Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2014, 13:08   #112
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
-Wymyślcie coś - krzyknął Dotian, który postanowił, że będzie powstrzymywał te istoty ile się tylko da, nawet kosztem ran, czy skaleczeń. Chciał walczyć wyłącznie obronnie, biegać, skakać, blokować. Liczył jednocześnie na to, że dzięki temu magiczni kompani coś odpowiedniego wykombinują.
- Zwykłe ataki nic tu nie dadzą! Garionie, rzucaj co masz najsilniejszego w mistrzów, ja spróbuję jeszcze cie wzmocnić! Dotianie, Stróżu osłaniajcie nas! - odkrzyknęła Estel koncentrując się na modlitwach wzmacniających.

Garion nie namyślając się wiele, przywołał do istnienia lodową ścianę dokładnie w miejscu, gdzie zobaczył mistrzów, starając się objąć jak największą ich masę. Miał nadzieję że odrobina chłodu nieco ostudzi zapędy mistrzów.
Skoro Twinklestar był w stanie walczyć z trzema przeciwnikami na raz i jakoś to przeżyć, to pewnie byłby i w stanie walczyć z czterema. Najpierw prześlizgnął się pod ostrzem największego ze swych oponentów i zaatakował mech zagrażający Estel. Przetoczył się w tył, zmuszając go do pościgu, jednocześnie odtrącając na bok wymierzone w niego pchnięcie. Gdyby dał się otoczyć, zapewne i on nie dałby rady długo się bronić, zatem przyparł plecami do drzewa gotów wytrzymać ile tylko będzie trzeba.

W międzyczasie z pomocą kapłańskiego błogosławieństwa, Garion otoczył grupę przeciwników ścianą lodu. Tak jak poprzednio strumyk zagotował się od magii, tak teraz jego powierzchnia pokryła się krą. Przynajmniej na razie trzykrotna przewaga przeciwnika zmniejszyła się do dwókrotnej. Anioł na ile tylko był w stanie starał się osłonić Aedd'aine, zarówno przed magią jak i mieczem i na razie mu się to udawało. Twinklestar utrzymywał swoją linię, zaś Garionowi udało się uchylić przed wymierzonym w niego czarem. Sytuacja przestała się pogarszać, ale nie była jakoś szczególnie lepsza.
Owszem, jednak zmiany szły we właściwym kierunku. Skoro bowiem Dotian jakoś bronił się, elfka nie potrzebowała już go leczyć, lecz mogła skupić się na ofensywie, identycznie Garion. Dlatego po prostu Dotian dalej zwijał się, by dać swoim jak najwięcej czasu na atak magiczny.
Kapłance nie do końca chodziło o to co uczynił Odłamek ale musiała zadowolić się takim efektem, w końcu za spalenie mistrzów do gołej ziemi nie dostaną pieniędzy.
- Garionie, a jakbyś odciął to całe towarzystwo od ziemi? Może staną się bardziej podatni? - zaproponowała a sama rzuciła świetlistą sieć na przeciwników wojownika, by wspomóc go w walce.
Kapłanka nie mogła oczywiście objąć swym czarem cały walczący z Dotianem mech - wtedy sam wojownik padłby związany jak baleron. Niemniej skrępowanie i unieruchomienie trzech wrogów było już znacznym postępem. Twinklestar, choć wciąż musiał się solidnie przy tym nagimnastykować, trzymał wrogie ostrza na dystans. Garion zaś może zignorował sugestię Aedd'aine, a może po prostu nie miał na podorędziu zadnego odpowiedniego czaru, bowiem uciekł się do dwóch lodowych promieni wymierzonych w dwa blisko stojące szczepy rośliny. Możliwe, że jego decyzja by korzystać z magii lodu była słuszna, bowiem kolejny przeciwnik padł. Tyle tylko, że czarodziejowi wydawało się, jakby coś odczepiło się od powalonej rośliny i odpełzło gdzieś za lodową ścianę. Ten mały sukces Kanciasty drogo odkupił, bowiem kolejne magiczne uderzenie rozproszyło jego magiczne osłony i potrzaskało mu pierś.

Akcja Estel sprowokowała Dotiana do aktywniejszego ataku. skoro kilka było unieruchomionych należało pociachać je póki czar elfiny działał. Średnio bowiem mogły się bronić. Dlatego właśnie ruszył skacząc do przodu oraz machając mieczami, jak tylko się da. Próbował ciąć, zmieniac pozycje oraz rozcinać, ile mógł.

Kapłanka na sytuację Odłamka zareagowała od razu modlitwą lecząca, a potem rzuciła kolejną serię świetlistych pocisków w przeciwników Gariona.

Żyjący fragment bramy z kolei starał się nie dać roztrzaskać, przy wyraźnej pomocy kapłanki. Kiedy poczuł rozlewającą się leczniczą energię, pokierował swoj atak na dwójkę przeiwników stojących przy Dotianie a bliżej czarodzieja. Potraktował ich niedużym wybuchem lodu. Miał nadzieję że jeśli nawet nie uszkodzi ich solidnie, to później będą na niego coraz wrażliwsi.
Pod zmasowanym atakiem Dotiana i Kanciastego zaczęły umierać kolejne plugawe rośliny. W sumie nie miały wiele do powiedzenia, unieruchomione kapłańską modlitwą ledwie mogły się bronić. Jednak jeden z mniejszych, zwinnych szczepów uskoczył przed lodowym zaklęciem i w dwóch skokach zbliżył się do Gariona, a jego sztylet chybił tylko o włos. Tak samo zresztą chybiła świetlista moc Aedd'aine. Eladrinka miała wprost fatalną linię wzroku pomiędzy drzewami. Anioł widząc, że powierzona jego ochronie kobieta oddala się by móc skuteczniej atakować, jakby dostał nowe siły. W dwóch potężnych cięciach rozszarpał swego oponenta i jednym podmuchem swych silnych skrzydeł zbliżył się do Estel. Wróg zdawał się tracić siły, a jego posiłki zdawały się być na wyczerpaniu. Co oczywiście spowodowało, że wojownik tylko wzmógł atak. Jak powalał jednego, to chciał podbiec ile trzeba i ciąć drugiego i tak ciągle. Bowiem niewiele rzeczy tak dodaje entuznajzmu, jak zmak spodziewanego zwycięstwa.
- Wyczuwam pułapkę, jeśli ściana nie przygniotła Mistrzów, to znaczy że się przegrupowują. - Posłał swoje myśli do wojownika, kapłanki i anioła. Sam zaś postarał się odepchnąć od siebie przeciwnika podmuchem grzmotu. Miał nadzieję że tym razem uda się uda.
Aedd’aine wsparła towarzyszy kolejnym atakiem świetlistych strzał. Próbowała celować w tych co akurat obrywają, gdyż najwyraźniej zmasowany atak był w stanie ich pokonać.
Skoncentrowanie ataków kapłanki i wojownika powoli, ale jednak przynosiło efekty. Jeszcze jeden szczep rośliny padł bez ruchu na ziemię. Pozostałe, z wyjątkiem jednego uparcie (acz nieskutecznie) próbującego zadźgać Gariona, starały się utrzymać dystans i razić trio swą magią. I nawet jeśli nie wychodziło im to spektakularnie, to po Twinklestarze i aniele widać było zmęczenie i unikanie zaklęć przychodziło im z dużym trudem.
- Możemy albo wycofać się całkiem, albo jednak uderzyć - wojownik postanowił spróbować atakować gwałtownym podbiegiem, jeśli tylko było to możliwe. Doskonale sobie zdawał sprawę, że kto walczy magią, przeważnie słabiej bije się w bezpośrednim starciu.
- Uderzyć, obejście lewym bokiem. - Rzucił szybką myśl do sojuszniczej trójki i poczęstował stojący najbliżej mech odrobiną lodu. Miał nadzieję że ten padnie, albo będzie zbyt rozproszony i wpadnie pod ostrza Twinklestara, o ile ten podąży za planem ataku. Następnie przesunął się bliżej lodowej ściany i ostatniego przeciwnika jakiego dał radę dostrzec ze swojej strony.
Poszukiwacze przygód wreszcie byli górą. Przejęli inicjatywę, zepchnęli mech do defensywy. Estel dzięki łasce swej bogini łagodziła zmęczenie swych kompanów i leczyła ich rany, a miecze Dotiana i anioła w połączeniu z czarami Gariona w końcu wyczyściły pole walki. Żadna roślina się nie poruszała, zdawało się że nawet wiatr ustał i całą wyspę zakrył całun ciszy. I gdzieś pośród tego bezruchu czaił się mistrz, a nawet dwaj. Każdy z nich wielki jak cała czwórka razem wzięta. W pełni sił i bez wątpienia rozgniewany za zniszczenie jego szczepów. Awanturnicy na odwrót - byli zmęczeni, zużyli już większość swych zaklęć. Dalsza walka mogła być bardzo niebezpieczna, lecz z drugiej strony tylko ona zapewniała nagrodę. Jaki sens byłby w całej tej podróży, gdyby mieli wycofać się na krok przed finałem?
- Wzmocnię ochronę mentalną i uderzamy? - zapytała cicho kapłanka jakby chcąc się dostosować do otoczenia.
- Pewnie do boju - stwierdził Dotian - jeśli myślałbym dłużej na temat ataku, pewnie uciekłbym - przyznał wojownik odpowiadając pięknej dziewczynie.
- Idziemy, ja z tyłu. - Garion również postarał się przegrupować, wewnętrznie. Sięgnął do magicznego sztormu, z którego czerpał moc zasilającą jego zaklęcia i postarał się wyciągnąć coś użytecznego. Następnie ruszył za towarzyszami.
Na szpicy szedł zatem Dotian. Zaciskał dłonie na rękojeściach swych mieczy w oczekiwaniu na następną walkę. Wychynął zza lodowej ściany i mech niepamięci był w tym samym miejscu co wmomencie, gdy zasłoniło go zaklęcie odłamka. Wielka, pulsująca masa zieleni. Czekał cierpliwie na właściwy moment. I zaatakował. Twinklestar zatoczył się do tyłu. W głowie miał zupełny chaos. Gdzie był? Co się działo? Pamiętał, że kazał mu tu przybyć centaur. Bishop. Jego dowódca. Ale nie pamiętał celu swojej misji.
Estel i Garion mogli jedynie bezczynnie przyglądać się, jak ich towarzysz rozgląda się w koło pustym wzrokiem. Z ciała mistrza zaś odłączył się pojedynczy szczep. W dłoniach dzierżył dwa miecze i przypominał... nie, to był Dotian. Jego kopia. Poruszał się tak samo, jak wojownik. I w tym samym stylu rzucił się do ataku. Dotian może nie miał pojęcia, po co tu przybył, ale niewątpliwie doskonale wiedział, iż jesli ktoś atakuje, należy się bronić oraz potem skroić przeciwnika. Obok była Estel, właściwie pojęcia nie miał, co tu robiła, ale znali się z dawnych czasów. Pewnie więc jej polecono mu towarzyszyć. Obok niej stał jakiś dziwny panek, który przypominał nieco golema. Skoro jednak stał przy Estel, widocznie był przyjacielem. Ale dlaczego nic nie pamięta? Pewnie został ranny, bowiem po uderzeniu w głowę czasem pamięć na chwilę wariuje. Widywał takie rzeczy. Tymczasem jednak tamto cokolwiek stworzyło wojownika podobnego do niego. Co tam, znaczy magik oraz replika. Skoczył naprzód wrzeszcząc:
- Giń podróbo!
Kapłanka zdecydowała się zaatakować samych mistrzów, a konkretniej uniemożliwić im kolejny podział, więc rzuciła świetlistą sieć na mech chcąc ich jednocześnie nią trochę porazić. Garion z kolei starał się trzeźwym okiem ocenić sytuację i postawił drugą ścianę lodu, tak, by zabarykadować mistrzów w lodowej szczelinie, która by ich skutecznie zamrażała i powoli zabijała. Taktyka jaką wypracowali towarzysze do pokonania mistrzów może i nie była elegancka, ale skuteczności nie można jej było odmówić. Unieruchomieni kapłańską magią Estel i zamrażani arkaniczną magią Gariona zwyczajnie więdli w oczach nie będąc w stanie wyprowadzić kontrataku. Również Twinklestar uporał się ze swym roślinnym klonem i tak oto walka, która zaczęła się bardzo ciężko, zakończyła się wysiłkiem, który spotykało się jedynie przy odbieraniu dziecku słodyczy. Po minucie było po wszystkim.

Tymczasem jednak wojownik skrzywił się.
- Estel, co tutaj robimy oraz kim jest ten sojusznik? - wskazał na Odłamka.
- Jesteśmy na wyprawie botanicznej i przyszliśmy zebrać okaz mchu, który właśnie udało nam się ubić. Proponuję więc zapakować go do skrzyni, drugi fragment zabrać ze sobą, jako zapłatę za mapę i może trzeci fragment do przehandlowania na miejscu, potem ruszamy czym prędzej do Sigil, trzeba go dostarczyć, zanim zacznie niszczeć. Dotianie, wkrótce sobie wszystko przypomnisz, amnezja wywołana przez mech, trwa do roku. Doskonała robota. - Przekazał czarodziej, tak, by jego myśli mógł słyszeć zarówno wojownik jak i pozostała dwójka.
- Nic właściwie z tego nie rozumiem - skrzywił się wojownik, ale skoro mówił to kompan, dlaczego miałby nie wierzyć. - Trochę długo, ale jeśli tak jest. Dobra, botaniczna wyprawa, ale właściwie po co? Dlaczego gadasz myślami - dodał ponadto nic nie łapiąc, aczkolwiek nie przejmował się tym jakoś specjalnie.
- Wyjaśnię Ci wszystko na spokojnie Dotianie - odezwała się kapłanka. - ale teraz muszę zabezpieczyć mech, żebyśmy mieli co dowieźć do Annabell.
Po tych słowach Estel wyciągnęła ze swojej sakwy kilka woreczków, jakieś kamienie i cztery kryształy. Ułożyła wszystko w pobliżu martwego mchu i zaczęła tworzyć krąg wokoło rośliny. Wysypawszy zawartość pierwszego woreczka ułożyła kamienie na granicy okręgu, tak by oznaczały cztery kierunki świata, po czym dołożyła kryształy w samym kręgu. Na koniec wysypując zawartość drugiego woreczka stworzyła drugi krąg okalający ten pierwszy i na nim wyrysowała jakieś symbole. Przyjrzała się wszystkiemu krytycznie, po czym stanęła przy kamieniu symbolizującym północ i uniosła ręce do góry rozpoczynając inkantację:
- Nouiete cumhoc, enaxpre, utdunodam.Nouiete cumhoc, enaxpre, utdunodam.Nouiete cumhoc, enaxpre, utdunodam.Nouiete cumhoc, enaxpre, utdunodam
Tanon eenon, nonla, aunseso, iretiam, duipro, ipiedi.
Dequiqua uidoquod, nouitinris, quonsei, cridere.
- Gdy Aedd’aine skończyła mówić mech rozbłysł białym światłem, by po chwili wrócić do naturalnego, martwego stanu.
- Gotowe - Estel uśmiechnęła się lekko do towarzyszy. - Powinno wystarczyć do naszego powrotu do Sigil.
- Tego dobrze, a właściwie ogólnie po cośmy przybyli na ten teren? - spytał ponownie wojownik, kiedy coś tam Estel zaczęła wspominać na temat Sigil.
- Po ten właśnie mech - kapłanka wskazała roślinę i opisała w kliku słowach ich wyprawę jednocześnie pakując mech ostrożnie do skrzyni.
Byli gotowi do powrotu.
 
Blaithinn jest offline