Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-09-2014, 16:39   #111
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Praca Wspólna


- Dotianie osłaniaj Gariona! - krzyknęła kapłanka wskazując na sunące kształty. - Garionie musimy znaleźć mistrza, bo nas wykończy samą liczebnością - rzuciła do Odłamka i dalej próbowała zlokalizować źródło. Niepokoiło ją to, że nie czuła jeszcze żadnej mentalnej ingerencji. Czyżby mech był tak doskonały, że nawet nie zorientują się kiedy dotknie ich pamięci?
- Aránnar Ćlalinlith, máliridrrieth, thiidrirnar, thrierial, elanen, thriinnal. - rzuciła kolejne ochronne zaklęcie i spróbowała skoncentrować się na szukaniu mistrza. Wojownik nie znał się na mchach, za to umiał przywalić, dlatego własnie Dotian słuchał mądrzejszych od siebie. Skoro piękna Estel chciała, by wsparł Gariona, natychmiast wykonał polecenie. Haha, niech ktoś podejdzie do niego, przerobi na solidny kompost. Skoro przeciwnicy chcieli sobie pogrywać ostrzej, należało zacząć kontrolować otoczenie w bardziej brutalny sposób. Odłamek stanął w lekkim rozkroku i posłał skoncentrowaną przez swą kulę, wiązkę ognia. Po chwili jak żywa rozpanoszyła się na ziemi i pomknęła w górę, rozciągając się na prawej flance i przypiekając stojących tam przeciwników.



Dotian odwrócił się i faktycznie dostrzegł małą sylwetkę pośród traw, która zbliżała się do czarodzieja. Nie wahając się ani chwili doskoczył do niej i dwoma cięciami poszatkował ją na kawałki. Mech rozpadł się nieszkodliwie i nie wyglądał na gotowego do podniesienia się i kontynuowania walki. Garion również nie próżnował. Ściana ognia osłoniła go od władających magią szczepów rośliny, prawdopodobnie solidnie je przypiekając. Niestety nie miał najmniejszych szans aby to dojrzeć. Ze strumyka momentalnie uniosła się gorąca para w miejscu, gdzie ogień stykał się z wodą. Pechowo równie skutecznie uniemożliwiło to kapłance wypatrzenie mistrza, który przecież musiał być gdzieś w pobliżu. Anioł tymczasem rozprawił się z jedną rośliną za cenę silnego cięcia, jakie otrzymał od drugiej. Na domiar złego mchu zaczynało pojawiać się coraz więcej i więcej. Obiegając ognistą przeszkodą, na strażnika Estel rzucił się kolejny przeciwnik, identyczny do swego powalonego poprzednika. Niebianin osłonił się przed jego atakiem w ostatniej chwili, osłaniając też Aedd'aine przed wymierzonym w nią z daleka zaklęciem. Takiej osłony nie miał jednak Twinklestar, który poczuł bolesne uderzenie następnego magicznego pocisku.
Czarodziej zbliżył się nieco do kapłanki i anioła, tak żeby móc lepiej kontrolować sytuację. Następnie przywołał odłamki lodu wprost z żywiołowego chaosu pod nogi obiegającego ścianę ognia mchu. Miał nadzieję że będzie w stanie spowolnić ich nadejście, a następnie kilkoma celnymi falami grzmotu powpychać je w ścianę ognia jak do pieca. Zależało mu na jak największym rozgardiaszu w szeregach wroga, więc nieco rozciągnął powierzchnię zaklęcia.
Estel widząc, iż wojownik i jej stróż zaczynają odnosić rany skupiła się chwilowo na modlitwach leczących.
- Talinbras málorbranen, melinbrnal, nielindori, aelowani!
Cóż, takie okaleczenia jedynie podnosiły energię oraz chęci do walki wojownika. Dlatego najnormalniej na świecie Dotian nie przejmowął się drobiazgami oraz skupił na tym, czy może komus sensownie dać po łbie. Wspaniały oręż aż świstał w jego dłoni dopraszajac się by go użyć przeciwko kolejnemu stworowi z mchowatej substancji. Planował walic ile sił licząc, że potężniejsi magicznie kompani zajma się resztą całej zabawy.
Zaklęcie Gariona uderzyło dokładnie tam, gdzie chciał, obejmując spaczone rośliny lodowym podmuchem. Trawa pod nimi momentalnie pokryła się szronem, lecz sam mech wydawał się tym w ogóle nie poruszony. Aedd'aine, unikając wściekłych ataków stojącego przed nią przeciwnika, objęła swą leczącą magią wszystkich kompanów. Siniaki i zmęczenie zniknęły w mgnieniu oka. Niestety nijak nie zredukowało to liczby napierających przeciwników. Sytuację starał się poprawić Twinklestar, przymierzając się do oflankowania i zasieczenia jednego z przeciwników, lecz gdy tylko wykonał pierwszy krok poczuł jak coś owija się w okół jego stóp. Trawa chwyciła go z siłą, której nie powstydziłby się krasnolud i przytrzymała w miejscu. Anioł zaś, jak na razie bezskutecznie, usiłował trafić któryś ze stojących przy nim szczepów, lecz te unikały cięć jego gorejącego miecza z wprawą najlepszych weteranów.




Sytuacja robiła się coraz bardziej niekorzystna. Z jednego z drzew, oraz zza krzaków wypadły następna dwa mchy. Postawą przypominały trochę niziołki, lecz w przeciwieństwie do tych dość sympatycznych istot, rzuciły się na Dotiana osaczając go tak, jak on sam chciał osaczyć zagrażającą eladrince roślinę. Cięcia ich pokręconych sztyletów nadeszły pod niespodziewanymi kątami i gdyby wojownik nie posiadał dwóch mieczy nie byłby w stanie ich sparować. Z drugiej strony Garion w ogóle nie sparował pchnięcia, jakie zadał mu mech po dobiegnięciu do jego pleców, lecz szczęśliwie ochronna magia rozproszyła całą siłę ataku. Gdy jednak nad głową Kanciastego śmignął magiczny pocisk i kiedy dostrzegł kolejny szczep mchu przedzierający się przez strumień zrozumiał, że jego pozycja taktyczna była wysoce niekorzystna. Nie tak jednak niekorzystna, jak pozycja Estel. Mech wykonał zwód, na który nabrał się niebianin, po czym okręcił się i potężnym młyńcem rąbnął kobietę w pierś. Nie zdołała ona utrzymać równowagi i zatoczyła się w tył. Prosto w płomienie zaklęcia odłamka. Co dziwne, ogień nie palił jej aż tak mocno. Za to anioł szarpnął się nagle z bólu, wystawiając na serię ataków. Cięcia i czary rozbijały się na jego pancerzu jedno po drugim.
Aedd’aine wyskoczyła z płomieni na tyle na szybko na ile była w stanie i rzuciła serię świetlistych pocisków w nacierających na stróża przeciwników. Natomiast Dotian skupił się najpierw na próbie rozcięcia tych więzów, bowiem, kiedy to coś trzymało jego nog nie mógł wykorzystać swoich umiejętności. Potem planował przeskoczyć, lub przeturlać sie gdzieś na bok likwidując flankowanie oraz ponownie zaatakować.
Garion próbował swym kolejnym czarem wepchnąć mech w ognistą ścianę, lecz roślina okazała się lepiej trzymać na nogach niż kapłanka. Fakt, że sam musiał chronić się przed atakami, nie ułatwiał mu sprawy. W dodatku Estel, odskakując od ognia prawie sama władowała się pod zaklęcie. Jej własna modlitwa była skuteczniejsza. Świetliste pociski uderzyły prosto w pierś istoty, wypalając solidne dziury. Niestety było to za mało. Cięcie na odlew, które wyprowadził anioł także nie wyrządziło krzywdy, na którą liczyli towarzysze. Twinklestar w ogóle nie był w pozycji do atakowania i jedynie udało mu się uwolnić od zdradliwego podłoża jednocześnie nie dając flankującym go potworom przerobić się na filety.




Sytuacja ze złej przeradzała się jednak w coraz gorszą. Złowroga roślina zacieśniała swój krąg. Cięcia nadchodziły niemal ze wszystkich kierunków, dodatkowo wspomagane przez kanonadę magicznych pocisków. Dotian bronił się mężnie, ale w końcu jedno z ostrzy prześliznęło się między jego zastawami i skosztowało pierwszej krwi.Taki solidny cios powodował, że najlepiej było po prostu próbować zwiać, ale nie mógł pozostawić towarzyszy. Czyli walczył, ile się dało, usiłując po prostu udziabać przeciwnika, jak najmocniej mógł wykonać.
Kapłanka widząc co się dzieje rzuciła najpierw zaklęcie uzdrawiające na wojownika, a później skoncentrowała się na stworzeniu świetlistych strzał, które posłała w stronę zbliżających się wrogów.
Garion z kolei przestał się koncentrować, na podtrzymywanej do tej pory ścianie ognia. Obecnie jedynie blokowała im pole manewru, pozwalając przeciwnikom na przyparcie ich z trzech stron. Następnie przeniósł się na nieco bardziej taktyczną pozycję, jednocześnie dekoncentrując znajdujących się najbliżej wrogów. Później miał zamiar postawić prostą zaporę z lodu, między przeciwnikami atakującymi z dala a trójką nieszczęsnych poszukiwaczy mchu walczących z aniołem u boku.
Estel uważała się za bardzo dobrą medyczkę i nie było to bezpodstawne. Jej jedna modlitwa sprawiła, że rana Twinklestara zasklepiła się, a ból minął. Ofensywa była już jej słabszą stroną. Wyczarowane strzały co prawda ugodziły dwie rośliny, lecz nie wyrządziły im dużej krzywdy. Coś jednak eladrince się nie podobało (no, poza tym, że była otoczona przez przeważające siły wroga). Zaklęcia jej i Kanciastego, a także ostrza Dotiana trafiały celu raz za razem, lecz mech ciągle napierał nic sobie z tego nie robiąc. Jakby coś podtrzymywało go przy życiu. Jakby na dowód wojownik rozciął jednego ze swych oponentów wzdłuż torsu, lecz ten jedynie zaatakował ze zdwojoną siłą.
Garion widząc, że ich taktyczna pozycja (a już na pewno jego własna) pozostawia wiele do życzenia. Dlatego też rozproszył ognistą ścianę, a zaraz potem skorzystał ze swych wrodzonych mocy by przenieść się w inny punkt pola bitwy. Gdy tylko płomienie zniknęły, a unosząca się nad ziemią para ulotniłą się, oczom kompanów ukazali się kolejni wrogowie, tylko czekający na okazję do ataku. Dwóch z nich nie miało nawet ludzkiego kształtu. Było po prostu wielką, zieloną masą - nie trzeba było nawet czytać ksiąg jak Garion, by domyśleć się, że oto właśnie widzieli mistrzów. Aedd'aine i Kanciasty momentalnie poczuli nacisk na swój umysł. Zarówno magiczna mikstura, jak i błogosławieństwo odparły pierwszą inwazję na myśli i wspomnienia - pytanie, jak długo te bariery się utrzymają? Szczególnie, że wszystkie sługi nie próżnowały, wciąż atakując. W sytuacji która jakoś z fatalnej przerodziłą się w gorszą, jedynym promykiem nadziei było to, że aniołowi wreszcie udało się zasiec jeden z flankujących go szczepów.



-------------------------------------
1 Autora nie znam, wykopane na Great Walls of Fire
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 27-09-2014, 13:08   #112
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
-Wymyślcie coś - krzyknął Dotian, który postanowił, że będzie powstrzymywał te istoty ile się tylko da, nawet kosztem ran, czy skaleczeń. Chciał walczyć wyłącznie obronnie, biegać, skakać, blokować. Liczył jednocześnie na to, że dzięki temu magiczni kompani coś odpowiedniego wykombinują.
- Zwykłe ataki nic tu nie dadzą! Garionie, rzucaj co masz najsilniejszego w mistrzów, ja spróbuję jeszcze cie wzmocnić! Dotianie, Stróżu osłaniajcie nas! - odkrzyknęła Estel koncentrując się na modlitwach wzmacniających.

Garion nie namyślając się wiele, przywołał do istnienia lodową ścianę dokładnie w miejscu, gdzie zobaczył mistrzów, starając się objąć jak największą ich masę. Miał nadzieję że odrobina chłodu nieco ostudzi zapędy mistrzów.
Skoro Twinklestar był w stanie walczyć z trzema przeciwnikami na raz i jakoś to przeżyć, to pewnie byłby i w stanie walczyć z czterema. Najpierw prześlizgnął się pod ostrzem największego ze swych oponentów i zaatakował mech zagrażający Estel. Przetoczył się w tył, zmuszając go do pościgu, jednocześnie odtrącając na bok wymierzone w niego pchnięcie. Gdyby dał się otoczyć, zapewne i on nie dałby rady długo się bronić, zatem przyparł plecami do drzewa gotów wytrzymać ile tylko będzie trzeba.

W międzyczasie z pomocą kapłańskiego błogosławieństwa, Garion otoczył grupę przeciwników ścianą lodu. Tak jak poprzednio strumyk zagotował się od magii, tak teraz jego powierzchnia pokryła się krą. Przynajmniej na razie trzykrotna przewaga przeciwnika zmniejszyła się do dwókrotnej. Anioł na ile tylko był w stanie starał się osłonić Aedd'aine, zarówno przed magią jak i mieczem i na razie mu się to udawało. Twinklestar utrzymywał swoją linię, zaś Garionowi udało się uchylić przed wymierzonym w niego czarem. Sytuacja przestała się pogarszać, ale nie była jakoś szczególnie lepsza.
Owszem, jednak zmiany szły we właściwym kierunku. Skoro bowiem Dotian jakoś bronił się, elfka nie potrzebowała już go leczyć, lecz mogła skupić się na ofensywie, identycznie Garion. Dlatego po prostu Dotian dalej zwijał się, by dać swoim jak najwięcej czasu na atak magiczny.
Kapłance nie do końca chodziło o to co uczynił Odłamek ale musiała zadowolić się takim efektem, w końcu za spalenie mistrzów do gołej ziemi nie dostaną pieniędzy.
- Garionie, a jakbyś odciął to całe towarzystwo od ziemi? Może staną się bardziej podatni? - zaproponowała a sama rzuciła świetlistą sieć na przeciwników wojownika, by wspomóc go w walce.
Kapłanka nie mogła oczywiście objąć swym czarem cały walczący z Dotianem mech - wtedy sam wojownik padłby związany jak baleron. Niemniej skrępowanie i unieruchomienie trzech wrogów było już znacznym postępem. Twinklestar, choć wciąż musiał się solidnie przy tym nagimnastykować, trzymał wrogie ostrza na dystans. Garion zaś może zignorował sugestię Aedd'aine, a może po prostu nie miał na podorędziu zadnego odpowiedniego czaru, bowiem uciekł się do dwóch lodowych promieni wymierzonych w dwa blisko stojące szczepy rośliny. Możliwe, że jego decyzja by korzystać z magii lodu była słuszna, bowiem kolejny przeciwnik padł. Tyle tylko, że czarodziejowi wydawało się, jakby coś odczepiło się od powalonej rośliny i odpełzło gdzieś za lodową ścianę. Ten mały sukces Kanciasty drogo odkupił, bowiem kolejne magiczne uderzenie rozproszyło jego magiczne osłony i potrzaskało mu pierś.

Akcja Estel sprowokowała Dotiana do aktywniejszego ataku. skoro kilka było unieruchomionych należało pociachać je póki czar elfiny działał. Średnio bowiem mogły się bronić. Dlatego właśnie ruszył skacząc do przodu oraz machając mieczami, jak tylko się da. Próbował ciąć, zmieniac pozycje oraz rozcinać, ile mógł.

Kapłanka na sytuację Odłamka zareagowała od razu modlitwą lecząca, a potem rzuciła kolejną serię świetlistych pocisków w przeciwników Gariona.

Żyjący fragment bramy z kolei starał się nie dać roztrzaskać, przy wyraźnej pomocy kapłanki. Kiedy poczuł rozlewającą się leczniczą energię, pokierował swoj atak na dwójkę przeiwników stojących przy Dotianie a bliżej czarodzieja. Potraktował ich niedużym wybuchem lodu. Miał nadzieję że jeśli nawet nie uszkodzi ich solidnie, to później będą na niego coraz wrażliwsi.
Pod zmasowanym atakiem Dotiana i Kanciastego zaczęły umierać kolejne plugawe rośliny. W sumie nie miały wiele do powiedzenia, unieruchomione kapłańską modlitwą ledwie mogły się bronić. Jednak jeden z mniejszych, zwinnych szczepów uskoczył przed lodowym zaklęciem i w dwóch skokach zbliżył się do Gariona, a jego sztylet chybił tylko o włos. Tak samo zresztą chybiła świetlista moc Aedd'aine. Eladrinka miała wprost fatalną linię wzroku pomiędzy drzewami. Anioł widząc, że powierzona jego ochronie kobieta oddala się by móc skuteczniej atakować, jakby dostał nowe siły. W dwóch potężnych cięciach rozszarpał swego oponenta i jednym podmuchem swych silnych skrzydeł zbliżył się do Estel. Wróg zdawał się tracić siły, a jego posiłki zdawały się być na wyczerpaniu. Co oczywiście spowodowało, że wojownik tylko wzmógł atak. Jak powalał jednego, to chciał podbiec ile trzeba i ciąć drugiego i tak ciągle. Bowiem niewiele rzeczy tak dodaje entuznajzmu, jak zmak spodziewanego zwycięstwa.
- Wyczuwam pułapkę, jeśli ściana nie przygniotła Mistrzów, to znaczy że się przegrupowują. - Posłał swoje myśli do wojownika, kapłanki i anioła. Sam zaś postarał się odepchnąć od siebie przeciwnika podmuchem grzmotu. Miał nadzieję że tym razem uda się uda.
Aedd’aine wsparła towarzyszy kolejnym atakiem świetlistych strzał. Próbowała celować w tych co akurat obrywają, gdyż najwyraźniej zmasowany atak był w stanie ich pokonać.
Skoncentrowanie ataków kapłanki i wojownika powoli, ale jednak przynosiło efekty. Jeszcze jeden szczep rośliny padł bez ruchu na ziemię. Pozostałe, z wyjątkiem jednego uparcie (acz nieskutecznie) próbującego zadźgać Gariona, starały się utrzymać dystans i razić trio swą magią. I nawet jeśli nie wychodziło im to spektakularnie, to po Twinklestarze i aniele widać było zmęczenie i unikanie zaklęć przychodziło im z dużym trudem.
- Możemy albo wycofać się całkiem, albo jednak uderzyć - wojownik postanowił spróbować atakować gwałtownym podbiegiem, jeśli tylko było to możliwe. Doskonale sobie zdawał sprawę, że kto walczy magią, przeważnie słabiej bije się w bezpośrednim starciu.
- Uderzyć, obejście lewym bokiem. - Rzucił szybką myśl do sojuszniczej trójki i poczęstował stojący najbliżej mech odrobiną lodu. Miał nadzieję że ten padnie, albo będzie zbyt rozproszony i wpadnie pod ostrza Twinklestara, o ile ten podąży za planem ataku. Następnie przesunął się bliżej lodowej ściany i ostatniego przeciwnika jakiego dał radę dostrzec ze swojej strony.
Poszukiwacze przygód wreszcie byli górą. Przejęli inicjatywę, zepchnęli mech do defensywy. Estel dzięki łasce swej bogini łagodziła zmęczenie swych kompanów i leczyła ich rany, a miecze Dotiana i anioła w połączeniu z czarami Gariona w końcu wyczyściły pole walki. Żadna roślina się nie poruszała, zdawało się że nawet wiatr ustał i całą wyspę zakrył całun ciszy. I gdzieś pośród tego bezruchu czaił się mistrz, a nawet dwaj. Każdy z nich wielki jak cała czwórka razem wzięta. W pełni sił i bez wątpienia rozgniewany za zniszczenie jego szczepów. Awanturnicy na odwrót - byli zmęczeni, zużyli już większość swych zaklęć. Dalsza walka mogła być bardzo niebezpieczna, lecz z drugiej strony tylko ona zapewniała nagrodę. Jaki sens byłby w całej tej podróży, gdyby mieli wycofać się na krok przed finałem?
- Wzmocnię ochronę mentalną i uderzamy? - zapytała cicho kapłanka jakby chcąc się dostosować do otoczenia.
- Pewnie do boju - stwierdził Dotian - jeśli myślałbym dłużej na temat ataku, pewnie uciekłbym - przyznał wojownik odpowiadając pięknej dziewczynie.
- Idziemy, ja z tyłu. - Garion również postarał się przegrupować, wewnętrznie. Sięgnął do magicznego sztormu, z którego czerpał moc zasilającą jego zaklęcia i postarał się wyciągnąć coś użytecznego. Następnie ruszył za towarzyszami.
Na szpicy szedł zatem Dotian. Zaciskał dłonie na rękojeściach swych mieczy w oczekiwaniu na następną walkę. Wychynął zza lodowej ściany i mech niepamięci był w tym samym miejscu co wmomencie, gdy zasłoniło go zaklęcie odłamka. Wielka, pulsująca masa zieleni. Czekał cierpliwie na właściwy moment. I zaatakował. Twinklestar zatoczył się do tyłu. W głowie miał zupełny chaos. Gdzie był? Co się działo? Pamiętał, że kazał mu tu przybyć centaur. Bishop. Jego dowódca. Ale nie pamiętał celu swojej misji.
Estel i Garion mogli jedynie bezczynnie przyglądać się, jak ich towarzysz rozgląda się w koło pustym wzrokiem. Z ciała mistrza zaś odłączył się pojedynczy szczep. W dłoniach dzierżył dwa miecze i przypominał... nie, to był Dotian. Jego kopia. Poruszał się tak samo, jak wojownik. I w tym samym stylu rzucił się do ataku. Dotian może nie miał pojęcia, po co tu przybył, ale niewątpliwie doskonale wiedział, iż jesli ktoś atakuje, należy się bronić oraz potem skroić przeciwnika. Obok była Estel, właściwie pojęcia nie miał, co tu robiła, ale znali się z dawnych czasów. Pewnie więc jej polecono mu towarzyszyć. Obok niej stał jakiś dziwny panek, który przypominał nieco golema. Skoro jednak stał przy Estel, widocznie był przyjacielem. Ale dlaczego nic nie pamięta? Pewnie został ranny, bowiem po uderzeniu w głowę czasem pamięć na chwilę wariuje. Widywał takie rzeczy. Tymczasem jednak tamto cokolwiek stworzyło wojownika podobnego do niego. Co tam, znaczy magik oraz replika. Skoczył naprzód wrzeszcząc:
- Giń podróbo!
Kapłanka zdecydowała się zaatakować samych mistrzów, a konkretniej uniemożliwić im kolejny podział, więc rzuciła świetlistą sieć na mech chcąc ich jednocześnie nią trochę porazić. Garion z kolei starał się trzeźwym okiem ocenić sytuację i postawił drugą ścianę lodu, tak, by zabarykadować mistrzów w lodowej szczelinie, która by ich skutecznie zamrażała i powoli zabijała. Taktyka jaką wypracowali towarzysze do pokonania mistrzów może i nie była elegancka, ale skuteczności nie można jej było odmówić. Unieruchomieni kapłańską magią Estel i zamrażani arkaniczną magią Gariona zwyczajnie więdli w oczach nie będąc w stanie wyprowadzić kontrataku. Również Twinklestar uporał się ze swym roślinnym klonem i tak oto walka, która zaczęła się bardzo ciężko, zakończyła się wysiłkiem, który spotykało się jedynie przy odbieraniu dziecku słodyczy. Po minucie było po wszystkim.

Tymczasem jednak wojownik skrzywił się.
- Estel, co tutaj robimy oraz kim jest ten sojusznik? - wskazał na Odłamka.
- Jesteśmy na wyprawie botanicznej i przyszliśmy zebrać okaz mchu, który właśnie udało nam się ubić. Proponuję więc zapakować go do skrzyni, drugi fragment zabrać ze sobą, jako zapłatę za mapę i może trzeci fragment do przehandlowania na miejscu, potem ruszamy czym prędzej do Sigil, trzeba go dostarczyć, zanim zacznie niszczeć. Dotianie, wkrótce sobie wszystko przypomnisz, amnezja wywołana przez mech, trwa do roku. Doskonała robota. - Przekazał czarodziej, tak, by jego myśli mógł słyszeć zarówno wojownik jak i pozostała dwójka.
- Nic właściwie z tego nie rozumiem - skrzywił się wojownik, ale skoro mówił to kompan, dlaczego miałby nie wierzyć. - Trochę długo, ale jeśli tak jest. Dobra, botaniczna wyprawa, ale właściwie po co? Dlaczego gadasz myślami - dodał ponadto nic nie łapiąc, aczkolwiek nie przejmował się tym jakoś specjalnie.
- Wyjaśnię Ci wszystko na spokojnie Dotianie - odezwała się kapłanka. - ale teraz muszę zabezpieczyć mech, żebyśmy mieli co dowieźć do Annabell.
Po tych słowach Estel wyciągnęła ze swojej sakwy kilka woreczków, jakieś kamienie i cztery kryształy. Ułożyła wszystko w pobliżu martwego mchu i zaczęła tworzyć krąg wokoło rośliny. Wysypawszy zawartość pierwszego woreczka ułożyła kamienie na granicy okręgu, tak by oznaczały cztery kierunki świata, po czym dołożyła kryształy w samym kręgu. Na koniec wysypując zawartość drugiego woreczka stworzyła drugi krąg okalający ten pierwszy i na nim wyrysowała jakieś symbole. Przyjrzała się wszystkiemu krytycznie, po czym stanęła przy kamieniu symbolizującym północ i uniosła ręce do góry rozpoczynając inkantację:
- Nouiete cumhoc, enaxpre, utdunodam.Nouiete cumhoc, enaxpre, utdunodam.Nouiete cumhoc, enaxpre, utdunodam.Nouiete cumhoc, enaxpre, utdunodam
Tanon eenon, nonla, aunseso, iretiam, duipro, ipiedi.
Dequiqua uidoquod, nouitinris, quonsei, cridere.
- Gdy Aedd’aine skończyła mówić mech rozbłysł białym światłem, by po chwili wrócić do naturalnego, martwego stanu.
- Gotowe - Estel uśmiechnęła się lekko do towarzyszy. - Powinno wystarczyć do naszego powrotu do Sigil.
- Tego dobrze, a właściwie ogólnie po cośmy przybyli na ten teren? - spytał ponownie wojownik, kiedy coś tam Estel zaczęła wspominać na temat Sigil.
- Po ten właśnie mech - kapłanka wskazała roślinę i opisała w kliku słowach ich wyprawę jednocześnie pakując mech ostrożnie do skrzyni.
Byli gotowi do powrotu.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 28-09-2014, 17:47   #113
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Mając w swym posiadaniu mech, towarzyszy już nic nie trzymało na Księżycowej Wyspie. Z drugiej jednak strony jaki poszukiwacz przygód oparłby się pokusie przetrząśnięcia leża pokonanego potwora? Mech niepamięci był bardziej zainteresowany pożarciem wspomnień swych ofiar niż ich fizycznym zjedzeniem, lecz cała trójka na własnej skórze przekonała się, jak skutecznie potwór potrafił się bronić. Parę minut poszukiwań pozwoliło im odnaleźć resztki kilku humanoidów. Kości zostały oczyszczone z całego mięsa, ubrania w większości zniszczone i rozwleczone w około, razem z osobistymi przedmiotami. Kilka perełek jednak ocalało. Trochę kosztowności, za które na pewno udałoby się otrzymać niezłą ceną, a nawet rzeczy przesiąknięte magią. Wspaniałe, misternie wykonane buty, w których Estel od razu rozpoznała dzieło eladrińskich szewców.



1

Trudno byłoby tu jednak zarzucać Aedd'aine stereotypowe zamiłowanie kobiet do obuwia wszelkiej maści i odmian. Kwestia była znacznie bardziej praktyczna. Buty takie bowiem często zaklęte były w taki sposób, aby wzmacniać naturalną zdolność eladrinów do teleportacji. I choć nie pozwalały na cuda, jak baśniowe, siedmiomilowe buty, to przynajmniej nie próbowały postawić jednej stopy właściciela siedem mil od drugiej (co byłoby bez wątpienia bardzo bolesne) – mogły za to w mgnieniu oka przenieść kogoś o kilkanaście metrów.
Dotian z kolei bez trudu dostrzegł krwisto-szkarłatny płaszcz leżący w stercie zgniłych liści. Owszem, smród którym przesiąkł wymagał całych dni szorowania, ale Garion po paru minutach rozpoznał drzemiącą w nim magię.



Wszyte w materiał płaszcza za pomocą srebrnej nici glify sprawiały, że na krótki czas potrafił uczynić ciało noszącej go osoby twardym jak kamień. Nawet z czasową amnezją, wojownik potrafił wyobrazić sobie kilka sytuacji, w których taka nadludzka odporność bardzo ułatwiłaby mu życie.
Kanciasty trafił na niemniej ciekawy okaz. Srebrna obręcz wciąż okalała czaszkę ofiary wyspy, przez co Estel ani Twinklestar pewnie by jej nie tknęli, ale czarodziej nie miał takich skrupułów. Arkaniczna energia zaklęta w tej biżuterii przyprawiłaby go o świerzbienie zębów, gdyby tylko takowe miał. Bez zbędnego wahania włożył swe znalezisko na własne czoło i po chwili koncentracji odkrył jego właściwości.



Magiczny przedmiot pozwalał znacznie przyspieszyć proces rzucania czarów. Potrzebna była w tym celu duża energia maniczna, przez co obręcz musiała się bardzo szybko wyczerpywać, ale cóż z tego? Jaki mag nie chciałby rzucać zaklęcia za zaklęciem, nawet jeśli tylko przez kilkanaście sekund?

Po zebraniu łupów cała trójka skierowała się z powrotem na brzeg, mając nadzieję, że obecność anioła pomoże im w znalezieniu powrotnego statku równie skutecznie, jak pomogła im w dostaniu się na wyspę. Cóż, ich nadzieje zostały spełnione.



Prawdę mówiąc, w Faen Verdaya towarzyszy też już specjalnie nic nie trzymało. Co najwyżej parę ostatnich, nierozwiązanych spraw. Niezłym pomysłem była pomoc Dotianowi w wypełnieniu w jego pamięci paru dziur. Utracone w walce wspomnienia wracały szybko. Ostatnie miesiące, a nawet lata były w umyśle wojownika bardzo wyraźne. Umykały mu jedynie szczegóły z ostatnich dwóch dni, oraz z dzieciństwa. Szczególnie to drugie było irytujące. Czy naprawdę nie pamiętał już imienia przyjaciela z młodości, czy to dopiero mech mu je ukradł? No i za nic nie mógł sobie przypomnieć imienia wróżki, której miał przynieść mech. Coś z kwiatkami, ale jakimi?
Jeśli już ktoś miał się ociągać z powrotem do Sigil, to Estel. Świadomość, że zaraza w najlepsze panoszyła się po Ulu kazała jej się spieszyć, lecz z drugiej strony nie chciała zostawiać Saevera w lochu. Przynajmniej nie na wyspie Dworu. Półdrow mógł być oszalały, ale powolna erozja jego osobowości przez boską wolę nie jawiła jej się jako właściwy sposób, by mu pomóc.

Zresztą i tak trio nie mogło tak po prostu pstryknąć palcami i znaleźć się w Klatce. Trzeba było najpierw dopłynąć do Starhallow. Dotychczasowe doświadczenie podpowiadało na szczęście, że znalezienie chętnej do pomocy załogi statku na Archipelagu nie było trudne. Odnalezienie portalu było więc formalnością. Zupełnie inną sprawą było skorzystanie z niego. Wszak nie znali klucza.


____________________________
1 - buty pochodzą z galerii Gwillieth na deviantarcie
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 16-04-2016 o 16:48.
Zapatashura jest offline  
Stary 04-10-2014, 03:02   #114
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Diadem był wspaniały, jego magia mogła się szybko zużywać i wolno regenerować, ale była potężna. Mógł stanowić o życiu lub śmierci pewnego dnia. Chociaż ewidentnie dla poprzedniego właściciela nie był wystarczająco potężny. Nieco cyniczna myśl przetoczyła się przez głowę odłamka, kiedy chłodny metal zetknął się z krystaliczną skórą Żyjącego Fragmentu.


Faen Verdaya kolejne miejsce w planach, które zdarzyło mu się odwiedzić przypadkiem lub z konieczności. Czuł uniesienie na myśl o pokonaniu mchu, to było... dziwne. Zazwyczaj podchodził do życia logicznie, kalkulował zyski i straty. Teraz zaś cieszył się z pokonania pamięciożercy, przepełniała go radość. Smakował ją teraz w drodze na wyspę. Przeoczywszy w całym ferworze jeden drobny szczegół. Nie mieli klucza. Zastanawiał się przez chwilę jak mógł o tym zapomnieć, ale uznał że to nieistotne, ważniejsze było znalezienie go.


Czarodziej wziął od Dotiana mapę i zaczął ją bardzo uważnie studiować na wszelkie znane sobie sposoby. Jeśli była mapa portalu, to może było jakiekolwiek oznaczenie lub wskazówka na temat klucza. Oświetlał ją wszelkimi znanymi sobie kolorami światła, przekręcał pod wszystkimi kątami, byle cokolwiek z niej wydobyć. Musiał to chyba jednak bardziej dogłębnie przemyśleć, bo na razie nic nie rzucało mu się wprost w oczy jako rozwiązanie zagadki.
- Ten satyr, któremu mamy dać część mchu, nie wspominał przypadkiem czegoś na temat klucza, albo tego, że da ci klucz kiedy dostarczysz mu zapłatę za mapę? - Zerknął na wojownika znad planu, który miał ich doprowadzić do portalu prowadzącego do Sigil. Nieco się stęsknił za tym zakazanym dla bogów miejscem. Przyłapał się właśnie na kolejnej emocji, tęsknocie, faktycznie to miejsce musiało na niego mocno oddziaływać, była najwyższa pora stąd zniknąć.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 04-10-2014, 16:54   #115
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Spojrzał dziwnie na swojego kompana.
- Satyr, mech, właściwie o czym ty mówisz? – podrapał się w ucho zafrasowany. – Niczego nie pamiętam, ale jeśli rzeczywiście jestem cos winien satyrowi, trzeba mu to oddać, bowiem wszyscy chyba wiedzą, iże satyry nie przepuszczają osobom, które zrobiły je na szaro. Tak ogólnie, co to za mapa? – dodał jeszcze kolejne pytanie. Poza tym ruszały go znaleziska, magiczne oraz pomocne. Właściwie każdemu się dostało coś fajnego, każdemu coś potrzebnego.

Jednak obecnie, po słowach magika zaczął się niepokoić. Jeśli to on rozmawiał z owym satyrem, to rzeczywiście musiał spełnić obietnicę. Skoro jednak tak czy siak tamten mógł mieć klucz, to musieli go odnaleźć i z nim porozmawiać.
- Nie pamiętam – powtórzył rozkładając łapska – może powiedział, ale nie wiem teraz. Musimy pójść do niego oraz spytać oraz oddać ów kawałek mchu, jeśli bowiem ma klucz, to tym bardziej bez oddania mchu go nie odda. Czy to naprawdę satyr, byłem u niego sam, mówiłem, gdzie go znalazłem? – ogarnięty sklerozą wojownik miał obecnie znacznie więcej pytań niżeli gotowych odpowiedzi.
 
Kelly jest offline  
Stary 04-10-2014, 21:19   #116
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Estel nie brała udziału w poszukiwaniu resztek po nieszczęśliwych wędrowcach.
Najpierw zmówiła modlitwę dziękczynną do Angharradh za pomoc w pokonaniu wroga, a potem zajęła się odmawianiem litanii za zmarłych, by ukoić dusze poległych. Gdy w końcu skończyła jej towarzysze zdołali już odnaleźć wartościowe przedmioty. Aedd'aine nie chciała jednak korzystać z tak zdobytej rzeczy, więc postanowiła oddać buty świątyni.

- Znam Starhollow, więc powinno udać mi się znaleźć, to zaznaczone miejsce - odezwała się widząc Dotiana i Gariona stojących nad mapą. - Ale rzeczywiście dobrze, by było odwiedzić jeszcze tego satyra... Może mieć jakieś wskazówki co do klucza. Poza tym, jeśli nie oddasz mu tego co obiecałeś, będzie cie to gnębić. - Dodała kapłanka uśmiechając się lekko do wojownika.

Sama czuła się równie skonfudowana jak sam Dotian. Z jednej strony najchętniej by została w Faen Verdaya, gdyż tutaj był Saever. Z drugiej nie chciała zostawiać Dotiana samego, kiedy szwankowała mu pamięć. Czuła się w obowiązku "dostarczyć" go z powrotem do siostry.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 19-10-2014, 13:52   #117
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Twinklestar i Kanciasty byli pragmatyczni. Odnalezione magiczne przedmioty zdawały się być bardzo przydatne, a dotychczasowym właścicielom już i tak się do niczego przydać nie mogły. W Multiwersum zaś, magia często była tym co oddzielało żywego poszukiwacza przygód od martwego. Z Aedd'aine sprawa była jednak inna. Była fey, a fey mieli bardzo specyficzne pojęcie własności. Śmierć jeszcze nie oznaczała zrzeczenia się swych praw do dóbr materialnych. Dlatego też swoją część łupów oddała do świątyni. Co nie oznaczało jeszcze, że z walki z mchem wyszła z pustymi rękami.


Iealliana Silvermoon nie wyglądała nawet na zaskoczoną, gdy Estel złożyła przed nią materialne pozostałości zabitych fey. Wszak wypełniała jedynie swój obowiązek, nie tylko kapłanki, ale przede wszystkim eladrinki. Zachowała się zgodnie z tradycją swego ludu.
-Dobrze wiedzieć dziecko, że mimo tylu lat spędzonych w bezkresach Planów, wciąż kroczysz właściwą ścieżką – pochwaliła ją arcykapłanka. Aedd'aine wiedziała, że nie zawsze była to prawda, a bliskość Saevera wcale nie ułatwiała jej zapomnieć własnego upadku, lecz na słowa Silvermoon jedynie schyliła pokornie głowę.
-Uważam, że zasługujesz na jakiś podarek w nagrodę – kontynuowała. -Coś, co pozwoli ci nigdy nie pomylić dróg.
Iealliana zaczęła śpiewać, a jej dłonie zaczęły kreślić skomplikowane figury w powietrzu. Ruchy palców zdawały się pozostawiać za sobą srebrne smugi. Cała inkantacja nie trwała dłużej niż pół modlitwy, lecz gdy arcykapłanka dotknęła czoła Estel, młodsza eladrinka poczuła, że coś uległo w niej zmianie. Bardzo trudno było jej to opisać. Słyszała, że krasnoludy instynktownie wiedziały jak głęboko pod ziemią się znajdują. Można było zawiązać takiemu brodaczowi oczy i prowadzić tunelami w górę i w dół przez całe dnie, a on i tak bez trudu mógł powiedzieć jak wysoko nad jego głową znajduje się powierzchnia. Aedd'aine czuła, że teraz potrafiłaby zrobić coś podobnego. Jakby jej zmysły zyskały kotwicę, do której zawsze mogły się odnieść. Był to efekt bardzo starej magii fey, starszej niż jakiekolwiek tradycje ludzki magów. Eladrinka była świadoma istnienia takich darów, lecz do tej pory żadnego nie doświadczyła. Powrót do Arvandoru był dla niej pasmem zupełnie nowych przeżyć. Tyle lat na planach materialnych i Morzu Astralnym, a niespodzianki czekały na nią za progiem domu.




Rozmowy i dumanie nie pomagały niestety w odgadnięciu jaką formę mógł mieć klucz do portalu do Klatki. Może i nawet Dotian go znał, a jedynie nie pamiętał z powodu starcia z psioniczną rośliną? Nie można tego było wykluczyć, ale wojownik był jednak osobą solidną i odpowiedzialną. Gdyby wiedział coś o kluczu wcześniej, przekazałby taką informację kompanom. Trzeba było zatem założyć, że satyr nie podzielił się tą wiedzą z czystej złośliwości, albo dla psoty. Estel ani trochę by to nie zdziwiło. Dlatego też należało satyra najzwyczajniej w świecie odnaleźć i rozmówić się z nim – wszyscy się z tym zgadzali.
W praktyce było to trochę trudniejsze niż wynikało z rozmowy. Twinklestar miał raczej mgliste pojęcie gdzie się kram, w którym zdobył mapę, znajdował. Poszukiwania zajęły solidne dwie godziny, co biorąc pod uwagę pokaźne rozmiary Faen Verdaya i tak było wynikiem co najmniej przyzwoitym. Wojownik nie miał też żadnych wątpliwości, że trafił we właściwe miejsce, gdy ujrzał charakterystyczną witrynę.
W środku było paru klientów. Jakiś pół-elf i bariaur dyskutowali zawzięcie z bardzo energiczną wróżką, która latała im wokół głów i trajkotała jak najęta. Dotianowi wydała się jakby znajoma. Tyle tylko, że nie mógł przywołać jej imienia. Coś z kwiatami. Fiołek? Malwa? Akacja? No jakoś tak, w każdym razie. Satyra nie było nigdzie widać, za to elfia para przyglądała się kołczanom wymieniając między sobą uwagi o wadach i zaletach poszczególnych modeli.
- Dzień dobry - rzucił wojownik ogólnie w powietrze udając mądrą minę. Liczył na to, że sytuacja sama się rozwiąże, zaś sprzedawcy bardziej będą wiedzieli, co robić, niżeli oni sami.
Aedd’aine natomiast zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu zaciekawiona czym takim handlują tutaj wróżka i satyr. Połowy kuriozów zalegających na półkach nawet nie rozpoznawała. Reszta zaś nie tworzyła żadnej sensownej całości. Sekstansy i kompasy leżały obok drewnianych figurek, zwoje liny opasały włócznie i dzidy, a na złożonym płótnie namiotowym rozrzucone były jakieś nasiona. Chyba jedynie właściciele mogli się połapać gdzie co się znajdowało. Dopiero gdy eladrinka zaspokoiła pierwszą ciekawość właścicielka zdołała dobić targu z bariaurem i teraz podleciała do Twinklestara i kompanów.
-A oto i wojownik w całej okazałości - oznajmiła kpiarkim tonem, po czym śmignęła dookoła niego. -I nawet nikt mu niczego nie odrąbał od ostatniej wizyty.
- Niby dlaczego miałby odrąbać. Czyżbym podczas wizyty coś takiego sugerował? - rzucił uśmiechając się oraz przypuszczając, że właśnie panna faerie coś tam wyrzuci, co mu powie więcej na temat ich poprzedniego spotkania. Bowiem kompletnie niczego nie pamiętał, ani jej, ani satyra, ani sklepu, nawet jeśli jakieś luźne, zamglone obrazy gdzieś kołatały mu się wewnątrz umysłu.
-Co nie znaczy że nikt nie próbował, wręcz przeciwnie- powiedział spokojnie odłamek. - Nasz towarzysz wspominał coś o interesach prowadzonych z satyrem. Po ostatnim spotkaniu nieco stracił orientację w terenie, chcielibyśmy wiedzieć czy aby na pewno dobrze trafiliśmy - Odłamek spróbował się uśmiechnąć do wróżki.
Twarz dziewczęcia, skądinąd ładna, ściągnęła się w niezadowolonym grymasie.
-Nie rozmawiałam z nim o żadnych interesach - odparła, mając na myśli Dotiana. -A przyprowadzając znajomych do damy, powinno się ich przedstawić - ofuknęła wojownika.
- Aaa tak, wybacz piękna księżniczko - cóż, komplementy przeważnie działają przy takich sytuacjach, więc wojownik próbował się ratować. - To są Estel - wskazał na elfkę - oraz Garion. Szczerze mówiąc co do ciachania to właściwie jakoś wytrzymałem, ale odniosłem drobną kontuzję głowy, tak że wybacz mi ów brak właściwych manier - skłonił się dwornie, albo przynajmniej pseudodwornie. - Jednak tak, jak wspomniał Garion, doznałem niewielkiego wstrząsu. Wszystko będzie spokojnie, ale póki co jednak mam pewne problemy. Dlatego czy mógłbym prosić ciebie o przypomnienie naszego spotkania. Wiem, że to dosyć niezwykła prośba, ale prosty wojownik może chyba złożyć taką na ręce pięknej niewiasty - cóż przynajmniej potwierdziła, że to tutaj rozmawiali.
Kapłanka skinęła lekko głową z uśmiechem.
- Zanim uderzono go w głowę wspominał, iż wiele ciekawych i wyjątkowych rzeczy można u Pani to znaleźć - dodała ponownie się rozglądając. - I jak widzę, nie mylił się.
Latająca sprzedawczyni, mile połechtana komplementami, z miejsca zmieniła swoje nastawienie do mężczyzny. Twinklestar ani się obejrzał, jak stanęła mu na ramieniu i zaczęła przeczesywać włosy w poszukiwaniu guzów, czy innych siniaków.
-To bardzo niefortunne - przyznała. -Jakbyś umarł od takiego ciosu, nie przyniósłbyś mi mojego mchu.
- Mchu? Chyba jednak jakiś kawałeczek się dla pięknej damy znajdzie. Jakżeby inaczej - odparł wojownik domyślając się, że właśnie kawałek mchu był nagrodą, albo raczej opłatą za coś, ale za co? Liczył, że jego kompani wspomogą dyskusję. Ponadto właściwie kizianie po włosach było całkiem dosyć milutkie.
-Mech się znajdzie dla takiej ślicznotki - skomentował krótko Garion. Nie był pewien jak postępować z wróżką, ale jakiś czas temu nauczył się, że osobniki płci żeńskiej zwykle były łase na pozytywne komentarze odnośnie urody czy innych cech, nawet jeśli nie były one zgodne z prawdą. -Wiesz może coś o kluczu? Bo niestety jemu dosłownie wyleciało z głowy.
-Klucz- spytała i znowu wzniosła się w powietrze.-Jaki klucz?
- No wiesz, taki do portalu - coś tam wybąkał wojownik spoglądając na kompanów. Skąd bowiem miał wiedzieć cokolwiek na ten temat.
-Nasz przyjaciel dostał od panienki mapę, dzięki której możemy znaleźć drogę do bramy do Sigil, ale nie mamy niestety klucza… I tak zastanawialiśmy się, czy w tak cudownym miejscu nie znajdzie się i on. - Estel uśmiechnęła się ciepło do wróżki.
Dziewczę rozejrzało się na lewo i prawo po wszystkich półkach w zasięgu wzroku.
-Pewnie by się i znalazło - przyznała. -Tyle, że nie wiem co takim kluczem mogłoby być.
-Praktycznie wszystko, ostatnio korzystaliśmy z lusterka z rączką przenosząc się do Księżycowych Wrót. Do Sigil jednak pewnie będzie, to coś mało ładnego. - westchnęła kapłanka.
- Może satyr będzie wiedział coś więcej, lub ty byłabyś w stanie wywnioskować coś z oznaczeń na mapie odnośnie klucza? - zapytał wróżkę Odłamek. -Jestem pewien że taka wspaniała istota jak ty może mieć sporo na ten temat pomysłów.
- Tak właśnie - dodał miło wojownik.
Dziewczę podrapało się w swój orli nosek, w geście głębokiego zamyślenia.
-No dobrze - rzekła wreszcie.-Pokażcie no tę mapę.
Wróżka następnie długo i wnikliwie wpatrywała się w plan, aż nagle śmignęła gdzieś w głąb sklepu, krzycząc:
-Dantes! Dantes, ty leniwy capie, rusz się no tutaj-istotka może i była śliczna jak z obrazka, ale charakter miała równie paskudny jak imp. Była przez to zupełnym przeciwieństwem Dantesa. Satyr, który wyłonił się gdzieś zza lady, wyglądał przerażająco, niczym diabeł z najgorszych koszmarów. Ciemne, kręcone, lśniące rogi wyrastały z pokrytej kruczo-czarną szczeciną czaszki, smukła sylwetka od kopyt po szyję odziana była w pancerz barwy obsydianu. Na tle całej tej czerni, szpiczaste, mleczne zęby i białe oczy odcinały się upiornym kontrastem.
-Już idę, Różyczko. W czym ci mogę pomóc? -zahuczał przyjazny i usłużny bas Dantesa.
-Byłeś ty kiedyś w Kuflu i Smoku? Tylko mi tu nie kręć, moczysz tę swoją brodę w każdym kuflu jaki znajdziesz.
-To w Starhallow? Byłem.
-Znasz klucz do tamtejszego portalu?
-To tam jest jakiś portal? - zdziwił się satyr.
-No według naszej mapy jest - odparła niecierpliwie Różyczka.
-No skoro jest na naszej mapie, to i zapewne jest w Kuflu i Smoku - pokiwał głową, po czym zaczął gładzić swą bródkę. -Ale o żadnym kluczu nie słyszałem.
- W takim razie może na miejscu będą go mieli, nic to. Umów wypada dotrzymywać, mamy dla was nieco mchu. - Garion był nieco zawiedziony, ale nie do końca zdziwiony. Zawód zresztą też był dla niego nowym odczuciem.
- Jednak dziękujemy za taką pomoc, jaką mogliście okazać. Miłe słowa z tak pięknych usteczek są stanowczo miłym elementem naszej wyprawy - dodał wojownik, bowiem uznał, że skoro kadzenie dziewczynie nic nie kosztuje, to można to robić do bólu niemal. Przynajmniej wywiązał się z danego słowa, nawet mimo amnezji. A skoro portal znajdował się w jakiejś tawernie, czy gospodzie, to nie może być z niego trudniej skorzystać, niż z tego w Świątyni Piękna. Wystarczyło tylko popłynąć do Starhallow.



Jak się wkrótce okazało, powiedzieć jest łatwiej, niż zrobić. Starhallow było dużym, a nawet bardzo dużym miastem. Transport pomiędzy nim a Faen Verdaya był jednak w większości nieopłacalny z powodów... cóż, religijnych. Starhallow zamieszkiwali Przybysze, którzy nie mogli postawić stopy na Estair, z kolei zamieszkujący Faen Verdaya ruesti nie mieli żadnego interesu w podróży na Zielone Wyspy, jeśli nie wiązało się to z obowiązkami Wspaniałego Gonu. A tak się akurat składało, że Starhallow było miejscem tak dobrze patrolowanym i strzeżonym, że nie zapuszczały się tam żadne wynaturzenia – tym samym nie było tam na co polować. Efekt był taki, że nawet anioł stróż nie mógł zapewnić miejsca na żadnym statku, jako że żaden statek nie płynął tam, gdzie chciało trio. Z drugiej strony, na Księżycową Wyspę też z początku nikt nie pływał, a towarzyszom przecież udało się tam dostać. Ot, trzeba było popracować nogami i znowu poszukać transportu poza portem. I choć zajęło to trochę czasu, a nawet kosztowało trochę brzdęku (anioł, aniołem – wszak on sobie lata, ale cała reszta zajmowała miejsce w łódce), kompani byli na dobrej drodze.



1

W gruncie rzeczy Starhallow było siostrą Faen Verdaya. Biedną, chorą, brzydką siostrą, do której nie przyznajemy się przed znajomymi. Również było wielkim, kosmopolitycznym miastem na wyspie zamieszkanej przez umarłych fey. Tyle tylko, że brakowało mu całego tego blichtru i magii i szczerze mówiąc nie różniło się za bardzo od miast z Planów Materialnych. Jedyne zjawisko, jakim mogło się pochwalić, to wielka, jasna gwiazda świecącą nad miastem. Z jej powodu w Starhallow zawsze panował dzień, tak jak na Księżycowej Wyspie zawsze panowała noc. Ponieważ zaś miasto znajdowało się na samej krawędzi planu, gwiazda służyła jako latarnia widoczna z daleka pośród bezmiaru Morza Astralnego. Oczywiście rywalizowała z zielonym woalem samego Arvandoru, przez co nie była dostrzegalna z niektórych kierunków (w tym od strony, z której przybyli na Ognistym Szafirze towarzysze).
Starhallow dzieliło się z grubsza na trzy dystrykty. Kluczowym dla ekonomi miasta był Port. Ale tam, gdzie w Faen Verdaya pomosty były wykute w litej skale, a misterne budowle mieniły się magicznym światłem, tutejszy port oferował drewniane magazyny i smrodek oliwnych lamp. O ile Estair była niczym obraz, albo rzeźba, Starhallow było czystym rzemiosłem. I kiedy w Faen Verdaya mieszkańcy reprezentowali głównie najszlachetniejsze cechy fey, w Starhallow było trochę bardziej... przygodowo. Spotkani marynarze równie chętnie podśpiewywali pod nosem szanty, co prowokowali bójki, a na handlowych statkach z równym prawdopodobieństwem można było natrafić na legalne dobra co kontrabandę.
Dalej od brzegu znajdowała się mieszkalna dzielnica, zwana Świętymi Ziemiami. Nazwa była zwodnicza, bo i nadano ją z przekory. Wszak na granicznych wyspach świętych się nie spotykało, jedynie Przybyszy, którzy nie okazali się godni rajskiej nagrody. Stąd dystrykt przypominał raczej Niższą Dzielnicę z Klatki – miszmasz prostych domostw, prostych istot. Jeśli nie liczyć drzew, rzecz jasna. W Niższej Dzielnicy samo powietrze zdziera z drzew korę. W Świętych Ziemiach jedne drzewa były elfimi domami, a inne spełniały rolę transportu publicznego – drzewce ze specjalnymi platformami na swych gałęziach potrafią przenieść zaskakująco dużo pasażerów za sensowną opłatę.
Ostatnią dzielnicą były Wieże Rodowe. Po prawdzie jednak dzielnicą ich nazwać nie sposób w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. To bardziej małe enklawy rozsiane po całym mieście. Na wzór zapierających dech w piersiach wież i iglic w Faen Verdaya, nad Starhallow górowały znacznie prostsze, lecz wciąż imponujące wieże zamieszkane przez rodziny elfów, eladrinów i innych ras.



2

Gdy cała trójka postawiła stopy na solidnym gruncie, Estel i Dotian poczuli się w Starhallow nadzwyczaj swojsko. W przypadku kapłanki nie było to dziwne, miasto znała ze swojej młodości. U wojownika zaś przywoływało wspomnienia z portowych miast Faerunu. Tragarze i inni pracownicy portowi patrzyli na nowy statek z niechęcią, bo oznaczał konieczność harówki za marne wynagrodzenie. Trochę dalej, pod ścianami, samotne elfki obrzucały spojrzeniami marynarzy. Miały w sobie wdzięk, dumę i szyk, ale praktykantki najstarszego zawodu zawsze dało się łatwo rozpoznać – o to w tym wszystkim przecież chodziło.



3

Twinklestar poczuł się swojsko, bo port wyglądał dla niego normalnie. Był hałaśliwy, trochę brudny i śmierdział. Może i przemawiała przez niego natura Pierwszaka, ale w końcu nikt nie wybiera, gdzie się urodził.
Mając w rękach plan Estel szybko zorientowała się, gdzie muszą iść. Tawerna znajdowała się w Świętych Ziemiach, spory kawałek od portu, ale w perspektywie był to rzut kamieniem w porównaniu z żeglugą przez Morze Astralne. Starhallow, jak pamiętała Aedd'aine, nie było bezpieczniejsze niż Miasto Drzwi, ale przyboczny anioł skutecznie zniechęcał kieszonkowców i awanturników. Spacer minął dzięki temu bez niespodzianek, choć cała grupa przyciągała zainteresowane spojrzenia mieszkańców. W większości życzliwe, jako że Przybysze w Arvandorze cieszyli się stosunkowo przyjemnym życiem po życiu w porównaniu z wyspami granicznymi na innych planach – nie mieli wielkich pretensji do swych bogów i ich anielskich sług. „Kufel i Smok” sprawiał trochę obskurne wrażenie. Farba odchodziła od szyldu, wejściowe drzwi wyglądały, jakby ktoś wstawiał je na nowo przynajmniej raz w tygodniu, a i sama uliczka w której znajdował się przybytek nie nastrajała pozytywnie. Z wnętrza nie dobiegały jednak ani pijackie okrzyki, ani odgłosy bójki. Nie pozostawała zatem nic innego, jak przekroczyć próg.
Wnętrze nie było jakieś szczególnie interesujące, a i w dodatku wiało pustką. Jakiś niziołek czyścił stoliki, para elfów rozmawiała w kącie nad parującym mięsiwem, na środku sali półork popijał z kufla trunek. Nad wszystkim pieczę trzymał ognistowłosy człowiek, opierający się leniwie za ladą. Kufli było w tawernie dostatek, lecz nigdzie nie wisiała nawet głowa wiwerny, która miałaby udawać smoczą. Jeśli tutaj znajdował się portal do Sigil, to było to z pewnością jedne z najnudniejszych międzyplanarnych przejść, jakie trio widziało w swoim życiu. I nawet nie umywało się do portalu w Świątyni Piękna.


___________________________________
1- grafik autorstwa liyart
2- wieża autorstwa Fura01
3- port autorstwa Wildweasel339
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 16-04-2016 o 16:50.
Zapatashura jest offline  
Stary 02-11-2014, 22:26   #118
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Praca Wspólna




Swoje strony, możnaby uznać patrząc spojrzeniem normalnego człeka. dokładnie własnie tak spoglądał na średniowspaniałe Starhallow. Odetchnął uśmiechając się wojownik, radośnie potoczył okiem od lewa do prawa. Sympatyczne miejsce, identycznie, jak sympatycznie swojska była wspomniana gospoda.
- No cóż, gadajcie - rzucił do swych bardziej obrotnych towarzyszy wojownik faeruński, który trochę był zawiedziony brakiem awantury. - Pomogę, jeśli ktoś będzie chciał daś wam po uszach.
Kapłanka rozejrzała się po karczmie i przymknęła oczy próbując wyczuć portal. Może dzięki temu będzie w stanie też odnaleźć klucz?
-Państwo czegoś szukają, czy po prostu chcą postać pod dachem? - zapytał karczmarz, niecierpliwie wystukując na ladzie rytm.
- Czegoś do picia dla tej dwójki. - Odłamek wskazał lekkim uniesieniem dłoni wojownika i kapłankę. - Oraz klucza do portalu do Sigil. - Garion przekazał karczmarzowi i dwójce swoich towarzyszy, kierując się ku kontuarowi. Wstrzymał się od komentowania słów wojownika, gdyby ktoś im próbował dać po uszach, zapewne oberwałby od anioła.
Rudowłosy nie zastanawiał się długo i napełnił dwa kufle piwem. Skoro klienci nie domagali się niczego konkretnego, w każdej karczmie jak plany długie i szerokie domyślnie podawało się piwo. No, chyba że właścicielem był elf, to wtedy zamiennikiem było wino.
-Cztery srebrne się należy -oznajmił beznamiętnie. -A tu jest gospoda, nie ślusarz. Skąd pomysł, że sprzedaję klucze? - dodał szorstko, choć Estel zdało się to trochę teatralne.




Karczmarz niewątpliwie wiedział, co jest grane. Czyzby był to taki dziwaczny sposób targowania? Chyba własnie tak wyglądało, bowiem karczmarze chyba należą do najlepiej poinformowanych osób. Wszyscy poszukiwacze przygód doskonale wiedzą, iże właśnie od nich należy wydębiać wieści.
- Bo jak ktoś prowadzi karczmę na skrzyżowaniu z Klatką, to zwykle wie skąd mu goście znikają i czemu. Niekoniecznie je sprzedajesz, ale może wiesz co jest kluczem i gdzie go zdobyć. Przydałoby się, zanim tutejsza emanacja sprawi że całkiem stracę nad sobą kontrolę. - Rozsypał się na tysiące drobnych kawałków i pojawił na stołku niedaleko barmana. - Nie wiem czy dalej zachowywałbym się chociaż po części logicznie i cywilizowanie. - Garion siedział wyprostowany, z dłońmi założonymi jedna na drugą, w całkowitym bezruchu. Jedynie usta, próbujące się rozciągnąć w lekki uśmiech, zdawały się minimalnie poruszać. To jednak mógł być z kolei jedynie odblask światła.
Rudowłosy z zaciekawieniem przyglądał się zachowaniu odłamka. Zdawało się, że zrobiło na nim wrażenie.
-Może i wiem, co jest kluczem, może i nie wiem -rzucił filozoficznie. -Oto i zagadka. Jak ten jeden raz, gdy spotkałem sfinksa. Wiecie co to sfinks? Taki lew z babską głową. I zupełnie jak z babą, cały czas gada zagadkami. Ech, to było spotkanie. Chcecie o nim usłyszeć? - no i masz, na historyjki mu się zebrało.
- Powiedz mości karczmarzu - rzucił faeruński wojownik licząc na to, że owa zagadka oraz sfinks to tak naprawdę wstęp do odpowiedzi na pytanie o portalowy klucz.
Mężczyzna wyszczerzył zęby w uśmiechu, w którym kryła się zarówno radość jak i drapieżność.
-To było lata temu i bardzo, bardzo daleko stąd. Szlajałem się wtedy z grupką podobnych mnie awanturników, od jednej draki do drugiej. W końcu jedna wywiała nas na zupełne pustkowie, zamieszkane przez dzikie plemiona orków i goblinów. Umyślcie sobie, że te tępe bestie wybudowały sobie fikuśną piramidę. No, piramidkę po prawdzie, bo niskie to było. Ale odbiegam od tematu. Wysiekliśmy potworów od groma i dostaliśmy się na tę całą piramidę. A tam, na szczycie, gniazdko uwił sobie sfinks. Te zielone mordy czciły go prawie jak bożka! Znosiły mu mięso i błyskotki. No urządził się tam kot wprost rewelacyjnie - karczmarz zaśmiał się na wspomnienie. -Ale w przeciwieństwie do czeredy orków, sfinks był bystry i nie spieszyło mu się rozstać ze światem. Zaproponował nam umowę. Jeśli odpowiemy na trzy jego pytania, odda nam swe skarby. Jeśli nie... cóż, w takim wypadku wyglądało na to, że po prostu będziemy z nim walczyli tak długo, aż usieczemy. Sami widzicie, że wygrywaliśmy tak czy inaczej- zamachał rękami na podkreślenie swych słów. -No to się zgodziliśmy i ja mówię "dawaj pierwszą zagadkę", na co sfinks "ten, kto to zbuduje, tego nie potrzebuje, a ten kto z tego korzysta, nie wie że z tego korzysta; co to jest"? - powiedział basowym głosem, udając potwora. -Trudne, prawda? Nagłowiliśmy się nad nią.
- Pewnie trumna - wrzucił wojownik, chociaż nie było to dokładne opisanie sytuacji.
Karczmarzowi mina trochę zrzedła, jak usłyszał z miejsca odpowiedź.

-No... tak. Trumna. Prawda - przyznał.-Ale to jeszcze nie był koniec, nie. Sfinks zaraz przedłożył nam inną łamigłówkę. "Był raz czarodziej, co miał trzech uczniów", powiedziała nam bestyja. "Chcąc się przekonać, czy warci są oni jego czasu, ustawił gęsiego jednego za drugim i powiedział im tak - mam tutaj pięć kapeluszy, dwa niebieskie i trzy brązowe. Potem kazał wszystkim zamknąć oczy i założył im na głowy po kapeluszu, a ostatnie dwa schował. Kazał im otworzyć oczy, a że stali gęsiego, to widzieli tylko to, co przed nimi. I zapytał czarodziej swego ucznia, co był z tyłu - jaki masz kapelusz na głowie. A on na to, że nie wie. Potem zapytał tego w środku, ale ten też nie wiedział. Aż zapytał tego, co był na przodzie, a ten już wiedział". No i sfinks kazał nam odpowiedzieć, jaki to był kapelusz tego na przodzie - zakończył rudowłosy i zamilkł, patrząc na swych gości.
- Eee, ten tego, brązowy - odparł wojownik.
Estel dobrą chwilę wpatrywała się w Gariona jak zaczarowana. Takiego zachowania po Odłamku, to się nie spodziewała. Cóż zatem musiało się dziać z Saeverem w samym centrum Arvandoru? Słysząc kolejną zagadkę otrząsnęła się z myśli ale Dotian zdążył już wypalić odpowiedź.
-A może po jednym pytaniu dla każdego? Tak chyba ciekawiej? - uśmiechnęła się zalotnie do karczmarza.
Rudowłosy mruknął coś gniewnie, ale potwierdził, że odpowiedź Twinklestara jest właściwa. Z ochotą rzucił się jednak na propozycję kapłanki i to głównie do niej kierował dalsze słowa.
-Sfinks widząc, że grunt ucieka mu spod łap, zadał nam ostatnie, najtrudniejsze pytanie- oznajmił dramatycznym tonem.-Jakież to zjawy, co je witamy po zmroku, a gdy o świcie odchodzą, nie chcemy ich żegnać?
Dostrzegając spojrzenie kapłanki wojownik obiecał sobie, że będzie miał jakiś czas buzię na kłódkę. Dodatkowo jej słowa wskazywały, że dziewczyna się nudzi, więc obiecał sobie, że bez względu na swoją znajomość odpowiedzi, cyz jej brak, będzie udawał nic nie wiedzącego chłopka.
- Nie mam pojęcia, ale pewnie wy - zwrócił się do swoich towarzyszy.
- To chyba będzie zagadka, na którą wy będziecie umieli odpowiedzieć. Wiem że wy sypiacie, więc może sen, ale… nigdy go nie doznałem. - Przekazał Dotianowi i Eladrince. Dla niego noc była jedynie zmianą natężenia oświetlenia i chwilą, kiedy większość stworzeń idzie spać.
- Nie wiem - odpowiedział faeruński wojownik wierny poprzedniej obietnicy.
-Sen - odparła Estel myśląc to samo co Garion i modląc się w duchu by była to prawidłowa odpowiedź bo okazywało się, że Dotian radzi sobie od niej lepiej w zagadkach.
Rudowłosy zdawał się być zdruzgotany tym, jak szybko towarzysze odpowiedzieli na wszystkie łamigłówki. Osowiały schował głowę w dłoniach i jęknął:
-A myśmy się nad tą odpowiedzią głowili pół godziny.
- Udało wam się w końcu jednak go pokonać zagadkami, bo jakżeby inaczej i zdobyliście skarb sfinksa mam rozumieć? Wracając jednak do klucza, wiesz coś o nim? - Zapytał niewrażliwy na rozpacz karczmarza odłamek.
-Oczywiście, że wiem - odpowiedział, a w jego głosie pobrzmiewał smutek. -W końcu to moja karczma i nie na darmo znajduje się właśnie w tym miejscu. Kluczem jest wino- wyjaśnił-z porzeczek.
- Nigdy bym na to nie wpadł. Poproszę wino porzeczkowe dla trojga w takim razie. Żeby nie było, że to nieuczciwa wymiana, weź to. - Garion podał mężczyźnie oko pomroka, zastanawiał się ile jeszcze zostało mu czasu, zanim będzie niezdatne do użytku, ale dla człowieka możliwość widzenia w ciemnościach mogła się wydawać ciekaa propozycją. - Jeszcze przez jakiś czas powinno pomóc ci widzieć w ciemnościach. - Przekazał mu, dalej nie mówiąc ani słowa na głos.
- Owszem, dobre winko nie zaszkodzi - uznał wojownik.
Estel rozejrzała się lekko zaniepokojona. To już… tak szybko? Wypiją wino i wrócą? Nie mogła… Z przerażeniem stwierdziła, że po prostu nie mogła tak odejść.
-Wybaczcie, ale nie przeniosę się teraz z Wami. Muszę załatwić jeszcze jedną sprawę - tu zwróciła się do Dotiana. - Czy możesz przechować moją część nagrody? Załatwię tu co trzeba i wrócę do Sigil.
- Mogę przechować, ale właściwie gdzie się spotkamy oraz tak myślę, po co mamy udawać się do Sigil? Właściwie kompletnie nie wiem, co miałbym tam robić. Dodajmy ponadto, nie wiem, jak mielibyśmy się tam spotkać - Estel zachowywała się nadzwyczaj dziwnie. Wprawdzie doskonale sobie zdawał sprawę, iż pewne kwestie mogły wyniknąć stąd, iż utracił część pamięci. Jednak jakoś po prostu nie wiedział, jak ma zareagować oraz po co? Dlaczego Sigil miałoby być ich celem, chociaz faktycznie, od kiedy spotkał Estel przed laty, bardzo elfią dziewczynę polubił. Jeśli chciała więc od niego takiej przysługi, to świetnie. Podrałuje biegusiem do tego Sigil, chociaż kompletnie nei wiedział dlaczego.
- Bo mamy coś do dostarczenia do Sigil, dla centaurzycy Annabell, a właściwie jej ducha. - Wytłumaczył odłamek samemu wojownikowi, rozbrzmiewając szeptem wśród jego myśli. - Nie można było tego załatwić wcześniej? - Zagadnął Garion, początkowe obawy na chwilę wróciły, może działała wspólnie z duchem. Tylko po co by jej to było, skoro to Kanciasty miał dostęp do skrzyni i mógł ją sprowadzić do Klatki. Zdecydował że musiało być to coś innego, o wiele mniej logicznego, jak to już z tymi istotami bywało.
-Bo tam jest nasza zleceniodawczyni Annabell i tam też mieszkaliśmy zanim udaliśmy się do Arvandoru - zaczęła też cierpliwie tłumaczyć kapłanka. - Opowiadałam ci to zresztą, gdy tutaj płynęliśmy. Twoja siostra też jest w Sigil. - odwróciła się do Gariona. - Nie można było, bo nie było kiedy - wyjaśniła. - To może mi trochę zająć, a nie chciałam was opóźniać… Przepraszam, że tak nagle. Po prostu muszę się tym zająć, skoro już tu jestem. - Ostatnie dwa zdania wypowiedziała już do obojga towarzyszy.
- Nie ma problemu, nie bardzo możemy czekać z dostawą, bo się jeszcze zepsuje, ale skoro chcesz, to śmiało. - Odparł kobiecie fragment bramy i wrócił do czekania na swoje wino.
- Osobiście bym coś … nieważne, jak trzeba poczekamy - potwierdził wojownik słowa Odłamka.
Estel uśmiechnęła się ciepło.
-Skontaktuję się z tobą jak wrócę do Sigil - zwróciła się do Dotiana i jeszcze raz podała mu gdzie ostatnio mieszkał. - Dziękuję wam za wszystko, uważajcie na siebie. Do zobaczenia, Dotianie. Dygnęła lekko i skierowała się do wyjścia.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 04-11-2014, 19:07   #119
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Karczmarz nie wtrącał się do rozmowy towarzyszy, zamiast tego uważnie przyglądając się zaoferowanemu mu oku. Trzeba uczciwie przyznać, że w kategoriach napiwków, ten był dość makabryczny. Rudowłosy przyglądał się mu pod światło, wąchał (z wyraźnym obrzydzeniem), a nawet delikatnie potrząsał. Magia to jednak zawsze magia, miała z pewnością większą wartość niż dwa kielichy sfermentowanych porzeczek, które postawił przed Dotianem i Kanciastym, gdy Estel opuściła już karczmę.
-Do dna panowie, na pół gwizdka to szkoda trunku – zalecił.
Dla wojownika nie był to żaden kłopot, ale dla czarodzieja... Cóż, Odłamek nie posiadał układu trawiennego. Miał wykute w swej twarzy usta, do których nalał wina ile się dało, lecz jeżeli portal wymagał od podróżnika... jak to śmiertelnicy nazywali? Upojenia... to wtedy Garion mógł mieć nie lada problem. Chyba, żeby upojenie było wymagane do otwarcia portalu, tak jak lusterko w Świątyni Piękna. Wtedy mógłby zwyczajnie wskoczyć za Twinklestarem. Nie było jednak ani czasu, ani powodu by się nad tym głowić, bowiem karczmarz szerokim gestem dłoni zaprosił ich do kuchni. Zagroził jeszcze pozostałym gościom, by niczego głupiego nie kombinowali pod jego nieobecność, po czym sam ruszył za kompanami. Zaraz też wskazał im drzwi prowadzące po schodkach do spiżarni. Wśród beczek alkoholu, worków pełnych warzyw i haków z mięsem znajdowały się niepozorne, drewniane drzwi. Powiedzieć, że były nijakie to już byłby nadmierny komplement – były zwyczajnie obskurne.



Kiedy rudowłosy odciągnął skobel i otworzył je na oścież, ukazał się jednak za nimi jednolity, czarny kamień.
-Śmiało, dotknij pan. Ja nie piłem, to przede mną się nie otworzą.
Dotian posłuchał i przyłożył dłoń do zimnego głazu. Z początku nic się nie działo, lecz wtem kamień zaczął się odbarwiać nabierając mętnego, mlecznego odcienia. Garion, bardziej obeznany w wiedzy tajemnej, zidentyfikował portal jako należący do grupy nieprzezroczystych. Przepuszczał jedynie światło, ale po za tym nie sposób było dowiedzieć się co czekało po drugiej stronie. Dalsze słowa karczmarza wcale nie poprawiły sytuacji.
-Wyjdziecie pewnie w jakiejś gospodzie, ale nie mam pojęcia w której dzisiaj.
Czyli w dodatku portal był zmienny. Tego typu przejścia swą destynację potrafiły zmieniać w najróżniejszych odstępach czasu. Jedne zmieniały się co modlitwę, inne co miesiąc. Rudowłosy skorzystał jednak ze słowa „dzisiaj”, więc pewnie Drzwi zamieniały cel mniej więcej co dobę.
Raz kozie śmierć, stwierdził Dotian, po czym przeszedł na drugą stronę. Kamień momentalnie stał się znowu czarny. To by było tyle z wcześniejszych nadziei Odłamka. Niemniej nic nie szkodziło czarodziejowi spróbować przejść samemu. Przytknął zatem swą dłoń do czarnego głazu i niemal od razu poczuł jak budzi się w nim magia. Czyli jednak wystarczyło mieć wino w sobie. Tylko czemu akurat porzeczkowe? No i czemu niby noszenie go przy sobie, chociażby w butelce, nie miałoby mieć takiego samego efektu? Kanciasty, przekraczając Drzwi do Sigil, pomyślał sobie że zapoznanie się z rytuałem Analizy Portalu nie byłoby złym pomysłem. Szczególnie, jeśli Annabell miałaby jakieś dalsze zlecenia.



Estel spokojnie spacerowała przez wąskie uliczki Starhallow, czując się bezpiecznie pod czujnym okiem swego osobistego anioła stróża. Istota wszak skutecznie chroniła ją przed Mchem Niepamięci, jakie zatem zagrożenie mogło stanowić dla niej paru rzezimieszków? Z drugiej jednak strony czuła się też przy aniele samotnie. Sługa bogów milczał, jeśli nie zadano mu żadnego pytania, a nawet gdyby Aedd'aine o cokolwiek zapytała, to otrzymałaby jedynie lakoniczną odpowiedź. Podobnie czuła się w Ulu, gdzie starała się pomagać najbiedniejszym trepom i współpracowała z wieloma, czasami naprawdę utalentowanymi, medykami, a jednak nie miała nawet z kim porozmawiać. Ta w gruncie rzeczy krótka przygoda z Dotianem i Garionem dała jej więcej towarzystwa i okazji do śmiechu niż zaznała od lat. Ponieważ jednak każdy medal ma dwie strony, zaznała także smutku i strachu. Saever. Eladrinka wciąż nie wiedziała, czy powodowała nią prawdziwa troska, czy plugawa magia rytuału. Chciała pomóc półdrowowi ze współczucia, czy była manipulowana przez tę... klątwę? I chyba właśnie przez to odwróciła się na pięcie, gdy stanęła przed możliwością powrotu do Klatki. Bo nie wiedziała. Co, gdyby zignorowała własne, prawdziwe uczucia? Co, gdyby zignorowała nauczania Angharradh – nadzieję, opiekę, odkupienie? Raz już odwróciła się od swej bogini z powodu Saevera. Nie popełni tego błędu po raz drugi. Nie w Arvandorze, gdzie czuła bliskość Jednej w Trójcy.

Na łodzi, która zmierzała ku Dworowi Seldarine, Estel stojąc na pokładzie i pozwalając bryzie owiewać jej twarz, zastanawiała się co mogła teraz począć. Gdzie powinna skierować swe kroki? Do przeoryszy? Iealliana tyle już jej pomogła, lecz nie mogła zapomnieć, że Saever miał w sobie krew drowów, zdrajców i sług Zdrajczyni, których zobowiązana była zwalczać jako kapłanka Angharradh. Do Llariel, Filvaela i reszty Gonu? Byli niczym przyjaciele i posiadali pewne wpływy, lecz czy zaryzykowaliby swoją reputację dla zabójcy, który chciał ich zabić? Do Talice? Służka Eilistraee była najchętniejsza do uwierzenia w odkupienie Saevera, lecz czy nie uczyniła ona dość? Do dowódcy Riardona? On na pewno był władny zdecydować o przeniesieniu półdrowa, ale niemal równie pewne było te, że by się nie zgodził. Tyle było możliwych ścieżek, lecz która prawidłowa?


Oby omijał Was Cień Pani.
sigilskie pozdrowienie

Sigil


1
Cytat:
Cechy Sigil
Rodzaj: demiplan
Rozmiar i kształt: torus o obwodzie 20 mil i grubości 1,5 mili
Grawitacja: normalna
Niestałość: plan stały, możliwa zmienność pod boskimi wpływami (Pani Bólu)
Cechy specjalne: w Sigil nie działa magia przyzwań

Twinklestar i Kanciasty jeden po drugim wypadli z portalu na drewnianą rampę załadunkową w jakimś ciemnym, lekko zatęchłym pomieszczeniu. Rampy zwyczajowo wychodzą na zewnątrz budynku i służą temu, by zsypać na nie drewno, stoczyć po nich beczki, czy w inny sposób dostarczyć towar, lecz ta konkretne rampa kończyła się ścianą. Czy też raczej przejściem do Arvandoru, które niewątpliwie służyło jako węzeł dostawczy. Towarzysze nie mieli jednak wiele czasu by porozglądać się po pomieszczeniu, które zdawało się być magazynem, bowiem zaraz musieli skupić uwagę na awanturującym się, barczystym krasnoludzie.
-Co mnie tu lezie? Dostawa nie była zamawiana szybciej, jak przyszły tydzień!
Arvandorski karczmarz nie był łaskaw poinformować planarnych podróżników, że po drugiej stronie nie muszą wcale trafić na nikogo sympatycznego. Chociaż trzeba było przyznać, że jedynie zupełne bziki pakując się do Klatki liczą na sympatyczne przyjęcie. Krasnolud nie był jeszcze taki zły. Szczególnie, licząc się z tym, że mogli wylądować przed jakimś ogrem, albo czymś jeszcze gorszym. Tymczasem strażnik magazynu jedynie się odgrażał i nawet nie sięgał po dyndający mu u pasa młot. Kanciasty, nie zważając specjalnie na zirytowanego brodacza, zdecydował, że po przejściu przez portal nie ma już potrzeby trzymania w ustach porzeczkowego płynu i wypluł go na ziemię. Jadaczka krasnoluda rozwrzeszczała się przez to na dobre – wszak nie dość, że wpakowali mu się na czerep nieproszeni goście, to jeszcze zabrudzili mu podłogę. W trzy modlitwy wojownik i czarodziej zostali w atmosferze klątw i wyzwisk wywaleni na ulicę.
Szczerze mówiąc, nie trafili źle. Zatrzaskujące się za nimi z trzaskiem podwoje „Emporium Vivaldich” znajdowały się w wiecznie żywej i pełnej gwaru Dzielnicy Kupieckiej, a stąd już tylko odrobina interpretacji oddzielała ich od Dzielnicy Gildii, bo nawet dabusy nie byłyby w stanie jednoznacznie określić gdzie zaczynała się jedna, a gdzie kończyła druga. Wspólnymi siłami Kanciasty i Twinklestar odnaleźli drogę do budynku, w którym tygodnie temu poznali ducha centaurzycy. Dotian z niemałą ulgą zauważył, że sam całkiem nieźle pamiętał tę drogę i jedynie ogólny miszmasz zaplanowania przestrzennego Sigil wymagał od czasu do czasu konsultacji z Odłamkiem.



Bliżej już było przeciwszczytowi niż szczytowi, gdy dwójka dotarła przed drzwi posiadłości. Dziś jednak domostwo najwyraźniej nie było puste, a przynajmniej pusty nie był ganek. Siedział bowiem na nim leniwie niziołek i pykał sobie z fajki. Nie była to chyba persona pierwszego sortu, ubranie bowiem miał w nieładzie, a kąpiel była dla niego czymś, co zdarza się przypadkiem, nie wyglądał jednak wrogo. Dotian zdawał sobie jednak sprawę, że wygląd członków rasy małego ludu potrafił być zwodniczy, a sztylet wbity w brzuch boli tak samo, czy wepchnięto go z wysokości sześciu stóp, czy czterech. Nieznajomy jednak jedynie zachęcająco machał ręką ku wejściu, a nawet poinformował, że gospodyni oczekuje. Cóż, sama Annabell przy pierwszym spotkaniu potwierdziła, że kazała komuś porozwieszać plakaty. Niby czemu nie miałaby kazać tego zrobić halflingom? Z należną ostrożnością towarzysze wyminęli obdartusa i weszli do środka, przez drzwi których chyba nikt nie zamykał od kiedy Garionowi udało się je uchylić przy pierwszej wizycie. Tym razem przynajmniej nie musieli długo szukać centaurzycy, ta prawie że wybiegła im na spotkanie wśród upiornego (no przecież była duchem, wszystkie wydawane przez nią odgłosy były upiorne z definicji) tętentu kopyt.
-Wróciliście!- zakrzyknęła widocznie uradowana. -Czy macie to, o co... – urwała, bowiem dopiero po chwili dotarło do niej, że brakuje w towarzystwie Estel. Duch wydawała się szczerze zaniepokojona, gdy zapytała co stało się z eladrinką i wyraziła nadzieję, że nic złego. Tak przynajmniej brzmiała. Wszak nie miała żadnego ciała, by można było oceniać tiki nerwowe. Towarzysze wyjaśnili pokrótce sytuację, nie wdając się w zbędne szczegóły. Istotne było to, że wywiązali się ze swojej części umowy. Mieli w skrzyni świeży szczep Mchu Niepamięci. Gdy zaprezentowali go Annabell, kobieta aż zatańczyła z radości. Kanciasty (w przeciwieństwie do Twinklestara) nie miał nigdy okazji oglądać tańczącego centaura – ruchy były trochę wolniejsze i bardziej skomplikowane, wszak musiały poradzić sobie z czterema nogami zamiast zwyczajowych dwóch. Efekt był jednak bardzo ładny i dodawał zleceniodawczyni dziewczęcości, która mocno kontrastowała ze... no cóż, śmiercią.
Pozostałą kwestia zapłaty, do której uiszczenia zabrała się umarła.
-Zdaję sobie sprawę, że to co powiem zabrzmi podejrzanie, ale proszę wysłuchajcie mnie najpierw, nim wygłosicie swoje wątpliwości -oho, zaczynało się źle. -Nie posiadam przy sobie obiecanych wam diamentów. Nie miałabym nawet jak ich przynieść. Mój majątek, który zgromadziłam jeszcze za życia, znajduje się w skrytkach w Przechowalni Alstona, w tej dzielnicy. Aby dostać depozyt potrzebujecie hasła i kwitu. Hasło brzmi „jutrzenka”, a kwit wyda wam niziołek siedzący przed domem. Tylko uważajcie jak będziecie z nim rozmawiać. Jest dobry w swoim fachu, lecz ma trochę lepkie łapki – ostrzegła, po czym umilkła jakby spodziewała się nieufnej reakcji. Po wyjaśnieniu wzajemnych zastrzeżeń i nieufności, Garion z Dotianem odebrali od halflinga kwit, który w równej części był pismem pełnym legalistycznego bełkotu, co reklamą usług Przechowalni Alstona. Następnie upewnili się, czy nic im nie wypadło i przypadkiem nie przykleiło się do niziołka. Dopiero, gdy nabrali pewności, że nie, ruszyli po odbiór nagrody.

Przechowalnia okazała się bardzo przypominać bunkier. Przysadzista budowla składała się z kamienia i stali, obu doskonałej jakości, z całą pewnością za niemały brzdęk sprowadzonych z Niższych Planów. Zresztą, jakby tego było mało na dowód, że właściciel nie żałował majątku na zabezpieczenia, wejścia bronił masywny, żelazny golem.



2

Wspaniały konstrukt sprawiłby, że nawet tak doświadczeni i dobrze wyekwipowani awanturnicy jak Twinklestar i Kanciasty zastanowiliby się dwa razy, nim podjęliby z nim walkę, trepom i rzezimieszkom z Klatki wybijał zatem głupie pomysły z marszu. Wnętrze zresztą również było bezpieczne. Okienka do przyjmowania i składania depozytów chronione były przez stalowe kraty, a w każdym kącie stał z kuszą na ramieniu strażnik. Mottem Przechowalni Alstona było „pilnujemy twej własności lepiej, niż oka w głowie”. Obsługa także odznaczała się wysokim profesjonalizmem. Szpakowaty mężczyzna stojący za jednym z okienek po otrzymaniu kwitu i wysłuchaniu hasła, zniknął na kilka modlitw na zapleczu, po czym wrócił z małą kasetką. Wyjął z niej zawiniątko, które po rozwinięciu ukazało oczom czarodzieja i wojownika trzy diamenty, który mieniły się wszystkimi barwami tęczy nawet w dość stłumionym świetle wnętrza. Annabell wywiązała się ze swojej części umowy równie solidnie, co poszukiwacze przygód. Zapłata była sowita, bo choć każdy diament był nie większy niż pół męskiego kciuka, to wart był około dziesięciu tysięcy sztuk złota. Sama podróż dodatkowo zapewniła zdobyczne łupy. I jak tu nie wierzyć, że do odważnych świat, a nawet multiświat, należy? Owszem, trzeba było zaryzykować głową w starciach z astralnymi piratami, plugawymi zwierzętami, podstępnymi roślinami, groźnymi nieumarłymi i podstępnymi Pomrokami, ale w ostatecznym rozliczeniu – było warto. A centaurzyca sugerowała, że w przyszłości może mieć oferty równie, a może nawet jeszcze bardziej lukratywne.


C.D.N.

_____________________________
1 - autora nie znam, chętnie poznam
2 - żelazny golem z gry Dark Souls
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 16-04-2016 o 16:52.
Zapatashura jest offline  
Stary 28-11-2014, 16:54   #120
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Chyba sensownie jest oznajmić, że Dotian był kimś, kto nie za bardzo rozumiał zestaw poczynionych ustaleń. Zarówno tych ze zleceniodawcą, jak również dotyczących wspólnej kompanii. Wiedział doskonale, że utracił pamięć, ale to nie ułatwiało wcale sprawy. Siedział więc niepewny co robić, zaszywszy się w jakimś wynajętym pokoju.
Dotian nie spodziewał się tego dnia gości, pukanie do drzwi oderwało go zatem od zwyczajowych czynności. Przy czym pukanie mogło nie być najlepszym terminem do opisania miarowego, nieustępliwego stukania. Przypominało już bardziej młotek wbijający gwoździe. Stuk, stuk, stuk. W Dzielnicy Urzędniczej raczej nie zdarzały się głupie wybryki dzieciaków, bowiem mogły się one dla nich skończyć tragicznie (i to w świetle obowiązującego prawa), toteż musiało to być coś istotnego. Niezapowiedziany remont? Bez wcześniejszego pobrania brzdęku? Wykluczone. Wojownik musiał zatem sprawdzić co też wywoływało cały ten harmider. Kiedy tylko otworzył drzwi, jego oczom ukazał się dabus. Istota przez krótką chwilę machała pięścią w miejscu, w którym przed chwilą jeszcze znajdowały się drzwi.


Wizyta dabusa w Klatce nigdy nie wiązała się z czymś dobrym, przez co Twinklestar odruchowo zdębiał. Istota, której intencji ani emocji nie sposób było wyczytać z dziwnej twarzy, po upewnianiu się, że skupia się na niej cała uwaga Dotiana, przemówiła:

Cytat:
Znaki formowały się w powietrzu ze zdecydowaniem godnym opadającego głazu. Dopiero gdy wszystkie sześć błyszczało jasno nad głową dabusa, ten pokłonił się przed coraz bardziej zdziwionym Twinklestarem i nie czekając na jego reakcję odwrócił się i odpłynął w dół ulicy, pozostawiając po sobie jedynie "słowa", które zaczynały blaknąć.

Owe znaki faktycznie były jakieś pokopane. Najpierw płonąca lalka, potem róg służący do picia wina lub miodu. Ogólnie chyba można to było zrozumieć, że kogoś pali pragnienie. Potem wskazujący palec, który mógłby znaczyć: Idź szybciej stąd. Potem włosy, jakąś peruka. Tego nie wiedział, chyba, że tam, gdzie ma iść mieści się przy perukarni. Potem znak dwójka, potem znowu coś, co wskazuje na powtórzenie czynności. Czyli podsumowując:

Cytat:
Chce mi się bardzo pić, więc zaiwaniaj do knajpy obok perukarni. Przynieś stamtąd kufelek. Nie. Przynieś dwa kufelki, potem zaś ponownie.
Przynajmniej tak sobie tłumaczył, jednak niekoniecznie był pewien. Może Estel albo Odłamek wiedzieliby o co chodzi. Postanowił spytać czarodzieja.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172