Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-09-2014, 06:32   #103
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Deszcz lał już dzień i noc zamieniając drogę w rzekę błota. Opuszczając karczmę Chłopcy z Biberhof mieli nadzieję, że niebo w końcu wypłakało się ze wszystkich kropel, a jednak po tygodniu ulewa zaczęła się na nowo, jakby obudzona ze snu. Przemoknięci do suchej nitki, zmęczeni i głodni, bo w jukach zmoczony prowiant szybko sie zepsuł, a polowanie w takich warunkach udanym nie było, Bert, Jost i Arno szli traktem spod kapturów podróżnych płaszczy wyglądając przed siebie.

W oddali z ulga widzieli drewnianą palisadę miasteczka. Kaisernabel. Słyszeli o malutkiej mieścinie od strażników dróg, którym przekazany został Gerardes. Kiedy okazało się, że perfumowany impresario na piersiach nosił znamię mutacji lub inszego pomioctwa chaosu przez które gnił za życia jak zwykły trup, stróże prawa przez palce spojrzeli na przewiny Napoleona. Aktor co prawda skruszonym zdawała sie być szczerze, ale i wycofanie jakichkolwiek urazów przez Humberta nie było bez znaczenia. A Gerardes... cóż zabił Heidi, aby zamknąć jej usta. Nieszczęsna dziewczyna, zakochana w starszym mężczyźnie, na swe nieszczęście odkryła mroczny sekret obiektu wdychań. Postanawiając uwieźć Gerardesa i w jego ramionach znaleźć bezpieczeństwo, odwiedziła komnatę impresaria i wślizgnęła się ukradkiem do łoża ze smacznie śpiącym mutantem... Resztę znali już wszyscy.

Napoleon urazy do Arno nie schował i a wręcz zdołał, po wejściu w dawne łaski przyjaciół, zrazić do krasnoluda resztę trupy. Bert mimo szczerych intencji został raz, acz stanowczo, strofowany przez Olgę, żeby nie wtrącał się w cudze sprawy i tajemnicy dotrzymał, jeśli mu jej życie jest miłe. Szybko gawędziarz zorientował się, że starzejąca się aktorka nadal planowała uwieźć Herberta, licząc na zamążpójście, z jak podejrzewał, przedmiotem jej prawdziwej miłości. A Egon, cóż, karzeł nie kochał swej nałożnicy korzystając z nocnego związku tyle samo co i ona, czyli odrobiny ciepła w samotne nocy z ognia cielesnych żądz, co konsumował ich ciała.

Jost, ani wrogów, ani przyjaciół sobie nie zrobił pośród pozostałych aktorów i cała sprawa chyba najmniej emocjonalnie go pochłonęła.










Mała, drewniana brama pozostała zamknięta i Biberhofianie jakiś czas stali w deszczu waląc w nią kułakami. W końcu drzwi dla piechurów uchyliły się i stanęła w nich patykowata postać podeszłego wiekiem strażnika. Opatulony szczelnie płaszczem spojrzał krytycznie po wędrowcach. Żachnął się marudząc pod nosem i przepuścił ich pospiesznie do środka, po czym szybko zniknął w stróżówce.

Mieścina była wyludniona. W taką pogodę szkoda było i psa na dwór wypuścić. Szli główną ulicą rozglądając się za karczmą, gdy do uszu wszystkich , przez nieustanny szum dudniącego o błoto deszczu, doleciał ponura, jakby zawiedziona wrzawa wielu gardeł. Pokonawszy zakręt ich oczom ukazał się miejski plac i ku zaskoczeniu Chłopców Biberhof musiała być na rynku cała ludność Kaisernabel! Tłum zalegał wokół ogromnego dołu. W oddali, ponad gawiedzią, na drewnianej platformie wniesionej ponad areną stali mężczyźni i kobiety w futrach pod zadaszeniem namiotu oglądając spektakl poniżej.

Arno, Jost i Bert weszli po stopniach podwyższenia, gdzie jak się okazało była stała co bardziej prominentna część lokalnej społeczności, i nie zatrzymywani przez nikogo, torując sobie drogę przez tłum, zbliżali sie do krawędzi dołu. Z początku wzięli go za dziecko, lecz kiedy wspiął się na taboret szybko rozpoznali w nim halflinga. Ubrany w zdobiony, żółty płaszczyk i kapelusz z pawim piórem, zdawał sie być bogatym niziołkiem. Jednakże, po bliższych oględzinach, mały jegomość jakoś nie pasował do tła zamożnych Kaisernabel. Jego głos niósł się zaskakująco głośno i daleko przebijając przez wciąż krzyczący motłoch.

- I kolejny raz, odważny Montag Niepokonany wyraził sąd bogów nad winnymi kary! I kolejny raz, dobrzy mieszkańcy Kaisernabel, okażmy Magistratowi Burgerowi nasza wdzięczność za dostarczenie nam kolejnego wieczornego widowiska!

Tłum zawył ochoczo kiedy halfling obrócił się ku niskiemu mężczyźnie na platformie, którego postura i twarz Jostowi na myśl przywiodły grubego knura. Odziany w eleganckie, obszerne szaty, otoczony trzema gwardzistami magistrat wyraził nosem aprobatę, po czym zakręcił się na pięcie i zniknął z małym orszakiem bogatych kupców z widoku Biberhofian.

- Widzieliśmy dzisiaj trzech zdrajców Imperium odbierających sowitą karę za swe tchórzostwo! Ich próba walki potwierdziła ich winy, bo czyż Morr nie cofnąłby po nich swej dłoni, ani Ulryk nie wzmocnił ich gdyby byli niewinni?

Tłum zaryczał kolejny raz, choć z mniejszym entuzjazmem. Gapie zaczęli się rozchodzić do domów, choć niektórzy wciąż oglądali jak czterech zbrojnych za nogi ciągnie przez błoto trupy zmasakrowanych żołnierzy. Z areny pełnej kałuż błota i krwi schodził również nagi od pasa w górę, potężny, muskularny Ogr.


Halfling widząc przerzedzający się tłum szybciej i głośniej kontynuował przemowę.

- Tak, panie i panowie, sprawiedliwości stało się zadość! I nie zapomnijcie, że jeśli ktokolwiek chciałby widzieć pokaz siły i odwagi Montaga, to jest do wynajęcia! Przenoszenie ciężkich przedmiotów, upartych rzeczy zniszczenie, doskonały do wszelakich siłowo-intensywnych prac i obowiązków wokół domu i interesu!

Niziołek zdając sobie sprawę, że nikt już go nie słucha zeskoczył ze stołka lekko tym przygnębiony.

Mały orszak magistrata Burgera znikał właśnie w małej kamiennej warowni, najokazalszym budynku rynku, a niziołkowy agent Ogra, popychał gigantycznego szampierza do wyjścia.

Bert nie były Wineklem, gdyby nie zaciągnął języka. Stojący blisko miejski strażnik , nadzorujący zakończone widowisko, odezwał się pospiesznie, wyraźnie zniecierpliwiony.

- Magistrat Burger najął Montaga na szampierza do rozwiązywania sporów podważających jego decyzje. Finansami Ogra zajmuje się Trampfoot. Jedynie halflingowi Montag zdaje się ufać! – krzyknął na odchodne.










Szybko znaleźli drogę do okazałej karczmy na rynku „Miedziana Moneta”. Zajazd okazał się być obszernym, wielopokojowym i wygodnym. Oberżysta Eryk za noc zaśpiewał dziewięć złotych koron za pokój z wyżywieniem schodząc po targowaniu z gawędziarzem do ośmiu. Cóż, takiej drożyzny jeszcze w Imperium Stirlandczycy nie uświadczyli.

Racząc się przy stole ciepłym piwem, Chłopcy z Biberhof spędzali pierwszy od dłuższego czasu suchy wieczór z ciepłą, suchą strawą w czystym, suchym ubraniu. Właśnie objaśniali między sobą plany na najbliższą przyszłość, począwszy od dnia następnego, gdy do ich biesiady zbliżał się młody mężczyzna. W skromnym, czarno-czerwonym, acz wiele gustownym i niechybnie nie tanim ubraniu, nie można było doszukać się tego trącającego nachalnością przepychu, który sam w sobie kłuł po oczach i odgraniczał szlachtę od wszystkich innych stanów.


U pasa wisiał szlachetnie wysłużony rapier dyndając dumnie, podczas pełnego gracji i pewności siebie kroku, tego niespełna trzydziestu lat wojownika. Zatrzymał się przy stole Stirlandczyków i lekko ukłonił głowę nim otworzył usta do zabrania głosu.

- Pozwólcie, że przedstawię się. – w jego głosie słychać było zalatujący delikatnie akcent, zapewne innej prowincji niż Reikland. – Me imię to Edward von Oberweiss. Zapytać chciałem, czy mogę kupić wam panowie nowy dzban piwa, podczas gdy słuchacie mej propozycji interesu, z którą przychodzę do was?





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline