Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2014, 10:07   #129
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Burro choć nieludzko zmęczony, nie kładł się spać. Jakieś dziwne podniecenie ogarnęło go z jednej strony. Ciekawość nowego ciągle kazała przyglądać się osadzie dziwnych, bladych i wielkich Maurów. Patrzyć na dziwne grzyby i narośla jaskini a także na połyskujący krąg opasujący wszystko dookoła. No a z drugiej strony musiał pilnować garnka nad ogniem, bo przecież karmel by mu się przypalił. A jabłko dla Mary z przypalonym karmelem było by… no aż strach pomyśleć. No obrzydliwe no, a przecież postawiła mu ultimatum i niziołek zamierzał się wywiązać. Kucharska duma wygrywała z lecącymi powiekami. Tak więc ziewał rozdzierająco i paplał do dziewczynki, tak by nie posnęli oboje.
- No i kto by się spodziewał, że taki ludek pod ziemią spotkamy. Ja to cięgiem myślałem że tu jeno diaboły i drowy mieszkają. Takie co dziewczynki w dymie wędzą, hehe. - Mrugnął okiem do Mary. - A tu proszę. Chlebem częstują, odpocząć można i jabłka nad ogniem podpiec.
Zamieszał w garnku, w okolicy rozszedł się korzenno-miodny zapach karmelu.
- No, gotowe. Teraz ostrożnie, ostrożnie, by jabłko z patyczka nie spadło… - wysunął końcówkę języka dla lepszej precyzji i uśmiechnął się z zadowoleniem po czym wyciągnął z kociołka przysmak, oblepiony karmelem. - Trzymaj.
Mara zaś spała w najlepsze, zmęczona wędrówką i atrakcjami całego dnia. Niziołek uśmiechnął się znowu, poprawił płaszcz, którym się okryła.

***

Marsz do miasta pajęczaków, też był ciekawy. Burro jednak cały czas był zdania że miśki to ich jednak zjedzą wszystkich. No jak się nie bać monstra którego łeb jest większy od całego kucharza a zęby większe od jego sztyletu za pasem? Dlatego też większość drogi spędził na upatrzonej taktycznej pozycji za nogą Grzmota, przeliczając pod nosem kamienie do procy, sztuczki i przypominając sobie usilnie co na naradzie ustalili.
W pobliżu jaskini Shando gestem nakazał ciszę, podkradli się ostrożnie i cichcem jak najbliżej wyjścia. Kucharz wiedział że wszystkie oczy skierowane są na niego, bo przecież on miał zacząć miotanie fiolkami z ogniem. Przyglądał się długo pajęczynom i śpiącym chyba potworzyskom. Brrr…. paskudztwo. Od razu przypomniało mu się jak po zimie do piwniczki trzeba zejść i wisi tego białego obrzydlistwa pełno. Choćbyś nie wiem jak łapami machał to i tak lepka sieć poowija się po twarzy. Brr… A tu wszystko w pajęczynie normalnie! Ściany w pajęczynie, podłoga w pajęczynie, te no… stalagmity też w pajęczynie. Nawet te pokraki w pajęczynie. Ze zgrozą patrzył na kokony wiszące u sufitu, zastanawiając się czy tak jest więcej małych ośmionogich maszkar czy… zapas jedzenia. Kruszejący niziołkowi kucharze jako suchy prowiant na zimę. Jeszcze się nie zaczęło a on już się spocił, zbladł i oglądał za siebie, czy będzie pamiętał którędy uciekać.
Rozmyślaniom i oględzinom położyła kres Kostrzewa, która trzepnęła go w ucho i wsadziła w rękę fiolkę. No raz kozie śmierć…
Wycelował i rzucił, a potem zaczęło się piekło.

Dym i ogień był wszędzie. Płomienie huczały, oczy łzawiły, serce waliło jak werble na paradzie. Kucharz z przerażeniem zaczął się zastanawiać, gdzie ten spokój i pewność z jakim planowali starcie. Ogień najpierw, potem miśki, naganianie na Maurów i my bezpieczni z tyłu… Teraz stał pośród pożogi, jaskinia aż trzęsła się od wycia rannych i umierających, krzyków bojowych i szczęku oręża. A on jak zwykle nie mógł się ruszyć. Z fiolkami poszło na tyle dobrze, że nie poparzyło nikogo z naszych. Jednak pajęczaków było tyle, że Burro zorientował się że nie będzie to spacerek po parku. Panika puściła go w ostatnim momencie, zobaczył jak dwa monstra szeleszcząc odnóżami po kamiennej posadzce ruszają w jego stronę. Sztuczka jakoś zrobiła się sama, kolorowe wstęgi poleciały im na spotkanie i ogłupiły na tyle że kucharz wycofał się w porę i wyjął procę. Zanim jednak rozkręcił drżącymi łapkami młynka, do boju pomknął jeden z miśków. Szast prast i dookoła pełno flaków, kiedy Burro otworzył oczy, dwóch pajęczaków już nie było.
Walka trwała w najlepsze.
 
Harard jest offline