziwa, ale poza jaszczurkami gadów tutaj nie widziano. Jak mówiłem, wszystko zaczęło się jakiś miesiąc temu. Przyszedł do mnie Dan Czapnik – nasz najlepszy myśliwy i opowiedział, że widział w lesie małe, szczekające potworki. Dan... jakby to... no lubi sobie powymyślać różne rzeczy, więc początkowo odesłałem go wszystkich biesów. Przyszedł jednak ponownie, tym razem z innymi myśliwymi, którzy poświadczyli. Chociaż koboldy harcowały w Lesie, trzymały się z dala od Przesieki. Do czasu...

Hogan westchnął, po czym powiódł po was wzrokiem:

- Jakiś dekadzień temu, o zmierzchu, zjawiły się na naszym pastwisku. Noc była ciepła, to i bydło spało na dworze. Bestie chmarą rzuciły się na cielaki... los chciał, że na m o j e cielaki. Janus jakoś dostrzegł je w mroku i podniósł alarm. Zbiegło się z pół wsi, lecz zanim to nastąpiło, potwory spętały dwie krowy i wyniosły je w las. Wtedy też uzgodniliśmy, że trzeba zacząć działać.
Starszy wydął wargi i rozłożył ręce: - Z grubsza to tyle. Wiem jednak, że są we wsi ludzie, którzy wiedzą więcej. Przede wszystkim powinniście pogadać z Danem Czapnikiem, który mieszka na skraju wsi, przy ścieżce do wyrębiska. Na pewno chciałaby się z wami zobaczyć Wielebna Ora, która właściwie wymyśliła tę całą hecę z tępicielami koboldów. To nasza kapłanka; mieszka w świątyni Matki. Powinna opowiedzieć wam o takim jednym, co raz już poszedł w Las i już nie wrócił. Wypadałoby się rozmówić z Janusem. Znajdziecie go przy pastwisku, na tym jego słupie. A, i byłbym zapomniał: pogadajcie z Arnelem, zwanym też Czernozębym, naszym kowalem. Kiedy koboldy dały dyla z m o i m i cielakami, coś zgubiły. Jakiś dziwaczny sztylet, czy coś takiego. Może pozwoli wam go zbadać? Uprzedzam, straszny z niego cap i chlejus.

Starszy wstał od stołu i rzekł: - Możecie wynająć pokoje i stołować się u mnie. Mam tylko dwie izby, więc jakoś będziecie musieli się pomieścić. Zauważyłem też, że zostawiliście w stajence kuca. Co prawda nie mamy tu stajennego, ale cały czas kręci się tutaj chłopak Sary. Za miedziaka mógłby dojrzeć co i jak. Rozmówcie się między sobą, zastanówcie i dokończcie piwo. Ja idę na stronę, a gdybyście mieli jakieś pytania będę pykał fajkę przy stawie za gospodą. Do zobaczenia
 
ObywatelGranit jest offline