Timothy wydawał się czuć odrobinę niekomfortowo, kiedy JP jak gdyby nic pocałowała go, a Manuela wdzięczyła się, prowadząc swojego rodzaju grę z nowo poznaną blondynką. Detektyw młodzieniaszkiem już nie był, to i wypłoszyć takie zachowanie go nie mogło, co nie zmieniało faktu, że nie oddał pocałunku tak jakby chciała tego Judy, ani nie próbował w inny sposób zareagować na ich gesty. Próba zachowania pewnej powagi i profesjonalizmu napotykała na pewne bariery w otoczeniu pięknych kobiet.
Na szczęście mógł się chwycić poruszonych przez Greczynkę kwestii. Kelner postawił na stoliku zamówienie, błyskając zębami do wszystkich trzech dziewczyn. Alker odchrząknął i tamten odszedł po chwili znacznie dłuższej, niż wymagało postawienie szklanek.
- JP nie mówi po hiszpańsku - powiedział do ciemnoskórej, ostrożnie odwzajemniając uśmiech. - Obie macie po trosze racji. Nie warto zgłębiać tych tajemnic, które nasz pracodawca pragnie przed nami zataić, ale też nie pójdziemy w to jak owce na rzeź. Świat jest jaki jest, zdążyłem sobie wyrobić kilka podstawowych zasad.
Upił łyk wody z lodem, którą sobie zamówił, przesuwając spojrzeniem po okolicy.
- Klient zgodził się na zaliczkę dziesięcioprocentową od podstawowej kwoty, czyli pięć tysięcy do wspólnego wykorzystania. Otrzymamy ją zaraz po tym, jak on otrzyma nasze podpisane umowy. O lokalną walutę ani miejsce go nie pytałem, to i tak nam wyjaśni. Natomiast jeśli o zabezpieczenia chodzi... - uśmiechnął się - ...to taka nasza praca, że nigdy nie będą pełne. Umowa określa kwoty, jakie należy wpłacić przy złamaniu zapisanych postanowień. W razie niewpłacenia, można iść do sądu - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Z różnym skutkiem. Człowiek ten zwraca się o pomoc do najemników, nie do osób kontrolujących miejsce, gdzie podejrzewa zaginięcie, co już o czymś musi świadczyć. Idealnie mieć haka na klienta, o to jednak trudno.
Osobnik aktualnie będący kobietą otworzył powoli oczy, spoglądając na Juana. Wzrok powoli ogniskował na jego twarzy, a następnie zatrzepotał(a) rzęsami.
- Och, kotku! Cóż to była za noc... - głos miała damski, ale jakby mało naturalny. Teraz przy pękającej głowie i dziurze w pamięci zwracał na to uwagę. Co wydarzyło się wczoraj? Zwykły alkohol nie mógł tak zadziałać.
Kochanka odwróciła się i zaczęła macać rękami podłogę, zanim po kilkunastu sekundach wymacała kluczyk. Podała mu go. Kajdanki przestały więzić jego rękę. Przed natychmiastową ucieczką powstrzymały go następne słowa.
- Całkiem ładnie się tu urządziłeś... - to nie do końca była prawda, prócz nielicznych rzeczy Anzany, chata była prawie pusta. Dwa małe pokoje, aneks kuchenny i ciasna łazienka. Ściany drewniane, dach blaszany, klimaty prawie tubylcze. Był prąd, był bojler na ciepłą wodę.
Były ślady przynajmniej kilkudniowego mieszkania w tym miejscu.
Niczego z tego nie pamiętał, zamykając się na skobel w ascetycznej łazience i wyglądając przez miniaturowe okienko na zewnątrz. Dziesięć metrów dalej stał inny budynek, podobny do tego, w którym się znajdował, ale dookoła przeważały drzewa. Dedukcja pozwalała umieścić go w jakiejś miniaturowej osadzie niedaleko oceanu, którego powiew czuł i słyszał, chociaż drzewa zasłaniały widok.