Pierwsza próba otwarcia portalu nie powiodła się. Diabeł przypuszczał, że wystarczy jego siła woli i amulet, aby otworzyć przejście.
Niestety nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów i Erthar musiał kombinować dalej.
Na szczęście nie było to trudne i po kilku chwilach przyglądania się kolumną oraz amuletowi, diabeł wpadł na pomysł. Przyłożył wisior podarowany przez ojca do wgłębienia w kolumnie, które kształtem odpowiadało amuletowi.
Skupił się przy tym, aby siłą swojej woli aktywować moce amulety.
Tym razem się udało.
Podłoga pod ich stopami zadrżała, a między kolumnami zafalowała potężna magiczna moc. Wielobarwne wstęgi, niczym fale wzburzonego morza przemknęły od jednej kolumny do drugiej. Przez kilka chwil falujące kolory były jedynym, co widział diabeł i elf.
Dopiero po jakimś czasie obraz się wyklarował i przed oczami mężczyzn ukazała się rozległa równina. Na horyzoncie majaczyły wysokie i strzeliste góry, które przypominały strzeliste wieże. Ziemia i niebo miały krwistoczerwoną barwę. Od portalu czuć było niesamowite gorąco, ale przyzwyczajeni do wysokich temperatur Erthar i Uriellah ledwo zwrócili na to uwagę.
Gdy jednak kilka metrów od portalu z ziemi wystrzelił słup ognia, obaj z lękiem cofnęli.
Decyzja jednak zapadła. Erthar postanowił iść ścieżką, którą przygotował mu jego ojciec i ten ognisty, krwistoczerwony i niegościnny świat był kolejnym na niej przystankiem.
Z obawą w sercu, ale i ciekawością obaj mężczyźni wkroczyli do tego piekielnego świata zwanego Baator. I choć żaden z nich nie wiedział, że taką właśnie nazwę nosi ten świat, obaj czuli, że nie będzie przyjemne miejsce.
Gdy elf i diabeł przeszli przez przestrzeń między kolumnami ich ciałami wstrząsnął potężny dreszcz. Poczuli, jak przenika ich magiczna moc. A w następnej sekundzie stali już na czerwonej równinie.
- Erthar! Erthar do cholery obudź się! - elf klęczał na ciałem przyjaciela i co rusz klepał go mocno po twarzy.
Diabeł w końcu otworzył oczy i ujrzał nad sobą wystraszoną twarz Uriellaha.
- No nareszcie! Już myślałem, że umarłeś. Co ci się stało? Ledwo żeśmy przeszli przez portali wylądowaliśmy tutaj, a ty już fiknąłeś.
Erthar ledwo jednak słyszał słowa swego towarzysza. W pamięci i pod powiekami nadal miał obrazy, jakie napłynęły do niego, gdy tylko wkroczył w portal pomiędzy dwoma kolumnami.
- Oto stało się - powiedział ojciec Erthara. Stał na czerwonej równinie i mówił do swego syna, jakby ten był tuż obok niego. Tak, jednak nie było. Morrut za pomocą magii utrwalał swoją przemowę w amulecie.
- Odkryłeś swoje dziedzictwo i stałeś się wędrowcem wśród gwiazd. Nie mam wiele czasu, aby opowiadać ci o sobie, o tym kim są wędrowcy, ani jak wiele jest światów pośród gwiazd. Sam to odkryjesz z czasem i sam wybierzesz ścieżkę, którą będziesz podążał. Skoro dotarłeś tutaj znaczy się, że słuchałeś swego wewnętrznego głosu i wskazówek zaklętych w amulecie. To dobrze. Została jeszcze tylko jedna. Odnajdź człowieka imieniem Thor Sephiran.
Zamiast twarzy ojca, Erthar ujrzał twarz innego czarta.
Był to wysoki mężczyzna o potężnie zbudowanym ciele. Jego gadzie nogi były muskularne i pokryte napiętymi żyłami. Po twarzy i torsie spływała mu świeża krew zamordowanych właśnie wrogów. Jego oczy wypełniała przerażająca pustka, która odstraszała bardziej niż muskularne ciało, złowroga mina, czy unurzany we krwi zakrzywiony miecz.
- To pułkownik w armii Zimmimara. Często rezyduje w Dis, Żelaznym Mieście, o ile nie jest właśnie na jakieś wojnie. To mój druh i jest mi winny przysługę. Powołaj się na mnie i pokaż mu amulet. On przekaże ci prezent ode mnie, a może będzie to też moja ostatnia wola. Muszę już kończyć. Uważaj na siebie i strzeż naszego rodzinnego dziedzictwa.
Erthar nadal był zdezorientowany po tym, co usłyszał i zobaczył w wizji. Teoretycznie wiedział już wszystko, ale tak naprawdę był nowicjuszem i nadal poruszał się na oślep.
- O cholera! - burknął pod nosem Uriellah - Wstawaj i to szybko. Nadciągają kłopoty.
Diabeł podniósł się na łokciach i spojrzał w stronę w którą patrzył elf.
Jakieś dwieście metrów przed nimi szła w ich kierunku grupa około dziesięciu, wysokich na trzy, może trzy i pół metra kościanych stworów. Każdy z nich miał długi, zakrzywiony ogon zakończony ostrym kolcem. Poruszali się szybko na swych długich, kościstych nogach i podążali ewidentnie w kierunku Erthara i Uriellaha.
Diabeł rozejrzał się wokół, ale poza skałami i niewielkimi kraterami nie było w pobliżu żadnej kryjówki, czy też innego schronienia.