Airyd po raz chyba nasty sklął tamtego idiotę, który mu polecił do szukania przygód akurat tę okolicę. A jeszcze słońce nie zaczęło.
A naszło go po nieprzyjemnych uwagach Elphi, żeby pokazać, że bynajmniej nie jest opieszały w wykonywaniu zadań uznał, że najłatwiej pójdzie jeśli dotrze przed orszakiem w wyznaczone miejsce. Co z tego, że skrótem? Tamci nie musieli wiedzieć.
I czego się uraziła? Przecież był bardzo miły i wypadałoby pomóc nieszczęsnemu wędrowcowi na którego się wszyscy uwzięli tylko za wrodzoną "żółtaczkę"! Ale nie, gdzie tam okazać dobre serce!
Z lasem się przeliczył, ale jakoś uniknął wilków. Przynajmniej po rodzicach miał niezły nos. Przynajmniej też nikt z ludzi go nie zauważył.
A widoki w karczmie odnowiły nadzieje na milsze spełnienie wieczoru. I wtedy nagiął się na tamtego. Sądząc po tym, że i u niego "żółtaczka" była wrodzona - Jun. Gdzie do cholery do niego podobny?!
po tym co musiał przejść za te pseudo- podobieństwo żywił do Juna antypatię, choć jeszcze go nawet nie poznał osobiście. Spotkanie tylko ową niechęć wzmogło. -Panie, z czym pan do mnie gadasz? Nie rozumiem, ani w ząb... - odpowiedział na jego bełkot. To tak miał brzmieć język rodziców? Nawet nie bardzo pamiętał.
[i]-Teraz też nic nie rozumiem... Ja się tutaj urodziłem w przeciwieństwie do moich rodziców, który zresztą nie pamiętam- skwitował kolejną wypowiedź faceta, tym razem o "kraju Fałszu i Prawdy".
I czy tylko mu się przywidziało, czy Jun go ostentacyjnie powąchał?! Tym bardzie Airyd nie zamierzał przestać udawać głupiego.
Gdzie ten rycerzyk się podział?! Gdy potrzebujący potrzebują pomocy |